Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
IZBA WYTRZEŹWIEŃ
Jedno z popularniejszych miejsc w Saint Fall, kiedy nadchodzi weekend; izba wytrzeźwień na komisariacie składa się z dwóch osobnych, przestronnych cel, w których do stanu umożliwiające przesłuchanie przebywają zatrzymani. Na próżno szukać w niej wygód: poza wymienianymi i regularnie czyszczonymi pryczami we wnętrzu znajduje się toaleta gwarantująca zerową prywatność i to tylko — bądź aż — tyle. W izbie wytrzeźwień przebywa się dokładnie tyle czasu, ile organizm potrzebuje do powrotu w stan względnego otrzeźwienia. Chociaż w każdym z pomieszczeń znajdują się cztery łóżka, funkcjonariusze — o ile pozwala na to obłożenie — starają się rozlokowywać zatrzymanych tak, by zapewnić im chociaż namiastkę odosobnienia.

[ukryjedycje]
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
16 lutego 1985

Migoczące światełka i neonowa podłoga, diamentowa bransoletka i mrugające oczko w pierścionku, tłuczone szkło i zduszony śmiech – Hellridge ma dla mnie wszystko, ja dla Hellridge mam złamany obcas i szerokie źrenice.
Mam dolary, które pomięte kotłują się w malutkiej torebce, diabelską cierpliwość, którą okazuję bardzo długo nadciągającej taksówce, w końcu mam też zbyt ochocze przekleństwo, które wychodzi z moich ust zbyt prędko, a później znika – podobnie jak poczucie czasu, zdrowy rozsądek i zahamowania, bo Cassie idzie za tym wysokim, niebieskookim chłoptasiem, a ten szarpie jej ramię ledwo go dotknęła, rzuca na drugiego, równie wysokiego, choć ten oczy ma dość żabie, a ja drę się zupełnie nieskrępowanie, pomiędzy rozkazem a groźbą, śmiechem a strachem, wzywaniem pomocy czy kibicowaniem – kiedy nad Hellridge wzejdzie słońce, nikogo nie będzie to interesowało.
Bójki to paliwo napędowe młodych dorosłych, które, jak się zaskakująco okazuje, nadal jest potrzebne w wieku średnim, z tą różnicą, że druga grupa wiekowa niekoniecznie chce się do tego przyznać. Bójki to domena chłopców, a chłopcom wybacza się wiele, wymaga jeszcze więcej. Bójki to coś, w krajobrazie czego zdecydowanie nie powinno się mnie widywać. Ku mojemu nieszczęściu, cierpię na tymczasową sklerozę, która zaczyna się na M, kończy na olly.
Pięść uderza o szczękę, jedynki i dwójki może spotkają się z krawędzią chodnika, a później nowe wstawi najlepszy stomatolog w stanie Maine, ten, który poza medyczną precyzją posłuży się również pentaklem i upewni, że nowe nabytki będą odporniejsze.
Na kaprysy, grzechy i zachcianki.
Tracę zainteresowanie, albo rzeczywistość – coś się rozmywa, plama na tle rozmigotanej rzeczywistości, smuga szarości i beżu, szarpnięcie, które odbieram niemal jak kojące objęcie – tracę granice i tracę realność. Tracę z oczu alejkę obok klubu, tracę Cassie i jej czerwone obdarte szpilki. Ale wybitnie jest mi doskonale wszystko jedno.
Może dlatego, że jest ciszej, a może dlatego, że czyjś głos miesza się z kolejnym, w radiu leci Cyndi Lauper, później gaśnie, na co reaguję naburmuszoną miną i przeciągłym westchnieniem zadowolenia.
– No jak możesz, podgłośnij ją – prośba, brak odpowiedzi. Kolejnej nie ma, bo jestem zbyt zajęta wywróceniem oczami i zimnem, które przyjemnie obejmuje mój policzek. Przyklejony do szyby samochodu – pełen zadowolenia komentarz och, dziękuję, do domu niemal plami mi język, ale wtedy zauważam – wreszcie, nareszcie, uczepiając fragmentu rzeczywistości – że to wcale nie jest mój samochód. Ani mój, ani Cassie, ani ojca, ani szofera – nie jest mój, i ma dziwne radio z przodu. Bez Cyndi Lauper w dodatku.
Pytania nie wybrzmiewają, jeszcze nie, bo nim zacznę swój zdecydowany bunt, drzwi się otwierają, policzek żegna z lodowatą szybą, a później gdzieś idziemy – idziemy, bo choć myśli wirują mi po innej orbicie, trzymam się na nogach wybitnie dobrze.
– Łapy przy sobie, zboku – tym razem odsuwam się widocznie i krzywię zaraz potem, bo zapach żelu antybakteryjnego i chloru, jak w tanich środkach czystości, wdziera się w nozdrza i jak Lucyfera kocham, zaraz zwymiotuję na buty tego, który wciąż targa mnie do jakiś drzwi.
– Gdzie mój telefon? Muszę zadzwonić do ojca.
Valentina Hudson
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Zaczęło się od aspiryny.
Gorzki posmak na języku, porównywalnie gorzka kawa przedzierająca się przez gardło, szybkie zapicie jej wodą o smaku wymieszanej z talkiem tablicy Mendelejewa — już sam fosforyzująco zielony kolor chyba—limonkowego napoju powinien wzbudzać podejrzenia.
Nie pomogło; musiał zapalić papierosa.
Zaczęło się od aspiryny i trwało przez zawieszoną w niebycie godzinę. Noce na komisariacie dzielą się na dwa typy; kiedy nie dzieje się nic albo dzieje się wszystko. Kiedy jedynym problemem jest mordobicie pod monopolowym albo śmiertelny wypadek. Kiedy w celi tkwi obdarty, ledwie pełnoletni kieszonkowiec albo jedna z najbardziej plugawych larw, które mogły wypełznąć z Sonk Road. Kiedy pomiędzy bełkotem o motoryzacji, sporcie i ruchaniu pojawia się bełkot o bójce pod klubem, zatrzymaniach i słowach—klucz. Nazwiskach—alarmach.
Najpierw zastygł papieros w ustach; później popłynęły słowa.
Masz pojęcie, kim jest jej dziadek?
Walker pojęcia nie miał; miał za to dwadzieścia dwa lata, pachnący świeżością dyplom akademii i ambicję, żeby w pierwszym miesiącu pobić rekord zatrzymań.
Zaczekaj, sparafrazuję; dogaszony w popielniczce pet zgasł tak szybko, jak nadzieja na spokojną nockę; urodziłeś się tak durny czy to cecha nabyta?
Walker najpierw stwierdził, że wrodzona; dopiero po chwili uznał, że wcale nie jest durny, tylko wykonuje swój zawód, a poza tym Lewis już zaprowadził zatrzymaną do wytrzeźwiałki, więc wszystko załatwione. Barnaby nie powiedział nic więcej; jedną dłoń zajął kubek z kawą, drugą butelka wody, a uwagę to, co czekało piętro niżej.
Szesnaście kroków w kierunku izby wytrzeźwień, krótki raport z ust spotkanego na schodach Lewisa, jeden łyk kawy i nieoczekiwane parsknięcie śmiechu później — o trzeciej siedemnaście w nocy nikt nie jest gotowy na lurę, która wpada w niemiecką dziurkę i trochę—wylatuje—nosem w odpowiedzi na widok godny uwiecznienia. Jeśli nie pędzlem, to chociaż nagraniem CCTV — Williamson będzie musiał poprosić o kopię.
Kiedy tylko przestanie wycierać kawę z podbródka; autentycznie się opluł.  
Kurwa, przepraszam, to po prostu komiczne.
Właściwa osoba we właściwym miejscu; drzwi do izby wytrzeźwień są uchylone i tak samo obdrapane, jak zawsze. Obecność panny Hudson nie dodała im wartości — co najwyżej uwydatniła brzydotę obłażącej farby.  
Podobno wzywałaś tatusia więc jestem, oznajmiło ramię opierające się o framugę uchylonych drzwi i spojrzenie, którego nie powstydziłby się Arthur ojciec rodziny. Córeczko, rozczarowujesz mnie, świat to niebezpieczne miejsce, wszyscy tak naprawdę tylko czyhają na pieniądze, nie ma przyjaźni, istnieje tylko niesprawiedliwość, ocean, Lucyfer oraz oficer Williamson w humorze, który pół godziny temu był kwaśny.
I nagle się poprawił.  
Wiesz, gdzie jesteś, Hudson?
Z grudek rozmazanego tuszu i smugi roztartej szminki łatwo rozczytać przyszłość. Ta Valentiny będzie składać się z kaca i lawiny narastających, fałszywych potrzeb; głowa zacznie pulsować w rytm mantry ibuprom, sen, pomocy — Williamson mógłby jej powiedzieć, że na kacu, zwłaszcza po trzydziestce, tak naprawdę trzeba położyć się w wannie i po prostu nie bać śmierci.
Pij — mała butelka wody w jego dłoni fosforyzowała niezdrowo w trupim świetle wytrzeźwiałki; trzeszczący w palcach plastik mógł być testem — czy Hudson wpadnie na to, że przyjmowanie napojów od nieznajomych (mniej znajomych) nie plasuje się na szczycie listy dobrych pomysłów? Upewni się, czy zakrętka jest nienaruszona?
W drugim odruchu uznał, że to idiotyczne; tej nocy miała w ustach znacznie więcej niż butelkę posterunkowej wody.  
Odkręcana zakrętka strzeliła cicho, wgniecenie w plastiku poszło w jej ślady — z tym drinkiem będzie musiała poradzić sobie bez słomki.  
Pij, Valentina. Mam kilka pytań, a moja biegłość włoskiego bełkotu trochę zardzewiała.
Osiem lat temu był tłumaczem symultanicznym; Valerio po dwóch ścieżkach, dwunastu drinkach i z dłonią w staniku kelnerki bredził bardziej niż zazwyczaj, co było osiągnięciem samym w sobie. Osiem lat później Williamson nadal rozumiał — co trzecie słowo i pod warunkiem, że bez ciał obcych w ustach.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
Kiedy ulubienica stacji radiowych wydziera się w metalowej puszce samochodu, a potem jej głos znika za mgłą ściszonego pokrętła, myśli jakoś mimowolnie wracają do Cassie i jej czerwonych szpilek. Szybka droga dedukcji, nim zacznę faktycznie rozmyślać o serdecznej koleżance, która magicznie zniknęła, interesują mnie własne buty, co potwierdza schylenie się i dostrzeżenie felernego złamania w obcasie błyszczących czółenek. Kilka straconych kryształków, a to pieprzony Svarowski!, szrama na zewnętrznym boku lewego, zaciągnięte oczko na rajstopach przy kostce – nie rejestruję momentu własnego grymasu na buźce i przeciągłego westchnienia niezadowolenia, które wychodzi z ust samoistnie.
W plątaninie bodźców wszelakich nie tak łatwo zorientować się w rzeczywistości. Łatwo natomiast wysnuć nieodpowiednie wnioski, a policyjny radiowóz pomylić z taksówką, albo autem dobrego przyjaciela rodziny, którego niby się zna, a nie do końca pamięta – gdybym tylko zwróciła uwagę na tę obrzydliwą, tanią tapicerkę, być może od razu zorientowałabym się w fakcie, że wcale nie jadę do domu.
Ale zamiast tego wita mnie niemiłe wygramolenie z pojazdu, siarczyste przekleństwo i wyraźne odsunięcie od mężczyzny, który bezpodstawnie bierze mnie pod ramię; drugą ręką chcę uderzyć go torebką, ale pech mojego życia chciał, że została w samochodzie. Cholerna niesprawiedliwość.
To nie jest Amnesia, nie zapchlone Midnight Mirage, ani nawet nudna, choć akceptowalna Dama kier; wlokę się gdzieś, gdzie jest jaskrawo, ale nie od neonu, a obrzydliwego błękitu na ścianach i klejącej szarości na podłogowym linoleum; wlokę w korytarz, którego jarzeniówki na suficie są jak bolesne reflektory.
– Jak mnie nie puścisz, to zacznę wrzeszczeć – burkliwe ostrzeżenie, nim przejdę do rzeczy i go uderzę; literalnie, w planie stworzonym ze spontanicznych, idiotycznych decyzji. Ale w głowie mam tylko głupie scenariusze, potrzebę dorwania telefonu i zadzwonienia do ojca, wypowiedzenia wszystkich tych brzydkich słów, które cisną mi się na język. Bo zwyczajnie chcę do domu, a to zdecydowanie go nie przypomina.
Dopiero kiedy drzwi przed nami ustępują, mnie wita nowe pomieszczenie, a moją obecność wita Williamson; wtedy czuję namiastkę tego, co faktycznie znane. Ale nie takie, jakie chciałam.
Pieprzony komisariat.
Fakty nocnej codzienności bombardują mnie w jednym momencie; radiowóz, policyjna stacja, Barnaby i tekturowy kubek z kawą. Obskurne ściany i szczyl z odznaką, który nadal trzyma mój nadgarstek.
– No do cholery – warknięcie jest ostateczne, bo trząsam ręką i w końcu mnie puszcza, zostawiając sam na sam z tym, do czego muszę unieść podbródek i zmierzyć z rzeczywistością, nader wszystko jednak rozbawieniem malującym się na twarzy Williamsona, którego nie potrafię zrozumieć. Jeszcze nie.
Zamiast znowu kroczyć po nitce do celu, za okruszkiem znajdywać kolejny, unoszę brew, krzyżując ręce na piersi – na fakty przyjdzie jeszcze czas.
– Więc przybyłeś na ratunek? Nie spodziewałam się po Tobie takich fantazji – rzucam, kąśliwie, bo dla mnie to nie wybawienie, a przekora losu, której nijak nie potrafię zrozumieć – Nie, to znaczy tak.... wiem, cazzo! Serio? – gąszcz słów i morze gestykulacji, do kompletu z poprawieniem włosów, bo w tym świetle muszą wyglądać co najmniej niereprezentatywnie. Jedna dłoń w jasnych, potraktowanych kilka godzin temu lokówką pasmach, druga zaciskająca się na małej, plastikowej butelce.
To jak przejażdżka na kolejce górskiej, z pikiem i dołem, szczytem i powierzchnią poniżej linii morza – najpierw jest świadomość, potem kolorowy świat, przerwa i drugi akt, w którym wszystko ma wyglądać tak samo, ale zmienia się sceneria, więc i przeżywanie przybiera inny kształt. Jestem zdezorientowana, potem zła, a później substancje znowu drażnią nerwy i empatia osiąga kolejny poziom, plącząc się w naburmuszonych minach.
Pytania, głupie pytania, o co chce pytać? Kilka łyków później, dwa wywrócenia oczami i ciężkie westchnienie godne aktorki najlepszego melodramatu w dziejach. Ważniejsze od tego syfu są dla mnie moje buty.
– Złamałam obcas. Pomożesz mi? – wyjawiam mu sekret dzisiejszej nocy, by zaraz później kucnąć w próbie rozpięcia paska na środku stopy i wyswobodzenia jej z zepsutego obuwia. Z tej przypodłogowej pozycji zadzieram spojrzenie, tym razem łagodniejsze, pozbawione złości – Tęskniłam za tobą, Barbie.
Valentina Hudson
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Jak mnie nie puścisz, to zacznę wrzeszczeć.
Dźwięki to płaskie, przejrzałe owoce we fluorescencyjnym blasku jarzeniówek — zanim rozchlapią się o brudną, betonową posadzkę, której już nikt nie próbuje serwować dogłębnego oczyszczania i liftingu, słyszy je całe piętro.
Och, Hudson, Hudson, w korytarzu utkanym z widmowego światła i ścian barwy spieczonego słońcem gówna, echo kroków to tylko dźwiękowy dodatek, dość puszczania na jedną noc.
Zakrzywienie rzeczywistości musiało być wstrząsające — z dudniącego muzyką klubu w gardło betonowych murów pociągniętych radioaktywną zaprawą; prosto w amerykańską wersję radzieckiego obozu, gdzie podbicie karty albo oka aresztowanego to tak naprawdę jeden z niewielu stałych punktów pracy. Zamiast zasieków, były kraty — zamiast syberyjskich mrozów, jeszcze zimniejsze spojrzenia zmęczonych funkcjonariuszy.
Co różni budżetówkę od łagru?
Litery w nazwie i szerokość geograficzna.
Mierna kawa w ustach (na podbródku i kołnierzyku koszuli; znów podrzuci pranie Helen), mierny widok w jednej z wytrzeźwiałek — podarte rajstopy, rozmazany makijaż, źrenice okrągłe jak latające spodki, które w tym stanie Valentina pewnie widywała z zastanawiającą regularnością. Gdyby na jej miejscu znalazła się Charlotte, Williamsonowi nie byłoby do śmiechu; tryb przypuszczający nieprzypadkowy. Jego siostra miała wiele wad — wciąż mniej od niego, powinien dać jej kilka wskazówek — ale nigdy nie zwiedziła tej części komisariatu. Jeszcze?
Kąśliwa uwaga jedynie pogłębiła rozbawienie; po odpowiedniej dawce substancji odurzających, krew Paganinich zamiast słabnąć, jedynie gęstniała w rzece krwi Hudson.  
Kompleks bohatera, chronić i służyć w opisie stanowiska, preferowanie blondynek — nawet tych farbowanych — coś, co na początku nocy musiało być ładną fryzurą, przypominało teraz zdechłego oposa na środku głowy. — To nie fantazje, ale samo życie.
Może droga do trzeźwości wcale nie była kręta; może wystarczyłoby przynieść Valentinie lustro?
Okrutny pomysł, nawet jak na niego.
Z obrzydliwą kawą na języku i opanowaną do perfekcji obojętnością obserwował zbyt dobrze znany rytuał poprawiania, wygładzania, rozcierania, niwelowania szkód — włosy trochę bardziej wygładzone, makijaż wciąż tak samo rozmazany, buta nie uratuje już nic. Trupie światło jarzeniówek nie działało na korzyść Valentiny, optycznie nadając jej niebieskawy, chory odcień. Wyglądała krucho, jak ktoś kto pozbawiony jest systemu immunologicznego, ktoś, kto nie powinien siedzieć na pryczy, obdarzonej już pewnie świadomością od pulsującej w niej mikrofauny. Trzeba znacznie więcej niż organizmy żywe na komisariacie, żeby pokonać Hudson — żyje, nie mdleje, nie spada z materaca, nie leci jej z nosa krew, co więcej, nadal jest pyskata, na co Barnaby, nasiąknięty biologicznym ściekiem kawy, nie mam siły.
Cazzo, serio. Oboje wolelibyśmy spędzać noc poza komisariatem, ale — jarzeniówka nad głowami mrugnęła porozumiewawczo; śmiało, Barnaby, powiedz jej, że za to, co stało się przed klubem, ktoś może wnieść oskarżenie. — Tylko jedno z nas miało wybór.
Po kilku łykach zimnej wody i takiej samej ilości nabzdyczonych grymasów — gdyby dostał dolara za każdą odmianę naburmuszenia, miałby osiem dolarów, akurat na trzy i pół Snickersa — nastąpił przełom. Nieśmiały feniks trzeźwości powstał z popiołów; Valentina wkroczyła na kolejny etap. Z zaprzeczenia, gniewu, negocjacji, depresji — prosto w wątpliwą akceptację. Próby rozpięcia fikuśnego paska przy bucie przypominały operację na otwartym sercu — dżentelmen przykucnąłby obok i pomógł jej w nierównym starciu.
Policjant jedynie przyglądał się z umiarkowaną ciekawością — utrzyma równowagę czy upadnie po raz kolejny tej nocy?
Nie dzisiaj, Hudson. Jestem prawie pewien, że za rozbieranie zatrzymanego jest paragraf — gdyby nie było, Lewis nie opuściłby izby tak szybko i na pewno nie zacząłby od buta. Ukrycie grymasu — Barbie, co do chuja, Hudson? — za brzegiem papierowego kubka nieszczególnie się powiodło; Williamson mrugnął ospale, decydując się na jedną z szerokiej gamy sześciu posiadanych przez niego emocji.
Za którą częścią dokładnie? — spokój nad kawą i w kącikach ust; wrażenie deja—vu odbiło się czkawką, przypominając o ostatnim razie, kiedy użyła tych samych słów — zamiast komisariatu, był korytarz, dwa w pełni sprawne buty i ten sam stopień upojenia. — Poza idiotycznym zdrobnieniem, za które nawet nie mogę się gniewać. Nie, kiedy jesteś w tym stanie.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
Wpadam i wypadam, wchodzę i wychodzę, wspinam się i lecę w dół, w głęboką przepaść – ze skrajności w skrajność, powinnam te motto wytatuować sobie na dole pleców, pod jakimś uroczym tribalem tuż przy sławetnych dołeczkach, tych nad pośladkami; gdybym dobiła całą pigułę jeszcze połówką, może faktycznie ta noc skończyłaby się inaczej.
Lepkie ręce chuj-wie-kogo drażnią mnie dostatecznie, by ciałem wstrząsnął dreszcz, niezaspokojone pragnienia dochodzą do głosu i szaleńczą irytacją uderzają rykoszetem w tego, który rzekomo ma być wybawcą – nie potrafię zrozumieć, że chodzi o mnie.
Bo na horyzoncie wzroku jest tylko jakaś paskudna kara, lecz za co – panie władzo, jest absolutnie niewinna! – nie jestem w stanie stwierdzić, przez dłużej niż kilka rozciąganych do nudności minut potrafiąc tylko szarpać się jak dziki kocur na uwięzi hycla.
Gdyby na moim miejscu znalazła się Charlotte, byłoby o wiele ciekawiej.
Gdyby tutaj, z podartymi rajstopami, zniszczonymi butami mieniącymi się całą tęczą w świetle tanich jarzeniówek, stała pierdolona Charlotte Williamson, Barnaby nie tylko oplułby się kawą – jestem niemal pewna, że musiałabym dać popis swoich umiejętności pierwszej pomocy. A nie jestem w tych sprawach dobra.
Charlotte Williamson jednak kryje się zaskakująco dobrze, a jej sekrety są ze mną bezpieczne. Wstawiłabym się za nią nawet przed Czarną Gwardią, choć czerń przytłacza odcień mojej skóry. Poświęcenie, na które jestem gotowa w imię przyjaźni.
– Wrócimy do domu? Proszę – mamroczę, on mówi coś o nocy poza komisariatem, mnie nie chce się ciągnąć farsy, którą wyznacza kolejne mrugnięcie ostrego światła. Marszczę czoło i mrużę oczy, dłoń wciąż poprawia niesforne kosmyki włosów, a mnie zalewa fala niewzmożonego zmęczenia.
Zabierz mnie do domu, Barbie.
Nie wypowiadam tego na głos, bo uwagę i skupienie kradnie ten przeklęty but, ucieleśnienie złamanego serca i nocnych koszmarów każdej panny o nazwisku względnie przyzwoitym; w Mediolanie przynajmniej trzy przypadkowo spotkane kobiety na ulicy, zaniosłyby się wraz ze mną szlochem doświadczając takiego widoku.
– Przestań. Masz szlachetne serduszko – o dziwo, w rozbawieniu, przypływie empatii, dziwnego entuzjazmu pęczniejącego w płucach – jestem absolutnie i bezpretensjonalnie szczera – I dobre intencje. Czasem ci nie wychodzi, to prawda – zaczynam wyliczać, choć sama nie wiem co, sięgam gdzieś po ostatnie rozmowy z Charlotte i wyrywam skrawki, których on nie potrafi zrozumieć – Ale każdemu z nas czasem nie wychodzi, Barbie – potwierdzeniem tych słów jest but, którego pasek w końcu odpinam, potem kolejny, aż staję niemal boso na chłodnej posadzce wyłożonej brzydkim linoleum. Valentina Coelho.
– Za tym na przykład, że się nie gniewasz – kiedy myśli otumaniają substancje wszelakie, ciężko jest mówić składnie, ale autentycznie nie jestem w stanie przypomnieć sobie sytuacji jego rzeczywistego gniewu. Nie na mnie.
– Za twoją miękką kanapą – walczę z pokusą rozejrzenia się, bo rzeczywistość uderza po raz kolejny, a ja zdaję sobie sprawę, że to przecież nie jest jego mieszkanie. Nie ma tutaj ogromnego kubka ziołowej herbaty, nie ma miękkiego koca i poduszek z frędzlami obitych nieco wypłowiałą poszewką.
– Tym twoim kompleksem bohatera wobec blond opresji też, wiesz? – śmiech dźwięczy na końcówkach zgłosek, szczery i prostolinijny – Wypniesz pierś i założysz ręce na biodrach. Zadrzesz podbródek – to swobodne wyliczanie, a ja zaczynam chichotać, bo linia jego szczęki faktycznie wydaje się zaostrzona – O, widzisz?! O tym mówię. To cały Ty.
Rozmarzenie czy głupota, cicha nuta nostalgii czy pierwsze oznaki zmęczenia, które o poranku ma zgromić mnie obliczem prawdziwej sprawiedliwości, nie tej na policyjnym komisariacie, a tej, która upomni się o moją duszę i zaprowadzi przed samosąd.
– Przepraszam, Barbie. Ale naprawdę, tym razem, byłam grzeczna – słowo harcerki, którą nigdy nie byłam – Pojedziemy do domu? O której kończysz?
Valentina Hudson
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Przypomnij sobie, Williamson, puste kieszenie munduru i ani śladu po papierosach; jak na nałogowca, stanowczo zbyt często zapomina o paczce; co robiłeś w jej wieku.
Usta, pozbawione znajomej obecności filtra, drgnęły mimowolnie; nie co, a kogo.
Ćwierćwiecze jego życia to półtorej roku małżeństwa i dwie kobiety. To cotygodniowe, narkotykowe ludobójstwo u Paganiniego, gdzie ludzie mieli tendencję do gubienia kluczowych elementów odzieży; to niewyraźne odbicia w łazienkowym lustrze i dwudziestolatki — po północy przestawał je legitymować — rzygające do doniczek; to Ben z nosem usmarowanym na biało, Johan ze spodniami zrolowanymi w kostkach, Valerio znikający we własnej sypialni z ilością dziewczyn adekwatną do liczby wolnych dłoni. To Maxim, który mówi, że wraca do domu i Barnaby mimowolnie podnoszący się z kanapy; odwiozę cię, bo dwa drinki to bezpieczna granica, odznaka w kieszeni to przepustka, a noc spędzana u Paganiniego to doskonałe alibi.
Osiem lat później nie oceniał; jedynie doceniał perspektywę bezbolesnego poranka.
Valentina Hudson chce skończyć noc o — nadgarstek uniesiony na wysokość oczu — teatralnie, Williamson, Overtone byłby dumny — odsłonił tarczę zegarka. Nocna zmiana nabrała tempa i nie zamierzała zwalniać nawet pod naporem rozszerzonych tuneli źrenic panny Hudson. — Trzeciej dwanaście. Spadek formy czy pierwszy przejaw dorastania?
Podobno nigdy nie jest za późno, żeby dojrzeć; to oznaczałoby, że nawet dla Valerio jest jeszcze nadzieja.
Mierna kofeina zasłużyła na mocną nikotynę — tyle, że papierosy zostały na biurku, kilkanaście schodów stąd, a Valentina była tylko o jedno mocniejsze zachwianie od odkrycia uroków lokalnego linoleum. Nałóg musiał zaczekać, podobnie jak wygładzenie napięcia w kąciku ust; pół kroku w przód było mimowolną odpowiedzią na niecierpiącą zwłoki misję rozpięcia paska przy szpilce. Jeśli Hudson upadnie, rozleci się na tysiąc kawałków i nawet Williamson nie zdoła jej poskładać; zachowa za to drobny odłamek na pamiątkę.
To całkiem zabawne — wcale nie jest mu do śmiechu; już nie. Pierwotny zryw wesołości wyleciał przez oszpecone kratami okno i nie oglądał się za siebie — teraz została płytka zmarszczka między brwiami i niejasne wrażenie, że już to słyszał; ten sam zestaw wyrzutów, tylko słowa różne. — Twoje wyobrażenie o mnie. Brzmisz, jakbyś poddawała je częstej analizie.
Szlachetne serduszko, w którego istnienie coraz częściej wątpił i dobre intencje, z których coraz mniej należało do niego, za to większość do interesów Kościoła; czasem nie wychodzi mogłoby się zgadzać, gdyby użyła określenia często. A później? Wisienki na torcie, jedna za drugą; coś o tym, że się nie gniewa — gniewa, częściej niż by tego chciał; po prostu nie na nią, nie dzisiaj i nie nigdy przez ostatnie trzy lata, kiedy została stałą bywalczynią radiowozu. Coś o miękkiej kanapie; spędziła na niej jedną noc pod rygorem obietnicy, że nie zwymiotuje na dywan, wyjdzie przed dziewiątą, a na śniadanie wypije herbatę. W ramach podziękowania zostawiła na ręczniku ślady tuszu — musiał wybrać pomiędzy wyrzuceniem go i zapytaniem w pralni, jak pozbyć się plam.
Szkoda; to był bardzo ładny ręcznik i nie stracił na uroku nawet w koszu na śmieci.
Ostatni element tej wyliczanki nadszedł w połowie gestu — lewa dłoń oparta o biodro, głowa uniesiona o centymetr wyżej niż moment temu i—
Nie zadzieram podbr—
Jeśli właśnie zgarbił ramiona, to był to czysty przypadek.
Smętny trup kiedyś ładnego buta zalegał na linoleum, odejmując Valentinie kilka(naście) cennych centymetrów; Williamson tracił ją na rzecz mętniejącego spojrzenia i euforii przetapianej w senność.  
Usiądź, Hudson. Koc, w przeciwieństwie do podłogi, jest czysty — pusty kubek stuknął o blat niedorzecznie małego stolika przy pryczy — lata temu odkrył, że łatwiej znaleźć słowa wpatrując się w rozmiękły od kawy, papierowy brzeg. — Skończyłem kwadrans temu, ale—
Nie zostawiłbym cię na pastwę tych patałachów?
Jak to szło; kompleks bohatera wobec blond opresji?
Wolę mieć pewność, że zeznania będą zawierać prawdziwy przebieg zdarzeń — przecież dlatego tkwili w tym miejscu — ona bez butów, on nadal w mundurze, chociaż o tej godzinie miałby za sobą większość drogi na Staromiejską. — Oni zaczęli, ty martwiłaś się o los przyjaciółki, ktoś cię popchnął, więc próbowałaś złapać równowagę. Pech chciał, że złożoną pięścią.
I zamiast łapać za ramię, celowała w szczękę jednego z idiotów przez klubem; to nie tak, że Barnaby wierzył w niewinność Valentiny. Po prostu mocniej wierzył w winę imbecyla, z którym się szarpała.  
Nikt nie wniósł oskarżeń jeszcze więc to nie areszt. Możesz wyjść w każdej chwili.
Boso i z euforią opadającą szybciej od kofeinowego rauszu w żyłach Williamsona; spisanie raportu zajmie mu dziesięć minut — zajęłoby pięć, gdyby maszyna nie zgubiła klawisza d — więc za kwadrans będzie skupiony na dotarciu do mieszkania i przekonaniu się, czy piwo w lodówce ma odpowiednią temperaturę. W międzyczasie ktoś odbierze Valentinę; mógłby zadzwonić do jej ojca — dobry wieczór, panie Hudson, tak, to znowu ja — albo Bena — pozdrów Audrey ode mnie i jej ulubionej bratanicy — ale była trzecia dwadzieścia w nocy.
Czas na ostatni akt łaski.  
Po kogo zadzwonić?
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
Przeszłość zostawiam za sobą, gotowa wymazać z pamięci zeszły rok, zeszły tydzień, finalnie zeszłe dwie godziny – klubowe światła i dudniące basy, które w żołądku specyficznie falują każdą tkanką – klubowe potyczki i dudniące pięści, niefortunne słowa i wymierzone w godność pogróżki – miłość jest ślepa, zamroczona głowa nie widzi przeszkód, a Cassie drze się w niebogłosy, więc na straży godności – jej czy swojej? – dopuszczam się kroku w przód.
Potem jestem tutaj – z nim, z własnymi myślami, z jego zmęczonym uśmiechem i rozgoryczeniem, moim kołtunem minionych zdarzeń i fal blaknących powoli substancji, które unoszą i sprowadzają na ziemię, ze skrajności w skrajność, coraz jednak mniej intensywnie.
– Nie bądź uszczypliwy – pomiędzy westchnieniem a jęknięciem, wpleceniem znów dłoni we włosy, bo głowa momentalnie staje się nieznośnie ciężka; za kilka sekund znowu się uśmiechnę, wypuszczę spomiędzy ust długi wydech i spróbuję przytrzymać się realności tej chwili, jakkolwiek parszywie nieodpowiednia by nie była. To dopiero za chwilę.
Teraz unoszę brew, równie ze spojrzeniem, które jest gwałtowne, choć w mojej perspektywie postrzegania świata o trzeciej dwadzieścia, czuję się jakbym pływała w filtrze zwolnionego tempa. Kiedy w końcu go dosięgam, patrzę pytająco, gdzieś na skraju zdziwienia i chęci okazania buntu – wobec czego, Val?
– Twierdzisz, że często o tobie myślę? – o krok od fuknięcia i machnięcia ręką, w sprzeczności do elektryzującego poczucia empatii, czystej i prostolinijnej, która bawi się z neuronami w berka i gra na moich uczuciach jak gra się na pianinie – To nieprawda – spośród całych zestawów zaprzeczeń, oburzeni, sarkazmów i cynicznych słów, których słownik przyswoiłam już we wczesnym wieku nastoletnim, nie decyduję się na żadne – proste dwa słowa, krótkie i treściwe, nim znowu pochłonie mnie pasek buta i złamany obcas; kiedy kryształki mienią się w obliczu sztucznego światła zawieszonego nad sufitem, na moment mrużę oczy; pozostają takie kiedy stopy spotykają się z chłodną podłogą. Przejście kilku kroków przez linoleum nie należy do doświadczeń szczególnie rozkosznych, ale bez zbędnego krzywienia buzi idę dzielnie, w końcu przysiadając na skraju prowizorycznego łóżka pokrytego kocem; trochę gryzącym, więc dłoń, która muska jego powierzchnie, prędko wraca i kładzie się na udzie.
– Barbie, ja mu nic nie zrobiłam – wzdycham – na niego, na tę sytuację, na całą niesprawiedliwość świata i los, który zgotował mi nocną wizytę na komisariacie. Złe miejsce o złym czasie, złe wybory i wcale-nie-zła Valentina. Nie pamiętam nawet, żebym go dotknęła. Co dopiero uderzyła.
– Nikogo nie uderzyłam – potwierdzam swoją wersję zdarzeń; jedyną, której tory powoli rozjaśniają się w głowie i próbując stworzyć całość, obrazek pełen krzyków, różowych neonów, kałuż na dziurawej ulicy i nieprzyjemnej przejażdżki pozbawionej Cyndi Lauper.
Smętne westchnięcie to wszystko, na co mnie stać. Nie mam siły na domniemanie niewinności.
Nie mam siły na słowa; myśli męczą dostatecznie, potrafię jedynie otworzyć usta i je zamknąć, wlepić spojrzenie za taflą pustki w brzydką, śliską podłogę.
– Po Charlotte – i powiedzieć coś intuicyjnego, zwyczajnego w obliczu wszystkich nocy, które wspólnie przeżywałyśmy w towarzystwie głośnej muzyki i palącego alkoholu; pokręcić głową, zmarszczyć brew i odchrząknąć – Nie, nie po nią. Nieważne, Barnaby, po nikogo nie dzwoń – urokliwe zdrobnienie, które tak przyjemnie łączy się dla mnie z ikoną różu i wąskiej talii znika; topnieje razem z ostatnimi podrygami rozbawionej sympatii wobec świata.
– Pójdę na Staromiejską – Aurelius trzyma kluczyk w zielonej donicy na parapecie lewego okna z tyłu, a ja mam nadzieję, że zapamiętam tę kombinację dostatecznie, by u podnóża drzwi jego mieszkania nie rozpłakać się na dobre.
– Nie do ciebie – rzucam jeszcze, bo do świadomości dochodzi kolejny fakt - mieszkają zaraz obok; bliska wywrócenia oczami lub wypuszczeniu kolejnego smętnego westchnięcia podnoszę się z pryczy i ruszam w kierunku drzwi, zostawiając za sobą zniszczone buty. Szpilki na środku izby wytrzeźwień to niecodzienna pamiątka.
– Zostawiłam torebkę w samochodzie tego cwela – wraca mi świadomość, alleluja, odwracam się przez ramię do Williamsona – Twojego kolegi, znaczy się.
Valentina Hudson
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Przeszłość i teraźniejszość zamknięte w betonowej klatce, pod jaskrawym światłem jarzeniówek i w pustych kubkach po kawie tak złej, że mogła być dziełem wyłącznie Gabriela; to, co dla jednych było próbą ucieczki przed konsekwencjami nieodległej historii, dla innych pełniło rolę czyśćca. Rzeczywistość barwy wyblakłego linoleum — kucając do zerwanego paska szpilki, Valentina zyskała dobrą okazję do przyjrzenia się, w jakich barwach malowała się jej przyszłość.
Williamson ekspertem nie był, ale gównianych to dobre określenie na kolor tutejszych posadzek.  
Mam przestać być sobą? nie byłbym sobą, gdybym był inny, Hudson; założyłby się o drobniaki w portfelu — z dwieście dolarów — że pod brokatem i cekinami Valentina ukrywała tatuaż z analogiczną mądrością. Lepiej żyć krótko, ale intensywnie albo chwytaj dzień za chuja zanim cię wybuja — znał dobry salon z czystymi igłami; poza adresem, mógłby podsunąć jej kilka pomysłów na nowe dziabnięcie. — Wiem, że nie, Val.
Spokojnie, jak do dziecka albo wyjątkowo nieufnego kota; kalejdoskopowi jej emocji dorównywała jedynie karuzela, która musiała przetaczać się przed mozolnie trzeźwiejącym spojrzeniem.
Prowadzisz zbyt bogate życie towarzyskie. O psach myślisz tylko wtedy, kiedy—
Siedzą ci na ogonie; ten dowcip dokończył w jego głowie głos — niedobrze, Williamson, to jeden z pierwszych objawów obłędu — który nie brzmiał jak Barnaby; niebezpiecznie przypominał za to trzeszczący na przewodach telefonu, rozbawiony ton.  
Psują zabawę.
Dawka gorzkiego posmaku kofeiny zrównała się z jeszcze dosadniejszą naganą — szarpnął za łańcuch, na którym trzymał myśli, resztki energii skupiając na jaskrawym blasku kryształków. Hudson radziła sobie dzielnie; jeden but, drugi but, ani śladu zachwiania, nawet pół echa czkawki. Zaprawiona w klubowym boju Valentina nie zamierzała polec na ostatnim polu bitwy — posadzka wytrzeźwiałki musiała obejść się smakiem, a resztki godności triumfalnie pogroziły pięścią każdemu — czyli Williamsonowi — kto w nią kiedykolwiek zwątpił. Nadzieja na pokojowe rozwiązanie konfliktu straciła na werwie, kiedy podwójne zaprzeczenie przerwało ciężką od wyczekiwania ciszę.
Nic mu nie zrobiłam.
Kto miał rację; świeżo upieczony kadet czy Hudson, która przez całą drogę na komisariat była pewna, że u celu czeka kolejny klub?
Właściwie się nie pomyliła; tutaj też mają klatki, niektórzy próbowali nawet w nich tańczyć.
W porządku — jej westchnięcie to jego splecenie rąk na klatce piersiowej; zagrożenie upadkiem zostało na moment zażegnane. — Wykreślę ten fragment w raporcie.
To drugi krok; pierwszym będzie znalezienie młodego Walkera i zapytanie, jakie kwiaty lubi jego dziewczyna — Williamson musi wiedzieć, co wysłać na przeprosiny, kiedy przestawi jej chłopakowi przegrodę nosową. Kadet dopiero się uczył; ta noc będzie po prostu kolejną lekcją zasad obowiązujących w świecie odznak. Najbardziej podstawowa brzmiała — nie aresztuj ludzi, których nazwiska sugerują, że mogliby wykupić wieś, z której mama wysłała cię w wielki świat.
Saint Fall nie było duże, a lista krótka — nawet Walker zdoła wykuć ją na pamięć, skoro Valentina jakoś sobie poradziła.
Teraz wspina się na wyżyny złych pomysłów; jej żądanie unosi ciemną brew i spotyka się z dosadnym, niepodlegającym dyskusji słowem. Właściwie sylabą — prawie szczeknięciem.  
Nie.
Nie po Charlotte. Dawno temu przestał się łudzić, że bezpiecznie spędza weekendowe noce w Blossomfall; siedem lat temu sam wprowadzał ją po schodach, odliczając uderzenia serca do momentu, w którym natkną się na ojca. Prawie dekadę później ona wciąż musiała go unikać za każdym zakrętem domu — on robił to jedynie w koszmarach.
Pójdziesz na Staromiejską. Boso. W lutym — gładkie zignorowanie dopowiedzenia — oczywiście, że nie do mnie, kanapa nie była wygodna? — poprzedziło jeszcze gładszy ruch ręką. Marsz Valentiny został zatrzymany po trzech krokach — dłoń Williamsona oplotła niedorzecznie szczupłe przedramię; na tyle lekko, by Hudson mogła cofnąć je bez trudu i dość stanowczo, żeby nie miała złudzeń, kto dokładnie tasuje karty w tym rozdaniu.  
Wracaj na łóżko, Hudson. Nie skończyliśmy — sekundy zamieniane w minuty, minuty w coraz bliższą perspektywę bólu głowy — jej i jego. — Odzyskam twoją torebkę i znajdę jakieś buty.
Spiszę raport, porozmawiam z kadetem, zapalę papierosa, zignoruję perspektywę trzech godzin snu; nie musiała znać kulisów tego, co wydarzy się przed opuszczeniem posterunku — i tak nie zapamiętałaby większości z nich.
Dasz mi dwadzieścia minut? Wrócimy razem.
Jednakowa droga, jedna perspektywa nocnej napaści mniej.
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Valentina Hudson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 5
WARIACYJNA : 6
SIŁA WOLI : 3
PŻ : 177
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 12
WIEDZA : 15
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t715-valentina-verity-budowa#4539
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t726-valentina-hudson#4692
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t727-poczta-valentiny#4693
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f141-golden-avenue-114
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1070-rachunek-bankowy-valentina-hudson#9251
Jeszcze chwila i zacznę debatować nad swoim losem. Wyborami, głupotami, życiem, słowem, ubiorem, krzywym uśmiechem i radosnym mrugnięciem okiem - chwila, ledwie moment, który rozciągnie się do nieskończoności, a ja utknę w pułapce własnych rozmyślań pomiędzy dorosłością a tęsknotą za dzieciństwem, wmawiając sobie, że bajzel mojego idealnego życia można przyrównać do problemów Trzeciego Świata i pisać na ten rozległy temat prace dyplomowe.
Jeszcze chwila i zacznę oceniać brzydotę tego miejsca, szlochać za szpilkami, prosić go, żeby to się skończyło i żebym następny raz nie wpadła na tak genialny pomysł, aby alkohol mieszać z prochami, prochy z alkoholem, miłość z obojętnością, a wymagane oczekiwania z pogrzebanymi nadziejami. Na koniec dnia, kiedy zamyka się kasę i drukuje raport kończący, ja wyciągam plik dolarów i wymazuję wszystkie swoje grzeszki tak, jak w wieku siedmiu lat zmazywałam nowiusieńką, różową gumką wszystkie błędy ortograficzne w szkolnym elementarzu.
- Nigdy, Barbie - odpowiadam, o pół sekundy za szybko, z dziwaczną powagą - to jeden z tych stanów, kiedy z głupawki przechodzi się w śmiertelną dojrzałość, zanim jeszcze mrugnę okiem i wytrę kącik ust od źle zaaplikowanej szminki. Ale zamiast tego podnoszę znów spojrzenie, siadam i się gapię, długo, za długo, za krótko, za mało, wystarczająco - wystarczająco by w końcu westchnąć i pokręcić głową. Parszywy los, nie ma co.
Nie zmieniaj się, Barbie, bo kto będzie ratował blondynki z opresji substancji wszelakich? Nie przestawaj być sobą, Barbie, bo kręci mi się w głowie.
Gdyby ten zakład o tatuaże był prawdziwy, byłabym dwie stówy do przodu.
Istnieje cienka granica między smakiem ekstrawagancji, a całkowitym brakiem gustu - i choć ekscentryczność rzekomo mam wypisaną na czole, jestem w grupie tych pierwszych.
Gdyby ten zakład o tatuaże był prawdziwy, a ja byłabym młodsza o jakieś pół godziny, prosiłabym go, żebyśmy z samego rana pojechali do studia, żeby złapał mnie za rękę i powiedział, że wzór, który sobie wybrałam, jest rzeczywiście uroczy. Ale pół godziny jest już przeszłością, a głupie wizje to tylko lukrowa nieprawda na uwięzi hulaszczych myśli.
- Z uwagi na szacunek do ciebie - zaczynam, w kąciku ust drga mi uśmiech, choć teraz nie ten nietrzeźwy, a z gatunku tych bliskich szczerości - Nigdy tak nie mówię - obok szczerego uśmiechu ładne kłamstwo, ładne spojrzenie i kiedyś-ładne ubranie i fryzura, rozmazany makijaż i płowiejące myśli.
- Dzięki - nie wiem po co w ogóle pisać jakikolwiek raport, kiedy można udawać, że nic się nie wydarzyło, ja szczęśliwa, on zadowolony, Walker dostaje opierdol i wszyscy żyjemy długo i szczęśliwie. Za to pseudo profesjonalne obłapianie mu się zwyczajnie należy.
Dezaprobata pada szybko i prosto, ma kształt jednego słowa i niemal od razu chce mi się śmiać - dźwięk duszę we własnym gardle, mielę go z szybkim przełknięciem śliny i kiedy podnoszę się z pryczy, nie myślę już o tym, żeby śmieć dzwonić o tej porze do panny Williamson - jeśli jej język przytula teraz inny, chłopięcy i gorzki od smaku alkoholu, nie mogę jej przeszkadzać.
Droga do drzwi jest prosta - i pokonuję ją nad wyraz dzielnie, przed drzwiami jednak proszona o zwrot; jego dłoń na moim nadgarstku, łagodny protest i coś na kształt pobłażania - niemal i do tego się uśmiecham, stając w miejscu, boso, kiwając głową, by objąć się ramionami, kiedy przychodzi fala dziwnego zimna - to to wspomnienie o lutym, czy wszystko, co do tej pory pobudzało pracę serca i pompowało krew wybitnie szybko, przestaje działać?
- Dobrze. Zaczekam - odpowiadam, kiwam głową i niemal wracam na pryczę - niemal, bo przypominam sobie o gryzącym kocu prędko, i kiedy Barnaby już puszcza moją rękę, a ja z ufnością jestem gotowa dostosować się do jego planu, zbaczam z kursu na skrzypiące łóżko i przysiadam na skraju skrzypiącego biureczka.
- Tutaj - sygnalizuję, jakby lokalizacja mojego pobytu była na tyle istotna i skomplikowana, że należy stworzyć mapę, tytułując ją śliczną, kaligraficzną literką H.
Zanim odchodzi, a ja widzę tylko plecy znikające w brzydkich kolorach ścian, patrzę i myślę, myślę i zastanawiam się, zastanawiam się i wreszcie mówię.
- A jak będziesz już wracał, to weźmiesz mi coś z automatu? Jakieś chrupki. Albo batona - już nie pamiętam kiedy jadłam takie rzeczy - Hudson, to sam gówniany cukier, zniszczysz sobie zęby - siedem lat? Osiem? - Jestem głodna.
Valentina Hudson
Wiek : 25
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : noarth hoatlilp
Zawód : organizatorka przyjęć, aspirująca ekonomistka
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Nie wszystko podlega debacie — z niektórymi przypadkami, wypadkami i losowymi co—do—cholery zbiegami okoliczności trzeba po prostu żyć. Dorosłość może nie nadejść nigdy, Valentina powinna zapytać kuzyna; Valerio po ponad trzech dekadach istnienia był pewien tylko jednego — nie zmieni się nigdy, bo zmiana ideału byłaby degradacją.
Najwyraźniej to nie krew Hudsonów doprowadziła dziś do wizyty na posterunku; włoski pierwiastek objawiał się w najmniej oczekiwanych momentach, nieszczególnie dobrych okolicznościach i o zdecydowanie złym czasie. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a te Rzymian — do problemów z prawem; gdyby ubiegłej nocy spał godzinę dłużej, miał z sobą długopis i jakąkolwiek ochotę, żeby zacząć spisywać złote myśli, tusz właśnie plamiłby stronę wymęczonego — jak właściciel — życiem notatnika.
W bladym świetle jarzeniówki istniała tylko ochota na sen. Jej, dyktowana niedoborem magicznie niemagicznych właściwości — żeby tylko — alkoholu i jego; wyjątkowo banalna, bo zrodzona z permanentnego poczucia, że ktoś wykonał na nim lobotomię przy użyciu wiertarki i z zerową wiedzą anatomiczną.
Postaram się — obietnica dorównująca powagą jej żądaniu była łatwa do spełnienia — nigdy w jego przypadku mogło oznaczać kolejny tydzień, dwa, trzy, miesiąc albo pół roku; żywotność Czyścicieli była wprost proporcjonalna do trzeźwości Hudson; niewielka. — Ty też powinnaś, w ramach rekompensaty.
Nigdy nie zmieniać? Niebezpieczna prośba; połowa Starszyzny chciałaby przekuć młodą pannę Hudson w przykładną, młodą czarownicę na wydaniu, która za dwa lata powita na świecie pierwszego syna, za kolejny rok — córkę, przed trzydziestką zdąży zapomnieć o niechlubnej przeszłości, a w wieku lat pięćdziesięciu odejdzie z tego świata cicho i bez protestu, żeby wciąż żywotny mąż mógł poślubić młodszą kobietę.
Druga połowa wolałaby widzieć ją upadającą jeszcze niżej, niż teraz.
Williamson — przynajmniej jeden; z Charlotte dwóch — gotów byłby na ugodę. Studio tatuażu spełniłoby warunki upadku, ale byłby to upadek subtelny — zanim igła dotknęłaby ciała, powiedziałby na dupie sobie zrób i trzymałby jej dłoń tylko po to, żeby nie patrzeć niżej. W drodze powrotnej po prostu położyłaby się na tylnym siedzeniu, a przez kolejne dwa dni ograniczała do siadania tylko, kiedy to konieczne — nie pierwszy, nie ostatni raz.
Spokojnie, Hudson. Za obrazę funkcjonariusza kary nie są wysokie.
Aresztowanie, rozprawa, kilka miesięcy wyroku albo prace społeczne, zależy, jak dobrego ma się prawnika (i dlaczego nie Verity); mężczyźni mogli liczyć — w ramach rekompensaty i wizyty w areszcie tymczasowym — na prewencyjne wybicie zębów. Ostatnio w archiwum widział słoik pełen podobnych artefaktów; zamiast skrzywić się z niesmakiem, zaczął zastanawiać, do jakich rytuałów ich użyć.
Minutę i jedno chwycenie za rękę później konsensus osiągnął punkt kulminacyjny — błyszcząca różowym brokatem literka H przycupnęła we wnętrzu wytrzeźwiałki, a jednolicie czarne W odpowiedziało krótkim skinięciem głowy; był w połowie korytarza i dwa wdechy w nadchodzące starcie z Walkerem.
Obietnica złożona w świetle jarzeniówek miała taką samą wagę, co te przekazane w świetle dnia; wrócił po dziesięciu minutach, plamą atramentu na nadgarstku i dwoma zdobyczami. Raport spoczywał bezpiecznie w folderze poranna odprawa; jakiś sierżant po siódmej rano poplami go kawą, po ósmej sekretarka zaniesie do archiwum, za pięć lat ktoś skataloguje go jako nieistotny dla cyfryzacji i wepnie w folder, który za kolejną dekadę nadgryzą myszy.
Mieli tylko Snickersy — nie do końca prawda; był też obrzydliwy jak L’Orfevre Twix, ale nawet niechęć Williamsona do nazwiska Hudson miała swoje granice. — Połowa dla mnie, za fatygę.
Batonik opadł na łóżko z szelestem, a para względnie czystych trampek — rozmiar trzydzieści sześć i trzy czwarte, McEoghain miała dziwaczną rozmiarówkę  — wylądowała na posadce. Znalazł nawet skarpetki; czystość tych nie pozostawiała żadnych wątpliwości — wciąż były spięte metką i prawdopodobnie pożyczone z kosza dla ofiar przemocy domowej.
Jutro odkupi pięć par.
Kolejnym razem wybierz kogoś swoich rozmiarów. Może modelkę Victoria’s Secret? — zamek błyskawiczny policyjnej kurtki brzmiał jak westchnienie zaskoczenia — a może to była Valentina? Poniósł wzrok znad suwaka, unosząc lekko brwi. — Widziałem ostatnio w poczekalni.
U dentysty; tego Hudson wiedzieć nie musi — niech jej pierwszy Snickers od siedmiu lat nie traci walorów smakowych, a mozolnie wiązane buty zawiążą się trochę szybciej; została im tylko połowa nocy.

z tematu x2
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii