Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KLUB KARAOKE „PURPLE OYSTER”
Całkiem spory lokal mieszczący się w piwnicy jednej z kamienic. Niegdyś był to zwykły klub z potańcówkami, jednak właściciele skuszeni nową technologią zagospodarowali nieco miejsca na scenę ze sprzętem karaoke. Wewnątrz panuje półmrok przebijany wyłącznie kolorowymi neonami, a przy barze oprócz piwa można zamówić też kilka kolorowych drinków. Knajpa składa się z głównej sali (z barem, parkietem, stolikami i sceną), zaplecza, dwóch toalet i małej wnęki pieszczotliwie nazywanej „strefą VIP”.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Arthur O'Ridley
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
05.02.1985

Środa w "Fioletowej Ostrydze" wydawała się jak większość śród dla zielarza. Arthur po wlaniu w siebie mieszanki podobnej do tej użytej do wystrzelenia Appolo 13 oraz przepalenia go własnoręcznym "papierosem", mając w sercu mniej szacunku do siebie niż za dnia, śpiewał do jednego z kawałków z minionych dekad. Stał w jednym kącie, gdzie można było dostrzec maszynę najpewniej japońskiej produkcji, która była po prostu głośnikiem z podłączonym mikrofonem. Do tego zestaw kaset ze ścieżką audio upchniętych w pudełku z napisem "Sweet 60s". Średnio jego organizm tolerował współczesne kawałki, więc nawet w domu słuchał muzykę, która powstawała w czasie jego dzieciństwa. Z kolei, jeśli chodzi o kawałki z lat siedemdziesiątych, po prostu nie miał ochoty. Włożył kolejną kasetę do maszyny.
Aktualnie zaczynał się wstęp do "American Pie". Pianino słodko zaczęło brzmieć jak w oryginalnej wersji, ale zamiast głosu Dona, można było usłyszeć głos O'Ridleya. Znał doskonale tę piosenkę, nawet trzymał się linii melodyjnej. Nigdy nie był wirtuozem śpiewania. Czasem chciałby nauczyć się ładnie śpiewać, ale dopóki go nie wywalali go za swoje występy muzyczne, było dobrze. Gorzej, gdy były fragmenty, gdzie trzeba było przedłużać dźwięki. Wtedy struny głosowe nie były wyćwiczone w tej sztuce i po jakimś czasie były rozstrojone. Również te kawałki, gdzie musiał śpiewać normalnie miały zabarwienie alkoholowe. Nie przeszkadzało mu to, czuł się w żywiole, dał się ponieść muzyce i było po nim widać.
Arthur O'Ridley
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : sprzedawca i hodowca roślin
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
7 III 1985

Czerwień, granat i biel; eleganckie pasy i siateczka ślicznych gwiazdek, podobnych tym, które wiją mi się wokół nadgarstka - kiedy opada polityczna wrzawa, na wierzch wychodzą prostolinijne tematy do rozmów. Kiedy maleńkie flagi Stanów Zjednoczonych spływają wzdłuż dziecięcej, zmęczonej rączki, do głosu dochodzą dorośli - ci zwykle prowadzą rozmowy mało ciekawe, takie jak statystyka i prognozy, kondolencje i nadzieje na lepsze jutro; powrót na główny plac wiecu Williamsonów to jak wejście w doskonale znaną kliszę. Cliche.
To zapach przygotowanych specjałów i politycznej gorączki; och, to tylko rozgrzewka, bo wszyscy udajemy, że jesteśmy tu po coś - w wielkiej sprawie, w chwale Ameryki, w sztandarze zjednoczenia; na własne nieszczęście naprawdę w to wierzę, o czym świadczy wciśnięty pod pachę obrazeczek zakupiony u nadętego rzemieślnika, kolejna cegiełka ku potędze Ronalda, kolejna cegiełka do odbudowy Deadberry, kolejna cegiełka świadcząca o tym, jak poważnie podchodzę do naszej przyjaźni.
Kiedy niskie obcasy - o zgrozo, to nadal strój prawie że sportowy - stukają o oblodzony chodnik placu, rozglądam się za Charlotte; zdążyło jednak upłynąć tak dużo czasu, tak dużo zbytecznych rozmów i w końcu ścieżek grzanego wina wzdłuż przełyku, że jej nieobecność nie jest niczym zaskakującym.
Z poczuciem wypełnionego obowiązku jest mi dobrze; na tyle swobodnie i faktycznie ciepło, że kiedy wsiadam za kierownicę ojcowskiego Porsche, łapię swoje spojrzenie w ekstrawaganckim lusterku i posyłam sobie samej uśmiech - szczery, ocierający się o cichy bunt; jak nic innego ciekawią mnie słowa rodziców, kiedy stawię się przed nimi na jutrzejszym śniadaniu. Pojednania mają w sobie wiele chwały, ale za tą pawią dumą zawsze idzie jakiś haczyk - ten jest dość prosty i zaczyna się na W, kończy na illamson.
Droga pokryta gasnącym pod nadmiarem latarni grafitem jest przyjemna; puste drogi i prawie puste spojrzenie, pogrążenie w myślach i głos blond piękności niesiony po obłych kształtach luksusowego samochodu - ulice Saint Fall są niemal całkiem ciche, o życiu przedmieść świadczą jedynie zmieniające się światła - o życiu Little Poppy świadczy wiele. Zbyt wiele.
Kolorowe szyldy restauracji i neony mijanych lokali, sylwetki na miękkich nogach i muzyka, która jest na tyle donośna, że muszę podgłośnić swoją Blondie i zredukować biegi, co nie jest wcale najłatwiejszym zadaniem, kiedy jest się przyzwyczajonym do skrzyni automatycznej.
Nie nawykłam do szukania miejsc parkingowych, dlatego dostrzegając pierwszy lepszy skwer przy Purple Oyster - wciąż niedowierzając, że naprawdę kazał mi tutaj przyjechać - skręcam koła i zatrzymuję wóz dość gwałtownie, nadmiar czasu woląc poświęcić na muśnięcie ust wiśniowym błyszczykiem w lusterku przed sobą, niekoniecznie na poprawianie ustawienia samochodu w prostokątnych ramach.
Call me, call me any, anytime
Call me (call me), I'll arrive
You can call me any day or night

Blondie kończy swój popis, a ja pomiędzy rozczuleniem a nutą rozgoryczenia przyznaję jej tę głupią rację, która rządzi się relacjami międzyludzkimi; nim jeszcze stwierdzę, że jestem naiwna, wyłączam radio, torebka ląduje na ramieniu, a drzwi auta zamykają się z pieszczotliwym, charakterystycznym dudnieniem.
Fioletowa krewetka dudni czyimś śpiewem, krok dzieli mnie od przekonania się, że to klub karaoke; klub karaoke, a Barnaby pieprzony Williamson siedzi w jego wnętrzu przy barze.
Oficerze, jaka jest pana ulubiona piosenka?
Valentina Hudson
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Wszyscy potrzebujemy alkoholu, trzy słowa o niespożytkowanym potencjale perswazji i nieokreślonych konsekwencjach — siódmy marca parował zmęczeniem, polityką i triumfem nieskromnego kandydata na burmistrza. Wszyscy potrzebujemy alkoholu; mantra wypowiedziana w przyciemnionym wnętrzu Chyżego Ghoula zamieniła dwie kolejki — polewane, przeznaczone i opłacone dla co bardziej spragnionych uczestników odbudowy Deadberry — w wyprawę w nieznane. Wszyscy potrzebujemy alkoholu; słońce dawno temu schowało się za horyzontem, mężowie wrócili do żon, żony do mężów, kochanki do mężów nieobecnych żon, kochankowie do żon nieobecnych mężów — tylko do własnych dzieci nie chciał wracać nikt.
Wszyscy potrzebujemy alkoholu; ostryga była fioletowa i połknęła ich na długo — w jej muszli było głośno, ciepło i znajomo. Paganini zniknął pół godziny temu; dziewczyna pod jego ramieniem próbowała być Madonną, więc Valerio złożył obietnicę — przy nim zostanie donna di facili costumi. Noc zapadała na gorączkę; Lipps Inc. wyparło Blondie, Funkytown wypełniło powietrze, przy wejściu zamigotała fatamorgana; Valentina Hudson — zagubiony totem nocnych imprez i kolorowych drażetek nie—na—kaszel — zasługiwał na głośne przyjęcie.
Won't you take me to Funkytown? zabrzmiało prawie wróżebnie.
Valentina — strasznie dużo sylab; rytm pomiędzy len—oraz —ti gubi się w błysku histerycznie fioletowych świateł i hipokryzji oceny — ktoś na scenie bezlitośnie zażynał piosenkę, a Williamson potrafił myśleć tylko o tym, że zrobiłby to lepiej — bo gorzej się nie dało. — Gdybym założył się z Lanthierem, który—
Przed chwilą tu był; wyciągnięcie w prawo ramię napotkało pustkę i o cal rozminęło się z nosem losowego przechodnia. Chłopak wyglądał, jakby zamierzał zapytać, czy jest jakiś problem; wtedy odkrył, że dłoń należała do Williamsona i zrozumiał, że problem, owszem, jest — ma ponad metr osiemdziesiąt, zgubił sweter i dwa guziki od koszuli.
Dolne — prawdopodobnie potoczyły się po lepkiej posadzce razem z logiką zdarzenia.
Który powiedział: Williamson, dam sobie rękę uciąć, że Hudson nie przyjedzie — cmoknięcie nagany mogło być wymierzone w wielkiego — pod każdym względem, Lanthier to kawał skurwysyna — nieobecnego albo pustą szklankę; Barnaby obrócił ją w palcach ze zdrową dawką niedowierzania, że burbon znów się skończył. — To by już, kurwa, ręki nie miał.
Tylko raz widział widmo Hudson — dwa lata temu po eliksirze uważonym z brandy, sherry i wódki; ze zmieszania trzech kobiet—alkoholi powstała ona — nienamacalnie realna. Zapytała, czy był grzecznym chłopcem, więc zasugerował, żeby spierdalała; obsceniczną dosadność względem widmowej Hudson przypłacił dwudniowym bólem głowy.
Miesiąc później znów spróbował — po koktajlowym połączeniu nadszedł tylko sen.  
Chodź, Tina, nie spieszymy się — przed czwartkową północą Purple Oyster było zatłoczone, ale nie był to tłok bolesny; dotarcie do baru nie domagało się opłaty celnej w uniwersalnej walucie siniaków — nawet łokcie zaczęły pracować dopiero, kiedy zderzyły się z drewnem blatu.
Mam dwa pytania. Ważne, więc—
Po ladzie  nie przesunął się nawet dolar, nie padło pół słowa, barman mógłby być strachem na wróble z finezyjną koszulą na barkach, a Williamson nie zauważyłby różnicy — wymiana pustej szklanki na pełną nastąpiła bezgotówkowo i bezdźwięcznie. Cokolwiek nie tańczyło w nowym naczyniu, było bursztynowe, nierozcieńczane i cieszyło się ostatnimi chwilami wolności — z pułapki ust nie ma ucieczki.
Powinnaś się skupić — powinność siódmego marca skapuje z amerykańskich flag, zasycha w zaprawie świeżo położonej kostki, wsiąka w miedziane przewody barowego telefonu. Za dziesięć dolarów można wiele; kupić dziesięć butelek wina, które sprzedawano gdzieś w tej dzielnicy — nie pamiętał gdzie; gdyby wiedział, noc w Purple Oyster mogłaby dobiec końca już w połowie You make my dreams — albo jeden telefon i dwadzieścia sekund przekrzykiwania muzyki. Pamięć do cyfr, nie matematyki; numer do Hudson był pierwszym, który skakał po klawiszach telefonu, kiedy Charlotte znikała z radaru. Po kilku latach i kilkudziesięciu powtórzonych rytuałach jest u ciebie? kciukami poruszała pamięć mięśniowa.
Co pijesz?
I kiedy przestaniesz mnie zaskakiwać? Barowy stołek kręcił się wokół własnej osi — to była istotna informacja; istotne informacje Williamson przekazuje drogą empiryczną. Złapanie za brzeg baru zajęło mu sekundę; odepchnięcie się od blatu i okręcenie na jaskraworóżowym siedzonku — nie roniąc przy tym nawet kropli z trzymanej przy ustach szklanki — kolejne pięć.
Jak podobało ci się w Deadberry?
I dlaczego przyjechałaś? Łokieć zahaczył o blat i zaskakująco sprawnie — sprawnie jak na kogoś, kto słysząc pierwsze takty Don't stop belivin' bezbłędnie wymamrotał do szklanki just a small town girl — zatrzymał obrót. Różowe, kręcące się stołki to mocny argument; tylko, czy wystarczający dla kogoś, kto żył z — i dla — niewygodnych pytań?
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
Wstawaj Romeo, kawaleria przybyła.
To zabawne, jak bardzo świerzbi mnie język, jak bardzo spojrzenie może się zmienić – w ciągu trzech uderzeń serca, w świetle, które migocze od różu po granat, kończy na ostrym fiolecie i barwi niebieskie tęczówki, w kilku gardłowych śmiechach upitych siódmym piwem bywalców i bolącym uszy fałszu popełnionym na wybitnie dobrym fragmencie Funkytown – przechodzę od zaskoczenia, po niemal matczyne zniechęcenie, na moment determinacja, z którą chcę zacisnąć dłoń na jego ramieniu i pełna niedowierzania wyprowadzić go z baru, aż po to najmilsze – najsłodsze, bo najprostsze. Po pozbawione tej fałszywej dyktatury, bo wolne od obowiązku – kiedy spojrzenie się krzyżuje, on zdaje sobie sprawę z tego, że przybyłam, cała na biało czarno, a ja rejestruję, że to wcale nie jest sen napędzany resztką działającej piksy, a rzeczywista rzeczywistość – kiedy Barnaby Williamson rozpoznaje Valentinę Hudson, a Valentina Hudson doskonale wie, że przy barze, na różowym stołku, zasiada jej ulubiony stróż prawa, znikają prawa okołomoralne i pośpiech w powrocie do domu.
Nie musimy jeszcze nigdzie wracać.
Słodkość wiśniowego błyszczyka to akompaniament uśmiechu, który pojawia się na moich wargach, gdzieś na pograniczu rozbawienia a zawadiackości; uniesiona brew i swobodny krok lawirujący pomiędzy mijanymi sylwetkami w końcu doprowadza mnie do celu.
– O co jeszcze zakładasz się z kolegami na mój temat, Williamson? – dudniąca muzyka pożera początkowe sylaby i sprawia, że podnoszę głos – na moment, kiedy znajduję się już obok niego, jest łatwiej i swobodniej wypowiadać wszystkie pytania, aluzje i oskarżenia – Właściwie, nie odpowiadaj. Mniej wiem, lepiej śpię – a snu mam zatrważająco mało ostatnimi czasy; podobnie jak on – powinniśmy założyć klub, spotkać się na metalowych krzesełkach naprzeciw siebie, urządzić sobie sesję, której czas umila czarna kawa i zakrzywianie rzeczywistości. O czym byś śnił, gdyś mógł śnić?
– Zatem to szczęśliwy dzień dla nas wszystkich. Lanthier zachował rączkę, Valentina spełniła obietnicę, Barnaby bezpiecznie dotrze do swojego łóżeczka. Cieszysz się? Tatuś zadowolony? mówię o twoim ojcu, Barnaby dopowiadam sobie już w głowie, z wybitnie trzeźwym i czujnym spojrzeniem badając jego czas reakcji; ktoś go prawie szturcha, szklanka jest pusta – patrzę na te małe fragmenty wieczora wyczekująco, ale potencjalna prawie-ofiara williamsonowego, na prędce wyciągniętego ramienia prędko wycofuje się z ewentualnych oskarżeń.
Nie śpieszymy się to kolejna animozja, którą obiecuję sobie zapisać w pamiętniku; śmiech nadal trzymam na uwięzi, obserwując go z niecodziennym spokojem, rozbawienie powoli sięga oczu, choć nadal trzymam się dzielnie, czerpiąc dziwną satysfakcję z naszego położenia
– Dobra, nie śpieszmy, to twój dzień wasz, ale to nieistotne – czego Ronald nie zobaczy, tego mu nie żal, poza oczywistością, że w moim mniemaniu musiałby być przecież zaskakująco zadowolony z faktu, że w imię pojednania mamy zamiar świętować nadchodzące zwycięstwo – ale nagle przestaje mnie interesować polityczna plątanina, bo piosenka się kończy, a ja jak nic innego nagle pragnę zobaczyć – i usłyszeć – jak Barnaby Williamson staje się ikoną muzyki pop lat osiemdziesiątych, przejmując scenę pod swoje władanie.
Za dwa kwadranse będę wpychać zielone studolarówki za pasek jego spodni.
– Jestem skupiona, skarbie – odpowiadam, szklanka pełna bursztynowego remedium ląduje na nowo w jego dłoni, a później wystawiona jest na próbę koordynacji – Williamson kręcący się na różowym, barowym stołku to wizja z mokrego snu szesnastolatek.
– I jestem.. samochodem, ale to wiemy, to mało istotne, to przecież nie jest przeszkoda – znam siebie samą na tyle, by wiedzieć, że trzy i pół lampki szampana to limit dozwolony – innym razem duża sherry, nalana całkowicie nieelegancko i wbrew zasadom barmańskim, kolejnym razem wódka z coca colą razy dwa – Cosmopolitan – to nie czas na martini z oliwką, to czas na słodycz i kwaśność. Barman – strach na wróble rejestruje słowo szybko i bierze się do pracy, chwała tej amerykańskiej postawie skupionej na zadaniowości.
– Deadberry brzydkie. Wiec w Deadberry ładny. Przyjemnie. Patriotycznie. Pokrzepiająco – tyle przymiotników, tyle słów wymienianych przy uściskach dłoni i kondolencjach, choć ci, którzy wymawiali je najchętniej wcale nie ucierpieli tak bardzo; w puszkach na datki brzdęk był znikomy, prawie żaden – banknoty wypełniają zbędną przestrzeń szybko i sprawnie. Zsuwam z ramion kurtkę, która ląduje na stołku obok. Obcisłe spodnie, obcisła czarna bluzka na długi rękaw, wysokie buty – nie zwykłam ubierać się tak na spotkania w barze czy muzyczne harce, ale ponoć w życiu każdego człowieka przychodzi czas na wyjście ze strefy komfortu.
– Liczyłam na jakieś przemówienie. Albo pozdrowienie – nie przygotowałeś swojej mowy? – przeciągam strunę, tak jak przeciągłe wydaje się spojrzenie, któremu towarzyszy uniesiona brew i uśmieszek na pograniczu wyznawania.
Charakterystyczny kieliszek na wysokiej nóżce z pomarańczowo-czerwoną zawartością ląduje na blacie baru, później w mojej dłoni. Nie było mowy, jest za to pomruk śpiewu w ustach Barnaby’ego; prawie mruczę następny wers ckliwej piosenki, w porę gryząc się jednak w język – za bardzo chcę widzieć jak on to robi. Jedno spojrzenie w tył wystarcza, by zauważyć, że na niedużej scenie – to ledwie półokrągłe podwyższenie, za podwyższeniem kolorowa ściana z holograficzną folią imitującą lustro, w którym błyskają fiolety w odcieniach wszelakich – nikogo aktualnie nie ma.
– Chodź – zaciśnięta na męskim przedramieniu ręka to zaproszenie, słowo to rozkaz – Nie śpieszymy się przecież – kariera wokalna to zawsze opcja B, kiedy dbałość o prawość i porządek zbyt mocno zszarga resztki nerwów.
Valentina Hudson
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Romeo wyszedł, tu Parys; w czym mogę pomóc?
Wystrzał muzyki, ścisk ciał, nieskoordynowane ruchy, lekkość myśli — znów mieć dwadzieścia lat i przebiegać przez ulicę na czerwonym z pewnością, że to nadjeżdżający samochód rozbije się o ciało; że chodnik z perspektywy siódmego piętra jest gumowy; że każdy wypity alkohol w organizmie zamienia się w wodę; że krew może przyjąć więcej związków chemicznych niż szklarnia, bo mózg jest kuloodporny i nieprzerwanie stabilny.
Uśmiech w neonowym blasku przypominał kreskówkę — Valentina, jego osobisty kot z Cheshire.
Który pierwszy cię—
Muzyka połknęła słowa i zrobiła to profesjonalnie — z niewypowiedzianych sylab nie zostało nic, tylko okruch w kącikach ust; uniosły się o milimetr w górę — mniej wie, lepiej śpi. Coś lśniącego pokryło skórę pod jej oczami — gdyby przesunął palcem po napiętej skórze, pod spodem odkryłby tajemnicę; cienie są długie, dni bezsenne, zmęczenie ma barwę nocnego nieba. Mniej wie, lepiej śpi; gdyby mógł, zaoferowałby rytuał odwróconej Śnieżki — nazwa robocza, budzi nieunikniony zestaw skojarzeń — i pocałunkiem ułożył ją do snu.
Książę z niego żaden; w herbie nie bez powodu miał dwóch rycerzy.
Jak sobie życzysz — tajemnicę zakładów pochłonie purpurowa ostryga — zatrzaśnie je w pułapce i za rok wypluje perłę. Muzyka to tylko tło dla ich wyprawy w nieznane, napędzający szaleństwo tępy, głośny, rozstrojony motor. Bardziej absorbują go ludzie; przestał liczyć drinki, ale nie zagrożenie. Wskaźnik czujności opadł na zielone pole; mocna trójka, którą na pomarańczowe pole przesuwa osamotniony rzeczownik.
Tatuś?
Tatusia nie ma; nigdy nie było. Wyszedł kiedyś po mleko przez drzwi frontowe i zapomniał, że dom to nie armia, rozkazy to nie wychowanie, pięść to nie—
Który tatuś? Cukierkowy? — pusta szklanka w dłoni zgrzytnęła; huk muzyki zagłusza lodowiec ocierający się o kadłub Titanica. Gdyby zacisnął palce mocniej, nie byłoby zafałszowanej wersji 9 to 5 ani mięciutkiego łóżeczka — Valentina musiałaby odtworzyć drogę do szpitala, gdzie wyrwany z pokoju socjalnego lekarz cmokałby z niezadowoleniem; niedobra rączka, zła, tak faszerować się szkłem.
Motyw nawracający tygodnia; pękające szkło i krew, tylko w kinie nocnym.
Jeśli mowa o moim, to—
Jebać.
Jebać go, Tina. Chciałabyś?
Pewnie zostawia trzecią wiadomość na automatycznej sekretarce. Zdradzę ci sekret, Tina — spieszmy się kochać tajemnice — tak szybko odchodzą. — Powinienem być na kolacji w Blossomfall. Garnitury i jedwabne krawaty, politycznej przyszłości kwitnące kwiaty.
Od czego ma się młodszych braci?
Dopiero bar ustabilizował świat; pion utrzymany, stołek zaanektowany, drink wymieniony. Znajomy zlepek sylab — Cosmopolitan; za długie słowo, za krótka ilość procentów po przecinku — zwieńczony cmoknięciem; szklanka burbonu śmieje się z różowej kuzynki o długiej nóżce. Niektórzy samochodem jeżdżą po piwku, inni o suchym pysku; Williamson w roli taksówkarza mieszał wodę z sokiem, a na parkingu wydobywał z bagażnika alkomat — żaden zachwiany kierowca nie był bezpieczny, kiedy noc zamieniała się we wracamy.
To był test, Hudson. I właśnie go oblałaś.
Ocena końcowa: E—.
Właściwa odpowiedź to woda. Z cytryną, jeśli poczułabyś zew przygody — barman słyszał i barman się zawahał; dopiero wzruszenie ramion — góra—dół, skoro już nalałeś — wprawiło drink w ruch. Trafił do właścicielki i na jego rachunek; to nic, dwanaście dolarów, dziś znalazł pięć na ulicy. — Jeden drink, obserwuję cię.
Dużo powiedziane; obserwuję cię było dobiegającym końca obrotem na barowym stołku i — pełnym gracji, pełnym szyku, savoir—vivre w stopniu zaawansowanym — łykiem burbonu. Neonowy blask i promilowa rzeka rozczepiały twarz Hudson na trzy zamazane, lustrzane klony. Nie wiedział, na którą z nich patrzeć, więc wybrał środkową, ale to i tak było bezcelowe — wszystkie trzy były identyczne i mówiły to samo.
Trzy razy p, przechodzimy dalej — przyjemnie, patriotycznie, pokrzepiająco; zapomniała o popierdolenie. Nadal miał na sobie kurz Deadberry — z tym można było żyć; miał też spojrzenie ojca, przyklejone do karku — zaczynało swędzieć jak źle gojące się poparzenie. — Twoja obecność wiele znaczyła—
Dla mnie? Dziwny dobór słów, Williamson.
Nie ma już mnie; jest nas. Jako organizm, jako rodzina, jako sztab wyborczy. Sześć lat temu wziął nożyczki i wyciął się z tego obrazka — została tylko czarna sylwetka na tle sztucznych uśmiechów; postać nieodblokowana, wybierz inną.
Zwłaszcza dla Charlotte — obcisła sukienka jego siostry nie mogła mówić, ale gdyby się postarała, zdołałaby wykrztusić: patrzcie tylko, jedyna ciąża, którą donoszę, to alkoholowa. Obcisłość to trend dnia; w wieczornym — innym niż na Placu Mniejszym — mundurze Valentina przypominała zastruganą na ostrzałce wersję siewczyni magii przyciągania.
Sekunda ciszy dla sprzęgła w samochodzie; te buty nie zostały zaprojektowane do prowadzenia. Druga sekunda dla zebrania myśli — rozbiegły się po ostrydze i chowały po kątach, kiedy Don't stop believing wykrwawiało się na scenie razem z ostatnimi taktami piosenki.
Po dwudziestej drugiej nie wygłasza się przemów, tylko serenady — szklanka w jego dłoni, kieliszek w jej — uniósł rękę w ramach bezdźwięcznego toastu. Teraz będzie dobre, Tina; wymyślił przed chwilą. — Albo dowcipy o psach. Posłu—hau tego—
Hau—st alkoholu zadławił słowa; od zakrztuszenia uratował go tylko upór. Nie spodziewał się, że tego wieczoru będzie najbardziej pijany od prawdopodobnie ubiegłego października; dwunasty to brzydka data, ma smutne oczy zaginionego brata i pusty pokój, w którym—
Zapomnij — do Valentiny czy siebie?
Zaciśnięta na przedramieniu dłoń ściągnęła myśli, skupiła uwagę; całe ja przez kilka sekund krążyło pod uściskiem smukłych palców.
Gdyby moim przeznaczeniem był śpiew, Lucyfer inaczej by świat urządził — konspiracja zaklęta przy ściance szklanki — każde słowo muskało jej brzeg, a Williamson nie wyglądał, jakby gdziekolwiek się wybierał; to ładny stołek, pewnie mu zajmą. — Idź ty. Zaśpiewaj mi coś ładnego.
Zaśpiewaj o miłości — podobno bywa ładna, podobno musi boleć; podobno istnieje.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
Uniesione brwi i strzępek słów wrzucony w mielarkę ostrygi, która dudniącą muzyką, gorącą skórą, debatą okołopolityczną nad siódmym piwem zjada resztki; jak pies kręcący się przy nogach stołu bierze co jej dają, urywa to, co znika w połowie zdania i wszyscy udajemy, że się nie wydarzyło. Uniesione brwi to tylko moment, bo później życzenie staje się rozkazem, zakłady z kolegami zostają w sferze tabu, a ja absurdalnie naiwnie trzymam się powiedzenia o wiedzy i śnie.
Nie wyrosłam jeszcze z bajek do końca; Williamson ma szczęście, że aluzja odwróconej Śnieżki nie uchodzi z jego ust, bo jeszcze moment i za szkarłatnym rumieńcem zaczęłabym wierzyć w możliwość powodzenia tej iście bohaterskiej misji.
Cukierkowy; drażetki czy dropsy, czekolada czy lukier — przegrywam pojedynek z czasem i nie muszę go oświecać, sam robi to doskonale, na co krótko kiwam głową, gotowa przyjąć opowieść jedną z wielu, sprawozdanie z kartoteki na temat choroby, na którą cierpi zaskakująca ilość mieszkańców tego miasta. Kraju. Globu?
Daddy issues; zaskakujące, że w żadnej z kaleczonych przez bywalców pubu piosenek nie padł jeszcze taki wers. Pada za to w wykonaniu Barnaby'ego, między wierszami, między automatyczną sekretarką a kolacją w Blossomfall, między nastoletnim buntem a dorosłym żalem.
— To niedobrze i dobrze, Barnaby — moralizatorski ton głosu to słabej jakości atrapa, uśmiech w kąciku ust to przejaw teatralności — Niedobrze, bo marnujesz swój poetycki talent. Dobrze, bo wolę cię tutaj. Masz wszystko? Możemy wracać? — bo nie wiadomo jeszcze, że oficer Williamson niekoniecznie gotów jest na podróż do domu, nie kiedy fiolet prezentuje każdy ze swoich odcieni, szkło tańczy na śliskim blacie, później smakuje ciepła dłoni; za chwil kilka do przedstawienia dołączy śliczny Cosmopolitan; to za moment, najpierw pytające brwi i próba przekupstwa — Mam kasetę Blondie. Lubisz? — brzmi zdecydowanie lepiej od jękliwych prób wokalnych gdzieś za moimi plecami, na scenie pod tanią kulą dyskotekową.
Na wyjazdy i powroty przyjdzie jednak czas — jak kocha, to poczeka; jego łóżko, moja cierpliwość, w końcu topniejący uśmiech, który ulega jego prośbie, bo jest tak rzadka, jak rzeczywiście rodzinne święta — bo teraz swoje pięć minut ma Cosmo, ma ukryty przekaz testowy, ma w końcu machnięcie ręką.
— Jeden, Barbie, znam swój limit, nie bój żaby — a zadanie szofera traktuję z najwyższym stopniem powagi, o dziwo, niemal ekscytująco, choć to coś tak zwyczajnego; zabawa w odwracanie ról potrafi przynieść bardzo dużo zabawy.
Twoja obecność wiele znaczyła.
Kolejny nerw, w którym brew porusza się o trzy milimetry w górę, a pytanie nie opuszcza ust.
— Przyjemność po mojej stronie, skarbie. Wiesz, że możecie na mnie liczyć — on, ona, oni, w sprzeczności do zdania pokolenia plus jeden, które — jak widać na załączonym obrazku — nie ma mocy sprawczej w tym miejscu. Jebać Blossomfall, jebać krzywe spojrzenia.
Wstęp tylko dla tych rozmytych i tych pobłażliwych, dla tych zmęczonych i troskliwych, dla tych niecodziennie rozbieganych i tych niecodziennie czujnych; w końcu się krzyżują, szkło idzie w górę, uśmiechy triumfują i na moment udajemy, że cała rzeczywistość składa się tylko na tę chwilę.
— Serenady? Jakie znasz serenady? — chichot staje się więźniem krtani, bo mimo rozbawienia uporczywie próbuję brzmieć poważnie; daremny upór, parsknięcie śmiechem nadchodzi prędzej niż sobie tego życzę. Hau.
— Nie zapomnę, chcę serenady, niekoniecznie żartów o psach — zmielony dodatek odwołujący się do jego profesji zostawiam sobie na później, bo pomarańczowo-różowy drink rozlewa się w gardle słodkością, brzdęk o blat to pomsta do nieba piekła — nie wolno zostawiać alkoholu bez opieki w miejscu publicznym.
Reflektuję się prędko, bo w drodze na podest cosmopolitan znów ląduje w wolnej dłoni; druga napotyka opór, bo Barnaby wybitnie nie chce rozstawać się z różowym stołkiem.
— Och, no weź — pan maruda i pan obserwator — Jedną serenadę, nie bądź taki — talent wokalny nie jest obowiązkowy, obiecuję, obiecam też się nie śmiać — Coś ładnego? Jak Marilyn Kennediemu? Nie masz dzisiaj urodzin — przekomarzam się jeszcze przez chwilę, wciąż trzymając jego dłoń.
— Zaśpiewam, jeśli następny będzie duet. Obiecaj — a obietnic łamać nie wolno; tych o miłości, tej ładnej, bolesnej i prawdziwej. Tych na mały palec i tych, kiedy wszystkie palce dłoni są splecione z tymi drugimi; patrzę wyczekująco, w półmroku fioletów tworzy się przysięga i kontrakt, kredyt zaufania ze spłatą za kilka minut.
Alphaville i Forever young to odpowiednio zawieszona poprzeczka, niewymagająca kunsztu wieloletniego artysty, drażniąca jednak nostalgiczne ego na tyle, że kiedy pierwsze nuty znajomej, katowanej w stacjach radiowych piosenki docierają do uszu, z podekscytowaniem posyłam mu ostatnie spojrzenie, a później, trzy i pół kroku w tył, sięgam po mikrofon na statywie i po prostu śpiewam.
Za ojczyznę, powiedzmy.
Let's dance in style, let's dance for a while — heaven can wait, we're only watching the skies.
Valentina Hudson
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
To niedobrze i dobrze.
Niedobrze — dźwięki przypominały przefiltrowany, słodki napój; pozbawione bąbelków, słodkie w niewyrazistości, pozbawione esencji, zalepiające kubki smakowe. Słowa próbowały wypełnić poczucie, że czegoś tu brakuje — grawitacji, kontur, utartego porządku świata, w którym to Tina dokonuje rozstąpienia Morza Czerwonego tłumu; ta noc to noc odwrotności.
Nic nie było takie, jak zawsze, więc może — po raz pierwszy — było dokładnie takie, jakie być powinno?
Dobrze — kontrola wyślizgnęła się spomiędzy palców, ale po raz pierwszy od — czterech? Pięciu? Sześciu? Minęła północ? — dni nie próbował jej odzyskać. Tamtej nocy oddał ją dobrowolnie; owinął kocem, zatopił burbonem, zamknął w przestrzeni złotego światła i azylu mikroświata własnego salonu. Dziś kontrolę zamordował; leżała na dnie czwartej butelki i ocknie się dopiero nad ranem — z bólem głowy, pustynią w ustach i poczuciem, że powiedział zbyt wiele.
Blondie?
Znał Blondie; nawet kilka.
Blondynki? Lubię — ktoś za ich plecami dalej jęczy; porywające zestawienie w kontekście wyznania, które tajemnicą nie było odkąd Williamson odkrył, że usta nie służą tylko do mówienia.
Tina z Cosmopolitanem w dłoni znała swoje limity; kluczyki w torebce, nieskazitelny makijaż, nawet odosobnionej grudki rozmazanego tuszu na policzku. Nie taką ją widywał o podobnych porach nocy; nagła zamiana ról smakowała alkoholem i zaskoczeniem, z którego powstały one — słowa nieprzemyślane.
Tina na wytrzeźwiałce mogłaby się nie zgodzić — Tina na posterunku, Tina w radiowozie, Tina zwinięta w kłębek na kanapie; każda z tych wersji umiar poznawała dopiero, kiedy wysychało źródełko i rozwiewał się kurhan bieli. Znany porządek świata runął w gruzach; powtórka z dwudziestego szóstego lutego — tylko piór, krwi i trupów mniej. Tamtego dnia Williamson próbował ratować sytuację; dziś sam ratunku może potrzebować.
Alkohol przestał wykrzywiać usta w grymasie — to znak, że pora odstawić szklankę, ale bez niej straci punkt wyporny. Lepiej nie ryzykować — obciążnik w formie burbonu utrzymywał ciało w pionie na krześle, które wykonało lekki półobrót — w lewo, w prawo, w lewo; jakby testował wytrzymałość mechanizmu, który trzymał barowy stołek w miejscu.
Tina, chcesz taki do salonu? W ramach wdzięczności; gesty wychodzą mi lepiej niż słowa.
Czasem myślę a to nowość; głos w głowie brzmiał na trzeźwy — Williamson uznał to za niewybaczalne niedopatrzenie; tylko szklanka przy ustach mogła to naprawić — że zrobiłaś dla Charlotte więcej, niż zdołałem ja przez ostatnie—
Wyznanie grzechu z drinkiem przytkniętym do policzka — kostki lodu chłodziły ściankę szkła, szkło spijało ciepło skóry, skóra chętnie przyjmowała wilgotny pocałunek.
Sam nie wiem, dziesięć lat?
Nadążaj, staruszku; dekadę temu czuł chłód złotej obrączki na palcu i uśmiech Daisy na ramieniu — nie zdążył zapytać, dlaczego się uśmiecha, kiedy je całuje. — Podziękowałem ci kiedyś za to?
Kciuk potarł kącik ust; opadł w dół, zwiastując smutną wersję upicia — to niedobrze. Dziś świętują sukces w pomocy Deadberry; jedyny grymas, na którego luksus można sobie pozwolić, to grymas na myśl o karaoke. Scena o tej porze nocy nie przyciągała żadnej uwagi — nawet znajomi aktualnie występującego śpiewaka skupiali się głównie na zawartości kufli. Pojedyncze oklaski, pojedyncze słowa, pojedyncze tytuły przepływające przez głowę; Careless Whisper ma dopiero rok — na tytuł serenady jeszcze nie zasłużyło.
Dużo — ogień w ustach, alkohol na języku; wyblakła zieleń zniknęła pod ciężarem powiek, cichy wybuch śmiechu panny Hudson skłania kącik ust do łagodnego powędrowania w górę. — Dużo serenad znam, ale—
Zagrał mój ból na gitarze.
Killing me softly. Za kilka lat nikt nie będzie pamiętać, że oryginał śpiewała Roberta Flack.
W sypialni na Starym Mieście ma zapomniane pudło; w środku zapomniane pamiątki po ludziach, o których tylko udaje zapomnienie; winyl Roberty nigdy nie należał do niego — zaczął, kiedy ojciec kazał wymazać ślady istnienia Leo z powierzchni ziemi i pokoju w Blossomfall.
Ponadczasowa ballada, wspomnisz moje słowa za trzy dekady — świat ruszy do przodu, Valentina odmłodnieje, Barnaby będzie zimnym pomnikiem i stosem kości pod ziemią; o ile mu się uda.
O ile nie okaże się bezimiennym grobem gdzieś w New Hampshire.
Opróżniana szklanka położyła kres negocjacjom; chcę serenady, niekoniecznie żartów o psach — alkohol na języku powstrzymuje stłumione przez drink mhm; zna kogoś, kto chciałby żartów o psach i niekoniecznie serenady — zna kogoś, z kim nigdy nie usiądzie przy barze w Purple Oyster, kłócąc się o to, kto powinien zaśpiewać na scenie, a kto zostać na obrotowym, różowym stołku.
Następny będzie duet. Ja zamawiam.
Bez obiecuję na końcu; Williamson nie składa obietnic w purpurowych ostrygach — to nowa, ale słuszna zasada. Brak obietnicy formą ucieczki; serenada byłaby duetem na dwa głosy, jak Elton i Kiki w Don't go breaking my heart; powinni dać radę.
Radę dawała Valentina — na scenie, gdzie było tylko światło, mikrofon i ona, i talent, który niekoniecznie posiadała, ale śpiew odgrywa drugorzędną rolę w podrzędnym barze karaoke. Szczególnie o tej porze nocy; zwłaszcza z urodą, która była biletem wstępu do serc widowni — hoping for the best but expecting the worst; are you gonna drop the bomb or not?
Nie powinien być zaskoczony; piosenka była świeża, Valentina lubiła rzeczy nowe, nieużywane, jeszcze pachnące studiem nagraniowym; Alphaville dotarło do refrenu, a Tina razem z nim Williamson na różowym, obrotowym stołku poruszył ustami dopiero, kiedy do you really want to live forever? ubrało obawy w muzyczną oprawę.
Łokieć ześlizgnął się z baru; pusty drink w dłoni zastąpił kolejnym i czekał — so many adventures couldn't happen today, zaśpiewała Tina; nie zamierzał się sprzeczać. Ta noc mogła przybrać wiele zwrotów — przesądzone było tylko przekazane do baru zamówienie i forever young; paradoksalnie, nawet ono musiało dobiec końca.
Williamson poderwał się z miejsca, kiedy pierwsze takty 9 to 5 zaczęły nawoływać go na scenę; panna Hudson nie powinna wypuszczać mikrofonu z rąk.
Zrób trwałą i będziesz wyglądać jak Dolly — ostrzeżenie, na którego przyswojenie Tina miała dokładnie dziesięć sekund.
Czas trochę popracować; uczciwie, patriotycznie, po amerykańsku.
Czas na tumble outta bed and stumble to the kitchen — owinięte wokół statywu palce pomagały zachować pion, ale cudu nie dokonały: nadal nie potrafi śpiewać.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
Fasada chybotliwej rzeczywistości zanurzona w indygo i różu; jak wiele miraży mieści się w czterech ścianach znanej speluny wypełnionej dusznym powietrzem, zapachem piwa, wódki i niedrogich perfum i klientelą o przekroju społecznym szerokim i głębokim — a no to zależy.
O tym, co w takich miejscach bywało głębokie, lepiej było nie rozmawiać. Lub udawać, że chodzi tylko i wyłącznie o skalę głosu. Cóż za bzdura.
Złota kaskada płynnego złota lub srebra, czyli włosy blond, to element uwielbiany przez świat; lubię blondynki wcale mnie nie dziwi, reaguję tylko rozczulonym uśmiechem, bo w całej tej krzywiźnie odwróconych ról po raz kolejny jest w nim coś dziwnie rozbrajającego, jakbym za dwie i pół sekundy miała powiedzieć, że z alkoholem w żyłach mu do twarzy — ale bez niego reaguję przecież tak samo. O ironio.
Blondie musi na nas poczekać — może zdąży zatęsknić, a kiedy jej głos otuli zmęczonego oficera Williamsona na siedzeniu pasażera, piosenka nagle będzie wydawać się jeszcze lepsza; nocna autostrada im dalej w las, tym przyjemniejsza — jestem skłonna poczekać odpowiednio długo na to, co jest przyjemnością.
— Tina na wytrzeźwiałce nie ma głosu — odpowiadam, o jeden racjonalny oddech od wywrócenia oczami. Ta z rozmazaną maskarą, podartymi rajstopami i złamanym obcasem nie ma tu wstępu; wywiązująca się z obietnic panna Hudson pełni dziś dyżur na posterunku. Posterunku, ha — A poza tym, dobrze wiesz, że zaskakująco często spotyka mnie paskudny pech. Ostatnim razem to naprawdę nie była moja wina. Nie byłam nawet zbytnio pijana zbytnio to zmyślne słowo klucz, któremu można zawierzyć wiele; oficer Williamson opowieści słyszał i usłyszy wiele, ale pewne sekrety wymamrotane zostały tylko w jego poduszkę — I nic takiego się nie stało. Pomijając fakt, że błyszczyk wpadł mi pod twoją kanapę, chyba. Może znajdziesz go przy następnym odkurzaniu. O ile... — czy potrafię wyobrazić sobie Barnaby'ego z odkurzaczem w ręku?
Odganiam tę pospolitą myśl jak natrętną muchę, rozbawieniem w kącikach ust i machnięciem ręki porzucając temat nieodpowiedzialnej Tiny. Takie panny nie mają prawa głosu, kiedy to w kieszeni mojej kurtki spoczywają kluczyki; jego zadowolenie i bezpieczny powrót do domu naprawdę leżą mi na sercu — Możesz po prostu uznać, że właśnie się odwdzięczam. Do tego decyduję się wypić z tobą drinka, w spokoju możesz kręcić się na tym... barowym stołku. Korzystaj, Barbie — to twój dzień; to ich dzień, ale udajmy, że jesteśmy ponad to i plujemy z góry na wszystkich.
Zwłaszcza kiedy cosmo słodką łuną osiada na języku i trzymam kieliszek za długo i za blisko swojej twarzy, jakbym się ukrywała, w zdumieniu, zaskoczeniu, przydługim oczekiwaniu i niepewności na to, co powie dalej.
— Barnaby — w tematach poważnych nie używa się zdrobnień, nawet jeśli struny głosowe tak bardzo je lubią — Nie musisz mi za to dziękować. A te dziesięć lat — po pierwsze — litania w gotowości, choć uśmiech rozlewający się po ustach daleki jest od czegokolwiek o charakterze moralizatorskim — Po pierwsze to absolutnie przesadzasz i ta dekada to idiotyzm wyciągnięty z dupy. Nie przerywaj — szkło o blat, dłoń w górę, nuta pseudo nagany drgająca w głosie — Po drugie — spojrzenie, choć miękkie, jakby tężeje, kiedy przyglądam mu się uważniej, święcie przekonana, że nim zaśnie w swoim łóżku ze zmęczeniem i lichym ciężarem kołdry na ciele, nie będzie pamiętał niczego — Nie masz pojęcia jak bardzo jesteś dla niej ważny. Nawet kiedy zachowuje się tak, jakby chciała temu zaprzeczyć. Robisz wiele. W i e l e — zaakcentowane, bo w stanie burbonowskim — albo burbońskim? Słowa to trudna przełęcz kiedy fioletowa krewetka zakleszcza cię w swoim wątłym cielsku — I jeszcze jeden grymas, a porozmawiamy inaczej. Nie myśl sobie, że nie wiem jak się postępuje z policjantem w nienagannej kondycji fizycznej — bo nie wiem, ale tego też nie zapamięta. Oby, może, chyba.
Później — później jest szybki haust cosmo, później drobne wywrócenie oczyma, później nucę w głowie Killing me softly i prawie zadaję kolejne pytanie, ale Alphaville przenosi się na tylko odrobinę skrzypiący głośnik, a ja dopełniam — kolejnej — obietnicy, mrużąc oczy pod światłem dyskotekowej kuli.
Jesteśmy wiecznie młodzi — chcemy, będziemy, możemy; tylko jedno z nas naprawdę w to wierzy. Drugie w dłoni trzyma kolejną plamę złota w szkle, co zauważam i unoszę brew, nie przerywając piosenki, która uderza w takty sentymentalnego ego, więc wyciągam dłoń w jego kierunku i przez chwilę udaję, że wspólnie gramy w teledysku, a ostryga to jakiś ładny klubik z lożą VIP.
Nim dosięgnie nas smętność parszywie przemijającego czasu, energiczne takty drgają drewnianym podestem i moja wyciągnięta dłoń macha natarczywiej — ile rozkazu można zawrzeć w tym prostym geście jest niesamowite, bo albo to, albo urok Dolly Parton podrywa oficera Williamsona z miejsca i za kilka kolejnych chwil bawimy się tą obskurną sceną wspólnie.
— To porada czy przestroga? — dziesięć sekund na przyswojenie to niedużo, zwłaszcza jeśli mówi się o modowych trendach i fryzjerstwie; na odpowiedź nie ma czasu, bo workin' 9 to 5 wyprzedza nas o lata świetlne, dyktując skoczne tempo piosence. Oddaję mu kolejny wers, mikrofonem na kablu imitując lasso nad własną głową; w tym wszystkim chyba zahacza się o jego nadgarstek i gdybym tylko to zauważyła, rzuciłabym jakąś uwagą o kajdankach — ale taką właśnie cenę płacą estradowi artyści.
Za ojczyznę.
— To był ostatni drink, kowboju. Muszę zabrać cię do domu w całości — szepczę (wcale nie, prawie krzyczę, bo muzyka i jego wyśpiewywane słowa mnie zagłuszają) przy drugiej zwrotce — Dokończymy w samochodzie.
Valentina Hudson
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Ile pereł pomieści ostryga, ile drinków Williamson, ile miękkich spojrzeń ma dla niego Valentina?
Algebra późnych wieczorów zniknęła w pisku rozregulowanego odbiornika — ktokolwiek nie bawił się właśnie mikrofonem, powinien zostać przy sprzęcie własnym. Barnaby miał coś ważnego do powiedzenia — nawet Alphaville powinno chwilę ucichnąć; rozmyte przez burbon sylaby brzmiały niewyraźnie, ale szczerze — brakowało tylko poklepania po plecach z ckliwym jak ja cię szanuję (potem wyślą to wspomnienie Richardowi; przy odrobinie szczęścia zapadnie w śpiączkę).
Tina zawsze ma głos — znad brzegu szklanki świat składał się z blond włosów, nienagannego makijażu i nieprzystosowanych do klubowych warunków butów; dziś potargane były tylko banknoty w portfelu, nie rajstopy na — obiektywnie i anatomicznie rzecz biorąc — długich nogach. — Tina Turner na przykład ma głos. Ładny, na dodatek. Ty też masz—
Na sekundę zgubił gubi własnej piosenki, kiedy Private Dancer wypełnia myśli i zmienia tempo okręcania krzesełka — utwór sensualny i niebezpieczny; można przy nim spaść z barowego mebla.
Głos.
I wanna make a million dollars, I wanna live out by the sea; byłoby miło.
Ładny.
Tłumaczenia — to nie byłam ja, opętał mnie demon gorączki sobotniej nocy — przemknęły w dół przełyku razem z dawką przypominającą drinka. Alkohol był mocny, perfumy Valentiny łagodne, argumenty nie do zbicia — nic się nie stało, tylko drobna afera przed klubem, tylko złamany obcasik w bucie, tylko ciche stuknięcie szklanki o stolik, kiedy czubek głowy znikał pod kocem, ewidentnie ignorując zostawiam ci aspirynę. Za nocleg na kanapie zapłacono w walucie błyszczyka; został namierzony dwa dni później, kiedy sam wyturlał się spod kanapy — przy okazji okazało się, że po nadepnięciu na okrągły plastik opakowania, można przelecieć dwa metry do przodu i zatrzymać się dopiero na ścianie.
Coś ostatnio znalazłem. Myślałem, że to podsłuch, mam kolegę w FBI, więc—
Pięć minut zmywał lepki chyba—róż z paneli.
Powiedzmy, że nie odzyskasz swojego błyszczyka.
Niech spoczywa w pokoju na dnie losowego składowiska śmieci w stanie Maine.
Dołączyłby, gdyby mógł; rzucić się w kurhan usypany z trupów RTV—AGD—DVD—CSI—zagadki kryminalne Hellirdge i zniknąć z powierzchni świata, który wiele zabiera i mało daje w zamian. Tylko Valentina może zrozumieć ten niuans; wypaloną ziemię niczyją na pograniczu Charlotte—Barnaby. Nie próbował przerywać — szklanka przy ustach, alkohol na języku, robisz wiele wypełniające myśli echem, z którego stworzył składankę dziesięciu największych hitów Valentiny Hudson; wiele to ładne słowo.
Wiele to nie zawsze wystarczająco.
Tina, ja—
Co powiedzieć, skoro słownik restartuje się przy każdym błysku światła nad sceną?
Wiem, że to, co uważam za słuszne, nie musi być dla niej tak samo właściwe — słuszność wysiadła z wagonika sześć lat temu, odkąd zaczął oceniać świat na skali umoczonej w czerni gwardii. — Nie byłem dobry bratem; dobrym synem; dobrym mężem dla niej oparciem, kiedy tego potrzebowała. Dlatego dziękuję.
Chłodne szkło przy rozgrzanym policzku; przycisnął drink do skóry, jakby resztka burbonu na dnie mogła ugasić pożar, który pożera rodzeństwo Williamson od lat.
Teraz wiem, że nie wszystko stracone.
Jeszcze; ta noc ukrywa w sobie wiele jeszcze. Jeszcze siedzą na barowych krzesełkach, jeszcze mają alkohol w szklankach, jeszcze nie postanowił udowodnić jej, że oficera policji w stanie upojenia rozłożyć łatwo — oficera Czarnej Gwardii mało komu się udało.
To wyzwanie, Hudson? — ostatni łyk, ostatnie huknięcie szklanką o blat — czas na dotrzymanie obietnicy. — W tym stanie skuteczniej walczę z grawitacją — zwykle obejmującą jego własne ciało, ale wciąż.
Łyczek cosmo znika z tego świata, nawet barowe krzesełka zostają porzucone — przez kolejne dwie minuty i czterdzieści pięć sekund rzeczywistość będzie składać się z duetu, który nie kontroluje rytmu, słów piosenki i ruchu kończyn. It's a rich man's game, chyba—zaśpiewa Williamson i błyśnie ze sceny hipokryzją, no matter what they call it — okręcone wokół nadgarstka lasso kabla skłoni prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu do pochylenia głowy. Ostatni drink ściągnął kąciki ust w dół i brwi nad nosem — biedna Dolly zgubiłaby kowbojki na ten widok, a potem rzuciła nimi w Williamsona; ostatnie it's enough to drive you crazy zepsuł widowiskowo.
Czas na ewakuację.
Prowadź do karocy — po co komu schodki, skoro można zeskoczyć ze sceny (i prawie wpaść na kelnerkę?); wyciągnął dłoń, po burbońsku — burbonowemu — oferując głównej gwiazdce pomoc w elegantszym opuszczeniu placu boju. — Ale! Zanim wsiądziesz za kierownicęto nie moment na dyktowanie warunków; czyżby? — Zrobisz jaskółkę.
Jedna wiosny nie czyni, ale pozwala określić, czy cosmo nie posłało kogoś w międzygalaktyczną podróż (lub, w tłumaczeniu z męskiej dumy na swojskie uchlanie: da mu czas na złapanie powietrza przed zamknięciem w puszce samochodu).
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii