30 IV 1985Judithpodaruję sobie puste, grzecznościowe formy. Wystarczyło mi jedno spotkanie
i pierwsze z Twoich ust pytanie brzmiące „z dupą się na rozum pozamieniałaś?”, żeby się zorientować, że energia wygenerowana przy wywracaniu oczami podczas czytania takiego bełkotu, zasiliłaby prądem połowę latarni w Cripple Rock, a jak ostatnio sprawdzałam — las nie potrzebował ani jednej.
Kwestie, o których chcę się w tym liście rozpisać, są dwie. Pierwsza jest tą ważniejszą, choć pewnie po którejś podobnie brzmiącej wiadomości, zaczynają już brzmieć potwornie pusto.
Każdy, kto ma uszy, słyszał już o ostatnich doniesieniach i dlatego pragnę najpierw złożyć kondolencje — Tobie i całej Twojej rodzinie. Łączę się z Wami w modlitwie i niezależnie od zaszłości — my żyjemy tu i teraz, a to obecne czasy niepokoją mnie bardziej, niż rozkładające się trupy sprzed lat.
Druga sprawa jest znacznie bardziej delikatna i dotyczy naszej ostatniej rozmowy nad strumieniem. Powinnam była napisać tę wiadomość znacznie wcześniej, ale nie ukrywam, że nie miałam ostatnio głowy, by choć pomyśleć o ponownym poruszeniu tego tematu.
Widziałam go raz jeszcze po naszym spotkaniu, w czytelni biblioteki Abernathych. Uprzedzając pytania — nie jestem pewna, czego mógł tam szukać. Przeżyliśmy tam krótką i nieprzyjemną konfrontację, po której opuściłam czytelnię dość szybko, by nie eskalować, ale wniosek mam z tego jeden — Alden wciąż pcha łapy tam, gdzie nie powinien.
Szczegóły chętnie opowiem przy czymś odpowiednio mocnym, kiedy czas i chęci będą temu sprzyjały, tymczasem ślę pozdrowienia.
Annika