Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
WNĘTRZE SKLEPU
Główna sala utrzymana jest raczej w ciemnych barwach, w których to najlepiej czują się właściciele tego miejsca. Obok lady, za którą spotkać można zwykle niezainteresowanych klientelą sprzedawców, znajdują się dwa krzesła, chociaż ciężko być pewnym, czy jest to miejsce przeznaczone do wypoczynku, czy kolejny bibelot na sprzedaż. Niezależnie od tego, jaki był cel wstawienia ich tam - za dobrą cenę Faust nawet krzesło sprzeda. Podłoga skrzypi pod cięższymi butami, a w wąskich ścieżkach pomiędzy regałami już dawno nikt porządnie nie odkurzał. W sklepie panuje dziwny zapach czegoś na pograniczu spalonych włosów, olejku lawendowego i chrupek orzechowych.
[ukryjedycje]
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
26 kwietnia 1985/1664

Pełna tajemnic "Kolekcja Faustów" była niemal równie enigmatyczna, co Frankensteiny, które ojciec składał w garażu. Arlo bywał tu sporadycznie, od czasu do czasu, hobbistyczny, pozornie bez celu, dla zabicia czasu, w ramach relaksu. Przechadzał się między regałami, przyglądał się cudom i dziwom zgromadzonym na przestrzeni dekad przez rodzinę, która cieszyła się reputację odludków. Nigdy o nic nie pytał, nigdy nic nie nabył na własność. Traktował ten sklep, jak muzeum. Wystawa niemalże antycznych osobliwości wciąż wzbudzała jego zainteresowanie.
Tym razem miało być inaczej. Tym razem nie zjawił się tu po to, by zadbać o swoje samopoczucie. Tym razem zabrał do Kolekcji Faustów siostrę, która unikała tego - według niej brudnego, obskurnego i cuchnącego - miejsca, jak szatan wody świeconej. Tym razem wybrał się tu z siostrą, bo zbliżały się urodziny ojca i oboje po cichu liczyli, że kupią tu coś, co przypadnie mężczyźnie do niewybrednego gustu.
- Jak w garażu ojca - odezwał się po krótkiej chwili milczenia, zerkając na towarzysząc mu Scar, która nie podzielała stłumionej ekscytacji refleksami odbitej w jego spojrzeniu. Zachowywała dystans kilku kroków. Czuł na karku jej zniecierpliwione spojrzenie. – Spójrz na to. Wygląda jak coś, co mogłoby pojawić się w Gwiezdnych wojnach. Francisowi może się spodobać.
Rozejrzał się przez ramię. Upewnił się, że teren był czysty i podszedł bliżej, by przyjrzeć się uważniej przykuwającemu spojrzenie eksponatowi. W chwili słabości, w beztroskim, niemającym nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem przypływie fascynacji, musnął palcem misternie wykonany mechanizm - delikatnie, jakby w obawie, że rozleci się pod naporem obcego i zapewne niechcianego dotyku. Przez chwile, ułamki sekund, wszystko było tak jak przedtem - nic nie zwiastowało tego, co miało nadejść półminuty później. Pod naciskim obcych palców, rozległo się tykane, przywodzące na myśl...
Wszystkie kłębiące się pod sklepieniem czaszki refleksje zniknęły bez śladu, kiedy krótkotrwały rozbłysk światła zakradł się do oczu Haviego. Instynktownie przysłonił je ręką, ale na jakiekolwiek obronny gest było stanowczo za późno. Woń kurzu i wilgoci pchająca się do nozdrzy, wywietrzała. Zamrugał, by pozbyć się białych plam sprzed oczu. Przywitała go sceneria, która nie miała nic wspólnego z tym, do czego przywykł. Sklep Faustów znikł. Rozpłynął się jak fatamorgana. Małe pomieszczenie, w którym - zlokalizował Scar, by się upewnić, że nadal była tuż obok - obecnie przebywał, nie mial nic wspólnego z definicją dwudziestego wieku. W odruchu Pawłowa, wszeptał ciche, ledwie słyszalne Uberrimafides, aby się przekonać, w jakie wpakował ich tarapaty. Chociaż przez chwile poczuł ciepło rozlewające się na całej długości palców prawej dłoni, zimny metal pentaklu, przywierający do skóry, nie odpowiedział na przywołaną prosto z Piekła magię. Ponowił próbę, tym razem z jego ust uleciało równie ciche - Quidhic Znowu nic. Było ledwie pustym, nic nie znaczącym słowem.
Albo pogardliwa natura magii dała o sobie znać, albo świat, który znali, w tej rzeczywistości nie istniał. Jak miał to zakomunikować Scar?
- Magia nie słucha - powiedział tylko, oszczędnie, nie wdając się w szczegóły. - Ale na wszelki wypadek spróbuj, może tobie nie pokaże środkowego palca.
Dookoła panował półmrok i nie mógł liczyć na "Leviorę". Ciekawe czy moc Belial byłaby równie bezużyteczna, co czary. Demona nie miał przy sobie, więc nie mógł się o tym przekonać i podejrzewał, że nagłe, niezidentyfikowane źródło światła mogło zaalarmować mieszkańców tych ziem. Być może nawet pomyśleli by, że to inwazja istot pozaziemskich, w które, jako dziecko, głęboko wierzył. Nawet raz wydawało mu się, ze widział biały spodek unoszący się w stratosferze. Nie pamiętał momentu, kiedy spadł z rowerka dziecięcych fantazji - niewykluczone, że w chwili, w której porzucił marzenia o zostanie astronautą, jednak w końcu - najprawdopodobniej między dziewiątym a dziesiątym rokiem życia - uzmysłowił sobie, że Artell nie została uprowadzona przez kosmitów.
- Rozejrzę się, skoro już tu jesteśmy. Może znajdziemy drogę powrotną do cywilizacji.
A może utkniemy tu na dobre, dodał w myślach, ale słowami pocieszenia nie podzielił się z stojącą nieopodal Scarlett. Grymas figurujący na jej ustach stanowił dobitny komentarz niezadowolenia sprowokowanego zaistniałą sytuacją.

Uberrimafides i Quidhic
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Scarlett Havillard
NATURY : 10
WARIACYJNA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 144
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1697-scarlett-havillard#22888
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1750-scarlett-havillard#24309
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1749-poczta-scarlett-havillard#24307
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
NATURY : 10
WARIACYJNA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 144
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1697-scarlett-havillard#22888
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1750-scarlett-havillard#24309
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1749-poczta-scarlett-havillard#24307
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
Przekroczenie progu tego miejsca było pomyłką. Nie większą niż powrót do Saint Fall, ale wciąż kwalifikowało się to jako pomyłka. Scarlett Havillard ominęłaby urodziny ojca, jak co roku, od kiedy wyszła z rodzinnego domu i nigdy do niego nie wróciła. Jeśli do większości osób wysyłała co najwyżej pocztówki i odręcznie napisanymi dwoma, góra trzeba zdaniami, to pisywała do Francisa długie listy, nawet jeśli były zapełnione obrazami codzienności. Przystanek w Bostonie miał okazać się chwilowy i wszystko by się udało, gdyby nie… W rozmyślaniach i ocenie koloru na własnych paznokciach od Charlesa Revsona w odcieniu Wine With Everything, przeszkodził jej trajkotający Arlo: jak w garażu ojca, przyciągając jej uwagę na tyle, że przekrzywiła głowę, przebiegając wzrokiem po kurzołapach kolekcji. Uniosła brwi w jedynym akcie zwątpienia, na jaki było ją stać. Zdecydowane nie był to garaż ich ojca i jej drogi brat chyba miał problemy ze wzrokiem.
Naszemu ojcu spodobałyby się, gdybyś zwolnił się z policji i został wynalazcą, ale nie chcemy, abyś wypalił na mapie Saint Fall, więc… — Syrena wzruszyła od niechcenia ramionami, na których tkwiła za duża skórzana kurtka. Ze strony Scarlett nie była to nawet pełna szydera, uwzględniwszy to jak znaczący talent policjant miał do ujarzmiania demonów, a ujemny do majstrowania w czymkolwiek, nie doprowadzając do większego zniszczenia obiektu. Teoria magii była jaśniejszą stroną Arlo, ale nie zmuszanie rzeczy zepsutych bądź martwych do współpracy. Nie ratowało sytuacji nawet obeznanie z popkulturą i sci-fi, ponieważ to sprowadzało Scar do rozmyślań, jak do tego doszło, że jej brat tak zdziadział.
Dość niedawno tu weszli, żeby mogła zapytać mało dyskretnie, czy mogą już wyjść, więc Scarlett ugryzła się w język. Instynktownie i tak spojrzała tęsknie w stronę drzwi, niemalże w taki sposób, jakby ktoś miał wyłowić ją z opresji. Tyle wystarczyło, aby Arlo wpakował ich w kłopoty. Rozbłysk światła, przypominał flesh aparatu i trwał tyle, co mrugnięcie, jednak Kolekcja Faustów ustąpiła miejsca właściwie czemu? Havillard zastygła w bezruchu, jednak wyprostowana niczym struna, ściągając odruchowo usta przeciągnięte cienką warstwą Certainly Red w wąską linię. Jeszcze zanim skomentowała nagłą zmianę otoczenia, Arlo już mruczał pod nosem zaklęcia, jednak te najpewniej nie odnosiły rezultatu.
Słucham? — rzuciła w akcie irytacji Scarlett, lustrując krytycznym wzrokiem brata. To nie tak, że nie dobiegły mruczane pod nosem Arlo zaklęcia, choć zdecydowanie zniekształcone przez odległość, jednak nie były zmącone przez żaden dodatkowy dźwięk.  — Czego ty nie rozumiesz w określeniu: niczego nie dotykaj? Co ty właściwie zrobiłeś i jak planujesz to odwrócić? — Zarzuciła wędkę, wykorzystując atut melodyjnego głosu, jednak nie zauważyła, aby złapał przynętę. Zazwyczaj zlamentowanie Arlo wiązało się z uległą postawą, jakby coś lekko zmieniło się w jego spojrzeniu i nastawieniu na wydane polecenie. Nie miała oporów, aby robić to nawet przy Evanie, który przyglądał się temu widowisku z uniesioną brwią. Tym razem wiedziała, że to nie odniosło żadnego rezultatu. Brat nigdy nie wykształcił w sobie odporności na jej syrenie talenty.
Scarlett odruchowo sięgnęła ręką do pentakla, który nadal znajdował się na swoim miejscu w odróżnienia od nieznanego miejsca. Syrena poczuła jak jej żołądek okręca się wokół własnej osi, a wraz z przyspieszonym tętnem, spłycał się jej oddech. Coś dotknął i ich przeniósł gdzieś? A może ściągnął na nich jakieś przekleństwo? Co się właściwie działo?
Nie ma mowy — syknęła od razu Scarlett w odpowiedzi, wbijając w niego pełne złości spojrzenie. — Nigdzie nie będziesz już szedł sam i niczego więcej nie dotykasz. Ty nawet nie wiesz, gdzie my jesteśmy i co się stało poza tym, że magia nie działa. — Havillard poczuła ból w klatce piersiowej i chyba dopiero to do niej w pełni docierało, jaki był zastany stan rzeczy. Brak magii nie był dla niej stanem normalnym i budziło to w niej dużą dozę lęku, jednak nie chciała się z tym aż tak uzewnętrzniać, zwłaszcza, że jej bratu w lepszym świetle na pewno świeciłyby się z ekscytacji oczy. Ani w Kalifornii, ani w Nevadzie nie musiała obawiać się zużycia zasobów magicznych, nawet jeśli tam jeszcze baczniej musiała zwracać uwagę na to, by z rozwagą sięgać po operowanie magią, by nie nadziać się na obecność niechcianego świadka zdarzenia. Czy dało się to co się aktualnie zdarzyło odwrócić? I przede wszystkim: jak to zrobić? Ciekawość była dla Scarlett w obecnej chwili pułapem nieosiągalnym.
Scarlett Havillard
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : doradca ślubny
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
- Litości, Scar, nawet nasz ojciec musi zdawać sobie sprawę, że zapisałbym się na kartach historii, jako najgorszy w dziejach Ameryki wynalazca, który, naprawiając ekspres do kawy, omal nie puścił kuchni z dymem - chociaż w tamtej chwili, gdy szary dym ograniczył pole widzenia, nie było mu do śmiechu, teraz samo wspomnienie tego incydentu, przywoływało szeroki uśmiech. Stało się anegdotą.
Zaszczycił siostrę pojedynczym, rozbawionym spojrzeniem. Już wcześniej wysunął podejrzenie, że jego garderoba zubożała o jedną kurtkę, teraz nie miał co do tego żadnych wątpliwości - kurtka, którą narzuciła na siebie, pochodziła z jego szafy.
Tysiące myśli, żadna nie skoncentrowana na słowach, jakie usłyszał za swoim plecami. Melodyjny głos syreny nie był równie przekonywujący, co zawsze, w innej, niecodziennej rzeczywistości Arlo pozostał na niego pozornie obojętny, ale już wiedział, że Scarlett nigdy mu tego nie wybaczy. Ekspedycje do Kolekcji Faustów będzie wypominała mu do końca życia, na każdym kroku. Jako kolejne nieszczęście, które ją dotknęło w jego towarzystwie. Pomimo tej świadomości, siostrzany, zawiedzony ton głosu nie pobudził do życia wyrzutów sumienia. Iskra fascynacji, która w nim zapłonęła, nie mogła równać się z niczym innym.
- Hawking uważa, że podróże w czasie, przynajmniej obecnie, są niemożliwe, w innym wypadku już dawno zmagalibyśmy się z falą turystów z innych epok, więc jak to wytłumaczyć? - Nie słuchał Scarlett. Nie słuchał jej ostrego sprzeciwu. Zignorował złości wybrzmiewająca z tonu jej głosu i palące w kark rozłoszczone spojrzenie. Bez trudu mógł sobie wyobrazić, jak zaciska umalowane czerwoną szminkę usta w wąską linie, ale w otoczeniu ciemności nie mógł się o tym przekonać.
Równie łatwo było zachłysnąć się złudzeniem i wmówić sobie, że eksponat na sklepowej półce umożliwił im podróż w czasie, co od dawna stanowił obiekt - obecnie teoretycznych - rozważań fizyków z różnych zakątków świata. Łatwo było zignorować głos zdrowego rozsądku, który plątaniną niekształtnych refleksji, odbijał się echem od sklepienia czaszki. Łatwo było dryfować na złudnych falach fascynacji, które usiłowały odciąć go od siostrzanego sprzeciwu.
- Być może to tylko iluzja. Nawet poczucie humoru Faustów ma swoje granice. - Słyszał o Roche Fauście, siewcy iluzji. W Hellridge uznawany był za autorytet w tej dziedzinie magii, wiec kto wie, może on za tym stał? – Ale nie poznamy prawdy, jeśli będziemy stać w miejscu.
Palce owinął wokół nadgarstka Scar. Nie mógł tu zostać i nie mógł jej tu zostawić. Dodając dwa do dwóch, rachunek był prosty, nie wzbudzał żadnych wątpliwości, nie powinien był rodzić też sprzeciwów.
- Idziesz ze mną, Scar i nie chce słyszeć "nie chce".
Miała racje. Nie wiedział gdzie obecnie przebywali i nie miał pojęcia jak to odkręcić, ale musiał chociaż spróbować tu uczynić, nie mogli tu zostać na zawsze. Jednak wpierw znalezienie jakiekolwiek źródło światła było jego priorytetem. Nie mogli przemieszczać się w po ciemku w zupełnie obcej przestrzeni.  Gdziekolwiek wylądowali i niezależnie, czy znaleźli się pod wpływem zaklęcia iluzjonisty - byli tutaj obcy.
Nie wypuszczając z uścisku dłoni Scarlett, przemieścił się, jak mu się wydawało, do innego, nieco większego pomieszczenia. Nikła poświata księżyca wlewająca się do środka zdemaskowała kontury znajdujących się w pomieszczeniu przedmiotów, chociaż to nie one sprawiły, że serce Arlo zabiło nieco gwałtowniej w piersi, a cichy, dobiegający z głębi pomieszczenia szelest. Odwrócił się ku siostrze i, kładąc palec wskazujący na ustach, zakomunikował jej, by była cicho, chociaż ich obecność zapewne została zauważona już wcześniej, podczas burzliwej wymiany zdań, wszak cisza panująca w domostwie nie sprzyjała głośnym rozmową, a oni już na początkowym etapie nie zadbali o dyskrecje.
Nie od razu Havillard podszedł do źródła hałasu. Najpierw rozejrzał się, by zlokalizować coś, co mogłoby przegonić ciemność z pomieszczenia. Jego spojrzenie zatrzymało się na blacie - chyba - stołu, a raczej znajdującym się na nim obiekcie, kaganku. Rozstał palce z nadgarstkiem syreny i zanurkował tą samą dłonią do kieszeni, by w przeciągu kolejnej sekundy odnaleźć zapalniczkę. Kilka chwil później skrawki najbliżej przestrzeni zostały rozświetlone przez blady, skromny płomień świecy.  Źródło hałasu odnalazł piętnaście uderzeń serca później.
Zastał tam małą, przerażoną obecnością obcych istot sześcio-, może siedmioletnią dziewczynkę, która na pierwszy rzut oka do złudzenia przypominała Havillardowi Simonę, przez co zacisnął mocniej palce na rączce glinianego naczynia, niezdolny do sklecenia z kłębiących  się pod kopułą czaszki myśli choćby jednego, zbliżonego do ludzkiej mowy zdania. Zanurzając się w oparach zaskoczenia, zupełnie zapomniał, jak posługiwać się językiem.
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz
Scarlett Havillard
NATURY : 10
WARIACYJNA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 144
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1697-scarlett-havillard#22888
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1750-scarlett-havillard#24309
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1749-poczta-scarlett-havillard#24307
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
NATURY : 10
WARIACYJNA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 144
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 3
TALENTY : 15
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1697-scarlett-havillard#22888
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1750-scarlett-havillard#24309
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1749-poczta-scarlett-havillard#24307
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/
A to nie było tak, że spowodowałeś tą nieudaną naprawą pożar i przy okazji ta szczekaczka wpadła w panikę? — Scar udała zastanowienie, choć fakty prezentowały się tak, że znała przebieg tego zdarzenia z opowieści i tego, że Arlo właścwie nie rozumiał dlaczego najlepszą decyzją wobec jego zapędów do majsterkowania na zepsutych obiektach, było wezwanie specjalisty, zanim jego pomysły i realne umiejętności zderzą się z rzeczywistością. Pominęła już wzmiankę o ich ojcu, ponieważ nie pokusiłaby się o zbyt pewne stwierdzenie, czy zapisanie się na kartach historii wynalazców (z jakąkolwiek sławą, choćby tą niezbyt pochlebną) nie spotkałoby się z aprobatą i tym samym zostało podciągnięte pod samorealizację. W końcu każdy czarownik uczył się na własnych błędach.
Arlo powinien być nawykły jeszcze za czasów mieszkania pod dachem ich rodziców, że jego garderoba wcześniej czy później stawała się również tą należącą do Scarlett. Lata temu zdarzało się, że jeśli chciał coś odnaleźć, a przejrzenie szafy zakończyło się porażką, to zapytanie młodszej siostry o to, czy widziała coś, kończyło się wskazaniem tego we wnętrzu mebla lub przewieszonego przez poręcz fotela.
Monolog Arlo uwzględniający Hawkinga, spotkał się jedynie ze zmarszczeniem nosa w akcie zdegustowania. Zignorował ją, co praktycznie w ich życiu się nie zdarzało i stanowiło to wyraźne odstępstwo od utartej na przestrzeni lat normy. Gdyby nie miała pomalowanych ust, te zapewne od nacisku miałyby szanse zbieleć. Syrenę jednak jak za dotknięciem magicznej różdżki przestało obchodzić to, gdzie się w ogóle znaleźli i co za tym stało, a co dopiero co też ten Havi dotknął, sprowadzając na nich tę dziwaczność antymagiczną. To był wymiar magicznej dyskryminacji. Scarlett wbijała w Arlo ostre spojrzenie, a na jej twarzy wykwitł grymas niezadowolenia, którego nie zamierzała jakoś szczególnie maskować. Zlamentuje go później, tylko ta myśl ją otrzeźwiała, nawet jeśli miał czelność ją ciągnąć za sobą. W czekoladach by się nie wypłacił, chociaż starszy brat był skory spełniać jej zachcianki na słodycze i to z zaskakującą chęcią. Cóż, nie musiała werbalizować nie chcę, bo Havillard nie uraczyłby w wyrazie twarzy i spojrzeniu siostry ani odrobinki ekscytacji. Nie trzeba było nawet mówić, że najchętniej zostałaby w tym miejscu i poczekała na łaskawy powrót do normalności.
Kiedy palce Arlo sięgnęły dalej, puszczając wolno jej nadgarstek — Scarlett nie czekała aż sobie przypomni o tym, zamiast tego wsunęła obie dłonie do kieszeni skórzanej kurtki należącej notabene do jej starszego brata. Nie wykluczało to możliwości ciągnięcia jej za łokieć, ale uznała, że może nie będzie aż tak zdeterminowany. Kto by przecież pomyślał, że policjant będzie zafascynowany źródłem światła, ale podarowała sobie już wredny komentarz, żeby nie dociskać mu niepotrzebnie szpilki. Zdarzało się jej miewać wyrzuty sumienia (rzadko, jeśli należało być we wskazanej materii szczerym), kiedy przekroczyła pewną granicę w stosunku do niego. Niedługo później w ferworze poszukiwań wskazówek i tropów Havillard natrafił na dziecko, gwoli ścisłości dziewczynkę, jak się zdawało na pierwszy rzut oka, ale nie dałaby sobie uciąć ręki za postawienie takiego stwierdzenia.
Czyń honory — rzuciła z przekąsem w ramach zachęty, aby to Arlo podjął dialog z napotkanym dzieckiem. Syrena pozostała trochę z tyłu za nim i nie zmniejszała tej odległości umyślnie. Scarlett nie zamierzała tego robić, choćby przez wzgląd na to, że pałętanie się po tym obiekcie nie było ani jej pomysłem, ani tym bardziej nie miała ochoty na dodatkowe interakcje. Czy spychanie tego obowiązku na niego było niezbyt grzeczne? Oczywiście, że tak, aczkolwiek samej Scar dawało malutką satysfakcję; nie taką jakiej doświadczy, kiedy naprawdę zlamentuje brata i będzie pokorny jak baranek, choć to też ją ucieszyło. — Drogi braciszku, przesłuchiwanie ludzi to część twojej pracy. Czujesz się pewnie jak u siebie.
Scarlett Havillard
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Saint Fall
Zawód : doradca ślubny
Arlo Havillard
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 6
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 4
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1729-arlo-havillard#23861
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1739-arlo-havillard#24099
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1734-arlo-havillard#24078
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1732-poczta-arlo-havillarda#24075
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f236-waterbury-place-5-8
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1733-rachunek-bankowy-arlo-havillard#24076
Westchnął w duchu. Scarlett i tym razem nie wykazała się chęcią współpracy. Nie zauważyła, albo nie chciała dostrzec emocji, które wtopiły się w rysy jego twarzy. Jej karcące spojrzenie mówiło: „wpakowałeś nas w te tarapaty, to teraz nas z nich wyplącz”. Irytujący głosik w jego głowie jej wtórował: Nawarzyłeś piwa, to teraz sam go wypij, Arlo. On musiał zwalczyć w sobie niepokój, stłumić dreszcz przebiegający wzdłuż linii kręgosłupa, przejąć palaczkę, przełknąć gorzką pigułką po nieoczekiwanej konfrontacji, a raczej iluzji, która coraz ciaśniej zaciskała się na jego gardle, skonfrontować się z lękami, które wślizgiwały się pod powieki, gdy był dzieckiem.
To nie może być prawda, powtarzał jak mantrę, zaciskając mocniej dłoń na metalowej rączce kaganka. Ostra krawędzi przedmiotu pozostawiła na jego skórze czerwona pręgę, na co obecnie nie zwrócił uwagi. Strumień wzroku skierował na kulącą się w kącie dziewczynkę.
- Simone - cichy, ledwie znajdujący się na granicy słyszalności szept dziewczynki z trudem odnalazł drogę do jego uszu.
S i m o n e.
Imię zawieszone przestrzeni zrujnowało jego spokój. Teraz to on musiał wziąć się w garść.
- Cześć, Simone - głos miał spokojny, chociaż te składające się z sześciu liter imię, potwierdzające jego gnieżdżące się pod sklepieniem czaszki obawy, sprawiło, że z trudem trzymał nerwy na wodze. Gardło miał ściśnięte, serce mocniej kołatało w piersi. - Jestem Arlo, a to Scarlett. Nie zrobimy ci krzywdy.
Chcemy tylko wiedzieć, który jest rok w tej rzeczywistości. I gdzie nas przeniosła osobliwa ekspozycja z Kolekcji Faustów, dopowiedział w myślach, utrzymując wiotki, tlący się na ustach uśmiech.
- Jesteś sama, Simone? Gdzie twoi rodzice? - podjął; podobnie, jak jego nieletnia rozmówczyni, także zniżył głos do szeptu.
Na dźwięk słowa "rodzice" z oczu dziewczynki popłynęły łzy, nakreśliły wilgotną ścieżkę na jej policzku. Pociągnęła nosem, przecierając okolice usta falbaniastym rękawem sukienki.
- Oni zabrali moją mamusię. - I znowu zalała się łzami. Połykała je, krztusiła się nimi. Arlo przeszukał swoje kieszeni pod kątem obecności chusteczek. Znalazł pół paczki w kieszeni. Poddał ją dziewczynce. Do jej spojrzenia, poza strachem, dezorientacją oraz smutkiem, wdarło się zaskoczenia, przez co, przynajmniej na chwile, przestała łkać. Otworzyła szerzej oczy w wyrazie zdumienia.
- Na otarcie łez - Arlo próbował zachować zimną krew, wykrzywił usta w delikatnym, uprzejmym uśmiechu, poddał ją jedną z chusteczek, ale nie otarł jej łez. Zachował dystans wyciągniętej ręki.
Gdy dziewczynka testowała możliwość tworzywa z celulozy marki Kleenex, Havillard walczył z natłokiem myśli - bliższych i dalszych, dotykały przeszłość, teraźniejszości, a nawet przyszłości.
Dokąd i kto zabrał jej matkę? W jakim celu? Czy ta dziewczynka - Simone-  była tą samą, którą, lata temu, stracił z oczu na rozwidleniu dwóch ścieżek? Czy to możliwe, że odbyła tą samą podróż, co oni, dawno temu, stając się ofiarą podróży w czasie?
Nie mógł pozostać obojętny na echo pytań odbijającego się od nasady czaszki, ale nie mógł też trwać w zawieszeniu, ryzykować, że nigdy się stąd nie wydostaną, pozwolić, by dopadły ich demony przeszłości. Nie pozwalała mu na to obecność Scarlett za plecami, głos Evana wybrzmiewający w radiu i Stella oddana tymczasowo pod opiekę Phillipa. Musiał wrócić do roku 1985, do swojej własnej teraźniejszości, świata, którego znał.
- Dokąd zabrali twoją mamusię? - zapytał, zakłócając cisze, która zapadła.
- Tam - wskazała dłonią drzwi.
Tam było określaniem, które mogło znaczyć wszystko i nic. Tam znaczyło zarówno linię horyzontu, jak i miejsce, jakie wskazywało palec małego, zalęknionego dziecka.
- Na - słowu towarzyszyło głębokie, nieskorodowane ze strunami głosowymi westchnienie zwieńczone wydyszanym na bezdechu – stos.
Arlo swoje spojrzenie skierował ku Scarlett. Oboje dla tutejszych wyglądali jak przybysze z obcej epoki, planety, ale to zwykle kobietą zarzucano obcowanie z magią, wyzywano od czarownic, wiedźm, istot nieczystych, obcujących z szatanem. Scarlett znajdowała się w podwójnej grupie ryzyka. Być może w innych okolicznościach Havillard pokusiłby się o żart sytuacyjny z "czary mary, hokus pokus" w roli głównej, ale nie miał na to przestrzeni. Nie chciał ani siebie, ani tym bardziej własną siostrą skazywać na proces czarownic.
To nie był świat, do którego przynależeli. Musieli się stąd jak najszybciej wydostać.
Arlo Havillard
Wiek : 31
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : saint fall
Zawód : detektyw policyjny, zaklinacz