GMACH GŁÓWNY Gmach główny Międzystanowego Magicznego Ratusza mieści się niedaleko Katedry Piekieł, w samym centrum magicznego Salem. To wiekowy budynek zaadaptowany na potrzeby czarowników, w którym niezmiennie tętni życie. Można tu znaleźć komitety działające w poszczególnych obszarach, wielkie biura i sale spotkań, a także gabinety prywatne najznamienitszych dyplomatów. Budynek jest pilnie strzeżony. Chociaż z zewnątrz wydaje się niepozorny, zostały rzucone na niego skomplikowane rytuały, sprawiające, że pozornie mały gmach w środku wygląda na potężny Kapitol o niezliczonej ilości piętr. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Richard Williamson
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 13
PŻ : 171
CHARYZMA : 23
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 19
TALENTY : 8
28 kwietnia 1985 roku Obiecuję mówić prawdę, tylko prawdę, samą prawdę. (Kłamstwo). Splecione za plecami dłonie to sekret zatrzaśnięty w palcach; krzyżyk na nieszczęście, x na karcie wyborczej, pamiętasz, które okienko zaznaczyć, Bisher? Gmach Międzystanowego Magicznego Ratusza obserwuje nas w milczeniu — odpowiadam tym samym, dwa razy mocniej. — Przynajmniej sześć ataków. Noc nad Salem jest spokojna; miasto nie wypluwa do rynsztoków popłuczyn z Sonk Road, nie wyje w rytm karetek przemykających ulicami Little Poppy, nie krztusi się silnikami Starego Miasta. W okolicy Ratusza nie śpią tylko trzy typy ludzi; politycy, ochrona i kobiety gotowe towarzyszyć dwóm pierwszym przypadkom w chłodną, późnokwietniową noc. — Było więcej, ale Gwardia interweniowała na czas. Bisher wygląda starzej niż na początku roku; po wydarzeniach z końca lutego, komisja do spraw bezpieczeństwa magicznego dostawała baty — wydarzenia w Little Poppy zamieniły pejcz w bambusową rózgę. Byłoby mi go szkoda, gdybym uznawał ideę empatii; Ratusz wzniesiono z marmuru, ale każdy wie, że to akwarium, w którym rekiny pożerają się nawzajem. — Liczę te, w których Gwardia interweniowała na czas — za uniesionym do ust kubkiem — kawa smakuje gównem, więc dopasowuje się do poczucia smaku mieszkańców Salem — ukrywam pobłażanie. Barnaby był zwięzły, zdając raport; w dwóch przypadkach napaści wziął czynno—obronny udział — chyba powinienem zapytać, czy wyszedł z tego cało, chociaż znam odpowiedź. Bywało gorzej. — Sklep plastyczny spłonął, jubilera okradziono. Pracownia krawiecka się obroniła, antykwariat też — list od Vittorii ociekał wściekłością; zaklęła w tuszu bezradność i obietnicę opowieści — to drugie czeka, aż ziemia pod nogami przestanie podrygiwać. — Pod dywan Kościoła zamieciono wypożyczalnię kaset i podrzędną knajpę. O tych interwencjach mówił Barnaby; w obu gwardziści byli na miejscu zanim postronna gęba oberwała zaklęciem. — Podejrzewam też Palazzo, ale to Paganini. Równie dobrze mogło chodzić o prywatne porachunki — krzyki i Włosi to wyrazy bliskoznaczne; nawet, jeśli ktoś był na tyle głupi, by napaść na mafię, pewnie właśnie zwiedza zaświaty. Bisher jest tego samego zdania; pół życia mieszkał dwie przecznice od restauracji Paganinich. — Ratusz nie ma środków na— Łyk rozpuszczonego w kubku gówna nie wypiera posmaku goryczy; nie szukam dziś oczywistości, tylko informacji. — Odwiedziłem wczoraj komisję do spraw przedsiębiorczości. Zgadnij, co zastałem. Bisher odwraca głowę — w oczach ma coś śliskiego i zimnego; coś, co pewnego dnia będę musiał zdeptać. — Bezkrólewie? Lepiej. — Chaos. Od wydarzeń w Little Poppy, komisja otrzymywała zgłoszenie za zgłoszeniem — większość roszczeń była próbą wyłudzenia pieniędzy od magicznego referatu i nadawała się na makulaturę, ale żeby odrzucić wniosek o odszkodowanie z budżetu wzniesionego z podatków tych samych czarowników, którzy twierdzili, że ich domy i biznesy — a w jednym przypadku koty — padły ofiarą napaści rabusi, należało przeprowadzić śledztwo. Komisja do spraw przedsiębiorczości nie miała czasu, zasobów ani możliwości, żeby zbadać każdą sprawę; stąd współpraca z komisją do spraw magicznego bezpieczeństwa — stąd nadzór komisji do spraw międzystanowej koordynacji. Skomplikowane? Bynajmniej; to czysta polityka. — Lubisz chaos, Williamson. Niedopowiedzenie, które wybaczę — jest późno, chłodno i żaden z nas nie powinien pracować, ale rekiny nie śpią, kiedy w wodzie czuć krew. Szczególnie te z apetytem na zwycięstwo. — Lubię, o ile sam mieszam palcem w drinku. Little Poppy było przypadkiem, ale każdy przypadek można wykorzystać. Los ma szczerbaty uśmiech i sporo miejsca na kłamstwa pomiędzy ubytkami. Wystarczy narzucić odpowiednią narrację, żeby przekonać nieprzekonanych do racji Ronalda. — Co zamierzasz? Zwyciężyć, ale to pod koniec czerwca; najpierw przerwa na autoreklamę. — Ronald na Placu Mniejszym grzmiał o wsparciu lokalnych przedsiębiorców, więc dokładnie to — nie myślę o odpoczynku, nie myślę o domu, nie myślę o śnie; polityka nie czeka na nikogo. — Zaczniemy od czarowników. Właścicielka pracowni zwróciła się do mnie z bezpośrednia prośbą o interwencję, Gwardia zamknęła drzwi biznesu na trzy doby i zrzuciła odpowiedzialność na ratusz w Saint Fall. Ten z kolei nie może podjąć żadnej decyzji, bo przepływ informacji pomiędzy niemagicznym włodarzem i magicznymi strukturami to płonący autobus bez kierowcy. Obecny burmistrz balansuje na granicy niezrozumienia — ataki przeprowadzili czarownicy, ale nie każdy biznes należał do magicznych przedstawicieli społeczeństwa. Gwardia zatarła ślady czarów, zadbała o podziurawienie pamięci niemagicznych świadków, zasklepiła dziury i wycofała się rakiem; walkę o odszkodowania za zniszczenia właściciele musieli stoczyć sami. — Na początku maja zlecę kontrolę komisji do spraw przedsiębiorczości. Będą mieć pełne akta, wyceny poniesionych strat, skalę zniszczeń. Zrobimy z tego sztandar. Patrzcie, co się dzieje, kiedy burmistrz nieumiejętnie dysponuje środkami. Przyjrzyjcie się, bo będziecie następni. Wkrótce magiczni poszkodowani dostaną kredyt zaufania — czek będzie pomostem, po którym pomaszerują prosto w kierunku urn. — Wtedy na scenę wkraczasz ty — to przyszłość, teraz moment na teraźniejszość — nie traciłbym czasu na Bishera, gdyby nie koordynacja współpracy między komisjami, ale moja polubowność ma cenę; czas wystawić rachunek. — Potrzebuję przecieku z komitetu do spraw bezpieczeństwa magicznego, szczególnie projektu budżetu na przyszły rok. Prosto, klarownie, bez złudzeń — minęła dwudziesta druga, a my wciąż pracujemy. — Mamy koniec kwietnia, Williamson, wciąż jest w powijakach. Poza tym— — Bisher. Minęła dwudziesta druga, my wciąż pracujemy, moja cierpliwość ma ograniczone zasoby. — Mógłbym wejść do waszych biur bez pukania i wytrzeć usta w serwetkę podejrzeń o defraudację środków, ale staram się rozwiązać sprawę polubownie — gdyby nie perspektywa na owocną współpracę, dokładnie to by się wydarzyło; komitet do spraw polityki publicznej tonął w zgłoszeniach, a tymczasem Bisher i jego komisja wymigiwali się od podjęcia śledztw bez oddelegowanych do tego zadania gwardzistów, co z kolei wymagało zaangażowania Kościoła. Kołowrotek zależności wiruje obłąkańczo; dbam o to, by nie wsunąć w niego palce. — Budżet powinien przewidywać ilość środków przewidzianą na opłacenie współpracy z niemagiczną policją, prawda? Krótkie skinięcie głową, długa droga przed nami. — Tak, to trzeci punkt. Łapówki, kontrola archiwów, współpraca z Gwardią, która musi— — Robić wycieczki do Bostonu, ilekroć spłynie raport o interwencji na magicznym. Zupełna strata czasu i funduszy, które można przeznaczyć na sensowniejsze rozwiązanie. W Deadberry nawiązywałem do tego przy Veritym; przepchnięcie nowej ustawy będzie wymagać prawniczego żargonu skleconego tak, by nikt nie wiedział, o co chodzi. — Jakie? Niespodzianka; jeśli odpowiem, przestanie nią być. — Dwa dni. Dasz radę? Powinniśmy wracać do środka — oficjalny etap kontroli planów komisji wobec Little Poppy odhaczymy w dwa kwadranse. — Trzy, komisarz Irvin zaczął— — Irvin to hipochondryk. Powiedz, że twoja córka ma objawy ospy, a za godzinę będzie przekonany, że dopadła i jego — Bisher nie pyta, skąd wiem; pracuje w polityce na tyle długo, żeby zrozumieć — Richie Williamson po prostu wie. — Dwa dni, Bisher. Czas to pieniądz, więc cenię go bardziej od snu. Schody do Ratusza pną się na szczyt; wspinam się po nich bez wysiłku. z tematu |
Wiek : 30
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : north hoatlilp
Zawód : starszy specjalista komitetu ds. międzystanowej koordynacji