Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
SALA RESTAURACYJNA
Najważniejsza część restauracji dzieli się na salę główną i salę na antresoli, z której rozpościera się dobry widok na położone niżej pomieszczenie. Wszystkie stoliki okrywają charakterystyczne obrusy w czerwoną kratę. Ustawione przy stolikach proste krzesła są wygodne i zachęcają, żeby zostać tu na dłużej. Stałym elementem wystroju są donice z żywymi kwiatami oraz wiszące na ścianie czarno — białe zdjęcia przedstawiające ulice włoskich miasteczek i znane w Saint Fall w ojczyźnie Paganinich osobistości. Wzrok dodatkowo przyciągają podwieszone pod sufitem rustykalne belki i deski. Całość tworzy ciepłą, przyjemną atmosferę. W karcie menu zachowano szacunek do tradycyjnej włoskiej kuchni. W godzinach wieczornych czas gościom umila muzyka grana na żywo.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
12 lutego 1985

Był to jeden z tych chłodnych (a jakże) wtorków, kiedy nawet najbardziej zapaleni do życia ludzie, zamiast włóczyć się po restauracyjkach czy budach z szybkim jedzeniem w porze lunchu, zostawali w pracy. Mało kto chciał wypełzać jak robactwo na zimne dzienne światło i ryzykować poślizgniecie się na oblodzonym chodniku. Ja nie miałam wyjścia.
Nie chodziło to, że list podawał konkretną datę. Zawsze bym mogła powiedzieć, że zaspałam (zdarzało mi się), albo zgubiłam drogę (zdarzało mi się). Nie chodziło o to, że mężczyzna nosił nazwisko Paganini (nie byłam skończoną kretynką, każdy w tym mieście wiedział, czym się zajmują). Nie chodziło nawet o jakąś tam moją wrodzoną ciekawość. W zwykłości tej absurdalnej chwili ja po prostu nie mogłam odmówić. Martwi nie lubili czekać, przekonałam się o tym na własnej skórze wielokrotnie. Pamiętałam tamtego rozpustnika, który chciał żywej jeszcze kochance w innym porcie przekazać osobiście wieść o swojej śmierci. Rozklekotany autobus do Portland spóźniał się, a ja czułam jego oddech na karku. Była kobieta, która odeszła we śnie i to mnie obrała za kuriera, który dostarczyć jej miał świeże mleko — nierzadko ludzie nie zauważają, że już nie mają ciała. Ciało to w ogóle absurd. Moje złamało się w tysiąc części, blisko 4 lata temu, a ja dalej odczuwałam ból kości.
Przemykając obok ledwo odbijających widok okien Palazzo di Fuoco, odwróciłam wzrok.
Brzydko mi w śmierci.
Sucha szara skóra zwisała z policzków, a oczodoły były puste i martwe.
Nigdy nie przyzwyczaiłam się do swojego widoku. Nigdy nie wiedziałam, jak wyglądam w danej chwili. Kościotrupia definiowała cały mój charakter, który mogłam podsumować jednym słowem supercalifragilisticexpialidociouschujowy.
Pałac ognia był jak dom babci — kolorowy jak arkusz papieru, na którym bogate meksykańskie wzory przeplatywały się z delikatnymi, kwiatowymi motywami. Jego drzwi wejściowe w San Sebastián Bernal zdobiły wypukłe ceramiczne kafelki, w salonie wisiały makramy, a na ścianach wisiorki z azteckimi wzorami. Labirynt znaków. Tam w kuchni stał stary, miedziany garnek, a na półkach słoiki z konfiturami i marmoladami (najbardziej lubiłam truskawkowe). Pałac ognia zamiast symboli miał obrusy w kratę. Zamiast babci — kelnera z wąsem.
Dostałam od niego menu, wytworną kartę wypełnioną potrawami, które w życiu jadłam może dwa albo trzy razy i to przy wyjątkowych okazjach (raz zabrał mnie tutaj na randkę chłopak ze szkółki kościelnej, był nudny i mdły, opowiadał mi niestworzone historie na temat zbawiennych właściwości LSD w odniesieniu do magii iluzji). Oczywiście pizza, widniejąca gdzieś na trzeciej stronie (dobre 3 razy droższa niż w tej małej kafejce na wynos dwie przecznice od mojego wynajmowanego mieszkania), też była tu opcją. Nie mogłam sobie jednak pozwolić na swój własny autonomiczny wybór, bo z dniem mojego urodzenia ktoś zadecydował, że Sierra Ignacio będzie należeć do innych niż ziemski światów.
Poproszę tiramisu — powiedziałam do zdziwionego kelnera (w końcu pora była lunchowa). — I... Albo nie.
Siedziałam przy stoliku pod ścianą, najbliżej kuchni jak tylko się dało, musiałam w tym celu przejść przez cały lokal i już wcześniej zwróciłam uwagę na zawieszone na ścianach zdjęcia. Moją kurtkę bomberkę zabrał człowiek przy wejściu, a ja zostałam, jak stałam — w spranych z kwasowym motywem jasnych dżinsach zapiętych cienkim brązem paskiem w talii i pastelowej błękitnej bluzie, wciśniętej w spodnie. Powinnam była gdzieś przed wejściem wypluć gumę.
Widziałam w telewizji tamten nowy klip Madonny, nagrany na tle Wenecji, więc nie mogłam się sobie dziwić, gdy zawiesiłam wzrok na jednej z czarnobiałych fotografii oprawionych w ramkę, stając przed nią w oczekiwaniu na spotkanie.
Znałam już jednego Paganiniego, był miły. Wydawał się miły.
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
Para wypełnia powietrze i skrapla się na skroniach. Ogień o niezdrowym, ciemnoniebieskim kolorze płonącego gazu wprawia wodę we wrzenie, kucharze przekrzykują się i klną na kelnerów, kelnerzy milczą, ale nadrabiają obelgi wzrokiem. Świat to chaos noży, siekanych warzyw, gotowanego makaronu, che due palle wymieszanego w zupie włoskich przekleństw.
W tym chaosie Valerio uśmiecha się znad wina.
Kieliszek jest czysty i wypełnia go krew. Rubinowa ciecz bez cienia skazy — to, co osiada na ściankach statecznie opróżnianego naczynia, zawsze wraca do czerwonej toni — barwi usta, osiada na języku i pomaga zignorować napięcie. Paganini nie lubi niespodzianek, wyczekiwania i trupów mówiących zza grobu.
Krótki list od signory Ignacio spełniał każdy z tych warunków.
Od dwunastu godzin próbował odgadnąć jej intencje i dopiero kieliszek toskańskiego wina przypomniał mu, że to nie ma znaczenia. To nie ma najmniejszego znaczenia; przecież wszystkie intencje są brudne. Tusz wsiąknięty w papier i prośba — żądanie? — medium to namacalny dowód egoizmu. Signora Igniaco w tej grze myślała tylko o sobie i nawet Paganini nie może jej za to winić.
W kieliszku wciąż dryfuje kilka łyków wina, kiedy do kuchni spływa to jedno, konkretne zamówienie. Stolik przy kuchni, tiramisù, un bel pezzo di culo — to ostatnie nie było częścią jadłospisu, ale Valerio lubił dodawać je do menu; dobry deser powinien cieszyć oko. Ciasto ląduje na eleganckim talerzyku, lodówka na wino trzaska, kieliszki stukają o siebie — w ostatnim momencie Paganini porywa jeszcze jeden talerz z upstrzonego sosem pomidorowym blatu i po kelnersku — ramieniem — otwiera drzwi kuchni.
Skrzydło ustępuje pod naporem, wzrok odnajduje cel, myśl, że obługa się nie pomyliła — un bel pezzo di culo, w rzeczy samej — wypełnia głowę.
Tiramisu dla pani — deserowy talerz stuka o blat, a zadziwiająca wprawa w serwowaniu nasuwa wątpliwości czy Valerio nie minął się z powołaniem. — Zuccotto dla mnie.
Drugi talerzyk ląduje naprzeciwko; czas oczekiwania, gorącej kuchni i zimnych intencji właśnie dobiega końca.
Sassicaia Bolgheri dla nas.
Na środku stolika stawia butelkę i dwa kieliszki — okrągły blat, czerwone wino oraz nieskazitelnie czyste szkło nagle są wszystkim, co oddziela Sierrę Ignacio od Valerio. To znikoma odległość, właściwie całkiem śmieszna — nie może rozmyć ani ukryć błysku w ciemnym spojrzeniu, które z twarzy przesuwa się niżej.
Signora Ignacio, ciekawa z pani kobieta.
Ubrana w rozmiar za dużą bluzę i sprane spodnie przypomina postać z Ulicy Sezamkowej. A może to ty, mio caro, wyglądasz zbyt poważnie? Koszula z rękawami podwiniętymi do łokci — ewidentnie z tych, które nosi się pod marynarką i z krawatem, chociaż teraz ani po krawacie, ani marynarce nie było śladu — nie zgadza się z tym twierdzeniem. Garniturowe spodnie przytakują, czarny pasek i srebrna klamra potwierdzają tezę, lśniąca, włoska skóra butów mruga twierdząco.
Z nich dwojga tylko jedno wygląda jak bajkowy stworek, który połknął innego bajkowego stworka i wylądował w krainie naburmuszonych kelnerów z pomadą na włosach.
Podobno dialog z martwymi przychodzi pani łatwiej niż z żywymi — jedno zdanie i tuzin dopowiedzeń — si, signora, rozpytałem tu i tam. Si, signora, popełniłaś błąd nowicjuszki podpisując się pełnym imieniem i nazwiskiem. No, signora, nie przewiduję chwilowo żaden taryfy ulgowej. — Tylko dlatego dziś rozmawiamy my.
Jest spokojny. Nienaturalnie, zimno spokojny — szorstka dłoń nie drży, kiedy palce zaciskają się na butelce, a czerwone wino napełnia kieliszki. Najpierw jej, później jego; uśmiech zostawia na koniec.
Jimmy Armstead od dwóch miesięcy jest bardzo, bardzo morto — co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jedno z nich rozmawia z jego duchem—trupem, drugie tego trupa wyprodukowało ciężką pracą własnych rąk.
Zastanawiam się, co jeszcze ma do powiedzenia.
Skoro w ostatnich momentach życia nie był zbyt rozmowny.
Zapomniał się pożegnać? — słowa płyną, palce zaciskają się na nóżce kieliszka, Paganini unosi wino w geście toastu. — Vino di Toscana, najlepsze do deserów i rozmów o biznesie.
To był biznes.
Signora Ignacio czegoś chciała, a Valerio jeszcze nie wiedział, czy zdecyduje się na złożenie kontroferty.
Valerio Paganini
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
Ładny obrazek Wenecji, który zdobił ściany Palazzo Di Fuoco, kojarzył mi się z tamtym teledyskiem, puszczanym bezustannie na MTV (zwłaszcza wieczorami, jakby było to objaśnienie dla rodziców, że dzieci nie powinny patrzeć na pindrzącą się w ich ekranach Madonnę). Na zdjęciu wyglądało to znacznie inaczej, spokojniej i gorzko — nie rozmarzyłam się, wyobrażając sobie siebie samą na gondolach, ale westchnęłam krótko i usiadłam znów przy stoliku, do ust przykładając palec, którego skórki przy paznokciu zaczęłam gryźć. Był to u mnie normalny objaw stresującej sytuacji, a nieważne jak wiele razy już przerabiałam to samo — spotkanie z żywym, gdy martwy wisiał na moim karku, było trudne, nerwowe i właściwie nigdy nie przebiegało po mojej myśli. Ludzie nienawidzili uczucia, że mogłabym wiedzieć (ja, obca kobieta) o nich cokolwiek więcej, niż sami zdecydowaliby się mi powiedzieć, tylko dlatego, że wyszeptał to w moje ucho zmarły. Zmarli nie odczuwali konsekwencji — ja tak.
Wzrokiem po sali poszukiwałam człowieka, z którym miałam się spotkać, niepewna, czy dany mu poprzez zamówienie tiramisu sygnał w rzeczywistości byłby wystarczający. Przy dalszych stolikach, nieuprawnionych do podsłuchiwania tego (co wydawało mi się logicznym posunięciem ze strony gospodarza, który samodzielnie wybrał porę i bardzo konkretnie określił miejsce) siedziało ledwie paru gości, a żaden z nich nie wyglądał mi na czystej krwi Paganiniego, chociaż — co ja tam mogłam wiedzieć.
Chciałam spytać o niego kelnera, nieuchronnie mając wrażenie, że być może żywy zwyczajnie mnie wystawił, a gdy ten, ubrany w gustowny garnitur, znalazł się przy moim stoliku, szybko stało się jasne, że nie musiałam już dłużej czekać. Wzrokiem dosięgnęłam deseru, który postawił po drugiej stronie stolika, karafki wina i dwóch wypolerowanych kieliszków (to bardzo dziwne, że nie miały na sobie śladów palców, ale z drugiej strony — w restauracji nie przystało, ja po prostu byłam przyzwyczajona do bardziej domowych warunków, w których to Shiri zamiast myć szklanki, opłukiwała je wodą. Okej, być może to byłam ja). Nie skupiałam się na trunku, który wypełniał kryształ, a na jego twarzy i zapachu kawy, który przyjemnie drażnił moje nozdrza, ulatując wprost z postawionego przeze mnie delikatnie talerzyka. Mężczyzna miał twarde dłonie, widziałam drobne zadrapanie na jego kciuku, a jako wróżbitka zwracałam na to szczególną uwagę — dłonie w końcu były zwierciadłem duszy, bo wcale nie oczy. Oczy potrafiły oszukać.
Ach tak? — odpowiedziałam nader szybko na ten niemal wyszukany komplement. Nie byłam przesadnie onieśmielona. Nie lubiłam zresztą myśleć o sobie jak o podlotku, który w męskim albo imponującym towarzystwie będzie gubił język za zębami, ale byłabym skończoną hipokrytką, gdybym stwierdziła, że jego obecność nie wywoływała we mnie swoistego niepokoju. — Czasem to słyszę, ale zwykle moi adresaci zmieniają zdanie. Po rozmowie nazywają mnie nieprzyjemną — uśmiechnęłam się, odsłaniając zęby, ale wątpię, że pomiędzy moimi wargami kryła się przyjaźń lub błogość, a bardziej coś na pozór zmęczenia własnym stanem.
Właściwie to chciało mi się rzygać. Nie potrafiłam znaleźć powodu tego. Wokół pachniało pięknie, mężczyzna był przystojny, a otoczenie estetyczne, a jednak mój żołądek stopniowo zwijał w supeł, jakby nieobecny akurat przy mnie duch pana Armsteada, pragnął mi przypomnieć, że wplątywał mnie właśnie w paskudną, obrzydliwą i przerażającą sprawę. Wszyscy w tym mieście doskonale wiedzieli, że Paganinim lepiej było nie podskakiwać, a opłakany już przez bliskich Jimmy wyraźnie o tym zapomniał.
Martwi nie udają, panie Paganini — odpowiedziałam, gdy wspomniał o moich talentach. Nie zdziwiłam się, że o nich wie, nie bez powodu pozbawiałam się anonimowości, a przecież miałam już kontakt z jego kuzynem? Bratem? Z kimś z jego rodziny — przeszło miesiąc wcześniej. — Dlatego rozmowa z nimi jest prostsza, nie potrafią oszukiwać — ani oczu, ani uszu, ani duszy. Przytykałam sobie samej, nieświadomie być może też jemu (wszyscy żywi kłamali).
Jimmy Armstead nie kłamał, gdy opowiadał mi, jak kula wydrążyła jego głowę i nie zatrzymały jej nawet kości czaszki. Pokazywał mi dziurę po niej, swoje palce pozbawione paznokci i przypalone powieki. Nie byłam na nie wrażliwa, samą siebie widziałam niczym śmierć, więc czym był ledwie martwy obraz?
Wyraźnie słyszałam każde słowo mojego gospodarza, nie odejmowałam też od niego wzroku, chwytając za widelczyk, na który potem nabiłam sobie kawałek ciasta, zanim to rozpuściło się na moim języku, razem z zimnym posmakiem metalu.
Nie odpowiedziałam, gdy zadał mi pytanie. Zdążyłam przełknąć kremową masę, ściągając jej resztkę z ust zębami. Chwyciłam też za kieliszek, który teraz był już pełny i lustrując zachowanie pana Paganiniego, uniosłam go nieco wyżej.
Skoro pasuje do deserów... — na pewno pasowało. Wszystko tu do siebie pasowało. To wino, ten deser, jego garnitur i wypastowane buty, tak jakby mógł najpierw się w nich przejrzeć, a potem skopać każdego, kto mu się nawinie, tylko po to, by w lustrzanej powierzchni zobaczyć krople krwi. — Panie Paganini, proszę, by pan pamiętał, że jestem posłańcem. Nie mam wszystkich odpowiedzi, a moją rolą jest przekazywanie informacji, nie ich interpretacja. Pan Armstead przekazał mi, że posiada scatola della verità, jeśli dobrze to wypowiadam... Mówił, że będzie pan wiedział, co to znaczy — nie wspomniałam całej prawdy, o tym, jak martwy nazwał go śmieciem i ludzkim gnojem, ani zdrajcą czy każdym innym nieprzyjemnym epitetem. Nie wspomniałam o tym, co chciał, bym wkrótce zrobiła.
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
Puls tańczy pod skórą, spojrzenie próbuje odkryć sekrety błądzące pod ciężkimi powiekami, knykcie zaciskanych palców strzelają cicho jak popcorn pod pokrywką.
Valerio nie zastanawia się, co signora Ignacio widzi, rozglądając się po Palazzo; w tym jednym przypadku zna jej myśli. Sierra patrzy na zdjęcia na ścianach i nieskazitelną zastawę stołową, i myśli jak pięknie jest w środku, jak czyściuchno; podłoga lśni, jakby familia zmusiła Cavanaghów do wylizania posadzki ozorami. Obrusy są wyprasowane, koszule kelnerów lśniąco białe, kieliszki przypominają taflę lustra. Każdy z tych elementów odbija się w jej tęczówkach — w tych dużych, ciemnych oczach odbija się też Valerio, który na dnie jej spojrzenia dostrzega niepewność gryzącą jak wykrochmalony kołnierzyk.
Ta niepewność jest u signory Ignacio silniejsza niż strach i Paganini myśli, że to dobry omen.
Tylko mężczyzna z piccolo cazzo zmienia zdanie o kobiecie po jednej, nieidącej po jego myśli rozmowie — słowa wywołują uśmiech, spojrzenie zamiera na drobnej grudce tuszu tuż pod prawym okiem dziewczyny. W innych okolicznościach starłby ją opuszkiem kciuka — w tych zastanawia się, jaką jeszcze skazę odkryje. — Ze mną to pani nie grozi.
Nieprzyjemne kobiety to jego specjalność.
Krótki łyk wina wypłukuje smak słów i nie spowalnia myśli. Te cierpliwie poszukują odpowiedzi, analizują wypowiedziane właśnie sylaby, zastanawiają się, czy Sierra Ignacio to osoba, która kłamstwem próbuje utorować drogę do wątłej perspektywy sukcesu — odpowiedź jest przecząca. Dziewczyna mówi prawdę; historia z Jimmym to porzucony na nabrzeżu, wyłowiony dwa tygodnie później sekret. Podobno z jego ciała skorupiaki urządziły sobie fiestę; dlatego Valerio nie je owoców morza.
Może nie udają, ale zapominają.
Zapominają, że są martwi i stracili prawo głosu.
Jimmy zapominał o wielu istotnych zasadach. Nie podsłuchuj, nie wynoś dokumentów do domu, nie rozmawiaj z postronnymi, nie kręć się blisko posterunku i nie próbuj, kurwa, kłamać.
Złamanie jednej reguły bywało przypadkiem. Złamanie dwóch — premedytacją. Złamanie trzech to wyrok. Ten zapadł kilka mil stąd, na obrzeżach Hellridge, w zimnym magazynie. Beton wchłonął krew, stłumił dźwięk upadającego ciała, sprowadził na Valerio przekleństwo medium, która właśnie bredzi o pudełku i prawdzie. Tego posmaku nie zmyje nawet Sassicaia Bolgheri.
Scatola della verità, coś podobnego — powtórzone powoli słowa poprawiają jej wymowę — podniesienie akcentu na ostatniej sylabie, stuknięcie palcem o nieskazitelnie czystą ściankę kieliszka dla podkreślenia efektu. Skuteczny sposób na ukrycie zaskoczenia, które zmieniło intensywność w ciemnym spojrzeniu.
Teraz Paganini patrzy, jakby dziewczyna naprzeciwko mówiła po mandaryńsku.  
Signora Ignacio, bardzo żałuję, że Jimmy Armstead nie wspomniał pani o pewnym szczególe. Allora...
Allora.
Odstawiony przez niego kieliszek stuka cicho o nieskazitelny obrus, wino w szkle błyszczy radośnie, otaczająca ich restauracja jest na wyciągnięcie ręki i jednocześnie wiele mil stąd. Dźwięki cichną, czas spowalnia, uśmiech na jego ustach z przelotnego staje się szeroki, trwały i nadal ma kolor krwi; toskańskie wino pasuje do deserów i włoskiego obłędu.  
Valerio Paganini nie lubi—
Signora Ignacio ma takie ładne dłonie. Czyste i delikatne, pod miękką skórą tkwią kości wróbelka. Inna sprawa, że zawsze, gdy Valerio widzi coś delikatnego i czystego, musi na to nadepnąć. Podpis Paganiniego to odcisk buta.
—kiedy ktoś go szantażuje.
Jego ręce poruszają się szybciej niż jej — Valerio jest mistrzem dobrze wybranych momentów i cierpliwości. Osiem sekund temu ta cierpliwość kazała mu zaczekać, aż signora Ignacio skupi uwagę na winie — trudno ją osądzać, to szlachetny i drogi rocznik. Osiem sekund na wybranie idealnego momentu to niewielkie poświęcenie — zegarek na jego nadgarstku odmierza czas, tre, duo, uno.
Wtedy dzieje się wszystko; wszystko wszędzie naraz. Valerio wykonuje precyzyjny, krótki gest — porusza się bardzo szybko, zbyt szybko i zbyt sprawnie, to ruch człowieka, który wykonuje podobne gesty codziennie. Jego dłonie — obie, wyciągnięte nad stołem jednocześnie — opadają na rękę kobiety, tą samą, w której wciąż trzyma widelczyk do tiramisu. W jego dłoni — prawej; lewa zaciska się na chudym nadgarstku signory Ignacio jak pułapka na niedźwiedzia, pięć palców wbitych w skórę z siłą, od której bieleją knykcie — tkwi bliźniaczy element zastawy.
Ten, którego nie zdążył użyć do zuccotto, bo trup i medium zepsuli mu apetyt.
Ząbki widelca są krótkie i ostre — a teraz, zamiast we włoski deserek, wbijają się w skórę. Metal nie zatapia się głęboko, nawet nie przebija naskórka; od całkowitego zanurzenia w miękkim ciele dzieli je krótkie pchnięcie i jedno spojrzenie na twarz Paganiniego powinno wystarczyć, żeby signora Ignacio zrozumiała.
To, że nie wbił widelca w jej dłoń aż po uchwyt, jest przejawem dobrej woli.
Dolcezza, nie próbuj się wyrywać. Jeśli rozlejesz wino, twoja krew dołączy do plamy.
W tym wszystkim najzabawniejsze jest to, że signora Ignacio w drugiej dłoni nadal trzyma kieliszek z winem.
A Valerio naprawdę nie lubi, kiedy ktoś rozlewa dobry alkohol.  
Od tego momentu — odkąd ramiona Paganiniego wystrzeliły nad stołem, jakby w romantycznym zrywie serca zapragnął ująć dłoń ukochanej w obie dłonie — wszystko bardzo spowalnia. Sekunda zamienia się w minutę. Minuta w dzień. Za chwilę oboje przypomną sobie całe swoje życia.
Patrz na mnie, nie na widelec — cichy głos jest głęboki i ciepły; jak jama w ziemi, schronienie albo grób. — Od kolejnej odpowiedzi zależy, czy wbiję go głębiej.
Jego uśmiech jest pogodny — a jej do twarzy z zaskoczeniem.  
Czy Jimmy wspomniał, co jest w pudełku?
Valerio Paganini
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
tw: rasizm trochę

Piccolo cazzo, co to znaczy? — rzuciłam nieświadoma, o czym mówię, zapewne gubiąc akcent sześć w razy w pięciu sylabach. O ile to pierwsze słówko w hiszpańskim oznaczałoby wielkość mózgu mojego sąsiada spod czwórki, który szczał pod klatką, tak cazzo brzmiało obco. Nieprzesadnie interesowała mnie nauka języków obcych, zwłaszcza gdy byłam zdania, że angielski i hiszpański w zupełności wystarczą mi w życiu. Wolałam jednak zdawać sobie sprawę z tego, w jaki sposób obrażać mężczyzn, których nie lubię, a wyglądało na to, że pan Paganini mógł stać się niekieszonkowym słownikiem nowych wysublimowanych zwrotów.
Na pierwszy rzut oka nie dało rozpoznać się, czy człowiek tak wprawnie czujący się w roli kelnera, że nie zauważyłabym, gdyby nim nie był (co najwyżej zawieszając wzrok na jego dłoni, gdy podawałby mi rachunek i jego usta, gdy śpiewałby mi serenady o braku napiwku), jest dupkiem czy tylko samcem. Poznałam jego kuzyna, człowieka przyjemnego z natury (czy ja wiem?), którego Ona (martwa-zagubiona-odnaleziona-martwa-zmarła) nawiedziła mnie którejś z tamtych dalekich nocy. Ich relacja wydawała się znacznie różna od tej, która łączyło Valerio Paganiniego z Jimmym Armsteadem. Przede wszystkim - Ona nie miała dziury w głowie i krwi pod paznokciami.
Ma pan racje, zapominają. Czasem nawet chwili śmierci, chociaż mogłoby się wydawać, że powinni to pamiętać najlepiej, no? — mówię dalej bez ogródek, na co nie pozwoliłabym sobie w towarzystwie niemagicznego, ale głos mam cichy. Pentakl gdzieś przy moim dekolcie schował się pod bluzą i musiałabym się nachylić znacząco, żeby było go widać, ale wtedy też zobaczyłby moje cycki, a tego wolałabym uniknąć. — Rozmawiał pan kiedyś z martwym? Nie z duchem. Z duszą mieszkająca w Piekle albo la hostia... W Niebie — patrzę mu w oczy i unoszę brwi wyżej. Jeśli miałam skontaktować go z niesławnym Jimmym, wolałam wiedzieć, czy mój gospodarz w ogóle zdaje sobie sprawę z istnienia tych nieprzyjemnych zależności między światami, o jakich w szkołach wspomina się tylko trzy albo cztery razy i to na trzecim roku (o ile dobrze pamiętam).
Urocze pogawędki liczyłam, że zostawimy za sobą, zwłaszcza gdy przed nami widniało widmo rozmowy o scatola della verità.
Obserwowałam go, mówiąc te słowa. Wydawał mi się taki perfidnie niewzruszony, jakbym co najmniej pomyliła osoby. Przez krótką chwilę nawet myślałam, że rzeczywiście tak było. Poprawił tylko mój akcent — co uważałam, że z jakiegoś powodu było niemal przyjemne. Zwykle, kiedy ktoś próbował poprawiać moją wymowę (zwłaszcza w angielskim), to przy okazji nazywał mnie też meksykańską pizdą albo złodziejką pracy (co było śmieszne, bo oficjalnie na papierze byłam bezrobotna). Włosi nie mieli takiego przywileju, nazywano ich brudasami (on pachniał perfumami z serii tych droższych, do których nawet nie podchodziłam w perfumerii, a których podróbki kupione na przystanku autobusowym nosił mój ojciec) albo machoizmem (nie zamierzalam w to wnikać). Definiowało nas wszystko, co na południe od Maine było zbyt butne i żywe dla miałkiej białej masy mieszkańców regionu. Mówił dalej, a ja patrzyłam na to perfidne niewzruszenie, gdy w miarę kolejnych jego słów stało się jasne, że wie, o co chodzi — z tym że wyglądał jakby scatola della verità jadał na śniadanie i zapijał espresso. Ciekawość brała górę, gdy wspominał o zapominalstwie mojego nowego znajomego i mogłabym po czasie nazwać siebie piccolo móżdżek, bo zamiast utrzymać czujność — poddałam się jego grze.
Chwycił mnie za dłonie gwałtownie, aż kostki nadgarstka zabolały. Zawsze miałam zbyt chude palce, a każdy ich ucisk bolał, choć w sekundę później stało się jasne, że to dzisiaj pana Paganiniego nie obejdzie. Spojrzałam więc w dół, próbując jeszcze wyciągnąć uwięzioną w klatce jego skóry rękę, szarpiąc nią w tył — co nie poskutkowało niczym więcej niż mocniejszym uściskiem. Pod nosem syknęłam coś niby Ała, ale nie powiedziałam nic więcej — czując w sobie każdą skrajną emocję. Na palcu nie miał obrączki, a skórę dłoni miał raczej miękką. Nie tak jak ktoś, kto kremuje je dwa razy dziennie i chodzi na pedicure co trzy tygodnie na Birchwood Court dwie przecznice stąd, gdzie drobna Chinka robiła paznokcie za 15 dolarów. Valerio Paganini (czy mówienie o sobie w trzeciej osobie to nie jest jakaś choroba psychiczna?) prędzej nawilżałby palce w cipie chińskiej striptizerki, niż pozwolił sobie za uznanie za słabego. Dostrzegłam też ostrze widelca, znów instynktownie próbując zabrać dłoń, co znów nic nie dało, aż ten upomniał mnie. Zganił niczym burą sukę i jeszcze zagroził. Do tej pory mogłabym nawet przestraszyć się tego zachowania (przestraszyłam, przed sobą samą nie będę kłamać), albo uznać go za zagrożenie, ale w tym momencie wyrwał mnie z zastygłej w żyłach (czerwonej jak huipil abueli Enriquety) złości. W wypolerowanym i świecącym jak jego buty widelcu dostrzegłam obraz, którego nienawidziłam, gdy wspomniał, że mam patrzeć na niego, a gdy podniosłam wzrok — miałam nadzieję, że w każdym włosku na mojej brwi i w każdej żyłce w ciemnym oku widział złość, która gotowała się we mnie jak chili con carne z dodatkiem habanero. Jakby chciał, żebym cieszyła się każdym milimetrem jego nieogolonej szczęki, do której przykleił barwione winem usta. Miałam nadzieję, że to było wino — lepszą opcją wydawał się sos bolognese (najlepiej, żeby spadł mu jeszcze wielki jego kleks na koszulę i zepsuł dzień). Gorszą wersją mogła być krew.
Vete a la mierda! — nie krzyczałam (może trochę), ale musiałby być kompletnie głuchy, żeby nie usłyszeć złości w moim głosie. — ¿Crees que te tengo miedo, y qué vas a hacer? ¿Vas a clavarme ese tenedor y luego comerte mi mano? Que te folle un pez, gili — nie szarpię się już, ale dyszę ciężko, ściągając brwi niżej i zaciskając na siłę usta. — Nie — skłamałam, cedząc przez zęby — Nie powiedział, ale wiem, gdzie jest i wiem, jak można się jej pozbyć, tonto del culo — ostatecznie odstawiam nóżkę kieliszka na obrus i nie rozlewam ani kropli (jak? Cudem), chociaż ręka mi drga, nie puszczam szkła.
I tak mogłabym zakończyć tę scenkę, opowiedzieć, że mężczyzna się mnie przestraszył i uciekł w popłochu, a ja odeszłam w stronę zachodzącego nad Litlle Poppy Crest słońca (była pora lunchowa), ale niestety — tak się nie stało. Serce waliło mi jakbym przebiegła właśnie maraton, wiem, że mógł to poczuć na moim nadgarstku.
Świetna alternatywa. Zabije mnie Paganini albo Armstead wyrwie moją duszę z ciała i zabierze ją do Piekła. Czy udawanie omdlenia byłoby jakimkolwiek rozsądnym odwrotem?
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
Świat dzieli się na trzy rodzaje kobiet.
Są te, przy których nawet pośledni Longueville Comtesse de Lalande smakuje jak Marchesi Antinori Tignanello. Francuskie popłuczyny zamienione w magię włoskiego chianti za sprawą urody, figury, intelektu, kluczowych talentów w dziedzinie obsługi drążka zmiany biegów — czasem magia zaczyna się i kończy w koronkowej pułapce bielizny. Czasem magia ma początek w kieliszku i finał w pościeli.  
Są też te, przy których wino jest tylko winem; rubinowa toń Casanova di Neri Cerretalto nie doznaje objawienia. Rewolucja na kubkach smakowych zamyka się w dosadnym, toskańskim posmaku, żadna sukienka ani cztery nadmiernie odsłonione centymetry uda nie dokonają przewrotu w butelce. Stabilne wino, stabilna kobieta, stabilna rozmowa, stabilne ziewnięcia przeganianie w toalecie niestabilną strukturą białych ścieżek.
Są wreszcie te kobiety, które nawet doskonałe Giacomo Conterno Monfortino zamieniają w ocet. Czasem wystarczy, że otworzą usta; niekiedy wsteczna magia wariacyjna — nie woda w wino, ale wino w kwas — dokonuje się za sprawą grymasu ust.
Rozlane po języku Sassicaia Bolgheri nie smakuje octem. Toskańskie słońce wypełnia kubki smakowe i podsyca krótką myśl; signora Ignacio nie była typem tre.
Pokazałbym pani, ale — podeszwa buta wystukuje równy rytm na nieskazitelnie czystej posadce. Ten takt odmierza upływ zgęstniałego czasu. — Musiałbym zadzwonić po znajomego z Maywater.
To prywatny żart i uśmiech rozlewający się po unurzanych w winie ustach też jest utajony. Cała ta sytuacja przypomina dowcip, scenariusz spisany na kolanie przez domorosłego mańkuta—reżysera, który zarobił dwa tysiące dolarów na reklamie płatków śniadaniowych i uznał, że może być drugim Frankiem Caprą.
Jedynie element komediowy gdzieś umyka; może ukrył się w wilgotnym tiramisu, może utonął w kieliszku wina, może nigdy go nie było.
A czy ty chciałabyś pamiętać moment własnej śmierci, signora? — zapomniane zuccotto wypuszcza sok; kwaśna plama na porcelanie przypomina mózg Armsteada, kiedy Valerio uznał, że czas kończyć i najwyższa pora na cannoli. — Każdego tygodnia rozmawiam z trupami, è sufficiente. Jeśli są tak irytujący, co Jimmy...
Stronzo. Skurwysyn. Pierdolony zdrajca.
Na miejscu medium wydrapałbym sobie mózg.
Na przykład widelcem do tiramisu.
Jeśli padające z ust signory Ignacio słowa są prawdą  
(są; wino na języku ma smak piołunu, mózg to płonąca szmata wetknięta w szyjkę butelki)
Valerio urządzi Marcia su Roma rodzinie Armsteada. Jeśli to prawda, ten cwaniutki skurwysynek, rachmistrz z kalkulatorem zamiast kutasa, zapłaci po raz drugi — nawet po śmierci. Jeśli to prawda, to pod dachem nieboszczyka jeszcze w tym tygodniu zacznie się łamanie praw człowieka i faszerowanie jego tłustej żony stronami Konwencji Genewskiej.
Jeśli to prawda.
Wino w kieliszku wiruje, tańczy, nuci toskańskie melodie, hipnotyzuje i usypia czujność. Za dwanaście sekund Valerio otrze się o złamanie widelca o kostki meksykańskiej dłoni. Za trzynaście sekund będzie spijać przerażenie z ust, które przez chwilę gotów był nazwać peccaminoso. Za czternaście sekund wyczuje pod zakleszczonymi na nadgarstku palcami przerażony puls.
Za piętnaście sekund otrze się o migrenę.
Medium w Palazzo to rzadki widok i jeszcze rzadszy powód do świętowania. Te nawiedzone, palcujące świat zmarłych suki nie znają umiaru; dla nich życie i śmierć to płynne pojęcia. Jak dobrze schłodzone campari albo krew, albo ślina, która napływa do ust w odpowiedzi na przelotny pomysł.
Unieść jej dłoń, wsunąć palce do ust, zarechotać na widok dezorientacji wypierającej wściekłość.
Nie robi nic — kiedy signora Ignacio zaczyna (prawie) wrzeszczeć, Paganini obserwuje rozszerzające się wściekle nozdrza, czerwone naczynka okalające ciemne spojrzenie, każdy włosek nie—na—miejscu, który upodabnia ją do kopniętego dachowca. Ta latynoska wersja Madonny zamienia się we wszystko, czym za dnia gardzą biali chłopcy we Frozen Lake i w co najchętniej nocami wpychają język. Sierra próbuje wyszarpać dłoń i popełnia błąd numer dwa — trzy, cztery, pięć, podniesiony do nieskończoności? Kolejny milimetr metalu zagłębia się w skórze jej dłoni i to już nie jest kwestia czy w tym duecie poleje się krew.
Teraz to zagadnienie z serii kiedy.  
Od jej słów nawet ładny, wenecki pejzażyk nad ich głowami przechyla się z niesmakiem. Valerio nie odrywa wzroku od twarzy dziewczyny — wściekła kreska zaciskanych ust przypomina szramę, którą ma się ochotę zetrzeć albo poszerzyć.
Merda, sei davvero pazza — w jego głosie żeruje śmiech, ale na ustach nie ma nawet śladu rozbawienia. — Przychodzisz do mnie, Valerio, sprawiedliwości.
Było miło. Jak sobie tak pomyśli, to rzeczywiście było miło.  
Ale nie prosisz z szacunkiem.
Przez kilka prześwitujących, tiulowych, poszarpanych na kawałeczki jak urzędowe dokumenty chwil. Momentów—wycinków. Przez pierwsze dwie minuty rzeczywiście było miło, aż signora Ignacio postanowiła zamienić nurt płynącej przez jego żyły ciepłej, gęstej passaty w żrący kwas.
On wie, że ona wie, że on może teraz wszystko.
Allora, comportati bene e fai la brava ragazza — dzielna dziewczyna; nawet kropla toskańskiego wina nie zrosiła obrusu, więc Valerio — niesłowny, niehonorowy, włoski — rozpatruje jej słowa o sekundę dłużej niż zwykle. Ten typ rachunku nie wymaga ekonomicznych studiów.
Ona wie, gdzie znajduje się coś, co Paganini musi odzyskać zanim ktoś inny położy łapska na jego scatola della verità.
Ona wie, że on może wyrządzić jej największe świństwo świata. Może wbić ten widelec i obserwować, jak cedzone przez zęby słowa zamieniają się w krzyk. Może zrezygnować z pierwotnego planu — element zaskoczenia w tym zawodzie jest kluczowy — i zwyczajnie skręcić jej nadgarstek. Może splunąć jej w twarz — chociaż ma przeczucie, że to dla signory Ignacio regularne wtorkowe popołudnie — albo przekonać się, czy ze stłuczoną nóżką kieliszka między żebrami nadal będzie mówić z meksykańską śpiewnością.
Ona wie — a jeśli nie wie, to najwyższa pora się domyślić — że on może wszystko, bo dla Valerio wszystko jest dopuszczalne. Zrobił tyle wstrętnych rzeczy, jest wstrętnymi rzeczami, ogólnie, kurwa, jest wstrętny i jedna plama na sumieniu więcej nie ma dla niego żadnego znaczenia.  
Wstawaj, piccola messicana. Pójdziemy na spacer — puszcza widelec, jej dłoń, ją całą — wyswobadza z uścisku i podnosi się z miejsca przy dźwięku sztućca uderzającego o stół. Narzędzie niedoszłej zbrodni powróciło do pierwotnej formy.
Było tylko śmiesznym widelczykiem do deseru.
Możesz zabrać tiramisu — w sposobnie, w jaki Paganini stawia dwa kroki w kierunku jej krzesła, nie ma gwałtowności, z jaką ząbki sztućca powitały skórę dłoni; jest za to wzrok utkwiony w jej twarzy, drgnięcie kącików ust i intencja szarmanckiego odsunięcia krzesła.
Buongiorno, witamy uśmiech z powrotem.
Palce Valerio zaciskają się na drewnianych szczebelkach oparcia Sierry — teraz dzieli ich kilkadziesiąt centymetrów i kluczowa różnica wysokości. On stoi, ona siedzi.
Z tej perspektywy mógłby ją polubić.
Nie lubię się powtarzać.
Valerio Paganini
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
Niektórzy śmieli twierdzić, że mężczyźni są jak wino. Im starsi, tym lepsi; im drożsi, tym smaczniejsi; im niżej na półce, tym łatwiej było po nich sięgnąć, zwłaszcza gdy nabywcy nie chodziło o smak, lecz o chwilowe uniesienia. Zwykle jednak wzrok padał na półki średnie lub najwyższe (klasyczny zabieg w sklepach, wiem, bo pracowałam w jednym przez dwa i pół miesiąca), gdzie przechowywano te wyjątkowe i nieosiągalne dla dziewczyny z dziurą w kieszeni jeansów. Obserwowałam te wina w telewizji. Tom Selleck jako Thomas Magnum w „Magnum P.I”, co za samiec. Mężczyźni niedostępni i zawrotni, kłamliwi i urokliwi, z dywanem na klacie, z klatą jak dżungla. Mężczyźni-winni żyjący najczęściej na małym ekranie, gdzie można było poznać ich tylko na tyle, o ile pozwalał kiepski i niekasowy scenariusz. Tych lubiłam najbardziej.
Mężczyźni w Saint Fall na ogół przypominali wygazowane piwo. Byli bez smaku, mdli, wlewani do plastikowych kubków na meczu futbolu, niczym namiastka orzeźwienia. To utwierdzało mnie w przekonaniu, że gdzieś indziej musi czekać coś lepszego. Lekarze twierdzili, że piwo było niezbędne do prawidłowej pracy nerek, ale nie zmieniało to faktu, że byli równie ciekawi i atrakcyjni co piana na wąsie. Mężczyźni biali i rozcieńczeni, ze skórą spoconą i klejącą się, mężczyźni żadni. Tych nienawidziłam.
Byli też mężczyźni podobni do tequili. Tych mogłam określić na jeden sposób: chciało się rzygać, ale warto było. Żołądki wykręcali na drugą stronę, drapiąc gardło i wnętrzności. Ich smak zostawał na języku do tego stopnia, że nawet szorowanie zębów do krwi cieknącej z dziąseł nie działo. Osadzali się na podniebieniu i tym śmiesznym dyndającym czymś z tyłu, rozpychali się w płucach, jakby byli tam u siebie. Byli rześcy i nietypowi. Brzydcy, raniący, duszący, jak te zbyt ostre przekąski, które nawet mi wypalały usta. Nędzni, popierdoleni, niesmaczni.
Valerio Paganini był słony, a sól pasowała tylko do jednego rodzaju mężczyzn. Jak butelka zabytkowego trunku, jednego z tych, które abuela Enriqueta trzymała w piwnicy. Zawartość od dawna nie nadawała się do picia.
Valerio Paganini był martwy od lat. Po prostu jeszcze o tym nie wiedział.
Está más muerto que vivo — powtarzała abuela Enriqueta.
Oczywiście, że tak — odpowiedziałam na pytanie, pozostawiając piccolo cazzo gdzieś we wspomnieniach. Jak nie chce, to niech nie mówi. Sprawdzę sobie kiedyś w słowniku w bibliotece. O ile zapamiętam. O ile kiedyś się tam pojawię. — Ale ja wiem, jak umrę — nos uniosłam wyżej, dumna z tego twierdzenia. Naprawdę wiedziałam. Widziałam to w kartach. Wiedziałam, że umrę szybko i świat po mnie nie zapłacze.
Valerio Paganini był słony i cierpki jednocześnie. Jego żart rozpadł się na moim języku jak chapulines obsypane sal de gusano. Żart o robakach nie był tu zamierzony. Zaśmiałam się — słodki chichot o martwych oczach. Mogłabym teraz buzię oprzeć na rączkach i uśmiechać się frywolnie — och, panie Paganini, pan naprawdę rozumie moje bolączki. Oczywiście tego nie zrobiłam, ale mogłabym! Mogłabym też zamknąć czasem mordę, mogłabym zwyczajnie czekać aż złe momenty mojego życia miną (ile mam czekać? W nieskończoność).
Podniesiony głos kontra słony głos, prawie widziałam język za jego zębami. Nie było kleksa na koszuli, nie było plamy na obrusie, byłam ja — wkurwiona (przepraszam za wulgaryzm, kurwa mać), byłam ja — boidupa. Przełknęłam ślinę któryś raz z kolei, zszywając sobie usta w cienką kreskę, chowając do środka wargi. Brwi zmarszczone — żyły pulsujące. W tym momencie mogłabym wymieniać wszelkie inne symptomy stresu, ale Valerio znał je lepiej ode mnie. Nie obserwowałam się w lustrze, nie wiedziałam, jak wyglądam, gdy trzymam łzy pod policzkami, na zewnątrz skórę wyginając w obrażony grymas.
No i co mi zrobi? Zabije mnie tu? Krew doleje do spaghetti? Nawet nie dokończyłam tiramisu. To nie tak, że nie zależało mi na moim życiu, ale nie oszukujmy się — medium nie było łatwo przestraszyć, gdy w zaświatach widziałam już najgorsze skurwysyństwo. Teraz to siedziało (wstawało) przede mną, mówiąc coś w dialekcie, który brzmiał dobrze tylko u Marcello Mastroianni. Nie w sytuacji bez wyjścia.
Tkwiłam więc gdzieś pomiędzy stanem, w którym byłabym w stanie chwycić za widelczyk — albo nie — za cały talerzyk tiramisu i rzucić nim prosto w tego człowieka, a między momentem, w którym gotowa byłam się rozpłakać. Obserwowałam go czujnie, nie chciałam, żeby wykonał ruch, na który nie będę gotowa. Już raz poddałam się jego grze, nadgarstek bolał mnie od ścisku twardych palców, próbowałam więc rozmasować go drugim. Miałam poczucie, że smutne oczka szczeniaczka nie zmienią tu niczego.
Valerio Paganini nie wiedział, że jeśli dzisiaj skrzywdzi mnie dotkliwie, to ja, na przekór wszystkiemu, zapamiętam moment mojej śmierci. Najgorsze koszmary staną się dla niego sielanką.
Nie igraj z martwymi — powtarzała abuela Enriqueta. Potem szła na drzemkę. — No hay que jugar con la suerte — powiedziała Sierra.
Wstałam posłusznie. Brakowało mi teraz smyczy. Mógłby do niej dorzucić kaganiec, bo przysięgłam sobie, że jeśli tylko tknie mnie raz jeszcze, tak przegryzę mu tętnice. Tiramisu zostało na stoliku, moja kurtka obok, a obrazek przedstawiający weneckie kanały dalej wisiał tak, jak wisiał. Nie zabrałam tiramisu ze sobą. Pierdolić je.
Szesnaście kroków prosto później, dwadzieścia stopni w dół i jeden nieprzyjemny dotyk na plecach, od którego odsunęłam się machinalnie, sprowadził mnie do dziwnego miejsca. Było tam ciemno (stosunkowo, na pewno ciemniej niż na górze). Krótki bar, kilka stolików, plama po spermie albo śmietance obok krzesła, albo po prostu przebarwienie na podłodze — nie przyglądałam się jej aż tak. Nie patrzyłam też na agresora, aż do momentu, kiedy stanęłam na środku sali. Nigdy tu nie byłam i spodziewałam się, że już nigdy nie będę. Albo wyniosą mnie stąd w worku (podobno Paganini nie załatwiali takich spraw w Hellridge, tak mówił papá) albo zwyczajnie ucieknę. Pierwszy raz staliśmy naprzeciwko siebie.
Nie jestem idiotką i znam swoje położenie. Mam klęknąć i przepraszać, że twoje ofiary chcą zemsty, qué panie Paganini? Czy to nie ma znaczenia i zaraz po prostu strzeli mi pan w głowę? To nie ma znaczenia. Jimmy Armstead znajdzie sobie inne medium, a to inne medium nie będzie tak miłe, jak ja i pójdzie prosto na psy. Tak. Mogłam to zrobić. Mogłam siedzieć cicho, nie odzywać się i zrobić to, co chciał jebany Armstead. Wiem, gdzie jest scatola della verità i jeśli będzie pan miły, mogę panu pomóc. A jak nie — wzruszyłam ramionami, dygocąc i przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę — to nie — stawiałam wszystko na jedną kartę, ale nie miałam innych. Wykonałam krok w jego stronę, spoglądając w górę. Zrzygam się od tej tequili. — Proszę podać mi swoją dłoń — spokojnie wyciągnęłam po nią rękę wnętrzem do góry, bez broni, a jeśli nie miał oczu w dupie, to na pewno widział, jak ta dygocze. Przeszłość-przyszłość-jeden chuj.
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
Niektórzy nazywają to syndromem ostatniej szansy.
Nieruchome wino w kieliszkach zgadza się z tym twierdzeniem; jeszcze zdatne do spożycia, nadal smakujące toskańskim słońcem, wciąż o kolorze krwi, niezamienione w ocet, niezepsute od środka, żywe.
W przeciwieństwie do nich.
Syndrom ostatniej szansy dotyka signorę Ignacio pod malowniczym widokiem nad zapomnianym kawałkiem tiramisu; jest jak dawno zapomniany krewny, który nieproszony puka do drzwi i domaga się spadku po dawno zmarłej nonnie. Pojawia się znikąd, chociaż jego źródło wcale nie jest zagadkowe.
Syndrom ostatniej szansy u signory Ignacio rozpoczyna się pod skórą; a imię jego to dławiący strach. W tym krótkim momencie pomiędzy prostym, banalnym, trafnym, chociaż przesadzonym spostrzeżeniem — Paganini może upierdolić mi dłoń i nikt nie mrugnie okiem, bo w tym miejscu krew i passata to synonimy — jej strach wchodzi w punkt kulminacyjny. Valerio może zlizać go z opuszków drżących palców; dla kogoś, dla kogo szczytem rozkoszy jest nacinanie języka i wkraplanie do rany posolonego soku z cytryny (czy nie tak pije się tequilę, signora?), jej strach to nagroda.  
È triste — jest; jest to bardzo smutne. — W umieraniu najzabawniejszy jest element zaskoczenia.
Zwłaszcza dla tych, którzy w tym umieraniu pomagają. Signora Ignacio obcuje ze śmiercią na prawach niewolnika; medium—pośrednik, duch—zleceniodawca, pozbawiony godziwego wynagrodzenia układ z gorzkim posmakiem rozczarowania w tle. Co powiedzieć o śmierci tej, która ze śmiercią sypia? Może to, że zadawać ból i wywoływać strach jest trudniej niż widzieć duchy. Śmierć — to stan po fakcie. Śmierć to spokój i sen, łaska nieobecności. W śmierci jest wiele dobrego; to w umieraniu, przerażeniu, czekaniu na wystrzał, na wykrwawienie, na zdechnięcie jest schowane całe zło świata.
Prawda nad talerzykiem tiramisu wcale nie jest słodka. Sierra śmierć nosi w sercu; Valerio umieranie w dłoniach. Ona nie wybrała tego życia, on wręcz przeciwnie; więc miała pełne, kurwa, prawo czuć strach. Przed nim, przed niewiadomą, przed samą sobą.  Przed tym, co minęło, co nadchodzi i co dopiero się wydarzy — o ile się wydarzy.
Armstead jej nie ostrzegł; została wyruchana przez trupa.  
Pięknie powiedziane — nie rozumie ani słowa i nie ma to znaczenia — jego też mało kto rozumie, nawet kiedy porzuca włoskie zlepki sylab na poczet pragmatyzmu. Nie musi znać słów, przecież słowa to tylko narzędzie; znaczenie siedzi w oczodołach.
Pomieszkuje w oczach i przesuwa się pod ich taflą jak małe, złote rybki — tyle, że te pływające w akwarium wzroku Valerio pozdychały dawno temu. Nie mruga, kiedy sztylety spojrzenia signory Ignacio próbują wykrwawić go na czystą posadzkę Palazzo; nie waha się, nadając tempa ich wędrówce w nieznane; nie brzydzi, kiedy szeroka dłoń dotyka jej pleców w tym newralgicznym, niepozornym miejscu, gdzie grzecznie pomieszkują nerki i jeszcze grzeczniej pękają po odpowiednio mocnym kopnięciu leżącego.
Piekło rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie powinno — na dole.
Signora Ignacio zatrzymuje się na środku sali, Valerio przystaje naprzeciwko niej — dwa drapieżniki odmiennych gatunków próbujące odgadnąć, gdzie spadnie kolejny cios i jak mocno zapiecze. Jej gniew rozlewa się nagle; jest jak przewrócona butelka oliwy, której śliską strukturę Paganini będzie czuć nawet po tygodniu — jeden nieostrożny krok, jeden poślizg, jedna dziura w głowie.
Z uśmiechem słucha jej oddechu; śmiało, avanti, powiedz coś do mnie. Powiedz coś brzydkiego.
Echo pierwszego kroku postawionego w kierunku baru zlewa się z jej wydechem — a potem napływa fala. Mówiąc, signora Ignacio porusza się z takim samym nerwowym wdziękiem i przesadną gestykulacją jak nieświętej pamięci nonna; brakuje tylko drewnianej łyżki w dłoni i mamrotanego pod nosem questo ragazzo sarà la mia fine. To skojarzenie zasługuje na uśmiech posłany znad szklanki — jest niska, prosta, napełniana do połowy lodem w rytm cichej melodii obijających się o ścianki kostek. Ona mówi; on robi drinka.
Signora Ignacio, przypomnij mi, skąd pochodzi twoja rodzina?
Głos Valerio wślizguje się gdzieś pomiędzy Jimmy Armstead znajdzie sobie inne medium a pójdzie prosto na psy; ciche sylaby to glisty, które wypełzły po deszczu.  
Poszłabyś na policję i powiedziała ay, papi, duch zdradził mi prawdę o signor Paganinim, tu są dowody, proszę mnie wysłuchać — fałsz podniesionego o pół tonu głosu to zarżnięta próba odtworzenia jej akcentu — ay, papi, tamta kelnerka z Teksasu w końcu na coś się przydała. — Ma vedi, mia cara, gliniarze dzielą się na dwa typy. Pierwszy, który spuszcza wpierdol za jedno, krzywe spojrzenie.
Uśmiech na jego ustach to bękarcie dziecko wyhodowanego na pogardzie pobłażania.  
I drugi, który w pokoju przesłuchań przepchałby ci cipę.
Kostki w szklance klekoczą cicho — to lód w drinku zanosi się śmiechem. Paganini ujmuje go w jedną dłoń, zimne szkło w uścisku ciepłych palców; nagle kilka kroków między barem a miejscem, w którym signora Ignacio tkwiła w plamie światła, wydają się niebezpiecznie krótką odległością. Ten wyblakły, przesączający się przez przybrudzoną żarówkę blask oblewa ją jasnością — wokół ciemnych włosów błyszczy aureola, a przecież wszystko, co święte, musi zostać zniszczone.  
Jeśli nie jesteś dość biała, możesz być z Meksyku, Włoch, pierdolonej Kambodży, możesz zanosić im donosy w zębach i dowody wsuwać pod opakowania z pączkami, a jedyne, co usłyszysz w zamian — w jego twarzy tkwi coś lodowato złego; coś, co działa jak przekaz podprogowy i sprawia, że nawet kostki w szklance wydają się przyjemne, ciepłe i pełne zrozumienia. — To szerzej usta i nie próbuj gryźć. Dlatego czuję się dotknięty, signora.
Kiedy Valerio się zatrzymuje, robi to krok od niej. Różnica wzrostu, wyrazu twarzy, spojrzeń i pobudek — w tej wąskiej przestrzeni zatęchłego powietrza rozgrywa się teatr trudnych początków. Jak znaleźć porozumienie, jak przełamać lody odległości, jak od statusu obcych sobie ludzi przejść do roli współpracowników? Valerio zna kilka sposobów; każdy z nich dobiera adekwatnie do sytuacji.
Ta, która zastała go w to popierdolone popołudnie i rozpoczęła się od gorączkowego listu, wymaga uniesienia dłoni. Nie będzie zaskoczony, jeśli signora Ignacio postawi krok do tyłu albo odchyli głowę, albo spróbuje odgryźć mu palce; to słuszne, racjonalne reakcje na gest kogoś, kto jeszcze kilka minut temu próbował zrobić z jej własnej ręki durszlak na penne.
Sugerując, że zaprosiłem cię na drinka tylko po to, żeby później odstrzelić łeb, postawiłaś mnie niżej od spoconej świni w mundurze — tym razem ruch jego palców jest spokojny — dotykają gładkiego policzka signory Ignacio i nie zatrzymują się w miejscu; zachłanność tego gestu przesuwa jego dłoń dalej, wzdłuż kości policzkowej do ucha, a stamtąd prosto w pułapkę ciemnych włosów. Palce wplątują się w kosmyki i cierpliwie czekają — na wrzask, splunięcie w twarz, odtrącenie albo wszystko po kolei. — Ale ja, w przeciwieństwie do policji, wynagradzam za współpracę. Każdy ma cenę, mia messicana. Podaj swoją, a wtedy—
Ciepły dotyk, lekki ciężar, chmura kontekstów — uniesiony do ust drink powinien smakować jak campari, ale ma intensywność i metaliczną nutę krwi.  
Ja podam dłoń.  
To nie są negocjacje; to fakty dokonane.
Valerio Paganini
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
Całe życie byłam gorsza niż inni, przynajmniej w oczach ludzi, przynajmniej tak mi się wydawało. Odpowiadało za to (alfabetycznie): bliźniaczka, choroba, generalna tendencja do pakowania się w kłopoty, korzenie, płeć, pochodzenie, rodzice, ubiór. No i oczywiście jak wisienka na torcie — pech. Gramatyka nigdy nie była moją mocną stroną, ale dobrze czułam się w historii, a z historii wiedziałam, że osoby takie jak ja w kraju taki jak ten, mają, krótko mówiąc, przejebane. Ta gorsza bliźniaczka, ta mniej lubiana, mniej popularna. Medium na posyłki, niewolnik śmierci, głupia pizda. Łzy trzymałam na końcu nosa. Obserwowałam czasem, jak dziewczęta w liceum ryczą w łazience, gapiąc się w lustro, jak gdyby miały tam poznać coś odkrywczego w swoich stękach. Ja nie beczałam do lustra. Lustra w domu Ignacio były surowo zabronione. Śmiali się z moich rodziców. Dwoje kuzynów niechętnych do obyczajowego ślubu, rozkochanych w sobie — pożywka dla młodych i gniewnych, którzy tylko czekali, aby napluć na dziwną Meksykankę. Czasem posyłałam po nich duchy, śmiałam się histerycznie, gdy wiedziałam, jak te wpadają w ich umysł i sieją spustoszenie. Czasem trzaskałam drzwiami od mojego pokoju i szykowałam zemstę zimniejszą niż lód. Czasem buzowała we mnie krew. Czasem przypominałam sobie o Connorze Parkerze. Najbielszy ze wszystkich białych, włosy nosił uczesane na żel, a kołnierz miał sztywno postawiony. Grał w bejsbol i szczypał dziewczyny w pośladki. Popchnął mnie na szafkę, ale nie uszczypnął. — Brudna kurwa — płakałam bite cztery dni, zaraz po tym, gdy rzuciłam się na niego z pazurami, zostawiając mu na karku pojedyncze sznyty i ślad moich zębów. Mama łapała się za głowę, ale ja byłam dumna. Pomiędzy płaczem oczywiście.
Valerio Paganini przypominał Connora Parkera pod każdym względem z wyjątkiem blond włosów i sportowej kurtki. Przy pasie nie prowadził się z Amandą Meyer, a za nim nie stało trzech ogrów. Był sam, równie wkurwiony i nieprzyjemny co Connor.
Przeszły mnie ciarki, gdy dotknął moich pleców. Czy jakbym odwróciła się gwałtownie i kopnęła go w jaja, to spadłby ze schodów i sobie ten głupi ryj rozwalił? Nie dane mi było skosztować.
Bałam się, udając, że nie. A może nie bałam się, tylko moje ciało działało instynktownie, potajemnie nazywając mnie tępą idiotką? Była jeszcze bramka numer 3: zwariowałam, że przyszłam dziś do Palazzo di Fuoco, bo mogłam zareagować tak jak mi Armstead przykazał. Jebany Paganini miał jednak rację, nawet jeśli nie miałam zamiaru tego przyznać. Było to zbyt irytujące. Wiedziałam doskonale, że policja będzie mieć mnie w dupie. Co zresztą miałam powiedzieć?
Mam tajne archiwa mafii: poszłabym siedzieć na dłużej niż ktokolwiek z nich, bo nie potrafiłabym odpowiedzieć skąd.
Znam ofiarę Valerio Paganiniego: sprawa, nawet jeśli trafiłaby do sądu, to zostałaby szybko zgaszona i nawet dym by po tym nie został. Wybroniłby go któryś z adwokatów, o ile w ogóle ktokolwiek moje zeznanie by przyjął.
Musicie mnie wysłuchać, mam dowody na jego winę: brutalność policji nawet w Maine potrafiła ostudzić zapał.
Wiedziałam, że w dupie będzie mieć mnie Czarna Gwardia. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Krąg trzyma w łapskach Kościół, a Kościół trzyma Krąg. Myli sobie nawzajem ręce, liżąc sobie dupska, a my — szarzy prości obywatele o wyjątkowo powabnej urodzie i delikatnym słodkim głosie — musieliśmy się z tym liczyć.
Valerio Paganini nie wiedział, że policja i czarna gwardia to nie jedyni sojusznicy w tym małym jak móżdżek jego kolegi z Maywater (picollo cazzo, zapamiętywałam takie rzeczy) mieście. Makaroniarz nie miał nawet pojęcia, ile martwych dusz miałoby chrapkę na tak przystojnego paskudnego człowieka.
Wzdrygnęłam się na kolejny tekst o mojej cipie. To nie tak, że byłam przesadnie wstydliwa (byłam), ale Valerio Paganini musiał widzieć, że marszczy mi się czoło, a wzrok spuszczam niżej. Spojrzenie utkwiłam w posadzce, przełykając głośniej ślinę. Był tylko jeden raz, gdy ja z kimś... Nigdy więcej i insynuacje tego typu godziły w moje dobre imię. Przecież ja nie...
Czasem nachodziły mnie myśli, których wolałam unikać, próbując pamiętać słowa matki, że takie rzeczy dopiero po ślubie. Gotowało się we mnie od próżności, gdy zamiast myśleć o potencjalnym mężu, myślałam tylko o sobie. Jak ma się czuć 25-letnia kobieta, której najczulszy dotyk sprawia kot?
Obrzydzał mnie. Widać taki jego urok. Paganini. Nie kot.
Gdy zbliżył się do mnie, milczałam, a głowę przewróciłam nieco na bok, jakby mocniej przypatrując się jego sylwetce. Był sporo wyższy, ale to nie miało znaczenia. Następnym razem — o ile będzie jakikolwiek następny raz — ubiorę obcasy (te ładne różowe, co pasują do getrów w lamparcie cętki), a szpilkę wbije mu w dupę. Obiecywałam sobie i zaklinałam na groby wszystkich moich przodków, że jeśli wyjdę stąd żywa — a kolejne słowa zanosiły, że tak — to pozna moją próżność. Czułam, jak jego ręka klei się do mojej twarzy. Speszyłamsię i odsunęłam instynktownie na kilka centymetrów, wzrok znów podnosząc wyżej i wpatrując prosto w jego oczy. Brwi ściągnęłam do siebie, a z moich płuc wydarł się śmiech.
Ratuj swoją duszę, Sierra, na umysł już za późno.
Na początku był cichy, narastał z kolejnymi sekundami. Brzmiał tak, jak gdybym na ekranie zobaczyła najlepszą komedię w wykonaniu Eddiego Murphy. Był histeryczny i zupełnie niesłodki. Nie śmiałam się tak przy mężczyznach, których naciągałam w The Dirty Frog na drinki; przy tacie, gdy opowiadał kolejny durny kawał; przy Shiri, gdy sprzątając Carlosowi kuwetę, zostawała nagle drapakiem. Śmiałam się tak w konkretnych sytuacjach, o których już dawno mogłam zapomnieć. Gdy Stella zanosiła się płaczem. Patrzyłam na nią jak w zaczarowany obrazek. Cóż, być może jednak nie było mi tak daleko od tych dziewcząt, co ryczały w łazience, spoglądając w lustro. Moje oczy zeszkliły się, a ja z trudem łapałam oddech. Prowizoryczna reakcja obronna. Jeśli cokolwiek w życiu potrafiłam dobrze to kłamać.
Wiedziałam, że... Ach, wiedziałam, że w końcu znajdziemy wspólny język — śmiech ustawał zastępowany słowami. Rozerwać mu tętnice, rozgryźć je i patrzyć jak wykrwawia się — marz Sierra, marz. — Señor Paganini, jest pan doświadczonym mężczyzną, w kwiecie wieku nawet. Na pewno wie pan, że są rzeczy droższe od pieniądza. Ale nie dla mnie — roześmiałam się znów, tym razem łagodniej i własną dłoń wyciągnęłam bliżej jego twarzy, o ile jej nie odrzucił, kładąc ją całą na szorstkim policzku. W ukrytej kamerze wyglądałoby to niczym wstęp do taniego pornosa. Stanęłam nawet na palcach, próbując zbliżyć własne usta do jego ucha, jakby słowa miały trafić prosto do miejsca, gdzie podobno miał mózg. Wyszeptałam:
Que te jodan, señor Paganini. To znaczy „pierdol się” — nie wybrałam ani wrzasku, ani splunięcia w twarz. Nie rzuciłam mu się do gardła. Nie kopałam. Odsunęłam łagodnie głowę, licząc na to, że grymas Paganiniego wynagrodzi mi ból nadgarstka i ślad po widelcu, wynagrodzi smród bezczelnej mizoginii, jaką wokół siebie roztaczał. — Cztery tysiące dolarów, twoja dłoń i shot tequili. Pijesz ze mną — byłam tania, ale nie łatwa, a jak nic na świecie chciałam zajrzeć w jego linie papilarne i przekonać się sama, kiedy gad zdechnie. — Za tyle kupisz sobie moje milczenie.
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
Kilkanaście schodów w dół, kilka ton betonu dookoła i w końcu jakaś ostra, spójna myśl, która przestaje przestaje klekotać w głowie. Ból na chwilę znika. W jego miejsce pojawia się coś innego, w samym dole żołądka. Coś palącego. Wściekłość? Znużenie? Trudno powiedzieć. Nigdy nie nauczył się tego, co umieją wszyscy dookoła: rozpoznawać zasrane emocje.
Jest tylko szczątkowa myśl; jakiś odłamek z rzeczywistości porzuconej na stoliku razem z tiramisu, zuccotto i winem — szkoda mu jedynie Sassicaia Bolgheri, będzie musiał je dopić, kiedy skończy na dole. Ta myśl obija się echem od czaszki i zimnych murów podziemnego klubu — jej łupnięcia wystukują melodię, w rytm której drga kącik włoskich ust.
Signora Ignacio się przestraszyła.
Jej milczenie Paganini bierze za zgodę.
Może pierwszy raz w życiu. Może pierwszy raz poczuła prawdziwe zagrożenie, może to przez miejsce — może to przez niego (dzięki niemu). Tym lepiej; strach to stan prawdy. Strach to oczyszczenie — cazzo, całe to miasto powinno się bać. Świat nie jest kolorowy i wesoły, jak bajki z wieczornego pasma dla dzieciaków, jak kolorowe teledyski na MTV; świat to złe miejsce, pełne złych ludzi, i jeden z tych złych ludzi właśnie wypełnia usta campari, bo tylko to jest w stanie czuć.
Pieczenie alkoholu w rance na wewnętrznej stronie policzka, z której istnienia do tej pory nie zdawał sobie sprawy — to i satysfakcję płynącą z bólu. Rzadko swojego.
Jej reakcje to mozaika przeciwności; jakby ktoś kiedyś wziął młotek i roztrzaskał signorę Ignacio na kawałki, więc do teraz próbuje poskładać się sama. Efekt jest wątpliwy — odłamki nie pasują do siebie i zgrzytają przy każdym słowie, ale nawet z najbardziej niespójnego witrażu Paganini potrafi wyczytać prawdę. Ta zawsze rozpoczyna się w oczach; a kiedy pada magiczna wiązanka powiązań — cipa, twoja, pronto — te oczy wędrują w dół, na podłogę.
Brzydki, brudny beton nie ma dla signory Ignacio odpowiedzi; w przeciwieństwie do Valerio.
Alkohol w ustach zaczyna smakować zwycięstwem. Nagroda jest daleko, puchar nadal stoi za szybką witryny, złoty medal nie ciąży na szyi, ale Paganini ma dobrą wyobraźnię; iluzje do jego specjalność. Jedną z nich właśnie spełnia — pod opuszkiem kciuka nie czuje pulsu, jedynie ciepłą skórę, odcień, może dwa ciemniejszą od jego. Mógłby zapytać: miałaś kiedyś w ustach policyjną pałę? No? Powinnaś to zmienić, psy chodzą parami, kolejnym razem będziesz musiała zmieścić dwie.  
Mógłby powiedzieć: zamiast wróżyć z dłoni, powinnaś roznosić drinki. Szukamy kelnerki, naucz się robić makijaż i znajdziemy dla ciebie miejsce.
Mógłby—
Come non detto; nie ma sensu dopowiadać historii, kiedy ona zaczyna się śmiać.
Echo w betonowych ścianach brzmi płasko.
Ona zaczyna się śmiać, a on powinien być wściekły — mężczyźni nie lubią, kiedy kobiety się śmieją z żartu, którego sami nie słyszeli; jeszcze bardziej nie lubią, kiedy w ich głowie pojawia się myśl, że tym żartem są oni sami — ale przecież wściekłość to banalne uczucie. Takie przewidywalne.
Ona zaczyna się śmiać — więc on uśmiecha się w odpowiedzi.
Cosa c'è di così divertente?
W kącikach oczu pęka skóra; kurze łapki jak rozbryzg krwi z rany wylotowej, jak stare, poprzeczne blizny, jak pierwsza oznaka niedoskonałości w tym wyszlifowanym do perfekcji obrazie. Signora Ignacio śmieje się mu w twarz, więc on też zaczyna rechotać.
Astralna komunikacja, taniec dusz, karmiczne porozumienie?
Cazzo, nic z tego; po prostu oboje płyną na tym samym statku — docelowy port to obłęd. Wymieniają je pomiędzy sobą telepatycznym transferem, przez dłonie, które odtwarzają zdartą taśmę taniego, powojennego filmu; palce szukają sposobu, żeby zadać ból.
Chciałbym powiedzieć, że jestem zaskoczony, ale — jej dłoń na jego policzku nie napotyka oporu — istnieje tyle możliwych ścieżek, tyle wariantów brutalności; złapać wątłe palce, wyłamać, wypełnić wnętrze piwnicy znajomym trzaskiem kości. Zamiast tego Paganini pochyla głowę, ułatwiając szeptowi dotarcie do ucha; to byłby gest pokuty, gdyby nie ciche słowa. — Kurwy zawsze chcą pieniędzy, no?
Już się nie uśmiecha.
Palce w jej włosach poluźniają uścisk, żeby zniknąć zupełnie; signora Ignacio cofa głowę, Paganini cofa dłoń i przez moment są odpływem, rozciągniętą przez czas i przestrzeń gumą do żucia. To odsuwanie nie trwa długo — Valerio unosi do ust drinka, znad chłodnej krawędzi szklanki obserwując medium.
Mam kontrpropozycję.
Nie usłyszał w tym miesiącu jeszcze nikt.
Jego głos jest powolny i gęsty — jak alkohol, którym wypełnia usta. Cisza to tylko wymówka; w tej ciszy Paganini ma wizję. Rozbita szklanka, ostry odłamek wbity w ciemne oko, wibrujący w pustym klubie wrzask — już nie krzyk; w krzyku tkwi odrobina cywilizacji, a w tym, co wyobraża sobie Valerio, nie ma nic cywilizowanego — i ciche pytanie.
Andiamo, signora Ignacio; może się pośmiejemy?
Dwieście dolców, moja dłoń, shot tequili — ręka z drinkiem odtwarza lustrzaną wędrówkę gestu sprzed chwili — jedyna różnica tkwi w celu toastu. — I pozwolę ci stąd wyjść ze wszystkimi zębami na miejscu.
Woń campari wypełnia świat; zimna szklanka w jego palcach zastyga przy jej ustach. Tylko milimetr dzieli szklany brzeg od dolnej wargi — milkną nawet kostki lodu.
Z góry płatna jedynie ostatnia część. Reszta po odkryciu scatola della verità — opuszek kciuka stuka zachęcająco o szklankę; gdyby uniósł go centymetr w górę, mógłby zahaczyć palcem o kącik ust signory Ignacio i przekonać się, czy ma dość ostre zęby na wygryzienie mu z piersi zgniłych resztek serca. — Bierz, co dają albo que te jodan, signora Ignacio.
Wydestylowany diabeł, który chowa się w jego oczach, nie może doczekać się ciągu dalszego.
Valerio Paganini
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Sierra Ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
POWSTANIA : 14
SIŁA WOLI : 15
PŻ : 169
CHARYZMA : 15
SPRAWNOŚĆ : 2
WIEDZA : 9
TALENTY : 21
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t305-sierra-ignacio
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t313-sierra-ignacio
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t314-i-ginie-sierra#922
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t315-poczta-sierry-ignacio
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f73-ulica-znana-z-niczego-1-3
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1072-rachunek-bankowy-sierra-ignacio
Czy to prawdziwe życie, czy fantazja? Obłęd czy rzeczywistość? Śmierć czy życie? Czym różni się jedno od drugiego?
Przychodzi medium do baru i prosi o szklankę spirytusu.
Przychodzi medium do baru i nie może się zdecydować. Barman mówi: no, wyduś to z siebie.
Przychodzi medium do baru, a dziś obsługuje go Valerio Paganini.
Jeśli miałabym wymienić najgorszych ludzi, jakich spotkałam na swojej drodze, to lista nie miałaby końca. Gdzieś na trzecim miejscu plasowałby się Anthony Barrow, który w czwartej klasie kopnął nogę od mojego krzesła tak mocno, że poleciałam jak długa na ziemie, a wszystkie dzieciaki (ze Stellą na czele) śmiały się ze mnie, pokazując palcem. Gdybym była wtedy roztropniejsza, zamknęłabym się w toalecie, wypłakała morze łez (nie patrząc przy tym w lustro) i wróciła do klasy z czerwonym nosem. Anthony dalej by mnie przedrzeźniał, dodając słowa podpowiedziane mu poprzedniego wieczora przez ojca: wszyscy meksykanie to nieroby i brudasy. Pierwszym miejscem na liście cieszyła się Stella — droga mi siostra, o której opowiadać mogłabym godzinami, każde zdanie kończąc soczystym „puta”. Rzucałabym na lewo i prawo określeniami najgorszymi, przedstawiając ją w swoim własnym świetle (niedalekim od prawdy, przecież wiedziałam, o czym mówię). Valerio Paganini plasował się na drugim miejscu. Nie można było odmówić mu kreatywności w sadystycznym uwielbieniu dla mojego upokorzenia. Widziałam w jego oczach, jak napawał się strachem, jak oczekiwał na każdy mój błąd, jak popełniałam je jeden po drugim, a on korzystał z każdego, jakbym pod nos podsunęła mu właśnie porządną lasagne. Reklamowali w telewizji mrożoną lasagne firmy Stouffer's (podwójna, z dodatkowym mięsem, rozmiar XL), a ja nigdy nie jadłam innej. Spodziewałam się, że wypowiedzenie podobnych herezji w Palazzo di fuoco skończyłoby się dla mnie tragicznie. Dlatego też zachowałam te słowa dla siebie.
Jego szklanka przy moich ustach śmierdziała alkoholem, którego tego dnia nie lubiłam. Był intensywny i wchodził mi w mózg (przez gardło i nozdrza). Nie byłam w stanie oddychać normalnie, czując, jakbym kąpała się we włoskim likierze z pomarańczy. Moje opcje powoli się kończyły, a nie byłam cierpliwą osobą. Szklanka przy ustach, kciuk na szklance, a w moim uchu słowa, przez które mój uśmiech nie zrzedł. Tkwił tam doczepiony do twarzy. Jeśli cokolwiek potrafiłam robić dobrze, to właśnie to. Czarowną minę do złej gry. Rozkoszne pokazywanie pełnych warg ze łzami w oczach. Ból nie był mi obcy, nie bałam się go. Śmierć nie była mi obca, nie bałam się jej. Śmierć bolesna, zapomniana, bez pomocy, bez sprawiedliwości — wizja przyszłości pod knykciami tego mężczyzny, który rozetnie mi twarz, który tylko udaje, że jest lepszy od psa — to przerażało mnie poważnie. Moja wola walki była silna. Rzadko kiedy się poddawałam, wiedząc, że jestem w stanie zatrzymać choćby i rozwijającą się w moich żyłach genetyczną mrzonkę. Lekarze byli bezradni. Sierra poradziła sobie doskonale. Wystarczyło jedno pchnięcie z balkonu na czwartym piętrze, by stare miasto przeszedł dźwięk roztrzaskanej na bruku czaszki. Zimny chodnik zalał się krwią, a ja zasnęłam. Gdy się obudziłam, jej nie było.
Gdyby Valerio Paganini wypadł z balkonu, brzmiałby znacznie huczniej. Był większy niż Stella, to też musiał mieć grubsze kości. Być może panował nad magią lepiej, być może byłby w stanie wprawić powietrze w wariacje i opaść tam z gracją baletnicy (robiąc na końcu piruet) i czekając na gromkie brawa. Być może. A być może nie. Być może gdyby tylko istniała okazja, gdybyśmy nie byli teraz w podziemiach restauracji, a na tarasie; być może gdyby rozproszył się; być może gdybym była sprytniejsza... Być może wtedy gruchot kości brzmiałby w moich uszach nie przez minuty, a przez lata. Obraz rzeczywistości wrócił niepostrzeżenie, razem z jego oczami przyklejonymi do moich.
Za blisko, za blisko — wołała dusza.
Dusze potrafią mówić, wiedział pan, señor Paganini? Potrafią też krzyczeć.
Zemsta smakowała podobno najlepiej na zimno, ale ja miałam w sobie meksykańską krew. Gorącą jak garnek chili produkcji abueli Enriquety. Miałam też w sobie (lubiłam tak myśleć) jej mądrość.
La paciencia da frutos dulces — mawiała, a ja słuchałam.
Nie byłam w stanie wygrać tego spojrzenia, nie byłam w stanie trzymać dłużej gardy i reagować z otoczeniem. Na MTV nikt nie puszczał poradników jak dyskutować z jebanymi kutasami.
200 dolarów, twoja dłoń i shot tequili brzmi jak bardzo rozsądna cena — byłam tania. Przełknęłam ślinę, znów próbując się od niego odsunąć. Bierz, co dają albo spierdalaj.
Spierdalaj, señor Paganini. Wkurwiłeś dzisiaj medium.
Dasz mi na taksówkę? Nie chcę wracać autobusem, bo przypierdolę kierowcy (nie zrobię tego, będę tak sobie tylko wyobrażać, aż przegapię swój przystanek). Mogłam o to spytać i prawdopodobnie byłoby to znacznie lepsze niż to, co wyrwało się z mojej piersi zaraz potem. Sierra Ignacio traciła kontrolę nad rzeczywistością w sposób absurdalnie ryzykowny. Sierra Ignacio znała się na duchach, nie na ludziach. Valerio Paganini już był martwy. Po prostu jeszcze o tym nie wiedział.
Jesteś złym człowiekiem, señor Paganini. Masz tylko jedną zaletę. Wiesz jaką? — nie czekałam, aż odpowie, spodziewałabym się, że stwierdzi, że ma ich sześćdziesiąt dziewięć, a jego kutas jest największą. Sześciocentymetrową. We wzwodzie. — Masz ładne dłonie. To właściwie dwie zaletyjeszcze.
Sierra Ignacio
Wiek : 25
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : stare miasto, Saint Fall
Zawód : medium, wróżbitka za dolara
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
To nie prawdziwe życie ani fantazja, to nie obłęd, na pewno nie rzeczywistość; to z pewnością nie śmierć. To po prostu smutna prawda; nieprzemijalna jak Piekło i gorzka jak nadgryziona skórka grejpfruta.
Przychodzi medium do baru i oczekuje głównej nagrody.
Przychodzi medium do baru i wierzy, że przyjście do baru to najsprytniejsza decyzja w tym miesiącu.
Przychodzi medium do baru i Valerio Paganini pyta: bierzesz z dupy do ust?
Gorzkiemu alkoholowi na języku może dorównać tylko rozgoryczenie słowami (nie bierze); gdzieś pomiędzy łykiem wina, skondensowaną w ząbkach widelca groźbą i krokiem w kierunku podziemnego klubu zapomniał — o kluczowej zasadzie. Pierwotnej, wyjątkowej, wpajanej przez Tomasso w dni, kiedy pogoda w Maine przypominała rozwolnienie i nawet alkohol w ich szklankach upodabniał się do aury za oknem.
Nie licząc pewnych rodzajów nowotworu, na wszystko, co ściągali na siebie ludzie — każde choróbsko i każdą zdradę — zapracowali sobie sami. Gdzieś na krótkiej linii życia signory Ignacio — pokaż mi swoją dłoń; stronza, nie znam się na chiromancji, ale potrafię czytać z blizn — wystąpiło zakłócenie. Płyta winylowa strąciła igłę, zgrzytnięcie poprzedziło fałsz, niewielka skaza zapoczątkowała serię wypadków i nagle było za późno, żeby się zatrzymać. Gdyby miał lepszy nastrój — nie ma; dobry nastrój został przy stoliku w Palazzo i właśnie kończy butelkę wina, awansując na humor doskonały — mógłby powiedzieć: opowiedz mi o swoim największym grzechu, a szepnę ci, kim jesteś.
Później śmiałby się długo; nie dlatego, że siostrobójstwo jest zabawne.
Jedynie z tego, że kiedyś były ich dwie, została jedna, wkrótce może nie być żadnej.
Nawet huczna, balkonowa śmierć nie zmyłaby z jego ust grymasu rozbawienia; to prawie romantyczne — lot, trzask, arrivederci. Jeszcze romantyczniejszy byłby uchwyt na moment przed upadkiem i pytanie, którego nie zdążyłby zadać w krótkim locie, ale to nieistotne — pewien rodzaj słów bez trudu wypowiadany jest oczami.
Przelecimy się razem, ragazza.
W podziemnym klubie nie ma malowniczych balkonów i krótkich lotów w objęcia jedynej przyjaciółki, która znosiła obecność signory Ignacio. Jest za to drink, kostki lodu, dwójka ludzi, którzy jeszcze dwa kwadranse temu byli nazwiskami na szorstkim papierze listów i zlepkiem niejasnych wyjaśnień; podobno medium, podobno wariatka, podobno jej rodzice to rodzeństwo, podobno za dwie dychy pokaże ci, że Meksykanki są dobre w obrabianiu nie tylko kolb kukurydzy. Wiele przypuszczeń na kogoś, kto krzykiem i szantażem próbuje stłumić strach; przez głowę przemyka krótka, smaczniejsza od drinka w dłoni myśl, że to byłoby strasznie łatwe, zabrać światu i zatrzymać tylko dla siebie — niekoniecznie tutaj, Red Poppy nie jest przecież daleko. Zwykle wystarcza kilka słów, kilka pieszczot, kilka no zamienionych w si. Ragazza, życie czasem bywa takie, że mężczyźni są źli, a dobre dziewczynki pierdolą się z nimi właśnie dlatego, że są źli; mia cara, wszyscy tak naprawdę tylko czyhają, aż okażesz słabość, ale masz szczęście, bo mogę być twoim opiekunem, cynicznym nauczycielem z twardą pałą, jedyną opoką w tych dymiących gruzach gówna i wyzysku.
Che bello — dwieście dolarów, dłoń, tequila i ani pół obietnicy, że to nie będzie ostatnia wieczerza signory Ignacio. — Zaczynasz się uczyć.
Lepiej późno niż wcale — lepiej teraz, kiedy szklanka nadal tkwi w jego dłoni, nie w jej policzku. Prawym; lewy profil ma ładniejszy. Zamiast odwrócić się i zniknąć, postanowiła mieć ostatnie słowo; teraz jej strach tkwi na pół wyciągnięcia dłoni, jedno uderzenie na odlew, splunięcie smakujące sycylijskimi pomarańczami i uśmiechem. To nie jest obelga; Sierra mówi faktami.
Valerio Paganini jest zły, gorszy, najgorszy.
I teraz śmieją się nawet jego oczy; to jeden z lepszych komplementów, które dostał.
Grazie, signora Ignacio. Pracuję na to od lat — dwie zalety to hojna oferta; signora Ignacio oferuje mu o dwie więcej niż zrobiłaby to pięć minut temu. — Kiedyś pokażę ci — słowa płyną i nagle ustają — jego usta dotykają brzegu szklanki w tym samym miejscu, gdzie tkwiła jej warga. Do wyimaginowanego ciepła dołącza ciepło faktyczne; scałowuje kroplę alkoholu, gorzki posmak na języku osładzając ciągiem dalszym. — Co dokładnie potrafią te dłonie.
Kolejny raz to nie życzenie, to nie nadzieja, to nie nie—do—zobaczenia — to część zawartej umowy, wisienka na torcie pertraktacji, które właśnie dobiegają końca.  
Wróć pod Palazzo za dwa dni, pojedziemy moim autem — Mustang bez trudu mieści jedną Meksykankę, łopatę i jego ego. — Do wyjścia trafisz sama, no? — schody są dokładnie tam, gdzie były moment temu — wolność jest tak  wyraźnie, tak czysto, tak dotykalnie bliska, wystarczy kilkanaście stopni w górę i jedno pchnięcie drzwi. Za nimi nie czeka lepszy świat — to samo zimowe niebo, ci sami ludzie, ten sam absmak szarej codzienności. Sierra zyskuje dwie doby życia, Valerio dwie doby spokoju — ostatnie, co Paganini widzi w wykonaniu signory Ignacio przed upływem czterdziestu ośmiu godzin, to jasne jeansy opięte dokładnie tam, gdzie i jak powinny.
Przynajmniej to nie zmieniło się od początku spotkania; un bel pezzo di culo, w rzeczy samej.

z tematu x2
Valerio Paganini
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t637-vittoria-l-orfevre-nee-paganini#3727
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t718-vittoria-l-orfevre
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t719-poczta-vittorii-l-orfevre
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f133-liberta
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1078-rachunek-bankowy-vittoria-l-orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t637-vittoria-l-orfevre-nee-paganini#3727
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t718-vittoria-l-orfevre
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t719-poczta-vittorii-l-orfevre
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f133-liberta
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1078-rachunek-bankowy-vittoria-l-orfevre
12.03.1985

Płomień zatańczył na końcu zapalniczki dopiero za szóstym — piekielnym, to dobry znak — kliknięciem. Dym wypełnił płuca, oczyszczając myśli; zamiast nich pojawiło się ono, zdradzieckie, zakradające się bezszelestnie, bez słów, bez ostrzeżenia.
Zmęczenie.
Błyszcząca witryna Palazzo za plecami niczego nie ułatwiała — na palcach dłoni (swoich, trzech przypadkowych przechodniów i opartego o ścianę mężczyzny; on przypadkowy nie był — cuchnął familijną ochroną na milę) policzyłaby bitwy stoczone za tymi drzwiami. Blask kandelabrów — wojna w liceum o studia; blask zachodzącego słońca przesiąkającego przez okna — wojna o pracownię; zero blasku, tylko półmrok i trupie światło jarzeniówek w kuchni — wojna o małżeństwo. Lata temu Palazzo przestało być świątynią darmowych deserów i wina, które — zanim którakolwiek z dziewczyn osiągnęła pełnoletność — kelnerzy podawali im w szklankach na napoje. Pewnego dnia restauracja zaczęła pełnić funkcję pola bitwy; dziś obiektywna rzeczywistość zaklinała w sobie smutną prawdę szarych realiów — czasów, w których granice między obowiązkiem a rozbojem, między zwykłą wojną a krwawym mordem, słusznym żądaniem a urojoną pretensją zatarły się i zniknęły. Pozostało jedynie wyzucie z wahań, obmycie z człowieczeństwa, tarzanie się w grzechu i ta jedna, bardzo cicha i bardzo nierealna myśl, że może na pewnym etapie życia podjęło się złą decyzję. Postawiło jeden, niewłaściwy krok, który zaprowadził Vittorię do tego miejsca — do tego momentu, w którym wsłuchuje się w stuknięcia własnych obcasów i szczęk sztućców przy innych stolikach.
Ten, do którego zmierza, ulokowano na samym końcu sali; z dala od spojrzeń, uszu i świadków.
Buon apetito — biznesowe spotkanie okraszone biznesowym tonem — odstawiony na krzesło obok, limitowany Hermès (upadły anioł dróg, podróżnych, kupców i złodziei; głos w jej głowie miał kilka tysięcy lat i brzmiał na Orestesa) stuknął nie mniej biznesowo. — Nie przeszkadzaj sobie.
Nie wyglądał, jakby zamierzał; nawijana na widelec pasta wyglądała, pachniała i smakowała zniewalająco — Vittoria nie musiała próbować tego, co wyszło z kuchni Palazzo, żeby wiedzieć, że noże kucharzy siekają szybko i tną celnie. Zupełnie jak Valerio, kiedy tylko chciał; problem w tym, że chciał rzadko.
Jak na kogoś, kto nienawidzi kotów, zbyt często przypomina jednego z nich; też lubi bawić się swoimi ofiarami.
Un bicchiere di vino — bezszelestne objawienie kelnera przebiegało według utartego schematu — przystawał obok stolika, przyjmował zamówienie i wracał z nim w priorytetowym tempie; inni goście mogli poczekać.
Ci zajmujący to konkretne miejsce — nigdy.
— Pani L'Orfevre, którego? Mamy—
Oderwanie spojrzenia od Valerio — zadowolonego z siebie w sposób, w jaki potrafią być zadowoleni tylko jedzący mężczyźni — kosztowało ją sekundę i płytką zmarszczkę między brwiami. Kelner nadal tu był; zaufany i zadufany, doskonale skrojony na wymagania Palazzo.
Marco, nie będę dziś za ciebie myśleć — albo Polo? Gdyby miała pamiętać imię każdego mężczyzny, który kiedykolwiek zadał jej durne pytanie, w głowie zabrakłoby jej miejsca na listę zakupów. — Pracujesz tu od od dekady, domyśl się.
Czasem nawet Vittoria L'Orfevre musi zabrzmieć jak typowa kobieta — zwłaszcza, kiedy jest trzeźwa i zamierza prosić o pieniądze. Dziś wszystkie najgorsze scenariusze ziszczają się z zaskakującą łatwością; czy zamierzała zawahać się przed postawieniem kolejnego kroku i wygrzebaniem z dna piersi decydujących, obdzierających z godności słów?
Bynajmniej; Vittoria wie, że właśnie tak wygląda wojna.
Nie zamierzam prosić na klęczkach — pustkę przed nią urozmaica kieliszek — wino jest chłodne, wytrawne, barwy krwi i jej paznokci; Marco Polo się spisał. — Masz zbyt silną pamięć mięśniową, więc zacząłbyś rozsuwać rozporek.
Vittoria L'Orfevre
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t568-valerio-paganini
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t599-valerio-paganini#3313
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t600-poczta-valerio#3315
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f122-red-poppy-1-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1102-rachunek-bankowy-valerio-paganini#10370
TW: same old seksizm i uprzedmiotowienie

Muzyka bez gramofonu i ekstaza bez striscia bianca na srebrnej tacce przy łokciu — dzień cudów, ascezy i Burlotto Barolo Monvigliero w kieliszku. Szczęk sztućców, zapach papierosów, woń pesto; wszystko zduszone i przygasłe, bo przecież rzeczywistość to mgła, a w mgle dźwięki są spłaszczone, obrazy pozbawione konturów, kolory barw, a Valerio Paganini—
To dobra dupa. Ta, co śpiewa.
Valerio Paganini gra w grę, którą nazwał conosco la verità, podobieństwo z kręgowym nazwiskiem zupełnie (nie)przypadkowe. Zasady są proste — codziennie musi powiedzieć trzy prawdziwe rzeczy. Krew jest czerwona, pasta smaczna, nonna martwa. Kobiety są — aha, aha — gorące, włoskie wino najsmaczniejsze, Cavanagh to menda społeczna. Mussolini nie miał racji, entropia wystartowała na dobre i nic już jej nie powstrzyma.
Vittoria się spóźnia, kucharz spierdolił pesto, Carla Bissi to dobra dupa.
— Która? — kieliszek stuka o blat, wino jest czerwone, Ricardo zadaje debilne pytania. Wzrok Valerio to ciemne tunele, gdzie wąskie źrenice przypominają czubki igieł — czeka na krawcową, próbuje być tematyczny — i sprawiają wrażenie, jakby Paganini miał uczulenie na światło.
Carla Bissi trenette na widelcu chlupocze od wilgotnego pesto; o czymś mu to przypomina. — Mój plan na ten rok to strzelić jej minetę.
Ricardo milczy i nawet Marco prawie potyka się z tacą — przy stole zapada milczenie, bo niewiele można powiedzieć po tak skonkretyzowanym planie na życie. Tylko z głośnika na ścianie leci Messaggio; dźwięk jak przez radiowęzeł, dlatego w mózgach każdego pojawia się to nie do końca uświadomione déjà vu, kiedy każdemu wydaje się, że już tu był, już to robił, już to słyszał, już—
Idź już, Ricardo — muzyka cichnie i nagle słuchać to wszystko: cały ten rozpad, powietrze wypełnione szczękiem sztućców i stuknięciami obcasów, i Valerio wie, że właśnie traci ochotę na grę w conosco la verità. Prawda to kurwa, która bierze dwie stówy i nie wydaje reszty, chociaż na pierwszy rzut oka widać, że jej wartość rynkowa nie przekracza pięciu dych i funkcji szorowania podłóg kolanami.
No, non ne avevo intenzione — zgrzyt widelca na talerzu przerywa namysł — kim dziś chce być Vittoria, prawdą czy kłamstwem? — ale nie odbiera apetytu. Stuknięcia obcasów milkną, przemawiają usta; po pięciu słowach Valerio wie, że nie będzie miło. Ktoś tu przyszedł po prośbie, ktoś chce pieniążków, ktoś jest trzeźwy — ktoś chyba uderzył blond główką we framugę, jeśli myśli, że Valerio odłoży widelec, żeby pomówić o zielonych dolarach; ma zielone pesto na talerzu, wystarczy.
Vittoria, z chuja spadłaś i cię boli? — nie pierwszy, nie ostatni raz. — Bądź miła dla Marco. Ma trzy córki, ciężko pracuje na ich zachcianki.
Dwóm z nich w zeszłym roku kupił bibeloty; jakąś torebkę, czerwone buciki, panie Paganini, możemy na słówko? kończyło się tak, że słów padało niewiele. Marco dobrze je wychował — nie mówiły z pełnymi ustami. Vittoria o tym nie wie; familia sprzedała ją za garść pędzelków i kilka ramek do obrazów, a kiedy Jean zapukał do bram piekieł ze strzykawką wystającą z nadal ściśniętej paskiem żyły, świeżo owdowiałej pani L'Orfevre pozostał tylko niesmak.
Przed śmiercią zdążył zrzygać się na narzutę z Wenecji; a taka ładna była, w gondole.
Molto audace da parte tua — kieliszek przy ustach paruje od oddechu; musi być gorący od myśli. — Zakładać, że już nie jest rozsunięty.
Istnieje wiele sposobów na wyrwanie z portfela Valerio kilkuset dolarów; klęczenie pod stołem Palazzo to jeden z nich, ale pomimo szczytnego finału, nieskuteczny. Paganini nie przepłaca za coś, co może mieć za darmo — zupełnie jak z jedzeniem; przesuwany w kierunku kuzynki talerz to uprzejmość kucharza i kilkanaście szerokich nitek pasty.
Spróbuj. Trenette al pesto, Giuseppe dodał za dużo bazylii i—
Jedno spojrzenie, kwaśny cukiereczek; Vittoria nie wygląda na skorą do współpracy, a Valerio dziś nie ma ochoty na familijne przejawy nieposłuszeństwa. Gdyby miał, rozmawiałby teraz z kuzynem — za spierdolenie zlecenia w Bostonie powinien wyskrobywać krew spod paznokci Valerio, który o siódmej rano pozbywał się z bagażnika resztek tego, co uciekło z bostońskiego mieszkania.
Wiesz, że nie rozmawiam o przysługach nad jedzeniem — źrenice to wąskie główki szpilek — pod ich ostrym ukłuciem słychać łatwopalny lakier pomiędzy słojami drewnianego blatu i pękające kostki lodu w metalowym wiaderku pięć stolików dalej, i spalające się druciki żarówek.
A wśród tych wszystkich dźwięków siedzi on — dłoń w bandażu, mózg na ścianie, oko na widelcu. Dwa z trzech spostrzeżeń nie są prawdziwe; co nie oznacza, że nie uczyni ich prawdą — gra przecież w conosco la verità.
Spróbuj.
Valerio Paganini
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii