Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
EKSPOZYCJA „MIĘDZYSTANOWA”
Mieszcząca się pod sufitem głównego korytarza centrum handlowego ekspozycja, została tam przygotowana przez znamienitego artystę - Raya S. Casha. Cieszy się popularnością głównie młodszej części społeczeństwa. Na ekspozycje składają się setki różowych słuchawek telefonicznych wiszących na długich zakręconych kablach.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
14 lutego 1985

Nadzieja przypominała słaby płomyk tlącej się świecy. Na początku ciepłym blaskiem otula przestrzenie serca, drżącą iskrą sięga szarości tęczówek, by w końcu mogła zagościć na zroszonych delikatnym różem zarumienionych policzkach. I chociaż wystarczył tylko jeden jedyny podmuch zwątpienia, żeby całość ta zgasła, rozpadła się, zniknęła, tak wszystko we wnętrzu drobnej syrenki wiło się oraz skręcało, aby tylko zapobiec podobnemu losowi. Zdrowy rozsądek zresztą podpowiadał, że na co jej w ogóle pokładać zaufanie w uformowanym z wosku i złudzeń słupku, kiedy jako współczesna czarownica powinna polegać na elektryczności oraz własnej rezolutności. Dlatego też rzeczowo oraz całkowicie obiektywnie uznała, że naprawdę będzie w porządku, że akurat ten dzień będzie idealny, że nic się nie popsuje, że chociaż raz nie będzie zawiedziona. Był to przykład ogromnej wiary, być może wiary nawet większej niż w całą przeklętą trójcę, bo rozczarowania zwykle doświadczała raz w tygodniu, w konkretnym dniu oraz porze, jednak Charlotte Overtone postanowiła być nie tylko w chwili obecnej wyrozumiała, ale też zamierzała być większą niż jej nieszczęsne metr pięćdziesiąt wzrostu wersją siebie — więc będzie dobrze. Musi. Jasne brwi marszczą się delikatnie, kiedy nader krytycznie przygląda się swojemu odbiciu, choć zaraz wzrok jej łagodnieje, bo nie potrafiła być względem siebie w żaden sposób okrutna. Zresztą, nie miała nawet powodu. Złote pukle wiły się miękką kaskadą na wąskich ramionach — nocna udręka nakładania papilotów mających nieść pewność, że naturalne fale będą mieć idealny skręt, opłaciła się skrzącą taflą — a twarz zdobił delikatny, naturalny makijaż, który nie tylko podkreślał młodzieńczą świeżość dziewczęcia, ale też potwierdzał fakt, że mężczyźni są strasznie głupi i żaden z nich nie uzna, że w ogóle jakiś nosi. Czysta perfekcja. Obróciła się wokół własnej osi, upewniając się, że dzisiejszy dobór ubioru był równie rewelacyjny jak ona, a wyczyn był to ogromny, biorąc pod uwagę, iż spódnice, swetry, koronkowe bluzeczki, koszule o perłowych guziczkach, kardigany, szale oraz inne dodatki zaścielały nie tylko podłogę sporej wielkości sypialni, ale również łóżko, krzesło, lustro na toaletce i z jakiegoś powodu jedwabne rajstopy zwisały nawet z diamentowego żyrandola. Nikt nie mógł jej mieć tego za złe, na pewno nie Martha, rodzinna gosposia, ani też żadna z pokojówek, która będzie zmuszona upchnąć to pobojowisko do garderoby — były przecież walentynki! Najromantyczniejszy dzień w roku, czas, w którym panienki niemal tak urokliwe jak ona powinny wzdychać w rozmarzeniu oraz kręcić się niespokojnie w oczekiwaniu na to, jaką to niespodziankę ich druga połówka przygotuje. I chociaż aktorka nie mogła dzisiejszego towarzysza określić nie tylko swoją połówką, ale nawet i nie swoją ćwiartką, tak podekscytowanie pozostawało takie samo. Poprawiła nieistniejące zagniecenia na spódniczce sięgającej kolan w kolorze pudrowego różu, upewniła się, że sznur niewielkich pereł znajduje się na swoim miejscu, ładnie podkreślając różowo-biały sweter zapięty na śnieżnym golfie — była w końcu zima, chciała wyglądać dobrze, a nie jak dobra kosteczka lodu — zanim sięgnęła po kolczyki do nich pasujące. Do szczęścia brakowało już tylko paru kropli perfum, flakonik niemal znalazł się w szczupłych palcach, kiedy kątem oka dostrzegła ruch za sobą. Wrodzony refleks nakazał chwycić za ślicznie zdobioną szczotkę z końskiego włosia i cisnąć ją w postać kuzynki zaglądającej do pokoju, nim jej wstrętne, glizdowate usta otworzą się, żeby powiedzieć coś okrutnego. Przeciągły wrzask świadczył o triumfie, splecione na piersi ręce oraz uniesiony podbródek nakazały zdradzić intencje intruza. Nie było jednak zapowiedzi wojny, pozostawał tylko rozkwitający czerwienią guz na skroni oraz informacja, że jej chłoptaś w końcu się zjawił i że ogólnie wielka szkoda, że to zrobił, bo Lotte ładnie by wyglądała wystawiona do wiatru. Wstrętna zołza, skwitowała jedynie w myślach blondynka, mijając ją dostojnie, tylko trochę mniej dostojnie popychając ją przy okazji. Zastanawiała się, jaką miną powinna go uraczyć. Uprzejmą? Radosną? Słodką? Nie, nie, na to ostatnie nie zasługiwał, może po prostu przyjazną? Nie mogąc spać — za dużo rąk, za dużo krzyku, za dużo jelit jak wstążki oplatających łabędzią szyję — ćwiczyła odpowiedni wyraz twarzy, poszukując uporczywie czegoś bardziej przyzwoitego, niż zniechęcenie. Przestań, nakazuje sobie surowo. W walentynki będzie inaczej, to były zresztą pierwsze walentynki, jakie spędzą wspólnie i chyba nawet Cavanagh musiał zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji. Ze schodów schodziła pospiesznie, przeskakując co drugi stopień, a uniesione pod wpływem ruchu włosy jak aureola sypały się wokół ślicznej buzi. Roziskrzona szarość oczu objęła stojącą przy wejściu sylwetkę — no przecież oczywiście, że go wpuścili do środka, nie są okrutni, zresztą nie wypadało, żeby warował jak kundel przed drzwiami. Trochę szkoda — zaś ulga rozlała się po wnętrzu, bo Mallory wyglądał przystojnie. I może odrobinie mniej smętnie, jakby chociaż raz nie zjadł kwaśnego cukierka przed spotkaniem z nią.
Mallory! — woła pogodnie, przywołując na usta uśmiech numer trzydzieści siedem, ten z lekka onieśmielony, a zarazem rozanielony, jakby faktycznie cieszyła się, że jest — Och, to dla mnie? — pyta, niezmiennie zdziwiona, nawet jeśli ten za każdym razem pojawia się z bukietem kwiatów, zawsze w liczbie nieparzystej, ze wstążką, ale bez bogatych zdobień, nigdy nie ma ze sobą czekoladek. Drań. Małe dłonie wyczekująco wyciągają się w jego stronę, żeby przyjąć prezent, spojrzenie kieruje w stronę pyszniących się główek i...pęka, niszczeje, świeczka zostaje zdmuchnięta jednym prostym, mechanicznym ruchem. Narcyzy szepcą jej, że jest bez serca, niebieskie irysy mówią o oziębłości, a kamelie śmieją się, że tak naprawdę brunet szuka kogoś innego. Ramiona ciągną ku ziemi, usta drżą i powtarza sobie, że nie może płakać, że co z niej za debiutantka, jeśli nie potrafi zapanować nawet nad takim prostym odruchem. Uśmiech nie znika, chociaż jest nieco płytszy niż zwykle, mięśnie spinają się boleśnie, kiedy przekazuje kwiaty stojącej obok gosposi, niemal je wciskając w jej ramiona, jakby ją parzyły — Dziękuje, są prześlicznie — odpowiada, odbierając jednocześnie białe futro, które już na nią czeka. Czy zima to nieodpowiedni moment, żeby zaproponować spacer nad oceanem? Przydałaby mu się kąpiel, najlepiej taka wieczna. Syrena oddycha głęboko, starając się zapanować nad emocjami, kiedy wreszcie wychodzą, a ona na końcu języka ma to, że mogą w zasadzie wziąć szofera i auto tatusia. Zmienił ostatnio obicia siedzeń i były tak wygodne! Ale nie, młodzieniec przygotował się, chociaż w tym przypadku i auto, do którego zmierzają wygląda nawet względnie. Tak też nie narzeka, czeka cierpliwie, aż otworzy jej drzwi, nim wślizgnie się do środka.
— Dokąd jedziemy? — pyta z ciekawością, odrobiną desperacji osiadającą w czerni źrenic, bo może początek był w wykonaniu czarownika słaby, ale może się jeszcze poprawi. Tylko nie mów, że to niespodzianka, prosi cichutko w duchu, bo niespodzianką będzie to, jeśli cię nie uduszę, dodaje, acz te odczucia nie mącą perfekcyjnej maski. Wygląda przez okno, upewniając się wpierw, że wygląda przy tym malowniczo oraz nostalgicznie, zanim rozpocznie przyglądaniu się otoczeniu. Nie wydawało się, żeby zmierzali na początku do jakiejś drogiej restauracji, to też nie była trasa do ogrodu botanicznego, ani w żadne ładne miejsce. Smukła sylwetka prostuje się, bo rozpoznaje okolice, róż na nowo zalewa policzki, a serce trzepoce radośnie. Centrum handlowe! Och, na najpodlejszą Lilith, najwspanialszą panią nocy, czyżby Mallory Cavanagh poszedł po rozum do głowy i wreszcie zrobił coś dobrze? Kupi jej coś wyjątkowego! Może torebkę? Kolejne futro? A może diamenty? Wyglądałaby wspaniale w diamentach, nie, żeby miała ich mało, ale takie różowe idealnie by nadawały się na dzisiejsze święto! I odwraca się w jego stronę, rzeczywiście szczęśliwa, tutaj, teraz, patrząca tak jakby właśnie gwiazdkę z nieba jej zaoferował i nie kręci noskiem nic a nic, kiedy wysiadają, a on obiera rolę przewodnika. W umyśle już przebiera między szpilkami, nowymi płaszczami, jakąś ładną sukienką, markową oczywiście, kiedy przystają. Zatrzymują się na środku głównego korytarza centrum i Mall pokazuje jej...
...Telefony? — pyta, a ton jej przesiąknięty jest niepewnością, niedowierzaniem, dobijającym wręcz rozczarowaniem. Znowu to zrobił. Lucyferze, on znowu to zrobił. Ośmieszył, zawiódł, zranił. Co ona powie przyjaciółkom? O czym jutro będą chichotać, przyciskając poduszki do piersi? O czym będzie pisać liściki? O TELEFONACH?! Udusi go. Zatłucze. JAK ŚMIAŁ.
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Przed odpowiednimi drzwiami ulokował się równo dwie minuty przed wyznaczonym terminem cotygodniowej obligacji, wyzwalającej w nim odczucia równie intensywne i pozytywne, co sprzątanie porozbijanego szkła i resztek ludzkiej przyzwoitości w Chyżym Ghoulu. Zmieniał jedynie dekoracje - neonowe fiolety i błękity, owiane alkoholową mgiełką na lepką, złocistą fasadowość rezydencji Overtone'ów, którą iskrzyli się jej mieszkańcy - i grał, gdy przyszło mu topnieć w tym wielce niepożądanym blasku. Nie porywy serca go do tego skłaniały, a wyższa konieczność, jakkolwiek sprzeczna z wyznawanymi wartościami, tak niezbędna do spełnienia dalekosiężnych postanowień. Myśl o momencie ich spełnienia pozwalała na zachowanie większej klarowności myśli i trzymanie się, poniekąd desperacko, wręczonego scenariusza, mimo że daleko mu było do biegłości w zawiłej sztuce aktorstwa. Szczególnie, gdy mroźne, lutowe powietrze coraz łapczywiej zostawało pożerane przez marcową, czarną dziurę i wszystkie, przygniatające niedopowiedzenia. Nie chciał dać się temu brzemieniu powalić - a już zwłaszcza nie na oczach panny tak istotnej dla jego przyszłości, choć nie w kontekście, który zadowoliłby rodziców - więc z nieoczekiwaną determinacją i dbałością o detale na nowo przywdziewał konstrukt społeczny, zwany "przyzwoitością", a gdy kpiła sobie z niego w najlepsze, po prostu odwracał wzrok.
Wszystko w imię miłości!
Czy też tego jej zalążka, który miał rozkwitnąć, ale niespecjalnie się z tym spieszył przez te trzy miesiące. Ciągnęły się niemiłosiernie i niespecjalnie go to dziwiło, bo czas był dla niego wyjątkowo niełaskawy i lubił płatać psikusy. Musiał jednak przyznać - dosyć nieoczekiwanie - że ich spotkania miały drobną przewagę intelektualną nad wynoszeniem śmieci. Mimo że polityka ani go ziębiła, ani grzała, nie był takim ignorantem, by nie liczyć się z pewnymi nazwiskami i wszystkim, co sobą reprezentowały, co Lotte reprezentowała w stopniu tak doskonałym, że aż podejrzanym. Nie miał oczekiwań wychodzących poza stereotyp i własną nieprzychylność, która krzewiłaby się w nim nawet, gdyby okazała się drugą Matką Teresą. Raz po raz posyłała oczekiwane uśmiechy i przyjemnie puste słowa, zupełnie mu obojętne i takimi by pozostały, gdyby nie kilka przebłysków, które wyślizgnęły się spod tej misternie tkanej aury słodyczy, pozostawiającej na koniuszku języka gorzki posmak.
W dużej mierze przez te szczególiki wypadł z kokonu obojętności wprost w ramiona gry tym bardziej interesującej, że oboje mieli w niej pewne doświadczenie, choć na różnych płaszczyznach i odmiennej częstotliwości. Planowanie kolejnych spotkań stało się niemal przyjemne, lecz do ich realizacji podchodził zdecydowanie mniej gorliwie tudzież zupełnie niechętnie, gdy na horyzoncie zamajaczyło obmierźle kiczowate widmo walentynek. Bardziej niż konieczność wykazania jeszcze większego zaangażowania, ślęczenia nad doborem stroju spełniającego jakże wysublimowane gusta Lotte czy przykrą powinność uszczuplenia portfela, frustrował go wyżerający gałki oczne i skręcający żołądek natłok radosnych przejawów komercjalizacji 'święta zakochanych'.
Cały ten kalejdoskopowy odprysk przykleił mu się do zamkniętych w rękawiczkach dłoni - miażdżył nimi łodygi bukietu - starł z ust wystudiowany uśmiech i utknął w spojrzeniu, barwiąc je chłodem. Przeniknęły nawet do kilku pierwszych słów, którymi kurtuazyjnie uraczył dziewczę otwierające przed nim wrota tego przybytku obłudy (cztery minuty po czasie, warto zaznaczyć). Odchrząknął nieznacznie i poprawił bladoróżowy kołnierz koszuli, nagle wielce zafrasowany nierzeczywistą niepoprawnością, z jaką wystawał spod ciężaru kurtki. Nie wiedział, czy odpowiednio skorygował ton, bo szansa na zrehabilitowanie się i sprezentowanie perfekcyjnej pozy uciekła wraz z posłanką szczęśliwych wiadomości po schodach, ku Lotte. Typowe dla niej przeświadczenie, że powinna się spóźniać, bo to w końcu charakteryzuje nie osoby arcyniegrzeczne, lecz te arcyważne - w swoim mniemaniu, z pewnością - zirytowała go w równej mierze, co rozluźniła; dała możliwość do naniesienia ostatecznych poprawek, nim zostanie zaatakowany i przymuszony do niezobowiązujących pogawędek o pogodzie przez jej krewnych. Skorzystał z okazji, poprawiając nieznacznie splątane włosy, prostując ramiona i zmuszając się do uniesienia kącików ust, które za moment lub dwa miały stać się naturalną reakcją na wyreżyserowaną przez niego scenę.
Scenę, którą, a jakby inaczej, musiała subtelnie zmodyfikować.
Pokierował wzrok za coraz śmielej poczynającym sobie stukotem obcasów, płynnie przekierowując go na pannę Overtone, gdy zdecydowała się pozostawić za sobą ściany. Przyjemna była dla wzroku, o ile umiejscowiło się go na wysokości jej zaróżowionej twarzy i nie zjeżdżało nim niżej, wprost na bezową abominację, w którą się odziała.
Przewidział to - nawet dostosował się do niej kolorystycznie - ale i tak bolało.
Witaj, Lotte. — Odpłacił uśmiechem za uśmiech, lecz w tonie dało się wyczuć pewną dysproporcję entuzjazmu na jego niekorzyść; poprawił się przy recytowaniu kolejnych słów. — Naturalnie. Ciężkie zadanie mają kwiaty, by dorównać urokiem twojemu sercu i aparycji, ale myślę, że tym jest ku temu najbliżej. Mam nadzieję, że ci się podobają. — Chęć dania upustu wewnętrznemu, chochlikowemu rozbawieniu odsunął na bok, skupiając całą uwagę na gestach dziewczyny w antycypacji na zdradziecki przejaw mini-ekspresji. Zamiast tego sprezentowała niebywały pokaz aktorstwa oraz rozdrażnienie nozdrzy zapachem perfum; tylko dzięki piekielnej bądź jakiejkolwiek innej opatrzności udało mu się nie skrzywić. W milczeniu patrzył, jak nieco zbyt prędko odstawia tak prześliczny i przemyślany prezent, głos zabierając dopiero, gdy zaczęła tonąć w puchatej bieli.
Stać cię na diamenty, ale okazanie grama empatii zwierzętom jest już ceną, której nie jesteś skłonna zapłacić? — Zapytał niewinnie, bez udekorowani go zbędną emocją, bo samo w sobie ważyło wystarczająco. Spełniwszy rolę otwieracza drzwi, wpierw wejściowych, potem samochodowych, raz jeszcze zaszczycił ją spojrzeniem - chciałoby się rzec, odpowiednio zdystansowanym, ale coś w jej tonie, w sposobie, w jaki złote kosmyki opadały na ramiona lub źdźble ciekawości lśniącej w oczach, zdezorientowało go. Odrobinę. Nie radził sobie najlepiej w rozporządzaniu emocjami, a co dopiero z ich ambiwalencją, choć zaatakowała go nie pierwszy raz i nawet nie z winy Lotte. Odwrócił wzrok i zapiął pasy z niedżentelmeńską gwałtownością, nim odpowiedział:
Czy dotychczas zawiodłem cię wyborem miejsca schadzki? — Zdążyli zwiedzić wiele restauracji, kawiarni, sal kinowych czy galerii i jeśli była z czegoś niezadowolona, to zapewne z jego zachowania, odbiegającego od trzymanego na smyczy pantofla i merdającego ogonem na jej widok, jakby była kolejnym z cudów świata; jeśli jednak problem nie tyczył się tylko niego, oczekiwał, że mu o tym powie. Nie zamierzał w końcu z niej czytać, a domyślał się wystarczająco i wiedział, jak bardzo lubiła przychodzić na gotowe, niemniej w tym porozumieniu nie było miejsca na takie zachowania. Myślał, że to oczywistość, ale może była nią tylko dla niego. — Pamiętaj, zaufanie jest podstawą każdej relacji. Czy mogę więc prosić, byś w tej kwestii pokładała we mnie trochę wiary? — Jego dogorywała z każdym mijanym, widzianym przez okno balonowym serduszkiem i nieforemnym, kolorowym pluszakiem - a myślał, że gorzej, niż podczas Uczty Ognia być nie mogło.
Z ulgą przywitał widok centrum handlowego; towarzyszyła mu, gdy doprowadził Lotte do miejsca docelowego i przemieniła się w zadowolenie jasne jak tysiąc słońc w reakcji na feerię odczuć, zawartym w jednym, skromnym słowie.
Telefony w zatrważającym tempie zaczęły zyskiwać w jego oczach.
Gratuluję zmysłu obserwacji — zgodził się, kiwając odruchowo głową. Podszedł trochę bliżej, zachęcając towarzyszkę, by zrobiła to samo. — Uznałem, że zamiast popadać bezwolnie w otchłań komercji i konsumpcjonizmu, powinniśmy zapewnić sobie intelektualną ucztę, dowiedzieć się więcej o swoich przekonaniach, bo cóż innego bardziej zbliża ludzi? — Czekał tylko, aż odpowie 'prezenty'. Tych od niego dostawała wystarczająco; nie zamierzał być jej sponsorem, od tego miała ojca. — Żyjemy w nowoczesnym świecie i wypada, byśmy orientowali się we współczesnej kulturze. Niezwykle szybko podłapujesz wszelkie szeptanki, zakładam więc, że nie inaczej jest w kwestii sztuki. — Szerszy uśmiech wskoczył mu na usta; idealne połączenie żywej ciekawości i czegoś mocno złowieszczego. — Z pewnością masz wiele na ten temat do powiedzenia, więc... — Założył ręce za plecy. — Zamieniam się w słuch.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Mallory Cavanagh' has done the following action : Rzut kością


'(S) Zakochani' :
Ekspozycja "Międzystanowa" GgmeWNS
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
Był taki czas, ledwie krótki odcinek, jak mrugnięcie oka, pojedyncze westchnienie. Czas, do którego powraca myślami z zakłopotaniem, jeśli nawet nie z zażenowaniem, zmuszającym nawet krańce uszu do czerwieni zawstydzenia, gdy wierzyła, że będzie inaczej. Że rodzice, którzy z taką pieczołowitością chowali ją pod kloszem, nie mogli się mylić, a osoba, którą wybrali jej dla towarzystwa, z naciskiem sporym na przeistoczenie się w coś zgoła intensywniejszego, będzie wszystkim, o czym marzyło dziewczęce serce. Wyobrażała sobie ukradkowe spojrzenia i skry sypiące się, kiedy następowało przypadkowe zetknięcie skóry ze skórą, mnogość urywanych oddechów oraz trzepot motylich skrzydeł wzbijający się z wnętrza brzucha wprost do klatki piersiowej. Umysł tkał wizję niecierpliwości, tęsknoty kryjącej się w pisanych słowach, kiedy będzie słać wiadomość za wiadomością i piętrzących się podarków na uroczej toaletce, ku którym słać zazdrosne zerknięcia będą jej liczne przyjaciółki oraz koleżanki. Nie dlatego, iż z każdym dniem przybywało ich coraz więcej, zawiść ta dotyczyłaby piękna relacji oraz tego, że Lotte zdawałoby się, złapała małymi rączkami samego Lucyfera za spopielone skrzydła, otrzymując raz jeszcze wszystko, co najlepsze. Och, jakże bolesne było zderzenie się z rzeczywistością! Kiedy to pełna nadziei oraz entuzjazmu szarość tęczówek zetknęła się ze zdystansowaną zielenią, gdy tylko wargi mężczyzny zacisnęły się w wąską linię na widok perfekcyjnie ułożonych loków, drogich strojów, słodyczy uśmiechu, syrenka zrozumiała, że jej sny nie ziszczą się nigdy. Nie tutaj, nie przy nim. Jak państwo Overtone mogli popełnić taki błąd, nie potrafiła pojąć, po pierwszym spotkaniu wypłakując sobie oczy straszliwie, przynajmniej do czasu, aż nie przypomniała sobie, że od tego puchną powieki i musiała dwie godziny siedzieć z zimnym okładem na zaróżowionej od szlochu buzi. Sztywny, oschły, pełen pustych frazesów, które nie sięgały czerni nieruchomych źrenic, przypominał bardziej bezwolną pustą skorupę, jaka to wypełniała się tylko drobnymi złośliwostkami oraz przytykami. Nie dzielił się swoimi ambicjami, planami, poddając się woli rodzin, zabierał ją raz w tygodniu — i tak samo tylko raz pozwoliła sobie zaoferować, żeby ze względu na ilość ich zajęć, mogli wydłużyć ten czas na jedno spotkanie co dwa tygodnie. Patrzył na nią jak na głupią gęś, która nie zna się nic na świecie — w miejsce, które owszem nie odbiegało od jej standardów, tylko brakowało im wymyślności, jakiegokolwiek wkładu. Stając więc u jego boku, nie byli niczym ofiary spętane wyższą wolą, ni kochankowie, którzy dopiero co mają pojąć, że gwiazdy jednak powiązały ich własnym zmyślnym planem — przypominali bardziej wrogów, równie niechętnym sobie co wzbraniającym się przed otwartym ukazaniem wzgardy wobec podobnego stanu rzeczy. Charlotte zaciskała więc dzielnie zęby, nakładając na buzię maskę idealnej córki, spełniając życzenia zarówno rodziny jak i ukazując nienaganne oblicze Malloremu, nie dla przyzwoitości. Robiła to zwyczajnie na złość. Wiedząc, jak drażnią go jej gesty, styl ubioru, perfekcyjne maniery oraz pogodne uśmiechy, choćby nie wiadomo jak nudną osobą nie był, parę razy owa maska zsuwała się, kiedy granica jej cierpliwości bywała przekroczona nader bezczelnie, jednak udręka, jaką mu sprawiała, będąc idealną sobą, wywoływała wystarczającą satysfakcję. Nauczyła się również nie słuchać, nie brać na poważnie zdań do niej kierowanych, nie ufać pochlebstwom, które były tak samo prawdziwe jak to, że prezenty w czarze dostarcza sam Lucyfer podczas Uczty Ognia. Dlatego też chichocze, słysząc kwiecistą wypowiedź bruneta, chociaż najchętniej by się skrzywiła. I nieprzyjemne uczucie zmusza żołądek do zwinięcia się w supełek, kiedy nadchodzi pierwszy cios. Naprawdę, miała chyba o nim niedorzecznie duże mniemanie, skoro naprawdę sądziła, iż powstrzyma się przed złośliwostkami nim opuszczą rezydencję Overtonów.
— Doprawdy?  — pyta, kiedy ciepło futra okrywa skłonną do przemarznięć sylwetkę, a samo dziewczątko upewnia się w odbiciu lustrzanym, iż użyta szminka wygląda doskonale na pełnych ustach — Proszę, opowiedz mi o tym więcej. Może w tej restauracji, gdzie byliśmy na kolacji. Spożywałeś wtedy stek, był well done, dobrze pamiętam? — pyta niewinnie, rzucając łagodne spojrzenie w stronę kolejnego hipokryty, z którym miała nieprzyjemność przebywać. Jeśli tak opiewał swoją empatię wobec zwierząt, to czemu wciąż jadał mięso? Czy krowa była mniej warta jego zdaniem niż jedna norka? A może pojawi się argument, że trzoda była im niezbędna do życia, a odzież nie? Było to jeszcze głupsze stwierdzenie, ludzkość od wieków wykorzystywała inne gatunki, aby zapewnić sobie komfort oraz bezpieczeństwo. Czy alchemiczne składniki mają większą moralność niż skórzane buty? Kretyn, uznaje, poprawiając złoty pukiel, upewniając się, że zarówno uszy jak i skrzela umiejscowione za nimi są całkowicie zakryte. Dopiero wtedy mogli przenieść się do auta, do pełnego napięcia oczekiwania na to, co wymyślił.
Nie nazywaj tego tak — mówi, marszcząc brwi, pozwalając ramionom smutno opaść — To nie są schadzki — dodaje, odwracając się w stronę okna. Schadzki mają w sobie iskrę ekscytacji, magnetyzm niewiadomej, radość ze spotkania się drugą istotą. Mają w sobie emocje, ciepłe, słodkie, rozkosznie rozlewające się na podniebieniu, kiedy serce dudni niczym bęben na wieść, że oto zbliżają się wspólne chwile. To w czym tkwili, nie miało w sobie nic romantycznego, nic zapierającego dech, nic co chociażby kojarzyłoby się z powieściami, w które tak namiętnie się zaczytywała. Było tylko rozczarowanie. Smutek też, ale prędzej zjadłaby swój ulubiony pasek, niż przyznała się do tego, że Cavanagh zwyczajnie sprawia jej przykrośćDobrze — zgadza się w końcu, obiecuje, chociaż większą wiarę miała w zapowiedź pogody niż w chłopaka. Nie łudź się, coś szepce w niej, ale wyobraźnia już pracuje, tkając całą listę zakupów tylko po to, by mogła skończyć, gapiąc się w zwisające telefony. Och, ciemne rzęsy trzepocą gwałtownie, ona naprawdę miała o nim lepsze zdanie, niż zasługiwał. Pół roku, przysięga sobie, tyle z nim jeszcze wytrzyma, zanim ze smutkiem oświadczy rodzicom, że nic z tego nie będzie. Sześć miesięcy to za krótko, cały rok to z kolei dla niej nieznośnie długo. Tak, ten okres czasu brzmiał rozsądnie, w przeciwieństwie do słów pełnych jadu.
— Nie sądziłam, że lubisz słuchać o moich przekonaniach — nie płacz, nie płacz, nie wolno ci płakać Lotte, to jest skończony drań, nigdy nie będzie wart twoich łez. Ani oczekiwań. Ani wiaryAni to, że wiesz, co zbliża do siebie ludzi — na pewno nie to, nie tak. Takie zachowanie potęguje rozłam, ale tego chciał. Prostuje się, na wargi przywołując uśmiech dwadzieścia trzy, chmurność oczu zostaje przepędzona, pozostaje tylko pasja — Współczesna sztuka jest tak bardzo niedoceniana, jak miło z twojej strony, ale wiesz, żeby zrozumieć przekaz, należy w pełni pogrążyć się w zadumie — drobne dłonie oplatają przedramię mężczyzny, zmuszając, żeby przysunął się kilka kroków, tak żeby stał bezpośrednio pod słuchawkami — Zamknij oczy — prosi, a melodyjny ton jest zaprawiony figlarnością, jakby miała mu zdradzić właśnie sekret, niemożliwą tajemnicę — Wyobraź sobie te słuchawki, przypomnij odcień, jaki przybierają w tym świetle, jesteś nimi otoczony — szepce miękko, ujmująco jak tylko natura syren może na to pozwolić — Słyszysz ich szepty? Kobiece głosy, jakie dobywają się z nich? Pełne nadziei, drżące, jakby nie mogły się ośmielić na głośniejszą wypowiedź. Jest ich setki, tysiące. Tworzą opowieści tchnące naiwnością, ogromną wiarą, przelewają w nie swoje serce — odsuwa się od niego, zwiększając dystans, jaki ich dzieli — Mówią o swoich pragnieniach, o tym, jak wyobrażają sobie, że przynajmniej raz jedyny w roku zostaną docenione, że chociaż raz myśli będą skierowane tylko ku nim, że poza otoczką konsumpcjonizmu zmuszającego do wyrzutów sumienia, ponieważ tak łatwo można się zgubić w prozie życia codziennego, pojawi się, chociaż złudne wrażenie, że ich partner wreszcie je doceni. Że będą wyjątkowe dla nich chociaż przez kilka godzin. Słyszysz?  — nie oczekuje odpowiedzi, słuchał jej, zanurzał się w pięknie plecione zdania z łatwością, z którą ona zanurzała się w morskie odmęty. Nie czekała, odwróciła się na pięcie i zwyczajnie odeszła. Nie biegła, bieganie w tym wypadku byłoby najwyższą formą bycia żałosną. A Lotte nie była żałosna, była wściekła, wściekła i zraniona, a to należało do nader niebezpiecznych kombinacji. Nie czekała, nie rzucała spojrzeń przez ramię, pozwalając, by tłum skrył między sobą niziutką panienkę. Nie obijała się o nikogo, wściekłość szarych tęczówek parzyła każdego, kto stanął na jej drodze i nawet chłód zimowego południa nie potrafił owej złości ostudzić. Znalazła się na zewnątrz w zastraszającym tempie, gotowa zamówić nawet taksówkę — tak zła była!  — żeby tylko opuścić to miejsce. I już kierowała się w stronę linii, aut, gdy coś niespodziewanego przyciągnęło jej uwagę. Znała centrum handlowe lepiej, niż własną garderobę, ale teraz na uboczu, nieopodal bocznej ściany budynku stał...parawan? Nie było go jeszcze przed chwilą, patrzyła w tamto miejsce, zanim weszli do środka, ile mogło minąć? Dwie minuty? Trzy? To był nowy rekord dla jej wyrozumiałości względem ciemnowłosego, musiała to przyznać, tylko nie był on na tyle długi, żeby ktoś mógł postawić pełną gorącej wody ogromną wannę. Wydawało się, że całe otoczenie zostało wygłuszone, jakby nic z zewnątrz nie docierało do tej ograniczonej przestrzeni i wiedziona ciekawością, zbliżyła się do znaleziska, smukłe palce nierozsądnie zanurzając w cieczy. Poza ciepłem wody nie wydarzyło się nic złego. Na wierzchu ręki pyszniła się różnokolorowa piana, która z  jakiegoś niezrozumiałego powodu zmusiła opadające kąciki ust do uniesienia się, nawet się zaśmiała, kiedy zdmuchnęła pianę z dłoni, patrząc, jak nieskładnie jej fragmenty wracają co bulgoczącej reszty.
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Pierwsza, rzucona niby niewinnie z ust matki wzmianka o nadchodzącym spleceniu więzów, mających "wnieść do ich domu trochę słońca", przytkała mu gardło gorzkim niedowierzaniem. Zapaliła na raz wszystkie czerwone światła, uniosła równie krwiste flagi i w pierwszym, nierozważnym odruchu gotów był nimi zamachać, nim jednak dopuścił się rażącego występku niezgodnego z zasadami dobrego wychowania, dopadł go wzrok Annie. Charakterystyczna dla niej surowość ustępowała pod naporem obrzydliwej, gorejącej nadziei, ożywiającej mętność spojrzenia. Zdrada musiała się z nią zespolić jak podzespoły w uwielbianych przez nią zegarkach; mógł przymykać oczy, gdy celowała nią w męża, ale nie potrafił wybaczyć, że obróciła ją w stronę, nie po ledwie kilku miesiącach od wydarzeń z marca. Najgorszym było zrozumienie, całkowicie wbrew sobie, że nie robiła tego z czysto złośliwych pobudek - w swojej ignorancji zdawała się sądzić, że tym ruchem, tą podmianką czystej doskonałości na byle półprodukt pomoże nie tylko sobie, ale i jemu. Na formalną terapię ekspozycyjną nie chciała go zapisać, lękając się nieprzychylnych spojrzeń, więc załatwiła mu jej własny, groteskowy ekwiwalent.
Po spłukaniu najgwałtowniejszego, emocjonalnego ścieku, wciąż postrzegał tę sytuację jako z góry skazaną na porażkę, lecz nie tylko swoją - chciał, by rykoszetowała. Siostrzany szept, słyszalny niekiedy na chwilę przed przekroczeniem granicy snu, utwierdzał go w przekonaniu, że dobrze zrobił. Prowadzenie otwartej wojny było zbyt wyczerpujące, zbyt ryzykowne, więc zdecydował się na tę podjazdową. Pomyślał, że będzie w stanie sprasować się idealnie pod gust panny Overtone, o której słyszał wystarczająco, by wyrobić odpowiednią opinię. Oczami wyobraźni widział, jak ugina się pod ofiarowanymi prezentami - kwiatami, czekoladkami i równie modnymi, co kosztownymi ubraniami - i bez szemrania urzeczywistnia idee, które szeptałby jej do ucha.
Już po kilku spotkaniach przekonał się o błędności tego założenia.
Była urocza, była wręcz piękna w sposób nierzeczywisty, bezwzględnie okrutny, zupełnie pozbawiony wewnętrznego ciepła, którym tak pożądliwie próbowała zapłonąć.
Okrutna uzurpatorka nie tylko blasku reflektorów, ale i najdroższych sercu wspomnień - tym dla niego była.
Niechęć kotłowała się w nim, ale nieczęsto przelewała; na pewno nie tak, jak w walentynki. Natłok koloru, festyniarskości i zimnych powinności ostatecznie ograbiał go z siły woli bardziej, niż wzmagał chęć perfekcyjnego odegrania kabaretu. Chował się za słowami przesiąkniętymi nadmierną ilością niezasłużenie-zasłużonego jadu i gdy do niego powracał, przytłumiał irytujące porywy zrywy ludzkiej przyzwoitości.
Jedzenie steku nie wychodzi poza ramy łańcucha pokarmowego, noszenie futer jak najbardziej: wiąże się z zabijaniem zwierząt dla zabawy, schlebianiem własnej próżności, łechtaniem kruchego ego i rozwijaniu płytkiej potrzeby podbijania statusu społecznego w niekończącym się wyścigu szczurów. — Niespecjalnie zaprzeczał własnej hipokryzji, cesze immanentnej ludzkiemu gatunkowi, którą jednak starał się ograniczać bardziej, niż pielęgnować i krzewić tylko dlatego, że urodził się w majętnej rodzinie. Nie zamierzał i z tego błędu wyprowadzać Lotte nawet, gdyby sądził, że w jej ślicznie irytującej główce pomieściłyby się tak szalenie skomplikowane oczywistości. Z niezrozumieniem zaznajomił się dawno, ale w towarzystwie siostry, a później kilku osób, od niedawna zajmujących dumne, wysokie miejsca na jego prywatnej liście podejrzanych o dokonanie najgorszej z możliwych zbrodni, zacierało się. Gdy pozostawili za sobą rezydencję Overtone'ów i przywitali mróz, odczucie to zostało wzmocnione - jak niektóre wersje zdań, których nie potrafił odpowiednio ułożyć i we frustracji przebijał je kolejnym, i kolejnym, i kolejnym przekreśleniem.
Nieprzyjemne, przypadkowe i na szczęście chwilowe zrównanie światów, rozpoczynające początek podróży względnie szybko wyzionęło ducha dzięki skorzystaniu z łaskawości samochodu - niewzbudzającym podejrzeń zwiększeniu dystansu pomiędzy nim, a jasnowłosą zmorą. Nie widział ekspresji, którą okrasiła negacje jego słów i nawet nie próbował oderwać wzroku od szyby, by potwierdzić swoje przypuszczenia; przestawały go bawić i nie przynosiły wyczekiwanej satysfakcji.
Po chwili ciszy postanowił odpowiedzieć.
Nic nie stoi na przeszkodzie, byś ty zaplanowała kolejne spotkanie, jeżeli te proponowane przeze mnie nie do końca spełniają twoje oczekiwania. — Drobne zmęczenie wybrzmiało prawie jak miękkość. Takie to było jego szczęście: przychodziło, gdy się nie starał. Rodzinna scheda, tak by to skwitował tubalnym głosem ojciec, potęgując wrażenie alienacji. Zerknął na zegarek, ulokowany na nadgarstku. Pozostało nieco ponad dziesięć minut; tylko dziesięć dzieliło go od kolejnej części zabawy.
Minęły bardzo szybko, wręcz lotem strzały doprowadzając ich do ekspozycji, niestety, nie potoków łez i skrzywionych minek Lotte. Nie musiała się aż tak uzewnętrzniać, wiedział, że zwisające z sufitu telefony wykonały swoje zadanie, zanim jeszcze rozpoczęła przedstawienie.
Nie sądziłem, że masz co do mnie aż tak mylny osąd. — Nie mógł w nieskończoność zaprzeczać rzeczywistości: nie była aż tak niemądra, przynajmniej w kwestii czytania ludzi, choć równie dobrze można było założyć, że wpadła na to nie przez własne cnoty umysłu, lecz jego aktorskie błędy. Nie wzdrygnął się, tylko znieruchomiał, gdy jej dłonie oplotły się wokół jego ramienia niczym węże. Nie ściskały zbyt mocno, mógłby się z nich z łatwością wyplątać, ale zamiast tego nachylił głowę, by lepiej ją słyszeć. Nie przystał na prośbę i uważnie się jej przyglądał; słodki zapach perfum mieszał się z zastygłą w powietrzu nieuchronnością nadchodzącego ataku.
Oczekiwał go - zawsze oczekiwał, tak został wytresowany - ale nie w takiej formie. Pozostawił go w bezruchu nie tylko fizycznym, ale i chwilowym przywieszeniu funkcji umysłowych, konsekwencji zgrzytu kołatek. Wodził wzrokiem za biało-złotą sylwetką, ruszając jej śladem dopiero, gdy niebezpiecznie zabalansowała na granicy widoku. Kroki stawiał automatycznie, ze względną łatwością przedzierając się przez napierający zewsząd ścisk i feerię baw, bo ich ciężar skutecznie wygłuszał wznowiony proces myślowy. Nie chodziło o wyrzuty sumienia, nie parł do przodu jak zbity kundel, jedynie trzymał się pierwotnych założeń - to miał być dopiero środek przeprawy; nie zamierzał pozwolić jej tego zniweczyć. Wszystko, co powiedziała, musiało być kolejną rozgrywką, pokazaniem wyższości warsztatu, próbą zmiękczenia go i uformowania wedle własnego widzimisię; odrzucenie tego bezpiecznego przeświadczenia wiązało się z przykrą koniecznością nadania jej człowieczeństwa, którego przecież nie miała. Wpędzanie się samemu w iluzje było nierozsądne, nie wspominając już, że stojące w opozycji do tego, co chciał osiągnąć.
O to należało się martwić.
Tylko o to.
Przyspieszył kroku, gdy przez chwilę ścigana biel roztopiła się w tłumie. Przymusowy spacer nie trwał długo, zakończył się już poza ścianami centrum. Nie była w stanie mu uciec - nie w tym stroju - i szybko wyłapał ją nieopodal nie samochodów, a parawanu, na widok którego się zatrzymał. Sam w sobie wyglądał podejrzanie, nie licząc nawet faktu, że nie widział go, gdy wysiedli z samochodu, a tak abstrakcyjnego widoku z pewnością by nie zignorował. Swoją cudacznością wabił jak lep na muchy, oczywiście zwabił też Lotte; musiał zainterweniować, zanim towarzyszka wpadnie w pułapkę i, co najgorszę, nie tą przygotowaną przez niego.
Czy ta dramatyczna ucieczka naprawdę była niezbędna? — Marszczył brwi w irytacji, ale bardziej z siebie samego; dopiero gdy przystanął obok niej i przy okazji krawędzi, jak się okazało, wanny wypełnionej gorącą wodą, odczuł skutki pościgu. Klatka piersiowa unosiła mu się niemiarodajnie i najchętniej to by usiadł, ale nie miał gdzie. — Nie wiem, jak możesz tak na nich pędzić bez zaliczenia po drodze chociaż jednej wywrotki — pokręcił głową, wskazując palcem na jej szpilki. Zmrużył oczy i spojrzał na taflę - poruszoną, więc przynajmniej mogli założyć, że woda i piana nie były niebezpieczne. Być może takimi by się stały, gdyby weszli do wanny, czego robić oczywiście nie zamierzali.
Odchrząknął, oczekując, że w ten sposób zwróci jej uwagę, choć z pewnością milszy od niego widok stanowił, szczególnie w tym momencie, wielokolorowy puch.
Po pierwsze, powinniśmy wrócić do galerii; niedobrze będzie, jeśli się przeziębisz. Po drugie... — Zaciął się. Nie wiedział, od której strony to ugryźć; czy w ogóle powinien próbować, zamiast zostawić odłogiem, by spokojnie gniło sobie z dala od nich. Wiedział jednak, że smród sam nie zniknie i że jakoś musiał go wywietrzyć. Ostrożnie. Zakładał, że odpowiednio drogi prezent wystarczyłby do wybielenia się w jej oczach, przynajmniej do pewnego stopnia, ale w dłuższej perspektywie mógłby okazać się niewystarczająco owocny. Świadomość tego, co powinien, a czego bardzo nie chciał zrobić, osiadła mu na ramiona i nieco je przygniotła; ręce wcisnął do kieszeni i przeniósł wzrok na bąbelki.
Starał się, naprawdę się starał, ale przeprosiny nie potrafiły mu przejść przez gardło. Irytacja się wzmogła i całkowicie przejęła nad nim panowanie.
Dobrze, że dostrzegasz swoje wady, ale o jednej zapomniałaś. Jesteś strasznie zachłanna. Pragniesz poklasku, ale nie dlatego, że ci go odmawiano, a dlatego, że się do niego przyzwyczaiłaś i wychodzisz z mylnego założenia, że dalej ci się on należy jedynie za to, że żyjesz. Masz tak wiele, jesteś piękna i bogata, ale wcale ci to nie wystarcza - zawsze musisz sprawić, żeby wszystko kręciło się wokół ciebie, a wszyscy tańczyli tak, jak im zagrasz, wepchnąć się w każdy kąt, nie patrząc na to, kogo przy okazji zdepczesz. — Słowa wyrzucał siebie jak z karabinu i już podczas wystrzału miał świadomość, że przyjdzie mu ich pożałować. Poniekąd na to liczył.
Naprawdę chcesz, żebym cię docenił? — Przeniósł na nią ostre spojrzenie; przysunął się o krok i odrobinę nachylił. — Przestań udawać. Zdejmij maskę i ujawnij wszystkie brudy, które za nią upchnęłaś. Pokaż mi, że mam rację. Nie zniosę kolejnej pomyłki.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
Kto zadał pierwszy cios? Jaki splot słów wywołał lawinę niezgody? Jaki gest sprawił, że ich skóra wzajemnie cierpła na swój widok? Nie pamiętała, początki zawsze przypominały jej ostrożne stąpanie po lodzie, metodyczną próbę rozpoznania schematu zachowań oraz reakcji na poszczególne odruchy, wszystko to okraszone odpowiednim uśmiechem oraz prostotą tematów rozmowy. Do nowo poznanych osób zbliżała się tak, jak zbliża się do z lekka zdziczałych, nienawykłych do ludzkiego dotyku zwierząt — łagodnie oraz cierpliwie, z pogodną nutą dźwięczącą w melodyjnym głosie oraz taktycznym unikaniem kwestii nader ciężkich. Ktoś równie dobrze poinformowany jak ona nie mógłby nie wiedzieć, co dotknęło rodzinę Cavanagh, kolejną ofiarę plagi pochłaniającej rodzeństwo w tempie zastraszającym, acz z pewnością sprzyjającym biznesowi Bloodworthów i może właśnie dlatego nigdy nie wyraziła swoich wyrazów współczucia, nie złożyła kondolencji ponad podpis pod listem pana Overtona wyznającego żal za życiem utraconym, który śladem reszty rodzin kręgu powędrował do właścicieli pubu, kolebki miastowych entuzjastów alkoholu. Nie mogło być nic gorszego, tak przynajmniej sądziła Lotte, niż okazana litość oraz rozżalenie względem kogoś, kogo tak naprawdę nigdy się nie poznało i nie można było pojąć czyjegoś bólu. Słać puste frazesy tylko po to, żeby ulżyć duszy mówcy i rozdrapać czyjeś ledwo zasklepione rany? To było zbyt okrutne, zwykle czyniła to w ostateczności, przyparta do muru, ale jeszcze nigdy w stosunku do śmierci czyjegoś krewnego. Myślała, że może to wystarczy, że to będzie niema nić porozumienia między nimi, spętanymi bardziej obowiązkiem niż szczerą chęcią przebywania w swoim towarzystwie. Przecież nie ona podejmowała decyzję, była równie bezwolnym pionkiem na politycznej planszy życia, jak niemal większość potomków znamienitych rodów plasujących się w wieku poniżej trzydziestu lat. Naiwność na równi z jej wyobrażeniami została brutalnie zrównana z ziemią, a każde spotkanie przypominało bitwę w wojnie, która przecież nie niosła sobą żadnego zwycięstwa, bo co mogli otrzymać poza jątrzącym się rozgoryczeniem? Ale tak jak on zadawał ciosy, skryte pod aluzją przytyki, czasem otwartą krytykę sprawiającą, że dotąd przyjemna zieleń oczu przypominająca jej kolor wiosennych liści drzew, między które przebijają się promienie słońca, stawała się na tyle zimna, że zaczęła nakładać na siebie więcej warstw ubrań, byleby tylko ukryć dreszcze przeszywające drobne ciało — tak ona nie pozostawała dłużna. Zaklęta w tej swojej perfekcyjnej roli, wbijała idealnie spiłowany paznokieć między żebra mężczyzny, drażniąc, prowokując, atakując zaciekle smutną miną, idealnie wyważonym zdaniem. I nie wiedziała tak do końca, czy robi to z faktycznej przekory, próby odegrania się za zadane krzywdy, czy tylko po to, żeby wyciągnąć, chociaż pojedynczą iskrę z jego mdłej, pozbawionej kolorytu osobowości. Tylko to, czego doświadczała, nie podobało się jeszcze bardziej, zaślepiony własnym dobrym mniemaniem o sobie oraz rzekomą wyższą moralnością, stopniowo przeistaczał się w jedną ze zmor, mar sennych, jaka to z przyjemnością lubowała zagłębiać się w jej wnętrzności, łamać każdą najdrobniejszą kostkę i ona naprawdę, naprawdę nie chciała przy nim więcej być. Po co? Gdyby dostrzegała w nim, chociaż odrobinę dobroci, tak zaproponowałaby, żeby docierając na miejsce ich spotkań, każde rozeszło się w swoją stronę i zajęło własnymi sprawami, tylko że ta dobroć nie istniała, nie dla niej, ba! Była pewna, że w tym wypadku zechciałby spotykać nawet częściej, żeby zrobić jej na złość. Jak teraz, zamiast porzucić temat, zacisnąć zęby, zignorować ją tak jak zwykle, uznać za niepoprawnego głuptasa, tak wolał wbijać szpilę za szpilą, za nic mając wszelką empatię, fakt, że ściany tego domu mają uszy.
— Ciekawe, zupełnie to samo można rzec o skórzanych rękawiczkach, a może są one koniecznością, czymś bardziej niezbędnym niż okrycie, które ma zapewnić ciepło? — pyta, bo przecież nie mógł sądzić, że była skończoną idiotką i nie potrafiła odróżnić prawdziwej skóry oraz sztucznej? Przyglądała się mu wystarczająco na tyle, żeby móc nauczyć się rozróżniać materiały zakrywające dłonie młodzieńca, nawet jeśli barwy oraz krój nie różniły się od siebie w żaden sposób, ona i tak widziała różnice. Musiała, jeśli zarzucano jej charakterowi płytkość. Nie kontynuowała tematu, hipokryzja bijąca od postaci Mallorego była na tyle silna, że kolejne wypowiedzi z jego strony jawiły się jako trucizna. Jeszcze nie znała wzorów na antidotum, musi o tym przeczytać dziś w nocy. Może przy okazji odkryje jakiś czar, albo eliksir, żeby zamienić tego rzekomego żabiego księcia w kogoś, kto chociaż trochę będzie przypominał człowieka. Ale te plany musiała odstawić na potem, jazda samochodem powinna być z założenia przyjemniejsza, lecz nawet to rozczarowywało ją okropnie.
 Nie sądzę, żeby moje sposoby na spędzanie przyjemnych dni odpowiadały twojemu wysublimowanemu gustowi — odpowiada cicho, może nieco za spokojnie na jego propozycję. Nie wyobrażała sobie, żeby brunet mógł czuć się komfortowo w tłumie jej znajomych, żeby czerpał radość z tańca, z wieczorów poetyckich, ze spaceru po ogrodzie botanicznym, z wydarzeń sportowych odbywających się na Uniwersytecie, na słuchaniu symfonii, czy oglądaniu przedstawień w teatrze, które znała tak dobrze, że była w stanie recytować każdą kwestię, swoją mimiką oraz manieryzmem wywołując przyciszony śmiech u tych, co zdecydowali się iść razem z nią na konkretną sztukę. Nie, do niego pasowało bardziej wpatrywanie się w nagą ścianę i próby wyciągania głębi z przypadkowej plamy, która się na niej znalazła. Lottie podziękuje, miała lepsze rzeczy do roboty, nie zamierzała sobie uprzykrzać tych kilku miejsc, do których lubiła chodzić. Kto mógłby pomyśleć, że młodzieniec posiadał taki ogrom talentu, że był w stanie obrzydzić jej nawet centrum handlowe.
— Nie wyciągam swoich wniosków z powietrza — mówi, nim przejdzie do interpretacji wystawy, nim szarość tęczówek splecie się na dobre ze szmaragdem jego oczu, bo oczywiście, że nie mógł dla niej nic zrobić. Czy gdyby padła na kolana, okazałby odrobinę łaski? Nie, śmiałby się z niej, kpina przychodziła mu bardzo łatwo. To było chyba najgorsze, to, albo świadomość, że podobne zachowanie prawdopodobnie kierowane było tylko wobec syrenki. Zapewne, gdyby miał do czynienia z dziewczęciem, które płocho spogląda na świat, które samo nie wie, czego pragnie i jedyne co potrafi, to umniejszać samą siebie, otulając się jednocześnie materią skromności, nieśmiałości, tak pewnie wyrozumiałość częściej gościłaby na jego obliczu. Miałkość nie leżała w naturze aktorki, co smutniejsze, w jej naturze tak naprawdę istniała głównie śmierć, śmierć oraz tęskna pieśń oceanu. Więc odchodzi, wściekła, rozżalona, smutna. Marząc, łudząc się, że skoro Mall jest już i tak okropny, to mógłby stanąć w opozycji do przyzwoitości, dać sobie spokój, zamiast się wlec za nią, jak męczennik skazany na kolejne tortury. Nie odwraca wzroku od piany, kolorowe bąbelki są milsze niż kolejne wyrzuty.
— To nie była ucieczka — jasne brwi marszczą się delikatnie, czoło jednak zaraz się rozpogadza w obawie o potencjalne zmarszczki — To było dobrowolne opuszczenie towarzystwa w celu wzajemnej ochrony zdrowia psychicznego które tak lubisz gnębić, ty podły, podły trollu. Krucha sylwetka nosi znamiona napięcia, niechęci tak wielkiej, że jeśli tylko nieopatrznie wykonałby krok w jej stronę, tak odskoczyłaby natychmiast, byle mieć go na dystansie wyciągniętej ręki — Mogę na nich robić o wiele więcej — burczy, nie brzmi to jak zachwalanie własnej zgrabności. Dyskomfort obcasów porzuciła już dawno, być może nawet w pewnym momencie straciła nawet czucie w stopach, ponieważ każde buty, które nosiła wpasowywały się świetnie i mogła chodzić w nich godzinami tylko po to, by odkryć, że wrażliwa na otarcia skóra została zdarta, a śliczne szpilki oraz pantofelki noszą ślady krwi. Zignorowała chrząknięcie, pierwsze zdanie również. Nie było nawet opcji, że wróci do galerii, nie z nim, nie przez najbliższy tydzień. A potem zamiera. Jak rażona prądem, jak zwierzyna, która zatrzymuje się zaskoczona światłem reflektorów nadjeżdżającego auta. Wargi rozchylają się, niedowierzanie zatrzymuje się w szklistości oczu. Tak ją widział? Tak mu się jawiła? Nawet jej nie znał, nie widział, jak zachowuje się na co dzień, nigdy nawet nie pytał. Ten bezczelny, obmierzły, fałszywy, wstrętny padalec ośmielił się określać ją w taki sposób?
— Zabawne — kwituje, walcząc z falą narastającej złości, panując nad odruchami, nad pragnieniem utopienia go w tej przeklętej wannie — Czy to częste w twoim przypadku, przypisywać komuś łatkę, kiedy nie zadajesz sobie trudu, żeby spojrzeć dalej niż czubek własnego nosa? Jesteś tak zapatrzony w swoje racje oraz prawdy, które sobie uroiłeś, że nie możesz znieść tego, że istnieją dziewczęta, które znają swoje poczucie wartości. Które nie zgadzają się na półśrodki i które nie obniżą swoich oczekiwań, tylko dlatego, że ktoś je prosi, skamle o nie niczym kundel. Dlaczego miałabym się godzić na coś gorszego, jeśli wiem, że to, że mogę zaoferować więcej, niż ktokolwiek inny? Kręciło się wokół mnie? Nie bądź głupi Mallory Cavanagh, doskonale wiesz, że nie muszę nawet palca unosić, żeby być w centrum uwagi. W przeciwieństwie do ciebie, ludzie lubią przebywać w moim towarzystwie, pragną go, bo może trudno ci to pojąć, teraz kiedy wmawiasz sobie te wszystkie łgarstwa, byleby poczuć się lepszym. Zazdrość, to brzydka cecha, jesteś dorosły, zachowuj się tak — nie, nie czuła się źle. Broniła się zaciekle, ochraniała własne ego, odbijając cios za ciosem. Dumnie uniosła brodę, wreszcie zaszczycając go ciężarem własnego wzroku. Nie był przyjemny, nie był w żadnym wypadku łagodny. Był jak szalejące morze nacierające na klify. Oddech się urywa, gdy staje nagle tak blisko, kiedy się nachyla i chyba po raz pierwszy Charlotte orientuje się, że mężczyzna jest od niej wyższy, większy, że z łatwością przyszłoby mu zmiażdżyć jej wąskie ramiona, zawlec delikatną postać z siłą, której ona sama nie posiadała. I wystarczyłby kolejny podmuch wypadający spomiędzy ust, żeby jeden ze złotych pukli osunął się, ukazując największą tajemnicę dziewczyny. Odsuwa się, cofa o krok tak gwałtownie, że dziw bierze, że się nie potyka. Przez ledwie kilka uderzeń serca, całe wnętrze ogarnia panika. Co jeśli się dowie? Rozpowie każdemu, kim tak naprawdę jest i będzie skończona. Będą na nią polować, pozbawią wszystkich łusek, rozszarpią, zniszczą, skrzywdzą.
— Dlaczego...  — nie, to brzmi słabo, niemal dziecięco niepewnie, zbyt bezbronnie. Weź się w garść, nakazuje sobie, nic nie widział, nie dowie się. Nie on. Nie zasługuje na jej zaufanie, zawierzyła mu w samochodzie na próżno — Dlaczego sądzisz, że zrobiłeś cokolwiek, żebym liczyła na jakąkolwiek aprobatę z twojej strony? — nie mógł być aż takim idiotą. Zresztą, gdyby pozbyła się masek, miałaby dla niego tylko piosenkę oraz milczenie oceanicznego dna. W zasadzie powinna pianę wetrzeć w jego strój, ochlapać go gorącą wodą, ale to byłoby marnowanie czasu, emocji. Nie miało sensu, nic już nie miało sensu, najsmutniejsze było to, że za tydzień znowu się spotkają i będą udawać, że nic się nie stało. Nic złego nie miało miejsca, wszystko jest w porządku — Jeśli skończyłeś, to możesz już sobie iść. To była przemiła randka, niestety, dobiegła już końca — oświadcza. Tylko, zamiast znowu odejść, rozpina poły futra, pozwalając mu się ześlizgnąć na ziemię. Kosztowne buciki zrzuca niedbale, unosząc przy tym rąbek różowej spódnicy, tylko po to, by móc zsunąć z linii zgrabnych nóg białe zakolanówki. Ignorując dzielnie towarzysza, pozbywa się skarpetek, dbając o to, by nie dostrzegł znamienia na szczupłej kostce (zawsze wydawało się to jej zbyt intymne, chciała, by oczy podziwiające motyle skrzydła były najważniejsze), ni plastrów znaczących pięty i raz jeszcze unosząc spódniczkę na wysokość ud, wchodzi do wanny. Nie cała, miała w sobie przyzwoitość oraz godność ludzką, ale piana wyglądała zbyt ładnie, woda była gorąca, mogła sobie pozwolić na relaks w cieple. I na coś na kształt pogodnego uśmiechu układa się na wargach, kiedy siada na jej brzegu, dbając, żeby przypadkiem nie zamoczyć ubrania. Gwar otoczenia nie sięga spokoju terenu otoczonego przez parawan. Może tutaj odpocząć, chociaż trochę.
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
To sztuczna skóra, wykonana na tyle kunsztownie, że twoja pomyłka co do jej prawdziwej istoty jest jak najbardziej zrozumiała. — Kłamstwo zaserwował na zimno, samemu się w nim rozsmakowując. Nie mógł mieć stuprocentowej pewności, że Lotte napełniło podobnym przekonaniem; gdyby musiał przyjąć jasne stanowisko, wybrałby to podszyte zrozumiałym zwątpieniem. Z łatką bezdennego hipokryty mógł się, jakkolwiek niechętnie, pogodzić, jeżeli dzięki temu mógł uniknąć konfrontacji z własną słabością - skandaliczną inklinacją do powtarzania przeszłych błędów, do folgowania zdradzieckiej naturze. Nie wystarczało, że kultywował pamięć o siostrze poprzez wwiercanie w czaszkę stalowoszarych powidoków, wyciąganych z rzeczy wciąż zalegających w beżowym pokoju tak, jak je zostawiła - musiał chronić jej sekrety, ich sekrety. Rękawiczki wybrali wspólnie, podczas jednego z ciągnących się w nieskończoność wypadów na zakupy, które docenił dopiero poniewczasie. Proste, eleganckie, przepięte paskiem tuż pod dłonią, miały wartość sentymentalną o stokroć większą, niż jakiekolwiek przekonania o potrzebie ograniczenia okrucieństwa wobec zwierząt w sektorze włókienniczym. Geneza niezbędnego dla spokoju ducha akcesoria leżała w półcieniu, na rozdrożu światów i nie zamierzał wyciągać jej na światło dzienne, lecz trzymał jak najdalej od zimnokrwistego blasku panny Overtone. Taki układ zdawał się jej pasować, co nie dziwiło wcale - w innym wypadku musiałaby przecież pochylić się nad kwestiami wymagającymi intensywniejszego wysiłku umysłowego, niż dobór odpowiedniego fasonu torebki do butów. Ani razu nie podjęła tematu i myślał, że dobrze się stało, bo przynajmniej dobre imię Dahlii nie zostało skalane ustami tej miernej imitatorki, ale prezentowana bezwstydnie bierność była niewiele lepsza. Z każdym kolejnym tygodniem, każdym mimowolnie wychwyconym podobieństwem, groteskowym roztopienie obrazu cnót, dzielące ich niedomówienia piętrzyły się, aż stworzyły mur, który zamiast odgradzać od niebezpieczeństwa, więził w samym jego epicentrum. Ataki nadchodziły z wielu stron, więc w defensywie rozbijał je własnymi, szybszymi, mocniejszymi. W którymś momencie nawet nie słowem czy gestem, a samą swoją obecnością zaczęła przytłaczać tak bardzo, że gotów był pogodzić się z nieprędkim powrotem w kojące objęcia wypracowanego latami pacyfizmu.
Wychodził z założenia, że jeżeli ósmego marca nie obróci tej relacji w pył, później będzie już tylko łatwiej utrzymać ją w ramach przyzwoitości, z kuli u nogi przeobrazić w okazję, za którą brał ją na samym początku - o ile wtedy wciąż będzie stać ich na jakąkolwiek wiarę.
Jej brak wyraźnie wybrzmiał w słowach rzuconych podczas przejażdżki. I choć układały się w przeświadczenie, jdno z nielicznych, które podzielali, przyznanie tego na głos byłoby równoznaczne z zaakceptowaniem porażki.
Zrewidujesz swój osąd za tydzień lub dwa. — Równie spokojnym tonem rozwiał wszelkie wątpliwości co do możliwości nieprzyjęcia złożonej "propozycji". Gdyby chciał zagłębić się w temat, prawdopodobnie z łatwością wyłuskałby przynajmniej kilka aktywności, które jednocześnie usatysfakcjonowałyby ich wysublimowane gusta, lecz wiązały się z ryzykiem nadmiernego odsłonięcia, którego nie powinien podejmować, podążając ścieżką racjonalności. W terenie odnajdywał się doskonale, ale i tę umiejętność Lotte musiała podkopać. Nie wszystkie sentencje, go raczyła, odbijał z jednakową skutecznością; niektóre zawierały ziarno prawdy, które dostrzegł wcześniej i z niesmakiem odtrącił. Lista powodów, dla których nie powinien w ten galimatias brnąć, wykosztowywać się dobrocią, rosła do rozmiaru traktatu niemożliwego do przeczytania podczas masochistycznej pogoni za koszmarem na jawie. Jedynym plusem był fakt, że prędko się zakończyła.
I przy okazji pokazanie środkowego palca wysiłkom, które włożyłem w zaaranżowanie dzisiejszego spotkania. — Żadna rysa rozbawienia nie przecięła chłodu ekspresji, choć była zatrważająco tego bliska - ot, ostateczny dowód na to, jak bardzo zmęczenie fizyczne powiązane było z psychicznym. Uspokajał wzburzony oddech i całą resztę nieuczesanych myśli, mierząc uważnym spojrzeniem Lotte, kłębek napuszony antypatią tak jaskrawą, że nie mógł jej sobie imaginować. Zignorował niedostojne burknięcie, nie rozwijając kwestii szpilek i dokonywanych na nich akrobacji, by nie mierzyć się z nad-reaktywną wyobraźnią, w najlepsze dokonującej dzieła zniszczenia, sypiącej sól na bezwolnie otwierane rany. Pycha uniosła głowę dziewczyny i wypchała spojrzenie, gdy skrócił dzielący ich dystans. Miała idealną okazję do użądlenia tak bolesnego, jakby pochodziło od samej Polistes dominuli; mogła go popchnąć i podtopić, jeśli nie uderzyłby skronią o kant wanny, rozorać twarz idealnymi paznokciami lub owinąć smukłe palce wokół jego szyi, a zamiast tego się cofnęła. Przestrach zgarnął pod swoje skrzydła i jego; zmarszczył brwi i również się cofnął, doprowadzając do całkowitej deeskalacji. Zamilkła, ale w uszach wciąż brzęczały mu oskarżenia o egocentryzm, urojenia czy nikłe zdolności społeczne. Czego miał jej zazdrościć? Kto normalny pragnąłby opływać w uwielbienie rodziny, rówieśników, bogactwa i światłe perspektywy na przyszłość? Na bycie zawsze pierwszym wyborem?
Usta wykrzywiły mu się w coś na kształ cierpkiego, żałobnego półuśmiechu.
Doprawdy wspaniała z nas para. — Ofiarowanie jej odpowiedzi, odkrycie ich przed sobą było zbytkiem łaski, nieodpowiednim momentem, kwestią do rozważenia - być może - w inny miejscu i innym czasie. Okrył się szczelnie zdystansowaniem zabarwionym zażenowaniem z podjętych ruchów; skupiał się na oddechu, na celu, z którego na moment spuścił wzrok.
Dziękuję bardzo za udzielenie pozwolenia, jednak nie zamierzam z niego skorzystać. — Musiała sobie zdawać sprawę z bezużyteczności wypowiedzianych słów; każde rozbijało się o jego upór. Nie tak to się miało zakończyć. Zaburzyła ustalony porządek rzeczy, tym samym obligując go do zrujnowania . — Ekspozycja nie miała być końcem naszego spotkania. — Nie była nią również wanna, w czeluści której jego urocza towarzyszka zaczęła się zagłębiać, usłużnie uprawiając radosną dziecinadę, niepomna na niesprzyjające warunki pogodowe. W znieruchomieniu przypatrywał się temu teatrzykowi i gdy reflektory zwróciły się ku niemu, westchnął ciężko, choć jedynie w duchu, zacisnął zęby i zdjął buty oksfordy oraz białe skarpetki, podwinął nogawki spodni, po czym usiadł na przeciwległym brzegu wanny i zanurzył nogi w kolorowej wodzie.
Potowarzyszę ci więc w tej krótkiej, nieplanowanej przerwie, zanim wrócimy do spełniania dzisiejszych założeń. — Była zdolna do wszystkiego, wolał więc przypilnować, że nie wytnie kolejnego, irracjonalnego numeru.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
Mogłaby mu uwierzyć. Patrzeć w chłodną taflę zieleni spojrzenia i nie dostrzec nawet kropli fałszu, jaka mogłaby zmącić jej powierzchnię. Śledzić napiętą linię wyrazistej szczęki, obserwować niespiesznie rysy przystojnej twarzy nie uświadczając ni jednego drgnięcia mięśni, które mogłoby zdradzić obłudę, jaka kryła się w zawziętości padających słów. Przyjęłaby z trudem do serca niecelność ciosu, drobne potknięcie w głoszonych opiniach, jeśli tylko łączyłaby ich cieniutka nić sympatii, swoistego niechętnego porozumienia. Ale ona nie istniała, tak jak Lotte nie wierzyła. Nie wierzyła w jego pochlebstwa, w każde zdanie, jakie wypowiadał tuż po tym, jak zadecydował o odpowiednim momencie, w którym należało dziewczęciu dopiec. I nie zależało to wcale od jego umiejętności snucia kłamstw, ba! Gdyby teraz chwycił ją za cienki nadgarstek, wyprowadził z bezpiecznych czterech ścian domostwa Overtonów i wskazał jej niebo, wygłaszając oczywistą oczywistość o tym, że jest niebieskie, tak syrenka z czystej przekory, drapieżnej zajadłości zarzuciłaby mu oszczerstwo. Tak po prostu.
— Och, czyżby? W takim razie i to futro możesz uznać za wykonane tak kunsztownie, że można je pomylić z prawdziwym — oświadcza tak słodko, że od lepkości tonu niemal ją samą mdli. Nie dowie się o tym jednak tak, jak ona nie dowie się o sentymentach oraz innych bolączkach targających jego duszę. Próby zrozumienia zakopała już dawno w bitewnym pyle, podobnie jak logiczne tłumaczenie jego poszczególnych zachowań, kiedy to sen nie nadchodził ciemną nocą, a ona miała stanowczo za dużo czasu w przypływie nieznośnej przytomności. Nie mieli ze sobą nic wspólnego. Nie, inaczej. Nie chciała mieć nic z nim wspólnego, nie zamierzała ulubionych zajęć uprzykrzać jego widokiem, barwić relaksujące czynności obrazem wspomnień, w których brał udział. Każde wyjście, tak samo mdłe, typowe, przewidywalne upychała w odpowiedniej walizeczce w myślach, gotowa pociągnąć za sprzączki tylko wtedy, kiedy potrzebowała jakiejś konkretnej sytuacji, aby móc podeprzeć swoje argumenty i wytknąć błędy młodzieńca. A tak przez dni całe pozwalała się im kurzyć, zaglądając może raz czy dwa, kiedy któraś z jej koleżanek zadawała pytanie o jej życie uczuciowe. Odkąd padła wieść o zaręczynach jej kochanej kuzynki, zdarzało się to o wiele częściej niż zwykle, co tylko pogłębiało odczuwany dyskomfort. Bo jak mogła wyznać, że Mallory wzbudzał w niej tak wiele pragnień, o których nie zdawała sobie sprawy, takich jak chęć zaduszenia go, czy wypchnięcia za okno, zaproszenia na wybrzeże, gdzie ujawni przed nim swoją prawdziwą naturę, nim ściągnie go w głębię wód. Uśmiechała się wtedy promiennie, zbywając swoje towarzyszki, zmieniając temat tak zręcznie, że żadna z nich jeszcze nie zdążyła się połapać o prawdziwym charakterze relacji łączących tę nietypową parę. Obawiała się, że jeśli faktycznie to ona przejęłaby stery ich spotkań, tak nie tylko poddałby ją szczegółowemu wywiadowi, ale i ich bystre oczęta dostrzegłyby z łatwością dysonans, jaki między nimi panował. I być może pożałowała zdań, które wymknęły się spomiędzy miękkich ust, może nawet mentalnie kopnęła się w kostkę, że tym razem nie pomyślała. Zapomniała, z kim miała do czynienia.
— Nie sądzę — odpowiada tylko, uwagę całkowicie kierując na otoczenie przemykające za szybą. Liczenie słupów uznawała za ciekawsze, niż wdawanie się w kolejne dysputy prowadzące tylko i wyłącznie do jeszcze większego zniechęcenia. To śmieszne, naprawdę sądziła, że dzisiejszy dzień będzie tak inny od pozostałych? Że cała otoczka święta zakochanych wpłynie jakoś na bruneta, wywoła w nim jakąkolwiek skruchę i zmusi, żeby przez moment zachowywał się w sposób cywilizowany? Była naiwna, chociaż teraz, stojąc osłonięta parawanem, ze złością tlącą się pod skórą oraz rozgoryczeniem rozlewającym się na języku, mogłaby sądzić, że była zwyczajnie głupia. Głupia, głupia Lotte, która mimo wszystko próbuje patrzeć na świat przez różowe okulary, kiedy koszmary ewidentnie ukazują jej, jak wygląda rzeczywistość. A on był niezaprzeczalnie częścią tych realiów.
— Ach — wyrzuca z siebie, szczupłe palce splatając ze sobą i przyciągając je do piersi — Ależ proszę, wybacz, że nie zdołałeś wykorzystać na mnie reszty pokładów złośliwości, które tak skrupulatnie zaaranżowałeś. Błagam, pozwól mi w zadośćuczynieniu zagrać na moich małych skrzypcach — mówiąc to, oddziela dotąd złączone ze sobą dłonie i pocierając o siebie opuszki palców lewej dłoni. Jedyny wysiłek, jaki sobie zadał, należał do tych z kategorii wytrącenia jej z równowagi. Słowem, gestem, bliskością. Bliskością, do której dotąd lgnęła w poszukiwaniu ciepła, poczucia bezpieczeństwa, jednak teraz jawiła się ona jako największe zagrożenie, zwłaszcza że pochodziła ona od Cavanagha. I nie miała wątpliwości, Overtone nie była aż tak durna, żeby nie zdawać sobie sprawy, że gdyby tylko dostrzegł za szczypiącymi od zimna uszami skrzela, to byłby w stanie jako pierwszy wydać ją na metaforyczny stos krytyki oraz nienawiści. Tak, mógłby ją zniszczyć, chciałby tego. Pokazywał jej to na każdym kroku. Dlatego nie skomentowała jego uwagi, obrzydzenia, jakie wiązało się w ogóle z wyobrażeniem, że mogliby uchodzić za parę, chociaż prawdopodobnie na taką wyglądali. Najwyraźniej była zdecydowanie lepszą aktorką, niż sądziła, a i tak nie miała o sobie niskiego zdania, znała w końcu swój kunszt oraz talent. Tak, jak znała ośli upór Mallorego, zacietrzewienie się i stanie w całkowitej opozycji wobec drobnego dziewczątka. I po co? Gdyby zrezygnował chociaż raz, tak byłoby mu łatwiej, ich udręka zostałaby skrócona. Czemu to ciągnął? Żeby jeszcze bardziej ją zirytować?
— A jednak okoliczności się zmieniły — odpowiada, ignorując drgnięcie ciekawości, depcząc głupie babskie zapędy do wybielania złych czynów tylko dlatego, że może było coś więcej. Sądząc po tym, jak rozpoczął to spotkanie, spodziewać się mogła tylko poprowadzenia do sklepu zoologicznego, gdzie bardzo szczegółowo pokazałby jej poszczególne zwierzęta, których futro oraz skóra lądowała na jej torebkach, bucikach, płaszczach, futrach i rękawiczkach. Co miałoby miejsce po tym? Prawdopodobnie na lunch zaprosiłby ją do fast fooda, gdzie podkreślałby, że to wymyślne restauracje tylko napędzają rynek konsumpcjonizmu i że powinni cieszyć się z drobnych przyziemnych przyjemności, taki jak ociekający tłuszczem wielokrotnego użytku burger. Lotte podziękuje, wysiądzie z tego pędzącego pociągu porażki. Ciepła wanna oraz kolorowa piana były zdecydowanie milszą perspektywą. Odchyla buzię ku zachmurzonemu niebu, przymykając powieki, pozwala ciszy zagościć we wnętrzu i woal rzęs unosi się tylko na sekundę, kiedy chłopak zajmuje miejsce naprzeciwko, wbrew sobie również korzystając z niezapowiedzianej atrakcji.
— Nie ma takiej potrzeby, taksówki są całkiem niedaleko — kiedy to mówi, czerń źrenic wbija się z mocą w zieleń jego oczu, zimnem dorównując niemal jego własnym. I kiedy widzi, że próbuje coś powiedzieć, już otwiera tę swoją gębę, tak unosi nóżkę i gwałtownym ruchem ochlapuje go lekko — Spełniłeś już wszystkie swoje założenia. Gratuluję — była gotowa nawet mu przyklasnąć, byleby tylko się odczepił. Może później powinna zawitać do jakiejś kawiarenki, tylko siedzieć tak samej to wstyd, kupować słodycze byłoby jednoznacznie skojarzone, a kubełek lodów w chwili obecnej wołał do niej równie głośno, co morskie fale.
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Mógł lekko zakrzywiać rzeczywistość, ale ona mu w tym nie ustępowała. Gdyby naprawdę widział w niej arcywroga, inaczej by to wszystko rozgrywał. Bez imania się półśrodków i chowania pod cienkim płaszczem galanterii, zniszczyłby każdy aspekt jej życia, choćby miałoby to zająć dziesięciolecia; nie ograniczałby się jedynie do mniej lub bardziej bezpośrednich złośliwostek. A choć starała się ogromnie, by zająć to zaszczytne miejsce, nie była w stanie zdetronizować osoby zajmującej podium. Nie była idealna, nie zawsze triumfowała, choc mogło się tak wydawać; choć starał się trzymać tego przeświadczenia. W ochłapach imperfekcji znajdował cień pocieszenia, odddalały ją bowiem od widma siostry, zwracały cząstkę utraconego bezpieczeństwa i co w tej chwili najważniejsze, przyspieszały proces autopacyfikacji. Czasami działały zbyt prężnie i zagalopowywały się w bezsensownych rozważaniach, co by było, gdyby wyciągnął inne karty od losu, a wydarzenia zeszłej zimy nie miały miejsca; gdyby nie obracał tak namiętnie wszelkich przejawów radości w gorycz. Czy patrząc na nią, wzrok by mu wiosenniał, zamiast ziębnąć? Czy chciałby się zbliżyć w celu zgoła odmiennym, niż ofiarowaniu okrutnego słowa czy wyzutego z emocji dotyku? Czy zamiast krzywić się na myśl o kolejnym spotkaniu, cieszyłby się tak bardzo, jak podczas odkrywania sekretów życia Actias luna?
Wydawało się to całkowicie nierealne i idiotyczne, więc szybko porzucał te myśli. Skupiał się na rzeczywistości, obiektywnie nieprzyjemnej, zważając na okoliczności, ale mimo wszystko niebagatelnie bardziej komfortowej.
Zmieniły, bo jak zwykle musiałaś podążyć na ślepo za swoimi ciągotami do przeobrażania perfekcyjnie normalnych sytuacji w melodramat. — Mógłby się założyć, że nawet bez jego subtelnego nakierowania ją w tym kierunku znalazłaby powód do zespolenia się z sercem aktualnie rozgrywanej sceny. Z przyzwyczajenia mogła nie zwracać już na to uwagi lub ignorować, by odjąć sobie niepotrzebnych zmartwień w obawie przed nadmiernym wykrzywianiem buzi i w konsekwencji napadem mikroskopijnych zmarszczek, urastających w jej oczach do problemów trzeciego świata, ale on wychwytywał takie detale. Karmił nimi swoje przekonania, systematycznie redukując je o pewną dozę rozchwiania, którą tak mocno pragnął na zawsze uciszyć. Lotte pomagała mu w tym nieświadomie, gdy miał za sobą nieprzespaną noc lub dzień zawalony tomiszczami ksiąg i esejami na studia czy przekrwionymi, nie najlepiej pachnącymi, pubowymi obowiązkami; wtedy najczęściej widział w niej zwodniczego ducha, który dusił w zarodku jakiekolwiek bardziej pozytywne intencje. Coraz mocniej przemawiały do niego słowa Poego o nie dawaniu wiary w nic, co słyszał i tylko połowę tego, co widział, lecz świadomość własnej niedorzeczności nie była żadnym wsparciem, a jedynie wzmagała bóle głowy i tak częste przez zajadłość Goryczki. Przelewanie irytujących objawów wewnętrznej udręki na papier przynosiło ulgę tylko połowiczną i nie było natychmiastowym lekarstwem; nie był tak zdesperowany, by przynosić na spotkania dziennik i pod szarym, ciekawskim spojrzeniem wypisywać autoterapeutyczne sentencje, w mgnieniu oka urastające do ram opowieści, które jeszcze nie zapewniły mu sukcesu. Tak, to jedno mógł przyznać: zieleniał wręcz na myśl o tym, z jaką łatwością musiała egzystować, borykając się z fałszywymi, w najlepszym razie krótkotrwałymi, płytkimi emocjami, które zdmuchnąć mógł nawet najlżejszy poryw wiatru. Okropieństwo wielce pożyteczne do posiadania w swoim repertuarze, w odróżnieniu od ciekawości; wystarczyło, że lekko wykroczyła poza przyjętą normę, by z miejsca stać się autostradą zguby. Zakładał, że i Lotte nieraz zwiodła na manowce, być może zwodziła i w tym momencie, choć dzielnie trzymała się swojej pozy. Straciła grunt pod nogami - dosłownie - i przymykała oczy pod naporem nieba, ofiarowując mu chwilę spokoju, idealną do zastanowienia się, co dalej; nie chciał w końcu powtarzać dziecinady, do której go przymusiła - jakby fakt, że siedział na brzegu tej durnej wanny, choć wzbraniał się przed tym rękami i nogami, nią nie był.
Zawierzając zegarkowi, milczał przez kolejne dwie minuty. Cisza była łaskawa, w odróżnieniu od widoków, na które narażał wzrok, nie spuszczając go z Lotte. Nie miałby nic przeciwko, żeby potrwała dłużej, lecz tak jak on zniweczył jej życzenia, tak ona odpłacała po raz kolejny pięknym za nadobne.
Ależ oczywiście, że jest. Nie przeżyłbym, gdybyś przez moje niedopatrzenie, dla przykładu, się tutaj utopiła lub w drodze powrotnej wpadła pod koła nierozważnego kierowcy. — Odwzajemnił spojrzenie; siła tego krókiego połączenia musiała zapoczątkować nową epokę lodowcową, bo pomimo gorąca w nogach wyraźnie odczuł nagły spadek temperatury powietrza. Zmrużył oczy i zacisnął zęby tak mocno, jakby chciał je wbić w szczękę, gdy prędkim ruchem nogi nasłała kolorowy deszcz na te fragmenty odzienia, które chciał ustrzec przed kąpielą. — A więc za tydzień widzimy się w piaskownicy, jak mniemam? — Zanim zdążyła odpowiedzieć, nachylił się i lewą dłonią przeciął taflę wody, zsyłając na nią falę bardziej dolegliwą, niż tą, którą ona go zrosiła; trochę szkoda, że nie sięgnęła jej twarzy i nie zmazała z niej obscenicznej pozorności. — Proszę bardzo, to przypomnienie, że potrafię być miły. — Oderwał od niej wzrok i przeniósł go na niekształtny, biały pagórek, leżący tuż poza krawędzią niewykwintnej parodii jacuzzi, w połowie topiący się w śniegu.
Lucyferze, dopomóż: złożyłby w myślach taką właśnie prośbę, gdyby wierzył, że przyniosłaby rezultaty.
Bądź równie uprzejma i załóż to — polecił bardziej, niż zaproponował, ściągając z ramion kurtkę - dosyć luźną nawet dla niego, ciemną, z obszernymi kieszeniami. Rozstał się z nią z pewnym żalem, wiedząc, że choć nie zamieni się w sopel lodu dzięki dobroci beżowego swetra i nieśmiało wystającej spod niego koszuli, tak w ciągu najbliższych minut będzie musiał znosić oziębłość pogody. Ujemne temperatury i niskie ciśnienie współgrały ze sobą tak zacnie, jak on z Lotte.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Lotte Overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t254-charlotte-overtone
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t499-lotte-overtone
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t494-lotte-overtone
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t498-poczta-lotte-overtone
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1390-rachunek-bankowy-lotte-overtone
Czasem wydawało się to łatwiejsze. Nadawać mu cech znacznie negatywniejszych, niż w rzeczywistości posiadał. Wyolbrzymiać każdą zadrę, szpilkę, jaką z taką pieczołowitością wbijał w delikatną skórę dziewczęcia, zapamiętywać zaciśnięcie ust, dezaprobatę widniejącą w zieleni tęczówek. Rozsmakowywać się w niechęci tak żywej, że gdyby tylko odważyła się wyciągnąć dobrowolnie drobną dłoń w jego stronę, tak oparzyłaby się najpewniej dotkliwie — może dlatego z tak wielkim trudem przychodził jej kontakt fizyczny, ujęcie pod ramię przypominało bardziej torturę, niźli zwykły wyraz uprzejmości. W szarości jej oczu urastał do rangi karykaturalnego potwora, kogoś, po kim nie mogła spodziewać się nawet odrobiny życzliwości, bowiem wszelkie dobre chęci obracał w popiół oraz parsknięcie zaprawione zirytowaniem. I na początku starała się ignorować przytyki, przymykać powieki na chłód, wpuszczać jednym uchem a wypuszczać drugim niewielkie reprymendy. A potem każdy gest młodzieńca przypominał atak, każde poprawne zachowanie, płaskość, z jaką się wyrażał, godziło w jej dumę. Jakby sądził, że była byle trzpiotką, która nie jest w stanie dostrzec, ile wysiłku go kosztowało zachowywanie się w sposób cywilizowany. Tak, Mallory Cavanagh był niegodziwcem, sam ją w tym w końcu utwierdzał, złośliwością próbując ugrać...właściwie co? Nie miała pojęcia. Ale tak, jak on robił z blondynki najprawdziwszą jadowitą żmiję, tak ona przypisywała mu truciznę wilczych jagód. Bo tak było łatwiej. Złościć się, martwić, obawiać się i ostrzyć idealnie spiłowane pazurki na czarownika, niż mierzyć się ze strachami gnębiącymi ją nocą. Pozbawiającymi słodkich snów, wytęsknionego poczucia bezpieczeństwa. Kiedy budziła się z koszmarów, zawsze miała wrażenie, że jakiś ślad przenosi z krain morfeuszowych do rzeczywistości. Że zsinienia na ciele, ślady zadrapań nie są wynikiem jej panicznych prób wybudzenia, a faktycznym działaniem mar, które każdego wieczora szeptały, iż jako obrzydliwy odmieniec spokoju nie zazna nigdy. Czy to właśnie dlatego tak bardzo pragnęła sympatii? Uwagi, padającej na wiotką sylwetkę, w której mogła się pławić i rozkwitać niczym kwiat wiosną? A może tego po prostu po niej oczekiwano? Czy to w ogóle miało znaczenie? Nie, uznawała Lotte, nie miało. Nie tutaj pod kopułą nagiego lutowego nieba, nie w towarzystwie kogoś, kto zwyczajnie jej nie znosił.
 Melodramat? A więc tym jest odpowiedź na celowe sprawienie przykrości? — pyta, czując, jak coś w środku niej się kurczy. Naprawdę próbował wmówić jej, że to wszystko było efektem jej przewrażliwienia? Że jej uczucia oraz poglądy się nie liczyły w obliczu chłodnego rozumowania, że po prostu powinna zacisnąć zęby i dać się poprowadzić niczym jagnię na rzeź? Tym była? Głupią lalką, którą mógł kierować sznurkami własnych wyobrażeń? Gdyby była mniej dumna, mniej doświadczona, najpewniej objęłaby się ramionami, czując przeraźliwe zimno, które nie miało źródła w zimowej temperaturze. Tylko nie zamierzała pokazać, jak prostym było wejść pod jej skórę, zagnieździć się w szpiku kostnym szerząc zgniliznę oraz fałszywe obrazy. Charlotte Overtone była idealna, niczym marmurowy posąg, który należało podziwiać. Nie da się tak łatwo zniszczyć, podkopać swojego autorytetu oraz przekonań, bo pan-ja-mam-zawsze-rację tak uważał.
— Myślę, że poradziłbyś sobie bardzo dobrze. Umartwianie się i pozowanie na ofiarę wychodzi ci wspaniale — wysyczała, gryząc się w ostatniej chwili w język, nim dopowiedziałaby więcej, zanim zdradziłaby coś, czego nie powinna. Nie byłoby mu żal, ba, najpewniej wreszcie na tej beznamiętnej twarzy ukazałyby się wreszcie emocje pokazujące czyste zadowolenie, gdyby tak wreszcie zniknęła mu z zasięgu wzroku. Otrząsnąłby się tak, jak strzepuje się śnieg, gdy na ramię spadnie, a następnie ukorzyłby posłusznie swój zakuty łeb, idąc do kolejnej panny, jaką wskazałaby mu rodzina. Kogoś może bardziej potulniejszego, kto paroma komplementami i nieśmiałym rumieńcem wpasowałby się bardziej w gusta chłopaka. Ha. Ma ochotę się roześmiać, śmiech byłby lepszy niż płacz. Przynieś grabki, ma ochotę rzucić kąśliwie, ale nie jest w stanie nic powiedzieć. Nie drga nawet, nie panikuje, nie obrusza się, kiedy wilgoć zalewa strój, który z taką starannością oraz uciechą wybierała. Nie bała się wody, to był jej żywioł, ubrania może zawsze kupić nowe. Reaguje, dopiero kiedy czuje ciepło kurtki, gdy zapach Cavanagha dociera do nozdrzy, oblepia ją niczym pajęcze nicie. Bo Lotte wreszcie rozumie. Ten pokaz wyższości, tę niechęć do walentynek. To było w końcu święto zakochanych, a oni zakochani nie byli. Mallory Cavanagh jej zwyczajnie nie lubił. Być może nawet gardził. Nie powinna się więc spodziewać właściwie niczego, bo cokolwiek by nie zaplanował, to i tak byłoby sztuczne, równie zakłamane jak na wyrost udekorowane serduszkami oraz wściekłym różem witryny sklepowe. Nie lubił jej. Nie szanował. W wątpliwej uprzejmości pokazał jej to dzisiaj, niemo oświadczając, żeby przestała się łudzić. Jej marzenia o wielkiej miłości, o pięknych — i drogich — prezentach, zazdrosnych spojrzeniach, a także motylkach w brzuchu nigdy u jego boku się nie ziszczą. Głupia Lotte, mówiła z litością kurtka, żałosna Lotte, zapewniał szmaragd nieruchomego spojrzenia, naiwna Lotte, zdradzało zmęczenie kącików ust.
 Chce do domu — szepce więc, mocniej otulając się podarowanym okryciem. Przygryzając dolną wargę boleśnie, smakując szminkę, jaką z pieczołowitością nakładała na spotkanie — Dziękuję za prezent — oświadcza głucho, bo inaczej tego nie mogła traktować. Dobrze, postanawia, dobrze. Ponieważ nie mogła oczekiwać po nim niczego, mogła tylko zdać się na innych. Na jakąś życzliwą dusze, która, chociaż odrobinę wpłynie na chłopaka przed nią, która ulituje się nad syrenką i będzie w stanie go przekonać, żeby chociaż trochę przestał ją gnębić. Nie potrzebowała niczego innego, to tylko i tak jest chwilowe. Pół roku, powtarza jak mantrę, dosyć mechanicznie wstając, nosem niemal ryjąc w jego pierś, zanim wygramoliła się z wanny i na mokre stopy zaczęła zakładać zakolanówki. Wilgoć nie była przyjemna, choć nadal zaliczała się do tych lepszych, biorąc pod uwagę objawienie, którego doznała. Dzisiaj wygrał. Gratulacje.
Lotte Overtone
Wiek : 21
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : NORTH HOATLILP
Zawód : Debiutantka w rodzinnym teatrze
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Najłatwiej byłoby jej unikać, do minimum ograniczać możliwość kolizji z nieświadomymi przemianami, których się dopuszczała czy, o zgrozo, dać wiarę wszelkim manierycznym knowaniom. Istniało niezerowe prawdopodobieństwo, że by ją w nich pokonał, choć nie z łatwością, z którą ogrywał niedoświadczonych entuzjastów pokera; ryzyko poniesienia sromotnej porażki było jednak zdecydowanie większe, niż w przypadku tego niezgrabnego tańca pośrednich natarć i uników. A że się przy tym nie z rzadka potykał? Wiedział, na co się pisał i na straty, które mógł - które może powinien - ponieść po drodze. Nie zatykał uszu na słowa wypadające z jej ust, choć wolałby uznać, że nie były niczym więcej, niż okropną mistyfikacją; udawać, że nie bolały bardziej, niż wypadało, zmuszając go do zaakceptowania, że wszystkie zawieszone w domu czy mijane na wystawach sklepowych zwierciadła ukazywały jego prawdziwe oblicze. "To konieczność", szeptał w myślach głosem swoim tylko w połowie, naciągał rękawiczki, choć nie były poluzowane i kolejną stronę dziennika naznaczał planami, których nieludzkość miała zbladnąć pod ciężarem ostatecznego celu; przełomu, mającego naprawić ludzkie życie. Celowe przykrości, którymi zadręczał figurkę podstawioną przez rodziców nie były wprawdzie pierwotną częścią planu, ale powinnością, którą sama na siebie ściągnęła. "Przymusiła go i dostawała to, na co zasłużyła."
Musiałbym być sadystą, by bez powodu ranić osobę tak jak ty niewinną, czystą jak nowojorski śnieg. — Irytująco zapalczywą w utrzymaniu kamiennej pozy, na którą nabierali się okoliczni głupcy, którą pewnie nawet czcili, pompując jej ego do rozmiarów Statuy Wolności. Ci, których owinęła sobie wokół palca, z pewnością mieli jeszcze pożałować zazębienia z nią ścieżek, o ile nie podtruli się już wyzierającą z niej, zakłamaną słodyczą. Nie chciał podzielić tak strasznie przykrego losu, a tym samym sprezentować prezentu, którego niewątpliwie pragnęła, choć kwestią sporną pozostawało, czy bardziej nie ucieszyłaby się jednak z biżuterii wyścielonej rubinami, szafirami lub diamentami.
Choć trochę mogła ją uradować doza niezadowolenia, która nieznacznie wykrzywiła jego brwi w odpowiedzi na zarzuty o stawianie się w roli ofiary, ha! Jakby sama nie robiła z siebie wystarczającego potwora. Odsłoniła się minimalnie, ale wystarczająco, by uformować w masce prześwity i zaprezentować skrywane za nią zwyrodnienie. Była zręczną manipulatorką, wiedziała, oczywiście, zawsze wiedziała, gdzie celować, sięgać poza kurtynę, za którą próbował się skryć.
Powinien zignorować ten przytyk, ale zbyt daleko było mu do iluzji, by pozostać wobec niego całkowicie obojętnym.
Cieszy mnie niezmiernie, że według ciebie chociaż w tym się sprawdzam. — Zwerbalizowana defensywa miała tylko ułamek zajadłości i chłodu swoich poprzedniczek; była dziwnie niewyraźna i wieloznaczna. Nie chciał zadręczać się nad nią, jeszcze bardziej nie chciał, by Lotte ją pochwyciła i zaczęła analizować, w rezultacie być może znajdując rdzę słabości, którą następnie mogłaby powyginać ku swojej uciesze, więc spróbował odwrócić jej uwagę wielokolorową falą, zupełnie niepasującą do kontrastowej, skostniałej scenerii. Choć nie kręcili się w niej zbyt długo, ledwie niecałe dziesięć minut, można było odczuć nieznaczny spadek temperatury wody albo jedynie tak sobie wmawiał. Jak najszybciej chciał pozostawić za sobą wannę, parawan, futro, a przede wszystkim pannę Overtone, choć wiedział, że był na nią skazany, poniekąd na własne życzenie, jeszcze przez długi czas. Dobrze, że resztę randki nie mieli spędzić na zewnątrz; pod dachem nie tęskniłby za kurtką. Lotte wydawała się marnieć pod jej ciężarem i nie zdziwiłby się, gdyby naprawdę tak było, a ten niewinnie kurtuazyjny gest był ostatnim gwoździem do trumny. Założył, że zdawała sobie sprawę z przegranej bitwy, choć nie dawała po sobie tego poznać, by jak najmocniej odrzeć wygraną z radości. I tak niespecjalnie ją odczuwał; na pierwszy plan wybijało echo ciężaru ściskanej przed momentem kurtki.
Szofer zjawi się dopiero za godzinę  — oświadczył równie co ona głucho, wychodząc z wanny. Szybko odwinął nogawki, by ustrzec się przed bezwzględnością mrozu, pochwycił smętnie rozłożone na śniegu futro i przeniósł na Lotte niewzruszone spojrzenie. — Proponuję poczekać na niego wewnątrz budynku. — Pośród stabilnych, ciepłych czterech ścian miał podjąć decyzję co do dalszego przebiegu spotkania: zaserwowania kolejnej, zaplanowanej atrakcji lub jej odpuszczenia z niechęci do kopania leżącego.

/zt x2
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog