Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
TOR DO KRĘGLI NUMER 4
Tor 4 zupełnie niczym nie różni się od toru 1, 2 i 3. Kręgielnia Happicade pozostaje jednym z najpopularniejszych miejsc w mieście. W lokacji jest możliwość gry w kręgle.

Gra w kręgle:
Pchnięcie kulą do kręgli wykonuje się poprzez rzut kością k6, określający ile z kręgli zostało zbitych. Do wyniku rzutu należy dodać +1 za każdy posiadany przez postać poziom zdolności celności.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
26.03.85

Poranna pobudka zawsze wyglądała tak samo - odkąd był na wojskowej emeryturze wstawał jednak co najmniej godzinę później - siódma rano, ubrania równo złożone czekały już na krześle. Szybki prysznic i proste śniadanie. Własna, domowa, poranna musztra. Być może bez tych przyzwyczajeń nie potrafił już żyć.
Wczorajsze przesłuchanie było dla niego niewygodne. Uwierało jak kamyk w bucie; wszystko ze względu na jedno nazwisko. W pierwszej chwili poczuł się jak zwierzę złapane we wnyki a brak możliwości ucieczki przypierał go boleśnie do ściany. Mógł winić jedynie sam siebie za chwile słabości, którym dał się ponieść. List, który wysłał Williamsonowi był krótki i rzeczowy, taka sama była odpowiedź.
Wcale nie miał ochoty na kręgle, tak samo jak kilka lat temu nie miał ochoty na piwo po pracy, kiedy jako jeszcze świeżakowi przypadła mu interwencja dotycząca magicznego wybuchu w jednym z domów. Nie, nie może pani teraz zobaczyć swojego męża, nie może pani tam wejść mówił do ciemnowłosej kobiety zagradzając drzwi wejściowe. Facet wysadził się w powietrze próbując nielegalnie eksperymentować z zaklęciami. Sprawa do dziś była niedomknięta, ale dla nikogo już nie miała znaczenia.
Przesłuchanie Charlotte Williamson przebiegło bez przeszkód i spokojnie. Podpisała swoje zeznanie i przyznała się do winy a jemu ciążył nieprzyjemny uścisk w żołądku. Obserwował ją przez cały ten czas i wniosek wysnuł tylko jeden. Podczas rozmowy z Verity'm się nim nie podzielił.
Światła neonowego szyldu z nazwą lokalu miały nieprzyjemny kolor, ale były zauważalne z daleka. Tłum ludzi przywitał go gwarem i śmiechami. Grupki znajomych, rodziny z dziećmi, kolejka do baru z napojami i przekąskami. Zwykły wtorek dla ludzi, którzy nie zmagali się z podobnymi problemami. Zwykły wrotek dla ludzi, którzy po prostu następnego dnia szli do pracy nie przejmując się tym co przyniesie jutro ani tym, czy w ogóle wrócą do domu. Dwa głębokie oddechy wystarczyły, by wziął się w garść.
Podszedł do lady, żeby wypożyczyć buty - niemal się zapomniał, prawda była taka, że zatrzymał go jeden z pracowników lokalu mówiąc wprost, że bez odpowiedniego obuwia nie wpuszczają na tory. Rozejrzał się za Williamsonem wiążąc sznurówki. Albo się droczył, albo wcale to nie było dla niego takie pilne. Albo po prostu nie mógł go znaleźć w tłumie. Bordowo granatowe buty były paskudne i pasowały do reszty jego ubioru jak pięść do nosa, jak z resztą u większości klientów lokalu. Zerknął na stojącą w rogu sali gablotkę, w której poustawiane były trofea i puchary, jakie zdobyła lokalna drużyna na przestrzeni lat. Nie szło im za dobrze, ale i tak wszyscy ich lubili a kręgielnia szczyciła się nimi jak tylko mogła. W pełni zrozumiałe.
Może jednak gra ułatwi sprawę?
Charlie Orlovsky
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Niewyspanie, niedowierzanie, niedomknięcie; skumulowane nie wystukiwało o poranku monotonną melodię bólu i zmęczenia. Pusta szklanka przy łóżku, pełny butelek kosz, półpuste—półpełne wspomnienia minionego dnia — dwudziesty piąty marca nadszedł i przeminął w katatonii dźwięków, spośród których dobę później wyłowić można tylko nieliczne; słowa i głosy, przerwane połączenia i rozpoczęte rozdziały.
Nad tym wszystkim — burzowa chmura; zawiesina utkana ze słów i radioaktywnych przecieków z samego dna kazamaty, gdzie słowa przesłuchanie, Williamson i świadek tkały pajęczą siatkę powiązań. Gdzieś na jej obrzeżach tkwił Barnaby, gdzieś bliżej centrum znalazł się Charlie, gdzieś leżała zdechła mucha Marshalla Abernathy — gdzieś światy kolidowały z sobą i łączyły się na nowo, ponieważ w tej rzeczywistości nie istniały odosobnione byty.
Wyłącznie odosobnione epizody rozczarowań.
To kolejne — nie pierwsze, nie ostatnie — budziła Charlotte; to szóste z rzędu (szósty rok, szósta rocznica) Williamson o poranku obserwował w lustrze. Przekrwione spojrzenie nie było niczym nowym, pokryte szczeciną policzki skandalicznym, rozcięte o pękniętą szklankę palce — zaskakującym. Spóźnienie z minuty zamieniło się w prawie dziesięć; korki w Little Poppy Crest lubiły zaskakiwać w najmniej oczekiwanych momentach, a barmani w kręgielni spieszyli się wyłącznie do domu — takt pracy nadała dopiero dwudziestka na blacie.
Minuty — dwie, trzy, osiem; po kwadransie za późno to bez znaczenia — później tor czwarty stał się celem, a słowa przekazem. Orlovsky wyglądał dokładnie tak, jak spodziewał się Williamson — przeżuty przez życie, wypluty przez gwardię, spragniony alkoholu i zżerany od środka przez coś, czego źródło prawdopodobnie skłoniło go do nakreślenia krótkiej wiadomości.
Orlovsky, piwko ci wziąłem — kufel w lewej ręce, kufel w prawej, Barnaby między nimi — chmielowy zbawiciel ze szkłem w dłoniach i butami clowna na nogach. Brakowało tylko, że piszczały przy chodzeniu; wystarczy, że zauważając Charliego przy czwartym torze, wpadł na dziecko — dziecko w słowniku Williamsona to człowiek poniżej metra pięćdziesiąt i w wieku od zera do dziewiętnastu lat — prawie wylanie alkoholu wieńcząc soczystą kurwą; był niemal pewien, że została powtórzona opiekunce wycieczki. — Bez słomki, za to z niespodzianką w środku — instrukcje były niejasne, Jägermeister utknął w kuflu. Piana na jego powierzchni przypominała chmurkę; gdyby tylko te można było zamknąć w szkle, zrosić chmielem i zmusić usta do doceniania każdego milimetra grubej na pół palca oprawki. Kilka kropel spływało właśnie po ściance; ich wędrówkę przerwała dłoń oplatająca szkło — dźwignięty do ust alkohol powinien skręcić żołądek w origami i przypomnieć o ekscesach dnia wczorajszego, ale Williamson nie dał sobie czasu na namysł; kufel stuknął o zęby, piwo wypełniło usta, do łodzi podwodnej na dnie jeszcze nie dotarł.
Zaczniesz? Ostatni raz grałem w—
Prędka matematyka, jeszcze szybszy skurcz w kącikach oczu; to kurze łapki wieku zsumowały całki zbyt prędko mijających lat i wydały wyrok na starość.
Kurwa mać, w liceum.
Kolejny łyk był kwestią wypłukania z ust goryczy; kolejna sekunda ciszy próbą odnalezienia słów — jakich słów? Nie ma słów, są tylko domysły — mogących nawiązać do—
Jak było?
Pytanie, które można zadać po wakacjach — wyjazd się udał? Pogoda dopisała? Przywiozłeś mi magnes? Magnez? Chuj to, przywiozłeś? — nie w marcowe popołudnie dobę po przesłuchaniu; nagle wyschnięty atrament krótkich wiadomości zyskał konkretny odcień tuszu.
Charlotte Williamson, numer sześć.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
Dziesięć minut oczekiwania, siedzenia na obitej bordową skórą (lub czymś skóropodobnym) kanapie, w głupawych butach. W jedenastej minucie Orlovsky podniósł się i ruszył w stronę baru, żeby kupić dwie butelki ciemnego lagera. Gdy wracał, przy torze numer dwa trwała już gra. Brodaty mężczyzna o włosach sięgających ramion właśnie rzucił kulę na tor. Za nim siedział drugi, dużo większy, w pomarańczowych okularach.
- Świetnie ci idzie, Jeff - mówił właśnie stojący obok chuderlak o wyłupiastych oczach. Dobrali się jak w korcu maku.
Minął ich kiwając jedynie głową z uznaniem - to właśnie ta lokalna drużyna. Lebowsky, Sobchak, Kerabatsos; znajomo brzmiące nazwiska. Może powinien do nich dołączyć? Wrócił na swoje miejsce, butelki postawił na stoliku i zaraz pociągnął łyk ze swojej, dla zabicia czasu. Z drugim (łykiem, nie butelką) nie zdążył, zjawił się Williamson a w dłoniach trzymał dwa kufle. Od razu stało się oczywistym, że na jednym nie poprzestaną. I on miał na stopach idiotyczne buty; brakowało im tylko czerwonych nosów. Te, choć może nie okrągłe i gąbczaste, będą mieli wychodząc z kręgielni. Od razu zauważył wkładkę w kuflach i uniósł brew. Temat mieli przed sobą nieciekawy, to chociaż alkohol nabrał barw. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz pił u-bota. Może to i lepiej, u-boty miały to do siebie, że lubiły wymazać pamięć po tym, jak najpierw skłoniły do głupot. Nieświadomość bywała błogosławieństwem.
- Mocno zaczynasz - wziął jeden z kufli przysunął do siebie. Dziwactwa miał każdy. Jednym z dziwactw Orlovsky'ego było to, że nie przepadał za piwną pianą. Bez krępacji wsunął w nią palec, a bąbelki zaczęły znikać, jeden po drugim. Najpierw, wokół samego palca, by po chwili zatoczyć szerszy krąg. Dopiero wtedy się napił. - Nie będzie trzeba zaraz iść po następne - kiwnął głową w stronę butelek, które sam przyniósł. Z nich gaz ucieknie później, niż z kufli, a od przybytku głowa ponoć nie bolała.
Krótka gadka o grze była tylko niewiele znaczącym początkiem prowadzącym do sedna. Charlie upił jeszcze jeden łyk piwa z niespodzianką i wstał, żeby sięgnąć po jedną z kul. Trzynastka na pierwszy rzut wydawała się dobrym wyborem. Ciężka, ale nie najcięższa. Dla słabszej osoby zapewne problematyczna, dla niego nie. Przez swój ciężar nie powinna tak łatwo zboczyć z trasy. W teorii, praktyka miała zaraz wszystko pokazać.
- No to patrz i przypomnij sobie, jak to się robi - wsunął palce w otwory i poruszył nadgarstkiem by upewnić się, że mocno trzyma, a kula nie wyślizgnie mu się z dłoni i nie rzuci nią w stronę Williamsona a co gorsza, kufli i butelek z piwem. To by zabolało bardziej niż rozbity nos. Trzy kroki w stronę toru i rzucił kulę tak, by potoczyła się prosto w stronę kręgli. Drużyna przy torze drugim właśnie świętowała kolejne małe zwycięstwo. Gdyby tak dobrze szło im podczas zawodów, zapewne powód do radości byłby znacznie większy. Kogo to jednak obchodziło? Nie lokalnych fanów.
Uderzyła w ustawiony pierwszy kręgiel przewracając go, a potem w siedem kolejnych, które poprzewracały się jak domino. Został tylko jeden, samotny bohater po lewej. Orlovsky cmoknął z rozczarowaniem i odwrócił się na pięcie w stronę stolika.
- Tyle - wskazał palcami jakiś cal, którego zabrakło - tyle!
Na tyle byłoby też uśmiechów. Westchnął i sięgnął po kufel upijając z niego duży łyk. Mógłby przysiąc, że właśnie poczuł Jagera.
- Łatwo - stwierdził bez ogródek ściszając głos o pół tonu. Przesłuchanie nie było trudne, ale było nieprzyjemne. Dla siostry Williamsona na pewno bardziej, niż dla niego - Przyznała się, wszystko podpisała, jest na to dwóch świadków, poza mną. Będziecie musieli jakoś to ugryźć. Pociągnąłem to w stronę stresu, trudnej sytuacji... miłosierdzia - wzruszył ramionami. Wszystko się do siebie kleiło, ale Barnaby mógł mieć pewność, że gdyby to był ktoś inny, Orlovsky zrobiłby coś innego i ją pogrążył. Z Verity'm zebrali zeznania, znaleźli dodatkowych winnych. Tyle wystarczyło. O wszystkim zadecydowała krótka chwila, której Williamson był kiedyś świadkiem, i która wystarczyła na rozgryzienie Charliego. Może powinien mu podziękować za reakcję, kiedy stan skupienia jego myśli przestał być stały a zamienił się w nie tyle ciekły, co gazowy, rozproszony i nieobecny. Nic na świecie nie było jednak za darmo. Za darmo można było zgarnąć jedynie wpierdol, a i to nie było wcale takie pewne.
- Twoja kolej - wskazał na kule.


rzut: K6=6 + 2 (poziom celności) = 8
Charlie Orlovsky
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Dwie butelki, dwa kufle, dwie łodzie podwodne przyczajone w pszenicznej toni piwa — jeśli było chrzczone, gwardziści powinni zaaresztować samych siebie za sprzeniewierzenie wiary? Nieszczęścia chodzą parami, Protektor i Czyściciel po opuszczeniu kręgielni — zygzakiem. Spocone szkło butelek oraz kufla zapowiada popołudnie, które ocalić może tylko alkohol; od czterdziestu ośmiu godzin Barnaby darzył tę zasadę bezgranicznym zaufaniem.
Działało wczoraj; powinno zadziałać dziś. A jutro?
Jutro może nie nadejść nigdy.
Obserwowanie Charliego z kulą — do kręgli, rzecz jasna — w dłoni szybko przepoczwarzyło się w obserwowanie kuli mknącej po torze; na obrazku wszystko wygląda łatwo — pilotowanie samolotów, konstrukcja C4, gra w kręgle, dokładnie w tej kolejności. Huk zbijanych żołnierzyków z drewna i białej farby poniósł się echem nad wyślizganą powierzchnią toru; niecierpliwie palce wystukały na chłodnym kuflu nierówny rytm aplauzu.
Uznajmy to za akt litości — osiem przewróconych kręgli i tylko jedno skinięcie głową — niewerbalne uznanie Williamsona smakowało piwem i podchmielową niespodzianką wrzuconą w toń spienionego alkoholu. — Dałeś mi fory.
Litość ma wiele oblicz; czasem to jeden ocalały kręgiel.
Czasem to athame prześlizgujące po krtani młodego czarownika.
Ściszony głos Charliego przerwał równy takt stuknięć; wilgotne opuszki zatrzymały się na zimnym szkle, kiedy przyznała się, wszystko podpisała potwierdziło przypuszczenia — rozmowa na stołówce była przedsmakiem. Charlotte pozostała wierna swoim przekonaniom, Orlovsky pozostał wierny przekonaniu, że długi wdzięczności należy spłacać — przedstawienie jej działania jako wypadkowej stresu i miłosierdzia nie wywarło reakcji; nie poruszył się nawet kufel w dłoniach Williamsona.
Obaj wiemy, że to, co wydarzyło się dwudziestego szóstego lutego—
Przeklęta data, paskudny dzień; miesiąc później Czarna Gwardia wciąż gasiła ogniska podejrzeń, zmywała krew z dłoni zaangażowanych, ubogacała ziemię w celulozę spalonych zeznań. To nie miłosierdzie i nie stres kierowały dłonią Charlotte; tamtego dnia każdy robił, co mógł, żeby przeżyć.
Czasem cena przetrwania to wycena innego istnienia.
Nie było zwykłą kłótnią skacowanych studentów, wyciekiem gazu, libacją z żonglowaniem koktajlami Mołotowa w tle — wyschnięty tusz we wczesnomarcowym wydaniu Piekielnika, kłamstwa sklecone pod presją Kościoła i Kręgu, bajka bez bohatera i szczęśliwego zakończenia; żaden dorosły, szanujący się czarownik nie wierzył w to, co do powiedzenia ma prasa.
Żaden dorosły, rozsądny czarownik, nie przyzna tego głośno.
To, czemu musiała stawić grupka — jakiego określenia użyć, żeby podsumować zbiorowisko uprzywilejowanych dwudziestokilkulatków — poza Scully; była wyjątkiem i wyjątkowo zapisała się w wydarzeniach tamtego dnia — których jedynym obowiązkiem jeszcze w styczniu było niezachlanie na egzamin? — Niekoniecznie doświadczonych bojowo studentów, zmieniła wszystko, co wiemy o—
Tym czymś; tym, co Charlotte nazwała aniołem; tym, co potrafiło opętać czarownika, tworzyć jego kopie, cisnąć ciałem o ścianę, jakby to było pustym naczyniem; tym, co prawdopodobnie wpełzło w Williamsona na promenadzie.
— Naszej rzeczywistości. Jak wyjaśniliście w raporcie udział jego?
Słowo—tabu; wyraz zakazany, bo ubrany w dźwięki przestałby być teorią i zmienił się w coś prawdopodobnego — coś, z czym walczyła garstka studentów, przed którymi rozciągała się tylko jedna droga ucieczki; my albo on. Prędzej czy później życie — zwłaszcza służba w Gwardii — sprowadza się do tych trzech słów. My albo oni.
Dzień, w którym wybrał Orlovsky'ego zamiast powodzenia misji, tkwił w neonowym świetle tego samego znaku — my albo oni.
Droga do lśniących na podajniku kul była krótka; namysł w wyborze odpowiedniego koloru i wagi jeszcze krótszy — z licealnych rozgrywek pamiętał złotą zasadę: rzucać przed siebie. Druga dotyczyła stopy i równie dobrze mogła brzmieć: jeśli upuszczasz, to na cudzą. Tym razem obeszło się bez ofiar w ludziach, kuflach i palcach; ciemnozielona kula pomknęła z pomrukiem przez śliski tor, uderzając w sam środek trójkąta z kręgli. Pięć upadło od razu, dwa kolejne po momencie wahania; dwa, które pozostały nienaruszone, sterczały kpiąco po przeciwnych stronach rozsypanej wieżyczki — żaden z nich nawet nie drgnął.
Bywało gorzej — bywało też lepiej; kiedyś życie nie przypominało toru do kręgli — prostej, krótkiej, wyślizganej linii, na której końcu czeka mrok niewiadomej.

rzut: 5 + 2 (celność) = 7
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
Dwie butelki, dwa kufle z wkładką, cztery tory do gry w kręgle i trzy spojrzenia na Williamsona by stwierdzić, że przyszedł tu na kacu. O ile nie wciąż na rauszu. Ilu gwardzistów piło? Tego nie można było zliczyć na placach obu dłoni. To, że swoją powrotną ścieżką zaliczą przedszkolne szlaczki mógł być pewien. Oboje byli.
Orlovsky wiedział też, że to krótka droga na dno. Ze swojej wietnamskiej kompanii był jednym z ostatnich, którzy sobie radzili. Jedynym, który podjął dalszą ścieżkę w tym kierunku. Czas pokazał, że pora się wycofać. Głowa pokazała, że czas to zrobić natychmiast. Ambicja powiedziała - jest jeszcze gwardia, w tym twoim bałaganie.
Starszy świeżak, wypełniający rozkazy jak maszyna, a jednocześnie wrażliwy jak kula z puchem. Mieszanka wybuchowa.
Zawsze chciał być pilotem, ale odpadł już na wstępnych egzaminach. Zrzygał się po pachy przy pierwszym obrocie, jako pasażer. Top Gun wyjdzie w kinach dopiero w przyszłym roku, a Charlie westchnie zazdrośnie nie jeden raz.
A jutro? Jutra nigdy nie było, żyli na skraju jutra.
- No raczej, że dałem ci fory - rozłożył ramiona w geście otwartego kłamstwa. - Jak masz inaczej wygrać?
Upił kolejny łyk piwa a Jager tym razem mocno dał znać o swojej obecności. Alkohol nie tylko rozwiązywał język, ale też stwarzał wyimaginowane poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie. Charlie o tym wiedział, ale to nie przeszkodziło mu we wzięciu kolejnego łyka.
- Wiemy - dwudziesty szósty lutego będzie trudnym dniem dla wielu osób. Wspomnienie traumatyczne, nieprzyjemne, ale jednocześnie ważne do opowiedzenia. Szczególnie dla Gwardii. Dlaczego ich tam nie było?
- Bronisz ją, bo to twoja siostra. Spójrz na to inaczej. Masz papierosy? - westchnął pytając. Sam nie miał, nie palił od kilkunastu lat, pomijając sporadyczne okazje. Ta chyba była jedną z tych sporadycznych. Wyciągnął jeden z paczki* i zapalniczkę benzynową z kieszeni. Skrzywił się lekko przy pierwszym zaciągnięciu. - Dwudziestoletnia dziewczyna z dobrego domu, która podrzyna spalonemu koledze gardło? Dobrze wiesz, że to nie jest normalne. Powinna go zostawić i spadać. A jednak się zbliżyła - pominął fakt, że to, co się wtedy stało w ogóle nie było normalne. I niby gdzie miałaby spadać? Byli tam zamknięci - miej na nią oko. Wiem,że.... - wzruszył ramionami. A Charlie często nimi wzruszał gdy uznawał coś za fakt. Przekaz był oczywisty.
Krótko i na temat; Charlotte Williamson zaniepokoiła Orlovsky'ego, ale o tym nie wspomniał Sebastianowi. Okazywała emocje, ale zrobiła też coś, czego nikt normalny by nie zrobił. Nie wedle tego, jak cała grupka opisała co się stało. W jej wieku robił gorsze rzeczy, ale była w tym różnica, prawda? Prawda?
- Nijak, srak. Pojawiło się, jak reszta gówna pojawiła się w pozostałych miejscach. Nie udostępniono mi raportów. Nie wiem, co go za gówno, ale myślę, że jesteśmy w dupie - z tym ostatnim zapewne się nie mylił. Odpowiedzi, jakie otrzymywał od przełożonych były krótkie i mało konkretne. Wszystkie wydarzenia tamtego dnia łączyły anioły, a o tym wyżej postawieni mówili niechętnie.
My albo oni. Nie pamiętał wszystkiego. Ocknął się, kiedy dostał po gębie, być może któryś raz z kolei. Orlovsky starał się spłacać swoje długi.
- Co chcesz wiedzieć? Mnie nie było w żadnym z tych miejsc - żałował? Bynajmniej. Z drugiej strony, może wtedy mógłby coś...
Uniósł brwi i pokiwał z uznaniem głową, kiedy Williamson strącił większość kręgli. Maszyna do ustawiania zebrała te ocalałe i stworzyła nowy trójkąt. Orlovsky wybrał kulę - tę samą, co poprzednio. Tym razem nie przyniosła mu już tyle szczęścia i nie strącił nawet połowy figurek.
Rozłożył bezradnie ramiona i sięgnął po kufel, żeby upić kolejny łyk, na pocieszenie.


rzut: K2 + 2 (celność) = 4
*założyłam, że ma fajki
Charlie Orlovsky
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Masz siostrę, Charlie?
Czarna Gwardia nie rozmawia o bliskich; idealny gwardzista to samotny gwardzista. Żadnego rodzeństwa, żadnych rodziców, żadnych dzieci — tylko Lucyfer, Kościół, honor i skrócony termin przydatności.
Orlovsky nigdy nie wspomniał, Williamson nigdy nie zapytał; niepisana zasada granic, które zacierały się pod naporem przemocy. Stuknięcie rzuconej na stolik paczki obudziło nikotynowy głód — Charlie zdążył się zaciągnąć i skrzywić; Barnaby szukał słów.
Bronię jej, bo—
Dlaczego?
W szpitalu nie chciała pomocy, tylko potwierdzenia; zanurzona w cieście łyżeczka wykrawała kolejne kawałki, Charlotte mówiła, Barnaby słuchał. Nie szukała wsparcia — jedynie przytaknięcia, że to, co zamierza zrobić, będzie słuszne. W świecie ich dzieciństwa, gdzie dobry dom był tylko fasadą starych murów i gęstego bluszczu, nie istniało wsparcie; lata później zbierali żniwo zasianych przez rodziców ziaren.
Nie bez powodu athame i sierp mają podobny kształt.
Taka rola starszego brata, Charlie. Jest o dekadę młodsza ode mnie i tutaj — zapalony papieros w dłoni i dwa palce przy skroni — gdyby poruszył kciukiem, nie padłby strzał; tylko smużka dymu nadal unosiłaby się nad pochylonymi głowami — zawsze taka będzie. Opinię na temat słuszności jej wyboru zamknąłem tam, gdzie trzymam innych zakładników przemyśleń.
Tylko jeden sposób, żeby nie oszaleć — zamknąć, uwięzić, wepchnąć, zadźgać, utopić, zatrzasnąć myśli w zapomnianej piwnicy umysłu. Z czasem pozdychają same; trzeba jedynie uważać, by nie dokarmiać ich po północy — inaczej zmienią się w gremliny pożerające całą uwagę. Orlovsky ma rację; Williamson wie, że ją ma.
To nie była normalna reakcja — pozbawić kogoś życia to sekunda; istnieć z krwią na rękach to zapętlona kara. Rozżarzone oczko papierosa przedłużyło ciszę; nie musieli się spieszyć, wygazowane piwo smakuje źle, ale znieczula jak zawsze.
Mam ją na oku przez całe życie — kępka siwego popiołu dołączyła do usypanego w popielniczce kurhanu — czystość na kręgielni nie była traktowana priorytetowo; po tych butach Williamson nie wyjdzie spod prysznica przez godzinę. — Właściwie pytanie brzmi, czy po przesłuchaniu ktoś dołączył do tej obserwacji.
Niezadane pytanie, popielniczka, papieros — utkwione w Charliem spojrzenie nie wypatrywało kłamstwa; decyzja należy do Orlovsky'ego. Gdzie leży granica zaufania, ile prawdy może wyjawić, ile szczegółów zdradzi zanim uzna dług za spłacony? W trakcie tamtej misji — ich pierwszej wspólnej, spierdolonej z kretesem — Williamson starał się nie wybić mu zęba, tłukąc po twarzy odciętego od rzeczywistości rekruta; zadziałało dopiero, kiedy pojawiła się krew.
M—hm, głębokiej — cienkie pęknięcie między brwiami — namiastka namysłu. Słowa ważone na koniuszku filtra papierosa smakowały dymem; gdyby dołączył do tego smród palonej skóry, dostaliby namiastkę promenady. — Byłem tamtego dnia w Maywater i Cripple Rock. To, z czym musieliśmy się tam zmierzyć, wydaje się namiastką, ale—
Ale?
Nie było żadnego ale; żadnego co by było, gdyby.
Tryb dopuszczalny utonął w łyku piwa i posmaku likieru — drapiące, uwięzione myśli zaczęły wydostawać się na zewnątrz; niechcący napoił jednego gremlina.
Wszystko można zabić, Orlovsky. Jeśli cokolwiek wyniknęło ze sprawy Charlotte i Scully, to zalążek pomysłu, jak — szybko? Niekoniecznie. Skutecznie? Oby. Wysnuta z własnych doświadczeń i zasłyszanych w kazamacie opowieści to jedno; sprawdzenie jej skuteczności to prawdopodobne nieprawdopodobieństwo. Trzydzieści trzy lata na świecie i chyba—anioł wtargnął w niego tylko raz; Williamsonowi wystarczyłoby do końca życia, ale—
Naczynie — kufel w dłoni, ciężki i pokryty potem skroplonej wody — coś obijało się o jego dno i Barnaby przez ułamek sekundy sprawiał wrażenie zadowolonego; on i jego pierdolony symbolizm.
Uwięzienie — kieliszek z Jägermeisterem wewnątrz piwa to bezbożna ikona — właśnie zmienił popołudniową alkoholizację na kręgielni w alegorię. Coś w czymś; anioł w ciele; więzienie w naczyniu.
Śmierć.
Bez athame, ale z gardłem w roli głównej — uniesiony do ust kufel i głęboki łyk zatrzymały słowa; kilka sekund milczenia, kilkanaście nieprzespanych nocy, kilkadziesiąt godzin, w trakcie których próbował zrozumieć.
Wiesz, kto będzie ładnymi karafkami na anielską nalewkę?
To banalna zagadka, Orlovsky; widziałeś się dziś w lustrze?
Zamiast odpowiedzi, po torze potoczyła się kula — zamiast słów, wybrzmiały przewracane kręgle. Cztery — dawane przez Charliego fory obudziły sprzeciw uniesionych brwi i wprawiły ciało w ruch. Znów wybrał zieloną kulę; pewny uchwyt, palce wsunięte w trzy otwory, wycelowanie i rzut — nie liczył na więcej niż pięć, dostał—
Muszę przestać strącać siódemki — klekot rozsypywanych kręgli przypominał śmiech starego, drewnianego samochodziku; Leo miał taki, całe lata i wszechświaty temu — ciągał go za sobą na sznurku jak psa. — Jeszcze zgarniesz mnie na dołek za propagandę Gabriela.
Słowa—półszept po powrocie do stolika, gdzie zgęstniała atmosfera dołączyła do mętnego alkoholu w kuflach; na szczęście jedno można przepłukać drugim.

rzut: 5 + 2 (celność) = 7
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
Chciałoby się myśleć, że gwardzisty rodzina to święta rodzina, jedyna rodzina; nietykalna, chroniona i niepodważalna rodzina.
Chciałoby się myśleć, że życie gwardzisty to życie w miarę normalne, pełne jednak przygód, prawych zasad i walki o jak najlepsze jutro dla wszystkich, których strzeże Gwardia.
Chciałoby się myśleć, podobno przemoc była grzechem a system, w jakim żyli, podobno wszystkich kochał.
Żyli jednak w kłamstwach i półprawdzie a świętości niejednokrotnie miały odwróconą chronologię. Świętą rodziną była Gwardia, normą spaczenie, prawość - istniała gdzieś tam, na papierze. System mielił wszystkich, niekoniecznie sprawiedliwie. Kochał jednak każdego, z kogo można było coś wyssać.
Wciągniętym dym papierosa drażnił gardło i kubki smakowe; czasem zapominał o tej podłej goryczy. Strzepnął popiół do popielniczki. Miał rodzeństwo i starał się trzymać jak najdalej od swoich spraw zawodowych. Dobrze wiedział, że to było zadanie niemożliwe. Mógłby się wymądrzać dalej, prawić morały i wymyślać kolejne przypowieści, ale fakt był jeden - na miejscu Williamsona zrobiłby to samo.
Wymieniają się spojrzeniami, Orlovsky w końcu sięga po kufel, żeby upić z niego kolejny łyk alkoholu. Bonusowa wkładka jest już dobrze wyczuwalna w smaku. Zieleń tęczówek i czerń kosmyków włosów, niesmagnięta jeszcze siwizną mówią jedno: to gwardzista, który przeżył. Wszyscy przeżyli, ale nie wydarzenie, a kolejny dzień, po prostu.
- Starszych rzeczników ciężko przejrzeć - Rossi spisywał zeznania zachowując kamienną twarz. - Jej kolega miał za to wyrobione zdanie.
Niektórych długów nie spłaci się kilkoma zdaniami, Orlovsky miał tego świadomość. To był jeden z nich. Powiedział Williamsonowi nieco więcej niż mógł (tak naprawdę w ogóle nie mógł), resztę należało wyczytać gdzieś między słowami, docierając do powciskanych w nie oczywistości. Kościół miał teraz ważniejsze problemy. Później... o ile będzie jakieś później.
- Widziałeś to... coś? - kolejne zaciągnięcie dymem i gasi papieros; dopalił go zaledwie do połowy. Kolejne nie-wydarzenie, a kolejny dzień, po prostu. Wszystko można zabić, kolejny fakt, jaki skwitował wzruszeniem ramion. Słyszał o cielsku, które znaleziono w Maywater, choć nigdy go nie zobaczył. Słuchał Williamsona z uwagą. Skoro w Deadberry udało się dwóm młodym dziewczynom, to gwardzistom powinno się udać tym bardziej.
Trzy słowa: naczynie, uwięzienie i śmierć, prawie jak wiara, nadzieja i miłość, które tak czcili niektórzy niemagiczni. Do tej pory miało to więcej sensu niż wszelkie plany, które rozważano w podziemnych biurach kazamatów. Na koniec punkt, który nie budził entuzjazmu, ale stanowił nieodzowną i oczywistą część planu. Bo jak nie my, to kto?
- I w tym momencie to mi się nie podoba - komu by się podobało? Może właśnie Orlovsky'emu powinno.
Trzymając kufel w dłoni spogląda na toczącą się kule, która zbija siedem kręgli.
- Pechowa liczba. Jeszcze raz, i... - pogładził się po brodzie i wstał. Najwyraźniej obaj zdążyli przyzwyczaić się do swoich kul i je polubić. Kilka kroków, prosty zamach, kula tocząca się po torze zboczyła z kursu i odbiła w lewo, pięć kręgli upadło na podłogę. Pozostałe dzielnie się trzymały, jak nowi, zawzięci rekruci. To wcale nie było tak dawno temu, co, Orlovsky?
Spogląda gdzieś w bok, Lebovsky właśnie przygotowuje się do rzutu a jego koledzy aż podnoszą się z oparć kanapy.
- Trzy etapy, do czwartego, powrotu, dociera tylko jeden.


rzut: 3 + 2 = 5
Charlie Orlovsky
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Nie ma świętości; są tylko obowiązki.
Cyrograf z krzepnącą na papierze krwią zwalniał z ciężaru rodziny — żadnej żony, żadnych dzieci, nowy związek to ubrana w czarną suknię panna nie—młoda; Gwardia nie lubiła dzielić się swoimi chłopcami. Rodzeństwo było sentymentem, do którego rezygnacji Kościół nie mógł ich zmusić — potrafił za to utrudnić pomoc w chwili próby. Dlatego dziś Orlovsky opróżnia kufel z niespodzianką w środku; Williamson nie został dopuszczony do sprawy, gdzie powielone nazwisko budziło potencjał bezstronności — i słusznie.
Na początku marca, jeszcze w szpitalu, wybrał stronę; trzy tygodnie później nie miał pewności, czy słuszną.
Prawda — wyznanie i domysły, nic wprost, wszystko za mgłą — bezpośredniość nie leżała w naturze tych, których codzienność była sztuką balansowania na granicy kłamstwa i tajemnicy. Rzecznicy niechętnie mówią o czym myślą; o ile to myślenie o czymś więcej niż teorii magii. — Mają za dużo doświadczenia w przeglądaniu innych.
Podchwycone nad stolikiem spojrzenie było jedynym punktem zaczepienia w poszukiwaniu odpowiedzi; Orlovsky nie musiał mówić — nie musiał nawet kiwać głową.
Prawda — zwłaszcza ta, której nie można zamknąć w więzieniu sylab — nieprzefiltrowana przez struny głosowe, była brutalniejsza; była dokładnie taka, jaką preferował.
Inna prawda — ta o promenadzie i dwudziestym szóstym lutego — zastygła razem z tuszem przekazanego sierżantowi raportowi. Spisał wszystko, co wydarzyło się w Maywater i później, w Cripple Rock; słowa wsiąkały w papier, papier trafił w ręce przełożonego, przełożony mógł użyć go w toalecie, spalić albo przekazać dalej; każda wersja brzmiała prawdopodobnie. Williamson nie miał wpływu — jeszcze nie — na to, jakie decyzje zapadały na wyższych szczeblach; domysły okraszone upływem czasu wydawały się oczywiste.
Kościół grzebał sprawę; gwardziści mieli pomóc w łopatowaniu.
Widziałem resztki tego czegoś — bezkształtna maź i wrzask; jeśli było aniołem, ktoś obdarł je z mocy zanim dotarło do Hellridge. — Było wystarczająco potężne, żeby pięciu dorosłych czarowników zdołało co najwyżej opóźnić atak.
Powietrze na promenadzie cuchnęło palonymi ciałami i krwią; niedługo później zaczęło wybuchami magii, którą pozostałości po istocie pochłaniały, jakby były igraszką; zabawką złożoną z trzech rodzajów magii i zwykłego, brutalnego postrzału. Teoria o konieczności zamknięcia ich w naczyniu, była teorią wzniesioną na trupach własnych doświadczeń; ciemność też była niematerialna — w tunelach pod Cripple Rock mogła oddzielić się od reszty i przeprowadzić odosobniony, personalny atak.
Jeżeli znajdą sposób na powtórzenie scenariusza z uniwersytetu, istniały sposoby na zasilenie pułapki; zaklęcia, rytuały, poświęcenie opętanego, który mógłby używać własnej magii przeciwko temu, co w niego wsiąknęło — o ile będzie świadomy.
O ile będzie mógł.
Williamson nie był i nie mógł; na promenadzie zapanowała ciemność, w której istniało tylko jedno — na dodatek nieprawdziwe; martwe od sześciu lat.
Ta robota nie powinna się podobać.
Problem powstaje wtedy, kiedy zaczyna; uniesiony do ust kufel zmył posmak wahania — Orlovsky ze swoją ulubioną (albo jedną z trzech ulubionych) kulą w ręku zbliżył się do toru; Williamson za moment powtórzy ten sam proces. Pięć zbitych kręgli wypełniło tor hukiem — Barnaby, tym razem wybierając raźny pomarańcz zamiast stonowanej zieleni, szybko zrozumiał błąd; tym razem ofiarą uderzenia padły o dwa kręgle mniej.
Pięć dla niepoznaki — trzecia siódemka z rzędu wzbudziłaby nawet jego podejrzenia; kto wie, kto słuchał, chociaż starali się szeptać?
Spojrzenie mimowolnie podążyło za wzrokiem Orlovsky'ego; lokalny czempion kręgielni szykował się do kolejnego rekordu i tkwiło w tym coś tak banalnego — coś tak zwykłego; coś niedostępnego dla nich samych — że ciche pytanie rozległo się bez udziału woli.
Nie żałujesz?
Szerokie pytanie, Williamson; żałować można wybranego koloru kuli, posłodzenia kawy, seansu w kinie. Chłodna zieleń porzuciła obserwowanie niemagicznego; Orlovsky mógł poczuć ciężar uwagi.
Wyboru tego życia.
To mógłby być Charlie. Za dwadzieścia lat, w nowym millenium, może z żoną i dziećmi; na tej samej kręgielni, z pracą, która nie wróży przedwczesnej śmierci w okolicznościach szytych na miarę; to całkiem zabawne.
Kiedy gwardzista ginie na służbie, nawet rodzina nie poznaje prawdy.

rzut: 3 + 2 (celność) = 5
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Charlie Orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
ODPYCHANIA : 22
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 197
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 19
WIEDZA : 3
TALENTY : 13
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t869-charlie-orlovsky#6697
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t928-charlie-orlovsky#8335
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t927-poczta-charlie-go-orlovsky-ego#8334
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f164-pasadena
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1054-rachunek-charlie-orlovsky
Prawdy były trzy: prawda, tyż prawda i gówno prawda.
Krótka wymiana spojrzeń wystarczy by Orlovsky poznał odpowiedź. Williamson był tam i widział to. Już raz się z tym zmierzył i mu się udało.
Nikt za to nie widział raportów, które później poskładano, a na pewno nie ten jeden. Nie ten, który prawdopodobnie był najważniejszy. Krótka chwila milczenia jaka pomiędzy nimi zapadła mogła ciążyć, ale tak nie było. Nie była pełnym napięcia wahadłem, które miało zaraz cokolwiek przeciąć. To było oczywiste, że kościół nie będzie chciał dzielić się informacjami z postronnymi. W tym przypadku postronnymi okazali się i sami gwardziści. Nie było jednak tak, że im mniej wiedzieli, tym lepiej spali. Przeciwnie.
Orlovsky złożył dłonie i przyłożył je na moment do ust, paradoksalnie wcale nie chcąc tym gestem ukryć głębokiego wdechu i wydechu. Wzruszenie ramion - fakty; przyłożenie dłoni do ust - przejebane. Jego słownik gestów wydawał się całkiem prosty. Gdy nie próbował niczego ukryć, był jak otwarta książka. Wystarczyło znać język, w jakim była napisana.
- Czyli potrzeba trzech gwardzistów i jednego... - naczynia. Sprawa była już wyjątkowo paskudna, a z każdym kolejnym zdaniem i każdą kolejną myślą robiła się paskudniejsza. Kto podjąłby się tego zadania? Wciąż nie zdjąłeś folii z szopy, Charlie.
Kolejne spojrzenie w stronę czempionów kręgielni. Ich celem było zbicie jak największej ilości kręgli i wbicie jak najwyższej punktów w tabeli. O niczym nie wiedzieli.
- Nie powinna - przytaknął. Robota w Gwardii to nie jest coś, co się lubi, choć na pewno były wyjątki. Dwa lata bycia rekrutem z możliwością rezygnacji to był ich maksymalny okres na przemyślenia. Obaj go przegapili. - Nie podoba mi się też to, że nic nie wiemy.
Brak informacji był dezinformacją. Bycie pionkiem w takich okolicznościach zaczynało przeszkadzać. W takich okolicznościach nawet będąc skoczkiem niewiele można było ugrać. Chyba, że na własną rękę. Może powinien podpytać Carter co widziała. Zbyt wiele informacji, jakimi dysponowali się ze sobą nie kleiło.
- Pięć? I tak jesteś już na cenzurowanym.
Dopił do końca piwo z wkładką i na moment zacisnął powieki czując ostateczną mieszankę słodyczy i cierpkości. Poczekał, aż kula o odpowiednim ciężarze wypadnie z taśmy na stojak.
Żałować mógł wiele. Decyzji wstąpienia do armii, decyzji o pozostaniu w niej, porzuceniu sprawy siostry Daniela, wczorajszego ostrego sosu do kurczaka. Tego, że wtedy nie pociągnął za spust. Tego, że... Już miał rzucić kulą, ale wyprostował się.
- Nie wiem - czuje na sobie spojrzenie Williamsona. - Czasem, może.
Dopiero wtedy się do niego odwraca; przez ramię, połowicznie.
- Gdy podejmowałem decyzję ciężko mi było przestawić się na inny tryb życia. Wiesz, że gdy coś się dzieje, to zawsze wypieprzają do roboty Marines? - z jednej strony miał dość, dlatego zdecydował się na wcześniejszą emeryturę; z drugiej: nie potrafił żyć inaczej. Poprawił uchwyt na kuli i rzucił nią po torze obserwując, jak się toczy. Cztery, nawet nie połowa.
- Myślę, że każdy odpowie na to pytanie tak samo. Ty też - żałujesz?



rzut: 2 + 2 = 4
Charlie Orlovsky
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : Gwardzista - protektor
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Prawdy były trzy i żadna nie dawała nadziei na lepsze jutro.
Dobrze już było; klasyk płynący przez ściek historii zahaczył o kręgielnię w zapomnianym przez boga — ale nie Lucyfera — Saint Fall i zakradł się nad puste kufle z piwem. Likierowa bomba w środku miała gorzki posmak; w podobnej goryczy nasączone były słowa — te niewypowiedziane i te, które ostrożność rozcinała w pół.
Muzyka przesączająca się przez zakurzone głośniki kręgielni rozmywała wiele słów; wiele nigdy nie znaczy wszystkie.
Albo dwóch, o ile—
Wartość ich żyć została wyceniona w momencie podpisania cyrografu — rodzina, dzieci, krewni, nazwiska; w momencie próby Czarna Gwardia patrzyła na umiejętności, nie lawinę tragedii, które może za sobą pociągnąć śmierć jednego ze swoich żołnierzy.
Trzeci gotowy będzie zaatakować samego siebie.
O ile zdąży; o ile zdoła.
Na promenadzie nieświadomość nadeszła nagle — zapanował mrok i cisza absolutna; w tym milczeniu usłyszałby pęd własnej krwi, gdyby tylko nadal istniała jakakolwiek krew. Gdziekolwiek nie przeniosła go skatowana istota, nie było tam niczego; nikogo poza—
Kufel wymieniony na butelkę; piwo zdążyło wygazować kilkadziesiąt cennych bąbelków — wydostawały się na świat przez wąską szyjkę, psując smak alkoholu. Pierwszy łyk był mimowolnym grymasem, drugi — pogodzeniem ze stanem rzeczy. Zupełnie jak na służbie; tę pełnioną aktywnie, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, Orlovsky właśnie wepchnął pod ciężki znak zapytania. Odstawiana na stolik butelka stuknęła cicho; Williamson rozumiał jego obiekcje, ale Gwardia niczym nie różniła się od Kręgu.
Bezpieczeństwo i interes jednostek zawsze mają wartość nadrzędną.
Wiemy tyle, ile za słuszne uznaje sierżant — drgnięcie w kąciku ust przypominało przestrogę; Charlie, to zostanie między nami, ale kolejnym razem ktoś może donieść wyżej. Czarna Gwardia nie lubiła, kiedy kwestionowano jej metody; im głośniejszy protest, tym cichsza śmierć.
Żołnierz ma wykonywać misję, nie zadawać pytania. Sam wiesz.
Wiedział; to w jego szafie wisiał mundur nadal chrzęszczący piaskiem Bliskiego Wschodu — Williamson armii uniknął za cenę służby w policji. Próba wydostania się spod wojskowego buta ojca powiodła się za murami akademii — gdyby sam nie wybrał munduru, Arthur wcisnąłby syna w ten, który nosił sam.
Sześć lat temu dokonał drugiego aktu ucieczki; chłodną obrączkę na palcu zastąpiła czarna szarfa na piersi.
Mhm, to skuteczny sposób rekrutacji. Znajdują nas, kiedy nie mamy innego wyjścia.
Po śmierci Daisy i zaręczynach Vittorii nie było niczego; żadnego punktu zaczepienia, celu w nagłej, gęstej pustce — wtedy pojawił się Verity z propozycją; wybór Williamsona był odruchem — próbą znalezienia punktu oparcia w próżni.
Żałujesz?
Obracana w dłoni butelka zastygła; dawno temu przestał zadawać to pytanie własnemu odbiciu.
Nie.
Od sześciu lat liczył, że kolejna misja będzie ostatnią; żal nie był właściwym określeniem.
To forma pokuty.
I ratunek dla innych; dla każdej przyszłej pani Williamson, która miałaby nosić piętno rzymskiej dwójki — druga żona, drugie miejsce, druga mogąca sprostać oczekiwaniom i urodzić syna.
Nie wie, jakim byłby ojcem; dzięki Gwardii nigdy się nie dowie — ryzyko, że zamieniłby się we własnego, zmalało do zera.
Ostatnia tura, Orlovsky — dźwignięcie się zza stołu i wybór kuli zaczęły przypominać nawyk; w huku zbijanych kręgli tkwił banał codzienności — mogli udawać, że są zwykłymi ludźmi; dwójką znajomych, którzy po godzinach pracy zabijają czas rozgrywką, która musiała mieć jakieś taktyki, ale na końcu ich toru czekał tylko jeden wynik; strącenie jakiegokolwiek kręgla. Tym razem udało się trzy; Sumienni go nie oskarżą o konszachty z Gabrielem. — W kwietniu musimy napić się w miejscu z mniejszą ilością kul na metr kwadratowy.
Do kwietnia wszystko może się wydarzyć, ale gdyby plany opierali na prawdopodobieństwie przetrwania, ich życie byłoby ciągłym oczekiwaniem na nieuniknione — w końcu na końcu każdego toru czekała śmierć.
Myśl godna toastu; powrót do stolika i uniesiona do ust butelka wysłały w eter pozdrowienie — twoje zdrowie, Orlovsky.
Mogą poświęcić kolejny kwadrans na odgrywanie zwyczajności; od tego — dla odmiany — nikt nie ucierpi.

rzut: 1 + 3 = 3
z tematu x2
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii