Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Droga nr 3
Droga nr 3 łączy Cripple Rock z parkiem w Salem i Bostonem. W tunelu o surowym, kopalnianym wystroju, jest niski sufit z surowego kamienia i skał. Gładkie ściany wykute zostały w twardej skale, której naturalne faktury zdobią przestrzeń. Rozpowszechnione po całej długości sufitu znajdują się okrągłe lampy, które rzucają ciepłe, przygaszone, acz dostatecznie silne światło, ułatwiające poruszanie się. Pod stopniami, którymi można zacząć schodzić w dół, znajduje się drewniana podłoga, aby zapewnić pewniejsze oparcie podczas przemieszczania się. Drewno kontrastuje z surowością skał, nadając tunelowi wyjątkowego charakteru. Na krańcach drogi znajdują się czarownicy, którzy każdorazowo sprawdzają podróżnym pentakle.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
26 lutego 1985, około 16:00

Cripple Rock koniec lutego przeżywało jak każda inna część pochłoniętego magią Hellridge. Pomiędzy drzewami, zwłaszcza w zacienionych miejscach, wciąż leżał śnieg. Jego zaspy powoli roztapiały się wraz z nadchodzącym łagodnie słońcem, ale mroźny wiatr nadciągający ze wszystkich stron świata upychał śnieg z powrotem na ścieżki. Podłoże nie było śliskie, co najwyżej przeraźliwie zimne, ale nikt oprócz dzieci nie sięgał po nie. Kilka drzew iglastych zrzucało z siebie pojedyncze ostałe tam płatki śniegu, na tych liściastych widać było tylko suche gałęzie, czekające na wiosnę.
Spokojne na pozór Saint Fall, dzisiaj przekraczało granice absurdu. Podczas gdy w Deadberry hulał ogień, a śmierć ponieśli czarownicy, reszta miasta spowita była we względnym spokoju. Być może słyszeliście o dziwnych atakach na uniwersytet, ale ledwie parę godzin po tragedii, nikt nie miał pewności, co tak naprawdę miało tam miejsce. Inne dzielnice z kolei opustoszały. Wisząca od rana nad Hellridge czerwona chmura odstraszała do wynurzania głowy poza próg w myśli, że w czterech ścianach może być bezpieczniej. Ostatecznie w okolicach wczesnego popołudnia obłok powoli przybierał neutralne białawe barwy. Coś, co wyglądało jak ciekawy efekt pogodowy, nagle stawało się całkowicie naturalne i delikatne. Chmura dalej wyróżniała się lekkim różem i pomarańczem, ale bliżej jej było do bieli niż krwistej papki.
Żeby znaleźć się w Cripple Rock, każdy z was miał swoje powody. Być może była to kwestia spotkania z kimś, opowiedzenia mu o swoich przeżyciach, a być może zew natury. Ty Barnaby zostałeś tu wysłany przez Czarną Gwardię. Nawet jeśli próbowałeś zadać pytanie „dlaczego?” to nikt na nie nie odpowiedział. „Sprawdź, utrzymaj teren, nie pozwól na świadków”. Proste słowa tłumaczyły ci wszystko. Ty Arthurze zostałeś tu zaproszony przez samą matronę O'Ridley, gotową uleczyć cię swoimi ziołami, prędzej niż zrobiliby to w miejscowym szpitalu. Mieszkała przecież niedaleko. Ty Hamillu, dostałeś z kolei tajemniczy list, w którym rozpoznałeś pismo własnego ojca, chociaż ten równie dobrze mógł być podrobiony. Czekał na ciebie w domu i głosił trzy słowa „Cripple Rock dziś". Nic więcej nie potrzebowałeś, należało to sprawdzić. Ty Theo miałaś wybrać się tutaj na polecenie swoich pracodawców. Poinformowano cię, że kostnica w domu pogrzebowym na krótki czas zostanie zamknięta. Zastępcza miała zostać otworzona w szpitalu. Wszyscy musieli zakasać rękawy, tego dnia najęto cię do przewiezienia ciała z Cripple Rock właśnie do Eaglecrest. Było już gotowe do transportu, wystarczyło dostać się do niego, gdzie czekali mężczyźni gotowi przenieść trumnę przez kawałek lasu — gdzie nie byłaś w stanie podjechać karawanem.
Byliście na skraju lasu, kilkadziesiąt metrów dalej znajdywała się jedna chata, kolejne 400 metrów dalej jeszcze jedna. Obydwie albo puste, albo zamieszkane przez starszych ludzi, nie było wokół nich żadnej wrzawy. Przez zakręt, na którym byliście, przejechał ktoś na rowerze, kątem oka mogliście dostrzec autobus jadący z Saint Fall poza granicę hrabstwa, który tędy przejeżdżał. Wsiadło do niego parę osób, a wysiadł tylko jeden młodzieniec z lekko rozpiętym płaszczu i rozwianych włosach, który na szyi przewieszony miał aparat fotograficzny. Hamillu i Barnaby, mogliście go kojarzyć. Był pracownikiem Zwierciadła. Outrun, mężczyzna kilka lat temu męczył cię pytaniami na temat sportu w magicznym świecie, co było jedynie pretekstem, żeby usłyszeć kilka plotek. Zapamiętałeś go jako męczydupę, ale podobno każdy kiedyś dorasta. Ty Barnaby mogłeś go kojarzyć, chociaż nigdy nie mieliście bezpośrednie kontaktu, tylko dlatego, że widziałeś kilka razy jak wchodzi do redakcji Zwierciadła w Deadberry. Jaka była jego profesja i jak się nazywał — to nie miało żadnego znaczenia.
Mężczyzna przeszedł koło was, niemal nie zwracając uwagi, idąc gdzieś w głąb wsi, być może nawet wracając do domu. Nie chciał przeprowadzać wywiadów, nie interesowały go widać plotki. Szedł z nieco spuszczoną głową, kopiąc po zmarzniętej ziemi mały kamyk.
Pierwsze kopnięcie przesunęło go dalej, drugie znowu, a za trzecim razem, gdy kamyczek uderzył w słupek drogowy — zatrzęsła się ziemia.
Uczucie to przypominało, jak gdyby spod waszych nóg miała zaraz wypłynąć lawa. Ktoś trząsł tą okolicą i z każdą sekundą utrzymanie się na nogach było tylko trudniejsze. Podobne wstrząsy i trzęsienia ziemi nie zdarzały się w Maine. Być może głębiej w kontynent byłoby to normalne, ale nie tutaj. Wrażenie narastało, gdy spojrzeliście w boki albo na siebie szybko okazało się, że nie była to iluzja. Tak samo trzęsły się ziemia, okoliczne chaty. Jedna z nich stopniowo zaczęła nawet zapadać się, dach złamał, a stojący obok słup elektryczny kiwał niebezpiecznie, w końcu uderzając w ziemię. Rozlegał się hałas, któreś drzewo złamało się, inne skrzypiało, gdy ziemia — niczym w odpowiedzi na to wszystko — stopniowo się kruszyła. Najpierw dostrzegliście jedną wyrwę w kamiennej ścieżce, potem drugą i te dwie zaczęły łączyć się ze sobą, tworząc jedną potężną rysę na krajobrazie. Skraj lasu w Cripple Rock zaczął się zapadać, a wy razem z nim.
W jednej sekundzie wszyscy poczuliście szarpnięcie. Gwałtowny spadek, jakby ktoś spod nóg zabrał wam podłoże. Wszystko pękło, nie było nawet czego się chwycić. Lecieliście w dół, nieświadomi tego, jak głęboko i gdzie właściwie. Jądro ziemi było przecież daleko, a tunele zamkniętej przed laty kopalni Hudsonów daleko stąd. Barnaby, nawet w archiwach Gwardii nie było recepty na to, co robić w takich sytuacjach. Theo, żaden zmarły nigdy nie opowiedział ci o podobnym przeżyciu. Arthurze, twoja babka nie wspominała o trzęsieniach ziemi w Cripple Rock. Hamillu, czyżby mokra gleba chciała zabrać to, co jako wskrzeszeniec jej odebrałeś?
Lecieliście przez czas, który wydawał się nieskończony, a może to adrenalina działała w ten sposób, skrupulatnie blokując wam jego odmierzanie. Gdy tylko spojrzeliście w górę — nie było tam nic. Promienie lutowego słońca i nawet ta potworna czerwona chmura, gdzieś uciekły. Nad wami i pod wami była ciemność. W całym tym absolucie czasu podłoże przyszło bardzo szybko. Mogliście przypomnieć sobie starą prawdę, to nie lot zabijał, tylko upadek. Jednak teraz okazało się, że upadek był... miękki. Usłyszeliście 5 plasknięć w wodę. Lodowatą taflę sięgającą wam najwyżej do kolan, która jakimś sposobem zamortyzowała upadek niczym miękki materac. Być może pośladki lub plecy lekko zapiekły, ale nawet na chłopski rozum — powinno było być gorzej. Wokół siebie nie widzieliście niczego. Całkowita ciemność oblała się okolice. Było czarno do tego stopnia, że nawet jeśli przed twarz przyłożyliście sobie dłoń, tak nie byliście w stanie jej dostrzec.
Co jest?! — rozległ się krzyk młodzieńca, którego widzieliście wcześniej, przerywając ciszę. Nagle ta wydała wam się bardzo głośna jakby wkręcająca w umysł. — Gdzie ja do cholery jestem? Czyja to robota?! HALO! Ktoś tu jest?! — zaczął wydzierać się, wyraźnie spanikowany.

Witam Was na wydarzeniu Na całej połaci krew - część 2. Mistrzem Gry jest Frank, natomiast designerem gry Percival.
Od tej pory Wasze postacie znajdują się w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia, a to oznacza, że nie powinniście rozgrywać wątków mających miejsce po 26 lutego 1985.
Do momentu publikacji pierwszego posta w wydarzeniu możecie jeszcze kupować potrzebny ekwipunek lub zgłaszać ewentualny rozwój postaci. Następnie taka opcja zostanie wstrzymana aż do zakończenia wydarzenia. Przez cały czas trwania wydarzenia możecie kupować przedmioty w sklepie Mistrza Gry, jednak nie będzie można dopisać ich do waszego ekwipunku.

W pierwszym poście powinniście wypisać swój ekwipunek. Zasady i limity w ekwipunku znajdziecie w temacie mechaniki fabularnej. Opiszcie też swój ubiór. Im dokładniejszy będzie opis, tym lepiej Mistrz Gry będzie w stanie odnosić się do niego. Zaznaczcie też rzeczy nieznajdujące się w sklepiku, które macie ze sobą (np. papierosy albo łyżka do butów). Proszę o umieszczenie zarówno ekwipunku mechanicznego, niemechanicznego oraz ubioru w adnotacji pod postem.

W poście powinniście odnieść się do tego, co zostało w nim opisane, a także (co najważniejsze) do tego, co zrobiliście po wpadnięciu pod ziemię.

Parę zasad:
- Mistrz Gry bierze pod uwagę tylko akcje opisane w poście, nie będzie uznawać domysłów albo informacji przekazywanych prywatnie. W każdym poście możecie zawrzeć 2 akcje (od tej zasady będą obowiązywać odstępstwa, opisane przeze mnie każdorazowo w adnotacjach). Pierwszego rzutu kością możecie dokonać w kostnicy, a następnie zamieścić link do owego rzutu. Drugi rzut powinien być wykonany w poście.
- Przemieszczanie się nie jest akcją (w granicach zdrowego rozsądku). Akcją nie będzie też chwycenie przedmiotu, przeładowanie strzelby, podanie komuś przedmiotu. W razie wątpliwości co jest akcją, a co nie proszę o kontakt prywatny. Proszę też o zachowanie zdrowego rozsądku w ilości akcji niemechanicznych. Znaczenie oddalenie się od grupy, czyszczenie broni, czy plecenie wianków itp. można uznać za akcję, gdyż zajmuje sporo czasu.
- Nie należy rzucać kością na perswazję, kłamstwo, aktorstwo, dowodzenie, lub inne czynności z zakresu charyzmy. Będę brać pod uwagę odegranie danej zdolności oraz statystykę postaci.
- Jeśli chcecie przyjrzeć się czemuś bliżej, należy wskazać w poście obiekt, a następnie rzucić kością na statystykę talentu dodając odpowiedni bonus za percepcje.
- Czas na odpis będzie wynosić mniej więcej 72 godziny. Mistrz Gry uznaje nieobecności graczy, ale akcja na czas nieobecności nie zostanie wstrzymana. W przypadku nagminnych spóźnień z odpisami albo całkowitego zniknięcia postać mogą spotkać (i spotkają) przykre konsekwencje. Mistrz Gry uznaje tylko nieobecności zgłoszone wcześniej w temacie aktualizacji.
- Przypominam, że post z rzutem nie może być edytowany. W najlepszym przypadku akcja zostanie uznana za nieważną. W razie potrzeby edycji (literówki, drobne błędy i inne takie), proszę o kontakt ze mną.
- Dla wspólnej dobrej zabawy proszę by wszystkie postaci biorące udział w wydarzeniu uzupełniły pole triggerów oraz informacji dla mistrza gry.
- Aby (nieco ślepy) Mistrz Gry nic nie pominął, proszę Was o używanie znacznika [ b ] przy dialogu oraz znacznika [ u ] przy oznaczaniu wykonywanej akcji. Warto też będzie wypisać w adnotacji dokonywane akcje, dzięki czemu (ten sam ślepawy) Mistrz Gry nie popełni błędu.

Przypominam, że postacie, które w wyniku 1 części wydarzenia otrzymały konsekwencje fabularne oraz mechaniczne, są nimi zobowiązane już od tego wątku (np. rzuty kością, szczególne objawy zdrowotne itp).

W razie jakichkolwiek pytań albo wątpliwości zapraszam na discorda, albo na pw na konto Franka lub Percivala.

Czas na odpis macie do czwartku (18.05) do 22:00.
Powodzenia i dobrej zabawy!
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Jest tanio?
Cichy szelest rozpakowywanego batonika zakłócił monotonne szepty Cripple Rock. Obscenicznie ogołocone z liści drzewa poddawały się chłodnym podmuchom wiatru, który podjął — trzecia w przeciągu ostatnich dwóch minut — próbę zakradnięcia pod materiał zasuniętej po szyję kurtki.  
Jest tanio.
Pięćdziesiąt centów to niewielka cena za ratunek na czarną godzinę; kiedy tydzień temu posterunkowy automat wypluwał Snickersa, Williamson był pewien, że otworzy go w trakcie wyjątkowo sennego patrolu, kiedy jedynym sposobem na powstrzymacie głowy przed łupnięciem w kierownicę radiowozu będzie zdrowa dawka czekolady, nugatu i karmelu. Siedem dni temu wsunął baton do kieszeni kurtki, zapominając o jego istnieniu. Siedem dni później czarna godzina trwała dwieście czterdzieści minut i niewiele wskazywało na to, żeby szybko dobiegła końca.
Jest dobrze?
Cripple Rock zamarło pod podmuchami wiatru; po chaosie, który pożerał Deadberry i kazamatę, upstrzony plamkami śniegu las wydawał się jeszcze mniej realny od wszystkiego, co zaszło przez ostatnie cztery godziny. Promenada należała do świata abstrakcji — pióra z nieba, żrące deszcze, opętania, szlochy i krzyki; w jego pamięci wszystko było płaskie i czarno—białe, jak stary film na zdartej kliszy.  
Jest tanio.
Ból głowy dotrzymywał towarzystwa bólowi mięśni; gdzieś pomiędzy pędem przez wygłodniałe wertepy ruchomej ziemi i balansowaniem na cienkiej granicy chaosu — tego greckiego, który spłynął razem z listem Orestesa — oraz obłędu — jego własnego, suto dokarmianego przez gwardię — znalazł się w Cripple Rock. Polecenia sierżanta były krótkie i rzeczowe; Williamson nie pytał dlaczego.
Etap dlaczego dobiegł końca w momencie, w którym ktoś — dobrze się bawicie, niebiańskie chujce? — zdobył się na akt otwartej wojny. Na dlaczego nie było czasu; pomiędzy krótkim skinięciem głowy i zahaczeniem o Stare Miasto — dzięki Carterowi nie miał płaszcza, a przepalone od skażonej ziemi buty dorównywały urokowi tych kloszarda — znalazł tylko trzy momenty na głębszy wdech. Pierwszy nadszedł, kiedy w skrzynce znalazł listy; ten od Johana zasklepił pierwsze pęknięcie na fasadzie spokoju, ten od Bena wygładził zaprawę, te od Greków scementowały kruchy spokój, nawet pomimo rewelacji zawartych w opowieści z Deadberry — a potem wszystko widowiskowo pierdolnęło.
Wystarczyły dwa zdania od ojca.
Nie ma czasu; na wizytę w szpitalu i zrozumienie, co zaszło na uniwersytecie. Nie ma czasu; zasuwając policyjną kurtkę, szczerze liczył, że jej widok zniechęci połowę Cripple Rock do pogawędek — a drugą połowę skłoni do zamknięcia się w domach; zalety policyjnego pasa przemilczy. Nie ma czasu; chyba wcisnął taksówkarzowi studolarówkę zamiast dwudziestki.
Nie ma czasu; drugi, głębszy wdech pojawił się, kiedy pobieżny patrol okolicy nie zdradził żadnych anomalii — ani śladu piór, martwych staruszek, nawet ziemia była na tyle uprzejma, żeby nie przepalać podeszw. Nieliczne sylwetki na skraju lasu tworzyły mozaikę przypadkowości; Williamson poświęcił im tyle uwagi, ile wymagało sklasyfikowanie ich w kategoriach zagrożenie — neutralny — znajomy.
Zagrożenie, żadne. Neutralny — dziewczyna kilkanaście metrów na prawo i wysoka, męska sylwetka trochę dalej. Znajomy — gryzipiórek ze Zwierciadła, który tym razem za ofiarę wybrał leśny kamień i...
No chyba, kurwa, nie.
Snickers zastygł w połowie ust, z których słowa wytoczyły się zanim Williamson uznał, że lepiej zamknąć mordę i udawać niewidomego.
O’Ridley! — cztery godziny i jedno piwo temu Arthur walczył o przetrwanie pod wiatą; teraz zasuwał lasem jak ktoś, kto poza poczuciem misji ma zdecydowanie lżejszy — po pozbawiony sześciopaku — plecak. — Gdzie zgubiłeś row—
Rower?
Trudno stwierdzić; kiedy ziemia dookoła zaczyna drżeć w posadach — to zaczynało przypominać schemat; O’Ridley i anomalia natury poruszali się stadnie — wszystkie rowery świata odchodzą w zapomnienie. Właśnie wtedy, pomiędzy trzaskiem zapadającej się chaty i hukiem łamanych drzew, Williamson wziął trzeci, głęboki wdech.
Tak smakuje ulga?
Pęknięcia w ziemi przecięły grunt i połączyły się w jedną, wielką wyrwę, która zaczęła pożerać ich świat — Zafeiriou miał rację; to już nie był ich świat — a Barnaby myślał wyłącznie o jednym.
Nareszcie.
Stan zawieszenia, cisza przed burzą, czekanie na to, co jeszcze może się wydarzyć; razem z zapadającą się pod jego nogami ziemią, zapadło się wyczekiwanie. Szarpnięcie w dół mogłoby skończyć się boleśnie, gdyby — gdzieś pomiędzy wdechem, a osunięciem się gruntu — Williamson nie postanowił rozpocząć procesu ocalenia od batona.
Snickers w zębach oszczędził mu odgryzienia języka.
Trwający w nieskończoność upadek nie wzniecił nowej dawki bólu; plaśnięcia w wodę były głuche, raz, dwa, trzy, Barnaby dźwignął się na proste nogi z otumanionego lotem zadka, cztery, pięć.
Pięć chlupnięć. Wielki mrok dookoła.
I czyjś głos w ciemności.
Co jest?
Słuszne pytanie; sam chciałby wiedzieć. Cisza była gęstsza od czekolady na języku — Williamson wyszarpnął batonik spomiędzy zębów, na oślep odnajdując własną twarz.
Wiem tyle, co ty — szelest papierka w mroku zlał się z jego głosem; miał ochotę wrzasnąć pierdolona magia natury, ale zawijanie Snickersa w opakowanie i próba ukrycia go w kieszeni kurtki okazały się frapującym zajęciem.
Skąd ten spokój?
Ilu nas jest?
Może uznał, że to sen; może wcale nie wybudził się z zesłanej przez opętanie wizji i zaraz Dais—
Ty, krzyczący powoli sunąca wzdłuż boku dłoń ostrożnie namacała długą rączkę latarki; dekada służby w policji uczyła pamięci mięśniowej. Pół dekady służby w gwardii uczyło, że jeśli myślałeś, że twoja sytuacja jest zła — za chwilę może być jeszcze gorsza. — Spróbuj ustać w miejscu. Powinniśmy się zlokalizować.
Podziemia, woda po piszczele i zupełny mrok sprzyjały wielu rzeczom; naruszenie integralności kostek było pierwszą z nich. Wydobyta zza pasa latarka Maglite pstryknęła — pozostało mieć nadzieję, że upadek jej nie uszkodził, a wytężone spojrzenie pozwoli dostrzec w mroku chociaż zarys otoczenia.

ekwipunek: kieł Cerberusa, athame, pentakl, policyjna latarka, pistolet, połowa batonika Snickers
ubiór: ocieplana kurtka z emblematem policja stanowa na plecach; pospolicie granatowe dżinsy; policyjny pas ze służbowym ekwipunkiem; czarny sweter; skórzane buty taktyczne; wełniana czapka
wynik rzutu na skutki I części: 3, brak efektu
rzut #1: percepcja, bonus +20
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 67
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t209-thea-dawei-sheng#1039
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t352-thea-sheng#1042
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t351-skrzynka-thei-sheng#1041
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f103-zapyziala-kamienica-13-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1061-rachunek-bankowy-thea-sheng#9114
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t209-thea-dawei-sheng#1039
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t352-thea-sheng#1042
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t351-skrzynka-thei-sheng#1041
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f103-zapyziala-kamienica-13-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1061-rachunek-bankowy-thea-sheng#9114
Od kilku krwisto czerwonych dni czuła pewną obawę związaną z powrotem do domu. Momentami był to jedynie efekt wtórny instynktu zachowawczego, który gdzieś cichym głosem podpowiadał, że Hellridge stało się niebezpieczne. Podszeptywał natrętnie pesymistyczne myśli, każdą opierając o obecność niecodziennych anomalii nad zwykle całkiem spokojnym miasteczkiem.
Innym razem intensyfikował się na tyle, że czerwieńsze z nocy decydowała się spędzić w domu pogrzebowym.
Zaczęło się od jakby niekończącej się zmiany nocnej, w której to samowolnie zgłosiła się do zamknięcia zakładu. Wycieńczenie równie co zaglądające przez szyby czerwone niebo pchnęło ją ku przenocowaniu w miejscu pracy. Wreszcie skończyło się na jednej, potem drugiej i trzeciej nocy przespanej w chłodnym tanatopraktorium, ciepło znajdując jedynie w narzuconej na siebie kurtki. Niekiedy sen owładał ją na miękkich (choć niewątpliwie nieprzystosowanych do spokojnego snu), obitych aksamitem krzesłach w pustej sali pożegnań. Po trzech przestała już liczyć. Sen splatał się z rzeczywistością, a granice między nimi rozmywały się w dystynktywny letarg. Najosobliwszym fenomenem było jednak to, że sednem strachu nie był nigdy niepokój o własny tyłek.
Thea doskonale wiedziała, że po wyjściu z zakładu pogrzebowego stopy poniosą ją w kierunku przeciwnym do własnego mieszkania. Wiedziała, że znajdzie się w Sonk Road.
Nie chciała ryzykować spotkania z najgorszym z przewidzianych scenariuszy.
Dlatego uwalniającego od brzemienia azylu, szukała właśnie w miejscu pracy. Ze spotkań ze zmarłymi garściami czerpała otuchę, uczucie przynależności i towarzystwa, jak szalenie i niepokojąco by to nie brzmiało. Szepty zmarłych skutecznie zagłuszały własne introspekcje. Bywało, że brakowało jej zarówno sił, jak i ochoty na walkę przeciwko wrzawie niespokojnych dusz—pozwalając im wybrzmiewać; przeplatać się do nieuniknionego crescendo.
Swój punkt kulminacyjny osiągnęło również jej niemal tygodniowe pomieszkiwanie na dziko w domu pogrzebowym.
Choć była jak najbardziej przezorna, nie zdołała całkowicie wyślizgnąć się uważnemu spojrzeniu Pani Bloodsworth. I nawet mimo jej ciepłego uśmiechu, troskliwego spojrzenia i cierpliwemu “Wróć do domu.”, Theę ogarnęło poczucie paraliżujące wręcz wstydu.
Finalnie wróciła do swojego skromnego mieszkania w Deadberry, targana niepokojem odseparowując się od kontaktu z ludźmi, których krzywdy bała się najbardziej. W końcu przecież podniesie słuchawkę, odsłucha każdą zostawioną przez jej nieobecność wiadomość i zadzwoni opowiedzieć wszystko ojcu. Napisze list, a może i tuzin, w każdym skrupulatnie opisując targane nią uczucia i przyczynę dłużącej się absencji. Wreszcie stanie przed drzwiami do mieszkania Fogartych. Przeprosi. Po czym całą trójkę obejmie w najciaśniejszym z uścisków.
Lecz do tego czasu, z jej strony wybrzmiewała tylko cisza.
W chwili zwerbowania do przeniesienia ciała z Cripple Rock do Eaglecrest nie zadawała wiele pytań. Jedynie o przyczynę nieobecności karawaniarza. Podobno biedak zatruł się jakąś podejrzaną mrożonką, której data ważności musiała minąć milenia temu, przez co tego dnia nie był w stanie stawić się w pracy. Na ów wiadomość jedynie zacisnęła ciasno usta, dusząc w nich raczej nieprzyzwoity rechot, po czym pędem ruszyła w stronę karawany.
Mimo wszystko lubiła zajmować się rozmaitymi sprawunkami, nawet tymi wykraczającymi poza ramy zajmowanej profesji. Wręcz były dla niej istotne. Dawały jej uczucie przynależności, którego momentami jej brakowało. Czuła się wtedy, nawet w najmniejszym stopniu, istotna. Potrzebna.
Przed swoją wyprawą do Cripple Rock na moment wstąpiła do mieszkania, z którego zabrała wyjątkowo przydatną dla osoby nie do końca zaznajomionej z okolicą, nić Ariadny. Nie była to co prawda jej pierwsza w życiu wizyta w otoczonym gęstym lasem rejonie Hellridge, jednak wolała dmuchać na zimne, niż plątać się bez celu z usytuowanym na tyłach ciałem. Choć finalnie okazało się, że zarówno jej orientacja w terenie jak i znajomość dróg i dróżek zalesionego Cripple Rock, była o wiele lepsza niż mogło się wydawać. Magiczny kłębek lenił się nieużyty w głębinach jej kurtki, a sama z triumfem zaparkowała karawanę w miejscu, w którym była oczekiwana. Warto dodać—przez dwóch rosłych mężczyzn, nie cudacznej grupie złożonej z policjanta, poczochranego niechluja i…
Wysiadając z pojazdu, Thea momentalnie zastygła. Mimo iż trwało to chwilę równą mrugnięciu okiem, jej spojrzenie zauważalnie skupiło się na jednym z mężczyzn. To wskrzeszeniec—ostrzegał jeden z głosów w głowie. Oszust. Wymknął się śmierci.
W jednej chwili dotarła do niej istota tego przypadkowego spotkania. Był to pierwszy raz, kiedy Thea miała tak bliską styczność z wskrzeszeńcem. Niekiedy doznawała uczucia, jakby schowanego za gęstą jak mgła kurtyną, że osoba w oddalonej alejce z nabiałem nie należy do świata żywych, a dziewczyna czekająca w kolejce gdzieś kilka osób za nią jakoś dziwnie pachnie. Nigdy jednak nie stanęła z żadnym twarzą w twarz. Nie tyle była uprzedzona (być może w pewnym stopniu zaskoczona), co ciekawa. Jak podobna mogła być ich więź ze śmiercią?
Thea odchrząknęła w momencie wyrwania się z nagłego transu, swój wzrok odwracając w kierunku dwóch pozostałych mężczyzn, niby to przypadkiem ignorując jednego z nich.
Widzieliście może dwóch krzepkich mężczyzn? — zapytała, ręką wyciągniętą nad głową demonstrując ich wzrost. — Jeden napakowany i wyraźnie łysieje, drugi trochę przy tuszy?
W jej odczuciu opis był wystarczająco treściwy by obraz tej osobliwej dwójki ukazał się w ich głowie. Ale nie dane jej było usłyszeć odpowiedzi.
Grunt pod nogami wyraźnie zadrżał, niemal pozbawiając ją równowagi. Thea, w całym tym zgiełku, przywołująć myślami wygląd dwóch niezaprzeczalnie ciężkich mężczyzn, doszła do prostej, choć dość ordynarnej konkluzji—jasna cholera, nadchodzą.
Szybko jednak zdołała się przekonać, że żaden człowiek nie mógł wywołać trzęsienia na tyle silnego, by wyżłobić tak ogromną przepaść w ziemi.
Thea wielokrotnie wykopywała dziury przewidziane do usadowienia w nich ludzi. Ciemne i klaustrofobiczne.
Nie przewidziała, że sama do jednej wpadnie.
Upadek był jakby nieskończony. Nienaturalnie długi, momentami nawet męczący. Thea zacisnęła oczy, czując jak bicie jej serca przyspiesza na myśl o rozbiciu się o ziemię. Momentalnie wróciła myślami do Lyry. Do Teresy i Cecila. Do swojego ojca daleko w Portland. Do głuchej ciszy, z jaką ich wszystkich zostawiła. Uświadomiła sobie, że zaraz odejdzie. Umrze w okrutny i bolesny sposób. A najokrutniejszy w tym całym “okrutnym” nie było roztrzaskanie sobie głowy o grunt. Najgorszy był brak możliwości pożegnania z którymkolwiek z nich.
Ale tego dnia, Thea również oszukała śmierć.
Wylądowała miękko, impaktem nagłego zetknięcia jej ciała z mokrą powierzchnią rozbryzgując wodę na wszystkie strony. Serce nadal dudniło jej w piersi, ciężki oddech odbijał się echem od kamiennych ścian. Uspokoiła się pół minuty później; z wolna otwierając zaciśnięte w pośpiechu powieki, tylko po to, by przekonać się, że mrok jest wszechobecny.
Ciszej, uspokój się. Chyba nikt z nas nie wie, co się właściwie dzieje. — odpowiedziała jednemu z pochłoniętych przez ciemność mężczyzn, ostrożnie podnosząc się na nogi.
Po krótkiej chwili zaczęła delikatnie poruszać się naprzód, każdy krok stawiając starannie i powoli. Cierpliwie, po omacku, starała się odnaleźć i oprzeć o ścianę w ciemnym pomieszczeniu.
Czterech? Nie, pięciu. — kolejny głos splatający się z jej, kolejną, odpowiedzią. Wydawało jej się, że przed samym upadkiem dostrzegła piątą sylwetkę, znowuż męską i zupełnie obojętną na obecność któregokolwiek z nich. Zabawne, że los zaznajomił ich wszystkich w taki sposób.
Przeklinając pod nosem, starała się jak najbardziej wytężyć wzrok. Spróbować czegokolwiek, co pomogłoby jej w tej iście gównianej sytuacji.
Absolutvisio — wymamrotała pod nosem, licząc że zaklęcie pozwoli na choć minimalnie większe postrzeganie pogrążonego w ciemności otoczenia.



Ekwipunek: w wewnętrznych kieszeniach kurtki—nić Ariadny, scyzoryk, athame, zapalniczka, w połowie opróżniona paczka papierosów; na szyi—pentakl; w kieszeni spodni—kluczyki do samochodu (karawany), gumka do włosów.
Ubiór: czarna ocieplana kurtka, ciemny wełniany sweter, dżinsy, nieco obdarty pasek, skórzane buty na grubej podeszwie, na palcach kilka srebrnych, raczej cięższych pierścionków.
rzut #1: percepcja
rzut #2: Absolutvisio
Thea Sheng
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Thea Sheng' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 74
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Arthur O'Ridley
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
Jedno Missisipi, drugie Missisipi, trzecie Missisipi.
Trudno było uwierzyć, że trzylitrowe Pepsi, które czekało na kompana w postaci whisky, właśnie będzie ratować życie czarodzieja. O'Ridley był przysysany do butelki słodkie napoju, szukając w nim ukojenie po dzisiejszym dni.
Czwarte Missisipi, piąte Missisipi, szóste Missisipi.
Kilka godzin temu, umierał pod wiatą, gdy puścił go ciąg alkoholowy, starannie podsycany dziennymi porcjami alkoholu. Teraz już jego dłonie nie drżały, żołądek utrzymywał swoją zawartość, a myśli uspokoiły się, dając chwile klarowności. Jedynie łeb go potwornie bolał oraz wydarzenia spod wiaty wprowadziły go w potworny nastrój. Był zmęczony, niepewny co dalej robić ze sobą, może również na swój sposób przestraszony. Całe zajście przypominało bardziej senne koszmary niż rzeczywistość, jednak policzek palił go naprawdę. Rzeczywiście też nie mógł dodzwonić się do Tilly, dlatego jak tylko zgarnie kilka ziół z Walnuts Wilds i będzie uciekał do miasta jej szukać. Chyba to była jedna z niewielu osób w tym magicznym pierdolniku, za którą był w stanie dostać więcej siniaków
Czwarte Missisipi, piąte Missisipi, szóste Missisipi.
W końcu Arthur przestał pić napój i wypuścił z siebie nagromadzony gaz jako ciche wzdęcie.
Wrzucił napój do brudnego, od nieznanej istoty, plecaka uważając, aby sierp nie rozciął butelki. Nie był pewien, po co brał go ze sobą, gdy zajrzał do domu po drodze. Konwencjonalna broń była bezużyteczna wobec magii, ale chyba wolał dmuchać na zimne. Świat oszalał, łącznie z nim samym, więc musiał być gotowy na jego kolejne wariactwa.
Z kolei nie żałował, że zabrał z domu kurtkę przeciwdeszczową, chociaż tęsknił za swoją jeansową kurtką, którą dał Fogartowej i ta nie oddała mu. Z pewnością będzie próbował ją odzyskać w przyszłości.
Teraz jednak podążał leśnymi drużkami, aby w końcu dojść do skraju lasu dojrzał Thee, którą kojarzył z grobowego biznesu. Kwiaty i śmierć to dobre połączenie, a kobieta czasem częstowała papierosem. Potem dostrzegł, że było jeszcze dwóch gości, których kompletnie nie znał (jeden wydawał się dość blady, a drugi jakimś frajerem), a na końcu był on.
Wszędzie pozna te plecy, ten włos, ten szybki krok oraz gest gotowy wręczyć mu mandat za brak brązowej torby na butelce. Stóż prawa, swoisty strażnik cnót, dobra oraz uśmiechu dzieci. Barnaby Williams, którego wieki nie wiedział. Oczywiście, jeśli "wieki" to kilka godzin. Żałował, że nie miał długopisu i kartki, ale podejrzewał, że zaraz wyciągnie odruchowo bloczek z mandatami.
I gdy podszedł bliżej do swojego kompana niedoli, ten, zamiast zapytać się jak się czuje lub ile już w siebie wlał, to zapytał o rower. Jednak nim mógł odpowiedzieć, ziemia zatrzęsła się pod nogami czarodziejów. Każde drzewo, kamień czy słup, wibrowało w rytm skorupy ziemskiej. Arthur drżał ze skorupą, po czym wraz z nią - runą w dół.
Uczucie upadku przypominało mu ten krótki moment pomiędzy skokiem z gałęzi a lądowaniem w jeziorze. Zimne powietrze otulało całe jego ciało, a on sam był bezbronny wobec siły grawitacji, która ściągała go coraz bliżej ziemi. Jednak w odróżnieniu od wesołego czasu nad mętną wodą, tutaj ewentualny plusk musiał poczekać dłużej. Choć O'Ridley był pewien, że jakiś dźwięk wyda jego rozpędzone ciało, gdy uderzy w ziemie.
Zielarz patrzył się jak momentalnie niebo, coraz bardziej oddalało się od niego, aż w końcu zamieniło się w punkt wielkości łebka od szpilki.
Arthur nie wiedział co myśleć i mówić. Czuł tylko strach i na początku rzucał się w powietrzu, po czym zrozumiał, że to już jego koniec i poddał się tym uczuciom. Nie mógł nic zrobić. Był wręcz bezbronny wobec tego losu, bowiem nie znał czaru, który uratowałby go i innych w tej sytuacji. Był zdany na łaskę przeznaczenia, który zdecyduje czy jego śmierć będzie mniej lub bardziej bolesna.
Czekając na swój koniec, nagle poczuł pod sobą wodę, po czym twarde podłożę. Nagle, bez przejściowego stanu. O'Ridley leżał tak przez chwilę, aby jego zmysły mogły przystosować się do nowych warunków. Był bardzo zmieszany diametralną sytuacją, ale też nie mógł się dziwić. Ten dzień stawał się coraz trudniejszy do zrozumienia i był przekonany, że był to wierzchołek tej góry lodowej.
W końcu wstał z mokrej powierzchni, otoczony nieprzeniknioną ciemnością, do której jego oczy nie mogły się przyzwyczaić oraz krzyku jednego z mężczyzn, do którego uszy nie mogły się przyzwyczaić. Miał to szczęście, że w Szkółce Kościelnej uczyli ich kilku czarów na takie okazje.
Arthur zatarł swoje dłonie, po czym klasnął dwa razy, mówiąc:
-Luxlucis!-oczekując, że światło pojawi się w pomieszczeniu. Był również gotowy użyć swojej paczki papierosów, jako prowizoryczne źródło światła dla czaru Ividere, które powinno zamienić tekturowe pudełko w latarkę.



Ekwipunek: Sierp;athame; zapałki; paczka z własnoręcznie skręcanymi papierosami; 3l butelka Pepsi
Ubranie: brązowa kurtka przeciwdeszczowa, zielona koszulka z długim rękawem, jeansy (brudne),
Akcje:
1)Luxlucis(45) = 0 (magia wariancji) + 70 (rzut) - zdane
2) (jeśli czar nie będzie działać w tunelu) Ividere(25) na paczce papierosów = 0 (magia wariancji) + rzut.
Arthur O'Ridley
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : sprzedawca i hodowca roślin
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Arthur O'Ridley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 68
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Hamill Oatrun
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t241-hamill-oatrun#569
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t360-hamill-oatrun#1080
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t361-punktacja-osobowa#1084
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t359-poczta-hamilla-oatruna-lucasa#1079
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t241-hamill-oatrun#569
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t360-hamill-oatrun#1080
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t361-punktacja-osobowa#1084
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t359-poczta-hamilla-oatruna-lucasa#1079
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Świat lubi nieśmieszne żarty, którymi cię darzy na każdym kroku. Przy zleceniach namalowany uśmiech staje się wyśmienitą odpowiedzią. Poza nimi, dopasujesz się, wygodnie, do okoliczności, w jakich lądujesz. A lądujesz w okolicznościach przeróżnych, rozsypanych niczym korale mamy, które za dziecka chwyciłeś za mocno. Spragniony jej protekcji, nie przypuszczałeś, że sznur jest taki nietrwały. Mając kilka lat nie myśli się o tym jak łatwo można coś nieodwracalnie zniszczyć, zmienić czemuś strukturę. Po naprawie nic nie wraca do swej pierwotnej formy.
Tak jak ty nie jesteś w stanie w pełni wrócić do tamtego życia. Odzyskać wspomnień, sprytnie umykającymi przed wytrenowanymi od gry i pisania palcami. Prędzej powracają koszmary. Od czasu wydarzeń przy fontannie mija kilka godzin. Zabijasz resztę czasu, analizując słowa padające z ust towarzysza Terence'a.
Widziałem, jak umierałeś.
Ciarki przesuwają się ostrzegawczo wzdłuż kręgosłupa. Język drażni zęby, wybijając o nie niepodobną do niczego melodię.  Liczysz, że nogi dla odmiany poniosą cię w bezpieczniejsze miejsce. Bez zbędnego zgiełku. Ziemia pod twoimi stopami trzeszczała, skutecznie zagłuszając niechciane myśli i katowaną Cyndi Lauper. Ktoś postanawia zapętlić Time After Time, także tym bardziej czujesz wdzięczność do własnego obuwia. Ekwipunku nie zmieniasz. Zostawiasz i resztę zioła, mając zamiar na wieczór oddać się w odmęty relaksującego dymu.
Może być i wcześniej, gdyby ponownie ktoś stanął w płomieniach lub przeżywał rozszarpywanie wątroby przez wielkie, podstępne ptaszysko.
Pogoda szaleje. Tobie pozostaje się z zauważonym faktem pogodzić. Barwy się zmieniają, rozlewają jak przy nieporadności artysty ogarniętego ferworem tworzenia. Otrzymany list pali w kieszeni. Wywołuje żółć podchodzącą do gardła, nerwowe drganie serca.
Cripple Rock. Dziś.
Nie masz szansy na poukładanie rozsypanych elementów układanki. Zanim się spostrzegasz, trafiasz na skraj lasu, w zmienionej bluzie koloru śliwki, grubszej niż ta wcześniejsza. Z zasuwanymi kieszeniami, w których masz zapałki i marihuanę. Plecak ląduje na jednym ramieniu, spodnie szare i wygodne ze ściągaczami, buty całe. O bieliźnie i skarpetkach nie wspominasz. Najmniej ucierpiały, więc nie trzeba było ich zmieniać.  
Spod kaptura zerkasz najpierw na jedną chatę, a następnie na drugą, ledwo unikając przejechania przez rower.
- Nie widzisz, że jadę?! - woła oburzony mężczyzna z  paskudną szramą na brodzie. W odpowiedzi piorunujesz go spojrzeniem i wzruszasz ramionami. Nie masz zamiaru angażować się w nieprzydatne rozmowy. Jesteś tam w jednym celu. Celu, o którym przypomina ciążący ci w spodniach list. Zdążasz przeczytać go parę razy. Pewnie byłbyś w stanie go wyrecytować z pamięci.
Autobus się zatrzymuje i znajoma twarz momentalnie wywołuje u ciebie spięcie mięśnia w policzku. Zaciskasz szczęki. Dziennikarz. Kurwa. Nie chcesz mieć na głowie dziennikarza. Tego tym bardziej. Pamięć podsuwa ci właściwe skojarzenia. Sport. Kariera. Zainteresowania. Relacje. Od fałszywego odczucia wiedzy na temat koszykówki, do ciągnięcia za język o osobiste tematy.
A co jeśli to on wysłał list? Co j e ś l i  jest  świadomy sytuacji twojej rodziny?
Nieświadomie z ulgą wypuszczasz powietrze po tym jak nie zwraca na ciebie uwagi. Idzie dalej, pozostawiając cię na pastwę wstrząsów. Pierwsza osoba, twarz jakby znajoma, postura też. Nie wiesz czemu, ale do głowy wpada skojarzenie z Charlotte. Trwa to zaledwie moment i zaraz gaśnie jak światło. Ktoś przeklikuje ci klawisz. Odwracasz wzrok.
Drugiej, nie znasz zupełnie, ale wyczuwasz ją momentalnie. Nie jesteś w stanie jej znieść w żaden sposób. Widoku, zapachu, idącym za nią widmem aroganckiej wszechwiedzy. Nie wymieniasz z nią spojrzeń ani słów. Ciało cię ostrzega, a szanse na napad nerwicy krwionośnej niebezpiecznie wzrastają.
Nie chcesz przechodzić przez czerwony potop.
Dziennikarz jest przyczyną czy ofiarą przypadku? Drżenia przybierają na siłę. Starasz się uniknąć ich konsekwencji, wycofując się tak jak możesz, ale to zdaje się na nic. Jeden z budynków zostaje pokonany. Łamie się niczym zapałki, zapada, ucieka od elektryczności, gotowej do wystrzału.
Zaciskasz wargi w wąską kreskę, zaciekle milcząc.  Czy ma sens próba ucieczki? Czy to moment, żebyś zaczął biec?
Chcesz biec? Teraz? Bez wiedzy, co ma oznaczać otrzymana wiadomość? Jesteś w Cripple Rock, daleko od domu, w otoczeniu wysokich drzew i upiornych opowieści.
Pewnie równie upiornych, co powracający z grobów umarli. I pod ziemią lądujesz. Nieoczekiwanie. Pierwszy raz, bo wcześniej udaje ci się uniknąć konsekwencji śmierci. Pamiętasz pobudkę na lodowatym stole i przerażoną twarz Vincenta. Pieczenie w krtani, obolałość karku. Zaciskasz powieki, starając się nie wydać z siebie niepotrzebnych dźwięków. Umyka ci zaledwie jęk po zakończonym locie do samych czeluści piekieł. Nurkujesz twarzą w wodzie, rozważając własny koniec. Na nowo i nowo. Ostateczną śmierć, pożegnanie się w głupi sposób z zyskaną szansą na naprawę błędów i odkrycia prawdy. O sobie, o najbliższych.
Myślisz o swoim bracie. O Ellerym. Co on by zrobił w takiej sytuacji?
Poprawiasz się, żeby móc swobodnie oddychać. Przyciskasz palce do pulsującego czoła, próbując w ciemnościach dojrzeć coś więcej. Sprawdzasz własne ciało. Wszystko zdaje się być na swoim miejscu.
- To klątwa - odzywasz się wreszcie, mając ochotę zachichotać z tego absurdu. Z trudem się powstrzymujesz. Gryziesz się solidnie w język, aż czujesz na podniebieniu własną krew. Ktoś pyta o ilość, wydaje polecenia produkującej się męczybule.
Ten głos coś ci mówi. Nie wiesz co, ale czujesz się nieswojo.
Musisz trzymać się od niego z dala. Na tyle, na ile będziesz w stanie.
Rękoma sprawdzasz, co masz najbliżej siebie. Stopami chcesz wybadać grunt, na którym stoisz. Coś, co będziesz mógł jakkolwiek nazwać. Piach? Kamienie? Miękko? Ostro?
Najpierw z rąk próbujesz ułożyć adekwatny symbol. Magia anatomiczna sprawia ci niemałe problemy, ale i tak radzisz sobie z nią lepiej niż z czarami powiązanymi z naturą.
- Absolutvisio - wymawiasz cicho, ale wyraźnie. Celem jesteś ty sam. Liczysz, że to cokolwiek da. Sięgasz do kieszeni po zapalniczkę i starasz się odpalić. Rozglądasz się, ufając, że wytworzony płomień pozwoli na powiedzenie czegoś więcej na temat najbliższego otoczenia. Głowa niespiesznie lata ci w różne strony świata. Nie pozostaje ci nic innego jak spróbować się wydostać z pułapki. Masz inne priorytety. Nie wierzysz, że list napisał twój ojciec, ale musiał być to ktoś, kto go znał.
Albo znał ciebie.
Ktokolwiek to był, zamierzasz to sprawdzić i rozliczyć się na własną rękę. Potrzebujesz informacji. Liczysz, że w Cripple Rock je uzyskasz.




Ekwipunek: tasak (ukryty w zwyczajnym plecaku, jeśli można, a jeśli nie to w jakimś worku, który przy sobie mam), marihuana (wewnętrzna kieszeń kurtki), zapalniczka, długopis

Adnotacja: rzucam Absolutvisio na siebie, a następnie używam zapalniczki i próbuję się rozeznać w sytuacji oraz w otoczeniu

Ostatnio zmieniony przez Hamill Oatrun dnia Pią 19 Maj - 3:00, w całości zmieniany 1 raz
Hamill Oatrun
Wiek : 33
Odmienność : Wskrzeszeniec
Miejsce zamieszkania : Hellridge
Zawód : Kelner, pisarz, zleceniobiorca
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Hamill Oatrun' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 39
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Huk grzmiał w waszych uszach. Zapadająca się pod stopami ulica, trzęsąca ziemia i te potworne drżenia i wibracje odczuwalne aż w mózgu sprowadziły was na samo dno, niemal do czeluści. Odnaleźliście siebie w miejscu, w którym nikt z was nigdy się nie znalazł. Choćby miało być koszmarem — ten w końcu się ziścił. Otaczały was kamienne ściany, chropowate i nieprzyjemne w dotyku, ale stabilne. Choćbyście próbowali uderzać w nie pięścią, wyglądało na to, że nie zawalą się, ale wystarczyło spojrzenie na miejsce, którym wpadliście w tę dziwną przestrzeń, by wiedzieć, że nic tak naprawdę nie jest tu stabilne. Rozlana na ziemi woda, niczym głębokie kałuże, przemoczyła część waszych ubrań, nieprzyjemnie klejąc je do ciała. Wiele lat temu w ten sposób skakaliście jako dzieci, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że rozbryzgane krople błotnistej wody będzie ciężko doprać ze spodni i spódniczek. Teraz pranie mogło być waszym najmniejszym zmartwieniem. Woda była zresztą czysta, a przynajmniej taka wydawała się w dotyku, żaden piach nie dostał się do waszej skóry, tylko zimno.

A skąd ja mam wiedzieć, nic nie widzę! — odkrzyknął mężczyzna na pytanie Williamsona, wyraźnie spanikowany. Trudno było mu się dziwić. Przeciętnej dziennikarzynie nie zdarza się wpadać do podobnych tuneli, a jedyna adrenalina to ta, czy któryś ważny jegomość, jakiego będzie niepokoić poza godzinami jego pracy, nie zechce wezwać policji. — Pierdolę to. Tu mogą być jakieś szczury albo... albo kraby! — oświadczył tonem specjalisty i jak najszybciej próbował przesunąć się na suchy ląd, zupełnie ignorując polecenie Barnaby'ego, przy okazji rozchlapując wokół siebie wodę.

Barnaby, twoja latarka jednym pstryknięciem oświetliła pomieszczenie. Arthurze, ty, chociaż próbowałeś z pomocą wariacji ściągnąć tu światło, musiałeś obejść się bez niego. Wprawnie rzucone na paczkę papierosów Ividere dało jednak światło. W połączeniu z policyjną Maglite mieliście już dwa źródła jasności. Mogliście swobodnie rozejrzeć się po pomieszczeniu, oświetlając je połowicznie. Wysokie ściany zrobione były z kamienia, były krzywe, ale dość stabilne. Nie zobaczyliście na nich żadnych znaków, żadnego pisma, albo drogowskazów. Miejsce, w którym się znajdowaliście zdecydowanie nie należało do typowej aglomeracji Cripple Rock. Dostrzegliście zawalone skały w pozycji, w której wlecieliście do podziemi. Góra kamieni unosiła się wysoko w górę i nie przepuszczała żadnego światła, a jednak bez problemu mogliście tu oddychać. W murach nie było żadnych wyrw. Na ziemi rozciągały się ogromne kałuże, głębokie do kolan. Woda w nich była czysta, jakby spływała ze skał i stopniowo zalewała to miejsce. Nigdzie jednak nie znaleźliście jej ujścia. Kałuże ciągnęły się po całej posadzce. Po waszej lewej stronie znajdowało się natomiast przejście. Korytarz, którego zawartość nie sposób było dostrzec z tej perspektywy, nie z tak małą ilością światła. To dziwnie zapadało się tuż przed wejściem do niego. Musieliście się zbliżyć, żeby zobaczyć więcej.
Hamillu, gdy ty odpaliłeś zapalniczkę, niewiele ona dała w porównaniu z jasnymi punktami Williamsona i O'Ridleya. Zdołałeś jednak z jej pomocą spojrzeć pod swoje nogi. Chociaż stałeś po kolana w wodzie, bez trudu dostrzegałeś grunt, niemal tak jakbyś patrzył przez równą taflę szkła albo wodę tak czystą, jak na zdjęciach z raf koralowych, gdzie widać kolorowe rybki. Tutaj nie było nikogo żywego. Poza twoimi towarzyszami oczywiście, bo o tobie nie można było tego powiedzieć.
Theo, znalazłaś się w typowo męskim gronie, ale oprócz buzujących w powietrzu feromonów (albo testosteronu, ciężko było stwierdzić na pierwszy rzut oka) poczułaś coś jeszcze. Coś, czego bliskość przekazała ci matka, a wcześniej jej matka i inne kobiety twojej rodziny. Wyczułaś śmierć. Nim znalazłaś się w tym metaforycznym grobowcu, jeszcze na powierzchni, wyraźnie wyczuwałaś ją od jednego z ludzi, ale teraz nie mogłaś być pewna, czy przeczucie cię nie myliło. Cripple Rock zawsze było dziwne, ale to, co działo się tutaj, wołało o pomstę do Piekieł. W miejscu, w którym się znaleźliście, czułaś ją wyraźniej, była skumulowana i głęboko zakorzeniona, tak jak gdyby była tam zawsze. Śmierć. Ciekawe zjawisko. Twój wzrok polepszył się razem z rzuconym czarem, a gdy rozejrzałaś się razem ze światłem latarki, spostrzegłaś jedną nitkę tunelu, korytarza, przy którym niemal załamywało się sztuczne światło. To z jego strony dochodziło to uczucie, które niemal ściskało ci żołądek i wywijało go w supeł. Obcowałaś z trupami na co dzień, ale żaden z nich nie cuchnął śmiercią tak wyraźnie, jak wyraźnie czułaś to z tamtej okolicy. Nie mogłaś mieć pewności czy wcześniejsze wrażenie, że jeden z mężczyzn, który teraz oświetlał własną twarz zapalniczką w istocie był wskrzeszeńcem. Stężenie tych uczuć w tym miejscu było zbyt wysokie i niemożliwe do rozróżnienia dla ciebie. Nie w takich okolicznościach.
W pomieszczeniu nic więcej nie było w stanie przyciągnąć waszej uwagi.
Prawie nic.
Tuż przed wejściem do jednego z korytarzy leżał dziwny kulisty kształt, z którego wystawały długie pasma, przypominające mokre włosy. Z tej odległości nie byliście w stanie zobaczyć, czym jest ta dziwna rzecz, musieliście znaleźć się bliżej niej.
Widzicie to? Kurwa, kurwa, kurwa — mężczyzna, który wpadł z wami do tunelu, wskazał palcem nie na ten osobliwy kształt. Patrzył w drugą stronę. W miejscu, przez które wpadliście, dostrzegł powoli osuwającą się ziemię. Towarzyszyło temu ciche plaśnięcie drobnego kamyczka w kałużę. Mieliście jeszcze czas, ale tkwienie tutaj bez końca, mogło skończyć się tragicznie.

Tura 2
Witamy Was gorąco jeszcze raz. Bardzo się cieszymy, że wszyscy dotarliście do zimnego tunelu.

Jak zaznaczone wyżej, znajdujecie się w dziwnym pomieszczeniu, od którego odchodzi jedna nitka tunelu, całkowicie pogrążona w ciemności. Obok wejścia do niego leży kulisty kształt przypominający wielkością piłkę, z tym że porasta go coś, co przypomina sklejone i mokre włosy. W przypadku, w którym w pierwszej akcji ktoś z was zdecyduje się obejrzeć przedmiot, należy dodać post (zachowując zasady opisane na samym dole adnotacji) i poinformować mnie (Frank) o tym prywatnie, abym mogła uzupełnić jego wiedzę dodatkowym postem. W przypadku, w którym taki ruch będzie drugą akcją - nie ma takiej potrzeby.

Przypominam o zasadzie 2 akcji na turę.

Theo, twoja wrażliwość medium podsuwa ci informacje o śmierci, ale identyfikacja wskrzeszeńca na ten moment nie jest możliwa. Taka akcja wymaga czasu i skupienia i nie może być dokonywana w tak zwanym "biegu".

Działające czary:
Absolutvisio na Theę (1/3)
Absolutvisio na Hamilla (1/3)

Punkty życia:
Arthur O'Ridley - 152/152
Barnaby Williamson - 181/181
Hamill Oatrun - 166/166
Thea Sheng - 176/176
Duncan Dunn (NPC) - 150/150

mapka:

ekwipunek:

Termin odpisu do poniedziałku (22.05) do 22:00. Termin odpisu w przypadku potrzeby posta uzupełniającego 20.05 (sobota) do 23:59. Po otrzymaniu posta uzupełniającego można wykonać kolejną akcję w tej turze.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Barnaby Williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
ANATOMICZNA : 5
ODPYCHANIA : 33
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 11
PŻ : 189
CHARYZMA : 8
SPRAWNOŚĆ : 14
WIEDZA : 5
TALENTY : 16
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t285-barnaby-williamson#794
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t404-barnaby-williamson#1290
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t405-poczta-barnaby-ego-williamsona
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f107-ulica-staromiejska-9-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1062-rachunek-barnaby-williamson
Stop.
Moment, w którym wszystko się zatrzymuje.
Stop, stop.
W takich chwilach czas nie płynie w tym samym tempie, co w codziennym życiu; jasna smuga światła z latarki wystrzeliła w powietrze, przecinając ciemność na pół — z mroku wyłoniły się gładkie głazy, krystaliczna woda, cztery twarze, jedno przejście. Ktoś mógłby uznać, że z dwoma źródłami oświetlenia i osamotnionym korytarzem w nieznane plan działania to oczywistość; gówno prawda. Jedyne, o czym myślał Williamson, powoli przesuwając latarką po skalistych trzewiach Cripple Rock, to to, że w Maywater też zaczęło się niepozornie.
A stąd tylko krok do w pełni uzasadnionego powątpiewania.
Patrzył na wykrzywione, kamienne ściany, na zawalone skały, których usypisko budziło niezdrowe skojarzenia z kurhanem, na twarze obecnych — pięć plusków, pięć osób, O’Ridley, Barnaby, ten gdaczący pisarzyna ze Zwierciadła, kobieta od liczenia i facet od klątwy — i zwątpił. Głównie w przypadkowość; przypadkiem robi się dzieci, nie wpada do podziemnych jaskiń — chociaż oba scenariusze wymagały dziur.
Usta Williamsona poruszyły się bezgłośnie, jakby zamierzał powiedzieć coś istotnego — dla odmiany — albo wątpliwie podnoszącego na duchu — znacznie prawdopodobniejsze. Nie zdążył; nie zdążył, bo snop światła latarki najpierw łupnął o korytarz na lewo, a później oświetlił małą, makabryczną ozdobę w wodzie. Przez pięć sekund Barnaby pozwalał sobie na naiwność; to wodorosty. Stoimy po kolana w wodzie, więc to tylko wodorosty.
W szóstej sekundzie dziennikarz ze Zwierciadła elokwentnie podsumował to, o czym zapewne myśleli wszyscy z obecnych; kurwa, kurwa, kurwa. Jej trzykrotność nie była wymierzona w to, co przykuło uwagę Williamsona — światło latarki, skierowane na chłopaka, poza przerażeniem na jego twarzy oświetliło osuwającą się ziemię i moment, który niewielki kamień wybrał na plaśnięcie w kałużę.
Kurwa, kurwa, kurwa; nie ująłby tego lepiej.
Odsuń się od tej kupy kamieni albo kraby będą twoim najmniejszym problemem — banał spod znaku nie wyjdziemy górą mogli sobie oszczędzić. Oczywistych wniosków mieli znacznie więcej niż — sądząc po tym, jak zachowywała się osuwająca ziemia — czasu.
Przed nami jest tunel i na dobrą sprawę zabawne, zebrało ci się na pozytywne nastawienie; cichy chlupot wody i podskakujące światło latarki zdradził ruch Williamsona. — Jedyna droga.
Światło wydobywające się z prowizorycznego lampionu O’Ridleya było jednym z dwóch punktów jasności, ale tylko jeden z nich nadawał się do zbadania tunelu z bezpiecznej odległości. Pod czaszką Williamsona znów rozszczepiał się świat; na górze, w spokojnym lesie, został Barnaby.
Na dole przez kałużę przedzierał się gwardzista. Bez imienia, bez przyszłości, czasami bez sensu.
Ty, od liczenia — snop światła uderzył w jedyną kobietę w towarzystwie i nieelegancko oślepił ją na moment — ciche o kurwa, przepraszam zlało się z ostatnim chlupnięciem, z którym zatrzymał się przed Theą. — Nazywam się Williamson, a to latarka za pieniądze podatników. Chciałbym ją odzyskać, kiedy skończę z—
Wiązka jasnego światła wskazała na unoszące się na wodzie niby—włosy i kulisty kształt.
Tym czymś. Spróbujesz oświetlić tunel?
Latarka, przekazana w ręce kobiety, wykreśliła ze scenariusza możliwość odmowy; na logikę nie mieli alternatywnego wyjścia. Woda chlupnęła po raz kolejny; Williamson wrócił go kałuży, jego spojrzenie przesunęło się po chwilowo najbardziej zagadkowym z towarzyszy — mógłby przysiąc, że już gdzieś go widział — i powróciło do dziennikarza.
Nie zastanawiał się, czy chłopak będzie sprawiał problemy; próbował obliczyć, ile dokładnie.
O’Ridley, bądź tak miły i mnie osłaniaj — cztery godziny temu Arthur był pod wiatą; cztery godziny temu pokazał, że potrafi myśleć dość logicznie, żeby stawić czoła nieznanemu; cztery godziny temu był znacznie mniej trzeźwy niż teraz — przechodząc obok, Williamson nie wyczuł świeżej dawki alkoholu. Jedynie strawiony, połączony z potem, wiatrem i subtelnym odorkiem spalenizny; ten ostatni już zawsze będzie przypominać mu Fogarty.
Leviorana wyciągniętej przed sobą dłoni Barnaby spodziewał się dostrzec światło i nieszczególnie zdziwił się, kiedy nie otrzymał w zamian nic; z magią iluzji do czynienia miał najwięcej, kiedy Valerio nadużywał — odpierdalał — jej dobrodziejstw.
Nie zdążyłeś powiedzieć, co ze skradzionym rowerem — ciche echo słów towarzyszyło im aż do dotarcia na suchy grunt — kałuża się skończyła, zaczęła prowizoryczna ścieżka biegnąca między wejściem do tunelu a kolejnym oczkiem wodnym. Williamson zatrzymał się nie dalej niż metr od zagadkowego kształtu, za jedyne źródło światła mając blask rzucany przez pudełko papierosów O’Ridleya. Nie zamierzał wchodzić do tej samej wody, w której unosiły się kłaki; nie zamierzał dotykać czegoś, co na ten moment było jedynie krótkim przerywnikiem w próbie wydostania się z podziemi.
Quidhic — cichy czar nie miał na celu ataku — powinien jedynie wskazać, czy poza nimi samymi tkwiła tu inna, magiczna obecność.

rzut #1: Leviora | 18 (k100), próg nieosiągnięty
rzut #2: Quidhic | 24 (magia odpychania) + 1 (kieł Cerberusa), próg 45
dodatkowo przekazuję latarkę w ręce Thei
Barnaby Williamson
Wiek : 33
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Stare Miasto
Zawód : oficer oddziału Czyścicieli w Czarnej Gwardii
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Barnaby Williamson' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 16
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Arthur O'Ridley
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t329-arthur-o-ridley
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t388-arthur-o-ridley#1231
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t354-arthur-o-ridley
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t355-skrzynka-arthura
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f83-dom-arthura-o-ridley
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1097-rachunek-bankowy-arthur-o-ridley#10018
Najwidoczniej kamienna przestrzeń, w której znajdowała się grupa, nie była pokojem czy mniejszą, zamkniętą przestrzenią, więc pierwszy czar nie zadziałał. Arthur jednak miał więcej szczęścia z użyciem Ividere na paczce papierosów, która teraz jarzyła się ciepłym, pomarańczowym światłem, niczym latarka.

Był to prosty czar, ciekawa sztuczka czy zabawa, gdy poznaje się dopiero magię jako dziecko. Pamiętał, jak zapalał tak kwiaty czy szklani, aby móc w nocy iść po wodę, nie zapalając wszędzie świateł. Na swój sposób jest to praktyczne, w sumie sam nie wiedział, czemu już tego nie stosuje swoim w domu lub gdy jest gdzieś na obejściu jej. Najwidoczniej alkohol etylowy, poza właściwościami odurzającymi i niszczącymi organy wewnętrzne, lubi zatykać synapsy, przez co jego głowa, tylko chroniła przed wpadaniem wody do środka. Jednakże był teraz trzeźwy, obraz wydawał się bardziej klarowny, stabilny, dłonie drżały mniej, a myśli bardziej logiczne. Choć z drugiej strony, wraz z uporządkowanym strumieniem logiki, wracały również natrętne myśli. Były one gotowe namieszać mu w głowie, gorzej niż narkotykowe i alkoholowe koktajle. Melancholia, smutek, żal, odraza do siebie - trudno było określić to wszystko jednym przymotnikiem czy ich listą, ale dla uproszczenia można powiedzeić, że nie był to jego dzień.
Teraz to nie pora i miejsce na rozklejanie się nad sobą-pomyslał, wyrzucając siebie z powrotem na kawałek gruntu zwanym "TU I TERAZ".

Jednak tutaj również, brodził w wodzie, choć ten strumień nie był metaforyczny. Wszyscy byli właśnie po kolana w wodzie. Jego spodnie przesiąkały wodą, a niezrywany od jakiegoś czasu mech, pił wodę jak głupi. Wiele ludzi bagatelizuję entancje, dopóki nie muszą wykąpać się lub założyć krótkie spodenki. Wyrastające z ciała, zielone cholerstwo, pochłania każdą ciecz jak gąbką i dodaje kilka kilogramów na nogi chorego. Nie mówiąc już o bólu, jaki czuje O'Ridley, gdy zrywa mech. Jakby ktoś zasiał w ranie roślinę, ta splątała korzenie z nerwami, po czym ktoś zrywa wspomniany okaz botaniczny, wyrywając część jego zakończeń nerwowych.

Nieznane miejsce przypominało mu, koryto rzeki wyżłobione w litej skale przez wieloletnią erozję. Choć nie był pewien czy podziemna rzeka mogłaby stworzyć, aż tak wysokie koryto, że wypłukało ziemię spod nóg grupy. Plus jego zdaniem, skały powinny być gładkie, a w świetle paczki papierosów wydawały się chropowate. Nie był geologiem, czy innym naukowcem od kamieni, ale czuł, że cała sytuacja śmierci gorzej niż spalone ciała nad w Maywater. Zapadł zielarzowi mocno ten aspekt w głowie, że nawet jak na chwilę zamykał oczy, miał wrażenie, że czuje ten swąd spalenizny. Na szczęście Barnaby dbał, aby nie miał czasu na takie wspominki. Gwardzista słusznie zwrócił uwagę, że zaraz reszta otwór na górze, posypie się uwięzionym na głowę, więc jedyne co mogli zrobić to iść naprzód, w stronę korytarza.

Każdy krok ciążył mu bardziej niż normalnie, ale mógł jeszcze normalnie chodzić. Z obracaniem również nie było problemu, więc swobodnie manewrował przy funkcjonariuszu policji, gdy ten podawał latarkę Theo. W momencie, gdy dziewczyna otrzymała niezdrową dawkę światła na oczy, w normalnych warunkach, Arthur rzuciłby jakiś słaby tekst w stylu: "Siema, JASNOwidzu". Kretyński żart, idealny do rozrzedzenia sytuacji i nadaniu swojej postaci, swoistego uroku. Jednak, w tym momencie nie czuł się na siłach na takie teksty. Odczuwał lęk, nie wiedział gdzie są i co ze sobą zrobią. Przyszłość wydawała się coraz bardziej enigmatyczna, ogólna atmosfera nie napawała wesołym zakończeniem. Też zastanawiał się co z resztą na górze, czy może jest więcej takich osób jak oni, które teraz brodzili w wodzie pod ziemią. Może wśród nich, był ktoś, kogo nawet lubił, ale z jakiegoś powodu nie wróci już na powierzchni. Niezwyczajnie, jak na niego, wiele scenariuszy zaczęło powstawać w jego głowie i wcześniej, niebranych pod uwagę zmartwień.

Najwidoczniej syndromy odstawienia odzywały się w zakamarkach jego mózgu i brak alkoholu w krwiobiegu, wpędzał go w ten stan. Znał to uczucie: beznadzieja, chciał wracać do domu, ktoś się nim zajął, dał mu zupy, przytulił czy coś. Przerabiał już to kilka raz i pękał po jakimś czasie, aby skończyć tę karuzelę smutku, marazmu i bólu, aby funkcjonować jakoś. Żałował, że nie miał flaszki. Z resztą, chyba nie było już za nikogo, kto dałby mu zupy i całusa w czoło.

Z tych ponurych myśli, wyrwał go Williamson, który zadał mu pytanie o pilnowanie jego pleców. Był zdziwiony, że poprosił go to, bo miał wrażenie, że był najmniej ogarniętą jednostką z całej grupy. No i to rzyganie jak pod wiatą, nie było reprezentatywne.

Najwidoczniej gwardzista nie ufał pozostałe trójce lub potrzebował kawałka mięsa armatniego, który przyjmie na siebie ewentualne problemu. Niemniej, O'Ridley, postanowił wypełnić powierzone mu zadanie. W końcu znowu musieli liczyć tylko na siebie, a teraz była najgorsza chwila, aby kogoś zawieść.
-Jasne.-rzucił krótko z równie krótkim, wymuszonym uśmiechem. Na swój sposób chciał zapewnić, że trzyma się doskonale, stąd wymuszona mina. Po tych słowach zarzucił plecak na jedno ramię, aby w nim pogrzebać. Paczka papierów, nie była najwygodniejszą latarką, więc po kilku próbach świecenia do środka, nawet trzymając ją w zębach, w końcu zirytował się. Dotknął swoją brązową kurtkę przeciwdeszczową i powiedział:
-Ividere.- ta zaczęła generować światło podobne światło i w końcu zielarz miał wolne ręce. Mógł spokojnie wyciągnąć z plecaka sierp.
Aktualna kombinacja do obrony lub ataku była prawie idealna. Jedna ręka była gotowa zadać cios ostrzem, a druga była wolna, aby czarować nią. Dodatkowo kurtka dawała światło, więc mógł oświetlać okolice, mając wolne obie dłonie. Nie był mistrzem sztuk walki, ale brzmiało to, jak plan.

-Zostawiłem go w cholerę, kawałek dalej od wiaty. Miałeś zgłoszenie o kradzież roweru?-dopytał, zamykając plecak i poprawiając kilka razy w dłoni sierp. Nie chciał dostać mandatu czy wyroku, za głupi rower. W normalnych warunkach, by tego nie zrobiłby, ale w momencie ruchomych piasków, śluzu i żrącego deszczu z nieba, musiał na chwilę schować swoją moralność. Kto, jak kto, ale Barnaby mógł zrozumieć tamtą sytuację najlepiej z zebranych.

Papierosy powędrowały do kieszeni, a Arhur czekał w napięciu na rozwój wydarzeń. Nie był pewien,co to było za cholerstwo pływające w wodzie. Dla niego wyglądał to, jak jakiś trup, który jakimś cudem znalazł się pod ziemią lub może nawet chodzące ciało, trochę jak te, które można spotkać na cmentarzu. Nieważne co to mogło być, ale był gotowy uderzyć to bronią lub czarem, gdy tylko drgnie.

Dzisiejszy dzień nie należał do takich, gdzie można było powiedzieć "Co złego może się zdarzyć ?". W tej sentencja brzmiało jak faktyczne pytanie niż żart.

1) Ividere(25) na swoją kurtkę = 0 (magia wariancji) + 85 - zdane.
Arthur O'Ridley
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : sprzedawca i hodowca roślin
Thea Sheng
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t209-thea-dawei-sheng#1039
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t352-thea-sheng#1042
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t351-skrzynka-thei-sheng#1041
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f103-zapyziala-kamienica-13-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1061-rachunek-bankowy-thea-sheng#9114
ANATOMICZNA : 5
ILUZJI : 5
ODPYCHANIA : 10
SIŁA WOLI : 10
PŻ : 176
CHARYZMA : 1
SPRAWNOŚĆ : 8
WIEDZA : 10
TALENTY : 9
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t209-thea-dawei-sheng#1039
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t352-thea-sheng#1042
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t351-skrzynka-thei-sheng#1041
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f103-zapyziala-kamienica-13-6
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1061-rachunek-bankowy-thea-sheng#9114
Dłonie sztywno przycisnęła do skroni, łokciem opierając się o skalistą ściankę. Mogło się wydawać, że dopiero w tym momencie, mogąc objąć wzrokiem część wiążącego kamiennymi ścianami pomieszczenia, zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. Wprawdzie upadek ich nie zabił. Za to postawił gromadę w sytuacji, z której z pewnością niełatwo będzie się wydostać.
A trup utknął w karawanie.
Gāi sǐ — przeklęła. — Teraz na pewno nie dostanę podwyżki.
Ufała, że mężczyźni oczekujący odbioru ciała finalnie znajdą porzucony karawan. Dostaną się, choćby siłami, do spoczywających w wiecznym śnie zwłok i bezpiecznie dostarczą je do kostnicy. Dodatkowo, cudownie by było, aby w obliczu gigantycznej rozpadliny w ziemi domyślili się, że pojazd został porzucony wbrew jej woli. Wyjaśniając sytuację zawiadomili by Panią Bloodsworth i (preferowalnie) kolegów umundurowanego mężczyzny, który utknął tu razem z nią. Thea modliła się o taki przebieg sytuacji.
Gorszym jednak od uświadomienia sobie w jak niekorzystnym świetle postawiona została względem pracodawców, było uczucie, które nagle nią zawładnęło.
Czuła to wszędzie. Skapywała ze ścian, gęstą chmurą wyczołgiwała się z głębin nici tunelu, cuchnącą stęchlizną niemal przyprawiała ją o mdłości. Myślała, że o tamtym świecie wiedziała już wszystko. W końcu, uprzywilejowana ich bliskością, ze zmarłymi dzieliła rozmowy niczym z bliskimi przyjaciółmi, a zajmowana profesja jeszcze głębiej zacierała granicę między krainą żywych a umarłych. Jednak to, co czaiło się w tunelu—śmierć, która zamieszkała w tej skalistej pułapce, znacznie różniła się od wszystkiego, czego dotąd doświadczyła.
Jej wzrok niczym pogrążony w głębokim transie, tkwił pusto w odmętach zacienionego korytarza, nawet nie rejestrując, kiedy promień latarki się od niego odwrócił. Coś tam było, była pewna. Coś, co wydawało się wzywać do dalszej inwestygacji
Z tego głębokiego, hipnotycznego stanu wyrwał ją dopiero głos należący do policjanta. Choć nazywając ją dość osobliwie (”Ta od liczenia? Przecież ja ledwo zdawałam z matmy…”), nie pozostawiał wątpliwości, że zwracał się właśnie do niej. Potem, znacznie konkretniej, przebudziło ją jeszcze oślepiające światło latarki. Wprawdzie nieprzyjemne i zbyt intensywne, ale przynajmniej pomogło z powrotem przywołać ją do rzeczywistości.
Wolałabym Thea, ale… — urwała w pół zdania, gdy wędrując za światłem latarki, jej wzrok w końcu wychwycił ten dziwaczny, włochaty obiekt w kałuży. — O ja pierdolę. — wyrwało jej się na widok tych jakże groteskowo mokrych kłaków, niemal tracąc grunt pod nogami. W życiu czytała wiele horrorów o mrożących krew w żyłach nadnaturalnych istotach. Nie sądziła, że kiedyś stanie się częścią jednego.
Otrzymaną od Williamsona latarkę ścisnęła mocno w dłoni, własne nerwy i obawy odnośnie tego, co może czyhać w ciemności odsuwając na bok.
Jasne. Zostawcie to mnie. — odpowiedziała z determinacją rozbrzmiewającą w jej głosie, na koniec posyłając pokrzepiające spojrzenie Arthurowi. Nie dziwiła się ponurym rysom, które malowały się na jego twarzy. Oblepiająca każdy kąt śmierć dawała niemały powód do obaw. Jednak w obliczu tak beznadziejnej sytuacji, choćby garstka z nich musiała stwarzać pozory niezłomnej postawy i odwagi.
Ostatni głęboki wdech. Potem wydech. Przełknięcie kotłującego się w gardle stresu, po czym można było ruszać przed siebie.
Tafla kałuży zadrżała, gdy Thea pewnie, choć ostrożnie, podchodziła coraz bliżej tunelu. Zapach śmierci intensyfikował się z każdym wykonanym krokiem
Uberrimafideswyszeptała zaklęcie, mając nadzieję, że ukoi swój niepokój jeśli będzie mieć pewność, że nic im w tej chwili nie zagraża. Wprawdzie znajdowali się w tunelu zagrożonym zawaleniem, jednak liczyła że czar (o ile udany) poinformuje ją o aktualnym niebezpieczeństwie, zamiast o czymś na ten moment odległym. A najlepiej żeby w ogóle dał jej do zrozumienia, że w chwili obecnej niczego nie muszą się bać. Tak czy siak, po szczęśliwie rzuconym zaklęciu przynajmniej będzie wiedziała czy warto już srać pod siebie, czy raczej poczekać.
Zatrzymała się tuż przy wejściu do ciągnącego się od tunelu korytarza, światło latarki kierując w jego głębiny. Nadeszła pora spojrzeć śmierci twarzą w twarz.



rzut #1: Uberrimafides (30) + bonus 10 (magia odpychania)
Dostaję latarkę od Barnaby’ego, jej promień kieruję na nitkę tunelu.
Thea Sheng
Wiek : 26
Odmienność : Medium
Miejsce zamieszkania : saint fall, deadberry
Zawód : grabarz