Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KLUB JAZZOWY "CHILI"
Czerwone światło jest pierwszym, co każdy gość tego miejsca może zauważyć już od wejścia. Jako drugie w oczy rzucają się czerwone kanapy, nierzadko przesadnie wysiedziane, ale dalej komfortowe. Klub jazzowy "Chili" jest jednym z najstarszych działających obecnie lokali na starym mieście. Pomimo coraz mniejszej popularności tego gatunku, wciąż ściąga w swoje progi gości spragnionych dobrej muzyki na żywo.

[ukryjedycje]
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Robin Baker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t331-robin-baker#965
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t373-robin-baker#1148
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t374-robin-baker#1149
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t372-poczta-robin-baker#1147
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f97-mieszkanie-robin-baker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t331-robin-baker#965
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t373-robin-baker#1148
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t374-robin-baker#1149
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t372-poczta-robin-baker#1147
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f97-mieszkanie-robin-baker
// 02.02.1985, sobota


Ah, upragniony weekend! Jak czekałam na ten dzień po długim tygodniu pracy! Kilka groszy do kieszeni wpadło to i można było sobie pozwolić na chwile relaksu przy tym, co uwielbiałam najbardziej!
Weszłam do klubu niemal tanecznym krokiem, słysząc melodie grane w środku jeszcze przed drzwiami. Ledwie rozpinając kurtkę podeszłam do baru, zamawiając jedno małe piwko, nim skierowałam swoje kroki ku kanapie, ściągając z siebie wierzchnią odzież. Zostałam w szarym sweterku i ciemnych jeansach, zajmując miejsce na jednej z kanap, na której pewnie rozsiadłam się nieco zbyt wygodnie, podciągając jedną z nóg praktycznie pod swój tyłek. Sączyłam powoli złoty napój wyskokowy, wczuwając się w muzykę graną na żywo. Oh, jak marzyłam by samej kiedyś wystąpić na takiej scenie! A kto wie, może i po naszych szalonych planach z Shiri kiedyś się to ziści?
Na razie jednak pozostało mi tylko napawać duszę pięknymi dźwiękami, gdy podrygiwałam w swoim miejscu do rytmu, lekko unosząc i kołysząc jedną ze swoich dłoni. Z całą pewnością - to było idealne miejsce dla mnie. Nastrój, muzyka, alkohol... Czego chcieć więcej?
Co jakiś czas tylko rozglądałam się po sali, spoglądając na twarze gości lokalu. Większą część z całą pewnością już kojarzyłam z tym miejscem - w końcu klub nie należał do najpopularniejszych i z mijającym czasem klientów raczej ubywało. Gdzieś w tej ciemności jednak wybiła się jedna mordka, która... Wydawała się znajoma, ale nie tak, jak reszta. Zmrużyłam na sekundę swoje powieki, próbując skojarzyć rysy twarzy z jakimś konkretnym wydarzeniem, aż w końcu - ding! Zaiskrzyło. Długowłosy chłopak był jakimś znajomym Oliego, tego byłam pewna. Uśmiechnęłam się lekko, na chwilę przestając ruszać dłonią do rytmu, by mu pomachać, jeśli tylko sam spojrzał w moją stronę. W niemym geście pewnie też skinęłam mu głową - bo przecież nie wypadało drzeć się na cały lokal w trakcie koncertu, no nie?
Robin Baker
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
Magnus Abernathy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
02.02.1985 r.

Robin Baker

outfit

Większość ludzi pewnie szukając miejsca do nauki wybrałaby bibliotekę lub zacisze własnego domu, jednak nie dla Magnusa, który miał wrażenie, że nie może liczyc w nich na zbytnią prywatność. Zresztą ostatnio podczas dyżurów w rodzinnej bibliotece, kiedy dla zabiciu czasu siedział nad własnymi księgami słowa platały mu figle, a może to po prostu umysł, który nie mógł się skupić na czytanych tekstach podstawiał inne często zupełnie niepasujące słowa. Dopóki była to tylko teoria magi było to bezpieczne, ale gdyby taki błąd popełnił przy inkantacji lub odczytał źle składnik, który powinien umieścić w miksturze… Na samą myśl o tego typu błędzie przechodziły go ciarki.

Klub jazzowy wybrał, gdyś wiedział, że jest mało uczeszczanych miejscem w mieście, gdzie wpadnięcie na kogoś znajomego czy rodzinę było ograniczone, a co za tym idzie mógłbyć spokojny o interakcję z ludźmi. Chłopak niejako chciał pobyć sam ze swoimi myślami. Właśnie dlatego zajął stolik jak najbardziej w głębii, przy którym usiadł z szklaneczką whiskey. Na wysłużonym blacie położył szkicownik, a obok mały piórnik. Rysowanie pomagało mu oczyścić umysł i pozbyć się myśli, których nie potrafił wyrazić słowami.

Zatopiony we własnych myślach i otoczący muzyką koncertu prawieby nie zauważył, że ktoś do niego macha. Dziewczyna miała szczęście, że akurat podniósł głowę, aby zaczepić przechodzącą obok kelnerkę i poprosić ją o jeszcze jedną kolejkę. Kiedy zauważył, że ktoś macha, zmarszczył brwi i zastanawiał się, czy to na pewno do niego. W niemym geście zapytał, czy chodzi o niego. Niezbyt kojarzył ciemnowłosą dziewczynę, ale równie dobrze mogła to być wina odległości, która dzieliła ich stoliki. Czytanie czasami tylko przy świetle świecy lub ogólnie w słabym oświetleniu zadawało się w końcu odcisnąć swoje piętno na wzorku chłopaka, który miał wrażenie, że czasami gorzej widzi.

Zbierając swoje rzeczy i szklankę z nową porcją alkoholu, podszedł do stolika dziewczyny.

- Machałaś do mnie? - Teraz kiedy był bliżej wiedział, że skądś rozpoznaje twarz dziewczyny, jednak nie mógł powiedzieć skąd. Może była jedną z tych, które zaliczył pijany w jakieś łazience klubu albo zaułku i po prostu wymazał z pamięci. A może po prostu była niewarta zapamiętania.
Magnus Abernathy
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Robin Baker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t331-robin-baker#965
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t373-robin-baker#1148
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t374-robin-baker#1149
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t372-poczta-robin-baker#1147
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f97-mieszkanie-robin-baker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t331-robin-baker#965
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t373-robin-baker#1148
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t374-robin-baker#1149
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t372-poczta-robin-baker#1147
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f97-mieszkanie-robin-baker
Bywały sytuacje, w których się myliłam i robiłam z siebie idiotkę. Ale mogłam się założyć o 100 dolców (których pewnie nawet przy sobie nie miałam) że kojarzyłam twarz tego chłopaka. Może jak wychodził od Oliego a ja sama kręciłam się przy lesie? Albo widząc ich z oddali gdzieś na mieście? Kto wiedział, pewne było że ta buźka wryła się w moją pamięć.
Spodziewałam się raczej tylko odmachania w moim kierunku, więc nieco się zdziwiłam, gdy blondyn jednak ruszył w moim kierunku. Mimo wszystko jedna, uśmiechnęłam się uprzejmie, skupiając na nim swoje spojrzenie.
- Ah, tak. - Ucięłam krótko, nim nastały chwile ciszy przerywane wyłącznie dźwiękami wydobywającymi się spod instrumentów na scenie. Potrzebowałam chwili by sobie uzmysłowić, że wypadałoby uargumentować ten czyn. - Wybacz, wydaje mi się, że mamy wspólnego znajomego, takiego jednego Francuzika co z całą pewnością za dużo jara. - stwierdziłam odkrywczo, pół żartem, nawiązując oczywiście do Pana Lavoie'a. - Jestem niemal pewna, ze widziałam Was gdzieś razem. - Dodałam w kolejnej sekundzie, nim na nowo zamoczyłam usta w swoim dużo tańszym napoju chmielowym. Cóż... Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, no nie?
Dopuszczałam do siebie świadomość, że mój osąd mógł być błędny a nieznajomy mógł być jedynie podobny do towarzysza mojego przyjaciela, jednak mimo wszystko - jak gdyby nigdy nic, wskazałam na miejsce przy sobie, na kanapie. Lubiłam cieszyć się muzyką w towarzystwie, szczególnie jeśli mogłam robić to z osobami, które tak jak ja widziały w niej coś więcej, niż tylko puste dźwięki. Lubiłam wymieniać się spostrzeżeniami, opiniami, dzielić kolejnymi nowościami ze świata przebojów. A w miejscu takim jak to? Raczej nie wylądowałby przeciętny Smith słuchający wyłącznie Madonny i Jacksona...
Robin Baker
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
Magnus Abernathy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Magnus zdawał sobie sprawę z tego, jak Hellridge jest małe, szczególnie kiedy się tutaj urodziło i wychowało. Każdy znał każdego, a już, szczególnie kiedy pochodziło się z Kręgu. Nawet niemagiczni byli w stanie skojarzyć nazwiska członków przede wszystkim ze względu na to, czym zajmowali się w mieście. Kiedy jest tutaj jedna biblioteka czy zakład pogrzebowy ludzie szybko zapamiętują, kto za to odpowiada, szczególnie kiedy jest to rodzinny biznes prowadzony od pokoleń. Nie dało się tutaj być anonimowym, a na pewno nie w całym znaczeniu tego słowa… Prędzej czy później ktoś będzie w stanie skojarzyć twoją twarz, czy inne rzeczy i dość do pewnych wniosków.

Stojąc przed dziewczyną, która potwierdziła, że do niego machała, uniósł brew w niemym pytaniu, czekając, aż rozwinie swoją wypowiedź. Jej opis pasował tylko do jednej osoby - Olivera Lovoie’a. Na wargach chłopaka pojawił się pobłażliwy uśmiech, a przez głowę przemknęło wspomnienie ostatniej wspólnej nocy…

Wyrywając się spod okowy czaru wspomnień, przyjrzał się uważnie ciemnowłosej, próbując ocenić czy stanowi jakieś zagrożenie. Magnus z Oliverem nie byli razem, a przynajmniej nie w tradycyjnym tego słowa ujęciu. Zresztą Abernathy nie wyszedł z szafy, a na pewno nie oficjalnie. O jego orientacji wiedziały tylko jego podboje oraz rodzeństwo. Przed rodziną nadal się krył, nie zostając sam na sam z Oliverem czy innymi mężczyznami. Resztki zdrowego rozsądku jeszcze posiadał… chyba… Co do dziewczyny… teraz kiedy połączył ją z Oliverem, jego pamięć się przejaśniła. Była tą niemagiczną, która się koło niego kręciła.

- Nie powiedziałbym tak, ale to moje zdanie na temat Oliego. - Wzruszył ramionami i przyjął zaproszenie, siadając obok niej i odstawiając na stolik szkicownik wraz z piórnikiem. Upił odrobinę alkoholu i spojrzał na dziewczynę. Była niegroźna, a to miejsce było mało uczęszczane przez ludzi, więc Magnus mógł pozwolić sobie na więcej swobody. - Zresztą z papierosem czy skrętem mu do twarzy - rzucił odrobinę zagadkowo, puszczając oko do dziewczyny i upił kolejny łyk whiskey. - Jestem Magnus. - Rodzice wpoili mu dobre maniery, a te jednak wymagały, aby się przedstawić. Zresztą przydałoby się poznać imię nieznajomej, prawda?
Magnus Abernathy
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Robin Baker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t331-robin-baker#965
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t373-robin-baker#1148
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t374-robin-baker#1149
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t372-poczta-robin-baker#1147
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f97-mieszkanie-robin-baker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t331-robin-baker#965
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t373-robin-baker#1148
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t374-robin-baker#1149
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t372-poczta-robin-baker#1147
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f97-mieszkanie-robin-baker
Już widząc ten uśmiech wiedziałam, że pamięć mnie nie myliła. Znał Oliego! Czyli jeszcze nie było ze mną najgorzej, mimo regularnego chlania i przepalania najgorszego syfu.
- Dobra, dobra, i tak wiemy jaka jest prawda. - Machnęłam ręką, bo przecież Lavoie nie odpuszczał okazji do zapalenia zielska czy tytoniu, gdy tylko pojawiała się ku temu okazja. Jakby się nad tym zastanowić, to chyba do pomieszczenia najpierw wchodziła chmara dymu, a dopiero za nią ekscentrycznie ubrany chłopak. A przynajmniej... Ja już miałam takie z nim skojarzenie. - Ale tego to akurat Ci nie odmówię. Najbardziej mu do twarzy, jak się nim dzieli! - Zawtórowałam lekko się śmiejąc, bo jednak... No nie było co ukrywać, w tym aspekcie chyba nieco go wykorzystywałam. Trzeba sobie było jakoś radzić, szczególnie w momentach, gdy budżet stawał się nad wyraz szczupły.
Słysząc jego przedstawienie się, odruchowo wyciągnęłam otwartą dłoń w kierunku jegomościa, malując szeroki uśmiech na swojej twarzy.
- Robin. - Odparowałam krótko, rzucając jeszcze wzrokiem na dobytek nowopoznanego kolegi. W sumie... Nie powinien mnie chyba dziwić. Miałam wrażenie że Oliver lubił otaczać się ludźmi w jakikolwiek sposób połączonymi ze sztuką. To też mogło wyjaśniać, dlaczego mój nowy znajomy znalazł się akurat w tym klubie.
- Rysujesz? - Zagaiłam, wskazując podbródkiem na rzeczony szkicownik. Sama byłam zafascynowana ludźmi, którzy potrafili przywoływać rzeczywistość na kartkach papieru, bo przecież ja byłam w tym kompletną nogą. Nadrabiałam jednak, gdy miałam dostęp do jakichkolwiek strun. Zdecydowanie granie było moją mocną stroną - ale Magnus miał się dopiero przekonać, czy lepiej wychodziło mi to na gitarze, czy jednak - na nerwach.
Robin Baker
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
Magnus Abernathy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t362-magnus-abernathy#1091
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t402-magnus-abernathy#1273
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t403-fuck-marry-kill#1275
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t401-poczta-magnusa-abernathy#1272
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Cóż… uśmiech go zdradził, ale nic nie potrafił na to poradzić. Nawet kiedy byli pokłóceni, na samą myśl o Francuzie na jego ustach pojawiał się koci uśmiech. Chłopak po prostu zalazł Magnusowi za skórę, a ten nic nie mógł na to poradzić, zresztą nie chciał.

- Niby jaka? - zapytał, unosząc brew i czekając jakim ciekawym odkryciem podzieli się z nim ciemnowłosa.

Gdyby powiedziała na głos to, co myślała odnośnie do tego, że najpierw wchodzi dym papierosowy Olivera, a dopiero po chwili on toby się z nią bezapelacyjnie zgodził. Chłopak jednak uważał to za coś uroczego i charakterystycznego, zresztą sam był palaczem i pewnie niektóre osoby powiedziałby o tym to samo. Poza tym zapach papierosów w połączeniu z perfumami, których używał Oliver (o ile jakiś używał), tworzyły swoisty afrodyzjak, który działał na Abernathy’iego za każdym razem, nawet kiedy zdawałoby się, że seks to będzie ostatnia rzecz, o której pomyśli.

Kolejne słowa dziewczyny otworzyły, jakąś zamkniętą szufladę w umyślę chłopaka.

- To ty jesteś tą dziewczyną, przez którą tak szybko schodzi mu paczka! - Magnus kojarzył narzekania swojego kochanka, na pewne natrętne dziewczę, które wykorzystuje go, jeżeli chodziło o rzeczy do palenia wszelkiego rodzaju. Teraz przynajmniej miał okazję poznać tego pasożyta osobiście.

Wyciągnięta w jego stronę dłoń uściskał, ale nic więcej. Dzisiaj nie był z niego prawdziwy dżentelmen i flirciarz. Po prostu utrapiony artysta, którego muza porzuciła razem z weną.

- Bardziej coś tam bazgrolę. - O ile swojego pisarstwa Magnus się nie wstydził, o tyle rysunku już tak. Zawsze miał wrażenie, że coś jest nie tak, że nie oddał w pełni tego, co widział, że kreska była nie taka. Właśnie z tego powodu nie dzielił się swoimi rysunkami i rzadko je pokazywał. Ten akurat szkicownik, który miał ze sobą wypełniony był rysunkami jego ukochanej Luny, roślin i sporadycznie próbami sportretowania z pamięci białowłosego czarownika…

Chcąc pozbyć się kolejnej natrętnej myśli, chłopak napił się alkoholu i spojrzał na swoją nową towarzyszkę.

- Ja szukałem tu weny i spokoju, a ty? Jakoś nie wyglądasz jak typowy klient tego miejsca. - Nie miał na celu obrazić dziewczyny, ale jakoś nie pasowała mu do tego miejsca. Może jawiła mu się zbyt ekscentryczna, dlatego nie pasowała mu do spokojnego jazzu, który wypełniał pomieszczenie.
Magnus Abernathy
Wiek : 27
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : EAGLECREST, SAINT FALL
Zawód : Opiekun księgozbiorów | Student
Robin Baker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t331-robin-baker#965
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t373-robin-baker#1148
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t374-robin-baker#1149
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t372-poczta-robin-baker#1147
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f97-mieszkanie-robin-baker
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t331-robin-baker#965
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t373-robin-baker#1148
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t374-robin-baker#1149
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t372-poczta-robin-baker#1147
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f97-mieszkanie-robin-baker
Chcąc czy nie chcąc - nasze reakcje tak wiele zdradzały na nasz temat. Ale... Mi to chyba nawet nie przeszkadzało. Prawdopodobnie sama zbyt wiele razy dawałam z siebie czytać jak z otwartej księgi. Na moje szczęście - jeszcze nikt tego nie próbował wykorzystać przeciwko mnie.
- Że jara jak smok. Mogę się założyć, że na sam zapach dymu niektórzy od razu mieliby z nim skojarzenie, haha! - Wzruszyłam swoimi ramionami, bo przecież nie była to ani żadna tajemnica, ale nieznany o francuziku fakt. A że przy okazji wymsknął mi się na jakiś mały żarcik? No tak też czasem bywało.
W kolejnej chwili jednak zwróciłam swoje spojrzenie na chłopaka, w lekkiej konsternacji. Ostatecznie jednak podniosłam swoje dłonie do góry, jakbym właśnie została zatrzymana przez policjanta, nieco się śmiejąc.
- Guilty as charged. - Odparłam z rozbawieniem w głosie, choć zapewne nie tylko fajki Oliego kończyły się w zastraszającym tempie, gdy ja byłam w okolicy. Co poradzić, gdy raczka trzeba było dokarmić, a dolce w portfelu wyparowywały jak oszalałe? Nałogi to małe cholerstwo, z którym ciężko było walczyć - szczególnie mi. Ale na szczęście, nie mogłam marudzić na brak towarzystwa osób zawsze przygotowanych na takie sytuacje.
Podciągnęłam swoje nogi na kanapę, przysiadając po turecku, gdy tak się nachyliłam nad nowym kolegą, nie odrywając wzroku od jego szkicownika. - Pokażesz? - Zapytałam, wielce zainteresowana tymi jego bazgrołami. I to tak szczerze! Jakby nad tym pomyśleć to chyba nawet szkice pięciolatka byłyby czymś, co mogłoby mnie zachwycić. Potrafiłam znaleźć piękno w wielu miejscach i rzeczach. Proste linie, dobór kolorów, cienie... Zachwycałam się tak wieloma rzeczami, że pewnie nawet rysując przy zgaszonym świetle z zamkniętymi oczami zdołałby mnie wprowadzić w jakiś zachwyt.
Nie zdołałam jednak powstrzymać miny mówiącej o lekkim oburzeniu, gdy tak zarzucił takim komentarzem.
- Bo co? Bo sweter i trampy to nie wygląd do klubu jazzowego? - Zapytałam, unosząc jedną ze swoich brwi, gdy moje ręce skrzyżowały się na wysokości mojej klatki piersiowej. - Wyobraź sobie, że nie trzeba być zadufanym w sobie nowobogackim, by docenić piękno muzyki na żywo. - Dodałam po chwili, wyraźnie zirytowana taką akuzacją. Znaczy... No rozumiałam, że mogę się wybijać z klienteli tego miejsca, ale bez przesady! Po prostu żyłam muzyką, a tutaj... Mogłam się jej oddać całkowicie.
Robin Baker
Wiek : 24
Odmienność : Niemagiczna
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Sprzedawca w herbaciarni
Audrey Verity
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t606-audrey-verity-nee-hudson#3413
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t803-audrey-verity#5767
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t804-poczta-audrey#5768
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1125-rachunek-bankowy-verity-audrey#10689
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t606-audrey-verity-nee-hudson#3413
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t803-audrey-verity#5767
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t804-poczta-audrey#5768
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1125-rachunek-bankowy-verity-audrey#10689
8 marca, 1985

Kobiety takie jak my.

Nie było wielu kobiet, które była w stanie postawić za znakiem równości. Większości z nich brakowało czegoś — najczęściej zwyczajnie ambicji, aby być czymś więcej, pozostając tym, czym powinny być. Nie sztuką było buntować się odnośnie narzuconych ram, w których mogły egzystować. Znała takie, które na przekór (czemu?) wybierały inną drogę, zasłaniały się ambicjami naukowymi lub zawodowymi, które ostatecznie prowadziły do niczego.

Kobiety takie jak my, mają jedną słabość.

Usiadła przy stoliku najbardziej na uboczu sali. Czerwone żarówki oświetlały pomieszczenie, a subtelna, jazzowa muzyka rozgrywała w tłumie. Kelner przyniósł już drinka, a ona niespecjalnie przejmowała się, co w nim było. Nie był to country club — sztywnie wyszyty z marmurowych zasad, których stosowanie było kluczowe do przeżycia. Nie znała innej kobiety, takiej, jak ona — być może z wyjątkiem jej samej.

Obserwowała pomieszczenie dla zalążku rozrywki, nim jej towarzyszka pojawi się w zasięgu wzroku. Jej rozrywka, była czyjąś słabością. Mężczyzny, którego siwe włosy nie pozostawiały złudzenia, że dzieliło go od uroczej blondynki znacznie więcej, niż osiem centymetrów. Nawet w przymrużonym, czerwonym świetle klubu, jego spojrzenie było niekwestionowanie intencjonalne oraz zawieszone na krótkim materiale jej spódniczki. Mężczyźni słabości mają wiele.

Kobiety, takie jak Florence, tylko jedną.

Jesteś irytująco punktualna — oświadczyła, widząc znajomą, smukłą sylwetkę, która przecinała tłumy jak fałszywy prorok fałszywych religii. Nawet mężczyzna, który przed chwilą zawieszony był na dwa razy młodszej towarzyszce, zerknął w stronę idącej szatynki. Ta z pewnością była tego świadoma. — Daj mi coś, co będę mogła ci wytknąć, inaczej zanudzę się na śmierć.

Nie w słabość ubrana była pani van der Decken i nie w słabość przyodziana była pani Verity. Żadna z nich nie nosiła tego nazwiska, od kiedy pojawiła się na tej mogile, ale pewne było jedno — obie z takim odejdą. Rozwody były jedynym luksusem, na który było je stać.

Wstała od stolika, darując przyjaciółce dwa całusy w policzek.

Znalazłam. Apaszka ewidentnie kłóci się z płaczem, próbujesz wywołać skandal? Znam L'Orfevrewłaściwie, to Paganini.która na ten widok, dostałaby zawału.

Usiadła z powrotem na miękkiej kanapie, wygładzając rękami materiał obcisłej sukienki. Lubiła ukrywać się pod warstwami ideałów, zakopując głęboko to, co nie było przyjemne dla oka. Florence widziała już większość z tego.

Słyszałaś, że — ewidentnie inne słowo chciało wypłynąć z ust pani Verity, ale zarówno godzina, jak i otoczenie nie zezwalało na wulgaryzmy. — ta dziewczyna z naszego rocznika— Jak jej było? Emily? Coś równie zwyczajnego. W każdym razie chwaliła się, na imprezie absolwenckiej, że zaraz po studiach, czekają na nią oświadczyny od Kennedy’ego. Obecnie siedzi na farmie pod Austin i próbuje namówić męża, by szedł w politykę.

Kobiety, takie jak Audrey i Florence, mają tylko jedną słabość — swoich mężów.
Audrey Verity
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : żona; filantropka
Florence van der Decken
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 17
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t770-florence-van-der-decken-nee-laffite#5138
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1198-florence-van-der-decken#11543
RELACJE : https:// https://www.dieacnocte.com/t119
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1197-poczta-florence-van-der-decken#11542
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1199-rachunek-bankowy-florence-van-der-decken#11544
WARIACYJNA : 13
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 18
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 17
TALENTY : 7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t770-florence-van-der-decken-nee-laffite#5138
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1198-florence-van-der-decken#11543
RELACJE : https:// https://www.dieacnocte.com/t119
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1197-poczta-florence-van-der-decken#11542
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1199-rachunek-bankowy-florence-van-der-decken#11544
Kobiety takie jak one umierały wiele razy, na wiele różnych sposobów, nim pochłonie je ziemia. 
Śmierć wydawała się prosta, niepoprawnie nieskomplikowana w swojej istocie — pośpieszne pstryknięcie palców na granicy snu i jawy, niewzruszona towarzyszka  ciągnąca żałobny welon w cieniu każdego istnienia. Rodziło się przecież tylko po to, by w końcu umrzeć, skazańczy wyrok wisiał tępym ostrzem nad operlonymi karkami każdego, kto doświadczył słodkiego miąższu owocu życia. Dopadał starych i przerażająco młodych, miałkich i wielkich, choć nie zawsze tak samo. Śmierć miała wiele imion, jeszcze więcej znaczeń. 
Florence od lat żyła w niezachwianym przeświadczeniu, że umiera. Rozkład, jaki dosięgnął jej serca, cuchnął przeraźliwie odbijając się od ostrego zarysu żeber, wstających kości policzkowych, cieni pod oczami, które ukrywała zatwardziale pod puchem jasnego pudru. Ostatnia godzina zawieszona nędznie na przestrzeni lat, oksymoron w najczystszej postaci. 
Paradoks. 
Kobiety takie jak one umierały często — i nie zawsze były to śmierci równie perfekcyjne co one same. Długie, samotne, szklące się w odłamkach porozbijanych luster, wyrwanych włosów i obumarłych nadziei. 
Kobiety takie jak one zadzierały podbródki wysoko, poprawiały pukle loków, parły dalej w rytm stukotu niebiańsko drogich obcasów. 
Sama nie wiedziała dlaczego.
Przydymione światła lokalu przywitała z lekkim grymasem skąpanych w karminie Coco — kobieta wszakże najpiękniejszą była w czerwieni. Przystanęła na chwilę, pozwalając nutom zaszumieć w głowie, odbić się od połaci myśli. Ciemny jedwab koszuli wetkniętej za obcisłą, ołówkową spódnicę połyskiwał w odbiciach kryształowych żyrandoli, a Florence świetnie wiedziała, że kilka ciekawskich spojrzeń powędrowało w jej stronę; niektóre z nich sekundę zbyt długo, by uznać to można za stosowne. 
Mijając niespiesznie kolejne stoliki, nic sobie z nich nie robiła, złudnie obojętna na uwagę.
Byłaby to śmierć, o której bezsprzecznie pisałoby się w gazetach. — Ucałowała policzek Audrey, chwilę później pozwalając garsonowi zsunąć  z jej pleców ciemny płaszcz. — Nie możemy sobie pozwolić na kiepską prasę. — Usiadła naprzeciwko z z iskierką rozbawienia tańczącą w źrenicach. 
Niektóre słowa były zbyt miałkie by dało się opisać zawiłości rzeczywistości — wielu pisarzy próbowało, ale nawet najwprawniejsze pióro miało mierzącą wadę zawodzenia w ujęciu miliona znaczeń zaklętych w teraźniejszości; lub w ludziach. Jedną z takich niepojętości wydawała się Audrey — nie było zdań dostatecznie pięknych, akapitów wystarczająco perfekcyjnych, by ująć jej osobę na połaci papieru. Tusz wydawałby się ujmą. Litery skazą. Słowa nietaktem.
Nigdy nie pokusiłaby się jednak, aby spoglądając na Verity z nutą zazdrości ogniącą się za białkami oczu tę myśl wyrazić. Zabiła ją, tak jak na miliony sposobów sumiennie zabijała samą siebie — pochowała razem z pragnieniami, troskami, ambicjami.
Omiotła przyjaciółkę kolejnym spojrzeniem, równie ciekawym co zazwyczaj — odbiciem lustrzanym Verity, szukając zdradliwej, odstającej nici na utkanej złotem podobiźnie. 
Na próżno. 
Kobiety takie jak one skrzętnie ukrywały swoje ułomności. 
Wiesz przecież, że apaszka pasuje idealnie. — Kącik ust Florence uniósł się w geście rzuconego wyzwania, a smukłe palce zadudniły o marmurowy blat. Skinęła na kelnera zamawiając old fashion. — Śmiałabym natomiast polemizować z doborem butów. — Skinieniem głowy wskazała na blondynkę. 
Łgała. 
Zawsze przecież łgała. 
Emily — przytaknęła, wertując strony własnej pamięci. Była przeciętna — zbyt przeciętna, by miało czekać na nią cokolwiek poza woalem szarości. — Byłam przekonana, że po tej ilości brandy oświadczyny pomyliła z propozycją co najwyżej roli gosposi. Trzeba przyznać, w fartuchu byłoby jej całkiem do twarzy. — Strzepnęła nieistniejący kurz z kolana, starając się ukryć śmiech zbierający się z tyłu gardła. — Kobiety takie jak ona, nie mają do siebie za grosz szacunku.Zupełnie tak jak my.Na własne życzenie wystawiają się na pośmiewisko. Tylko po co? Dla ukruszonej sekundy wiary, że stać je na cokolwiek istotnego? 
Florence van der Decken
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : żona męża, działaczka charytatywna
Audrey Verity
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t606-audrey-verity-nee-hudson#3413
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t803-audrey-verity#5767
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t804-poczta-audrey#5768
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1125-rachunek-bankowy-verity-audrey#10689
POWSTANIA : 16
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 173
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 15
TALENTY : 12
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t606-audrey-verity-nee-hudson#3413
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t803-audrey-verity#5767
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t804-poczta-audrey#5768
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f144-willowside-10
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1125-rachunek-bankowy-verity-audrey#10689
Mgła perfum dotarła do jej nozdrzy i mogłaby się uśmiechnąć, gdyby nie fakt, że nie były to te same, które unosiły się we wspólnej przestrzeni ich mieszkania na studiach. Gdzieś na przestrzeni ostatniej dekady, pani—dawniej—panna—Laffite zmieniła perfumy na inne. Hipotezą Audrey było, że mąż kupił jej nowy flakonik, decydując, że od teraz pachnieć ma dla niego i pod jego modłę.

Benjamin zrobił to samo.

Kobiety takie jak one, zapachy zmieniały, wraz ze zrzucaną, wężową skórą. To, kim były, nie miało znaczenia — mogły próbować trzymać się wyblakłych liter starego nazwiska, uparcie przedstawiać, że z domu są… Mogły. Ale to jak walczyć z wiatrakami.

Zdrowi, młodzi ludzie, nie umierają na zawały, to prawda — zgodziła się, a w głowie wybrzmiewał jej nagłówek Zwierciadła sprzed roku. Może dwóch? Młody mężczyzna padł na zawał w łóżku ze swoją narzeczoną. Dziwniejsze rzeczy się zdarzały. — Złą prasą byłoby powiązanie nazwiska L'Orfevre i van der Decken w jednym artykule. Przypadkowe spowodowanie zgonu byłoby tu najmniejszym skandalem.

Van der Deckenowie nie lubili L'Orfevre. Verity nie lubili L'Orfevre. Hudsonowie i Laffite nie mieli tego problemu, ale przecież — to już nie miało znaczenia. Nic z tego, tak naprawdę, niespecjalnie go miało. Kręgowa polityka była tylko tak skomplikowano, jak jej pozwalano.

Wzrok spokojnie spoczywa na oświetloną czerwienią żarówek skórę Florence naprzeciw niej, gdy ta gestem lekkim i dumnym, zamawia drinka. Ona życzy sobie negroni. Dzisiaj miała ochotę na gorzkość w swoich ustach.

Założyła nogę na nogę, skórzaną lakierką podrygując przez chwilę w powietrzu.

Przewróciłam się — wyjaśnia spokojnie, nawet nie zniżając wzroku na niski obcas w bucie. — Wysoki but zdawał się nierozsądnym wyborem. Jak katastrofa z 76’.

Rok przed jej ślubem, wieczór zapoznawczy dla patronów uniwersytetu i najznakomitszych studentów. Znakomitość w tym kontekście jest nazwiskiem, statusem majątkowym oraz lekką posypką mądrej biedoty, by bogaci goście chętniej wypisywali czeki. Audrey obcas złapał się w drugiej godzinie, a one kolejny kwadrans ukrywały się w łazience, próbując go dyskretnie naprawić.

Rodzina Gucci powinna mniej się wzajemnie mordować, a więcej zwracać uwagę na jakość swoich butów.

Słodka żałośnie nijaka.Emily. Słyszałam, że tego wieczoru nie tylko pomyliła oświadczyny z propozycją pracy, a również delikatnie jej się pomieszało, kto powinien przy nich klękać.

Kobiety, takie jak ona. W głowach kręgowych pań podział, był jasny. My oraz one. Potem, było ja oraz one. Każda była wyjątkiem, odstępstwem od reguły i wierzyła, że pewne zależności jej nie dotyczą.

Ich, oczywiście, nie dotyczyły.

Kobiety, takie jak — powtórzyła za towarzyszką, robiąc jednak przerwę, gdy kelner pojawił się obok nich z zamówionymi trunkami. Grzeczny uśmiech, jego płochliwe spojrzenie na ich obu — chciałby chociaż trochę, nie dostanie jednak nic.

Kobiety, takie jak ona — kontynuowała, gdy zniknął z zasięgu słuchu. — zrobią wszystko, niekoniecznie będąc świadomym, że ich wszystko, sprowadza się do niczego.

Uniosła połyskujący w czerwieni pomieszczenia kryształ lekko do góry. Okazja wymagała toastu.

Za kobiety, takie, jak my.
Audrey Verity
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : żona; filantropka