Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
SKLEP Z DEWOCJONALIAMI
Niedaleko kościoła stoi nieduży budynek, w którego witrynie na czerwonym aksamitnym obiciu, otoczona magicznymi czarnymi świecami, spogląda na świat okazała figura Lucyfera, wykonana z czarnego, gładkiego kamienia. Od progu urządzonego ze smakiem pomieszczenia wita klientów ciepły zapach wosku oraz kadzideł. Na regałach z hebanowego drewna można znaleźć wszystko, czego potrzebuje każdy szanowany członek Kościoła Piekieł: świece, symbolikę religijną, figurki, książki. Sklep ten jest szczególnie popularny wśród rodzin, przygotowujących pociechy do chrztu, gdyż można tu nabyć specjalne ceremonialne szaty.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
7 kwietnia 1985

Sen - projekcja wyobraźni zamknięta na rozmytych krawędziach świadomości. Tym razem wystarczyło zamknąć oczy, by - z kilkusekundowym opóźnieniem - pojawił się pod powiekami. Nie było w nim miejsce na mit prometejski, który, od dwudziestego szóstego dnia lutego stanowił nieodłączny element jego koszmarów. Słyszał skrzypienie klepek podłogowych uginających się pod ciężarem jego ciała, gdy - w ciemności przełamanej snopem bladego światła, którego źródła nie mógł zlokalizować. Czuł, poza duchotą, unoszący się w powietrzu fetor wilgoci i stęchlizny, wdzierający się do dróg oddechowy za każdym haustem powietrza. Widział spływający spod sufitu oblepiony pajęczyną żyrandol, a na ścianie gradient kolorów - pożółkną od tytoniu kremową tapetę zroszoną kroplami ciemnej, zaschłej krwi, jaka - najprawdopodobniej - była świadectwem tragedii, jaka dotknęła te miejsce. Miejsce z jego ust, miejsce, gdzie ukryte były jego wspomnienia. Kilka kroków dalej natrafił na ślepy zaułek zwieńczony zwierciadłem oprawionym w srebrną ramę z kunsztownymi zdobieniami.
Dwa kroki później stanął przed swoim lustrzanym odbiciem. Dwa oddechy później uświadomił sobie, że twarz, która na niego spogląda, nie była jego własną. Należała do mężczyzny, być może starszego od niego o ponad dekadę. Usta miał wykrzywione w grymasie obojętności, w niebiskich oczach dogasała iskra złości.  Nad jego ramieniem majaczyła inna sylwetka - obsydianowa, szkaradna podobizna Lucyfera lewitowała kilka centymetrów ad ziemią, wskazywała narysowany pentagram na ścianie, który rozmyła się w gwałtownych spazmach zaciskających się pięścią strachu na cecilowym gardle. Gwałtownej pobudce towarzyszył bezdech, drgawki szarpiące mięśniami i dźwięk dzwonów kościelnych wślizgujących się do sypialni przez uchylone okno.
By stanąć na nogi, wystarczył zimny prysznic, mocno kawa i trzy papierosy. Zbliżając usta do krawędzi kubka, przewertował szkicownik, gdzie na ich stronnicach naszkicowana została mapa wspomnień. Miejsca, w których bywał. Obsydianowy wizerunek Lucyfera nie dawał mu spokoju podobnie, jak natarczywa i równie hipnotyzująca para niebieskich oczu. Spojrzał przez ramię, na okno, jakby w obawie, że zerkają na niego spod koronkowej firanki.
Mieszkanie opuścił po pięciu papierosów, chociaż zapach jaśminy kuł go w nozdrza jeszcze na klatce schodowej. Mijając drzwi mieszkania numer sześć przypomniał sobie o obiecanych Barty'emu plastrach bekonu. Później, zajmie się tym później, najpierw musiał skonfrontować swoje podejrzenia z rzeczywistością.
Za drzwiami kamienicy przywitał go chłód poranka. Zapiął kurtkę pod samą szyję i wsunął ręce do kieszeni. Z papierosem między zębami, nadał swojej wędrówce szybszego tempa.
- Spokojnie, młodzieńcze, zdążysz. Msza zacznie się za kwadrans - usłyszał i spojrzał przez ramię, lokalizując właścicielką tych słów, starszą panią. Zdławił śmiech w krtani. W gmachu Kościoła pojawiał się sporadycznie. Podarował jej jedna z ładniejszych uśmiechów w swoim arsenale. To niego poranna msza była jego priorytet.
Do celu swojej ekspedycji dotarł jeden papieros później. Sklep z dewocjonaliami – z szkaradnym, niezwykle okazałym wizerunkiem Lucyfera na wystawie. Zanim ciche, stłumione przez echo korków przekleństwo, doleciało do jego uszu, skrzywił usta w grymasie obrzydzenia, a potem podążył za źródłem tej wiązanki. Okazał się z nim mężczyzna, który próbował zmusić zapalniczkę do współpracy. Pięć cecilowych palców zamknęło się na podobnym przedmiocie, kiedy prawa dłoń niemal od razu zanurkował do obszernej kieszeni kurtki.
- Złośliwość rzeczy martwych - słowom towarzyszył subtelny, układający się w kącikach warg uśmiech. Podszedł do mężczyzny na odległość trzech kroków. – Ta nie powinna odmówić panu posłuszeństwa - wyciągnął ku niemu dłoń z zapalniczką. Tlący się w kącikach ust papieros potwierdzać miał słuszność cecilowej hipotezy.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator
Yadriel Venoir
ODPYCHANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 2
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t427-yadriel-venoir#1459
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t461-riel#1799
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t467-poczta-yadriela-venoira
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f106-mieszkanie-yadriela-venoira
ODPYCHANIA : 20
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 168
CHARYZMA : 12
SPRAWNOŚĆ : 4
WIEDZA : 2
TALENTY : 14
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t427-yadriel-venoir#1459
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t461-riel#1799
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t467-poczta-yadriela-venoira
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f106-mieszkanie-yadriela-venoira
Od prędkiego zamknięcia śledztwa w Midnight Mirage, mimo że sprawa nie była nawet szczególnie widowiskowa, a już tym bardziej nośna medialnie — minęło już trochę czasu, a nawet teraz Yadriel Venoir nie czuł się w żadnym razie usatysfakcjonowany rezultatem. Kiedy pierwszy raz usłyszał o tych jakże zaangażowanych przesłuchaniach studentów z lokalnego uniwersytetu, to ze wzruszeń pozostało mu wzruszenie ramion i spalenie papierosa. Unikatowa robota, doprawdy. Jakiekolwiek wnioski? Gdzie zbliżone zaangażowanie w szukaniu świadków z jedynej magicznej dzielnicy w Saint Fall — Deadberry czy spraszania tunelowych bywalców na spytki? Wybiórcze wyszukiwanie sobie danych raczej nie sprzyjało rychłemu rozwiązywaniu, jednak to nie był jego cyrk i nie jego małpy. Na szczęście Venoir nie musiał zajmować sobie tym głowy i nikotynowy dym skutecznie wyrzucał na bok wątpliwości w jakościowe działania tej instytucji. Z łatwością przychodziło mu symulowanie oszczędnego zainteresowania, gdy w rzeczywistości zupełnie go nie przejawiał. Znowu Yadriel Venoir musiał odgrywać pewną rolę na poczekaniu, ukrywając swoje przemyślenia i rzeczywiste konkluzje. Negocjator policyjny przywykł do takiego stanu rzeczy, a przez minione dziesięć lat adaptowanie i dopasowywanie od oczekiwanych rezultatów weszło mi w krew. Nie raz i nie dwa przemknęło mu przez myśl, że chyba policja niemagicznych miała bardziej ustrukturyzowane działania i procedury w zależności od zaistniałych okoliczności, nawet przefiltrowując to, że zdarzenia w regionie nie należały do standardowych. Tyle że mimo tych zgrzytów, które sprawiały, że pierwszy raz zatęsknił za byciem poza obrębem Hellridge — nadal w oddziale wywiadowczym, mogąc dopinać sprawy w sposób uporządkowany, to jednak na przekór wszystkiemu to Midnight Mirage powracało do niego nieustannie w postaci wytworu sennego niczym bumerang.
Intencje czyściciela związane ze znalezieniem się wewnątrz Midnight Mirage w trakcie snu nie były wcale tak klarowne, jak jaskrawość klubowych świateł. Venoir nie czuł wilgoci piwnicznego lokalu i nie odstępowało go na krok przeświadczenie, że blat baru lśnił czystością. Przez chwilę się o niego opierał, zanim nie wmieszał się w tłum, podążając bardziej za mglistymi konturami osoby, znajdującego się tyłem, jednak za każdym razem, gdy doganiał go i pochwycił za ramię i obracał już w swoją, będąc tak blisko odkrycia tożsamości człowieka z nędznego rysopisu z biura właściciela tej speluny — każdorazowo się wybudzał. Towarzyszyła mu skołtuniona frustracja, rozplątywana szybko wypalonym papierosem. Yadriel Venoir nader często nie pamiętał swoich snów po wybudzeniu, jednak ten wypalał się natrętnie w jego głowie i działał jak na zapętleniu, co dodatkowo sprzyjało zapamiętywaniu.
Poczucie wymykania się czegoś między palcami było na tyle frustrujące, że wymagało rozchodzenia, a najbardziej magiczna i odseparowana ulica Saint Fall wydawała się do spacerów porównawczych niemal idealna. Yadriel Venoir traktował te przechadzki jako formę nadpisywania w pamięci starych miejsc nazwami nowych, zwłaszcza, że niekiedy różnił je jedynie szyld. Dziesięć lat to dużo i niedużo, jednak Deadberry wciąż się rozwijała i kwitła — nie została zamrożona w czasie i odseparowana od zmian. Kiedy wciskał ręce do kieszeni ciemnego płaszcza, którego nawet nie zapiął, powstrzymywał się przed zbyt szybkim sięgnięciem po używkę. Mimowolnie pomyślał o własnej matce, mijając jubilera, która trudziła się złotnictwem. Z Sarą Venoir odnowił kontakt tylko w celu przemaglowania jej z incydentu związanego z pobiciem matki adopcyjnej Terence’a Forgera. Na korzyść złotniczki przemawiał fakt, że połowa jej rodziny zatrudniona była w policji, więc starano się to załatwić trochę po znajomości i nigdy nie była karana. Yadriel wiedział, że wyładowała się emocjonalnie na Forgerównie, zapewniając kobiecie końską dawkę wstydu przy serwowanych wyzwiskach.
Współpracownicy Venoira nie mogli poza obszarem zawodowym szczególnie dużo o nim powiedzieć, gdyż zwyczajnie nie utrzymywał z nikim głębszych więzi. Preferował powierzchowne znajomości, które w głównej mierze nie wymuszały na nim żadnego przywiązania i zwierzeń. Zresztą praca w dużych miastach takich jak Cincinnati czy Detroit sprzyjała temu. Realizował się w pracy i na polu zawodowym ze swoich obowiązków wywiązywał się zawsze. Nierzadko czyściciel przyłapywał się na tym, że wybierał określone zachowanie, jeżeli w ocenie pasowało ono najbardziej. Może i praca wywiadowcza dobiegła końca, jednak nawyki pozostały niezmienne.
W międzyczasie papieros zawędrował ze świeżo zakupionej paczki fajek, jednak zapalniczka postanowiła nagle dokonać żywota, stając się zupełnie bezużyteczną. Yadriel Venoir skwitował to wiązanką przekleństw, która przecisnęła mu się przez usta, jednak to obcy głos wyrwał go z nieudanych prób wykrzesania ognia. Ktoś nieoczekiwanie postanowił wyjść mu naprzeciw i wspomóc w pielęgnowaniu nikotynowego nałogu. Negocjator policyjny zlustrował młodego mężczyznę z góry na dół oceniającym spojrzeniem. Potrzeba dymka okazała się silniejsza, gdyż dopiero po zaciągnięciu papierosem Venoir odpowiedział:
Zgubiłeś się, dzieciaku? — Nieznajomy nie wyglądał mu na nastolatka, jednak Yadriel Venoir pozwolił sobie na depnięcie tej przecenionej granicy, marszcząc lekko brwi. Tak naprawdę pokusiłby się o stwierdzenie, że miał do czynienia z rówieśnikiem Mallory’ego Cavanagha, który natrętnie przychodził na komisariat. Może i nie brakowało mu pomysłowości, jednak faktycznych tropów i dowodów już owszem. — Nie powinieneś być w szkole, a nie wyskakiwać zza rogu z zapalniczką? Placówka edukacyjna jest w przeciwnym kierunku. — Venoir wskazał gestem kierunek, tak jakby było to niezbędne. Papieros ponownie wylądował między wargami gwardzisty, a on nie mógł pozbyć się natrętnej myśli: dlaczego ciągle wirowała wokół niego jakaś dzieciarnia?
Yadriel Venoir
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : negocjator policyjny
Cecil Fogarty
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
ANATOMICZNA : 20
ILUZJI : 8
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 179
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 5
TALENTY : 10
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t175-cecil-fogarty#374
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t250-cecil-fogarty#619
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t251-cecil-fogarty#620
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t281-poczta-cecila-fogarty-ego#776
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f192-arcanum-14-7
Nie wzgardził zapalniczką.
Cecil prześledził drogę papierosa. Obserwował, jak ten, trzymany między smukłymi palcami, w końcu ląduje w ustach swojego właściciela. Z tych samych, z których ledwie kilka minut temu sączyła się wiązana przekleństw. Gdy mężczyzna ku niemu zerknął, po ścianie cecilowego gardła, poza lepką konsystencją śliny, spłynął posmak, któremu najbliżej było do goryczy.
Rysy twarzy nieznajomego były uderzające podobne do tych, jakie rysownik, w ferworze gwałtownych, zakleszczających się strachem na jego gardle emocji, przeniósł na stronę szkicownika o czwartej nad ranem. Ręką mu drżała, kiedy dociskał ołówek do kartki. Na ustach zamierały bełkotliwe słowa, które mamrotał do siebie, tkwiąc w amoku.
Ciche westchnienie ułożyło się grymasem na jego wargach. By ukryć swój chwilowym stan oszołomienia, jaki nie zatlił się na jego obliczu w formie ekspresji, gdyż zdołał ją skutecznie stłumić maską pozornej uprzejmości, skupił wzrok na oknie sklepowy, zatrzymując go na szkaradzie mającą pełnić rolę zachęty.
Nietypowa, a może raczej niebanalna, ale przyciągająca uwagę piwnych tęczówek uroda zapadała w pamięć. Cecil pomylić  jej nie mógł z żadną inną. Czasem, w chwilach takie, jak te, gdy nie potrafił odróżnić snu od jawy, a płytko pod skórą wił się dreszcz, wydawało mu się, że balansował na granicy fikcji i rzeczywistości, które oddzielała cienką, wręcz niedostrzegalną dla ludzkiego oka linia obłędu.  Obecnie czuł jak wspina się po wąskim karterze krtani, przez co nie był pewny, czy jest stanie zmusić struny głosowe do współpracy.
"Dzieciaku" infantylnym rozbawieniem próbowało rozlać się na cecilowych wargach, ale uparcie usta pozostały niewzruszone na kłębiące się pod kopułą czaszki myśli.
Pomożesz odnaleźć mi drogę?, chciał zapytać, ale słowa milczeniem zawiesił w oddechu.
- Kto nie błądzi, ten nie odnajduje drogi - refleksyjna myśl opuściła jego usta, zanim zdołał ugryźć się w język,  wraz z nią subtelny uśmiech zafalował w kącikach ust, jednak oczy pozostały obojętne na tę oznakę radości. Spojrzenie uparcie wbite miał nadal w sklepową witrynę. Udawał, ze widok, który tam zastał, niezwykle go absorbował.
Dlaczego mężczyzna pojawił się tu akurat dzisiaj, akurat o tej porze, akurat, gdy Cecil próbował zrozumieć, czemu przyśniła mu się zakuta w obsydianie sylwetka Lucyfera? Dlaczego sen, który pozostać powinien pod powiekami, prześlizgnął się do świata, w którym nadzieja umierała jako pierwsza?
Przypadek czy zrządzenie losu?
Która stronę odsłoniłaby przed nim zapląta w paprochy moneta ciężąca na dnie kieszeni, gdyby nią rzucił?
- Paskudztwo - mruknął, jakby do siebie, pod nosem. Weszło w konflikt z jego poczuciem estetyki. To Lilith powinna spoglądać na niego zza szklanej szyby. – Nie uważa pan, że ta figurka obraża Lucyfera? Jest paskudna - skrzywił się, jakby sama wzmianka o dewocjonaliach go gorszyła. – Bo wątpię, że w takiej formie da się uchwyci jego majestat -  dodał, czując jak o tych słów piecze go język. Lilith, wybacz. Nigdy nie dorównywał Królowej Piekła do pięt. – Kościół był moim celem. Od tej strasznej tragedii, która dotknęła plac Aradii, staram się, przynajmniej trzy razy w tygodniu uczestniczyć w porannej mszy.
W końcu, przełamując wewnętrzny upór, który zmodernizował się gulą w jego przełyku, przeniósł spojrzenie na twarz swojego rozmówcy. Utkwił je w przenikliwy kolor jego oczu. Te same oczy spoglądały na niego w śnie.
Można ironicznie powiedzieć, że stało przed nim jego lustrzane odbicie.
- Bo boję się, że znowu zaryglują drzwi. - Wsunął do ust papierosa, dotychczas obracanego między palcami. –  Lekcje zaczynają mi się dopiero za półtorej godziny. – Przejął zapalniczkę od mężczyznę i musnął jej płomieniem kraniec cygaretki, by w końcu uzupełnić deficyt nikotyny za którą tęsknił jego organizm. – Uściślając, o ósmej czterdzieści. Zdążę. - Szkołę skończył przed laty, ale, z ukłuciem satysfakcji w klatce piersiowej zagrał talią kart rozdaną przez mężczyznę, chociaż już dawno został rozliczony ze swojego hazardowego talentu.
Podejrzewał kim – metafizycznie - nieznajomy był, jednak nie wiedział czego chciał.
Gra cieni padająca na jego twarz fascynowała Cecila w równym stopniu.
Cecil Fogarty
Wiek : 23
Odmienność : Cień
Miejsce zamieszkania : Deadberry
Zawód : ilustrator