Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Domki przy plaży
Wzdłuż plaży mieści się szereg domków w podobnym stylu, co dodaje poczucia wspólnoty i spójności mieszkańcom. Plaża jest szeroka i przestronna, z miękkim piaskiem i delikatnymi falami uderzającymi o brzeg. Woda jest przejrzysta, jasnoniebieska i zachęcająca do pływania lub aktywności wodnych, szczególnie letnią porą. Plaża jest wyłożona wysoką trawą i dzikimi kwiatami, co dodaje naturalnego uroku krajobrazu. Mieszkają tutaj osoby raczej z klasy średniej, które cenią sobie idylliczny nadmorski klimat, a także ciszę i spokój.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
02.02.1985, popołudnie

! TW ! dość wymowne wspomnienie molestowania, znęcania się nad nieletnim

Woda nadal ociekała z jej włosów, gdy stała przed białymi drzwiami ze zdartą farbą. Desperackim gestem przetarła zaschniętą krew z twarzy. Chwyciła za klamkę, by w ostatnim momencie uświadomić sobie, że powinna zapukać — zadzwonić, zawołać, sygnałem dymnym zapowiedzieć swoją wizytę.

Czekała wieczność, aż wreszcie jej ktoś otworzył — nagle znowu miała czternaście lat, zdarte kolano i siniaka na udzie, którego nie mogła pokazać matce. Nagle słowa znowu grzęzły jej w krtani, a czyjeś kroki na ulicy sprawiały, że wzdrygała się płochliwie.

Shirley Vandenberg, w szlafroku koloru czerwonego i złotych włosach zawiniętych na grube papiloty, uchyliła drzwi, miną zdradzając niewiele z tego, co działo się w jej głowie.

Lyra winiła botoks. Niemal zupełnie uciszył czoło kobiety.

Zgubiłaś się? — spytała przepitym głosem. Czuć było od niej tanie brandy. Kiedyś stać było ją na lepsze. Jeśli kobieta zauważyła zaschniętą krew nad ustami córki, przemoczone włosy i czerwone smugi na klatce piersiowej, to zachowała to dla siebie. Udawanie, że czegoś nie widzi, było jej mocną stroną.

Nie widziałam jego samochodu. — Brak czerwonego pickupu był jedynym powodem, dla którego zdecydowała się tu przyjść. W przeciwnym razie skręciłaby dalej, byle daleko od tego cholernego domu.

Chwila milczenia; jakiś przebłysk poczucia winy lub zwyczajnie marzenie, by je dostrzec.

Nie ma go.

Pokiwanie głowy było jedynym aktem zrozumienia i gdyby nie to, że kobieta odsunęła się lekko z przejścia, można by posądzać Shirley o całkowity brak gościnności w stronę swojej jedynej córki. Dom pani Vandenberg zmieniał się wiele razy na przestrzeni lat, zazwyczaj mocno pod wpływem ówczesnego męża. Gdy Paul tu mieszkał, piękne dzieła sztuki ustawione były na półkach, a grube tomy zdobiły niemal każde pomieszczenie. Teraz zamiast obrazów, spod sufitu patrzyły na nią głowy martwych zwierząt. Ich na zawsze zastygnięte twarze zdawały się tkwić wieczność w przerażeniu.

Odwiedzasz matkę, tylko jak masz kłopoty? — spytała, wyraźnie nawiązując do stanu, w jakim znajdował się jej nos. — Twój chłopak ci to zrobił?

Nie. — Mogłaby powiedzieć, że nie ma żadnego, jednak i tak by jej nie uwierzyła. — Jakiś — zatrzymała się w połowie zdania, przysiadając na taborecie przy blacie w kuchni. Zlepek papierów, długopis z pogryzioną końcówką i dokumenty leżały przed nią. Dokumenty adopcyjne. — jakiś świr na plaży. Co to jest?

W odpowiedzi dostała jedynie trzask szafki i stukot szklanki o twardą powierzchnię.

Tak po prostu? Czy go sprowokowałaś?

Prowokacja bywała słowem kluczem w tym domu. Wygodną płachtą, pod którą ukrywano czyny, którym tłumaczono namacalne dowody na skórze. Zawsze było coś, co ona mogła zrobić inaczej, by nie znaleźć się w danej sytuacji. Nieważne ile razy próbowała, jeszcze nigdy nie udało jej się jednak wtopić w ścianę.

Tak po prostu — potwierdziła, przez zaciśnięte zęby z coraz większym gniewem wpatrując się w kartki papieru. — Nie zmieniaj tematu.

Shirley wyglądała na niemal rozbawioną — z pewnością byłaby, gdyby mięśnie jej twarzy jeszcze na to pozwalały. Gdzieś tam pod tym wszystkim nadal była piękna, chociaż niezaprzeczalnie traciła je stopniowo wraz z latami. Lyra pamięta, jak siadała na łóżku matki w jej sypialni i patrzyła się, gdy ta siada przed toaletką i rozpoczyna swój wieczorny rytuał. Powolne zmywanie resztek makijażu wacikami, okrężne ruchy dłońmi — pamiętaj, zawsze do góry, nie musisz pomagać grawitacji — gdy wcierała krem w smukłą szyję. Czasami nadal czuła jego zapach, gdy zamykała oczy.

To ty pojawiasz się pod drzwiami poobijana, bez zapowiedzi i przesłuchujesz mnie na wejściu. Nie będę ci się z niczego tłumaczyć, złociutka. — Niegdyś pieszczotliwy zwrot w stronę córki z latami nabrał gorzkiego posmaku. Gdy czas sprawiał, że złote oczy jej córki nie były jedynym, co przyciągało wzrok. — Czego chcesz? Pieniędzy? Znowu ci jakiś narzeczony umarł?

Pokręciła głową, czując, jak krew na nowo zaczyna przeciekać z jej nosa.

Nie, po prostu...po prostu chciałabym mieć matkę, którą mogę poprosić o pomoc.Możesz mnie opatrzeć? Zanim wróci?

Obie doskonale wiedziały, co się stanie, gdy wróci.

Skoro obie doskonale wiedziały, to nie musiały mówić nic więcej. Shirley wlała do wyszczerbionej szklanki resztkę brandy, a następnie — niczym w matczynym, opiekuńczym geście — podsunęła ją córce. Zaraz obok wylądowała zamrożona paczka zielonego groszku, a kobieta zniknęła na chwilę z pomieszczenia.

Mrożonka przyniosła chwilową ulgę, aczkolwiek to nie było uczucie znajome dla tego domu. Kuchnia właściwie nie zmieniła się zbyt mocno — kafelki miały nadal ten sam, kobaltowy kolor, a kubek, z którego lubiła pić ciepłe mleko z miodem, gdy była chora, suszył się nad zlewem. Czasami miała wrażenie, jakby nigdy się stąd nie wyrwała.

Czasami była to prawda.

Część z niej tu została; błąkała się cicho po korytarzu, próbowała niezauważalnie przemieścić się z punktu A do punktu B. Zrywała się z kanapy, słysząc jak samochód, wjeżdża na podjazd. Szukała szybko czegoś, co mogła robić — czym mogłaby być zajęta, byle tylko zostawił ją w spokoju. Część z niej dalej siedzi przy stole, wbijając paznokcie w zaciśniętą pięść, byle tylko nie udławić się własnymi łzami, gdy męska ręka gubiła drogę między puszką piwa a talerzem.

Myślę, że spirituspuritas extrenum załatwi sprawę — zachrypnięty głos wyrwał ją z letargu. Podeszła do niej, niemal czule odgarniając mokre kosmyki za uszy córki. Te krótkie momenty były najgorsze — byłoby Lyrze łatwiej, gdyby mogła ją po prostu nienawidzić. — Pamiętasz, jak spadłaś ze schodów? Wtedy pomogło.

“Spadła”. Podstawowy błąd logiczny w zdaniu, sugerujący brak podmiotu sprawczego innego niż ona. Sugerujący, że wcale nie szarpnął nią wcześniej, gdy próbowała uciec do drzwi. Trafiła tego dnia do wychowawcy w szkole, bo wuefista zabronił jej ćwiczyć w długich dresach, a gdy odmówiła, wezwano jej ojczyma do szkoły. Nie mogła przecież ćwiczyć w krótszych, bo—

Inaczej to pamiętam — niemalże desperacja wylała się z jej ust. Błaganie, by chociaż raz przyznała jej rację.

Uderzyłaś się wtedy w głowę, pewnie dlatego — lekki śmiech, jakby było tu coś śmiesznego do opowiedzenia. Niedzielna anegdotka podczas rodzinnego obiadu.

Shirley odsunęła paczkę groszku, delikatnym ruchem przecierając zasuniętą krew morką chusteczką. Potem z jej czerwonych ust, wypowiedziane zostało zaklęcie — nie pierwszy raz, padające w tym domu. Była w tym niepokojąco dobra. W naprawianiu córki magią.

Dzięki — powiedziała jedynie. Zamiast krzyknąć, zamiast uderzać pięścią w ściany, po prostu podziękowała, wygłodniała choćby małych gestów troski. Po dłuższej chwili zawahania dodała:

Uważaj tam — machnęła ręką w stronę kuchennego okna wychodzącego na plażę. — Ten facet, on chyba wiedział kim — odchrząknęła. — czym jestem. Po prostu... uważaj na siebie, gdy pływasz.

A ty wiesz? Czym jesteś? Czy dalej udajesz, że cię to nie dotyczy? — Miękkość ponownie zniknęła z jej głosu. Chrypa matczynego rozczarowania zajęła jego miejsce. — Dlaczego pozwoliłaś sobie na to? Wystarczyło słowo, Lyra, a on by—

Próbowałam — broniła się.

Próbowałaś… Gdybyś zaakceptowała wreszcie to, kim jesteś i co możesz zrobić, to nie musiałabyś próbować. Przestań walczyć z naturą i weź się w garść. Nie potrafię zrozumieć, czemu tak upierasz się, by wiecznie mieć pod górkę. Mogłabyś już dawno być na środku sceny, gdybyś tylko—

Usta Lyry zacisnęły się w wąską kreskę. Wiedziała doskonale, jak łatwo byłoby po prostu powiedzieć, a potem czekać, aż jej słowo wykształtuje rzeczywistość. Wiedziała również, że z każdym słowem oddalałaby się od swojego człowieczeństwa; że mogłaby nawet nie zauważyć, jak staje się tym, za co wszyscy mieli syreny.

Aż stanie się swoją matką.

Niemniej, jeśli ta sytuacja cokolwiek jej uświadomiła, to to, że w pewnych sytuacjach zwyczajnie nie ma innego wyjścia. Że być może świat nie da jej innego wyboru.

Jak ty to robisz? — spytała cicho. — Czasami czuję, jakbym mijała się z tym o milimetry.

Cóż — zaśmiała się, biorąc szklankę, którą postawiła przed córką, gdy stało się jasne, że nie ma ona zamiaru skorzystać z oferty. — cieszę się, że wreszcie dorosłaś do tej rozmowy. Po pierwsze, to musisz chcieć to zrobić. Udawanie zostaw dla swoich kochanków, tutaj liczą się szczere intencje, złociutka.

Wypiła niemal całą zawartość duszkiem, ignorując skutecznie uniesione do góry brwi Lyry.

Po drugie, słowa mają znaczenie. Kluczem nie jest sama magia, traktuj ją jako dodatek, do słów, które same w sobie powinny być przekonujące. Większość mężczyzn jest na tyle głupich, że i bez magii się zgodzi z ładną panną. — Ostatnie słowa powiedziała niemal jak obelgę; jakby cierń zazdrości w jej gardle uniemożliwiała jej powiedzenie czegoś miłego. — W twoim wieku nie musiałam nawet lamentować, często wystarczył głęboki dekolt i szeroki uśmiech. Próbowałaś tego? Uśmiechania się?

Niekoniecznie jest to pomocna rada, gdy ktoś próbuje ci pięścią rozkwasić nos.

A próbowałaś?

Niedorzeczność argumentu sprawiła, że Lyra nie mogła powstrzymać parsknięcia. Nie, nie próbowała.

Wiesz, jaki jest twój problem? — Starsza kobieta obeszła dookoła blat, opierając się o niego łokciami, gdy znalazła się naprzeciw córki. Jeden z wałków we włosach rozluźnił się, zwisając teraz niemrawo na boku. Uśmiechała się kwaśno i złośliwie, tak samo, gdy odbierając telefon i słysząc po drugiej stronie słuchawki “Zostawiłem dla ciebie żonę”, odpowiadała:

Kto mówi?

Nie, ale z pewnością zaraz mi powiesz. — Paczka groszku tym razem przyłożona została do skroni. Lyra czuła, że monolog matki zamieni się zaraz w irytujący ból głowy.

Stoisz w rozkroku i to nie takim atrakcyjnym, złotko. Zdecyduj się wreszcie. Będzie ci znacznie łatwiej. Dlaczego ktoś ma cię słuchać, jeśli sama nie chcesz mu rozkazywać? Nie możesz tylko walczyć tym o życie — im częściej będziesz go używać, tym łatwiej ci będzie.

Zawsze była pod wrażeniem, że można kogoś kochać i nienawidzić jednocześnie. Patrzeć na kogoś i wszystko, czym nie chce się stać. Shirley zaś patrzyła na nią i nienawidziła wszystkiego, czym mogłaby być. Każda matka była kiedyś córką, kolejną traumę nabierając w dłonie i przekazując dalej, niczym cenny spadek. Lyry spadkiem był złoty ogon i krtań, która potrafiła zadrżeć, przelewając jej wolę na słowa. Nie pamiętała dokładnie pierwszego razu, gdy się na to zdobyła, ale pamiętała, ciężar wyrzutów sumienia na żołądku zaraz po. Shirley miała jednak rację — to nie było czymś, co powinno stosować się w akcie desperacji. Sytuacja na plaży jedynie to potwierdziła.

Musi zacząć tego chcieć. Musi przestać się tego bać.

Wraca jutro — powiedziała nagle. — Twój ojciec. Ojczym — poprawiła się, widząc jak twarz Lyry momentalnie wykrzywiła się grymasie. To było najgorsze — że po tym wszystkim potrafił wstać, pójść umyć ręce w zlewie i kazać nazywać się ojcem.

Wiedziała, co jej proponuje. Powinna powiedzieć “nie”, wstać od stołu i odjechać daleko stąd, najlepiej nigdy nie wrócić. Nie potrafiła jednak — za każdym razem, z jakiegoś kolejnego, błahego powodu, tu wracała.

Masz jeszcze brandy? — spytała zamiast tego. — I czy Jack dalej ma pistolet?

/z tematu
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
22 kwietnia 1985

Nim chowa pistolet do wnętrza płaszcza, patrzy na niego przeciągle i waży w dłoni z głębokim namysłem. Może powinien go zostawić? Ufa sobie, panuje nad sobą, a przede wszystkim, nie skrzywdzi czarownicy, jeśli nie stoi za tym rozkaz lub wola Lucyfera. Ufa sobie, ale nie ufa Shirley Vandenberg. To tylko jedna kobieta, a jednak jej jędzowata natura i przebiegłość sprawiały kiedyś, że miewał ochotę ją uderzyć. Jest dżentelmenem, nigdy tego oczywiście nie zrobił, ale faktem jest, że Shirley potrafiła go wyprowadzić z równowagi podobnie, jak on ją. Stanowili wybitnie toksyczną parę, ale wtedy, gdy był jeszcze dzieciakiem, chyba właśnie tego potrzebował. Potem przekuwali te emocje w coś całkiem innego, aż koło się powtarzało. Aż zaczął mieć inne priorytety, a skrajne emocje przestały ekscytować i zaczęły nużyć.
Sprawdza magazynek, zabezpiecza broń i wsuwa ją w należne jej miejsce. Zaraz obok, w niewielką kieszeń pasa wsuwa niewinnie wyglądającą fiolkę wypełnioną przezroczystym płynem. Przedstawienia ciąg dalszy.
Obiecał sobie, że spróbuje polubownie. Spróbuje. Nawet jeśli nie wierzy, że i tym razem nie straci czasu.
Shirley Vandenberg jest żmiją, ale nie jest taka znowu głupia – jakoś się prześlizgnęła przez trzy małżeństwa i zdołała utrzymać się nad powierzchnią pomimo swojego charakteru. Udało jej się nawet wychować dziecko, z jakim skutkiem, to już inna sprawa. Sebastian nie może nic o tym wiedzieć, w końcu nie poznał Lyry Vandenberg na tyle, by móc określić ją więcej niż dwoma słowami, a te brzmią: wyznawczyni Lilith. To mu wystarczy, by dopatrzeć się luk w wychowaniu.
Pod domem Shirley parkuje wczesnym wieczorem. Nie chce tego robić, ale ta sprawa nie da mu spokoju. Skoro już się z nią skontaktował, doprowadzi temat do końca dla własnego spokoju ducha.
Gdyby to było jego dziecko, Shirley przecież więcej osiągnęłaby, mówiąc mu o tym. Mogła go szantażować, żądać pieniędzy, nawet ślubu. Była zdolna do wielu rzeczy, na pewno zwietrzyłaby w tym jakąś okazję. Dlatego Sebastian liczy, że dowie się o innych kochankach, z którymi puszczała się w tamtym okresie. Przecież to niemożliwe, by ograniczała się tylko do Sebastiana.
Dzwoni do drzwi, gotów na wproszenie się z butami do środka, niezależnie od tego czy Shirley sobie tego życzy, czy nie. I czy otworzy mu w ubraniu, czy bez niego. Zdecydowanie wolałby to pierwsze.

Ostatnio zmieniony przez Sebastian Verity dnia Nie 10 Gru - 15:44, w całości zmieniany 1 raz
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Dni pani Vandenberg (starszej) wyglądają banalnie prosto — wstań, zepsuj go komuś i gratuluje, możesz iść spać.

Tego dnia padło na młodzieńca (czy aby na pewno?), który podawał się za Overtona zakochanego po uszy w jej córce. Shirley ciężko było w to uwierzyć — kto mógłby zakochać się w Lyrze? Jedynym, prawdopodobnym scenariuszem było to, że dziewczyna poszła w końcu po rozum do głowy i zalamentowała kawalera. Jeśli tak, to przedobrzyła z ambicjami — żaden Overtone, zalamentowany czy nie, za nią nie wyjdzie.

Nie oznaczało to jednak, że nie mógłby jej pomóc w karierze. A skoro mógłby pomóc takiemu beztalenciu, jak jej córka, to z pewnością pomoże również jej genialnej matce powrócić pod płonące światło reflektorów. Przez głowę Shirley nawet nie przemknęła myśl, że mogłyby stopić one botoks z jej podstarzałej twarzy.

Dzwonek do drzwi wyrywa ją z marzeń o karierze, snutych nad trzecią szklanką brandy. Każda szanująca się kobieta, w takiej sytuacji, związałaby mocniej szlafrok na lekko wyblakłej, czerwonej halce, ale pani Vandenberg (zdecydowanie starsza) nie robiła sobie za dużo z szacunku. Może to kolejny, przystojny policjant szukający jej córki.

Może tym razem da się namówić na szklaneczkę czegoś mocniejszego.

Oh — mówi, otwierając drzwi. Mężczyzna po drugiej stronie jest dziwnie znajomy; jakby spod warstwy zmarszczek i zmęczenia przebijała się twarz, którą niegdyś przywołać mogłaby i we śnie. Wiele znała takich twarzy; wiele z nich zapomniała, aczkolwiek—

Sebastianie, czym zawdzięczam wizytę? — jeśli była nią zaskoczona (była; po prostu botoks skutecznie odebrał jej możliwość pokazania tego), to nie dała po sobie poznać.

Sebastian Verity był z pewnością ostatnim duchem przeszłości, którego się tu spodziewała.

Aczkolwiek zainteresowanie młodzieńca zza słuchawki biologicznym ojcem Lyry zaczęło nabierać sensu.

We Zjawę w wątku wciela się Lyra Vandenberg.
Zjawa
Wiek : 666
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Niewiele pojawia się na jego twarzy zdziwienia, gdy widzi przed sobą Shirley, choć uderzenie tego, jak człowieka może dotknąć czas, robi swoje. Wiedział przecież, że nie zobaczy pięknej, młodej dziewczyny, z którą kiedyś coś go łączyło, ale dopiero, gdy spotyka się kogoś z dawnych czasów, uświadamia sobie, jak wiele czasu minęło. Na nim ten czas przecież także wyraźnie się odbił. Obecnej Shirley nie można nazwać brzydką, a jednak jest w niej coś, co Sebastiana odpycha. Może botoks, a może jednak pełna świadomość tego, jakim człowiekiem jest kobieta. Przy czym nie może jeszcze być pewnym, że zrobiła mu coś równie paskudnego, jak pozbawienie kontaktu z własnym dzieckiem.
Wchodzi do środka niewzruszenie, trochę niecierpliwie, zdradzając swoimi ruchami zdenerwowanie i od razu odpala fajka. Wygląda dokładnie jak ktoś, kto jest wkurwiony, ale próbuje się opanować – taką przynajmniej ma nadzieję. Aktorem może i nie jest, ale gdy tylko sobie wyobrazi, że jego podejrzenia mogą być prawdą, rzeczywiście czuje uderzenie gorąca przez pobudzone nerwy.
Przecież zapraszałaś — odbija, opierając się biodrem o szafkę i zaciąga się dymem, wbijając w Shirley twarde spojrzenie. Nie zamierza udawać, że to nie on dzwonił, nie ma przecież do czynienia z aż tak tępą osobą. Wręcz przeciwnie. Na głos tego nie przyzna, ale pokusiłby się o podejrzenie, że Shirley Vandenberg jest inteligentniejsza niż chce, by ją widziano. Może. — Chciałem się tylko upewnić, że Lyra nie wie, kto jest jej ojcem, zanim cię odwiedzę. — W końcu gdyby wiedziała, powiedziałaby o tym swojemu rzekomemu niedoszłemu narzeczonemu.
Noga Sebastiana wybija nerwowy rytm o podłogę.
Gdyby zapytał, czy to jego córka, Shirley mogłaby powiedzieć cokolwiek. Łatwiej więc będzie udawać, że zna już prawdę i po reakcji kobiety wywnioskować, czy coś w tym jest. Liczy jedynie na to, że Vandenberg złapie haczyk. I nie zacznie ze swoją irytującą manierą pytać skąd te nerwy i czy nie zechce poczęstować się pieprzoną rybą.
Zamierzałaś jej kiedykolwiek powiedzieć? Mi powiedzieć?
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Czas był okrutnym kochankiem — poniewierał mocniej, niż tanie brandy, które pijała teraz kobieta. W poprzednim życiu, gdy on jeszcze nie był gwardzista, a ona tym, czym stała się obecnie, pijała lepsze alkohole; była lepsza. Zepsuta, ale lepsza — czas po prostu nie odnosił się z szacunkiem do kobiet, które kochał.

Przecież zapraszałaś, to krótkie pokiwanie głową i niepotrzebnie sensualne ah.

Pozwoliła mu wejść (nie pierwszy, nie—) do środka, z niemałym zainteresowaniem obserwując jego ruchy. Było w nich coś znajomego. Coś, czego czas nie potrafił ruszyć. To samo poczucie, że wszystko w danym pomieszczeniu mu się należy. Kiedyś myślała, że była to zwyczajna, młodzieńcza arogancja. Teraz już wie, że niektóre rzeczy się po prostu nie zmieniają.

Nie krępuj się. Chcesz może czegoś do—

Nigdy się nie dowie, czy pani Vandenberg chciała powiedzieć picia czy do ust, bo te skutecznie jej się zamknęły, gdy padły pierwsze oskarżenia pod jej adresem. Szok był oczywisty i wymowny; mógł sugerować, że coś było na rzeczy, choć przecież równie dobrze mogła być zszokowana, że w ogóle to insynuuje.

Widziała rosnące zniecierpliwienie, rytmiczne przytupywanie nogą oraz szorstko wydmuchiwany dym papierosa. Fakty były proste; wiedział, pytanie brzmiało skąd i co ona z tym zrobi. Nie był najwyraźniej zadowolony z tego przebiegu wydarzeń. Zmrużyła oczy, jakby analizowała źródło jego gniewu; zrobiła swoim milczeniem im obojgu przysługę.

Przecież by się z nią nie ożenił.

Nie — przyznała niepokojąco spokojnie. — Chcesz whisky?

Ryby nie proponowała; jeszcze by skończył z ością w gardle.

Idąc w stronę kuchni, zadawała sobie tylko jedno pytanie — skąd? Nie było wiele osób, które mogły mu powiedzieć. To nie tak, że rozpowiadała to na prawo i lewo. Shirley doskonale znała wagę skandalu, ten mógłby nałożyć na jej plecy zbyt duży cel. Jej oraz Lyry — Krąg skandale zakopywał sześć stóp pod ziemią.

Czemu cię to w ogóle obchodzi?

Obcy koncept dla niej; zainteresowanie rodzica dzieckiem.
Zjawa
Wiek : 666
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Szedł tu z konkretnym nastawieniem – chciał dowiedzieć się prawdy. Sądził, że jest gotów się z nią zmierzyć. Może dlatego, że ten zbieg okoliczności, ta kolej rzeczy, ten scenariusz, to wszystko… To wszystko wydawało się zbyt nieprawdopodobne. Wszystko poszło tak gładko w młodzieńczych latach. Odrzucał coraz to lepsze kandydatki na żony, doprowadzał rodziców do gorączki, aż w końcu na świat przyszedł Marcus, oczekiwania wobec Sebastiana trochę odpuściły, a on mógł się skupić na swoim marzeniu, na poświęceniu życia Lucyferowi. Bez żadnych innych zobowiązań. A teraz, akurat teraz, kiedy za rogiem ostrze szykuje apokalipsa, na stare lata powraca do niego przeszłość. W formie niedoszłej narzeczonej, którą była Judith, a którą nauczył się doceniać właśnie teraz. I w formie Shirley Vandenberg, która dwadzieścia siedem lat temu w jakiejś sterylnej, paskudnie samotnej sali szpitalnej wydawała na świat jego dziecko.
Jego dziecko.
Blednie, a duch na chwilę opuszcza jego ciało, gdy dochodzi do niego znaczenie reakcji Shirley. Szedł tu z pewnym nastawieniem, a teraz okazuje się, że nastawił się konkretnie na uspokojenie wątpliwości. Na „Sebastian, co ty mówisz?”. Na ośmieszenie się może. Nie na to, że odpowiedzią będzie „tak, ale co cię to właściwie obchodzi?”.
Dwadzieścia siedem lat.
Dwadzieścia siedem pieprzonych lat.
Co mnie to obchodzi? — powtarza po niej słabo, a popiół z papierosa zastygniętego od dłuższej chwili w jednej pozycji parzy lekko dłoń. — Co mnie to obchodzi?! — O ile przed chwilą był blady, tak teraz nabiera kolorów, a wściekłość, frustracja i łomoczące się po głowie myśli w zbyt dużym natężeniu sprawiają, że jego ciało zaczyna drżeć z nerwów.
To jego córka. To naprawdę jego córka. A ta wiedźma nie zamierzała mu powiedzieć. Ominęło go dwadzieścia siedem lat życia własnego dziecka. A ona się pyta, co go to obchodzi. Ona, która mogła patrzeć na wyciągające się ku niej dziecięce rączki, która mogła obserwować, jak Lyra stawia pierwsze kroki, jak świętuje dzień swoich urodzin, jak odnosi pierwsze sukcesy na scenie. A co gorsze Sebastian wie, jest pewien, że Shirley Vandenberg nie potrafi tego czasu docenić.
Dla niego po dwudziestu siedmiu latach pozostał jedynie pisk opon i wycelowany oskarżycielsko palec dorosłej kobiety, której przekazał geny, a której zupełnie nie zna.
Gasi papierosa o cokolwiek co ma pod ręką, popielniczkę, a może kryształowy spodek. Nie wie, nie patrzy. W dwa kroki jest przy Shirley i niedelikatnie obraca ją za ramię w swoją stronę, wkurwiony tak, jak jest…
Nigdy.
Nigdy nie był tak wkurwiony. Nigdy nie czuł się tak niesprawiedliwie potraktowany.
Z wieloma sytuacjami musiał się mierzyć w swoim życiu, ale jeśli Lucyfer postanowił jeszcze raz go przetestować, to ten test jest dla Sebastiana wyjątkowo ciężki. Ma ochotę ją zadusić. Ma ochotę cofnąć czas.
Ale nie może.
Takiej niemocy również nigdy jeszcze nie czuł. Nie w tej formie, nie w tak mocno wżerającym się w krew wymiarze.
Czy ty jesteś… normalna? Oczywiście, że nie jest.
Puszcza ją, jakby coś go oparzyło. Z jego twarzy bardziej niż wkurwienie wyziera obrzydzenie. Patrzy na nią i go mdli. Spotykał paskudniejszych ludzi na swojej drodze, ale wiedział, że każdy z nich jest tylko krótkim obrazem w jego życiu. Sprawa się skończy, wspomnienia wyblakną. Od tego – od niej – nie może się odciąć.
Dlaczego ją w ogóle urodziłaś, Shirley? — To pytanie może wydać się okrutne, ale jest bardzo zasadne. Nie rozumie. Dlaczego? Jednej rzeczy, jakiej nie mógłby przebaczyć bardziej niż niepowiedzenia mu o dziecku, to zabicie dziecka, a jednak tego prędzej spodziewałby się po Shirley, która przecież nigdy nie była materiałem na matkę. Lyra nie chce być do niej porównywana i oczywistym jest, co to oznacza. Shirley nie była dobrą matką. Nie potrafi nawet zrozumieć, dlaczego rodzic czuje żal, wiedząc, że odebrano mu niemal trzy dekady na poznanie własnego dziecka, na daniu mu poczucia, że jest kochane, na bycie odbiorcą jego miłości. Dlaczego więc zdecydowała się na poród, a przy tym ani nie podrzuciła dziecka Sebastianowi, ani nie wymusiła na nim małżeństwa, ani nawet pieniędzy?
I dlaczego on sam dopuścił do sytuacji, w której akurat Shirley Vandenberg zachodzi z nim w ciążę? Wypił za dużo, zatracił się? Nie pamięta nawet tej nocy. Nie rozumie, jak mógł do tego dopuścić. Z jakiegoś powodu przy Shirley często tracił głowę. Ale tego, że mógł dopuścić do tej sytuacji, nie potrafi sobie ot tak odpuścić.
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Patrzy na jego gniew i go nie rozumie.

Nie potrafi zrozumieć, za czym on tęskni, bo dla niej było to ciężarem. Wyciągnięte w jej stronę pulchne rączki były ciężarem, bo brudziły jej sukienkę. Pierwsze kroki dziecka były ciężarem, bo wolała wpatrywać się w ekran telewizora. Jej urodziny były ciężarem, bo dziwnym trafem przypadały zawsze, gdy była zapraszana na randkę. Pierwsze sukcesy na scenie nie były ciężarem — do tego momentu Lyra nauczyła się już, aby Shirley nie zapraszać.

Zrobiłam ci przysługę — mówi, naprawdę wierząc w swoje słowa. Poświęciła się i wychowała ją — urodziła ją, bo przecież tak nauczali w Kościele — musiała znosić jej kaprysy, dziecięce żale i te idiotyczne kłamstwa na temat jej ojczyma. Znosiła to wszystko, a nie usłyszała nawet ani jednego dziękuje. — Myślisz, że Zwierciadło by tego nie wywęszyło? Myślałeś, że co? Będziesz mógł z nią chodzić na spacery? Przychodzić na te głupie teatrzyki, w których grała? Będzie ci mówić tatusiu?

Shirley doskonale wiedziała, że jedynym sposobem, aby sekret pozostał sekretem, to udawanie, że nie istnieje. Gdyby mu powiedziała, to musiałaby powiedzieć Lyrze. Lyra powiedziałaby komuś zaufanemu, ktoś zaufany przekazałby to dalej. Tak właśnie umierają sekrety — w uszach kogoś zaufanego.

Czuje jego dotyk na ramieniu, jednak nim jest w stanie zareagować, ten cofa rękę z wyraźnym obrzydzeniem. To dopiero ją dotyka — on brzydzący się nią. On, który mógł przeżyć swoje życie dokładnie tak, jak tego chciał — z całą gamą przywilejów i doświadczeń, które mu przysługiwały. Nie miała pojęcia, gdzie skończył, ale po jednym spojrzeniu mogła spokojnie stwierdzić — nie wyglądał, jakby życie mu się zawaliło.

Absurdalne pytanie wywołuje u niej dezorientację. Dlaczego?

Bo Lucyfer tego zabrania, odpowiedziałaby i nawet nie skłamała.

Bo liczyłam, że będzie chłopcem, odpowiedziałaby i dopiero wtedy powiedziała prawdę.

Bo to moja córka — odpowiada, ale w jej głosie nie słychać miłości. Słychać posiadanie — moja córka; stworzona ze mnie i na mój obraz, aby własne ego móc unieśmiertelnić. Był w tym jednak jeden haczyk; nie przewidziała, że dzieci nie są własnością. Że mają własną wolę, a ona wcale nie chciała tak samo pięknej, tak samo utalentowanej i tak samo mądrej córki, bo tak samo pewnego dnia może zmienić się w bardziej.

Gdy czas stwierdzi, że czas na nową kochankę.

Nie twoja, nie Paula, nie Jacka — moja. Powinieneś mi na kolanach dziękować, że nie musiałeś jej wychowywać.
Zjawa
Wiek : 666
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Opanuj się, opanuj się, opanuj się, opanuj się.
Robi mu się ciemno przed oczami.
Zabił wiele razy, wiele różnych osób. Ale zawsze dlatego, że tak należało. Na rozkaz, według wytycznych lub jak ostatnio, dla Lucyfera. Każde inne morderstwo byłoby zbrodnią i czyniłoby z człowieka pospolitego przestępcę. Kogoś bez najdrobniejszego kręgosłupa moralnego.
Istnieją przecież zbrodnie w afekcie i nie ma to nic wspólnego z moralnością, choć to nigdy nie przemawiało w pełni do Sebastiana. Nie rozumiał, jak można tak wyjść z równowagi, by nagle poddać się chęci mordu, która nigdy wcześniej nie wyszła na wierzch. Są przecież ludźmi, mają kontrolę.
Teraz rozumie bardziej. Furia otula rozpierzchnięte myśli i kusi zapomnieniem. Wystarczy odpuścić, przestać kontrolować oddech, przestać wbijać palce boleśnie we własne dłonie, przestać wmawiać sobie, że należy pozostać w bezruchu.
Gdyby nie znalazł w sobie dość siły woli i samokontroli, polałaby się krew. Nigdy nie pragnął z własnej nieprzymuszonej woli skrzywdzić kogoś tak bardzo, jak tę bezduszną szmatę, która śmie nazywać się matką.
Tak.
Tak, na ognie piekielne.
Chciałby móc chodzić z córką na spacery i słyszeć radosne „tatusiu” przy każdym spotkaniu. Przychodzić na każdy występ i klaskać najgłośniej ze wszystkich. Chciałby pokazać środkowy palec Zwierciadłu i machnąć ręką na potępienie rodziny, żeby móc wychować swoje własne dziecko. A nawet jeśli wcale by tak nie było, nawet jeśli za gówniarza miał inne standardy, priorytety i inną moralność, to nie do Shirley należała decyzja. Nie powinna należeć.
Wyrwała mu z rąk coś, czego nie da się odzyskać, nieważne jak mocno by się starał.
Odebrała mu córkę.
Bo to moja córka.
Nie twoja.
Powinieneś mi dziękować.
Jego oczy zioną od całej brutalności do jakiej jest zdolny i jaką ma chęć właśnie z siebie wyrzucić. Uszłoby mu to płazem. W końcu jest Veritym. Jest gwardzistą. Mógłby zamknąć jej buzię i przysłużyłby się tym społeczeństwu.
Mógłby.
Twoja? — Jego głos nie brzmi naturalnie. Mówi wolno, niegłośno, nieswojo. Rozluźnia palce dłoni. Uformowane w pięści za mocno kuszą, by z nich skorzystać. — Ona cię nie kocha, ty żałosna kreaturo. — Nie wie tego, ale wierzy w to. Jak można byłoby pokochać tę paskudną imitację matki? — Spójrz na siebie. Co mogłaś jej dać? Dlatego mi nie powiedziałaś? — Uśmiecha się paskudnie, wciąż stojąc nieruchomo jak słup soli. — Bałaś się, że utracisz jedyne, co wyszło ci dobrze w życiu? Że znając alternatywę, własna córka wypnie się na ciebie i pójdzie do ojca, nawet nie patrząc wstecz?
Śmieje się gorzko, a jego ciało powoli się rozluźnia.
Ten obraz nędzy, który stoi przed nim, nie zasługuje nawet na to, by ją zadusić.
Będziesz stać w progu Piekła aż zrozumiesz, dlaczego Aradia była zdolna do tak wielkiego poświęcenia. Bardzo długo, Shirley. Będziesz stać bardzo długo i niech Lucyfer nie ma dla ciebie litości. Tego ci życzę.
Znów jest spokojny i nienagannie opanowany. Lucyfer wie, co robi. Lucyfer zesłał na niego łaskę wiedzy. Musi istnieć powód, dla którego dopiero teraz. Ważne, że wie. Jeśli za chwilę nie zginie, nadrobi tyle ile tylko zdoła. I naprowadzi swoją córkę na właściwą drogę, jako że nie można się dziwić temu, jak mocno pobłądziła. Z pewnością nie miała łatwo.
Podaj mi jej adres. — Jak nie poda, to nic. Sam go zdobędzie, po prostu zajmie to chwilę dłużej.
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor
Zjawa
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t122-szukam-zjawy
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t180-listy-do-zjawy
Patrząc mu w oczy, dostrzega to — widzi, że może ją skrzywdzić i przede wszystkim, że chce ją skrzywdzić. Widzi i wpatruje się w to niewzruszona.

Lęk jest rzeczą ludzką; lata wypłukują z pani Vandenberg człowieczeństwo jak uderzające o brzeg fale. Cofająca się woda za każdym razem zabiera coraz więcej, aż wreszcie wyjałowi kobietę dosadnie. Zostaną z niej tylko maski dawnego piękna; botoks utraconego czasu.

Paznokcie naturalnego okrucieństwa.

Skąd ty to możesz wiedzieć? Oczywiście, że mnie kocha — to słowo brzmiało inaczej, jakby wyprute było z wszelakiego znaczenia i równie dobrze, mogło być każdym innym słowem. Shirley naprawdę była przekonana, że jej niewdzięczną córką ją kocha, bo sama nie potrafiła pojąć, czym była miłość. Urodziła ją, wychowała ją, a więc ta musiała ją kochać — do tego została stworzona. — Nawet jej nie znasz. Jeśli myślisz, że coś od ciebie będzie chciała, to tylko łatwiej kasy. Nie łudź się, że będziesz dla niej czymkolwiek więcej.

Shirley Vandenberg była bardzo dobra w ocenianiu innych swoją miarą. Mógł jej nie wierzyć, mógł chcieć jej nie wierzyć, ale prawda była taka, że nie znał Lyry na tyle dobrze (o ile w ogóle), aby móc stwierdzić, że nie ma racji. Coś w tym wszystkim napawało ją satysfakcją. Znowu miała coś, czego on chciał — znowu coś mogła mu dać.

A bo ja wiem, gdzie ona mieszka? — wzruszyła ramionami. Kolejna osoba pytająca ją o aktualny adres zamieszkania córki; gdyby wiedziała, że to taka wartościowa informacja, to może by ją sprzedała za kilka dolarów i droższe brandy. — Ostatnio u tego swojego martwego chłoptasia. Teraz? Pewnie znalazła sobie nowego i—

Jack miał na ten temat kilka teorii, ale nie zamierzała powtarzać ich na głos. Nie z szacunku; z braku zainteresowania.

Powodzenia w szukaniu. Pojawia się tylko, gdy wpakuje się w jakieś tarapaty. Ostatni raz widziałam ją, bo ktoś rozkwasił jej nos. Pewnie przystawiała się do nieodpowiedniego typa i pogonił ją z kwitkiem.

Mogłaby na tym skończyć. Mogłaby powiedzieć mu, że dostał już, czego chciał i żeby się wynosił, ale—

Ale cień dawnego uśmiechu pojawił się na jej ustach, bo wspomnienie tego, jak na nią patrzył, wciąż było w niej żywe. Między nienawiścią a namiętnością jest mała różnica. Jack nie wraca dzisiaj na noc.

Możemy zrobić sobie nową, jak ci tak bardzo zależy.
Zjawa
Wiek : 666
Sebastian Verity
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
ODPYCHANIA : 25
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 192
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 8
TALENTY : 19
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t620-sebastian-verity#3560
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t709-sebastian-verity
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t1145-sebastian-verity
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t711-poczta-sebastian-verity
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f142-willowside-14
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1114-rachunek-bankowy-sebastian-verity#10472
Nie ma dla niej nic prócz pogardy. Nie wierzy jej. Nie wierzy, że córka może ją kochać, nawet jeśli nie ma prawa wiedzieć, jak jest naprawdę. Nie potrafi wyobrazić sobie świata, w którym da się kochać Shirley Vandenberg, nawet jeśli sam wie niewiele o miłości. Ale wie, jak kocha dziecko. Wie, co to znaczy mieć czułego, troskliwego rodzica, który interesuje się życiem swojej latorośli. Shirley taka nie była, ona nie potrafi taka być. Bardzo źle, że pozwolił sobie na nieostrożność, że dopuścił do sytuacji, w której ta namiastka kobiety nosi pod swoim sercem rozwijające się życie. Namiastka, bo przecież prawdziwa kobieta z natury wie, jak być matką. Dobrą matką. Shirley nią nie była, patrzy na nią i po prostu to czuje. Pamięta wściekłość w oczach jej młodszej kopii, gdy zarzucił, że jest podobna do matki. Widział, że ta wściekłość była szczera. Młoda Vandenberg miała do niej powody. Jeśli ma w sobie miłość do matki, to jest to miłość toksyczna. Taka, którą wypada w sobie mieć. Bo przecież ją urodziła. Każde dobre dziecko ma w sobie tę wdzięczność, ale czy naprawdę można przypisać jej coś więcej niż właśnie to – uczucie przywiązania spowodowane najprostszą w świecie wdzięcznością za sprowadzenie na ten świat?
Shirley ma rację w jednym – Sebastian nie zna swojej córki. Boli go to. Ból narasta z każdą chwilą, z każdym ukłuciem rosnącej świadomości, co to wszystko oznacza. To, że ma dziecko, to że o nim nie wiedział, to, że je zostawił. Nie zna Lyry. Może i jest rozpieszczonym bachorem, który leci tylko na kasę. Co, jeśli tak? Przecież on te pieniądze ma, przecież on je jej da bez zająknięcia. To minimum, które jest winien za wszystkie lata, gdy go przy niej nie było. Niech bierze, ile chce i niech jeszcze pokaże mu środkowy palec, robiąc to – przyjmie to, jak powinien przyjąć każdy ojciec, który poznaje swoją córkę dopiero, gdy ta zaczyna życzyć sobie by mówić do niej per „pani”. Z pokorą.
Może i nie będzie dla niej czymkolwiek więcej. Ale spróbuje. Spróbuje ją poznać, spróbuje jej wynagrodzić ten czas, spróbuje pokazać, że mu zależy. Jeśli tylko będzie mu dane.
Shirley nie wie nawet, gdzie mieszka jej własna córka. I ona ma czelność mówić, że to Sebastian jej nie zna? On nie miał szans jej poznać, Shirley za to miała całe dwadzieścia siedem lat.
Naprawdę im dłużej tu stoi, im dłużej jej słucha, tym bardziej chce mu się rzygać.
Ktoś rozkwasił jej nos. Jaka matka przyjmuje to z takim spokojem? Jaka matka nie docieka kto to był, jaka nie dąży do tego, by został ukarany? Taka. Taka matka, jak Shirley Vandenberg.
Być może ktoś powinien rozkwasić nos jej, być może powinna zastanowić się przez chwilę nad uczuciem, które towarzyszy chwilom, gdy znikąd nie można oczekiwać wsparcia?
Aż go cofa na jej ostatnie słowa. Patrzy na nią i widzi człowieka, a jednak czuje się, jakby patrzył na przybysza z innej planety. Skąd ona się urwała?
Gdzie ja kurwa miałem oczy? — Nie jest w stanie tego zrozumieć. Nie potrafi ogarnąć swoim umysłem, jakim cudem kiedykolwiek go do niej ciągnęło, jak mógł chcieć mieć z nią cokolwiek do czynienia, jak mógł żywić do niej jakiekolwiek ciepłe uczucia, choćby te z zakresu pożądania. Nie mieści mu się to w głowie. Zrzuciłby tamte upojne chwile i niemądre zauroczenie na narkotyki, gdyby tylko mógł. Ale nigdy nie ćpał. Nie rozumie. I najpewniej będzie sobie to wyrzucał zapewne już do samego końca. — Spójrz w lustro, Vandenberg. Jesteś szkaradna i zepsuta. Cuchniesz tanim brandy. Kto by cię zechciał? — Mógłby się zarzec, że nigdy nie powiedziałby równie podłych słów do kobiety, ale nie potrafi się powstrzymać, nie potrafi zobaczyć w niej kobiety. Nawet jeśli Shirley wcale nie jest paskudna, w jego oczach mogłaby stać wśród ścieków i nie odróżniłby jednego od drugiego.
Musi stąd wyjść, zanim zrobi coś skrajnie głupiego.
I to właśnie robi. Wychodzi. Z chaosem w głowie, z mdłościami w żołądku i ze szczęką bolącą od ciągłego zaciskania zębów w duszonej furii.
Ma córkę. I chciałby ją poznać, tak naprawdę poznać, zanim sam zginie. Jeśli tylko Lucyfer da.

Sebastian z/t
Sebastian Verity
Wiek : 49
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : Protektor