Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Wąwóz im. Bazela Hudsona
Wąwóz U-kształtny, znajdujący się w kniei Cripple Rock. Zachęca ona swoim niepowtarzalnym urokiem, dlatego szczególnie w okresie letnim można spotkać tutaj spacerowiczów. Nazwany został na cześć Bazela Hudsona, magicznego podróżnika i archeologa z początku XVIII wieku. Rzadko można spotkać tu dziką zwierzynę, ale za to tego miejsca nie opuszczają komary, które masowo atakują przechodniów. Jego naturalna ścieżka biegnie wzdłuż wschodniego kresu kniei, dlatego nazywany jest jej naturalną granicą.
[ukryjedycje]

Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw 20 Lip - 20:58, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Richard Morley
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 170
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 18
TALENTY : 8
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1524-richard-morley#17691
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2131-richard-morley#25861
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1653-poczta-richarda-morley-a#21345
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f246-side-alley-3-15
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2130-rachunek-richard-morley#25860
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 170
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 18
TALENTY : 8
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1524-richard-morley#17691
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2131-richard-morley#25861
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1653-poczta-richarda-morley-a#21345
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f246-side-alley-3-15
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2130-rachunek-richard-morley#25860
|do Szarlotki

Słyszałem, że tunele są pod baczną obserwacja Gwardii, więc słowa o wnikliwym sprawdzaniu osób, chcących skorzystać z przejść, skwitowałem jedynie cichym: “mhm”, w duchu ciesząc się, że kontrola i porządek mają się całkiem dobrze.
-Słuchaj, może uczelnia zrobi tam jakąś większą wyprawę badawczą, na którą da się załapać. Nawet nie kojarzę, gdzie indziej jest tylu świetnych naukowców i badaczy na metr kwadratowy. - Uśmiechnąłem się pogodnie. Tajne komplety zawsze stawiały na praktyczną wiedzę, więc tak wyjątkowa okazja, by w terenie przetestować swoje umiejętności, nie zdarza się często. A i profesorowie potrzebują studentów to tych bardziej monotonnych i brudnych zadań.
Patrzyłem pod nogi, szukając tu czegoś ciekawego, jakichś śladów, kiedy usłyszałem z ust Charlotte echo swoich myśli. Tych, które pojawiały się, gdy ponownie powracałem wspomnieniami do swoich decyzji i wahań, jakie miałem tuż przed ich podjęciem.
-No tak. To dość, hm, konkretny argument. - Westchnąłem. - Wiesz, miałem kiedyś podobne rozważania.
W otoczeniu spokojnej przyrody moja głowa aż prosiła o chwilę ukojenia i zgrania się z otaczającym światem. Ale nie było to możliwe, nie w chwili, gdy milion ciężkich, jak ołów myśli wprowadzały prawdziwy chaos, z którymi mój mózg sobie nie radził.
Może właśnie dlatego powiedziałem, co powiedziałem.
-No i skończyłem, gdzie skończyłem. - Wzruszyłem ramionami, jakby ten ruch miał zrzucić z nich niewidzialny ciężar. I faktycznie było lżej. Przyznanie się do własnych decyzji i konsekwencji pomogło, nawet mimo delikatnego ukłucia wstydu.
Nie było to takie trudne, prawda? - powiedziałem sobie.
Może trzeba częściej gadać z innymi o prywatnych sprawach, a nie tylko pracy, uczelni i filmach.
Albo o wielkich zombie-niedźwiedziach, które podczas spokojnych spacerów nagle wyskakują na ciebie i próbują odgryźć głowę.
Kora drzewa była chłodna i wilgotna, a jej zapach — ziemisty, ale jednocześnie świeży, otulał mnie, jak koc, uspokajał. Niebezpieczeństwo minęło, ale moje ciało jeszcze potrzebowało chwili, żeby również się o tym przekonać.
-Też bardzo na to liczę. Nie jestem fanem takich atrakcji - powiedziałem cicho, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo zaschło mi w ustach. - Musimy to zgłosić. Ktoś… powinien to sprawdzić.
Na samą myśl, że tych bestii może być tu więcej, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, który towarzyszył mi również w chwili, gdy Charlotte mówiła o refleksie i obronie. Mimo iż przeczytałem raporty z tamtego dnia, nie byłem w stanie sobie wyobrazić, przez co ona musiała przejść. I zastanawiałem się, jak jej się z tym żyje.
-Przykro mi - wydusiłem z siebie mimowolnie. - Ja? Ja nie… Nie musiałem.
To musiał być jedna właściwa odpowiedź. Nie, ja nie walczyłem o życie, ale byłem świadkiem, jak robią to inni, gdy im je odbierałem.
Mówiąc to, odruchowo schowałem dłonie do kieszeni, jakby nadal były brudne od krwi, a ja za wszelką cenę starałem się ten fakt ukryć.
-Może chcesz kawy? Mam w termosie. - I nie czekając na odpowiedź, zsunąłem z ramienia plecak, żeby postawić go na stercie kamieni, która wystawała spośród mchu i połamanych gałęzi. W ostatniej chwili zatrzymałem się, po czym opuściłem głowę, by przyjrzeć się znalezisku.
Ewidentnie były to resztki paleniska. Większe od dzisiejszych ozdobnych kominków, bardziej wydajne. Idealne, kiedy mieszkało się w drewnianej chacie i gotowało się na rozżarzonych węglach.
-Chyba był tu kiedyś dom - stwierdziłem, pokazując na stertę kamieni. - Bo jestem pewien, że to resztki paleniska.
Dla pewności rozejrzałem się jeszcze i kiedy skupiłem się wystarczająco, byłem w stanie dostrzec spróchniałe belki i kamienne fundamenty, które skutecznie chowały się wśród roślinności.
-Może to stary domek myśliwego, bo nie kojarzę, żeby były tu jakieś wsie. Co myślisz?

|371 + 73 = 444
Richard Morley
Wiek : 25
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Rzecznik w Czarnej Gwardii, student Teorii Magii
Charlotte Williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t369-charlotte-williamson#1133
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t433-charlotte-williamson
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t436-slodka-szarlotka#1524
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t536-poczta-charlotte-williamson#2474
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f110-blossomfall-estate
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1095-rachunek-bankowy-charlotte-williamson
ILUZJI : 8
POWSTANIA : 20
SIŁA WOLI : 8
PŻ : 176
CHARYZMA : 13
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 3
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t369-charlotte-williamson#1133
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t433-charlotte-williamson
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t436-slodka-szarlotka#1524
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t536-poczta-charlotte-williamson#2474
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f110-blossomfall-estate
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1095-rachunek-bankowy-charlotte-williamson
- Sądzę, że znalazłoby się kilka osób zainteresowanych tym pomysłem - przytakuje po krótkim namyśle. - Profesor Bennet byłby zachwycony - przytacza sylwetkę podstarzałego badacza od historii magii, który lata świetności dawno ma już za sobą. Słynie za to ze swoich barwnych opowieści o swoich podróżach, które odbywał w młodości, chwaląc się gdzie to on nie był i czego nie widział. Taką perełkę z pewnością chętnie dodałby do swojej kolekcji. - Musisz się pośpieszyć, jeśli chcesz się załapać, bo wydaje mi się, że wpadł na to, kiedy tylko dowiedział się o istnieniu tuneli.
Spogląda z ukosa na Richarda, kiedy ten decyduje się nieco otworzyć. Zdawała sobie dotąd sprawę, że czarownik raczej niechętnie opowiadał o swojej rodzinie, ale nigdy nie zagłębiał się w szczegóły. Zresztą czemu miałby? Nie są sobie na tyle bliscy, by zwierzać się ze swoich przeżyć. Czyżby nastąpił jakiś przełom? To na pewno magia Aradii.
- Ale na plus, czy jednak żałujesz? Nie wydajesz się być mocno przybity, ale może dobrze udajesz? - Bardziej pyta, niż stwierdza, nie widząc w tych słowach niczego zdrożnego. W obecności niektórych osób nie bawi się w konwenanse, prędko przechodząc do bezpośrednich zwrotów.
- Oj tam zaraz przykro - wzrusza ramionami, nie widząc w tym niczego strasznego. - Miałam świadomość tego, że życie bywa pełne wybojów, ale żeby aż tak? - Uśmiecha się krzywo, będąc już gotową, by żartować sobie z wydarzeń na uniwersytecie. Nawet jeśli zginął wtedy człowiek.
- Mam swoją - odpowiada, kiedy ten chce częstować kawą. - Noszę w sumie za każdym razem, kiedy udaję się do lasu. Nigdy nie wiadomo, jak dużo czasu przyjdzie w nim spędzić. - Przystaje razem z nim i także zsuwa plecak z ramion. Skoro już robią przystanek, to nie będzie oponować przed kubkiem czegoś smacznego. Otwiera torbę i wyciąga termos, nalewając sobie kilka łyków czarnego, gorzkiego płynu - ulubiony i jedyny słuszny rodzaj kawy. Bez większego zainteresowania zezuje na to, co tam znalazł Richard. Typowy kujon, interesuje się byle pierdołami.
- Wsie? W środku lasu? - ściąga brwi w zastanowieniu, bo to wszystko nie trzyma się kupy. - Może to zwyczajni biwakowicze? Myślisz, że to mógłby być jakiś szałas? - Absolutnie nie zna się na żadnych konstrukcjach, ani tym bardziej na budowie domu. Z biwakowaniem też radzi sobie przeciętnie, bo Williamsonowie prędzej wyhodowaliby skrzela, niż pozwolili sobie na brodzenie w ziemi i wspólne śpiewanie przy ognisku.
Rozglądając się wokół Charlotte spogląda pod nogi. To tam, pośrodku omszałych kamieni, znajduje błyszczący przedmiot. Ściąga brwi w zastanowieniu i przykuca obok. Zazwyczaj nie grzebie wśród roślin, mając je raczej w głębokim poważaniu, ale tym razem ciekawość wygrywa. Wydobywa spomiędzy kamyków przewleczoną przez sznurek monetę. Skąd się tutaj wzięła? Czyżby jednak należała do jednego z biwakowiczów?
- Ciekawe, jak myślisz, czy to na szczęście? - zwraca się do Richarda, pokazując mu znalezisko. Nie ma jednak zamiaru odrzucać go z powrotem, ani tym bardziej oddawać Morley’owi. Chowa monetę do kieszeni spodni i kiwa głową w stronę drogi. - Idziemy dalej? Chyba że chcesz bawić się w archeologa. - Nie czeka na odpowiedź, pozostanie w tym miejscu wcale jej nie interesuje. Dopija ostatni łyk kawy, strzepując resztki na bok i zakręca termos, chowając go do plecaka. Rusza przed siebie, nie oglądając się już przez ramię.

| kończymy z wynikiem 444, znajduję irlandzką monetę na sznurku
zt dla Charlotte
Charlotte Williamson
Wiek : 23
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : North Hoatlilp
Zawód : studentka demonologii
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t637-vittoria-l-orfevre-nee-paganini#3727
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t718-vittoria-l-orfevre
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t719-poczta-vittorii-l-orfevre
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f133-liberta
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1078-rachunek-bankowy-vittoria-l-orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t637-vittoria-l-orfevre-nee-paganini#3727
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t718-vittoria-l-orfevre
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t719-poczta-vittorii-l-orfevre
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f133-liberta
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1078-rachunek-bankowy-vittoria-l-orfevre
Żadne z nich nie ma już osiemnastu lat; nawet dwadzieścia przemknęło się pod opuszczonym szlabanem upływu czasu i wpadło w bagno kolejnej dekady. Trzydzieści brzmiało groźnie; trzydzieści oznaczało nową serię kremów do twarzy, których tamta Toria — nie jesteś za młoda? Była; dwa tygodnie później wciąż była za młoda, ale młodość lubi czuć się doceniania, z kolei najlepsza forma docenienia to ta, kiedy dłoń pod zbyt krótką sukienką odkrywa, że w Liberta nie tylko piersi są nagie — nie potrzebowała.
Groźne trzydzieści w półcieniach Cripple Rock straciło moc sprawczą; nie mieli już osiemnastu lat — i całe szczęście. Młodość można kupić, wszczepić, zabrać z Alive Berry do domu, odświeżyć rytuałem; doświadczenie trzeba zdobyć, nie ma żadnych ścieżek na skóry.
Salwy śmiechu poderwały kilka brzydkich ptaszysk w górę — co jeszcze ukrywał ten las, czego nie dostrzegali z krętych korytarzy szlaku?
Alabamy. Nie mam tam żadnego krewnego, więc nie są zbyt chętni — mapa Stanów to osobne miejsce na ścianie; tam ilość pinezek rekompensowała samotne wieczory, obolałe od igieł opuszki palców i magię, której do podjęcia wartkiego wyścigu przez ciało nie mogło pobudzić nawet wino.
Istniały, na szczęście, inne sposoby; skuteczniejsze, choć o różnej skali przyjemności.
Ich leśny debiut i swawola wskrzeszanych wspomnień powoli dobiegał końca; nawet koniak w piersiówce chlupotał znacznie ciszej, nieuchronnie zwiastując obecność dna. Ciężar padających słów osiadał na liściach, przeskakiwał przez balustradę jak Valerio lata temu i gubił się w znaczeniach — co było ważne, co nie, dokąd zmierzają, quo, kurwa, vadis świecie?
Słowa, panie Verity, to wiatr. Bo, mimo to, a jednak, wciąż — bez odpowiedniego nawilżenia przełyku, można się nimi zadławić.
Chyba za to lubiła Bena; jego oddanie w poruszaniu językiem było godne podziwu. Kiedyś — w czasach, kiedy jej własny świat legł w gruzach; bo kiedy kochasz szybkie samochody, długie kutasy i grube portfele i każdą z tych cech znajdujesz w jednym mężczyźnie, miłość jest nieunikniona, a utracenie jej oznacza koniec wszystkiego — myślała, że Audrey ma szczęście. Dziś wie, że żadna kobieta go nie ma  — funkcja żony przeczy jego idei; Audrey po prostu dobrze udawała.
Vittoria jeszcze lepiej udaje, że wcale jej nie współczuje.
Cripple Rock nieodmiennie pełne rupieci — błyskotce w dłoni Bena poświęca mniej uwagi, niż zrobiłaby to w warunkach nie—polowych. Tu wszystko cuchnęło magią, która nigdy nie kusiła Vittorii; od natury otrzymała tylko urodę i piersi.
Od L'Orfevre dostała uszkodzony towar, który wciągał towar; reklamacji nie uznano.
Ben, darzę tę rodzinę tylko jednym uczuciem i jest nim nienawiść. Nie mogą oczekiwać ode mnie litości, skoro przez te wszystkie lata sami jej nie okazali.
W nieoficjalnym słowniku rodziny Paganini, którego potencjał Verity znał aż za dobrze, to zdanie miało prosty wydźwięk; nie boję się wojny, ja do niej dążę. Nie miała pewności, do czego w tym układzie próbował dotrzeć Ben — wątpliwości spadły w dół punktu widokowego i skręciły kark na piątym jardzie, kiedy z cennika (i l e?) przeszedł do—
Nie planowała się śmiać, naprawdę; to, co wypadło spomiędzy wilgotnych od koniaku ust, brzmiało na wystrzał z samego dna przepony. Ha!, które ostrzegło dziczyznę w promieniu dwóch mil; a to dobre.
To przez nadmiar świeżego powietrza czy jeansy cię cisną i odcięły dopływ krwi z kutasa? — nie mógł odmówić słuszności temu pytaniu — te jeansy naprawdę budziły pytania co do stanu zdrowych zmysłów Bena; jego oferta tylko podsyciła niepokój. — Richie Williamson? Ten Richie?
Brudy na L'Orfevre to jedno; z pomocą kilku sprytnych nici i dobrej wymówki może zakraść się do dawnych buduarów męża — ciekawe, czy nadal cuchną rozpuszczalnikiem i tanimi perfumami? Williamson to co innego; Jean to przeszłość, Richie to przyszłość.
Ben właśnie potwierdził, że też to dostrzega.
Z całym szacunkiem dla wszystkiego, co osiągnął w tak młodym wieku, ale nie potrafię wyzbyć się wrażenia, że upojna noc z nim oznacza dildo w kształcie Statuy Wolności — potrzeba tytoniu wygrała ze śmiechem — nagłe dźgnięcie powagi poharatało niezadymione płuca. — I to nie ja będę go używać.
W spojrzeniu pani L'Orfevre — panny Paganini — najwyraźniej lady Possę Ci Za Wolność — uśmiech utonął bezgłośnie. Mogłaby znaleźć innego prawnika, ale to byłoby oszukiwanie samej siebie; jeśli ma iść na wojnę, potrzebuje doświadczonego generała. Verity nienawiść do L'Orfevre miał we krwi; Toria spijała ją z ust własnego męża.
Chodź, Ben. Zastanowię się nad twoją ofertą i gdzie w niej miejsce na mój komfort.
Moneta zniknęła w kieszonce płaszcza, cichy stukot Fendi wznowił podróż powrotną; wrócą do tego, kiedy oczyści głowę z czkawki niedowierzania. Richard Williamson; sei fottuto, lo sai, Ben?

z tematu oboje
Vittoria L'Orfevre
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Richard Morley
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 170
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 18
TALENTY : 8
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1524-richard-morley#17691
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2131-richard-morley#25861
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1653-poczta-richarda-morley-a#21345
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f246-side-alley-3-15
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2130-rachunek-richard-morley#25860
ODPYCHANIA : 5
POWSTANIA : 10
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 170
CHARYZMA : 3
SPRAWNOŚĆ : 5
WIEDZA : 18
TALENTY : 8
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t1524-richard-morley#17691
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t2131-richard-morley#25861
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t1653-poczta-richarda-morley-a#21345
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f246-side-alley-3-15
BANK : https://www.dieacnocte.com/t2130-rachunek-richard-morley#25860
-Chyba poczekam, aż będą rekrutować ekipę teoretyków magii. Przydadzą mi się dodatkowe punkty. - A jeszcze Bennet to dobry przyjaciel mojego ojca, więc wolałbym się trzymać jak najdalej od niego. I tak łypie na mnie z ukosa, kiedy tylko widzi na korytarzach. Nie wiem, czy coś mu nagadali, czy nie… Jak na razie nie robi mi większych problemów.
Ogólnie to sporo myślałem o tym, czy środowisko, w którym obraca się moja rodzina, w ogóle wie, jaka jest u nas sytuacja. Chociaż znając mojego ojca, on pewnie wciąż uważa, że to nic takiego, a moja “ucieczka” to zwykła fanaberia. Młodzieńczy wybryk i wystarczy, że zakosztuje prawdziwego życia w całej jego okazałości, pełnej trudów i ciężkiej pracy, to migiem wrócę do domu na kolanach. Cóż, jak na razie nie planuję się upokarzać.
-Mogę odpowiedzieć słowami naszego wykładowcy od enigmatologii - to zależy. - Spojrzałem na swoje buty, skupiając się na kłapiącej smętnie podeszwie. - W sumie trudno się przestawić z życia, do jakiego się przyzwyczajasz, na kompletnie inny tryb… Ale to była dobra decyzja.
Mimo beznadziejnych hot dogów za grosze, równie beznadziejnych prac i braku porządnego ubezpieczenia.
Mimo wszystko to była dobra decyzja.
Adrenalina, która powoli schodziła z mojego ciała, sprawiła, że kolana miałem miękkie jak rozgrzany wosk. Starałem się nie pokazywać tego, bo i tak w starciu z niedźwiedziem nie zaprezentowałem się w jakiś wybitny sposób.
Próbowałem zrozumieć, czy to, co mówiła Williamson to prawda. Czy ułożyła sobie w głowie całe tamto zajście? Jednak wszystko wyglądało na to… że tak. Chyba że za krzywym uśmiechem czaiło się coś jeszcze. Jednak to były jedynie przypuszczenia. Byłem trochę w szoku, a trochę pełen podziwu. Sam pewnie nie dałbym rady. Zresztą…
I tak wszystko widać na załączonym obrazku. Koszmary, strach, poczucie winy, które zawsze czai się gdzieś w zakamarkach mojej świadomości.
-No… nikt nie byłby w stanie przewidzieć czegoś takiego - rzekłem trochę wymijająco, ponieważ kompletnie nie wiedziałem, co jeszcze można powiedzieć, a żarty kompletnie mi się nie kleiły.
O kawie zapomniałem, gdyż pochłonęło mnie badanie okolicy. Próbowałem sobie wyobrazić to miejsce, kiedy jeszcze mieszkali tu ludzie, a w zniszczonym palenisku tlił się ogień.
-Jeśli ludzie żyli z wyrębu lasu, to takie osady na parę domów mogły stać w takim miejscu - odpowiedziałem, odgarniając liście z tej części domu, gdzie prawdopodobnie było wejście. Drewno było tu zwęglone. Pewnie pożar pochłonął to miejsce i mieszkańcy z jakichś przyczyn nie silili się na odbudowę domostwa. Chyba że zginęli. - To była raczej chatka niż szałas. Widzisz, o tu były ściany. - Wskazałem na pozostałości budynku.
Kiedy Charlotte pokazała mi monetę, potrzebowałem chwili, żeby dopasować ją do czegoś, co już kiedyś widziałem.
-To chyba irlandzka. Kojarzę tego łososia. - Moneta była brudna, ale mimo tego dało się dostrzec sylwetkę ryby. Zrobiłem krok do tyłu i poczułem coś twardego tuż pod butem, który w tamtej chwili już prawie stracił podeszwę po naszej ucieczce przed zombie-misiem. Schyliłem się, żeby odgarnąć gałązki i zobaczyłem dziwne lusterko wielkości niedużego obrazu.
-Archeologa? Ja nie… - Momentalnie podniosłem się z ziemi, a ubrudzoną dłoń wytarłem w spodnie, jakbym próbował pozbyć się wszelkich śladów tego, że próbowałem robić jakiekolwiek rzeczy, związane z tą aktywnością. Lusterko jednak wziąłem ze sobą, biorąc go pod pachę. Przyjrzę mu się w domu. - Możemy iść, tak.
Odpowiedziałem trochę rozkojarzony, po czym ruszyłem za Charlotte.

|kończymy z wynikiem 444! Zabieram lustro złego brata bliźniaka
zt dla Richarda
Richard Morley
Wiek : 25
Odmienność : Zwierzęcopodobny
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : Rzecznik w Czarnej Gwardii, student Teorii Magii
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370


Pamela Pomelo.
Trzy—dwa—zero; parsknięcie zaczyna się gdzieś w okolicach przepony i płynie pod prąd, prosto do ust. Uśmiech Valerio—Barnaby'ego wygląda na szczery nie dlatego, że Valerio—Barnaby to wybitny kłamca; łatwo o przekonujący efekt, kiedy za śmiechem rechocze prawda.
Ha wypluwa gardło; ha—ha powtarza las.
Pamela Palma było zajęte?, zapytałby wprost, ale to przecież gra, grają w nią oboje — prędzej uschnie mu napletek niż pierwszy powie dość.
Primo, Pamela, od wielkości biurka ważniejsza jest twardość.
Udawany Barnaby nie zawodzi — to, na temat czego milczy Pomelo, wybrzmiewa ustami Valerio.
Secondo, większe od twojego mieszkania, które jest w—
Co powiedziałby oryginalny Williamson?
Pewnie coś bezczelnie szczerego; psi nos nie zawodzi, kiedy trzeba wywąchać na kimś zbrodnię, kochankę albo dzielnicę, w której zasypia.
Sonk Road.
Ślepy traf, prosty strzał, dwa plus dwa to cztery — dokładnie przez tyle sekund Paganini obserwuje zasłoniętą papierosowym dymem twarz. Szkopuł tkwi w szczegółach, ale Valerio nie wierzy w niuanse — ma za to niemałe pojęcie o skorupach. Ludzie to panierowane mięcho; otoczeni w warstwę marynaty, ukrywają to, co pod spodem. Brzydkie, surowe, niedosmażone, krwiste — prawda ma oblicze steka, a Valerio zawsze nosi z sobą nóż. Szczególnie do lasu; wciąż ma nadzieję spotkać kogoś, kto chciałby się na niego nadziać.
Pamelę mógłby nabić na co innego — też noszonego w kieszeni, chociaż z funkcją dawania życia, nie jego odbierania.
Certo. Kto nie lubi historii o duchach?
Kilka stworzył sam; niektóre nadal za nim tęsknią.
Ciekawe, co z tą puttana Ignacio? Jimmy zaciągnął ją za tłuste kudły do Piekła?
Tytoń w płucach nie ma dla niego odpowiedzi — za to Pamela ma wyobraźnię i talent do opowiadania. Paganini nie dostrzega momentu, w którym gębę zamyka na zasuwkę — dopiero szuranie uschniętej gałęzi porusza zardzewiałymi zawiasami w kącikach ust.
Jesteś pewna, że ciągnie za sobą kilof? Zostawiam taki sam ślad, kiedy nie założę spodni — prawe oko znika pod mrugnięciem, papieros między wargami mówi trzecia noga, Pamela, rozumiesz?, wyścig po pierścionek kończy się, zanim sędzia wystrzeli na start.
To przez dodatkową kończynę — Paganini od początku miał przewagę.
Ha! tym razem brzmi na odkaszlnięcie; historię o duchu mógł łyknąć, ale to?
To babskie pierdolenie — w znaczeniu, które nie wzbudza euforii.
Obrócony między palcami pierścionek waży tyle, co nic; idealnie oddaje wartość obietnic Valerio. Sekunda milczenia zmienia się we dwie — stąd prosta, chociaż wyboista droga do postawienia kroku w stronę Pameli. Paganini ma wzrok handlarza; patrzy, ocenia, szuka wad.
Pamela ma trochę za szeroki nos i szczęście, że rekompensuje go ustami.
Wycena?
Uno scherzo.
Pamela, chciałem to zrobić, odkąd cię poznałem — to już trzy tygodnie; najwyższy czas na kolejny krok. — Nie ma nocy, kiedy nie myślę o soku z pomelo ani dnia, kiedy nie zastanawiam się, czy lubisz połykać pestki.
Lubisz?
Ten pierścionek za, cazzo, dychę; Valerio wie o kamieniach szlachetnych wiele — jego ulubionym jest podróbka; jeden okaz właśnie trzyma w dłoni. — To symbol nowego życia. Możemy zacząć je tu i teraz, mia cara. Wystarczy, że powiesz—
Pewnego dnia opowie o tym Williamsonowi; wiesz, Barney, ta ragazza z Deadberry nawinęła się w Cripple Rock, więc kazałem powiedzieć jej—
Barnaby, chcę cię w sobie jeszcze w tej dobie.
Poeta, romantyk, najlepszy przyjaciel; ten świat nie zasługuje na Paganiniego.
Valerio Paganini
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Lyra Vandenberg
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
ILUZJI : 22
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 24
PŻ : 172
CHARYZMA : 19
SPRAWNOŚĆ : 9
WIEDZA : 9
TALENTY : 6
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t201-lyra-vandenberg#457
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t247-lyra-vandenberg#599
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t248-poczta-lyry-vandenberg#600
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f203-riverbend-st-1-13
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1059-rachunek-bankowy-vandenberg-lyra#9093
dla najdroższego Valerio Barnaby'ego

To przecież gra, grają w nią oboje — prędzej ogoli się na łyso, nim pierwsza rzuci na ziemię rakietę.

Primo, lubiła się wobec kogoś nie mylić. Uśmiech rozciągający się wzdłuż twarzy jest tak samo szczery, jak złośliwy. Tam, gdzie kończy się dualizm kobiety, zaczyna się brak zdrowego rozsądku Lyry.

Secondo—

Neh — wydaje z siebie dźwięk czegoś, pomiędzy słowem nie a maszyny, która irytująco daje znać o błędnej odpowiedzi. Lyra mieszka w Sonk Road. Pamela? Pamela lubi patrzeć na ratusz; afirmuje. — Stare Miasto, niedaleko budy dla piesków.

Ups; to brzmiało jak coś, co powiedziałaby Lyra. Pamela powinna mieć więcej szacunku dla służb mundurowych, ale niektóre instynkty ciężko wyplewić, nawet przy najlepszej improwizacji. Póki co, jeśli ma być szczera, bawi się doskonale. Zdążyła nie tylko polubić Pamelę — Pamela nie ma przeszłości, ciężkich od bezsenności powiek i ciężaru nadchodzącej Apokalipsy na ramionach; Pamela ma szeroki uśmiech, trochę za szeroki nos i marzenie — ale też polubić to, że Valerio Barnaby odbijał piłeczki.

Gra w tenisa samemu nazywa się squashem i brzmi jak coś, co bananowe dzieci wymyśliły, żeby nie musieć biegać.

Kiwa głową ze zrozumieniem, przytrzymując palcami papierosa między ustami; kto nie lubi historii o duchach?

Pewnie duchy.

Dodatek do historii w postaci trzeciej nogi komentuje spojrzeniem z góry na dół na rozmówce i cichym parsknięciem. Zaleciłaby amputacje, ale nie jest lekarzem. Poza tym temat wielości czy istnienia trzeciej nogi Valerio schodzi na trzeci (heh) plan; na pierwszym jest trzymany w męskiej dłoni pierścionek, na drugim wypowiadane na głos pytanie.

Pierwsza zasada improwizacji?

Tak, i—

Oh, Bar—

Nie jest w stanie wymówić tego imienia w tym kontekście, ale to nic. Przełyka ślinę, dramatycznie cudownym gestem zasłaniając usta. To nie są jej pierwsze oświadczyny — nawet, nie pierwsze udawane oświadczyny — więc wie, jak idzie ten taniec.

Patrz, teraz będzie dobre.

Oczy idealnie napełniają się łzami wzruszenia. Jej niekwestionowalny aut, którym niejedną rolę już wygrała — płacz na zawołanie. Nauczyła się tej sztuczki bardzo szybko; wystarczyło, że wyobraziła sobie coś bardzo smutnego. Scenariusze miały daty ważności, ale dzięki uprzejmości Valerio właśnie zyskała nowy — faktycznie bycie czyjąś żoną.

Oh, to— To takie romantyczne.

Szczególnie ten mały pokaz domowej poezji.

Robi krok w stronę nie—klękającego Paganiniego i trzymanego w dłoni pierścionka. Wyrwanie go byłoby głupie i nieefektowne; nierozsądne, ale w nudny i bolesny sposób. Lyra (oraz Pamela) wolały inne rozwiązania.

Naprawdę? Tylko ty i ja? Obiecujesz?

Barnaby Williamson zawsze dotrzymywał obietnic, ale ta wersja — podrobiona wersja, zupełnie, jak pierścionek — raczej obietnice traktowała tak samo poważnie, co kradzież cudzej tożsamości.

Wróciła wzrokiem do stojącego przed nią mężczyzny; zawilgotniałe spojrzenie zniknęło, ale zabawa trwała.

Ona pierwsza się nie podda.

Barnaby — wyraźnie wypowiedziane, ale inaczej zaakcentowane, niż zazwyczaj; podświadomie naśladowała akcent, w którym on mówił, byle tylko rozróżnić je w swojej głowie. — chcę

Napięcie miało dwa cele — niezawodny dramatyzm oraz zbierająca się w przełyku magia.

—abyś mi go oddał. Zrobisz to? Dla mnie, mia cara?

Nie miała zielonego pojęcia, czy użyła tego słowa we właściwym kontekście, ale nie miało to żadnego znaczenia. Cały nacisk magicznego przesłania wypowiedzi znajdował się w pierwszych słowach. Oddaj mi go, nie było prośbą; było lamentowanym rozkazem, a magia na języku układała się jej wyjątkowo gładko.

Prawie tak, jak wsuwany na palca pierścionek.

lament (40-59): 90 (k100) + 24 (siła woli) + 5 (pierścionek z akwamarynem) = 119, próg osiągnięty
Lyra Vandenberg
Wiek : 27
Odmienność : Syrena
Miejsce zamieszkania : SAINT FALL, SONK ROAD
Zawód : aktorka, anonimowy dawca łusek, dostawca morskich skarbów