Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Opuszczona leśna chatka
Na skraju lasu, daleko od reszty wioski, można natknąć się na piętrowy drewniany budynek z murowanym kominem. Skośny dach porasta teraz mech, a sam domek wygląda, jakby wtopił się już w otoczenie, na zawsze stając częścią Cripple Rock. Tylna ściana niemal całkowicie przykryta jest przez drzewa, które ostatecznie połkną i resztę domostwa. Nad przekrzywionymi drzwiami znajduje się okrągłe okienko, ale szyba dawno została wybita. We wnętrzu znaleźć można niewiele — stare i zjedzone przez korniki meble, łóżko bez materaca oraz niewielki stolik bez jednej nogi, chyboczący się razem z wiatrem. W środku unosi się słodki i nieprzyjemny odór zgnilizny, jakby coś niedawno tu zdechło.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry

Namiot wróżbUczta Ognia

Sabat Lucyfera to także moment wróżb, a do najpopularniejszych w tym okresie należy oczywiście wróżenie z kierunku ognia. Do tego celu ustawiono namiot, do którego potrafi ustawiać się długa kolejka. Po wejściu przed odwiedzającym rozpościera się widok małej ciemnej jurty, w której jedynym źródłem światła jest rozpalone na środku ognisko. Polecane jest zwłaszcza odwiedzenie tego miejsca z osobą bliską. Wróżby zawsze się spełniają w ciągu najbliższych 6. miesięcy, chociaż nie zawsze w taki sposób, jaki się tego chce. To miejsce dość intymne, ale płomienia zawsze strzeże popularna starsza cygańska wróżbitka - Miri Boswell.

Aby samodzielnie móc określić znaczenie wróżby należy posiadać minimum I poziom zdolności talentu wróżbiarstwa. W innym wypadku czarownikowi pomaga Miri.

Po zajęciu miejsca przy ogniu należy skupić się na swojej najbliższej przyszłości, a następnie zamknąć oczy i otworzyć je dopiero po kilkunastu sekundach, które powinny być wypełnione modłami do Lucyfera. Aby poznać swoją wróżbę, należy rzucić kością k6 oraz k10, a następnie odnieść się do poniższej tabeli.

Kość k6 odpowiada za kierunek ognia i tym samym czego dotyczyć będzie wróżba.
1: w dół - sprawy przyziemne
2: w górę - sprawy wyższe, religijne
3: północ - mądrość, nauka
4: wschód - finanse, praca
5: południe - kreatywność, przyjaciele
6: zachód - miłość, romans

Kość k10 odpowiada za kolor ognia i konkretną wróżbę w danym zakresie.
1: biały - ochrona, podążanie za intuicją
2: żółty - rozwiązanie problemów
3: czerwony - siła, władza
4: różowy - wrażliwość, delikatność
5: fioletowy -  refleksja, samoświadomość
6: niebieski - bezpieczeństwo
7: zielony - kłopoty, lęk
8: brązowy - zagrożenie, niebezpieczeństwo
9: czarny - egoizm, izolacja
10: złoty - światłość, absolutny sukces

Wróżbę należy zinterpretować samemu lub pozwolić Miri pomóc sobie.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Tilly Bloodworth
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
- No ale chodź, no chodź, co nam szkodzi… - prosi, obiema dłońmi obejmując tę Mallory’ego.
Uczta Ognia to przecież jedne z najlepszych dni w roku. Pamięta jak jako mała dziewczynka z niecierpliwością odliczała tygodnie do rozpoczęcia uroczystości. Zawsze chodzili na nie całą rodziną, ciesząc się z wszystkich atrakcji. W szczególności z wróżb na najbliższe miesiące.
Były tylko przychylne!
Odkąd nie może towarzyszyć im mama jest inaczej. Nie obchodzą tych dni hucznie, nie szukają już znaków pomyślności, skupiając się na religijnym aspekcie ceremonii. Tata nawet nie wita na festiwal. Nie widząc sensu w zabawie bez swojej żony.
A ona tęskni do wróżb.
Przez kilka lat wstyd było się do tego przyznać, nawet przed samą sobą. Tyle, że kiedy spotkała na drodze do Cripple Rock Mallory’ego... Od razu poczuła, że musi to zmienić.
Dogoni go, ciągnąc za sobą długi, patchworkowo-kolorowy szalik - Zobaczysz, usłyszymy same doskonałe wieści - przekona, wbijając w niego błagalne spojrzenie wielkich, niebieskich oczu, nie mógł jej odmówić.
Nie puści jego dłoni do samego namiotu, jakby bała się, ze zmieni zdanie. Sama kilka razy była bliska zapomnieniu po co tak naprawdę przyszli na teren festiwalu, rozproszona pięknem ognia. W każdej ze swoich postaci. Łatwo jest się porwać dźwiękom muzyki, przyciągającym by zajrzeć nawet w najmniejszy zakamarek festiwalu. Z zachwyconym westchnieniem przypatrywała się tancerzom, zazdroszcząc im gibkości, to z przerażeniem wpatrywała się w odważnych stawiających czoła ścieżce żaru.
Wie, że to podobno całkowicie bezpieczne. Ale i tak wygląda przerażająco!
Nie to co wróżby.
Aż podskoczy kiedy wreszcie trafią pod namiot, nie mogąc ukryć entuzjazmu - Jeszcze tylko kilka osób - zauważy (jakby sam tego nie widział…) w końcu puszczając jego dłoń. Uśmiechnie się, łapiąc jego spojrzenie, by rzucić żartobliwie - Może Miri wywróży nam coś słodkiego?
Dwadzieścia trzy lata życia minęły zanim poznała kogoś zmagającego się z podobnymi problemami co ona.
Mike… wie, że Mike wesprze ją we wszystkim. Łączy ich bliźniacza więź, którą ciężko wytłumaczyć słowami. Wie jednak, że nawet jeśli rozumieją się bez słów…
Czekolada roztapiająca się na jego języku nie smakuje jak ziemiste, zgniłe letnie błoto. Modli się by nigdy nie musiał rozmasowywać zbolałych od skostnienia kończyn, przy pulsującym bólu głowy czuje dziwną ulgę, że nie dotyka on i jej brata.
Ale czasem. Szczególnie kiedy nie potrafi oddać słowami całej swojej frustracji. Czuje się osamotniona w swoim wstydzie przy kolejnej nieudanej próbie magii.
Więc kiedy po raz pierwszy wręczyła Mallory’emu ciasteczka a ten wzdrygnął się na sam ich zapach…
Wie, że ich świat wygląda tak samo.
Tilly Bloodworth
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Zacięcie, które jeszcze chwile temu kierowało go wzdłuż zabielonej dróżki do antykwariatu, topniało pod harmidrem corocznych celebracji. Nie sądził, że zatęskni za jak najszybszym powrotem do znajomych czterech ścian, ale odnosił wrażenie, że nawet tam byłby teraz milej widziany. Przemknęło mu przez myśl, by zawrócić - pozostawić za sobą mróz wnikający do kości przez trzy warstwy ubrań i ciężar przewieszonej przez ramię torby - ale zamiast tego przymusił się do przyspieszenia kroku. Miał zadanie do wykonania i doskonale wiedział, czym groziło złamanie na nowo przysposobionej rutyny.
Jeszcze kilka dni - tylko tyle i aż tyle pozostało do przywrócenia śnieżnego porządku i oczyszczenia powietrza z dymu, coraz mocniej wnikającego mu w nozdrza. Pół twarzy zdążył zatopić w brązowawym szalu w momencie, gdy nowy akcent wybił poza nieznośnie radosne szmery. Nadejście szeptu powitał jedynie zaciśnięciem dłoni na kubku z kawą, osobistym, przenośnym grzejniczku; zwolnił dopiero, gdy całkiem dosłownie obiło się o niego prawdziwe źródło dźwięku.
Zjawa, która zwykła nawiedzać go na cmentarzu, tym razem postanowiła namówić go do złego i nierozsądnego w sposób tak zatrważająco znajomy, że nie był w stanie jej odmówić. O wiele większym błędem niż spóźnienie się na umówione spotkanie wydało mu się jedynie zrezygnowanie ze sprawienia przyjemności osobie, która zadbała o właściwą ekspozycję jego siostry; która, podobnie jak niegdyś Dahlia, potrafiła być przyjemnym towarzystwem nawet, gdy skakała dookoła niczym nadmiernie rozentuzjazmowany szczeniak.
Możemy przeznaczyć na to maksymalnie pół godziny. — Ledwie zdążył dokończyć, a już pociągnęła go w sam środek paszczy lwa. Choć jej palce dotykały jedynie chropowatego materiału jego rękawiczki, wzdrygnął się mimowolnie, być może w ponurej antycypacji na zbombardowania kolejną salwą gwaru, przypominającego mu o tym, jak bardzo irytujące bywały takie rodzinno-religijne spędy; jak mocno odgrzebywały poczucie straty, gdy już prawie udało mu się od niego odsunąć.
Powątpiewał w optymistyczne nastawienie towarzyszki, ale nie zamierzał go rozbijać. W milczeniu trwał u jej boku i zdecydowanym gestem przyciągał do ziemi, gdy za mocno odlatywała w stronę ognia; nie chciał, by się poparzyła. Na tyle, na ile mógł, ignorował rozbrykaną, kolorową hałastrę, ponad nią wypatrując najkrótszej drogi do namiotu, w którym miały się skrywać sekrety przyszłości. Miały - słowo klucz. Z ust Miri wypełzały same bzdury, a mimo to wystarczyła dobra reklama, by garstka desperatów zleciała się tu niczym pszczoły do miodu. Dobrze, że przynajmniej nie żerowała na ich naiwności na tyle mocno, by pobierać pieniądze za swoje usługi.
Na jedną przeznacza około pięciu minut — podzielił się z Tilly wynikami krótkiej obserwacji, sądząc, że ucieszy się, że nie będą musieli długo czekać. Dla niego ta wieść była raczej wisielcza, więc gdy uścisk na dłoni zelżał, wcisnął ją w kieszeń, by tam mogła sobie swobodnie drżeć. Ni to prychnął, ni delikatnie się uśmiechnął, słysząc zadane pytanie; oderwał spojrzenie od wejścia namiotu i odwzajemnił to na nim zawieszone.
Myślisz, że byłaby w stanie tego dokonać? Co mogłaby ci powiedzieć, by przywołać chociaż namiastkę słodkości? — Pokierował dłoń w stronę jej szalika i poprawił go, zanim zdążył opaść na ziemie. Wypowiedział się odrobinę ciszej, nieprzyzwyczajony do werbalizowania kłopotliwych aspektów swojej codzienności. Kwestię Goryczki zdradził z resztą przypadkiem, a właściwie to sam został zdradzony przez odruch bezwarunkowy, który przemknął mu po twarzy, gdy Tilly tak niespodziewanie wręczyła mu ciasteczka. Drobny szczegół wyłapała z biegłością równą tej, z którą i on przyuważył rozkwitające w jej spojrzeniu zrozumienie. Zawarte bez słów porozumienie było jednym z jaśniejszych i wyraźniejszych przebłysków wspomnień, które od kilku miesięcy notorycznie zlewały mu się w szaroburą breje. Pamiętał również, że nie wiedząc, co z tym elektryzującym faktem począć, postanowił dziewczęcia unikać. Wtedy nie był jeszcze świadom, że na cmentarzu pojawiała się nawet częściej od niego.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Tilly Bloodworth
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Jest kilka rodzai odwiedzających cmentarze.
Chwilowi żałobnicy. Tych jest najwięcej. Wyperfumowani, odprawiają zapłakaną rewię mody, myląc alejki. Wymyślne wieńce rzucają na świeżo usypane groby. Mijając bramę cmentarza wciąż ocierają łzy…
I zapominają. Na dobre.
Największą grupę stanowią świąteczni żałobnicy. Przy każdej z większych okazji stają u progu cmentarza, w ręku trzymając wielkie bukiety i jeszcze większe światełka. Czasem zostają na krótką chwilę, czasem ich wizyta jest dłuższa, ale nigdy nie są w pełni obecni.
Jest też kilka tych osób, których twarze zna bardzo dobrze. Widuje ich nieomal codziennie. Zatopionych we wspomnieniach, czasem tych pięknych, czasem melancholijnych. Czuje z nimi szczególne porozumienie. Czasem zagaduje, częstując słodkościami. Słucha historii o ich bliskich - niektóre historie potrafią trwać godzinami.
Czasem posyła tylko ciepły uśmiech, niektórzy potrzebują tylko tyle.
Czego potrzebuje Mallory - do dzisiaj nie wie.
Lubi chodzić z nim na spacery i wspólnie pić herbatę tak gorzką, że aż wykręca język. Lubi kiedy rozmawiają o błahostkach i kiedy czasem zdarzy mu się opowiedzieć coś o swoich ulubionych owadach. To nie zdarza się często, ale wtedy na jego twarzy pojawia się ten ciepły uśmiech. To wyjątkowy widok.
Dlatego kiedy tylko spotka go na swojej drodze - a stara się robić to naprawdę często (ale w granicach dobrego smaku, żaden z niej prześladowca!) - to nie wypuszcza ze swoich sideł. Jak dzisiaj - Maksymalnie pół godziny! - potwierdzi, salutując.
Rzeczywiście, trzyma ją w ryzach. Kiedy pochłaniają ją kolejne dźwięki i zapachy, sprowadza ją na ziemię, pokazując drogę. Posyła mu przepraszające uśmiechy, ściskając jego dłoń kiedy wraca na dobry tor.
- O, to wcale nie tak dużo? - sama zerknie na namiot i zmniejszającą się kolejkę - Myślisz, że w tym roku wróżby są tak łatwe w odczytaniu? Pamiętam, że kiedyś przez póóół godziny Miri debatowała z moją mamą czy odcień ognia był raczej purpurowy czy burgundowy, nie mogły dojść do porozumienia. A kolor ognia jest podobno kluczowy - aż uniesie ręce. Rękawy żółtego płaszcza podwiną się w górę ukazując kolekcję frotek na nadgarstkach - To znacznie milsze kiedy wszystko jest jasne - doda z cichym westchnięciem. W końcu, kilka miesięcy po tej rozognionej debacie mama otrzymała swoje przeklęte czekoladki.
I przestali przychodzić na wróżby.
Spojrzy na niego z wdzięcznością, bezgłośnie układając usta w dziękuję kiedy poprawi jej szalik- Nie wiem - wzruszy ramionami, przyznając szczerze - Może… pobudka Mamy byłaby słodka? - pożuje policzek od środka. I wbije w niego spojrzenie swoich niebieskich oczu jakby mógł zdradzić jej odpowiedź - Kiedy byłam mała i tutaj przychodziliśmy zawsze miałam pełną listę życzeń. Od malutkich aż po ogromne. A teraz… sama nie wiem. Czasami czuje się pusta ze świadomością, że już nie mam takich marzeń - cicho podzieli się z nim sekretem, ale szybko uśmiechnie się szeroko - A ty? Czego sobie życzysz? - dopyta - Na pewno dostaniesz najlepszą wróżbę. Ogień buchnie wysoko w pięknym kolorze. Może zielonym? Jak Twoje oczy? - lubi zielony.
Tilly Bloodworth
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Od niemal roku wszystkie oczy - zmrużone podejrzliwie, wytrzeszczone w zdziwieniu, półprzymknięte pod naporem współczucia czy zaszklone przez współodczuwany smutek - śledziły każdy jego krok. Wcześniej głównie ignorowały. Wystarczyło, że do równania wkroczyła śmierć, by wynieść go na świecznik, a to i tak tylko w ograniczonym zakresie czasowym, bo ludzie prędko zapominali. Czasem im tego zazdrościł, ale tylko przez chwilę, nim całkowicie dał się opętać wrażeniu kolejnej już zdrady. Trwał pośród nagrobków, jakby w przemożnej chęci podzielenia ich losu nawet, gdy wszystkie ciekawskie spojrzenia rozmyły się w prozaiczności szarych dni i nocy, zostawiając go jedynie z tymi na wieczność przymkniętymi. Odgraniczał się od reszty, chował w więzieniu swojego umysłu, próbując obmyślić najszybszy, najefektywniejszy sposób na dotrzymanie obietnicy, która w jego mniemaniu wcale nie straciła na ważności tylko z racji ustania wszystkich funkcji biologicznych. Jeżeli w coś wierzył, w coś chciał wierzyć, to właśnie w to - że będzie mógł jeszcze naprawić swoje błędy, nieważne, jaką cenę będzie musiał za to zapłacić.
Stare nawyki przebiły się któregoś wieczora przez wisielcze otępienie; wyczuł na sobie parę ślepi i gotów był je zignorować, ale zaczęły się zbliżać, więc z niechęcią oderwał wzrok od eleganckiego, wyrytego w kamieniu napisu - wyglądało co do joty jak jej pismo - i przeniósł go na gapia. Spodziewał się, że chciał mu złożyć kondolencje, jak to mieli w zwyczaju robić ludzie, pragnący pozbyć się własnego dyskomfortu związanego z bólem rozpoznanym w drugim człowieku, ale pomylił się i to bardzo.
Musiał zamrugać kilka razy, by pozbyć się wrażenia, że opadł na dno szaleństwa. Pojawiła się przed nim nie siostra, a dziewczyna, którą kojarzył jak przez mgłę. Nie była namolna. Nie chciała wydobyć od niego żadnych informacji. Nie mówiła, jak bardzo jest jej przykro i inne tego typu bzdury. Co dziwniejsze, nie uciekła również, gdy obrzucał ją spojrzeniem spode łba - raz, drugi, trzeci.
Przeszło mu przez myśl, że mógł być to znak.
Pozwolił więc, by była obok.
W którymś momencie zaczął tego nawet oczekiwać.
Odrobinę.
Miał w zwyczaju popełniać błąd za błędem, tak, by świat tego nie dostrzegał. Ogrom jego beznadziei znała jedynie siostra. Wolałby, by ta wiedza z nią pozostała, ale niektóre ze spojrzeń czy drobnych gestów Tilly śpiewały podobną pieśń. Wciąż nie postanowił jednoznacznie, co ma z tym uczynić. Nie sądził, by odkładanie tej decyzji w nieskończoność specjalnie mu przeszkadzało. Z pewnością chciał mieć dziewczynę na oku, więc się ugiął, a nawet blado uśmiechnął, gdy z taką werwą zasalutowała. Energii miała wystarczająco za ich dwójkę. Przy niej musiał wyglądać jak żywy trup; czuł się tak często. Być może to wyjaśniało, czemu zdawała się lubić przebywać w jego towarzystwie.
Wciąż mierząc wzrokiem kolejkę ustawioną przed namiotem, wzruszył ramionami. Czas pozostawał relatywny - gdyby sam szedł tam z wiarą i chęcią wgłębienia się w tajniki przyszłości, wypytałby Miri o każdy, nawet najmniejszy szczegół, co mogłoby zająć dłużej, niż pięć minut. Oczywiście, jasnowidzenie było tylko iluzją, przenikającą do rzeczywistości przez efekt Barnuma i różnorakie błędy poznawcze, więc podejrzewał, że o jakichkolwiek spersonalizowanych detalach można było w tej sytuacji zapomnieć.
I jaki w końcu był? — Zapytał Tilly o kwestię ognia, bo tej związanej z matką wolał nie poruszać. — Twoja wróżba się wtedy spełniła? W taki sposób, w jaki chciałaś? — Zerknął na nią, gdy ściszyła głos. Wyrzuconą w górę dłoń prawie wmanewrowała prosto w oczy stojącego za nimi mężczyzny, więc złapał ją lekko za nadgarstek i skierował go w dół, tam, gdzie powinien być, nie stwarzając niepotrzebnego zamieszania. Kontrolne spojrzenie posłał prawie-poszkodowanemu, ale ten tylko wymamrotał coś pod nosem, nie wykazując większych chęci do dialogu. I bardzo dobrze.
Jasność przydałaby się zwłaszcza w kwestii komunikacji międzyludzkiej — przytaknął, za jej przykładem ponownie ściszając głos. — Umiarkowana jasność. Na zaślepieniu nikt nie zyska. — Wiedział o tym zbyt dobrze, ale wolał się na ten moment nie zagłębiać w ten temat, tak jak i znowu wypływającą na powierzchnię kwestię rodzicielki Tilly. Zawieszony na nim błękit spojrzenia wymagał jakiejś odpowiedzi, której nie potrafił udzielić. Mamienie jej złudną nadzieją wydawało mu się zbyt okrutne. Zanim tak zaczął się skręcać już nie tylko mentalnie pod jarzmem oczekiwań, uratowała go kolejna salwa słów. Odetchnął głębiej, wsłuchując się w nie, tylko trochę wbrew sobie. Choć dalej stali na śniegu, tylko o osobę bliżej namiotu, odniósł wrażenie, że w którymś momencie odcięli się od reszty ucztowego galimatiasu.
Całkiem przyjemne uczucie, bardziej nawet, niż przytłaczające.
To naturalny proces - życie unicestwia nasze marzenia, lub gdy jest bardziej łaskawe, przekierowuje je na inny tor. — Nie spodziewał się, że podzieli się z nim taką informacją. Ufała mu, czy po prostu podchodziła do tych spraw dużo luźniej od niego? — Masz ich trochę, prawda? Marzeń. Musisz jakieś mieć, bo skąd brałabyś tę całą swoją energię życiową? — Ton głosu zmiękł mu lekko, choć pytanie zadał na poważnie. Naprawdę chciał wiedzieć. Niewiele kwestii mu imponowało, ale ta nieco intrygowała.
Nie potrafił ustosunkować się wobec kolejnego pytania - nie na głos. Odpowiedź była zbyt bliska jego sercu, a on zbyt daleki do takiego otworzenia się teraz, jeśli w ogóle. Może, gdy jego marzenia przestaną sprawiać, że budził się w nocy, oblany zimnym potem, a serce wygrywało mu straceńczą melodię. Gdy - jeśli, lub w odwrotnej kolejności - ziszczą się, może wtedy zabiorą ze sobą wystarczająco strachu i będzie mógł się pochwalić tym, czego dokonał.
Dla siebie niczego. — Cień uśmiechu pojawił mu się na ustach. — Gdybym mógł życzyć sobie czegoś dla ciebie, chciałbym, by ten rok miło się z tobą obszedł. — Zasługiwała na to na pewno bardziej od niego. — Zielony jak trawa zieleńsza u sąsiada, góra pieniędzy, świetliki czy nieśmiertelność...? Wskrzeszenie. Odrodzenie. Te myśli na sekundę zupełnie go rozbroiły, a nagła wzmianka o jego oczach tylko dodatkowo zmieszała.
Może niebieskim, jak twoje. — Powiercił dłonią w kieszeni, wzrok fiksując na wejściu do namiotu. — Ma zdecydowanie więcej pozytywnych konotacji. Wolność, lojalność, kreatywność, autorytet... — Wiele równie światłych, co naiwnych znaczeń.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Tilly Bloodworth
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Nie podeszła do niego z poczucia obowiązku.
Czy tego narcystycznego przekonania, że potrafi w magiczny sposób ukoić czyjś ból.
Wie lepiej niż inni, że obserwowanie czyjejś żałoby potrafi przyciągnąć niczym pszczoły do słodko wonnych kwiatów w miękko letni dzień. W końcu to najlepszy sposób by poczuć się lepiej z samym sobą. Wielkodusznie i z rozmachem wspomóc po stracie najbliższego. Często obserwuje te pozorne płaczki, najgłośniej wspominające zmarłych. Pod pachą dzierżą całą kolekcję żaroodpornych naczyń przepełnionych najróżniejszymi wariacjami zapiekanek. Oblepiają tych, co utracili co najdroższe, napychając się przekonaniem o własnej dobroci skoro tak chętnie niosą pomoc w najciemniejszych z momentów.
I choć na co dzień stara się unikać negatywnych osądów - gardzi tymi wszystkimi zapiekankowymi samarytankami.
Sama nie wie dlaczego najczęściej są to kobiety o okropnych fryzurach.
Nie podeszła do niego z poczucia obowiązku. Czy z egoistycznej potrzeby wylania na siebie całej lawiny kondolencji i wspomnień. Jego siostrę poznała podczas jej ostatniej drogi. I choć jej piękne włosy ułożyła z największą starannością, dzieląc się całą gamą opowieści…
To nie w jej sercu wyryła pustkę nie do zapełnienia.
Nie podeszła do niego ze współczucia.
Po prostu, tamtego popołudnia było naprawdę zimno. A ona miała w termosie gorącą herbatę. Jego policzki zaczerwienione były od chłodu i zwróciła uwagę na to, że nie ma rękawiczek.
Więc podzieliła się z nim herbatą.
Potem, czytając nowy numer jej kulinarnego periodyku, znalazła przepis na czekoladowo-miętowe ciasteczka z zieloną posypką i pomyślała właśnie o nim.
A kiedy okazało się, że i on cierpi na Goryczkę…
Mogła domyślić się od razu! Do tej pory nie spotkała nikogo innego kto nie skrzywiłby się na jej mocną i naprawdę gorzką herbatę.
I choć nie potrafi - jeszcze - upiec czegoś co nie wywoła w nich mdłości, to miło jest mieć u boku kogoś z kim można cieszyć się przekąskami innym wykręcającymi języki. I nie wstydzić się, że nawet najprostsza magia czasem potrafi sprawić trudność. Nie tłumaczyć dlaczego znowu boli głowa i bez słowa rozciągnąć skostniałe kończyny.
Taka swoboda, przynajmniej w jej przekonaniu, wcale nie wymaga namysłu. A miejsce Mala w jej życiu nie wywołuje żadnych wątpliwości. Dopasował się do jej codzienności jak brakujący kawałek układanki.
Jeśli kryje się za tym jakieś pytanie - odpowiedź z czasem znajdzie się sama.
Zawsze się znajduje.
- O… och - przygryzie dolną wargę i spojrzy na niego niepewnie, nagle uświadamiając sobie, że - Nie pamiętam - zmiesza się ze wstydem - Powinnam pamiętać coś takiego, prawda? W końcu to było ostatnie Święto Ognia mojej mamy. A mimo to… - pokręci delikatnie głową - A może po prostu nigdy nie zgodziły się co do koloru? - westchnie. Ale szybko się uśmiechnie, bo - Spełniła. Na wiosnę dostałam wymarzony rower, nikt nie mógł mnie dogonić - nawet mama. Woli pamiętać te dobre momenty.
Chce pamiętać tylko dobre momenty.
Złe tracą na znaczeniu gdy traci się kogoś ważnego.
Zaczerwieni się nieomal po same uszy zauważając, że nieomal nie wybiła komuś oka. Cichutkie przepraszam zostanie skwitowane jedynie wzruszeniem ramion nieznanego mężczyzny, ona sama przysunie się bliżej Mallory’ego. Dla bezpieczeństwa - Brakuje Ci takiej jasności? - spyta, uważniej mu się przyglądając. I nieomal jakby czytała mu w myślach, ledwie zauważalnie kiwnie głową. Nie musi składać jej fałszywych obietnic. Przecież wie, że Mama dalej będzie spać.
I wie, że niektóre sekrety woli trzymać dla siebie. Nie naciska - Nie wiem - sama nie czuje by musiała przed nim cokolwiek ukrywać - Wiesz, kiedyś marzyłam żeby być… jak te brzydkie kaczątka z filmów. Niektóre są tak dziwne jak ja, a pod koniec i tak odjeżdżają w stronę zachodzącego słońca z największym szkolnym przystojniakiem - sama zaśmieje się ze swojej niegdysiejszej naiwności - Ale dzisiaj. Chciałabym żeby Mike poczuł się tu znów jak w domu. Żeby tata nie siedział nocami nad papierami, bo coraz mocniej doskwiera mu zdrowie. I chciałabym też żebyś miał sam dla siebie więcej zrozumienia i czułości - zmarszczy nosek w czułym uśmiechu. A w jej oczach zalśni wielkie wzruszenie, kiedy podzieli się z nią tak miłymi słowami. Aż nieśmiało zaczepi jego stopę swoją - W Twoim towarzystwie czas zawsze się miło ze mną obchodzi - przyzna. I oprze policzek o jego ramię.
Dopiero po chwili dodając w dużym zamyśleniu - Twoje oczy rzeczywiście są zielone jak świetliki - do tej pory w ogóle o tym nie pomyślała! - Autorytet? - zachichocze cicho - Myślisz, że wzbudzam jakiś autorytet?
Tilly Bloodworth
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Nauczył się spodziewać najgorszego.
Prewencja była efektywniejsza od lizania ran; płacił za nią tylko zdrowiem psychicznym. Z niewielkimi porcjami rozstawał się bez żalu. Z przyzwyczajenia odsuwał kubek z kawą od krawędzi stolika, gdy ktoś przechodził obok, drabiny omijał szerokim łukiem, po angielsku wymykał się z pokoju, gdy ojciec chwytał za butelkę. Starał się nie kusić losu, bo nie był w tym tak zręczny, jak Dahlia. Rodzinne szczęście roztoczyło nad nią ochronny parasol, zapominając poinformować o jego ograniczonym czasie działania. Odeszła, a z nią wszelkie prawdziwe przejawy dobroci. Pozostał sam w deszczu opozycyjnych postaw, gestów i szeptów, a gdy blakły, przywracał im koloryt, bo łaskawiej - poprawniej - się z nim obchodziły. Usprawiedliwiały słaną cierpkość, niechęć i sczerniały racjonalizm, ale też męczyły, czasem nawet bardziej, niż wizyty na cmentarzu.
Jakże zabawnie, że to tam nawiedził go komfort. Tilly była interesującym przypadkiem, choć na pierwszy rzut oka nie odbiegała od archetypu grzecznej dziewczyny z sąsiedztwa. Z harcerskim zapałem przemierzała ulice Saint Fall, racząc jego mieszkańców własnoręcznymi wypiekami i nie chcąc nic w zamian; zmarłych traktowała równie życzliwie. Łatwo się przy niej oddychało, o wiele łatwiej, niż w otoczeniu najbliższej rodziny, kuzynów, kilku przyjaciół-znajomych, których role zawiesił bezterminowo. Nie znał jej zbytnio, nie miał żadnego powodu, by nie wpisać jej do rejestru podejrzanych albo tylko niegodnych zaufania, a mimo to bez słowa przyjął herbatę. Czekoladę z miętą, której nawet nie lubił, bo przywodziła na myśl pastę do zębów. Uśmiech, od którego w końcu nie robiło mu się niedobrze. Niewypowiedziane, wspólne podobieństwa odpychały tylko czasami. Ludzi postrzegał przez pryzmat zagrożeń, ją w którymś momencie zaczął rozpatrywać inaczej - bardzo prawdopodobnie, że ku swojej zgubie.
Ale kiedyś musiał odpocząć.
Im dłużej czekali na swoją kolej sięgnięcia w przyszłość, im bardziej zagłębiał się w rozmowę przekraczającą ramy pogodowej pogawędki, tym lżej się czuł. Nie powinien, bo widmo obowiązków konkretyzowało się wraz z kruszejącym czasem, odmierzanym przez wskazówki ściskającego nadgarstek zegarka. Z trzydziestu minut zostało ledwie kilkanaście i już tylko jedna, złota kurtka przed wejściem do namiotu. Wyczekiwanie na 'atrakcje' wcale mu się nie dłużyło, a do tego był od pewnego czasu przyzwyczajony. Złośliwość rzeczy martwych nie wytrzymywała starcia z głosem Tilly, nawet, gdy nie wszystkie nuty wybrzmiewały idealnie. Nie musiały takie być. Doskonałość była zarezerwowana tylko dla jednej osoby.
Dobrze to słyszeć. Będę wiedział, żeby odpuścić sobie wątpliwą przyjemność odpadnięcia w przedbiegach. — Raz jeszcze uniósł kąciki ust w nadmiernie stonowanej próbie uśmiechu. Milczał przez chwilę, wsłuchując się w zgrzyt dochodzący zza namiotu, a gdy nic więcej z niego nie wynikło, dodał: — Pamięć... bywa zawodna. Przeinacza fakty. Czasem wbrew naszym pragnieniom. — Była mieczem obosiecznym, dobrym pomysłem, ale średnio zaimplementowanym. Niezbyt trwałym. Musiała znaleźć przełożenie na rzeczywistość, by się odpowiednio utrwalić. Niewielki ciężar w kieszeni, lekko chrapowaty materiał woreczka w wielu przypadkach okazywał się skuteczniejszy, niż przywołanie niepokrytego patyną, kolorowego wspomnienia.
Przysunęła się nagle, zbyt nagle, by niezadowolenie nie nagięło jego ekspresji. Nie patrzył jednak na nią, mogła tego nie dostrzec. Dobrze by było. Gdyby Miri się pospieszyła, również.
A jednak wywołał wilka z lasu; wyraźnie czuł na sobie znajome spojrzenie. W pierwszym momencie zamierzał wzruszyć ramionami, w drugim zdecydował się odpowiedzieć.
W pewnych przypadkach. — Dookreślenia lub ich brak zależały od jej reakcji, słów, gestów. Nie skłamałby przyznając, że sam, szczególnie ostatnimi czasy, był drobnym wypadkiem komunikacyjnym; w karambol zamieniał się jedynie w czwartki. Pomoc od kogoś bardziej doświadczonego byłaby mile widziana, a że nie miał w tej kwestii wielkiego pola manewru, dosyć poważnie zastanawiał się nad kandydaturą Tilly. Niekoniecznie teraz, a w bardziej sprzyjających ku temu okolicznościach, choć jej nagłą, niekoniecznie niespodziewaną wylewność można by za takie uznać. Miło było słyszeć, jak się śmiała; powoli zaczął przywykać do pomruków niezadowolenia, rozczarowania i złości. Na nie przynajmniej wiedział, jak reagować - na te zaprawione słyszalnym wzruszeniem już nie. Ostatnio życzono mu jedynie "potknięcia się i rozwalenia sobie głupiego ryja", dosyć zasłużenie. Komplementy kierowane w jego kierunku brzmiały w najlepszym przypadku głucho, w najgorszym nieszczerze. W tym wypadku nie potrafił jednoznacznie ocenić ich wydźwięku. Ściskanym w dłoni kubkiem zaczął lekko machać w lewo-prawo, prawo lewo i tak w kółko. Unikał odwzajemnienia spojrzenia.
Jeśli modły nie wystarczą, zawsze można dopomóc tym życzeniom poprzez odprawienie rytuałów. — Znieruchomiał, gdy zbliżyła się - w każdym aspekcie - jeszcze bardziej. Tutaj nie było już miejsca na rzeczowość, w którą ubrał poprzednią wypowiedź. Miał nadzieję, jej perfidne okruchy, że nie popełniał błędu, zniżając głos niemal do szeptu:
Nie uważam, żebyś była dziwakiem. Sądzę, że nasze małe, koszmarne miasteczko na ciebie nie zasługuje. — Odchrząknął, jakby to miało go zwrócić na prawidłowe, zdecydowanie mniej uczuciowe tory. Chociażby te nieszczęsne oczy.
Kiedyś za takie rzucano na stos. — Wykrzywił usta w ponurym rozbawieniu. — Czasy się zmieniają, ale ludzie wciąż pragną rozlewu krwi nawet za mniejsze przewinienia. — Zerknął na nią z ukosa - długo, oceniająco. Po chwili namysłu stwierdził: — Nie. W ogóle. Ale to chyba nie problem, nie wydajesz się ku temu aspirować. — Może miała potencjał... głęboko ukryty. — Myślę, że wywierasz na ludziach dokładnie takie wrażenie, jakie chciałabyś wywierać.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Tilly Bloodworth
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Czasem, uciekając przed krzywdą, zadaje się jeszcze większą.
Ból jest nierozerwalną częścią życia, a czasem nawet jego najlepszym wyznacznikiem. W końcu, przestaje się go czuć dopiero po śmierci. Może to codzienne obcowanie z różnymi jego formami - w końcu najczęściej przygotowuje zmarłych na ostatnie spotkanie z tymi czekającymi w saloniku domu pogrzebowego - sprawia, że jest jej trochę proście.
A może po prostu miała więcej czasu by go oswoić niż Mal.
Żałoba ma podobno pięć kroków. Tak wyczytała w jednej z ulotek zagubionych gdzieś pomiędzy krzesłami. Sama nie wie czy to prawda.
Wciąż czuje brak. Mamy. Czuje brak Giorgi, choć to tylko tygodnie i wciąż doskonale pamięta brzmienie jej perlistego śmiechu. Boi się dnia w którym zapomni brzmienia jej głosu.
Tembru mamy nie pamięta. Nie ważne jak mocno stara się skupić, odkopując najstarsze ze wspomnień. Pamięta wspólne tańczenie w saloniku. Pamięta jak leżała w jej ramionach, a ona gładziła jej włosy. Pamięta ciężki zapach jej perfum. Pamięta czerwone paznokcie. Pamięta jak czytała jej Alicję po Drugiej Stronie Lustra…
Ale nie pamięta dźwięku jej śmiechu.
Podobno to normalne. Ton głosu zapomina się jako pierwszy. To też wyczytała w jednej z ulotek.
I tak czuje jakby straciła kolejną jej cząstkę.
Ostatecznie żałoba to chyba pogodzenie się z tym, że nawet jeśli ci najdrożsi na zawsze będą gdzieś w środku, to z każdym dniem jest ich coraz mniej.
Może im mniej ich jest, tym prościej wstać z łóżka?
Cała rozświetli się w szerokim uśmiechu, zanim spyta - Lubisz jeździć na rowerze? - w końcu - Lubię jeździć z kimś. Nie tylko na wyścigi - a przecież, takie ma wrażenie, doskonale wiedziałby czemu zatrzymuje się w pół wyścigu. Nie patrzyłby krzywo na pogrubioną kierownicę, na rozmasowywanie skostniałych stawów. I gorzką herbatę w termosie - Bywa zawodna - zgodzi się cicho, poważniejąc. I po raz pierwszy sama spojrzy na namiot - Bywa też obłudna. Przeczytałam w jakiejś mądrej gazetce, że większość wspomnień z wczesnych lat dzieciństwa to słodkie wyobrażenia. Ale nie chciałabym poznać prawdy. Ani wszystkiego co może się kryć za każdym śmiechem - wzruszy ramionami, łapiąc jego spojrzenie - Ostatecznie, prawdziwe jest to w co chcemy wierzyć. I ja chcę wierzyć, że promień mamy miał tamtego roku najpiękniejszy kolor. Wróżący wszystko co najlepsze. Że każdy dzień przed tymi felernymi czekoladkami układał się idealnie po jej myśli. I, że była szczęśliwa - to pewnie bardzo naiwne. Co z tego?
Skupi na nim swoją całą uwagę, nawet jeśli sam unika jej wzroku. Widzi jak bawi się kubkiem, jak zerka na namiot, zastanawia się czy to zdenerwowanie przed poznaniem przyszłości czy może - W pewnych przypadkach? - to jeden z nich? - Na przykład? - dopyta ostrożnie i pogładzi jego ramię. Jakby jednocześnie chciała go rozgrzać i dodać mu otuchy - Sama boje się odprawiać rytuały, wiesz jak to z nami bywa… - westchnie - Znaczy, może Tobie wychodzą one znacznie lepiej? - a co jeśli znalazł sposób na ich przypadłość - U mnie zawsze wszystko jest na odwrót. Boje się, że zamiast pomóc, zrobię komuś krzywdę. Więc skupiam się na pieczeniu - przyzna z rozbrajającą szczerością, rozkładając ręce.
Nie na tyle szeroko by zaczepić kogoś innego.
I dobrze, bo kiedy usłyszy jego kolejne słowa, ze zdziwienia usteczka ułożą się w idealnie okrągłe „o”. Zarumienione od zimna policzki zrobią się jeszcze bardziej czerwone. W oczach zalśni wzruszony ognik. Przez chwilę wpatruje się w niego bez słowa…
Aż w końcu obejmie go ciasno, chowając głowę pod jego ramieniem z zawstydzenia - Jesteś zbyt miły - wymamrocze. I tak wciąż schowana, powie pewnie - Nie pozwoliłabym im rzucić cię na stos - za żadne przewinienie.
Zadrze w końcu głowę z wyraźnym rozbawieniem - Dokładnie takie, jakie chciałabym? - upewni się… i parskie perlistym chichotem - Mam zdecydowaną nadzieję, że jednak nie, to byłby czysty masochizm!
W końcu. Daleko jej do Molly Ringwald w Szesnastu Świeczkach.
Tilly Bloodworth
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Jeszcze w latach szczenięcych przekonany był o słuszności wzięcia nóg za pas w odpowiedzi na rozgrzewający konflikt; efektywnością górowała nad resztą potencjalnych reakcji. Minimalizowała szansę na wyrządzenie szkód osobom postronnym. Jego samego broniła przed wpół przypadkowymi siniakami i psychicznym zwichrowaniem, lecz koniec końców, jak wszystko, przygasała. Na upływ czasu nie było rady. Zasklepiając rany, przekierowywał krzywdę na zmarłych - bo nią właśnie, jedną z największych zbrodni, była niepamięć. Słowa miały moc podobną czarom, o czym przekonał się właśnie po raz kolejny na własnej skórze. Wypowiedź Tilly, to ciche przypomnienie o poniesionej stracie zagnieździło się w nim mocno i sukcesywnie zatruwało dawką niepewności. Wolnopłynącego lęku. Widmem realnego przerażenia. Ledwo się powstrzymał, by nie wykrzywić ust, nie zmarszczyć brwi. Ignorował wiele rzeczy, ale nie osiągnął w tym takiego mistrzostwa, by negować całą rzeczywistość z wszystkimi jej konsekwencjami. Czasami o niczym innym nie marzył, choć zdawał sobie sprawę z niewłaściwości takich myśli. Wolał ich unikać. Tilly musiała jakoś wyczuć ten drobny i całkowicie wewnętrzny spadek formy, bo od razu wytoczyła ciężkie działa. Na widok jej uśmiechu rozpogodził się natychmiast. Może by go nawet odwzajemnił, chociaż spróbował, gdyby na horyzoncie nie zamajaczyła kolejna trwoga, zawarta w wielce niepozornej, ogólnikowej frazie 'aktywności fizycznej'.
Nie jest to najczęściej przeze mnie wybierany środek transportu. Mówiąc łagodnie zawisło w ciszy między oddechami. Za drobny sukces mógł uznać zamianę niesmaku w ćwierć zainteresowania, choć, prawdę mówiąc, nie powinien jej wykazywać. Życie Tilly miało się dobrze bez zazębienia z jego własnym. Wspaniale, że miała wokół osoby, z którymi mogła się wybierać na wycieczki rowerowe. Mało kto zasługiwał na samotność, ona - w ogóle.
Nie chcąc wchodzić jej w słowo, pokiwał głową. Tylko odrobinę wbrew sobie musiał przyznać, że jej sposób myślenia miał w sobie nieznaną mu i trudną do ubrania w słowa magię. I ambiwalencję: orzeźwiał, jednocześnie rozgrzewając. Nie potrafił jednak nie skupić się na zagrożeniu, czającym się pod toną słodkiej naiwności. Gdyby całkowicie mu nie zależało, zgodziłby się jedynie lub sprawił skrojony na miarę komplement; zamiast tego odpowiedział:
Rozumiem twoje stanowisko... Poniekąd. Z pewnością łatwiej się żyje, wybierając trzymania się swojej wersji prawdy. — Zgarbił się mimowolnie. Nieznacznie. — Przyjemne rozwiązanie dla nas, ale czy tak samo dobre jest dla martwych? — Wszystkie wysiłki poszły na nic: nie mógł się nie skrzywić na dźwięk tych słów. W głowie brzmiały lepiej. Chciał się wycofać, ale wciąż czuł na sobie jej wzrok. Nie lubił pozostawiać spraw niedokończonych i gdy mógł, starał nie wybijać poza skalę poziomu hipokryzji, więc po krótkiej ciszy dodał:
Czy nie jest to w pewien sposób zdrada - utrzymywanie przy życiu ich zafałszowanego obrazu? Na pierwszy rzut oka idealizacja nie wydaje się jakimś wyjątkowo podłym występkiem, ale na drugi... Przecież w ten sposób zacieramy to, jakimi byli naprawdę. Wady wbrew pozorom są istotne. — Ostatecznie pożałował, że w ogóle się odezwał. Subtelnie zapadł się głębiej w objęcia szalika i nawet wypatrywanie momentu na wejście do namiotu przestało mu wystarczać, więc zaczął w myślach odliczać sekundy dzielące ich od zrealizowania głównego celu. Momentami atmosfera zdawała się topnieć pod ciężarem prowadzonej rozmowy, choć Tilly robiła wszystko, co mogła, by ją uelastycznić. Może powinien zrobić to samo, nim będzie za późno. Nim zepsuje główną atrakcje wieczoru przed jej rozpoczęciem.
Bardziej niż wcześniej kusiło rozgrzebanie nowego tematu. Czy była nim komunikacja? Powstrzymał się przed zerknięciem na nią, gdy pogładziła go po ramieniu. Nie podobało mu się, zupełnie nie podobało, że przyjął ten gest naturalnie, bez chęci najeżenia się. Stąpał po bardzo grząskim gruncie i tylko dzięki kwestii rytuałów uniknął wywrotki, uprzednio wzruszając ramionami.
Rytuały to również nie moja broszka. — Stłumił uśmiech, gdy z taką łatwością ujawniła źródło niechęci wobec tej konkretnej formy magii. — Po efektach pieczenia widać i czuć, że poświęcasz temu dużo czasu. — Poprawił torbę, bo zaczęła lekko ześlizgiwać się z ramienia. Ściszył głos, mówiąc: — Jeśli naprawdę zdecydujesz się na odprawienie rytuału, daj mi znać. Znam kogoś, kto mógłby w tym pomóc. Pod jego czujnym okiem nie musiałabyś się martwić ani o bezpieczeństwo innych. I swoje też. — Posłał jej kilkusekundowy, blady uśmiech, w założeniu zachęcający, w praktyce ciężko stwierdzić. W tak swawolnym nastroju dopuścił się kolejnej, nieostrożnej wypowiedzi, na którą zareagowała... dosyć nieoczekiwanie. Spiął się, gdy go objęła i to wcale nie dlatego, że go w tym uścisku miażdżyła. Zamrugał kilkukrotnie, nie bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć na ten wybuch. Odzwyczaił się. Rodzice woleli zachowywać dystans i vice versa, przy znajomych nie zwykł przekraczać pewnych granic; jedyna osoba, która dotychczas w ten sposób okazywała mu swoje zadowolenie, gniła kilka metrów pod ziemią.
Zacisnął zęby, jakby to miało rozkruszyć chęć odepchnięcia Tilly... lub przyciśnięcia jej do siebie mocniej. Po chwili wypracował cywilizowany kompromis: wolną dłonią poklepał ją po plecach. Dosyć sztywno, ale początki zazwyczaj takie były.
W byciu miłym bijesz mnie na głowę — wymamrotał pod nosem. Czuł, jak ciepło rozlewa mu się po policzkach i prawdę mówiąc, najchętniej owinąłby sobie teraz całą głowę tym głupim szalikiem. — A to ciekawe. Opowiesz mi o tym... — Kątem oka wychwycił wyczekiwany ruch. Bingo. Delikatnie wyplątał się z jej objęć, po czym otwartą dłonią wskazał na wejście do namiotu. Stało przed nimi otworem. Doskonałe wyczucie czasu.
Po wróżbie. — Pospieszył ją zwięzłym gestem bardziej dla własnego komfortu, niż realnej potrzeby; przecież sama z siebie rwała się do tego straszliwie już od kilkunastu minut. Wszedł za nią do środka, mrużąc oczy, bo zaatakowała je ciemność rozświetlana jedynie płomieniami. Gdy spojrzenie przyzwyczaiło się do nowych warunków, przeniósł je na Miri.
Dzień dobry. — Głos miał trochę dziwny, jakby stapiał się z lekko niepokojącym klimatem tego miejsca. — Tilly chciałaby powróżyć. — Wyjaśnił, żeby cyganka przypadkiem nie uznała jego za entuzjastę tak doborowych rozrywek. Gdy skinęła głową, zerknął na towarzyszkę.
To... Powodzenia. — Obrócił się i usiadł pod ścianą, stamtąd obserwując dalszy przebieg wydarzeń.
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Los rządzi się swoimi prawami. Jest równie nieuchwytny, co dym kłębiący się pod sklepieniem namiotu. Jego źródłem są kadzidła. Ich ciężka, dusząca woń wita Tilly i Mallory'ego, kiedy zanurzają sylwetki w namiotowej czeluści. Jedynym źródłem światła są lewitujące w powietrzu świece i żar bijący od ogniska. Palenisko jest także jednym źródłem ciepła, a mimo to w namiocie panuje duchota. Nowoprzybyłym wydawać się może, że grube, zimowe ubrania są całkowicie zbędne i jedynie ciążą na ich ciała.
Miri słyszy jak wchodzą.  Spragnieni wiedzy o dniach, które dopiero nadejdą. Spogląda zza parawanu, lokalizując sylwetki nowoprzybyłych. Kobieta i mężczyzna. Niedawno przekroczyli próg dorosłości.
Poprawia szal na smukłej szyj, kory spływa wzdłuż szczupłych, nagich ramionach; bransoletki brzęczał, kiedy wykonuje zgrabny, jednostajne ruchy nadgarstkiem,  Przed nagością jej ciało chronione jest długą, włóczącą po ziemie rozkloszowaną, czarna suknią. Siwy kolor włosów chroni chusta.
- Chłopcze, to nie twoja koleżanka porusza się po krętej ścieżce przeznaczenia, a ty - mówi i, chociaż głos zniżony ma do szeptu, brzmi donośnie w tej ograniczonej niewielkim metrażem przestrzeni.
Podchodzi do Mallory'ego w trzech zgrabnych krokach. Chociaż jej twarz poszatkowana jest licznymi zmarszczkami, oświetlona tańczącymi jeżykami ognia, wygląda młodziej niż w świetle dnia. Jej usta przecina uśmiech. Emanuje nietypowym magnetyzmem, jakby mógł rozświetlić łuną światła nocne niebo.
- Zamknij oczy. - Kładzie mu dłoń na ramieniu. Głos ma spokojny, melodyjny. – Pomyśl o tym, co ma wkrótce  nadejść. O przyszłości, którą masz w zasięgu ręki. O chwilach, które wypełniają twoje myśli. Módl się.
Mallory czuje jak ciążą mu powieki. Zapach kadzideł wypełnia drogi oddechowe. Świat zwalania. Minuty stają się godzinami. Na chwile - nad ledwie czterdzieści cztery sekundy - traci kontakt z rzeczywistością.
W czterdziestej piątej otwiera oczy. Płomienie ognia są inne - białe, nie pchną w górę, a spadają w dół, wbrew zasadom grawitacji.
-  Chłopcze - głos wróżbitki odnajduje drogę do jego uszu. – Sprawy przyziemne zaciemniają twój umysł. Nie myśl o tym, czego nie widzisz. Pomyśl o tym, co masz w zasięgu spojrzenia, a czego dostrzec nie potrafisz. Ta, która na ciebie czeka, od roku nie żyje, ale uśmiechem losu naznaczyć cię chce. Intuicja będzie ci drogowskazem.
Zapada milczenie. Przeciąga się o cztery uderzenia serca. I trwa dalej. Miri zapala kolejne kadzidło, Mallory'ego pozostawiając samemu sobie. Bez odpowiedzi z szumem pytań echem odbijającym się od czaszki. W ciszy.
Zjawa
Wiek : 666
Mallory Cavanagh
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t252-mallory-cavanagh
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t449-mallory-cavanagh
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t435-atlas-owadow#1511
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t468-poczta-mallory-ego
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Wszystko szło dobrze - alarmująco wręcz. Nie tego oczekiwał, więc im dłużej dobra passa nie opuszczała towarzyszki, tym mocniej wiercił się na okupowanym kawałku podłogi. Wstał, gdy wróżba dobiegła końca, uważnie obserwując Tilly, co, oczywiście, okazało się błędem. Nie musiała nic mówić; jej wzrok, ten cholerny wzrok przekazał wszystko, co chciała. Nie zainicjował w nim zmiany, ta zaszła wcześniej, jedynie i aż przeważył szalę, podpuszczając do podążenia za kolejnym impulsem. Wciąż pałał rozsądną niechęcią do wróżb, ale gdy obawy rozmyły się pod ciężarem ognia, opór dla zasady zastąpiła ciekawość... Lub nadzieja. Jej iskierka, którą towarzystwo Bloodworthówny szalenie łatwo przekuwało w pożogę.
- Dobrze - wymruczał ni to do siebie, ni to do Tilly, po czym zajął jej miejsce i próbując pozbyć się wrażenia robienia czegoś idiotycznego, zerknął w płomienie. Jakakolwiek myśl o przyszłości nieodłącznie wiązała się z nią; reszta była nieistotna. Zmrużył oczy, słysząc o "poruszaniu się krętą ścieżką przeznaczenia", ale nic nie powiedział. Mimowolnie, jakby podążając za głosem wróżbitki, pomyślał o momencie triumfu nad życiem i śmiercią. O możliwości zobaczenia jej w jasnych, nasyconych barwach, z uśmiechem na ustach, o jej głosie i o tym, jak bardzo chciałby ją przytulić. Usłyszeć, że mu wybacza. Dopełnić tajemnicę i rozpocząć od nowa. W którymś momencie przymknął oczy i pomodlił się w myślach, ale nie do Lucyfera - do kogokolwiek, kto akurat słuchał.
Dostał odpowiedź i nie wiedział, co z nią zrobić, bo z wiarą zawsze mu było nie po drodze. Ogólniki pasowałyby do każdego czarownika, każdej czarownicy aż do momentu wzmianki o niej. To nie był przecież sekret, Miri z pewnością pamiętała, co działo się te kilkanaście miesięcy temu. Wiedziała i to wykorzystała. Intuicja faktycznie stała się drogowskazem - raptownie się podniósł i w milczeniu wyszedł z namiotu, machając po drodze na Tilly. Przystanął nieopodal namiotu, z dala od ciekawskich uszu i spojrzeń, wymienił kilka chłodnych uprzejmości i po zdawkowym ruszył przed siebie, zostawiając w tyle wszystko, co właśnie miało miejsce.

zt
Mallory Cavanagh
Wiek : 25
Odmienność : Słuchacz
Zawód : aspirujący entomolog