First topic message reminder : SALA RESTAURACYJNA Najważniejsza część restauracji dzieli się na salę główną i salę na antresoli, z której rozpościera się dobry widok na położone niżej pomieszczenie. Wszystkie stoliki okrywają charakterystyczne obrusy w czerwoną kratę. Ustawione przy stolikach proste krzesła są wygodne i zachęcają, żeby zostać tu na dłużej. Stałym elementem wystroju są donice z żywymi kwiatami oraz wiszące na ścianie czarno — białe zdjęcia przedstawiające ulice włoskich miasteczek i znane w Saint Fall w ojczyźnie Paganinich osobistości. Wzrok dodatkowo przyciągają podwieszone pod sufitem rustykalne belki i deski. Całość tworzy ciepłą, przyjemną atmosferę. W karcie menu zachowano szacunek do tradycyjnej włoskiej kuchni. W godzinach wieczornych czas gościom umila muzyka grana na żywo. |
Wiek : ∞
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Naprawdę chcesz tu być? Pytanie zadane odruchowo podczas którejś z samotnych nocy; kanapa uginała się pod ciężarem ich ciał, rozmyte alkoholem spojrzenia wpatrywały w wypukłe okienko telewizora, jakby to potrafiło udzielić odpowiedzi. Nawet z pół tuzinem drinków i butelką wina we krwi czuła, że Valerio patrzy gdzieś dalej, przez ściany i ulice, na miejsce ze swojego snu, który pozwala mu żyć. Dziś było podobnie; zamiast w sen, wpatrywał się w koszmar. — No, Valerio. Pamiętałabym, gdybym spadła z ciebie — nieprzemyślane, więc błagające o odpowiedź — za moment Paganini uczepi się tych słów jak ptasia kupa rękawa i nie odpuści aż do momentu, w którym Vittoria nie straci impetu. Zawsze był taki; kleszcz wciśnięty w miękką tkankę skóry, zaciekły w nasączaniu trucizną. Sama była sobie winna — przecież go zna; niekiedy lepiej niż on sam. Zbłąkany między palcami papieros zastąpił posiłek — Marco nie zrobi dziś napiwku na trzy córki, ale Paganini na pewno pochyli się nad ich losem, o ile one pochylą się nad nim. Dym wypełniający płuca okadzał wątpliwości; ich etap zamknęła w momencie wysłania listu, gdzie naiwność przegrała z prostymi faktami — Valerio nie odpuściłby sobie spektaklu. To, że nie lubi teatrów, nie oznacza, że nie przepada za przedstawieniami; warunkiem jest główny aktor. Zawsze musi grać — jak na Paganiniego przystało — pierwsze skrzypce. Włoski i śliska prawda zamieniły posmak tytoniu w coś ostrzejszego; jakby umoczyła filtr w ostrej papryce i zlizała go razem z odrobiną szminki. — Jeśli zamachnę się obcasem, kopnę Collingwood w wypiętą dupę? — zaglądanie pod obrus nie było dobrym pomysłem; dlatego nawet się nie poruszyła. Wrzał jedynie umysł — trybiki przeskakiwały między sobą, zahaczały zębatkami, piłowały o siebie przy dźwięku nienaoliwionej dostateczną ilością alkoholu maszyny. Kolejny łyk wina gasił pragnienie, ale nie ściągał z barków ciężaru obowiązku; dla własnego dziecka była gotowa na wiele. Nawet to — odłożenie papierosa do popielniczki, pochylenie nad stołem, podtrzymanie spojrzenia kuzyna na kilka sekund, w trackie których rozważała odgryzienie jego dłoni. Wystarczyłby prosty czar z magii wariacyjnej; krew rozlana na obrusie to niska cena i niższa rozrywka. Valerio nie poczułby bólu — jego językiem była euforia. — Wiem, że nie będziesz rozmawiać o przysługach — drobne palce zaciśnięte na szerokim nadgarstku, ciepłe opuszki i ciepła skóra — passata zamiast krwi ogrzewa ich nawet wczesną wiosną. — Bo to nie przysługa, amore. To pożyczka. Widelec skierowany do ust zahaczył o podniebienie; pasta nawinięta na jego ząbki nie łagodziła bólu, intensywny smak bazylii prędko zastąpił to, co na języku pozostawił papieros. Potrzebowała kilkunastu sekund, żeby przegryźć dokładnie i jednego wdechu, żeby obliczyć ilość kalorii. — Molto gustoso — kłamstwo na krzywych nibynóżkach przepłukane łykiem wina — torebka stukająca o obrus była krótkim przerywnikiem w melodii ich głosów. Z jej wnętrza wyłuskała złożoną na pół papeterię; w lewym dolnym rogu widniało logo pracowni. Nad ich głowami zawisł cel — w jej spojrzeniu zalęgło się skupienie. — Dokonałam ponownych obliczeń — tak oficjalnie, tak profesjonalnie — dokonywała rachunku sumienia, zestawiała bezsenne noce, wpatrywała się we własne odbicie w lustrze rachując tygodnie do pierwszego siwego włosa; na szczęście w blondzie łatwo go zawieruszyć. — Trzysta pięćdziesiąt wystarczy. Pół tysiąca było możliwością, za którą sprzedałaby znacznie więcej niż część udziałów; pięćset dolarów było kwestią dumy, którą Valerio umoczyłby w pesto, przeżuł i wypluł z uśmiechem na ustach. Satysfakcja skraplała się na chłodnych ściankach jego kieliszka — wino, w przeciwieństwie do nich, było dobre. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Naprawdę chcesz tu być? Stuknięcia sztućców, pomruk rozmów. Słowa nad toskańskim winem i sycylijską oliwą, samogłoski topione w soczystej arrabatia, spółgłoski przełamywane słodkością tiramisu. Małe Włochy w sercu zawilgotniałego stanu; za murami Palazzo nie czeka nic dobrego, tylko grzyb i pleśń, brzydota i chciwość. Nie chce tu być — miała być Sardynia, nagie kobiety, świeży aperol — ale nie ma wyjścia; on jest familią, familia jest nim. — Pamiętałbym, gdybyś na mnie usiadła. Familia jest nim, ale on nie jest w familii — nie w sensie, który kołysze się nad stolikiem na uboczu i zatapia w czerwieni wina. Wystawianie na próbę cierpliwości pani L'Orfevre — paskudne nazwisko, Vittoria, zrób coś z nim — to sport nienarodowy; raczej prywatna rozgrywka, która zamienia ten dzień, ten obowiązek, tę rozmowę w znośną posypkę na gównianym torcie codzienności. Grymas — Collingwood, naprawdę? — nie dociera do spojrzenia; lawina błotna brązu tęczówek spada, spada, spada i spada prosto na jasne włosy kuzynki. Które z nich pierwsze udławi się przez zatamowany dopływ powietrza? — Właśnie tak interesujesz się moim życiem prywatnym, mia cara — stuknięcie palcem o ściankę kieliszka nie wydobywa ze szkła oczekiwanego dźwięku; pora zastąpić jego chłód papierosem. — Collingwood oddałem tam, gdzie jej miejsce. Do muzeum. Nawet tam robili problem, ale w końcu się udało — uczcijmy ten sukces minutą ciszy i chwilą zadumy, a potem skupmy na tym, co ważne. Ważny jest papieros między palcami i dym w płucach; ważne są słowa wibrujące w rytm niewypowiedzianej — ale obecnej, a skoro obecnej, w pełni realnej — groźby. Ważne są sylaby, gdzie pieniądze to waluta, przyszłość i dobrobyt; gdzie biznes rodziny wykracza poza mury Palazzo i po nitce wędruje do kłębka Bella Donny. Vittoria nie chce, żeby o zapomodze dowiedziała się reszta rodziny; w ich języku oznacza to tylko jedno. Vittoria zwęszyła żyłę złota, a jej blond natura nie lubi się dzielić. — Ah, si. Pożyczka. Ekonomia, pieniążki, oprocentowanie, zysk — uścisk na nadgarstku nie wznieca bólu; zbyt wiele razy używał widelca w roli broni nad tutejszymi stołami, żeby dawka zdrowego zniewolenia swobody ruchów mogła go zaskoczyć. Toria robi dokładnie to, czego od niej wymagał — połyka, chociaż gryzie o kilka razy zbyt wiele; tak trudniej wyobrazić sobie, że to nie widelec wsuwa w jej usta. — Mówiłem. Za dużo pesto. I jeszcze więcej pierdolenia nie w kontekście, który zwykle go interesuje. Tak oficjalnie, tak prosto do sedna — słowa pani L'Orfevre są o kilka sylab od skwaszenia wina w kieliszku; Valerio bierze dwa łyki zamiast jednego. Wędrówka biznesplanu — z naciskiem na biznes — zajmuje Torii tylko jeden, wprawny gest. Wysuwa obliczenia z torebki sygnowanej znaczkiem adekwatnie kosztownego projektanta; wszystko w tym ruchu wrzeszczy, że od lat robi to zawodowo. — Drastyczny spadek z ceny. Uznałaś, że wełnę z dup tybetańskich alpak zastąpisz taką z kozich cipek? — sto pięćdziesiąt dolarów za dupę; drogo — Toria opamiętała się na czas, nie wszyscy mają dość włoskiej oliwy w głowie. — Fammi vedere — szelest przekazywanych z rąk do rąk papierów, znaczek pracowni na eleganckiej papeterii, strony pokryte drobnym makiem obliczeń; dolar tu, pięćdziesiąt tam, zyski, straty, prognozy. Nie po to rzucał studia, żeby— — Czym jest, cazzo, zniżka dla stałego klienta? O biznesie nad pastą; ten świat schodzi na poziom wskrzeszeńców. — I po chuj tak wysoka? |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Naprawdę chcę tu być? Znajomy zapach bazylii, oswojone dźwięki kuchni, w której życie zamierało dopiero długo po północy, utęskniony aromat wina i pobrzękujących sztucćów; chciała tu być — ten dom i ta restauracja były tak samo jej, jak Valerio. To nazwisko było równie jej, co jego. — Ja wręcz przeciwnie. Wyparcie to część radzenia sobie z traumą — za dużo pesto, za mało treści; czas był falą, na której spienionym bałwanie oboje próbowali utrzymać równowagę. Vittoria była cierpliwsza, radziła sobie lepiej — Valerio skoczyłby na główkę w głębinę, gdyby tylko dostrzegł przebłysk obnażonego cycka. — Twoje życie prywatne z prywatnego ma tylko części ciała. Jawne kłamstwo — interesowała się tym, co robi; interesowała się tym, czy wrócił do domu po kolejnym ściąganiu długów — zepchnęła pod lokomotywę wymownego przemilczenia. — Gill była dla ciebie za dobra, nawet, jeśli zaślepiona— Uczuciem, którego wspomnienie Vittoria przepiła zbyt zamaszystym łykiem wina. — Kutasem. Tamta noc w klubie miała być tajemnicą kobiet; zmową milczenia znad zbyt słabych drinków i za mocnych argumentów za tym, żeby zostać trochę dłużej — bo dziewczyna, której Valerio krzyczał coś do ucha przy barze, wyglądała na nieletnią; bo Gill ledwo stała na nogach; bo Vittoria nie chciała wracać do zimnego, pustego łóżka. Beztroskę tamtych nocy zamrażała atmosfera Hellridge; od dwóch miesięcy coś przesunęło się w ich życiach, coś uległo degradacji. Puścił szew i chociaż całość wciąż wyglądała dobrze, Toria wiedziała, że projekt uległ zniszczeniu; nadal szukała uszkodzonego miejsca i nie była pewna, co zrobi, kiedy je znajdzie, ale— — Semestr studiów nie poszedł na marne — tamto ale musiało zaczekać — na tamto ale nie było miejsca w egoistycznych pobudkach, które pchnęły ją do wizyty w Palazzo i zmierzenia się z Valerio na polu, na które obiecała sobie nigdy więcej nie wkraczać; przynajmniej nie w ładnych butach, za dużo na nim gnoju. — Uznałam, że podniosę ceny i rozszerzę rynek. Kozie cipki są bezpieczne, o ile nie znajdziesz się w okolicy. Wino w kieliszkach zagrożone było skwaśnieniem; opróżni swój zanim ta rozmowa zamieni je w ocet. — To inwestycja w inwestycji, Valerio — pomimo brutalności, odwzajemnionej miłości do krwi, przemocy i eskalacji konfliktów, Paganini rozumiał; nie mógłby odpowiadać za długi familii, gdyby nie potrafił zwietrzyć lukratywnych okazji i wybierać najbardziej owocnego sezonu do zerwania plonów. — Im więcej zamawiają, tym więcej zostawiają. Trafienie na listę wymaga spełnienia pewnych warunków. Granica była płynna i nie trafiła do planu, który Valerio przekładał między palcami z beztroską kilkulatka kartkującego książkę; uniesiony do ust kieliszek studził cisnące się na język słowa. — Rodzina, bo jest najważniejsza. Przyjaciele, bo zasługują. Krąg, bo potrzebujemy poparcia jak największej liczby rodzin. Zwykli, szarzy obywatele, bo nie wyobrażasz sobie, ile informacji i jakie umiejętności posiadają — prosty rachunek zysków — jeszcze kilka dekad temu to Paganini znajdowali się po drugiej stronie barykady, szukając w kręgowym murze wyrw na tyle szerokich, żeby zmieścić w nich czubki butów z włoskiej skóry. Vittoria teraz robiła to samo; mur Valerio był wysoki i zalany tonami betonu, pod którymi Paganini ukrywał trupy, ale Toria nosiła wysokie obcasy — potrafiły wybić dziurę w męskim ego, więc z tą barykadą też sobie poradzą. — Trzysta pięćdziesiąt, które oddam w mniej niż kwartał. Z odsetkami. Puste pole w planie, chociaż granica jawnie ustalona; Vittoria nie zgodzi się na więcej niż dwadzieścia. — Nie wierzę, że o to zapytam, ale— Wypite duszkiem wino nie zdążyło skwaśnieć — ofiarą octu padła ostatnia kropla na formującym osamotnione słowo języku. — Wchodzisz? |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Śliskie słowa, brzydkie rzeczowniki — smak plastiku, smród spalenizny, bzdura wciśnięta pod pierzynkę z pesto. Trauma, mówi Vittoria; gówno tam, myśli Valerio. — Vaffanculo — widelec zgrzyta o talerz; dźwięk, który stawia włoski dęba, wżera się pod skórę, psuje spoiwa w czaszce, przecina neurony w mózgu — nie zszyje ich nawet łyk czerwonego, toskańskiego Berolo. — Kiedy nie masz problemów, musisz jakieś zmyślić, che? Czasem zapomina, że Toria to kobie— No, inaczej. Zawsze jest świadomy, że Vittoria to kobieta; ma cycki, idealne nogi, nieskazitelny gust i usta, które regularnie zaciska na nim w snach. Na poziomie fizycznym Toria to ideał; na poziomie mentalnym to bestia. Ofiary oskubuje z mięcha do samej kości i nigdy nie zostawia śladów zbrodni — mężczyźni sami wchodzą w orbitę jej istnienia, niezbyt przerażeni wizją kolizji; myślenie chujem nie sprzyja analizowaniu konsekwencji, Valerio wie po sobie. Vittoria to kobieta, ale pod wieloma względami to ragazzo — myśli o pieniądzach, o biznesie, o własnej przyjemności kosztem cudzych słabości. Gdyby urodziła się z kutasem między nogami, Emiliano uwielbiałby ją całą sobą; za pięć lat byłaby prawdą ręką dona. Sfortunatamente, defekt nie wybiera — cycki otwierają wiele drzwi, ale jeszcze więcej zamykają na kłódkę, klucz i pas cnoty. — W tym rzecz, amore. Mówienie o Gill to strata czasu, a akurat dziś Valerio go nie ma. Po obiedzie musi być w Bostonie; powinien wyjechać dobre pięć minut temu, ale Toria założyła ładny stanik. — Nie chcę za dobrej. Chce taką, którą mógłby zepsuć; połamać kosteczka po kosteczce, marzenie po marzeniu. Przeruchać każdą dziurę i ambicję, złamać na sposoby, których nie obmyślili nawet Japońce podczas wojny — znaleźć wszystkie słabe punkty i wtykać w nie brudne od krwi i śliny palce. Chce taką, która mogłaby to wszystko znieść; dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Wreszcie znajdzie — w międzyczasie będzie bezpowrotnie psuć przechodnie zabawki. — A me sembra una stronzata — teraz nie o psuciu, ale budowie; każde — zwłaszcza modowe — imperium napędzane jest pieniędzmi. Toria nie prosi o wiele, ale to niewiele oznacza, że zawrą umowę zobowiązującą obie strony do algorytmu zachowań. Pożyczka—ochrona. Spłata—rata. Pomoc—przemoc. — Una domanda retorica. Nikt nie puka do drzwi mafii, bo ta oferuje preferencyjne warunki i przejrzystość umów. — Trzysta. Dziesięć procent od każdej raty, bo jesteśmy rodziną. Pierwsza spłata w maju — semestr ekonomii to niewiele; to akurat, żeby wiedzieć, kiedy zaczyna się zeżynanie, a kiedy faworyzowanie. — Ostatnią możesz spłacić paluszkami. Zwinne dłonie to cenna waluta — zwinne, utalentowanie dłonie to waluta bezcenna. Zielone to waluta krwi, wolności i władzy; cały ten kraj cuchnie zużytymi banknotami i podryguje w rytm ich szelestu. Trzy banknoty z podobizną prezydenta jak—mu—tam zmieniają miejsce zameldowania — z portfela Paganiniego na stół obok kieliszka panny kiedyś—Paganini. — Nie przepierdol na dziwki, va bene? |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii
Vittoria L'Orfevre
POWSTANIA : 24
WARIACYJNA : 5
SIŁA WOLI : 5
PŻ : 169
CHARYZMA : 2
SPRAWNOŚĆ : 7
WIEDZA : 8
TALENTY : 17
Nad pastą nie wolno palić — psuje smak semoliny. Nad pastą nie wolno palić, ale opuszki palców swędziały, w ustach rozciągała się wielka pustynia pragnień, połowa cisnących się na język słów nie powinna zostać wypowiedziane; żeby milczeć, Vittoria musi kultywować hobby — połykać. Słowa, dym, powietrze, gęstą zupę krem ze spojrzeń i intencji. Wsunięty między wargi filtr był miękki — dokładne przeciwieństwo człowieka, którego miała naprzeciwko. — Nie muszę niczego zmyślać, Valerio. Jesteś niewyczerpanym źródłem inspiracji — był wieloma rzeczami — spośród nich nierzeczywistość przebijała się na pierwszy plan. Ludzie pokroju Paganiniego nie przychodzą na świat; wypełzają przez uchylone wrota Piekła, są wymyślani, odgrywani, nadpisywani na bieżąco przez siłę wyższą. A jednak. Valerio istnieje — chociaż sam czasami w to wątpi — i robi to z taką siłą, że rozsadza rzeczywistość każdym wydechem. — Czy ty właśnie przyznałeś, że chcesz jakąkolwiek? — powinna powiedzieć: amore, wreszcie dojrzewasz. Powinna złapać go za rękę i z rozświetlonym wzruszeniem wzrokiem wyszeptać: jak ma na imię? Powinna wziąć rozbieg — impossibile, Vittoria nie biega — i uderzyć tlenioną głową w ścianę, żeby przywrócić światu poczucie rzeczywistości. — Och, perfetto! Wolne tłumaczenie z zawiłości słownikowych nieścisłości Torii; teraz nie dam ci żyć. Właściwie to za moment; najpierw biznes. — Trzysta, dziesięć procent, a ty— Ty — piękna twarz, brzydkie wnętrze, zgniła dusza, serca brak. Kochała Valerio całą sobą, ale miłość nie zawsze wystarcza; czasem miłość jest tym, co ich psuje. — Wyślij w maju nici albo wybiorę je sama. Co powiesz na fuksję? W lapis lazuli, malachicie i gumigucie wyglądałby niezmiennie dobrze; jedynym kolorem, którego nie mógł nosić Paganini, była biel. Trudno ukryć pod nią brud — tego w Palazzo nie brakowało. Brudne były pieniądze sunące po blacie stolika; brudne były myśli Valerio i usta, w których rano trzymał pierś bezimiennej dziewczyny — za trzy dni on zapomni o jej istnieniu, ale ona jego nigdy. To, co rujnuje, życie w pamięci zawsze. — Spokojnie, nie zamierzam wydawać na twoich chłopców — tych, którzy trzymali delikwenta, kiedy łamał mu nogi czy tych, z którymi od ponad dwóch dekad wymieniał się materiałem genetycznym w ramach Uśmiech potrafi ukryć wiele; szczególnie interpretację. Drobna dłoń zakryła banknoty — idealnie czerwony paznokieć stuknął w oblicze prezydenta—jakiegoś—tam; trzysta dolarów zmieniło właściciela nad makaronem ze zbyt dużą ilością pesto, jakby świat funkcjonował właśnie tak — w interwałach gestów, nieczystych intencji i lukratywnego biznesu. Powinna coś powiedzieć; słówka, sylabki, śliczne monety podziękowań. Powinna coś powiedzieć, więc mówi: — Jesteś niezastąpiony. Nie do końca komplement; bardziej stwierdzenie faktu. |
Wiek : 30
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : projektantka magicznej mody
Valerio Paganini
ILUZJI : 20
ODPYCHANIA : 5
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 180
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 9
TALENTY : 9
Życie to sen po kresce — krótkie i urywane, prawie świadomie, kwadrans szybowania, godzina spadania. W snach za każdym razem coś porusza się po ziemi — pełznie, szuka, węszy. Ten ruch nigdy nie ustaje; nawet teraz. Pełznie—szuka—węszy; Vittoria mogłaby przygwoździć obcasem ten kształt i wykrwawić go na atramentowo. Powiedzieć jej: Toria, amore, masz mój koszmar pod nóżką? czy dalej udawać normalnego? — Aspetta, dici sul serio? — chuj z pesto; wino na języku przepłukuje satysfakcję, pcha ją w dół przełyku, tańczy w podbrzuszu i Valerio już wie; to nie zasługa Barolo. — Co mam zrobić, żeby zainspirować cię do odwiedzin wieczorem? Zatańczyć? Va bene, lubią z sobą tańczyć, robią to od dziecka, Toria potrafi jak mało kto. Zaśpiewać? No problema, to włoska restauracja, po dwudziestej drugiej albo się śpiewa, albo wypierdala. Zrezygnować z innych kobiet? Allora— — Toria, mia cara. Mężczyzna nie gwardzista, ruchać musi — narząd nieużywany zanika, co wyjaśniałoby wiele klinicznych okazy bezmózgów i przynajmniej dwa znane Paganiniemu przypadki chłopów bez jaj. Vittoria z papierosem między ustami odrosłaby każdego kutasa; wystarczy wyobrazić sobie, że jest na miejscu filtra. Byle nie za intensywnie — można potem nie wstać, a pech, los, wendeta i biznes chciałby, żeby Valerio pełnił dziś rolę funkcjonalnego członka — uno scherzo! — społeczeństwa. Wyczyszczenie kieliszka z wina pomaga; czerwone krople płyną po ściance prosto w zasadzkę przytkniętych do brzegu ust. Une, due, tre; za chwilę usłyszy, że— — Fuksję? A co, przynosi fuksa? — va bene; nie przemyślał tego. Grymas wypiera zaczątek uśmiechu — w takich chwilach zastanawia się, co złego bywa w milczeniu. — Ehi, miewałem lepsze. Po sekundzie dochodzi — uno scherzo due — do wniosku, że wszystko. Dolary znikają w torebce, która kosztowała równowartość właśnie zamykanych w niej banknotów; bella kobieta, bella ironia, bella myśl, że mogłaby zaprosić jego przyjaciół na kolację i nie ocknąć się nadziana na rożen. — Benito byłby zachwycony, Barney podejrzliwy, ale na końcu wydymaliby cię na te trzy stówy — racjonalizacja piąta, najprawdziwsza; to nie jedyne dymanie, które wchodziłoby w grę. Ale to jedyna kobieta, którą Valerio nie chciałby się dzielić. Ciężkie powieki opadają na sekundę; ta sekunda może być wiecznością, przecież od tej zawsze oddziela go niewiele — jedno rozszczepienie, hops poza ciało i tyle go widziało. Odnalezienie drogi powrotnej jest trudne; dusza lubi szybować, kości nie potrafią. — Amore, lo so — nie do końca skromność; bardziej bezczelne zadowolenie podlane świeżą passatą i ozdobione listkiem bazylii. Dokonano wymiany, zawarto słowną umowę, zaufanie goni zaufanie; można się rozejść. — Zmywaj się, pókim dobry. |
Wiek : 33
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : Little Poppy Crest
Zawód : szef egzekucji dłużników familii