Witaj,
Millicent Murphy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/

Millicent Murphy

fc. Agostina Goñi Plataroti





 nazwisko matki DAWSON
data urodzenia 12.06.1956
miejsce zamieszkania Saint Fall - Little Poppy Crest
zawód piekarka, alchemiczka
status majątkowy przeciętny
stan cywilny panna
wzrost 172 cm
waga 55 kg
kolor oczu brązowy
kolor włosów rudy
odmienność -
umiejętność przywołanie chowańca - lis
stan zdrowia magiczne konwulsje mięśniowe
znaki szczególnemagiczne znamię na prawym pośladku w kształcie gwiazdy

magia natury: 6 (POZIOM II)
magia iluzji: 4 (POZIOM I)
magia powstania: 6 (POZIOM II)
magia odpychania: 0 (POZIOM I)
magia anatomiczna: 0(POZIOM I)
magia wariacyjna: 0 (POZIOM I)
siła woli: 10 (POZIOM II)
zatrucie magiczne: uzupełnia MG

sprawność: 2
szybkość: POZIOM I (1)
pływanie: POZIOM I (1)
charyzma: 9
perswazja: POZIOM I (1)
kłamstwo: POZIOM I (1)
wiedza: 6
zarządzanie i ekonomia: POZIOM II (6)
talenty: 24
alchemia: POZIOM II (6)
gotowanie: POZIOM III (15)
prawo jazdy: POZIOM I (1)
percepcja: POZIOM I (1)
zręczność dłoni: POZIOM I (1)
reszta: 0


rozpoznawalność uzupełnia MG
elementary school Skyline
high school Paradise High
edukacja wyższa Saint Fall University/zarządzanie; Tajne Komplety/alchemia
moje największe marzenie to wybudować pomnik - zostawić po sobie coś trwałego
najbardziej boję się samotności, utraty najbliższych, zmarnowanego życia, śmierci w młodym wieku
w wolnym czasie lubię gotować, przyrządzać mikstury, malować, czytać książki
mój znak zodiaku to bliźnięta


Era przed tragedią


Odkąd sięgała pamięcią, wypieki były jej językiem miłości.
Z opowieści rodziców wiedziała, że już jako trzylatka pomagała babci w kuchni, choć w rzeczywistości „pomoc” polegała na rozsypywaniu składników, mieszaniu masy i oblizywaniu łyżek, robiąc przy tym niemiłosierny bałagan; przez dziecięcy entuzjazm ta pasja była kultywowana przez jej matkę, nawet kiedy ich rodzina wyprowadziła się z Teksasu do Maine. Miała wtedy cztery lata, więc jedynym domem, który pamiętała, było miasto Saint Fall. To tu się wychowała, zostawiając południowe dziedzictwo za sobą. Rodzice i starsze rodzeństwo próbowali wtłaczać jej historię, podtrzymywać tradycję, ale ona jednym uchem słuchała, a drugim wypuszczała. Nie pamiętała rodzinnego domu, dlaczego nie czuła przywiązania, które ciągnęłoby ją w tym kierunku. Jej akcent był inny — normalny. Jako jedyna w rodzinie wsiąknęła w kulturę miejsca, w którym żyli, a nie z którego się wywodzili, dlatego nawet w gronie najbliższych czuła się odrobinę odizolowana. Szczególnie że starszy brat i siostra mieli ze sobą znacznie lepsze relacje, a ona latała za nimi, próbując im dorównać. Różnica wieku sprawiała, że zawsze była tą młodszą siostrą, którą trzeba się opiekować, z którą trzeba się bawić. Gdy Daniel i Caroline zaczęli mniej lub bardziej świadomie używać magii, tym więcej mieli wspólnych tematów, tym mniej z Millie. Przekornie więc kłóciła się z nimi, robiąc im na złość z zazdrości, byle tylko zwracali na nią uwagę. W samotności robiła kotlety z błota, babeczki z piasku i ciastka z mchu, a gdy tylko mama miała odpowiednią ilość czasu, szły do kuchni pracować na prawdziwych produktach. Wtedy częstowała członków rodziny z dumą i nadzieją, że dzięki temu lubią ją odrobinę bardziej.

Wspólnie uczęszczali też do kościoła, choć początkowo nie rozumiała różnicy między kościołem dziadków, a ich. Musiała trzymać język za zębami w obecności niemagicznych, a nimi przecież byli dziadkowie, tak samo, jak jej ojciec, który ze względu na miłość do kobiety, przepisał się do Kościoła Piekieł. W domu mogli być sobą, poza nim musieli uważać, żeby nie zdradzić sekretu.
Jako dziesięcioletnia dziewczynka zaczęła nabierać pokory i zrozumienia, co przełożyło się bezpośrednio na kontakt z rodziną — wciąż nie było idealnie, ale zauważyła dużą poprawę. W tym czasie jej brat otrzymał pentakl i athame — zazdrościła mu i nie mogła się doczekać, kiedy sama skończy szesnaście lat. W gruncie rzeczy bycie najmłodszym dzieckiem nie było takie złe, Millie traktowali jak oczko w głowie, pozwalali jej na wiele, wybaczali potknięcia. W swoim rodzeństwie widziała kompanów, ale też opiekunów, a starsza siostra stała się autorytetem do naśladowania. To ona była złotym dzieckiem, „bierz z niej przykład”, powtarzali wszyscy dookoła, budując tym samym między nimi siostrzaną rywalizację. Nie chciała być przecież gorsza, a mimo wszystko tak się czuła. Zazdrościła jej i kłóciła się z nią, a tak naprawdę bardzo ją podziwiała i kochała, naprawdę chciała być taka sama, ale nie potrafiła być tak idealna. Popełniała głupie błędy, była niezręczna, powodowała problemy, a jej wybuchy gniewu kończyły się drobnymi podpaleniami własności złośliwych dzieciaków.
Mając dwanaście lat, rozpoczęła naukę w szkółce kościelnej i dopiero tam poczuła się dobrze, że nie musiała ukrywać swojej prawdziwej natury. Poczuła, że w końcu przynależy do społeczności, która w pełni ją akceptuje, bo rówieśnicy byli tacy sami, jak ona. Z zajęć najbardziej przypadły jej do gustu magia natury i magia iluzji, choć przykładała się do każdego przedmiotu, by mieć jak najlepsze oceny, a w konsekwencji udowodnić rodzicom i rodzeństwu, że jest równie dobra, co Caroline. Wciąż zazdrościła rodzeństwu, że mogą już rzucać samodzielnie zaklęcia, z czego korzystali wręcz nadmiernie, działając Mills na nerwy. Nie tylko to uprzykrzało życie dziewczynie, bo sporadycznie pojawiające się bolesne skurcze mięśniowe, zaczęły utrudniać jej normalne funkcjonowanie. Zaczęło się całkiem niewinnie — ból w ramieniu, nawet znośny, potem w nodze, potem w innych częściach ciała, za każdym razem mocniejszy. Po kilku wizytach u lekarzy okazało się, że cierpi na chorobę genetyczną — magiczne konwulsje mięśniowe. Na początku nie rozumiała, z czym to się wiąże, dopiero później dotarło do niej, że do końca życia będzie cierpieć na tę przypadłość. Dowiedziała się, że ból będzie pojawiał się częściej w przypadku nadmiernego zmęczenia lub dźwigania ciężkich przedmiotów, czyli ogólnego wyczerpania. To w jakimś stopniu ukierunkowało jej życie, bo od teraz musiała na siebie uważać, nie przemęczać fizycznie. Rodzice zaczęli szukać sposobów na zatrzymanie choroby, nie raz dając się nabierać szarlatanom, żerującym na ich desperacji. Od tej chwili ból stał się nieodłączną częścią jej istnienia.

Era po tragedii


Miała 14 lat, kiedy jej siostra zginęła. W jednym momencie ich rodzina posypała się jak domek z kart. Powiedziano im, że Caroline była pijana i wjechała w znak drogowy, ale żadne z nich nie mogło w to uwierzyć. Ojciec policjant od zawsze uczył ich przestrzegania przepisów i takiej ludzkiej moralności, a biorąc pod uwagę, jaką idealną była córką, zwyczajnie nie było możliwości, by popełniła taki błąd. Sprawa została zamknięta, przesądzona, ale tylko w aktach, nie w sercach najbliższych.
Żałoba dotknęła każde z nich na inny sposób. Ojciec przeszedł na wcześniejszą emeryturę, ale nie znalazł tym samym więcej czasu dla najmłodszego dziecka, stał się jeszcze bardziej małomówny i Milliecent nie potrafiła do niego dotrzeć; matka była tak przerażająco smutna, że jej wzrok mógł równie dobrze zarażać depresją, a raz w miesiącu piekła ulubione ciasto Caroline, nie dopuszczając do niego nikogo; Daniel obsesyjnie szukał dowodów i próbował znaleźć prawdziwą przyczynę, jakby to miało cokolwiek zmienić. A Millicent zwyczajnie nie radziła sobie z emocjami, dręczona bólami mięśni spowodowanymi stresem. Wiedziała, że skurcz może objąć także serce, doprowadzając do śmierci, ale nie potrafiła zapanować nad rozdzierającym bólem serca — czasami myślała, że choroba je dotknęła i umiera. Zamknięta w pokoju przez wiele miesięcy, chciała się odizolować, by nikogo dodatkowo nie martwić swoim stanem. Obwiniała się za te wszystkie lata, kiedy zazdrościła Caroline, kiedy chciała być jak ona i życzyła jej źle, nie śmierci oczywiście, ale żeby podwinęła jej się noga, dzięki czemu sama wyglądałby na jej tle lepiej. Nigdy nikomu tego nie powiedziała, ale to paskudne życzenie się spełniło i stała się najlepszą córką rodziców, tyle że jedyną.

W wieku 16 lat otrzymała pentakl i athame, w końcu czując się jak pełnoprawny członek magicznej społeczności, w końcu mogła swobodnie czarować. Pamiętała ten dzień jako jeden z radośniejszych, gdy wszyscy mieli jakiś powód do świętowania. Oczywiście myślała też o Caroline, dokładniej o momencie, gdy ona otrzymała pentakl, Mimowolnie ciągle porównywała swoje życie do jej, w ważnych chwilach życia zadawała sobie pytanie, “co zrobiłaby Caroline?” I sama już nie wiedziała, czy siostra nawet po śmierci jest jej światłem prowadzącym do celu, czy pozostawiającym ją w cieniu.
Postanowiła spożytkować swój czas na nauce, a dokładniej na przywoływaniu chowańca. Jej główną motywacją była chęć posiadania towarzysza, istotę, która nie zignoruje jej w potrzebie, a na której będzie mogła polegać. Może w jakimś stopniu chciała zapełnić pustkę po siostrze, jakby to w ogóle było możliwe. Poza tym chciała chyba udowodnić swoją wartość, zrobić coś dla siebie, coś, czego Caroline nigdy nie miała. Brzmi jak rywalizacja z martwą siostrą, prawda? Tak, to żałosne i sama też to czuła, a jednocześnie nie potrafiła przepracować swoich problemów samodzielnie, a zwyczajnie bała się zwierzyć w tym względzie komukolwiek.
Magia natury od zawsze przychodziła jej naturalnie, nawet kiedy jeszcze nie potrafiła jej kontrolować, pierwszym objawem magii był niespodziewany rozrost kwiatów na łące, w miejscu, w którym siedziała, zaplatając wianek. Dalsza nauka nie sprawiała jej większych trudności i z niemalejącym zainteresowaniem zgłębiała jej tajniki. Podobnie było z magią powstania, choć musiała jej poświęcić nieco więcej uwagi, by otrzymać zadowalające rezultaty. Z jej pomocą chciała rozwijać umiejętności magicznych wypieków, by w przyszłości usatysfakcjonować jak największą liczbę klientów, obsługując zarówno czarodziejów, jak i niemagicznych. Gotowanie i wypieki zawsze działały na nią uspokajająco, samo mieszanie składników, odmierzanie odpowiednich proporcji i ta możliwość delikatnego szaleństwa w eksperymentowaniu z nowymi przepisami - czuła to samo podczas warzenia eliksirów, odkąd pierwszy raz spróbowała na zajęciach. Ciężar poprawnie uwarzonego wywaru ciążył nieco bardziej niż ciasto, a wszelkie pomyłki nie były tak lekko wybaczane, ale czuła przyjemność i satysfakcję, gdy na końcu otrzymywała gotowy produkt.
Po skończeniu niemagicznego liceum nadszedł czas na poważne decyzje dotyczące przyszłości, która w jej głowie zaczynała powoli się kształtować. Jej miłość do gotowania, a szczególnie do pieczenia nie wygasła, dlatego jedyną opcją miłą jej sercu, to posiadanie własnej piekarni, połączonej z pracownią alchemiczną. Żeby zadowolić zarówno mamę, jak i tatę, postanowiła skończyć wyższą edukację magiczną z kierunku alchemii na poziomie biegłym, a niemagiczną z kierunku zarządzania. Obie ścieżki były przydatne w kontekście jej planów, dlatego poświęciła się temu bez reszty — większość czasu spędzała w książkach i praktycznie nie wychodziła z domu, wciąż mieszkając z rodzicami, którzy finansowali jej edukację. Był to najbardziej intensywny okres w jej życiu, a przez równoległe prowadzenie dwóch kierunków, musiała podporządkować swoje życie nauce, porzucając aspekty towarzyskie. Zarządzenia i ekonomia odrobinę ją nudziły i miała trudności w przyswojeniu materiału, szczególnie gdy niektóre zasady nie były dla niej ani trochę logiczne. Przyjęła więc taktykę zakuć, zdać, zapomnieć, chyba że widziała konkretne zastosowanie w przyszłej pracy. Zostawiła sobie wszystkie notatki, by w razie potrzeby później do nich wrócić. Męka opłaciła się przy odebraniu dyplomów, gdy zobaczyła dumę wypisaną na twarzach rodziców i brata.
Jej brat, Daniel, rozpoczął pracę w FBI, a ich relacja stała się cieplejsza. Więcej rozmawiali, więcej sobie mówili i nawet spotykali się poza domem rodzinnym, aż naprawdę poczuła, że najmroczniejszy etap mają za sobą i mogą rozpocząć nowy rozdział. Widziała w nim zmianę — przestał obsesyjnie szukać sprawcy śmierci Caroline, zaczął żyć i chciała go wspierać w tej wyboistej drodze, choć sama również nie próżnowała.
Opanowanie przywoływania chowańca zajęło jej wiele lat, wyrzeczeń, prób i błędów i nastąpiło jakiś rok po zakończeniu edukacji, gdy miała wreszcie trochę czasu dla siebie. Od tej pory smukły lisek dotrzymywał jej kroku w niemal każdej czynności, stając się towarzyszem, o jakim zawsze marzyła. Dodawał jej otuchy, a przede wszystkim czuła się bezpieczniej przy jego boku. W obliczu ciekawskich spojrzeń, tłumaczyła, że jego matka została zabita, a ona uratowała go od śmierci, gdy miał kilka tygodni i od tej pory nie odstępował jej na krok. Po studiach przyszedł czas na dalsze decyzje, kluczowe dla przyszłości. Najpierw załapała się na staż w niemagicznej piekarni, gdzie uczyła się wszystkiego od podstaw. Po pół roku stwierdziła, że jest tak młoda, a jeszcze nie zaznała w życiu przygody, tego dreszczyku emocji, o którym mówili znajomi. Chciała to poczuć, chciała wreszcie pożyć.
Przez kolejne dwa lata podróżowała, prowadząc czysto koczowniczy tryb życia. Zwiedzała miasta, odpoczywała na łonie natury, poznawała nowe kultury i kształciła się dalej, przyjmując lekcje mądrości ludowej, podejmując dorywcze prace na bieżące wydatki. Prowadziła skromne życie, skupiając się bardziej na doznaniach niż wygodzie, a choć nie prosiła, to rodzice wysyłali jej co miesiąc niewielkie sumy, by wesprzeć ją w postanowieniu. Dopiero kiedy poczuła przeszywającą tęsknotę za domem, za tym, co znane i kochane, postanowiła wrócić do korzeni. Jej pasje i plany nie uległy zmianie, zostały tylko chwilowo wstrzymane. Przez miesiąc szukała pracy, aż trafiła do czarodzieja, który prowadził połączenie cukierni i piekarni dla społeczeństwa magicznego oraz niemagicznego. W miarę rozwoju doświadczenia zaczęła zarabiać na tyle, by mogła sobie pozwolić na wyprowadzkę od rodziców i rozpoczęcie kolejnego etapu w życiu. Małe, wynajmowane mieszkanie w Little Poppy Crest było spełnieniem marzeń, choć z czasem samotność zaczęła jej doskwierać. W wolnych chwilach ważyła mikstury, z zamysłem rozszerzenia działalności i nawet pokątnego sprzedawania mikstur. Pilnowała, by się nie przemęczać, stosując od czasu do czasu środki uspokajające, ograniczając tym samym liczbę ataków choroby. Po tylu latach nauczyła się żyć ze swoją przypadłością, choć każdy epizod był osobnym koszmarem, z którego mogła więcej się nie obudzić.

Millicent Murphy
Wiek : 28
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : piekarka, alchemiczka
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Witaj w piekle!

W tym momencie zaczyna się Twoja przygoda na Die Ac Nocte! Zachęcamy Cię do przeczytania wiadomości, która została wysłana na Twoje konto w momencie rejestracji, znajdziesz tam krótki przewodnik poruszania się po forum. Obowiązkowo załóż teraz swoją pocztę i kalendarz , a także, jeśli masz na to ochotę, temat z relacjami postaci i rachunek bankowy. Możesz już rozpocząć grę. Zachęcamy do spojrzenia w poszukiwania gry, w których to znajdziesz osoby chętne do fabuły.

I pamiętaj...
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.


Sprawdzający: Judith Carter
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Rozliczenie


Ekwipunek




Aktualizacje


05.05.24 Zakupy początkowe (-500 PD)

Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej