Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
ULICA ZNANA Z NICZEGO
W biedniejszej części starego miasta znajduje się ulica znana z niczego. Chociaż nie jest to oficjalna i widniejąca w dokumentach nazwa, tak przyjęło się, że mieszkańcy nazywają ją właśnie w ten sposób. Zgodnie z legendą, na tej ulicy nigdy nie wydarzyło się nic ciekawego. Jest ona nudna do tego stopnia, że wszystkie wyjątkowe zdarzenia zdają się całkowicie ją omijać.
[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw Lip 20, 2023 9:10 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
4 lutego 1985

Postawię pani tarota, zobaczy pani... Wszystko się zmieni, gdy pozna pani przyszłość — zagadałam akurat do przechodzącej obok kobiety, którą złapałam nachalnie za nadgarstek. Była to moja sąsiadka, którą poprzedniej nocy złapałam pijaną na klatce schodowej, jak kluczem nie mogła trafić w drzwi. Nie, nie w dziurkę od klucza. W drzwi.
Rozmawiałyśmy wtedy chwilę (miałam chyba jakiś talent do rozmów z pijanymi ludźmi, lubiłam myśleć o sobie, że uspokajam ich własnym tonem głosu, ale pewnie zwyczajnie byłam cierpliwa). Opowiadała mi o swojej pracy (nudna biurowa, właściwie nie skupiałam się na tym, czego dokładnie dotyczy) i o tym, że szef jej nie lubi (powiedziałam jej, że może mu napluć do kawy). Nie wyniosłam z tej rozmowy wiele dla siebie, ale na koniec dziękowała mi, przytulając się radośnie i trzeźwiejąc. Dzisiaj ewidentnie nie miała pojęcia o tym, że ledwie paręnaście godzin temu ucięłyśmy sobie ambitną i głęboką pogawędkę wśród ścian korytarza naszej kamienicy.
Na ulicy znanej z niczego mieszkali dziwni ludzie. Ot czasem spotkać można było człowieka, co miał jedną brew i krzaczaste czarne wąsy, czasem płaczkę, która niezależnie od pory dnia i roku wracała do domu ze łzami w oczach, a czasem mnie i Shiri — dwie czarownice, które pod swoim dachem trzymały butelkę tequili, trupa w szafie (metafora) i zbyt wiele półnagich zdjęć (Shiri, ja bym w życiu sobie takich nie dała zrobić).
Kobieta minęła mnie, wyrywając nadgarstek.
Nie to nie, jeszcze przyjdziesz! — parsknęłam za nią, nieco zirytowana tak nieprzyjemnym potraktowaniem mnie (równocześnie nawet jej za to nie winiłam, miała pewnie różne problemy na karku, na przykład tego głupiego szefa). Odwróciłam się z impetem i zamiast wiatru smagającego jak bicz moje policzki, poczułam na swoim ciele uderzenie drugiej podobnej mi wielkością i kształtem masy (bardzo szybko byłam w stanie stwierdzić, że to człowiek).
Ej ty, uważaj jak... — zaczęłam, niemal już podnosząc głos, gdy przede mną wyrosła twarz mi znajoma. Trwało dobre dwanaście (trzynaście) sekund, nim skojarzyłam ją z jakimkolwiek wspomnieniem. Zmieniła się drastycznie. Urósł jej chyba pieprzyk na policzku (a może zawsze go miała?). Na pewno urosły jej włosy (a może nie?) i sylwetka stała się bardziej damska (co i tak było trudne do określenia pod zimowym płaszczem). — Czekaj, to ty — wskazałam na kobietę palcem, gdy wszystko do mnie wracało.
Było wtedy zimno, chyba podobnie jak teraz. Leżałyśmy obok siebie na szpitalnych łóżkach, choć naszemu życiu nie zagrażało wtedy szczególne niebezpieczeństwo. Parę stłuczeń, magiczne wypadki, typowe dla dzieciaków w naszym wieku. Pamiętam, że oprócz niej na magicznym oddziale były same stare baby, z którymi nie dało się rozmawiać o niczym szczególnym (chociaż jakbym przyznała się do swojej odmienności, to jestem pewna, że każda z nich wypytałaby mnie o śmierć, szykując się już na drogę). Znalazłyśmy siebie w tej wylęgarni zwiotczałej skóry i zapachu mydła i środka do dezynfekcji. To dzięki tamtej rozmowie miałam być wolna (świeć Lucyferze nad jej duszą).
¡Carajo! Teresa.
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Teresa Fogarty
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t181-teresa-fogarty#382
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t421-teresa-fogarty#1390
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t439-teresa#1591
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t181-teresa-fogarty#382
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t421-teresa-fogarty#1390
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t439-teresa#1591
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Wydawało jej się, że potrafi uciekać przed wspomnieniami, kliszami cudzych wspomnień, które zamykała na pożółkłych karkach pamiętników, na kolorowych karteczkach i skrawkach stron wyrywanych z gazet. Kochała je i nienawidziła jednocześnie - kolekcjonowała wszystkie, tylko po to, by poczuć na barkach ciężar przytoczenia, przycisnąć się mocniej do posadzki. Nosiła je na twarzach, maski cudzych zachowań, barwy obcych głosów zabliźniających różowawe rany. Chowała je w przedmiotach, pod luźną deską między łóżkiem a szafką.
Wydawało jej się, że może od nich uciec, zamykając każe z nich w próżni przestrzeni, ale gdzieś tam pod powiekami zawsze majaczyły z niestrudzonym żarem.
Zagubiona w potoku myśli, paląc papierosa obserwowała dzieciaki zebrane pod murami jednej z kamienic. Wymieniały się czymś - paczką papierosów, wykadzoną ojcu. Czerwona paczka wędrowała z rąk do rąk, chwilę później zastąpiona przez plastikową zapalniczkę. Trzymały filtry niezręcznie w małych piąstkach, najwyższy chłopak o kruczych włosach postrzępionych w nieładzie, nonszalanckim tonem instruował resztę.
Tata trzyma w ten sposób, włożył cygaretkę między palce, nadal zbyt sztywne, należące do dziecka, nie palacza. Włożył filtr do ust, zaciągając się suchym tytoniem, po czym roześmiał głośno. Jak wyglądam?, zapytała niższa dziewczyna, z dwoma złotymi warkoczami spływającymi po zieleni wełnianego płaszcza. Ciotka ma takie urządzenie, przez które można je trzymać. Podobno nie śmierdzą potem palce. Wygiągnęła rękę po zapalniczkę, przypalając kraniec białego zwitka. Zgasł szybko, ktoś poinstruował ją, jak powinna to zrobić. Spróbowała ponownie, po chwili kaszląc głośno ku uciesze reszty dzieciaków.
Pamiętała pierwszą paczkę, którą wykradli z Cecilem - czerwonych Marlboro. Piekły nieznośnie w podniebienie, gdy po kilku nieudanych próbach nauczyła się jak faktycznie palić, wmarzały w jej brzuchu nudności, sprawiały, że kręciło się jej w głowie. Mimo wszystko, niestrudzenie próbowała dalej. Teraz szła, z plamami nikotyny brudzącymi koniuszki jej umysłu, zaciągając się dymem, z lekkim uśmiechem błądzącym po spierzchniętych wargach obserwując dzieciaki.
Były takie wspomnienia, których nigdy nie potrafiła się wyzbyć - pierwsze razy, gdy świat stawał przed nią otworem, kusząc małymi i wielkimi przewinieniami.
Jak wtedy, gdy leżały ze Sierrą obserwując kurze łapki pęknięć na szpitalnym suficie, pierwszy raz spotykając kogoś, kto faktycznie rozumiał.
Że nigdy w pełni nie mogły być sobą.
Bieg lat sprawił, że nie była pewna, czy w istocie to ona ją poznała. Czy widok szpitalnego łóżka pochwyciły jej tęczówki, czy woal ciemnych włosów kontrastujący z wykrochmaloną pościelą zbiegł się z istnieniem Teresy. Nie raz rozpoznawała na ulicy osoby, których w właściwie nigdy wcześniej nie spotkała. Czasem znała na wylot opowieści snute po raz pierwszy,  piętno wyznań witych przy szklaneczce taniego whisky.
Były takie wspomnienia, których nigdy nie potrafiła się wyzbyć. Niezależnie jak mocno próbowała skleić z nich mozaikę rzeczywistości, oderwać od struktury samej siebie.
Wydawało jej się, że widziała ją już wcześniej.
Choć, może to kto inny Ignacio widział.
Wpadłszy na kobietę, cofnęła się lekko. Papieros upadł na bruk dogorywając żałośnie, a ona fuknęła poirytowana, zanim rozpoznała twarz obiektu kolizji.
- Sierra. - Imię dziwnie układało się na ustach Teresy. Obco i znajomo jednocześnie. Nostalgicznie.
Odgrzebała je z gruzów pamięci niemal natychmiast. - Uważaj jak chodzisz. - Uśmiech powoli wpływał na jej usta. - Nigdy nie wiadomo, o jakie licho przeszłości się potkniesz.
Teresa Fogarty
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : geszefciarz, szmugler
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Ulica znana z niczego - nudna jak flaki z olejem nie wzbudzała zainteresowania wśród mieszkańców miasta, jednakże, podobnie jak większość takich miejsc, w podgryzionych przez zęby czasu fasadach budynków skrywało się nie tylko echo niespisanej w żadnych starych księgach historii,  ale również sekrety - małe, nieprzeznaczone dla uszu nikogo, poza mieszkańcami najbrzydszej kamienicy wciśniętej między zabitą dechami, nieczynną od dawno apteką a ślepy, pochłonięty przez mrok zaułek, z którego wyglądała para kocich ślepi. Dzisiaj była równie pusta co zazwyczaj, pomijając kilku przypadkowych przechodniów i osobliwych mieszkańców, których nie było stać na wymianę żadnych uprzejmości - tak umiejętnie wtapiali się w ponure tło niewyremontowanych, że trudno było ich dostrzec.
Tego samego nie można było powiedzieć o Sierrze i Teresie. Dwie młody kobiety pośrodku niczego rzucały się w oczy, przyciągały uwagę. Z tej przyczyny, wymiana uprzejmości, jaka się między nimi nawiązała, została rychło przerwana przez tą samą dziewczynkę w wełnianym, zielonym płaszczu, która jeszcze kilka minut temu, na oczach Fogarty, usilnie próbowała wypełnić papierosowym dymem płuca.
- Mój brat… on… - ufne spojrzenie ulokowała w twarzy Teresy, ignorując obecność Sierry, jakby była tylko element krajobrazu; być może widywała ją tu wcześniej, dlatego nie chciała prosić ją o pomoc a może dlatego, że słuchaczka, przez uśmiech, jaki wpłynął na jej usta, wzbudziła u dziewczynki większe zaufania - …wyrzucił przez rozbitą szybę Olafa – wskazała palcem na rozbitą szybę kamienicy, która cieszyła się szczególnie złą kondycją, tą wciśniętą miedzy aptekę a ślepy zaułek. - To pluszowy miś mojej młodszej siostry. Bez niego nie zaśnie – wyjaśniła po chwili, gestykulując dłoniami, którymi chciała pokazać, jakiego konkretnie rozmiaru była zabawka. - Chciałam tam wejść, bo drzwi zawsze są otwarte, ale mama mówiła, że tam mieszka potwór, który je dzieci, a ja… - zamilkła nagle, zaciskając drobne rączki w pięści – ... nie chce zostać zjedzona. Pani wygląda za to na silną i odważną, taką, co nie boi się potwora, i jest pani duża. Czy…? – uciekła spojrzeniem w bok i choć z jej ust nie wybrzmiewała prośba o pomoc, to jednak jej niemal błagalne spojrzenie mówiło samo za siebie – szukała jej u Teresy.

Notka od MG: Ingerencja w ramach wyzwania „W czasie deszczu dzieci się nudzą”
Dziewczynka ewidentnie potrzebuje waszej pomocy, ale tylko od was zależy, czy ją otrzyma.
Jeśli zdecydujecie się wejść do kamienicy i odnaleźć pluszaka, rzucacie k100 na talent z bonusem na percepcje. Po przekroczeniu progu 300 oczek odnajdziecie Olafa. Rzucacie kością aż skutku, w oddzielnych postach, w których opisujecie przebieg poszukiwań, do osiągniecia wyznaczonego progu. Po jego osiągnięcie, koniecznie mnie o tym poinformujcie. W ramach nagrody otrzymacie informacje, która może się okazać dla was przydatna.
Przypominam, że zgodnie z rozpiska zdolności - poziom II percepcji zapewnia Sierrzy i Teresie +20 do rzutu kością.
W razie pytań, kierujcie je, proszę, do Cecila Fogarty'ego. Miłej zabawy!
MG nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
W myślach zawsze starłam się uciekać od swoich wspomnień, jednakże nigdy nie udawało mi się ich uniknąć. Nosiłam je na twarzy, tak jakby były maską, której za żadne skarby nie potrafiłam zdjąć. Zawsze obecne, niezależnie od tego, jak bardzo próbowałam odejść. Tak jak wtedy, kiedy obserwowałam dzieciaki palące papierosy pod murami kamienicy. Przypominało mi to pierwszy raz, kiedy próbowałam zaciągnąć się tytoniowym dymem. Moje palce drżały, gdy wyciągałam papierosa z paczki. Był on mały i kruchy, jak porcelana, a jego ciała delikatnie skręcone, jakby ukrywało coś cennego w środku. Zbliżyłam go do ust i pozwoliłam, by tamten chłopak z klasy wyżej, który kochał się w Stelli, zapalił zapałkę. W czeluści moich płuc wytrysnęły ogniste płomienie, obleciały moje usta i ogarnęły papierosa, wzbijając przy tym kręgi dymu. Rozgrzał mnie od środka. Wzdrygnęłam się, gdy papieros zaczął pulsować w moich palcach, wypełniając mnie uczuciem euforii i tym paskudnym napiętym kaszlem. Śmierdziały mi dłonie, gdy wkraczałam na drogę swoich drobnych grzeszków, jakże uwydatnionych w niedalekiej przyszłości. Każdego poranka otwierałam stare pudełko pełne wspomnień (to tylko głupia metafora), jakbym otwierała srebrną puszkę Pandory. Zapach stęchlizny i kurzu unosił się z niewidzialnego pudła, a ja zaciskałam zęby, aby nie zacząć kaszleć. Z każdym kolejnym przebudzeniem nie wiedziałam, co znajdę w środku puszki ani co będzie na mnie czekać, gdy będę spoglądać w pęknięcia na suficie, które wydawały się prowadzić mnie do mistycznej wolności. Były bliźniaczo podobne do tych, które razem z Teresą wiele lat temu obserwowałyśmy w jednej z sal magicznego oddziału miejscowego szpitala, zmęczone wypalającą nam kości chorobą genetyczną.  Przypominały o tych wszystkich emocjach, o bólu, który dominował całe życie i nadziei, która objawiając się wtedy pod postacią infantylnej rozmowy, pozwoliła mi przetrwać kolejne lata. Teresa nie wiedziała, jak wiele jej zawdzięczam. Ja nie wiedziałam, że powinnam była zacząć wyciągać nauki z błędów, tak jakby wspomnienia były kolorowymi koralikami, które mogę ułożyć w moim umyśle w inny sposób, stworzyć pasujący do pozłacanych kolczyków-kół (kupiłam je na targu i nie potrafiłam już się bez nich obejść, pasowały mi do oczu) naszyjnik i nosić go z dumą i godnością.
To ty uważaj, to moja dzielnica, mała. Widzisz tamtego typa? — wskazałam na dłubiącego w nosie mężczyznę, który wyglądał zza firanki na pierwszym piętrze pobliskiej kamienicy, ubrany w ubrudzony musztardą podkoszulek. Nie znałam go. — Zrobi dla mnie wszystko, wywróżyłam mu bogactwo — roześmiałam się, zadowolona z ewidentnego żartu. — Lepiej patrzeć w przyszłość, co nie? Masz gumę do żucia? — swobodnie uśmiechałam się do kobiety. 
Gdy podeszła do nas dziewczynka, założyłam ramiona na siebie i zmierzyłam ją spojrzeniem. 
Młoda, spadaj — oburzyłam się, widząc śmierdzącą dymem dziewczynkę. Najbardziej zirytowało mnie, że zignorowała moją obecność i miałam uzasadnione podejrzenia, że coś tutaj cuchnie (i to nie były fajki). — I co? Wejdzie do kamienicy, a ty naślesz brata, żeby ją okradł? — parsknęłam pod nosem. Nie bałam się osiedlowych gangów stworzonych z małolatów. — Daj spokój, Teresa, to jakaś głupota.
Ciemnymi spojówkami patrzyłam na świat jak przez mgłę, jakby przysłonięta była ciężką kurtyną. Moja mama twierdziła, że mój uśmiech był jak skorupa orzecha, trudny do zgryzienia. Tato dodawał wtedy kilka zdań, że w środku może czaić się zepsucie, ale mówił do pod nosem, a ja udawałam, że nie słyszę. Próbowałam dostrzegać zagrożenie, zbyt wiele razy obcowałam już z martwymi. Obcowanie z duszami to jak tańczenie na linie pomiędzy dwoma światami, jak próba złapania niematerialnej substancji, która wymyka się z każdym ruchem, jak stanie w ciemnościach, gdy tylko ledwo wyczuwalny oddech przypomina o swojej obecności. To jak słuchanie wiatru. Przyjrzałam się mimowolnie Teresie. Wiedziałam, że potrafiła słuchać lepiej niż ja, chociaż szept był jak mgła, która pojawia się nagle i rozpuszcza w powietrzu. Liczyłam na to, że będzie ostrożna.
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Teresa Fogarty
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t181-teresa-fogarty#382
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t421-teresa-fogarty#1390
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t439-teresa#1591
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t181-teresa-fogarty#382
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t421-teresa-fogarty#1390
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t439-teresa#1591
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Czasem tęskniła za dzieciństwem. Brakowało jej tamtego słońca, tych promieni opierających się o okiennice, przedzierających się przez taflę brudnej szyby, by nieśmiało musnąć policzek, nanieść na podłogę ruchomy pejzaż drzewnych cieni. Tęskniła za wiosną, ciepłą bryzą, wiatrem rozwiewającym włosy, mięciem źdźbeł traw między opuszkami, za dymem papierosowym, który tamtą porą przyprawiał ją o lekki ból głowy, za zapachem róży wdzierającej się przez okno rodzinnego domu; za dniem i nocą rozdzielonymi niewymuszonym magią cięciem, za snami pozbawionymi koszmarów. Chciałaby móc zasnąć na twardej posadzce swojej sypialni i obudzić się za kilka dni, tygodni, miesięcy, wśliznąć się przez drzwi do mieszkania spotykając młodszą siebie. 
Ostrzec młodszą siebie. 
W większość dni nienawidziła jednak własnej młodości. Brzydkiej i brudnej; obmierzłej do szpiku kości. 
Umierało się wraz z przyjściem na świat, pierwszym oddechem, pierwszym krzykiem; każda sekunda była od teraźniejszości pożyczona, dokładała długu w niekończącej się przysłudze życia. Czasem, w najśmielszych z marzeń, nie chciała nigdy tego debetu  zaciągać. Nie chciała pamiętać tamtego słońca, wiosny, zapachu róż i spokojnych nocy — bo zaraz po nich rozcinała ją brzytwa brzydszej strony dzieciństwa. 
Sierra znała z autopsji jedno z tych odbić w szarym pryzmacie dziecięcych bolączek. 
Wiedziała, jaki smak ma niepełność. 
Wybrakowanie. 
Dusza przecięta na pół, tylko po to, by zostać rozdzieloną w dwa naczynia. 
Oderwała wzrok z jej karmelowych policzków, spuszczając głowę w kierunku dzieciaka. Słuchała połowicznie, o mały włos nie przewracając oczami — jakby miało ją to poruszyć.
Poruszało? 
Czy już oduczyła się współczucia? 
Posłuchaj.— Chwyciła za brzeg płaszcza, podwijając go nieco, by nie dotknął ziemi, gdy przykucnęła. — Pójdziesz tam sama. A jeśli zauważysz jakiegoś potwora, kop prosto między nogi. Jasne? — Poklepała ją niezręcznie po ramieniu siląc się na niemal karykaturalny uśmiech, po czym wstała, lekko kręcąc głową. 
Jak to mówi stare porzekadło: każdy orze, jak może. — Przeczesawszy włosy dłonią, skinęła na ulicę, niemo komunikując, że przyszedł najwyższy czas, aby wcisnęły te lekcje życia tam, skąd się wzięły i ruszyły dalej. — Prosto w jaja, pamiętaj. — Krzyknęła jeszcze na odchodne, podążając wzdłuż uliczki. 
Czas je zmienił — dało się to zauważyć na pierwszy rzut oka. Wyglądały inaczej, zachowywały się inaczej; miały inne ciężary na barkach, inne przewinienia na sumieniach, inne plany i być może jakiekolwiek marzenia. Teresa balansowała w tamtej chwili na dwóch skrajnościach — tej, pragnącej nadrobić miniony czas i tej, która miała losy Ignacio głęboko w dupie, zaraz obok tych oświeconych lekcji udzielanych siedmiolatce. 
Twoja siostra? — zaczęła, wkładając sobie do ust kolejnego papierosa. Odpaliła go pośpiesznie gazową zapalniczką, pozbawiona manier — a może ze zwykłego skąpstwa — nie zaproponowała poczęstunku. — Ty? — dodała fragmentaryczne pytanie, stwierdzając, że sama wybierze resztę ich treści. Opowie dokładnie to o czym chciała powiedzieć, a o czym Teresa miała jeszcze ochotę słuchać.
Teresa Fogarty
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : geszefciarz, szmugler
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
Gdy mięso odchodzi od kości, sparzone wrzątkiem i przesłankami o upokorzeniu — nie ma mowy o szczęściu. Abuela Enriqueta mawiała, pijając atole "Muerto el perro, se acabó la rabia", czyli tłumacząc na ten niebrzmiący równie pięknie język - „Kiedy pies umiera, wścieklizna znika”. Mawiała też, że nie wolno do niego dodawać wanilii, anyżu, orzechów albo bananów, bo „psują jego smak”. Nie jestem pewna, w jaki sposób którakolwiek z wymienionych rzeczy mogłaby kompletnie zrujnować wytrawne danie, jakim była rozwodniona i posłodzona mąka kukurydziana, ale w naszej rodzinie nikt nie zwykł się sprzeczać z abuelą w myśl zasady, że za dużo widziała i na pewno ma rację. Gdy mięso odchodzi od kości — można już mówić o śmierci, przynajmniej w jakiejś małej jej części. Z dnia moich dwudziestych pierwszych urodzin pamiętam butelkę tequili, ból w podbrzuszu i trzask łamanych o chodnik kości, gdy Stella wyskoczyła z czwartego piętra kamienicy, zostawiając za sobą wielką czerwoną miazgę. Ta przykleiła się do nierównego bruku niczym mokra koszulka do spoconego ciała albo plaster do świeżej rany. Potem było już tylko ciemno przez długie miesiące, a potem stała się jasność i mięso — to oderwane od kości — wreszcie umarło. Kiedy pies umiera, wścieklizna znika. A jednak zostałam.
Mierzyłam wzrokiem Teresę, gdy rozmawiała z bachorem (nie byłam jakąś szczególną fanką dzieci, zawsze kojarzyły mi się z wyrwanymi z kontekstu rozbieganymi i drącymi się chanequechami).
I nie zaczepiaj starszych, bo przyjdzie Coco i cię zje! — nafukałam. Dziewczynka na około sto sześćdziesiąt dziewięć procent nie zrozumiała, o kim wspominam, ale w tamtym momencie nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Za dobrze znałam takie przekręty — nie ze mną te numery.
Gdy uciekła, a my zostałyśmy same (jeśli nie liczyć ludzi ciągle mijających nas i wyglądających na absolutnie nami niezainteresowanych), nareszcie byłyśmy w stanie spokojnie porozmawiać, przypominając sobie stare dobre czasy, gdy pajęczyny na suficie pękały w dumie pod naporem zebranych tam much. Naprawdę zależało mi na gumie do żucia, ale nie przerwałam jej tego prostego pytania, w którym nagle jak dupa striptizerki uderzająca w ziemię w szpagacie — uderzyła we mnie część historii, którą zwyczajnie na co dzień próbowałam wyrzucić z własnej nieporadnej głowy, każdego poranka przypominając sobie jej szczegóły.
Teresa nie miała prawa wiedzieć — niby skąd? Nie mogła mieć pojęcia — no bo jak? Nigdy nie byłam blisko z tą dziewczyną — no bo po co? Znałyśmy się wyłącznie przelotnie — ledwie tyle. Była kawałkiem bólu, który mnie ukształtował — tylko i aż tyle. To niezwykłe jak przypadkowe osoby mają wpływ na nasze życie tak diametralny, że mogą zmienić je prostym słowem, zasianym zwątpieniem, ziarnem przekleństwa.
Nic o niej nie wiedziałam — no bo co? Miała brata bliźniaka — też mi wyróżnienie. Obydwie nas bolało — taka już dola bliźniaczek. Ja chciałam więcej — ona też. Chyba.
Zorientowałam się, ile czasu zajęło mi zebranie odpowiedzi na to pytanie.
Mogłabym skłamać — ale po co?
Ona, no... No zabiła się i skoczyła z balkonu — wcale nie w odwrotnej kolejności, bo w pewnym sensie umarła, gdy się narodziła. — Parę lat temu. Cztery — 3 lata, 357 dni temu. To na oko pierdyliard godzin, minut, dni. Dużo po prostu. — Twój brat? — może też? — To masz tę gumę? — dopytałam, tak na wszelki wypadek, jakby mnie nie usłyszała (ja rozumiem, że przebywanie w towarzystwie kogoś o kogo istnieniu właściwie się zapomniało — bo minęło za dużo lat i nie miałam jej tego kompletnie za złe — może być przytłaczające i rozpraszać). — Chodź, chodź! Mam coca-colę w lodówce i pół opakowania Milk Duds w domu, mieszkam tu obok, o — palcem wskazałam na okna na pierwszym piętrze. — Piłaś kiedyś Té de Canela? Pewnie nie. Ma cynamon. Jesteś uczulona na cynamon? Pewnie nie — i ruszyłam w stronę domu, gdzie rozmowa miała być wygodniejsza. Nie byłam pewna, czy powinnam. W moim mieszkaniu panował przecież wieczny brzydki nieład, duchy walały się po podłodze razem z pojedynczymi skarpetkami, koniecznie w kolorze czerwieni albo tych w paski. Na klatce schodowej zawsze ktoś sikał, a okno było nieszczelne, ale patrząc na to, że Teresa nie była odstawiona jak paniusia z dobrego domu, to nie powinno zrobić jej różnicy.

przechodzimy tutaj i już nie wracamy
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Cherry Delahaye
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
16 marca ?

W życiu Cherry nie było wiele rzeczy, których dziewczyna nie lubiła. Nieprzyjemny dreszcz wzdłuż pleców wywoływały dziwne spojrzenia słane w stronę jej nietypowej skóry, widok płomieni ognia, metalowe harpuny i… nie-takie dni. Te ostatnie, zwłaszcza teraz, gdy mierzyła się z konsekwencjami swoich, odrobinę pochopnych działań, były gorsze niźli dźwięk paznokci, powoli sunących wzdłuż szkolnej tablicy.
Jakże urocze nazewnictwo dni złych, w których nic się nie udawało zawdzięczała Charlesowi -  przyjacielowi z dzieciństwa, który zginął tragicznie rozszarpany przez nią rekina, gdy złamali zakaz samotnej zabawy na plaży, tak niebezpiecznie blisko oceanicznej wody.
Ten dzień, jeszcze nim opuściła hotelowy pokój, z pewnością zasługiwał na miano nie-takiego. Nigdy przesądną nie była, to też gdy jej lewa noga jako pierwsza znalazła się na szorstkim, spranym dywanie Cherry nie przywiązała do tego większej uwagi, przynajmniej do momentu gdy wskoczyła w dziwny wir wydarzeń z pewnością nieprzyjemnych. Z prysznica wpierw leciała tylko zimna woda, by finalnie przestać w ogóle lecieć nim udało jej się zmyć resztki mydła z dwubarwnego ciała. Kolejny (trzeci w tym tygodniu) grzebień zakończył żywot w bujnych lokach, gdy smukłe dłonie próbowały zapanować nad ich nieładem. Ulubione, niebieskie jeansy rozdarły się tuż przed niewielkim pomieszczeniem, w którym jadała śniadania na oczach innych gości zmuszając do powrotu do pokoju, przebrania się w krwiście czerwoną sukienkę i rozpoczęcia dnia bez śniadania, które dziś magicznie skończyło się o wiele szybciej, niż miało w zwyczaju.
Wychodząc z hotelu miała jeszcze cichą nadzieję, że może ten dzień wcale nie będzie nie-taki, a ciąg złych wydarzeń z pewnością da się w jakiś sposób logicznie wyjaśnić. Z nadzieją więc ruszyła w stronę pobliskiej kawiarni, jaką odkryła podczas którejś z wycieczek po zupełnie nowej rzeczywistości. Na drogę wybrała tę ulicę która, przynajmniej według właścicielki hotelu wręcz słynęła z braku żadnych, niespodziewanych zdarzeń. Jeansy były już znoszone, grzebienie często poddawały się w walce z jej lokami, a hotel.. Cóż, nie był to nowy budynek, różnego rodzaje awarie miały prawo się zdarzyć. Tak, to wytłumaczenie z pewnością miało sens, nie mogła zwykłego zbiegu przypadków zrzucać na karby nie-takiego dnia.
Carribean Queen śpiewana przez Billy Ocean’a płynęła miękko ze starego walkmena, uprzyjemniając jej ten krótki spacer, mający skutkować w uzupełnieniu poziomu kofeiny w organizmie. Była blisko kawiarni jak i odzyskania nadziei, że dzisiejszy dzień nie pójdzie na stracenie, gdy nagle… Poczuła, jak chodnik odsuwa się spod jej stóp i choć próbowała zachować równowagę, zrobiła nawet kilka, niewielkich kroków rozkładając szeroko ręce… I zatrzymując się tuż na krawędzi krawężnika, który ponownie zachwiał jej równowagą.
Ból rozlał się po jej ciele z kilku ogniskowych miejsc, gdy drobne ciało spotkało się z twardym, chropowatym asfaltem. Zamroczona poczuła coś ciepłego i mokrego na swojej skórze, przeklinając ten cały nie-taki dzień, nie-taki kraj i nie-taki świat.
Nie zauważyła nawet starego jeepa, który pędził w jej stronę, znajdując się co raz to bliżej i bliżej...
Cherry Delahaye
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy
Aurelius Hudson
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t567-aurelius-hudson#2952
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t580-aurelius-hudson#3152
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t581-a-hudson#3154
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t582-poczta-a-hudsona#3155
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f140-ulica-staromiejska-9-7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t567-aurelius-hudson#2952
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t580-aurelius-hudson#3152
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t581-a-hudson#3154
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t582-poczta-a-hudsona#3155
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f140-ulica-staromiejska-9-7
Poranek upływa monotonnym tempem, gdzie czas jest odmierzany przez wskazówki leniwie przesuwające się po tarczy zegarka zamkniętego na lewym nadgarstku. Nawet jeep nie jest skory do konfliktu - wystarczyło nacisnąć sprzęgło i przekręcić kluczyk w stacyjce, by miarodajny ryk silnika znalazł drogę do jego uszu. W niecałe dwie godziny odprawia codzienny rytuał i rozprawia się z rutyną dnia codziennego, która rozciąga się nad jego głową jak fatum w greckiej tragedii każdego ranka. Chociaż, po tylu latach nuży, jest również czymś, bez czego nie wyobraża sobie rozpoczęcia dnia.
Budzi sie kilka minut przed szóstą. Wpierw, zaraz po przebudzenia cicha modlitwa skierowana do Lucyfera w intencji najbliższych, potem - szybki prysznic na przebudzenie, który na okres kolejnych trzydziestu minut zastępuje kawę. Kolejnym punktem programu jest krótki spacer z psem do pobliskiego parku. Floyd już czeka, niecierpliwi się coraz bardziej, co akcentuje dreptaniem w miejscu i merdaniem ogona. Smycz trzyma w pysku. W drodze do drzwi wejściowych, Aurelius zerka do pokoju córki. "Pobudka" mówi w drzwiach, ale jest w tym równie skuteczny, co budzik, który będzie alarmował ja o końcu snu przez kolejne dziesięć minut, zanim się nad nim zlituje. Pies skacze radośnie, kiedy smycz w końcu zostaje zaczepiona o obroże. Na klatce schodowej mija znajome twarze, z każdą wita się entuzjastycznym "dobry dzień". Umyka przed dłuższą wymianą zdań ze starszą panią mieszkającą piętro niżej. Spacer z psem trwa około piętnastu minut. Na jego codziennej trasie jest piekarnia, wiec, gdy Floyd zaspokoił już swoje potrzeby, wchodzi do sklepu, by nabyć pieczywo, śniadanie dla siebie i drugie śniadania dla Imogen. Mieszkanie, po przekroczeniu progu, tonie w głosie Madonny. Córka kończy poranną toaletę, gdy on szykuje jej śniadanie. Potem odwozi ją do szkoły, a na końcu załatwia sprawunki  - uzupełnia uszczuplony asortyment produktów spożywczych i odwiedza księgarnię.
W drodze do domu wnętrze samochodu wypełnia głos Gilmoura. O ile poranek upłynął bez najmniejszych niespodzianek, czynnik rozpraszające, które próbują konkurować jego uwagę z przednią szybką jeepa, przegrywają te starcie z kretesem. Jest skupiony na drodze, co procentuje, kiedy jego wzrok napotyka osobliwy widok - kobietę rozciągniętą na asfalcie.
Żyje? Nie żyje? Została potrącona przez tego pozbawionego rozumu wariata, co wyprzedził Hudsona niemal na samym skrzyżowaniu? Upadła? A może testuje swoje szczęście? Lub jest miłośniczką asfaltu?
Wyraz zdumienia podwójną zmarszczką przecina aurelisowe czoło. Hamuje gwałtownie. Pisk opon wdziera się pod nasadę czaszki. Przednie koła samochodu zatrzymują się półmetra przed źródłem zdumienia Hudsona. Włącza postojowe i wychodzi z jeepa.
Musiała upaść całkiem niedawno. Wątpi, że położyła się tu, by przetestować swoje szanse na przeżycie, albo w celach rekreacyjnych. I chociaż nie jest świadkiem samego momentu upadku, dlatego podpowiedzi szuka w przecinającym twarz grymasie bólu. Dostrzega również skapującą po jej odsłoniętej łydce strużkę krwi.
- Krwawi pani -  nie myśli o tym, że powinien zacząć rozmowę od "dzień dobry". Widzi krew, myśli o zamkniętej w bagażniku apteczkę, o swoich znikomych umiejętnościach w zakresie pierwszej pomocy i o trasie, jaka biegnie stąd do szpitala. Nie pyta też „nic pani nie jest?”, bo przecież nikt, kto nie potrzebuje pomocy, nie wyleguje się na asfalcie. Pomaga jej usiąść na krawędzi chodnika, ale tylko usiąść, nie wstać. Niepokój zakrada się do jego spojrzenia.  – Proszę tu zostać. Przyniosę apteczkę, zatamujemy krwawienie, a potem – jeśli  okaże się, że to coś poważnego - odwiozę panią do szpitala.
Aurelius Hudson
Wiek : 38
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto, Saint Fall
Zawód : podróżnik, alpinista, buchalter
Cherry Delahaye
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
Nigdy nie sądziła, że przyjdzie jej umrzeć w taki sposób.
Odwodnienie, śmierć z rąk kłusowników, popadnięcie w obłęd bądź wskutek nieudanego rytuału - to te możliwości zawsze przewijały się przez jej głowę na myśl o możliwej śmierci. I choć niedawno upozorowała własne utonięcie nigdy, przenigdy nie pomyśłałaby, że przyjdzie jej dokonać żywota z powodu skórki od banana.
O ironio, ona nawet nie przepadała za bananami, te amerykańskie uznając za zwykłe podróbki, smakiem nijak nie przypominające zwykłych bananów jakie znała z rodzinnych stron. Ponoć przed śmiercią przez umysł człowieka przewijają się dziwny film z całego jego życia, Cherry jednak w swojej głowie nie miała jednak nic poza pustką i dziwnym strachem przed tym, że matka jeśli tylko dowie się o jej śmierci (w dodatku w tak paskudnie zabawny sposób) urządzi jej taką scenę, że nawet Lucyfer będzie chował się za swoim piekielnym tronem.
Przymknęła oczy widząc jak jeep sunie w jej stronę, sparaliżowana bólem zwyczajnie nie wiedząc w jaki sposób mogłaby zwlec się z tego podłego asfaltu. Ironią poruszania się po ziemi był fakt, iż pole ruchów było niezwykle ograniczone - tu nie mogła zwyczajnie polecieć w górę bądź w dół jak wtedy, gdy otoczona była morską tonią.
Była pewna, że śmierć wiąże się z bólem tak okrutnym, iż nie dało się go znieść. Już raz była z resztą na jej krawędzi, gdy jako młoda dziewczyna zaniechała morskich kąpieli z nadzieją, iż to przywróci jej normalność. Pamiętała ból, majaki, drgawki i lawirowanie na krawędzi świadomości teraz jednak… Bolało owszem, nie było to jednak coś, czego nie byłaby w stanie znieść. Nie było również tunelu, białego światła ani demonicznego orszaku witającego ją w Piekielnych Czeluściach.
W pierwszej chwili poczuła nawet przypływ rozczarowania tymi kilkoma sekundami i zapewne gdyby przyszła na świat pod wdzięcznym imieniem Karen wezwałaby samego Lucyfera na dywanik, chcąc złożyć reklamację.
Dopiero dźwięk męskiego głosu wywołał w niej myśl, że może jednak nie przyszło jej w tym wszystkim umrzeć. Zdezorientowana zamrugała, przenosząc ciemne spojrzenie na męską twarz potrzebując chwili, aby to wszystko sobie jakoś poukładać w głowie.
- Chociaż sukienka mi pasuje. - Sens tych słów doleciał do niej chwilę po tym, jak ujrzały one światło dziennie… I Cherry cieszyła się niezmiernie, iż mogła zrzucić to na karby szoku (choć istniała również możliwość, iż mężczyzna nie zrozumie słów wykrzywionych silnym akcentem). Smukłe palce zaciskają się na męskim ramieniu, a kwiatowo-orientalna nuta jej perfum dociera do nosa przypadkowego wybawcy, gdy ten ostrożnie sadza ją na krawężniku.
Nie protestowała, gdy mężczyzna zaoferował swoją pomoc. Przynajmniej nie do momentu gdy padło magiczne słowo, jakże znienawidzone przez każdego, komu przyszło zamieszkiwać ten [s]parszywy[/s] kraj.
- Nie mam ani ubezpieczenia ani kilku tysięcy… - Wyznała, spojrzeniem uciekając na bok. Wizyta w szpitalu jawiła się młodej imigrantce niczym postawienie na niej krzyżyka, pewna, że wtedy już nigdy nie uda jej się wyplatać z finansowych problemów. American dream w pełnym swoim wydaniu, czyż nie?
Dopiero teraz przeniosła spojrzenie na swoją nogę, przyozdobioną plamami jasnej skóry, aby oszacować straty. Świeże rozcięcie krwawiło, kostka zdawała się powoli puchnąć, a rosnący na niej siniak wcale nie nabawiał pozytywnymi myślami i…
-Nic… To nic… - Dodała słabo, choć nieobecny wzrok i niezdrowy koloryt wskazywały na coś zupełnie innego. Chciała dodać, że to nic na tyle poważnego aby udawać się do lekarza i zapewne wszelkie urazy da się rozchodzić, nim jednak pełne wargi ułożyły się w odpowiednie słowa, dziewczyna osunęła się w ciemność.
Cherry Delahaye
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy
Aurelius Hudson
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t567-aurelius-hudson#2952
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t580-aurelius-hudson#3152
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t581-a-hudson#3154
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t582-poczta-a-hudsona#3155
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f140-ulica-staromiejska-9-7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t567-aurelius-hudson#2952
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t580-aurelius-hudson#3152
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t581-a-hudson#3154
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t582-poczta-a-hudsona#3155
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f140-ulica-staromiejska-9-7
Ostatnie tygodnie układają się w pasmo zdarzeń, których Hudson tkwiący w dotychczas pragmatycznej egzystencji, dzieląc swój czas między córką, pracą, sprawami kowenu, rzadkimi spotkaniami towarzyskimi ograniczonymi głownie do dwóch osób i podróżami, nie jest w stanie przewidzieć. Wraz z nimi pojawia się niepokój, wybijających gwałtowny, niespokojny rytym serca w klatce piersiowej.
Czuje to w powietrzu, kiedy kolejny haust ląduje w jego drogach oddechowych - jest ciężkie i gęste, swoja konsystencja pogłębia napięcie, która spływa wzdłuż aurelisowego ciała w formie wijących się płytko pod skórą dreszczy.
Widzi go w niepokoju, jaki wykrzywia twarz jego rodziców, gdy zawozi do nich na weekend Imogen, a oni ciągle, bezustannie zadaje mu te same pytanie: musisz jechać?, a potem z tym samym żalem, jaki wdziera się do ich słów przy każdym wspomnieniu Eliene, przypominają mu, co spotkało Millicent na górskim szlaku.
Słyszy go z ust klientów Country Clubu, kiedy przechwytuje narządem słuchu skrawki ich zaniepokojonych rozmów, oscylujących wokół tego, co wydarzyło się w Helldrige na przestrzeni minionych tygodni.
Zmiany. Nadchodzą zmiany. Nie mają nic wspólnego z topniejącym śniegiem, ani zbliżającą się wiosnę, choć słońce, które wygląda za chmur, napełnia Hudsona nadzieją. Jakby sam Lucyfer chciał przegnać stagnacje, która otuliła mieszkańców Saint Fall do zimowego letargu.
Kobieta leżąca na asfalcie jest kolejną anomalią, która przełamuje schemat dnia codziennego i kolejną niewiadomą, która pojawia się na jego drodze.
Mógł ją minąć, udać, że wcale nie dostrzegł w bólu wykrzywiającego jej twarz, wołania o pomoc. Mógł przymknąć na to oko i odjechać. W końcu czeka na niego piętrzący się od tygodni stos papierzysk i domagająca się uwagi księga rachunkowa, którą porzucił między jedną obowiązkiem, a drugim. Mógł, ale nie pozwala mu na to ani sumienie, ani poczucie obowiązku.
Z ust kobiety padają pierwsze zrozumiałe słowa, chociaż ich sens dociera do Hudsona z opóźnieniem - są zniekształcone przez silny, nieznany mężczyźnie akcent. Mimowolnie na jego ustach zastyga lekki, kącikowy uśmiech, gdy nieznajoma szuka zalet w sytuacji, jakiej się znalazła, co sprawia, że Aurelius jeszcze raz prześlizguje wzrok po jej sylwetce, ale tlący się w pod kopułą czaszki komentarz tańczący na opuszku języka zdusza gryząc się w język.
Nachylając się nad nim,  by pomóc jej usiądź na krawędzi chodnika, do jego nozdrzy mimowolnie dolatuje zapach jej perfum - aromatyczna, kwiatowo-orientalna woń w połączeniu z nietypową, kobiecą urodą i dotykiem jej smukłych palców igra z jego zmysłami, co, w ferworze emocji, dociera do niego chwile potem, gdy rozstaje palce z jej gładką skórą, pod opuszkami jego szorstkich dłoni wydaje się delikatna jak jedwab.
- Póki co proszę nie zaprzątać sobie głowy kwestami finansowymi - mówi, a jego głos jest niemal zniżony do szeptu, gardłowy i nieprzyjemny w brzmieniu. Przełyka silna, by nawilżyć gardło ale, podobnie jak nieznajoma, unika kontaktu z jej ciemnymi oczami, błądząc nimi ponad jej smukle ramię.
Jego myśli, przytłoczone silną, niezrozumiałą potrzebą bliskości z nieznajomą, wracają na właściwy tor - krążą wokół strużki krwi spływającej po jej nodze, apteczki i szpitala. Wstaje, żeby wziąć się w garść i zebrać z bagażnika apteczkę, w czym pomaga mu mocniejszy, otrzeźwiający podmuch wiatru.
Po kilku sekundach - czterech gwałtownych uderzeniach serca w piersi, które bije jak oszalałe - wraca, ściskając w dłoni przedmiot, który dotychczas był jedynie element wyposażenia jeepa.
- N... - jego słowa tonął w cichym, mrukliwym  "Nic... to nic", kiedy napotyka nieobecny wzrok i bladość na kobiecym obliczu i w końcu - na jego oczach - pomimo zapewnienia, że nic jej nie jest, traci przytomność.
Nie pozwala jej głowie skonfrontować się z burkiem. Apteczka wypada mu z dłoni, gdy, asekuracyjnie zaciska palce na jej ramionach i potrząsa nimi delikatnie, przykucając przy niej, kolana opierając o krawężnik chodnika.
- Słyszy mnie pani? - podnosi głos o oktawę wyżej, chociaż jego wargi znajdują się tak blisko jej twarzy, że skroplony oddech układa się mgiełką na skórze.
Aurelius Hudson
Wiek : 38
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto, Saint Fall
Zawód : podróżnik, alpinista, buchalter
Cherry Delahaye
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
Ulica znana z niczego.
W tym momencie Cherry nie kupowała zupełnie tej nazwy pewna, iż była ona jedynie podstępem. Ułudą, kusząca bezpieczeństwem ukrytym za pozorami normalności oraz bolesnego niczego. A może ulica faktycznie znana była z niczego, a dzisiejsze zdarzenie było anomalią zapowiadającą wiatr kolejnych zmian? Czymś, co miało przerwać bezpieczeństwo tych stron i wyjąć je z ponurego marazmu nijakości?
Nie wiedziała, wszelkie zmiany jednak przyjmując z otwartymi rękoma i witając je niczym starych przyjaciół. Brak zmian wiązał się ze stagnacją, z popadnięciem w paskudna obojętność i śmiercią na długo przed własnym pogrzebem. Zmiany zaś zachęcały do rozwoju, poszukiwania nowych ścieżek oraz dopasowania się do zmiennej rzeczywistości, co panna Delahaye zdążyła polubić w swoim dość burzliwym życiu.
Pokręciła delikatnie głową w zaprzeczeniu, a ciemna burza włosów zatańczyła delikatnie wokół jej twarzy zmierzwiona nie tylko ruchem ale i podmuchem wiatru. Nie mogła się wszak zgodzić, nie mogła nie myśleć i o tej kwestii pewna, że nawet z pomocą rodziny nie byłaby w stanie spłacić szpitalnego rachunku przez kilka kolejnych lat. Zwłaszcza teraz, gdy oszczędności topniały, a znalezienie nowej pracy nie należało do zadań prostych.
A może naprawdę już nie powinna przejmować się finansami? Może faktycznie wyzionęła ducha na tym zimnym asfalcie? Szorstkie dłonie spotykające się z jej ciałem i gardłowy głos jaki przyciszony docierał do jej uszy mogły przecież należeć do samego Lucyfera, mającego porwać ją w głębię piekielnej posiadłości. Chciała uśmiechnąć się do swoich myśli, lecz umysł już odpływał w nieznanym jej kierunku pozbawiając się świadomości.
Wyglądała zupełnie jakby zapadła w głęboki sen.
Grymas bólu na chwilę zniknął z twarzy kobiety, a spokojny oddech ulatywał z lekko rozchylonych warg miarowo unosząc kobiecą pierś, co zapewne można było zaliczyć w poczet tych pozytywnych kwestii całego wypadku, bo choć była nieprzytomna tak oddychała, a to zwykle bywało dobrą zapowiedzią, niczym jaskółka zapowiadająca pojawienie się wiosny. Pogrążona w spokoju, jakiego nie zaznała w ciągu ostatnich kilku tygodni swojego życia.
Chciałoby się powiedzieć, że jej umysł w tym czasie odkrywał nieznane do tej pory zakamarki bądź tajemnice, zupełnie jakby chwilowe odłączenie zasilania miało wynieść na wyższy poziom. Nic takiego jednak nie miało miejsca, umysł panny Delahaye pozostawał spowity uspokajającą czernią, a jej organizm wracał powoli do siebie po upadku i zderzeniu z asfaltem, z którym zderzyła się wcześniej również i jej głowa.
Nie była pewna, ile czasu minęło od momentu, gdy nieznajomy mężczyzna posadził ją na krawężniku, by udać się po apteczkę. Kilka minut? Kilka godzin? A może gdy uchylała powieki próbując odzyskać ostrość wzroku minęły już całe stulecia bądź milenia? Któż to wie?
Męski oddech osiada na jej skórze, a zdezorientowane spojrzenie czarnych oczu próbuje skupić się na przystojnych rysach, oddzielonych od niej ledwie o kilkanaście, niewielkich centymetrów. Nieznajomy może obserwować, jak świadomość powoli powraca do jej spojrzenia które przestaje być mętne oraz zagubione, choć nadal uparcie skupione na jej twarzy.
- Mèd… - Melodyjny, syreni głos nawet przekleństwo w języku przodków zamienia na dźwięki przyjemne dla ucha. Ból głowy nieprzyjemnie ściska mózg który powoli kontaktuje się z każdą z kończyn, otwierając kolejne ogniska bólu który przypomina o prawdzie istnienia.
Nie, z pewnością nie przyszło jej odejść z tego świata.
I choć wizja jaka powstała w jej głowie na chwilę przed utrata przytomności zdawała się być w pewien sposób pociągająca, pozostawała jedynie paniką urazu oraz lawirowania na krawędzi bytu oraz niebytu.
- Co… Chyba mnie wycięło... - Nie potrafiąc przywołać odpowiedniego słowa użyła jego zamiennika pewna, że przekaz pozostał ten sam. Smukłe palce bezwiednie zacisnęły się na kawałku materiału, a zasłona czarnych rzęs zatrzepotała próbując pojąć całą sytuację oraz dokładny przebieg zdarzeń. Była tu, otoczona ramionami nieznanego jej mężczyzny, z głową opartą o jego ramię i… Ciepły rumieniec zawstydzenia pojawił się na ciemnym policzku, gdy zdała sobie sprawę ze swojego ułożenia. - Przepraszam... - Choć nie była do końca pewna, za co też przepraszała w tym momencie. Wpadnięcie prawie pod jego koła? A może fakt, iż uczyniła go swoją poduszkę? - Musiałam uderzyć się w głowę... Nie zdrętwiała Panu ręka? Jak długo...? - Uniosła dłonie, by wyrysować nimi w powietrzu kilka bliżej niezrozumianych gestów, którymi chciała opisać tę, jakże niecodzienną sytuację.
Cherry Delahaye
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy
Aurelius Hudson
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t567-aurelius-hudson#2952
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t580-aurelius-hudson#3152
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t581-a-hudson#3154
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t582-poczta-a-hudsona#3155
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f140-ulica-staromiejska-9-7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t567-aurelius-hudson#2952
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t580-aurelius-hudson#3152
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t581-a-hudson#3154
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t582-poczta-a-hudsona#3155
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f140-ulica-staromiejska-9-7
Ulica znana z niczego.
Chociaż znajdowała się codziennie na mapie jego trasy, dopiero dzisiaj może docenić ironię, która kryje się za tą nazwą. Ulica znana z niczego nagle w świadomość Hudsona staje się ulicą znaczną z zupełnie niespodziewanego spotkania z nieznajomą. Nie ma wątpliwości, że ilekroć będzie pokonywał ten odcinek drogi do domu, tylekroć jego myśli będą błądził ku leżącej na asfalcie kobiecie o orientalnej urodzie. Wszystko opowiada się za tym, że nie sposób będzie się ją pozbyć ze wspomnień.
Aura, którą ją otacza, sprawia, że oderwanie oczu od jej twarzy graniczy z cudem, wręcz niemożliwością. Hudson spuszcza ją z oczu tylko na chwile, jego ucieczką jest spacer po apteczkę.
Słowa, chociaż tworzą ledwie chaotyczny zlepek, niemal nic nieznaczących zdań, brzęczą mu w uszach jak ulubiona melodia, zwłaszcza te, które jako ostatnie ułożyło się na jej ustach w melodyjny, cichy dźwięk, swoją rytmiką przywodzący na myśl rytmiczny szum morza, chwile przed sztormem.
Zapach, który przedostaje się do dróg oddechowych, gdy się nachyla, by uniemożliwić konfrontacje jej potylice z krawężnikiem chodnika, oddziałuje na zmysły na tyle mocno, że nawet przez chwile, trwającą ledwie ułamki sekund, nie myśli, że jego twarz znalazła się zbyt blisko jej twarzy.
Zbyt wiele bodźców konkuruje o jego uwagę. Troska bijąca od jego spojrzenia, w którym odbijają się ciepłe refleksy życzliwości, jest wręcz nienaturalna, bo przecież nie można aż tak bardzo przejmować się przypadkowym przechodniem mijanym na ulicy, ale jednak obecnie żadne refleksje naszpikowane wątpliwościami nie naciera obłokiem mgły na jego myśli. Upływ czasu jest wyznaczany przez bicie serca w klatce piersiowej i sumę  oddechów.
Gdy tkwi w jego objęciach nieprzytomna, przez pierwszą minutę Aurelius nie wie, co począć. Chociaż zna kilka zaklęć anatomicznych, jego umiejętności w tym zakresie są na tyle nikłe, że woli nie czynić z nieznajomej królika doświadczalnego tych niepewnych praktyk. Trwa przy niej i podtrzymuje jej głowę tak długo, aż w końcu nie odzyskuje przytomności. Nie czuje na sobie spojrzeń gapiów. Ulica znana z niczego o tej porze dnia nie cieszy się popularnością, dzięki czemu zyskają kilka cennych minut prywatności. W końcu - po upływie czterech minut- kobieta odzyskuje przytomność. Informuje go o tym cichym pomrukiem, który wyswobodza się spomiędzy jej sinych warg.
- Tak, straciła pani przytomność - ze słów Aureliusa wybrzmiewa ten sam spokój, co zawsze, jakby między słowami nie było miejsca na jakiekolwiek oznaki podenerwowania. Przygląda jej się uważnie, nadal, niestrudzenie podtrzymując ją przed upadkiem, bo chociaż zaczyna łapać kontakt z rzeczywistością, osłabienie nie mogło zniknąć z jej organizmu i najprawdopodobniej nadal się w niej utrzymuje. Wstrzymuje na chwile oddech, gdy spogląda na niego zza wachlarza gęstych rzęs. Odrobina kokieterii sprawia, że łagodny uśmiech układa się na jego wargach.
Przepraszam nie jest tym, co chciał usłyszeć, więc milczeniem zbywa jej skruchę, bo w zasadzie nie ma za co przepraszać. Mimo iż Hudson nie do końca pojmuje sytuacje, w jakiej się znalazła, obecnie, gdy dzielą ją tylko centymetry przestrzeń, jest skłonny wybaczyć jej dosłownie wszystko.
- To była kwestia trzech albo czterech minut - więc zdecydowanie zbyt mały odstęp czasu, by moja ręka mogła zdrętwieć, dodał w myślach, ale słowa te nie znalazły drogi do strun głosowych. – Nie, moja ręka jest w równie dobrej kondycji, co przed paroma minutami, a panią, teraz już jestem pewien, powinien obejrzeć lekarz. - Co prawda przez jej energiczny gest wargi Hudsona zafalowały w geście rozbawienia, ale powstrzymał się przed pogłębieniem wyrazu rozluźnienia zastygłego na twarzy. Ta niecodzienna sytuacja nie zwalnia ich z obowiązku podejmowania racjonalnych decyzji.
Aurelius Hudson
Wiek : 38
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto, Saint Fall
Zawód : podróżnik, alpinista, buchalter
Cherry Delahaye
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
Kolejne minuty mijały w taki sposób, jakby czas postanowił się na chwilę zatrzymać. Otulić dwójkę nieznajomych swoimi ramionami, aby przenieść ich w niewielki skrawek wymiaru, pozostającego gdzieś za senną codziennością Saint Fall, pozwalając im tkwić w tej dziwnej, abstrakcyjnej chwili. Zupełnie jakoby czasowi podobało się oglądanie tej interakcji niczym filmu bądź miał co do nich jakiś swój plan, którego nie szło w tym momencie przejrzeć. A może poczucie zatrzymania czasu było jedynie wytworem umysłu zmęczonego upadkami i bólem, jaki pulsował w jej ciele?
A może…?
Wiele zdań, jakie przechodziły przez jej głowę zaczynały się od tych pięciu liter, wywołujących faerie możliwości oraz wątpliwości, scenariusze przemykały przez jej głowę jeden za drugim prosząc o przeciążenie umysłu. Skupiła się więc na jego spojrzeniu; na piwnych oczach w których odbija się troska oraz utrzymaniu miarowego oddechu. Odpychała przytłoczenie ilością niewiadomych kierując całą swoja uwagę na piwne tęczówki, odciągających ją od niechcianych teraz myśli i zaskakując nieśmiało czającymi się gdzieś w nich przebłyskami delikatnej zieleni, jakże odmiennymi dla Delahaye, przywykłej spoglądać w oczy o tęczówkach zlewających się ze źrenicą.
Podobały jej się te oczy i choć początkowo tkwienie w ramionach nieznajomego wydawało jej się powodem wartym do zlania się rumieńcem tak teraz, z każdym kolejnym uderzeniem serca odczuwała zakradający się w nią komfort. Ten dziwny komfort, jaki odczuwało się w znanym towarzystwie, przy którym maski można było zostawić w szufladzie. Na ile komfort ten był prawdziwy? Lucyfer jeden zapewne tylko wie.
- W takim razie miałam sporo szczęścia, że trafiłam na pana i pana solidne ramię. - Stwierdza, i naprawdę nie potrafi powstrzymać nieśmiałego uśmiechu w jaki rozciągnęły się pełne wargi. Faktycznie miała sporo szczęścia, wszak mogła trafić na kogoś, kto by jej nie zauważył, cwaniaczka który wykorzystałby sytuację i ukradł jej te kilkadziesiąt dolarów, jakie miała przy sobie… Mogła również trafić na kogoś, kto nie akceptuje takich jak ona i kto rozjechałby ją tutaj, wcierając resztki jej krwi w szorstki asfalt. I choć takie zdarzenia zawsze były tragiczne, Cherry odnajdywała w nich pewien komizm, bowiem plamy na jej skórze sprawiały, że czarni nigdy nie uważali jej za swoją zaś biali zawsze uważali ją za czarną sprawiając, że lawirowała gdzieś pomiędzy.
I choć uśmiech jaki mu posyłała był piękny, tak zniknął on równie szybko, jak się pojawił. Kwestia lekarza, o ile niezwykle rozsądna, pozostawała zwyczajnie problematyczna i odrobinę skomplikowana o czym Kreolka wiedziała aż nazbyt dobrze, nie raz zderzając się z murem amerykańskiej służby zdrowia.
- Dziękuję, naprawdę ale chyba nie mogę. - Przyznaje więc, a smukłe palce spacerują po męskiej ręce aż do ramienia, na którym zatrzymują się i ostrożnie zaciskają w geście dwuznacznym. Ciężko jednak było poznać czy wiśniowa panienka zamierzała ostrożnie wstać czy może przyciągnąć mężczyznę jeszcze bliżej do siebie, wykorzystując aurę tej chwili. - Jestem tu od kilku dni, nie mam ani ubezpieczenia ani pieniędzy, nikt mnie nie przyjmie. - Przyznaje, choć nie pamięta, że te słowa padają z jej ust już po raz drugi podczas tego niespodziewanego spotkania. I coś, zapewne ta troska w piwnych oczach jaką ujrzała kilka chwil temu, sprawiają, że nie czuje się dobrze ani z odpowiedzią ani ze swoją obecną sytuacją. Czarne oczy smutnieją, a usta wykrzywiają się w gorzkim półuśmiechu tych, którzy dalecy byli od nadziei. - Narobię panu problemu. - Dodaje jeszcze niemal pewna, że nikt nie był skory do przyjmowania tychże z otwartymi ramionami, nawet w sytuacjach takich, jak ta - gdy zdrowie balansowało na szali, w tym zbiegu dziwnych przypadków.
Cherry Delahaye
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy
Aurelius Hudson
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t567-aurelius-hudson#2952
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t580-aurelius-hudson#3152
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t581-a-hudson#3154
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t582-poczta-a-hudsona#3155
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f140-ulica-staromiejska-9-7
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t567-aurelius-hudson#2952
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t580-aurelius-hudson#3152
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t581-a-hudson#3154
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t582-poczta-a-hudsona#3155
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f140-ulica-staromiejska-9-7
Ma wrażenie, że utknęli w zawieszaniu, między jednym oddechem a drugim, między wymianą spojrzeń, w rytmie bijących w klatkach piersiowych serc, które, skutecznie niż wskazówki na tarczy zegarka, odmierzały upływ czasu. Wydaje mu się, ze utknęli w bańce, która skutecznie operowała ich od rzeczywistości. Ona, ledwie przytomna, on podtrzymujący ją przed upadkiem.
Czuje ulgę, kiedy nieznajoma odzyskuje przytomność, ulga przybiera kształt wygiętych w imitacji uśmiechu kącików ust. Między nimi nawiązuje się kontakt wzrokowy i, choć trwa ledwie kilka sekund, w tej ograniczonej do ich obecności przestrzeni, może się wydawać, że przeciąga się nieprzyzwoicie długo. Słowa, jakie wślizgują się pod kopułę czaszki i kształtują w formie myśli, nie chcą przeciskać się przez wąski tunel krtani, więc, tak długo jak kobieta milczy, on również wybiera milczenie, jakby w obawie, że nawet głos zniżony do szeptu może zburzyć to nić porozumienie, jaka narodziła się w tej ciszy.  
Ona pierwsza ją przerywa. Imitacja uśmiechu zastygła na jego ustach przeobraziła się w bardziej autentyczny grymas, bo tym razem objęła również spojrzenie.
- Ma pani sporo szczęścia, że mój jeep nie osiąga zawrotnych prędkości w terenie zabudowanym - towarzyszącą im niezręczność próbuje przełamać błąkającym się między słowami rozbawieniami.
I poza nim też, przemyka mu przez myśl, bo samochód ma swoje lata. Słowa, które skierował ku niemu Percy, kiedy zmierzali na Plac Mniejszy, nosił w sobie ziarno prawdy. To kwestia czasu, kiedy czerwony pojazd, który był poniekąd oczkiem w głowie Hudsona i zbiorem przyjemnych wspomnień, będzie nadawał się na złom. Jednak póki co nie chce myśleć o rozstaniu z cherokee - służy mu wiernie od jedenastu lat; kupił go kilka tydzień przed pojawieniem się na świecie Imogen, co dodatkowe zniechęcenia go przed sprzedaniem wysłużonego pojazdu.
Kobieta nie pozwala odpłynąć mu myślami dalej niż dwa uderzenia serca, bo kiedy jej usta formują się w subtelny uśmiech, zapomina o swoich rozterkach i znowu - całkowicie bez wysiłku - poświecą jej całą uwagę. Wzrok, z jej oczu, mimowolnie przenosi się na usta i zostaje na nich przez dziesięć sekund, bo później, żałuje, że wzmianka o lekarzu. Opuściła jego usta. Tę sugestię ugasza entuzjazmem bijący od nieznajomej, tym samym grymas radości zabłąkany na jej twarzy znika i staje się już tylko elementem wspomnień.  
- Mówiłem już, że kwestie finansowe nie powinni znajdować się obecnie w kręgu pani zainteresowania. Nie ma nic ważniejszego od zdrowia - Nie pozostaje obojętny na dotyk jej smukłych palców. Chociaż ramię ma zasłonięte materiałem kurtki, to i  tak czuje bijące od jej dotyku ciepło, które zapewne parzyłoby go w skórę, gdyby nie ochrona w formie chroniącego go przed chłodem materiału. Tym gestem zabiera mu dech. Przełyka gwałtownie ślinę, czego świadkiem jest niespokojnie poruszająca się grdyka. – Zawiozę panią do zaprzyjaźnionego lekarza. Przyjmie panią bez kolejki i ubezpieczenia - proponuje, bo chociaż po głowie tli się myśl, że nie ma nic za darmo, nie może przejść obojętnie obok nieznajomej, która - jak mu się wydaje - kradnie mu nie tylko dostęp do oddechu, ale przede wszystkim do zdrowego rozsądku, który bezskutecznie próbuje przekonać Hudsona, że nie jest jej nic winny. Problem w tym, że pod wpływem jej uroku, nie dopuszcza do głosu tego argumentu. – Wierzę, że skoro Lucyfer zdecydował dzisiaj o naszym spotkaniu, nie mogę rozpatrywać pani istnienia w kategorii problemu, ani sprzeciwiać się jego woli. Jest pani w stanie wstać i zajść do samochodu o własnych siłach? - Jest gotów asekurować ją ramieniem, a nawet zanieść ją do jeepa, gdy błędnik nie chciał współpracować, co nie jest niczym nadzwyczajnym w takiej sytuacji.
I dopiero teraz, gdy wcześniej emocje opadły, uświadamia sobie, że jego maniery, w ferworze interwencji, wybrały się na spacer. Nawet się nie przedstawił. Nie było ku temu sposobności.
Aurelius Hudson
Wiek : 38
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto, Saint Fall
Zawód : podróżnik, alpinista, buchalter