maj 1, 1985Cecil,
możemy jechać do Bostonu, tam na pewno mają ołówki. Dawno nie byłam za miastem. Znaczy, byłam w Malibu (wiesz, że to nie jest w Afryce, tylko w Ameryce?!), ale to było dawno (w kwietniu). Odkryłam w sobie gen podróżniczki.
Tak. Wykorzystał. Dosłownie. Zostawił. Dosłownie. Nie chcę o tym mówić. Spotkaliśmy się w lutym, pamiętasz, jak w Cripple Rock odkryto tunele? Byłam tam, on też. Próbował mnie zastrzelić, ale potem powiedział mi, że to była pomyłka, a ja mu uwierzyłam, a teraz nie wiem, czy dobrze zrobiłam, że mu uwierzyłam, bo może jednak chciał mnie zastrzelić? Wiesz, przyzwyczaiłam się, że wszyscy patrzą na mój piękny kolor skóry, ale nie, że chcą mnie zabić. Więc raz mu uwierzyłam, a potem tak pięknie mówił. Raz prawie wyznał mi miłość. Wiem, że ma żonę, ale wydawało mi się, że ją dla mnie zostawi. Spójrz na mnie, Cecil. Przecież dla mnie warto. Mówił, że mnie kocha (niedosłownie, ale tak zrozumiałam). Nie chcę o tym mówić.
Chcę. Bardzo chcę. Chcę, żeby poczuł się tak źle, jak ja. Jest mi tak przykro... Jestem w ciąży, Cecil.
Może wcale nie chcę go ranić, może to tylko pomyłka i naprawdę mnie kocha?
Jak zsyła się plagi? Ale pomidory też? Będzie śmierdzieć. To może jajka? Jak mi pomożesz, to eliksiry zrobię Ci za darmo. Obiecuję. Nie mam w zapasach, ale zrobię.
Sierra