Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Dziurawy most kolejowy
Historia tego miejsca jest tragiczna. Kiedyś pasażerowie w przejeżdżających tędy pociągach mogli podziwiać szerokie koryto rzeki, a także rozciągający się z okien przepiękny widok na dzielnicę. Niestety w 1931 roku doszło do zawalenia się kilku belek mostu, a ostatecznie też wygięcia torów, co doprowadziło do wypadku kolejowego, w którym zginęły 3 osoby i wiele zostało ciężko rannych. Od tamtej pory most nie został naprawiony, a ruch pociągów odbywa się inną stroną miasta.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Jeremy Jones
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1189-jeremy-jones#11506
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones#4346
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1188-poczta-jeremy-ego-jonesa#11505
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1189-jeremy-jones#11506
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones#4346
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1188-poczta-jeremy-ego-jonesa#11505
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
20.03.1985  (wstępnie bardzo)

Jones miał pecha na własne życzenie. Pozostał w ramionach Coci i resztki rozumu pochłonęły jej kwiatowe perfumy, w duecie z lepkim, brokatowym błyszczykiem. Ślady jej ust pozostawały wciąż na jego własnych i na szyi. Na niej się znalazły, tuż po tym jak spryciara wyczuła, że wykorzystał ostatni prezent od niej, z okazji ich miesięcznicy. Była cała w skowronkach jak opuszczała jego dom, spiesząc się do baru na swoją zmianę. Nie potrafił jej odmawiać i to jeszcze po tym jak zrobiła rano małe, puszyste pancakes. Dokładnie takie, jakie lubił.
Zdążył jeszcze powrzucać brudy do oczyszczającego pojemnika przed wyjściem. Wyszedł, chcąc rozprostować nogi i nazbierać dla mamy drewna. Podczas wolnego, starał się nie myśleć o gitarze i nie brać jej za często w ręce, co okazało się pieruńsko trudne. Wciąż musiał znajdować sobie nowe rzeczy do robienia, żeby nie zwariować. Bez gangu motocyklowego zapewne zupełnie by przepadł w swojej muzycznej rozpaczy, ale obecnie i tak było krucho z nowymi zleceniami. Byli w trakcie rozkręcania się w okolicy, w tym zbierania nowych środków i klientów, co utrudniała okoliczna polityka. Na jednym metrze kwadratowym, znajdowało się przynajmniej sześciu prawych czarnoksiężników z kręgu, niezamierzających łatwo wypuścić z zębisk pieniędzy oraz władzy.
Zaoferowany sprawami większymi i mniejszymi, zapomniał się i nie zadbał o przebranie. W rodzinnych stronach łatwiej mu przychodziła nieostrożność. Wracały wspomnienia, w których był bezimiennym nastolatkiem, z głową w chmurach i z nielicznym kręgiem przyjaciół. Zmieniło się tylko dwie rzeczy. Stał się sławny i przestał się mieścić w swoje ubrania ze szkoły średniej.
Czy żałował rozkręcającej się kariery? Absolutnie. Bywały tylko dni, takie jak dziś, w których tęsknił za większą prywatnością i przestrzenią dla siebie. Pozbawionymi sensacji kąpielami nago. Bez towarzystwa właścicieli aparatów.
Droga z Cripple Rock do Sonk Road została przebyta bez żadnych ekscesów. Podczas jazdy motocyklem twarz miał ukrytą pod kaskiem, a na szosie nie czekały żadne przeszkody, którym nie byłby w stanie sprostać.
Na miejscu zrobiło się gorzej. Po przejściu pierwszą lepszą uliczką, odkrył ogon. Wyłapał pstryknięcie aparatu z niedaleka, wiedział, że wystarczy chwila, a zleci się ich więcej. Dziennikarskiej hydry, o nieskończonej ilości głów. Przeklął w myślach i się schylił.
Nie miał swoich maskujących gadżetów i do tego przebywał na widoku. Światło dzienne nie pomagało.
Udał, że chwytał za sznurówki, a kiedy już wędrujący za nim mężczyzna się przybliżył, puścił się pędem przed siebie. Włosy przesłaniały mu sporadycznie widoczność, ale zdołał ominąć ścięty słup energetyczny. Liczył, że zatrzyma gryzipiórka i jego potencjalnych kolegów. Następnie przebiec obok jadłodajni. Przy skręcie w prawo, w oddali widział już dziurawy most kolejowy, wpadł na nieznajomą kobietę.
Upadli oboje. Ona na ziemię, a on na nią.
Ups, sorka, ale trochę się spi... – w oddali dobiegały nawoływania. Parę osób wykrzyczało jego imię i nazwisko i coraz więcej się przyłączało. Ludzie wokół nie pozostali obojętni. – Spieszę. Szlag. Uprawiasz ma...gnolie? Poszukuję.
Szczęśliwie się opamiętał przed dokończeniem frazy, która mogła kosztować go sporo wyjaśnień, na które nie miał czasu. Błyskawicznie się z niej podniósł, po czym zerknął kontrolnie do tyłu.
Poradzisz sobie, nie? – Głowa mu chodziła na wszystkie strony. Nie patrzył na nią. Musiał znaleźć drogę ucieczki. Może drabina przeciwpożarowa? Mogło coś być na tyłach?  Na moście na pewno nie będą go szukali, ale najpierw trzeba było się tam dostać. Na użycie magii nie mógł sobie pozwolić. Nie w miejscu publicznym, w którym mogły się zaraz pojawić służby porządkowe Kościoła. Jeremy przez dwadzieścia osiem lat zdążył się nauczyć, że miał naturalny talent do przyciągania kłopotów. Pamiętał reprymendy udzielane w szkole i szkółce kościelnej, gdzie nie dość, że nie potrafił udzielić w ławce dłużej niż minutę, to jeszcze ośmielał się podważać podstawy lucyferskiej wiary. Nikt z szatańskiej trójcy nie był mu wystarczająco bliski. Jedynie muzyka pozwalała mu odnaleźć powód, dla którego mógł paść na kolana. Widowiskowe śliski z gitarą na scenie, nie mogły się zrobić same.
Kłopoty się przybliżały, a on wciąż nie potrafił odnaleźć planu idealnego na ucieczkę. Czyżby użycie magii było nieuniknione?
No dobra, wstań szybko i też lepiej uciekaj, bo włączą cię do tego bagna – rękę wyciągnął w stronę, zapewne zdezorientowanej kobiety.
Jeremy Jones
Wiek : 28
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : gitarzysta w rockowej kapeli
Cherry Delahaye
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
Pech ostatnio zdawał się towarzyszyć i jej, zupełnie jakby los chciał, aby zapamiętała marzec ‘85 jako ten, konkurujący o miano najgorszego w jej życiu (a poprzeczka była zawieszona wysoko przez miesiąc, podczas którego zginął jej najlepszy przyjaciel a sama padła ofiarą kłusownika). Od momentu znalezienia aksamitnego pudełeczka w rzeczach swojego byłego, wszystko zdawało się iść nie tak, jak powinno. Ucieczka do Maine, parszywy motel, zbliżające się problemy finansowe oraz co gorsza pojawienie się pewnego węża który mógł przynieść jej zagładę… Cherry miała wrażenie, że z każdym kolejnym dniem popada w coraz to większe bagienko, z którego nie za bardzo wiedziała jak się wydostać, coraz częściej rozważając opcję powrotu do morza i stołowania się w egzotycznej kuchni turystycznej.
Potrzebowała spaceru.
Chwili odpoczynku który pomógłby jej odprężyć zmęczony umysł oraz na spokojnie zastanowić się nad możliwym rozwiązaniem tego wszystkiego w co, to musiała przyznać, sama się wpakowała. Spacer jednak… Cóż, było to określenie odrobinę nad wyrost, skręcona przed kilkoma dniami kostka nadal dawała się dziewczynie we znaki, przez co spacer przypominał raczej ślamazarną próbę poruszania się do przodu, Cherry jednak zdawała się tym nie przejmować, idąc za radą babki Asefi, że większość kontuzji należy zwyczajnie rozchodzić.
Szum wody zawsze działał kojąco na jej nerwy, nawet jeśli pod jego brzmieniem nie raz zamieniała się w kwiożerczą bestię, wybrała jednak towarzystwo rzeki, zwyczajnie uznając je za bezpieczeństwie. Kreolka, będąc przede wszystkim wodą kreaturą, odczuwała dziwne połączenie z wszelkimi formami wodnymi, zupełnie jakby mokra masa sprawiała, że czuła się odrobinę jak w domu, nawet jeśli ten znajdował się tysiące mil stąd.
Usłyszała kroki. Tupot stóp kogoś, kto zbliżał się w jej kierunku w prędkości, która teraz wydawała jej się zwyczajnie niemożliwa. Odwróciła się zaskoczona, nawet to jednak nie wystarczyło aby udało jej się uniknąć katastrofy.
A przynajmniej tak postrzegała fakt, aż nazbyt bliskiego spotkania z obcym mężczyzną, który teraz przygniatał ją do ziemi swoim ciężarem. Ból rozlał się po jej drobnym ciele, a Cherry była niemal pewna, że przyszło jej upaść na jakieś kamienie i ponownie się poobijać.
- Czekaj, co? Jakie magnolie? - Spytała zdezorientowana, nie za bardzo mając pojęcie o co też została zapytana. W swojej nauce języka angielskiego jakoś przyszło jej pominąć różnorodne kwiatki, woląc skupić się na umiejętności dogadania się w języku, którego wymowa jakże kłóciła się z rodzimym językiem.
A gdy ten z niej zlazł ostrożnie podniosła się do siadu, próbując sprawdzić czy aby przypadkiem nie skręciła sobie kolejnej kończyny, a dwukolorowa membrana skóry pozostała nieprzerwana. Panna Delahaye daleka była od jakichkolwiek świateł sławy. Owszem, jej babka pozostawała wielką mambo, a w rodzinnych stronach każdy je znał dalekim jednak to było do celebryckiej sławy tych, znanych z ekranów telewizji. W tym całym zamieszaniu nie pomyślała nawet o tymże scenariuszu, raczej obstawiając kogoś kto być może nacisnął na odcisk nieodpowiednim osobom bądź zwyczajnie zażył zbyt dużą mieszankę środków pobudzających.
- Uciekaj? Ale o co chodzi? - Zdezorientowanie oraz złość jakie wykwitły na jej twarzy nie zmąciły eterycznego, syreniego uroku jaki przyszło jej wokół siebie roztaczać, zaś czarne oczy domagały się odpowiedzi.
Kolejne krzyki i odgłosy stóp (wydawało jej się, że skądś zna nazwisko Jones) gdy zaciskała szczupłe palce na jego dłoni, odrobinę niezdarnie podnosząc się z ziemi. - Zabiłeś kogoś na środku ulicy, że tak zwiewasz? - Bo właśnie to wytłumaczenie wydawało jej się teraz najbardziej logicznym, co gorsza stała tu z nim, trzymając potencjalnego mordercę za rękę…
O Ironio Losu, czemuś sobie mnie ukochała.
Już, już chciała zadać kolejne pytanie gdy błysk flesza rozbłysnął za jednym z krzaków, a Cherry w naturalnym dlań odruchu (kto nigdy nie uciekał przed kłusownikami niech pierwszy rzuci kamień) kuśtykając pociągnęła mężczyznę w najbliższe krzaki, niewielką ścieżką której samej przyszło tutaj przyjść.
Pozostało jej mieć nadzieję, że ten jej zaraz nie zamorduje, zwłaszcza gdy jej palce nadal zaciśnięte były na jego dłoni.
Cherry Delahaye
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy
Jeremy Jones
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1189-jeremy-jones#11506
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones#4346
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1188-poczta-jeremy-ego-jonesa#11505
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1189-jeremy-jones#11506
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones#4346
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1188-poczta-jeremy-ego-jonesa#11505
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Ubrania trzymały się dobrze jego ciała. Dopóki nie wykonywał podskoków, brzuch i biodra, pozostawały poukrywane pod dobrej jakości materiałem. Był muzykiem. Dobrze, zarabiającym muzykiem, którego było stać na różne wygody. Jako dzieciak, wiązali z matką ledwo koniec z końcem, a lepsze dni psuł nałóg ojca, pożerający następne środki pieniężne. Tego, co zarobił, było za mało, żeby spełnić codzienne potrzeby. Do dzisiaj Jeremy wątpił, żeby w grę wchodził tylko alkoholizm. Musiało chodzić jeszcze o coś, ale zawsze się rozmyślał lub znajdował ważniejsze rzeczy, gdy miał przystępować do kopania w przeszłości i w brudach staruszka. Nie było mowy, żeby przeżył do tej pory. Jedynie czasem, podczas wyjątkowo paskudnych nocy, gdy nawiedzały go koszmary, a serce biło podstępnie, czuł, że to nie był koniec. Duchy lubiły powracać do starych miejsc, gdzie czuły się bezkarnie i miały największe pokłady władzy.
Bał się podobnych scenariuszy. Pocił, rzucając się od jednej strony łóżka do drugiej i żaden głos nie potrafił ich zagłuszyć. Żaden Roeser, Cooper, Padavona, Osbourne, Plant, Zant, Tyler, Kilmister, Hetfield, chłopaki z Pink Floyd, Lennox, Jett, czy Franklin. Franklin uwielbiała jego matka. Zawsze puszczała mu na dobranoc, kiedy nie wiedziała jak nad nim zapanować i nic innego nie przychodziło do głowy. Brała go w ramiona, tuliła do piersi, nucąc You and me.
I know people are gonna try and knock us down. Siły mu nie brakowało. Każdego dnia przekonywał samego siebie, że będzie lepiej. Miał dla kogo oddychać. Miał, kto go wspierać i w niego wierzyć.
But we're gonna be strong, ain't going let nobody turn us around. Każdy gwałtowniejszy galop w końcu się uspokajał. Sześć szatańskich uderzeń w pierś, skutkujące żółto-granatowymi znamionami i mógł oddychać, uśmiechając się, jakby nic się nie stało.
Wcześniej ucieczka były jego marzeniem, za którym pędził wraz z Holdenem i Sherry. Obecnie, znajdował kolejne przypomnienia miasta, które go nie chciało. Odpowiadał mu niejednokrotnie z podobną niechęcią, krzykiem i pięściami. Rozpychając się jak przystało na dziwaka, chcącego gdzieś przynależeć.
Po paru latach nauczył sobie radzić z podobnymi emocjami. Lepiej ich ukrywać. Niechętne spojrzenia złagodniały, gdy sława zapukała do jego drzwi. Pozostał śmiech i akceptacja obecnego stanu rzeczy. Pozorów, zaakceptowanych przez bandę odmieńców i prawych mieszkańców urokliwego Saint Fall i całego Hellridge.
Spacer nie przebiegł tak jak powinien. Jones się nie przygotował. Miał starą, ale wciąż dobrą kurtkę skórzaną, niewyjęte wiszące czaszki w uszach, rozpuszczone kręcone włosy i łańcuchy przyczepione do kieszeni dżinsów. Chociaż buty udało mu się włożyć właściwe. Stare, zużyte trampki, które niczym przypominały ciężkich buciorów czy kowbojek.
Nie wpasowywał się w kanony przystojności zwyczajnych ludzi, żeby ktoś miał z tym problem. Rozpoznanie go i tym samym namierzenie, również było pestką. Do wody miał jeszcze daleko, ale potrafił zrobić użytek z wyobraźni. Właściwy szum, niczym mocno podkręcony rockowy instrumental, oddalał od niego nawoływanie.
Z jadłodajni na szczęście nikt nie postanowił wypaść. Jeszcze im brakowało kolejnych atrakcji, w postaci wpadających na nich ciał. Widząc jej odrobinę zdezorientowany wzrok, wzruszył bezradnie ramionami, odgarniając włosy z czoła. Przedstawiać się nie musiał. Mogła go znać lub usłyszeć jego imię i nazwisko. Ludzie byli wystarczająco głośni.
Na lądowanie nie narzekał. Miał wygodnie, bo wylądował na niej. Jedno z praw świata, których nauczyła go kilkanaście lat temu Shery, jasno mówiło, że każde kobiece ciało było stokroć miększe od najlepszej poduszki. Po pierwszych doświadczeniach z płcią piękną, Jeremy i Holden musieli przyznać jej rację.
Kwiaty... Bo widzisz, skupuję je. Właściwie to teraz bardzo potrzebuję je - czas, czas, czas. Czas go dociskał w łopatkach i próbował sprzedać mu motywującego kopa. – No ale to zostawmy. Nie wiesz, o co chodzi. Pojmuję. Może gdzieś je znajdę. Pozbieram...
Słowa wyrzucał z siebie bardzo szybko. Zdarzało mu się ucinać swoją myśl, żeby niepotrzebnie nie wydłużać, ale osiągał osobny efekt. Dodatkowo, najpewniej mocniej mieszał nieznajomej w głowie.  
Jeremy gotów był do taktycznego odwrotu, gdy złapała go za dłoń. Wykorzystała tym samym ofertę wsparcia, jaką jej złożył. Tak w ramach zadośćuczynienia, totalnie na luzie, bez czasu na rozkładanie na inne opcje. Nie miał jak zaoferować jej więcej, mając za sobą natarczywy korowód. Nie chciał, żeby zorientowali się, jakim środkiem transportu zdarzało mu się poruszać. Łączenie kropek przez spragniony go tłum? Zakazane!
Pierwsze strony gazet. Różnych gazet. Tandeta brukowcowa i – ugryzł się w język, bo nie chciał przekląć. Widząc twarz nieznajomej, zyskał większą pewność, że absolutnie nie była zadowolona z obecnych wydarzeń. Jonesowi do głowy nie przyszło, że mogło ją coś boleć. – A tak przy okazji masz ładną twarz. To zdjęcia i relacje od ciebie byłyby warte jeszcze więcej.
Ślepy nie był, a urodę potrafił docenić. Komplementy wyrzucał z siebie szybciej, niż ktoś zdążyłby go powstrzymać. Jeszcze więcej czasu upłynęło i pstryknięcia stawały się wyraźniejsze. Tak samo było z sylwetkami, biegnącymi na nich, z szeroko otwartymi ustami, mającymi jeszcze więcej do powiedzenia.
Roześmiał się trochę nerwowo, a trochę z rozbawieniem, odwracając twarz zupełnie od powiększającej się grupy. Skupił się na ściance budynku. Czyżby czas na wspinanie się, godne Spider-Mana?
Błysk i pstryk. Krzaki się poruszyły.
Dłoń ciągnąca go do siebie, ubiegła szalone czyny, jakie wypełniały rozczochraną głowę.
CO WAS ŁĄCZY? CZY TO TWOJA NAJNOWSZA ZDOBYCZ, JONES?!
Zdążyli. Na razie. Wylądowali w krzakach, ale i z nich trzeba było się uwolnić. Ostrzejsze patyczki wbiły się mu w plecy i mało wygodnie wylądował kolanami na kamieniach, ale mogło być gorzej.
KIEDY NOWY ALBUM? CZY TO PRAWDA, ŻE MACIE KRYZYS?
JE-RE-MY! JE-RE-MY!
Na twarzy pojawił się wyraz najwyższego skupienia w postaci pionowej zmarszczki, przecinający szlak, gładkiego czoła.
Okey. To. Tak – skorzystał z okazji, że znaleźli się na podobnym poziomie, a ludzką stonogę oślepiła na moment lampa i wychodzący na zewnątrz klienci knajpy. – Biegasz? Latasz? Znasz drogę ucieczki? Inne pomysły?


Dla dreszczyku emocji!! Rzut k3:
1 - zbliża się do krzaków dziennikarz i jedno z was zostało dostrzeżone. Teraz potencjalna ucieczka będzie mocniej ograniczona. Na pewno nie będzie można się cofnąć i jakoś ominąć ludzi
2 - ludzie szukający Jeremy'ego się rozdzielili i zaczęli przeszukiwać najbliższą okolicę. To tylko kwestia czasu, kiedy was znajdą (brak działania spowoduje, że wydarzy się to przy kolejnym poście Cherry)
3 - rozpoczęła się kłótnia między fanami muzyka, która odwróciła na moment całą uwagę dziennikarza i jego zbliżających się kolegów oraz koleżanek z branży. To idealna okazja, żeby się wydostać z powstałej pułapki
Jeremy Jones
Wiek : 28
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : gitarzysta w rockowej kapeli
Cherry Delahaye
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
Coraz to większe zdezorientowanie malowąło się na kobiecej twarzy z każdą, kolejną chwilą tej jakże dziwnej sytuacji. W pierwszej chwili miała wrażenie, że trafiła na nieuważnego kretyna, w drugiej zaś za naćpanego, seryjnego mordercę który właśnie dokonał swojego magnus opus i uciekał przed siłami sprawiedliwości aby przejść do legendy, na co napatoczyła mu się ona… I nie była pewna, czy przypadkiem zaraz nie wyjmie noża i nie przerobi jej na paluszki rybne, któr będzie później odgrzewać w każdy piątkowy wieczór do kiepskiego piwa i meczu w telewizji. Tak, każda kolejna minuta podsuwała jej coraz gorsze scenariusze, gdy tak z palcami zaciśniętymi na męskiej dłoni próbowłała uciec od tego, co zdawało się zmierzać w ich stronę. Czemu? Nie miała najmniejszego pojęcia, atmosfera ucieczki przed pogonią zdawała jej się być niezwykle zaraźliwa, a kto jak kto, ale Cherry doskonale wiedziała, jak to było uciekać. Przed kłusownikami, problemami, przed samą sobą… Jej całe życie zdawało się być jedną, wielką ucieczką przed niezliczoną ilością czynników.
- Brałeś coś? - Rzuca podejrzliwym pytaniem niemal pewna, że to najrozsądniejsze wyjście z tej całej sytuacji. Mężczyzna przyćpał, wygaduje głupoty, a zaraz pewnie zapomni, że w ogóle do kogoś mówił a Wiśniowa Panienka będzie mogła powolutku odejść w swoją stronę, uważając na stan swojej skręconej kostki, znacznie utrudniającej jej ruch.
- I skręconą kostkę, wyjaśnij mi więc co tu się dzieje i… - Zaczyna, lecz część o nie mydleniu jej oczu oraz choć odrobinie przyzwoitości więźnie jej gdzieś w gardle. Dopiero teraz składa sobie w całość te wszystkie elementy układanki, a czarne oczy uważniej przypatrują się męskiej twarzy, która nagle wydaje jej się skądś znajoma… I tylko uwielbienie tego, którego serce złamała do ich muzyki sprawiło, że poczuła swego rodzaju współczucie kierowane w stronę niejako napastnika.  
- Dobrze kojarzę? Hold Cherry in Jam? Mój były wolał wasz koncert od naszej rocznicy… - mruczy, a przez jej słowa przebija się cień rozbawienia, choć tamtego dnia wcale do śmiechu jej nie było. Sam fakt, iż jej imię znajdowało się w nazwie zespołu bawił jeszcze bardziej. Czarne oczy uważnie rozglądają się w poszukiwaniu drogi ucieczki, zamiast tego jednak dostrzega jakiegoś mężczyznę, który ledwie kilka metrów dalej stał z wycelowanym w nich aparatem, korzystając z okazji i cykając kolejne fotki.
- Ja go zajmę,tu powinna być jakaś drabina. Znajdź ją, ale cicho… - Rzuca szybko do muzyka po czym uśmiecha się ślicznie, a syrenia aura emanująca od kobiety roztacza swój urok. Muzyk czy nie, czarnoksiężnik czy nie… Wiedziała, że nikt nie może domyślić sie kim była w tym jednak momencie… Cholera, nie mogła pozwolić, żeby jej twarz znalazła się na brukowcach gdy były sądził że nie żyje, a ona szukała właśnie pracy. - Proszę pana… Prosze podejść, tylko po cichu… Mam dla pana propozycję… - Mówi eterycznym szeptem, słodko z nadzieją że dziennikarz da się porwac jej urokowi i propozycji, jaka miała ulecieć z jej ust. - Mogę dać panu materiał, jakiego nie ma nikt, ale inni nie mogą się o tym dowiedzieć… Chyba nie chce pan, żeby wszyscy pisali o pikantnych plotkach, które może mieć tylko pan? - Kusi dziennikarza z nadzieją, że Jeremy już znalazł drabinę, a cały fortel się uda.
Cherry Delahaye
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy
Jeremy Jones
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1189-jeremy-jones#11506
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones#4346
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1188-poczta-jeremy-ego-jonesa#11505
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1189-jeremy-jones#11506
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones#4346
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1188-poczta-jeremy-ego-jonesa#11505
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Opcje się kurczyły, pewnie dzień stwierdził, że dzisiaj nie będzie taryfy ulgowej, a Jones będzie musiał radzić sobie sam. Na inne, kompletnie niedorzeczne sposoby. Wszystko po to, żeby zapłacić za błąd, wyruszenia do miasta w niewyjściowym zestawie. To nie te czasy, gdzie mógł pozostawać niewidoczny, łatwo wkręcać się w tłum zwyczajnych ludzi. Wygląd miał podrasowany, włosy dłuższe, tatuaży więcej niż 0, a styl rozpoznawalny. Coś najwyraźniej było w stwierdzeniu, że po złapaniu gitary w ręce, twój seksapil wskazuje na niebotyczny poziom. Zapracował z resztą ekipy na okładki, wywiady i występy, a teraz wracała do niego ta mniej wdzięczna i porywająca część.
Łamanie niepisanych zasad dobrego wychowania i prawa do prywatności osób sławnych. Małe miasteczko to i trudniej się dziwić, że potrzebowano sensacji. Tych odmóżdżających, dla wyrównania budzących wewnętrzną grozę akcji. Porwań. Zniknięć. Uprowadzeń. Zabójstw. Katastrof.
Zdziwienie nieznajomej było na miejscu. Jeremy pokusiłby się o podobne, ale obecnie miał więcej usterek, chodzących po poczochranej czuprynie. Taki motor. Nie chciał go zostawiać długo bez opieki. W obecnych warunkach nie miał zbytnio wyboru. Musiał się przygotować na najgorsze. Potencjalne przebywanie na drzewie całą noc wchodziło w zestaw opcji.
Biedaczka nie wiedziała, w co jeszcze się wpakowała. O mrocznych stronach sławy niewiele się mówi głośno. Doświadcza się ich na własnej skórze. O ile sam zdążył się przyzwyczaić, o tyle nie chciał ściągać żadnych niewygód na życie kogoś postronnego. Do kieszeni skórzanej kurtki sięgnął pospiesznie, próbując odnaleźć w niej przydatny gadżet. Były tylko klucze. Spróbował z drugą. Natrafił na portfel i zapasową kostkę do gry. Przekonanie dziennikarzy nie wchodziło więc w grę. Nie miał tyle gotówki, żeby zmusić do milczenia każdego z osobna.
Ucieczka pozostawała najrozsądniejszą opcją. Dla nich obu, bo było za późno na oddalenie się bez ryzyka niechcianego towarzystwa. Zobaczono ich razem. Resztę roboty odwali żurnalistyczna wyobraźnia.
Ja?! To prędzej mój Hol... – zaczął, odrobinę się śmiejąc na samą myśl. Nie było mu dane dokończyć przez pojawienie się następnych niedogodności. Musiał uważać, żeby nie zahaczyć nigdzie łańcuchem. Może to i lepiej, bo jeszcze chwila i by niefortunnie wydał przyjaciela. – Holenderski kolega. Kevin. On to dużo bierze proszków. Mają tam w kraju zupełnie inne podejście.
Z cudem wybrnął. Nie wiedział na ile były prawdziwe opowieści Holendrów, z którymi miał do czynienia. Na poczekaniu stworzył historyjkę, posiadającą zlepek różnych ciekawostek. Czy znał jakiegoś Kevina? A i owszem! Czy był z Holandii? Wątpliwe, ale nie takie nieprawdopodobne. Zażywał? Z raz go widział jak obwąchiwał pojemniki z sypkimi produktami.  W międzyczasie udało mu się uwolnić łańcuch, który niefortunnie połączył się z gałązkami.  
Jedno zdecydowane pociągnięcie i problem z głowy!
Skręcona?! O szlag. Nie znam się na medycynie, to pewnie do szpitala będzie trzeba cię przenieść, a... to skomplikowane. Bo wiesz, długa historia. Pewnie nie słuchasz rocka ani nic w ten deseń, co? – wypalił pospiesznie i szeptem. O metalu to nie było potrzeby zaczynać. Jeszcze większa rzeka do przebrnięcia.
Kłopoty czaiły się na horyzoncie. Bodźców było za dużo, sprawa się komplikowała, a tajemniczych schodów prowadzących w górę, prosto do nieba, nie było. No i co miał jej powiedzieć? Prawda zdawała się nieprawdopodobna. Bardziej niż chaotyczne wymówki.  
Sama poradziła sobie lepiej niż przypuszczał.
Bingo. Rozwiązałaś to śpiewająco – zaklaskałby, gdyby byli w przyjaźniejszych okolicznościach. – Och. A to dupek! Mógł zabrać ciebie na koncert to byś się przynajmniej wyżyła. Albo zerwała z nim a miejscu!
Sam poszedł do całości żartobliwie. Pomysł sam w sobie nie był jednak taki zły. Miał szansę powodzenia. Jeremy potrafił zwizualizować całą sytuację. Z wybuchami w tle. Z ich muzyką oddającą dramatyczną sytuację. Specjalnie dla nich zagraliby 'You're the worst star in the sky' lub 'Love sticks to fingers'. Mieli też świetnych fanów. Pewnie jeden z nich chętnie urozmaiciłby wieczór takiej pięknotce.
Sam namierzył przeszkodę na ich drodze, lecz zrobił to stanowczo za późno. Za chętnie oddał się rozmyślaniom o potencjalnych widowiskach na jednym z ich koncertów. Był gotów na brutalne rozwiązanie - wyrwanie aparatu i rzucenie nim w siną dal - tylko kobieta go ubiegła. Z bolącą nogą przeszła do przodu. Jeremy nie zdążył zaprotestować. Patrzył chwilę za nią, po czym dochodząc do siebie pospiesznie, przeszedł do realizacji najważniejszego zadania.
Znalezienia drogi ucieczki. Przy dziurawym moście możliwości na zgubienie natrętów czaiło się więcej. Tylko jak tego dokonać? Po jakie rozwiązania sięgnąć? Sięgnął pod koszulę, palce zatrzaskując na pentaklu. Manewr cofnięcia nie miał szans na powodzenie. Z krzaków sam bieg nic by nie dał. Może i uwaga jednego została zajęta, ale mógł się założyć, że reszta  rozsypała się po okolicy. Jak trutka na insekty.
Już podchodzę. Nie mogę się doczekać, co takiego usłyszę od takiej ślicznotki – mężczyzna skwapliwie przeszedł do przodu. Powoli, po cichu. Pewnie nie mógł się doczekać nowinek, jakie zaraz usłyszy. Albo wysuniętej przez kobietę propozycji.  – Oczywiście! Zgadzam się całkowicie. O czym mi powiesz? Dobrze znasz Jeremy'ego i resztę zespołu? Jeździsz z nimi? Masz z którymś romans? Wiesz, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami? A może... – oczy wbiły się w nią sugestywnie. – Masz mi do zaoferowania coś więcej? Coś... co skutecznie mnie przekona, że mówisz prawdę?
Nie był przekonany do samego procesu czarowania. Od zawsze lepiej wychodziły mu rytuały i nasączanie śpiewu bądź gry magią, ale teraz możliwości miał prawie żadnych. Trzeba było posiłkować się tym, co się akurat trafiło. Pomysł zaczął kształtować się w jego głowie. Potencjalnie absurdalny. Nic nowego. Wziął głęboki wdech i wyciągnął przed siebie dłoń. W krzakach pozostawał bezpieczny i wystarczająco niewidoczny.
Brillapluvia – padła pierwsza cicha formułka. Rękę skierował ku niebu. Następnym celem był natarczywy dziennikarz. Był stanowczo za blisko, żeby ktokolwiek uznał to za komfortowe. Ułożył kolana na ziemi, przyciskając do niej kończyny górne. Skoncentrował się na nim. – Fons.
Byleby zadziałało i oboje skorzystali na zamieszaniu. Drabina była jakąś opcją, ale bezpieczniej, przy obecnej kondycji nieznajomej, znaleźć  dobrą kryjówkę i przeczekać hałaśliwy tłum.





Zaklęcia niżej nie wyszły. Próbuję jeszcze raz w tym miejscu. Jak tak nie można lub Cherry nie będzie odpowiadało to się uzna coś za nieważne!

Ostatnio zmieniony przez Jeremy Jones dnia Pon Lis 20, 2023 3:29 am, w całości zmieniany 1 raz
Jeremy Jones
Wiek : 28
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : gitarzysta w rockowej kapeli
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Jeremy Jones' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 25, 22
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Cherry Delahaye
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1212-cherry-delahaye#11788
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1221-cherry-delahaye#11939
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1220-cherry-cherry-lady#11889
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1222-poczta-cherry-delahaye#11940
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1352-rachunek-bankowy-cherry-delahaye#14184
Pech zdawał się za nią podążać.
Zupełnie jakby rozsiadł się na jej ramieniu i z zaciekawieniem przyglądał wszystkiemu, co tylko robiła by w odpowiednim momencie (zapewne wtedy, gdy zaczynał się już odrobinę nudzić) wyciągać swoje pazury i przyciągać same, burzliwe wydarzenia. W swojej skromnej opinii Cherry była pewna, że jej Pech posiadał wyjątkowo kiepski gust bądź bardzo nieśmieszne poczucie humoru, skoro ściągał na nią takie wydarzenia, jak choćby wpadnięcie na uciekającą gwiazdę rocka i wplątanie się w dramatyczną pogoń dziennikarzy za sensacją oraz kolejną, sprzedającą się historią.
I choć Wiśniowa Panienka była gdzieś na dole drabiny społecznej, pomieszkując kątem u ojca dawnego przyjaciela i z niepewną sytuacją finansową, za żadne skarby nie zamieniłanby się z nieznajomym. Będąc syreną… Cóż, zapewne nie zabiłaby raz, ani dwa….
Jak w ogóle smakowali dziennikarze?
Żadnego jeszcze nie miała okazji zjeść.
Gwiazdy rocka też nie, a ten tutaj wyglądał jakby smakował Bourbonem i papierosowym dymem.
A może by tak…?
Czarne oczy patrzą na niego z zaskoczeniem, próbując poskładać sobie jakoś to wszystko.
- Kevin? Ten Kevin mógłby nam pomóc? – Pyta, uznając tę kwestię za o wiele ważniejszą niż możliwe środki odurzające, choć zaczynała mieć wrażenie, że pod wpływem takowych o wiele łatwiej byłoby jej zrozumieć tego mężczyznę. – Skręcona, ale byłam już w szpitalu, teraz tylko muszę uważać i… – Nie dokańcza, zbita z tropu kolejnymi wydarzeniami które mieszają się niczym w kalejdoskopie pozostawiając panienkę Delahaye odrobinę zbitą z tropu. Gdyby jeszcze kilka tygodni temu ktoś powiedział jej, że będzie próbowała ułożyć sobie życie w Maine bo sfingowaniu własnej śmierci i pozna jednego z ulubionych muzyków byłego partnera… Cholera, nigdy by w to nie uwierzyła.
- Teraz chociaż mam szansę na to, że zobaczy nasze zdjęcie w jakimś brukowcu… Ktoś by pomyślał, że to niezła zemsta. – Mruczy, a cień rozbawienie pojawia się gdzieś w dźwięcznym głosie. Cherry mściwa nie była, chwilę później jednak przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Co jeśli się dowie o jej fortelu? Nie, to nie mogło mieć miejsca.
Czaruje więc mężczyznę pewna, że syreni urok jej w tym pomoże. Może i nie powinna, sąd jednak zbliżał się niezwykle szybko, a panna Delahaye poczuła stres goniący do akcji. Uśmiecha się więc pięknie do dziennikarza roztaczając swój syreni urok z nadzieją, iż odciągnie uwagę mężczyzny od piosenkarzyny. Słodki śmiech ucieka z jej ust, a dwukolorowe ręce owijają się wokół męskiej szyi. Nim jednak cokolwiek powie skupia się na chęci zmanipulowania mężczyzny. Spomiędzy pełnych warg zaczął ulatywać śpiew. Dźwięczny, przyjazny dla ucha oraz niezwykle hipnotyzujący śpiew, mający oczarować dziennikarza. Istniało co prawda ryzyko iż przyciągnie również uwagę wokalisty istniało, umysł syreny skupiony był jednak zupełnie na dziennikarzu.
- To i wiele więcej… Wiem o nim takie rzeczy których nikt inny nie wie… – Mruczy śpiewnie, wplatając słowa w swój lament. – Chcę Ci o wszystkim opowiedzieć… – Dłonie jeżdżą po męskich ramionach, a w czarnych oczach pojawia się błysk. – Ale powinniśmy znaleźć ustronniejsze miejsce. Odciągnij od nas swoich kolegów, pomóż nam przed nimi umknąć… oni nie mogą poznać tajemnic jakie mam dla Ciebie… A później…. – Dźwięczny śmiech ucieka z jej piersi, a oczy przekazują ukrytą sugestię.
Czuła, że lament podziała na mężczyznę, miała jedynie nadzieję, że uda mu się odciągnąć choćby część kolegów po fachu. W tym wszystkim zapomina, że właśnie zdradziła się przed innym czarownikiem i że lament i jego może odrobinę zauroczyć.
Byleby uciec.
Cherry Delahaye
Wiek : 26
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Szuka pracy
Jeremy Jones
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1189-jeremy-jones#11506
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones#4346
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1188-poczta-jeremy-ego-jonesa#11505
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t1189-jeremy-jones#11506
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t704-jeremy-jones#4346
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1188-poczta-jeremy-ego-jonesa#11505
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Pech przy dobrej woli można było spróbować przemianować w fart. Jak był nastrój odpowiedni to i odpowiedni wytrych sam trafiał w dłonie. A czy w jego trafi? Wszystko przed nimi. Nie z takich kłopotów przychodziło mu się wydostawać. Jako wschodząca wyraziście gwiazda, musiał opanować to i owo. To samo dotyczyło jego paczki. Składała się z trzech osób, ale byli tak głośni, że śmiało dało się ich podwoić, a nieraz i potroić! No i towarzystwo nadprogramowe samo ich znajdowało. Uroki koncertów, rosnącego stosu pieniędzy i tworzonego show, od którego nie dało się oderwać spojrzeń. Teraz nie było inaczej. Niezależnie od oczekiwań, ponownie przygody odnalazły właściwą ścieżkę. Były jak sznurek, który wlekł się za nim, obwiązany wcześniej wokół kostki. Czerwony, wyrazisty, krzyczący do pogrążonych w śpiącym oczekiwaniu mieszkańców. I dziennikarzy. O nich nie można było zapomnieć.
Historia musiała się sprzedać, a nie było lepszej niż tej z udziałem lokalnego celebryty. Dziwaka, osiągającego zaskakujące dobre rezultaty poza granicami Saint Fall. Wiedział, że krążyło mnóstwo plotek i domysłów na temat ich popularności. Sprzedanie duszy diabłu i wezwanie demonów na pomoc były szczytem góry lodowej.
Ich komentarzami zwrotnymi były uśmiechy i wzruszenie ramion. Może wręcz podsycali płomienie piekielne, liżące skwapliwie ich wizerunki. Dolewali hojnie oliwy, chcąc wywołać pożar.
Pożar, który skutecznie pochłonąłby czczone ikony po jednej i po drugiej stronie.
Oj wątpię. Wątpię. Bo widzisz, jest daleko, sam w domu, w ogromnym wieżowcu w – z którego miejsca szczęśliwy Holden by nie chciał się ruszyć? Los Angeles? Nowy Jork? – Las Vegas. Kevin jest sam w Vegas i pewnie rozstrzyga pojedynek z drugim Presleyem. No wiesz. Kto weźmie więcej. Musimy radzić sobie sami.
Nie dokończył, bo historia robiła się rozbudowana i wolał resztę pozostawić wyobraźni kobiety niż tworzyć następne elementy układanki. Bo to oznaczało, że musiałby je zapamiętać, żeby się po drodze nie potknąć. Nie brakowało mu pomysłowości, ale obecnie koncentracja strzelała mu w różne strony i ryzyko potknięcia rosło w rekordowym tempie. Musiał trzymać fason.
Na resztę nie starczyło czasu. Na wyjaśnienia i propozycje. Magnolie mieszają się wokół skręconej kostki. Kostka zaplątuje się w strunach gitary, goszczącej od zawsze i na zawsze pod kręconymi kosmykami.
Na moment głowę Jonesa podbija karuzela miszmaszów i skojarzeń, pozornie niemających ze sobą powiązań. Tak jak oni zdają się nie mieć. Do otwarcia ust. Do nadejścia ataków medialnych sępów.
Lepiej bym się przygotował, gdybym wiedział, że wyląduje na zdjęciu zemsty – firmowo błysnął zębami. Potencjalny wybuch Coli na podobną rewelację i oskarżenia o zdradę, nie przyszły mu szczęśliwie na myśl. Słowa zostały rzucone, ale im obojgu nie spieszyło się do zagoszczenia na pierwszej stronie. Współpraca przyszła im łatwiej niż mógł Jeremy przypuszczać.
Dziennikarz patrzył na nią i Jeremy też. Tak przez moment, w tych krzakach, wspominając wszelkie randki. Zbliżenia z olśniewającymi istotami. Modelkami. Aktorkami. Lekarzami. Naukowcami. Potrzebował chwili, żeby się otrząsnąć. Z o wiele lżejszym sercem przyjął, że nieznajoma skupiła się na drugim mężczyźnie.
Coś czuł, że tej intensywności jego serce mogłoby nie wytrzymać. Tej siły nie dało się pomylić z niczym innym. Głosu, biorącego we władanie całe twoje jestestwo. Był wyczulony na muzykę. Na charakterystyczne drżenia powietrza. Melodyjność, którą wargi pochwytały samoistnie. W ślad za nią.
To miało swoje odzwierciedlenie w pierwszych próbach użycia magii. Nie wyszły przez jego rozproszenie.
Oj opowiedz, opowiedz mi wszystko. Proszę... tak na to... – głos na moment ugrzązł mu w gardle. Dziennikarz nie wiedział, gdzie podziać oczy ani dłonie. Objął ją instynktownie. Jakby był do tego stworzony. Na to właśnie czekał. Na swoją wielką chwilę. Był kompletnie w nią zapatrzony. – Czekałem. Na ciebie czekałem. Chcę z tobą iść... Usłyszeć. Wszystko. Dowiedzieć się...
Robiła z nim, co chciała. Jeremy przygotowując się do następnej próby, musiał zapanować nad drżącą nerwową ręką, mógł mu jedynie współczuć. Tylko odrobinę. Jej zdolności budziły większy podziw. Zupełnie jakby była... demonem.
Demon czy nie, wykorzystał daną mu szansę i ponowił jeden z czarów. Skorzystał z iluzji brokatu, gdy tylko przeklęty przez słodko szeptane mu obietnice mężczyzna, ruszył. Miał w końcu do wykonania zadanie. Z Fons zrezygnował. Wyskoczył jak szaleniec z krzaków, do przodu, łapiąc ją za rękę. Gdzieś na wysokości nadgarstka.
Czas na nas, mała. Lecimy na most, by zgubić drani – sparodiował akcent Jamesa Deana, gotów zaoferować swoje plecy, gdyby nie mogła się szybko przemieszczać. – Będziesz mogła biec czy nie da rady?
Byli odsłonięci, a czasu nie kupili sobie wystarczająco dużo na bezszelestne czmychnięcie.
Pytanie, czy była gotowa na jeszcze więcej rock and rolla.



Jeremy Jones
Wiek : 28
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : gitarzysta w rockowej kapeli