Witaj,
William Barlowe
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/

William Horace Barlowe

fc. Hugh Dancy





 
nazwisko matki Shelby
data urodzenia 30.09.1945
miejsce zamieszkania Okolice Hellridge
zawód lekarz świadczący nielegalne usługi medyczne, były chirurg
status majątkowy przeciętny
stan cywilny kawaler
wzrost 180 cm
waga 74 kg
kolor oczu niebieski z jasnobrązowymi plamami
kolor włosów ciemny brąz
odmienność n/d
umiejętność n/d
stan zdrowia wczesne stadium zespołu Parkinsona, wolno postępujący alkoholizm, niewielka krótkowzroczność
znaki szczególne markotny wyraz twarzy kontrastujący z łagodnym tonem głosu, drgające w bezruchu palce u dłoni, znamię w kształcie dwóch poziomych, równoległych linii na wierzchu lewego nadgarstka

magia natury: 0 (POZIOM I)
magia iluzji: 0 (POZIOM I)
magia powstania: 0 (POZIOM I)
magia odpychania: 0 (POZIOM I)
magia anatomiczna: 20 (POZIOM III)
magia wariacyjna: 0 (POZIOM I)
siła woli: 10 (POZIOM II)
zatrucie magiczne: uzupełnia MG

sprawność: 3
szybkość: POZIOM I (1)
pływanie: POZIOM I (1)
żeglarstwo: POZIOM I (1)
charyzma: 2
Savoir-vivre: POZIOM I (1)
kłamstwo: POZIOM I (1)
wiedza: 25
magicyna: POZIOM III (15)
zoologia: POZIOM II (6)
botanika: POZIOM I (1)
literatura: POZIOM I (1)
historia: POZIOM I (1)
łacina: POZIOM I (1)
język angielski: POZIOM III (-)
talenty: 17
zręczność dłoni: POZIOM III (15)
prawo jazdy: POZIOM I (1)
percepcja: POZIOM I (1)
reszta: 3



rozpoznawalność uzupełnia MG
elementary school Patriot
high school Frozen Lake High
edukacja wyższa University of Oxford - Medycyna - BMBCh
moje największe marzenie to odzyskanie pełnych praw do wykonywania zawodu, przezwyciężenie choroby, utarcie nosa starszemu bratu
najbardziej boję się niemożności samodzielnego funkcjonowania
w wolnym czasie lubię zaczytywać się w literaturze, słuchać muzyki klasycznej, pływać
mój znak zodiaku to waga


I. KIM JESTEM?



Opuszki palców gładziły wgłębienia między wełnianymi szwami marynarek obwisłych w mahoniu starej szafy. Zatrzymały się na okryciu owitym nicią barwy na myśl przywołującą piasek ścielący brzegi Southampton, oraz Homerowe ”Boys In a Dory”. Zgrabnie, i z precyzyjnym podrygiem, pochwyciły następnie jedwabno-kaszmirowy splot granatu z brązem, obwiązując go w starannym półwindsorze wokół szyi. W lustrze dostrzegł momentalny podryg palca wskazującego i środkowego, gdy te zatrzymały się po instynktownym wygładzeniu krawata wprost koszulowej bieli—i jak gdyby zaalarmowany ów niesubordynacją, w dłoń ujął przetarte w pośpiechu okulary. Nasunął je na nos niby to w takt ostatniego gramofonowego pobrzmienia Piano Concerto No. 21, żałując, iż pozostały czas nie pozwalał na nic więcej, jak pociągnięty z piersiówki łyczek szkockiej.
Rytuał ten emanował elegancją, która towarzyszyć mu miała w chwilach ciurkiem ociekających cierpieniem. W wyniosłościach okalających degradację wszystkiego, co wpisywało się w składowe jego jestestwa. Ów pozór opanowania i dżentelmenerii był obowiązkową częścią całego procederu. Nierozłącznym elementem elegancji, która zawsze górowała nad śmieszną bagatelą cierpień.
Wykazał się obojgiem, gdy po skończonej naradzie powstał, po czym ponownie zasiadł na woskowanej ławie. Dłonie przyciskał do siebie nieugięcie, do momentu zesztywnienia niesfornych nerwów i zbielenia kłykci, a oprószoną szorstkim włosiem szczękę zaciskał jakby ogarniał go chłód.
Wszystko, by cały upór w utrzymaniu wyrafinowania, powagi i dyscypliny, zniknął z momentem wybrzmienia niesionego echem salki sądowej głosu:

‟Po przeprowadzonym dochodzeniu i rozpatrzeniu wszystkich dowodów przedstawionych przez stronę oskarżającą oraz obronę, sąd lekarski orzeka, że w świetle dostarczonych dowodów i świadectw, uzasadnionym jest zawieszenie uprawnień doktora Williama Horace Barlowe’a w prawie wykonywania zawodu medycznego na czas nieokreślony. Zawieszenie to ma na celu zapewnić bezpieczeństwo pacjentów i utrzymanie standardów praktyki medycznej. Doktor William Horace Barlowe zostaje również zobowiązany do pokrycia kosztów postępowania. Wyrok ten obowiązuje od dnia jego ogłoszenia.”

Nie śmiał się nikt. Jednakże jakiś rechot bił niczym dzwon w plątaninie własnych myśli.
A dłonie drgały wobec stateczności kolan.


***


Był drugim synem cieszącego się uznaniem chirurga Edwarda Barlowe’a, który pośmiertnie dokonał równie wiele szkód na własnym potomstwie co za życia.

Urodził się nie tylko u schyłku miesiąca, ale również (a o czym był święcie przekonany) w fazie odznaczającej się końcem ojcowskiej miłości. Bowiem każde dziecko Edwarda, które nie było najstarszym Thomasem Barlowem, wydawało się być nikim więcej jak tragarzem nazwiska o niemałej wadze. Taki los, przynajmniej, spoczął na Williamie.
Chłopak wzrok utkwiony miał w ojcu do ostatka—lustrując dystyngowany sposób noszenia się w pięknych garniturach i okularach o cienkich oprawkach; obserwując dym unoszący się z palonej wieczorami przy kominku i opasłej lekturze fajki, a także studiując nieprzeciętne, noszone od pokoleń, oddanie sztuce medycyny. Jego uwadze nie umykały też późnowieczorne, weekendowe wypady, z niezmąconym spokojem tłumaczone „kolacjami biznesowymi”, bądź „partiami brydża” rozgrywanymi między współpracownikami. Wyzbywszy się niełatwo dziecięcej naiwności, Will uwił teorię, iż po każdym więcej znaczącym karciano-biznesowym posiedzeniu, Edward odczuwał nadzwyczaj porywisty obowiązek udowodnienia nieprzemijalności swych uczuć względem żony. Ta paląca wnętrzności powinność (całkiem dobrze rymująca się z wyrzutami sumienia) zwykle kończyć się miała poczęciem kolejnego Barlowe’a.
Wkrótce, w posiadłości Barlowów nie było miejsca ani na kolejne dziecko, ani ojcowską miłość.
„Zdolny z ciebie chłopak,” wybrzmiewało wyłącznie z wygiętych w uśmiechu ust matczynych—gdy zdolności młodego Williama sławiła kadra nauczycielska Patriot, do pochwał niezmiennie dorastało „...zupełnie jak brat.” Edward podziw nad akademickimi sukcesami syna wyrażał ledwie cichym pomrukiem i miałkim skinieniem głowy, w teorii mającymi zarówno wyrażać aprobatę, jak i pokrzepiać do dalszych starań. Praktycznie, potwierdzały one jedynie chroniczność wspartego na Thomasie pochwalnego przechyłu. Wymierzona w niego apatia trwała nieugięcie w obliczu zaangażowania, jakim wykazywał się na prywatnych lekcjach biologii, łaciny czy historii—wszak Thomas potrafił już czytać i pisać w obu językach, a rodzinne dzieje korzeniami sięgające imperium brytyjskiego przywoływał pamięcią bez zająknięcia i z dumnie wypiętą piersią. Każda książka medyczna, podręcznik, jak i atlas przyrodniczy przewijający się latami przez jego palce, były uprzednio własnością starszego brata. Przypominała o tym prześmiewczo wyraźna literka T. górująca przed nazwiskiem na wewnętrznej stronie okładki, a którą tak gorączkowo wykreślał i zastępował własnym inicjałem. Każdy zapamiętywany przez niego fakt, każda utrwalona w dzienniku piątka, była ledwie echem uprzednich dokonań starszego brata.
Rdzeń istnienia nasiąkać począł frustracją, która w zamian nadała życie ambicji. Celowi wykraczającemu poza ojcowskie oczekiwania, a którego rolą było wypełnienie pustej przestrzeni w pozostawionych mu po bracie metaforycznych butach. Zadaniem obejmujący ciaśniejszy splot zwiotczających sznurowadeł i wypastowanie malujących się na skórze niedociągnięć. Kulminacja optymistycznie zakładała szybkie przerośnięcie owych butów, oraz wdrożenie procesu skrupulatnego wrastania w Edwarda poczucia dumy, mierzonego stopami intelektu młodszego z synów.
Plan Williama był znacznie prostszy w wykonaniu, gdy pozostawał snutym bezgłośnie marzeniem niewykraczającym poza uwite snem ramy.
Łacinę opanować zdołał zaledwie w stopniu biernym, kiedy to język rodził się i umierał w zdolnym do przeczytania i zrozumienia go umyśle. Jego wiedza z zakresu historii rozpościerała się wyłącznie po osiach obejmujących najważniejsze wydarzenia i najwybitniejsze z postaci, udowadniając miarowy przesyt ambicji nad faktycznym pokładem młodego umysłu. Brata prześcignąć zdołał jedynie efemerycznie, w zakresie przyrodniczo-biologicznym, wykazując naturalne zdolności do wnikliwego nasiąkania wiedzą zoologiczną, oraz anatomiczną.
To jednak nie wystarczało do wykarmienia umysłowego apetytu, ani do pozyskania aprobaty Edwarda Barlowe’a, którego parcie na pielęgnowanie klasycznej, angielskiej edukacji, najgorliwiej pochłaniał wyłącznie najstarszy z synów.
Zawsze gdzieś się w tej braterskiej gonitwie potykał. A każde zderzenie palców z gruntową nierównością, przygrywało dźwięcznością szydery i melodyjnym cynizmem.
W konsekwencji, William zdawał się zamykać ciaśniej we własnej bańce, spleconej słowem pisanym obejmującym literaturę, atlasy i medyczno-przyrodnicze bełkoty, by w oczach rówieśników, niczym kosmata gąsienica, zapoczątkować proces swoistej przemiany. Niemniej, owa transformacja nie miała jaskrawić się motylim pięknem i ulotnością, a czymś ad finem rozwlekłym i ekscentrycznym. Usta przeplecione miał niemym szwem rozsupływanym jedynie w przypadku namolnego nagabywania, a po szkolnych korytarzach przemykał w pośpiechu niczym ulatujący szczeliną w drzwiach przeciąg. Tym samym wstawiał się na prześmiewcze komentarze i fizyczne zaczepki ze strony chłopców, w których narastająca pogarda genezą obejmowała piastowane pokoleniami credo placówki. Być może snobistyczna inkryminacja nie była bezpodstawna, a może ów przekonanie nasiąkło wraz z wykrzykiwanymi za szkołą pogróżkami i kwitnącą na skórze purpurą—rozwlekłą niczym kwiatostany erigeron canadensis wijące się między betonowymi pęknięciami chodnika. Niebawem łatwiej przychodziło wyliczanie wyściełających mury Patriot astrowców, niż barwiących naskórek strupów i siniaków. Co poniektóre dociskał przez wykrochmaloną biel koszuli następnego ranka, z zaciśniętymi zębami zgłębiając tajniki przybierania na siebie fasad niczym starannie wyprasowanego odzienia. Szybko rozpoznał, że w pozorach mu do twarzy.


William Barlowe
Wiek : 40
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : okolice Hellridge
Zawód : nielegalnie praktykujący lekarz