Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Ulica portowa
Na wylanej asfaltem głównej ulicy Maywater roi się od małych restauracyjek zwłaszcza serwujących owoce morza i ryby, od sklepów wędkarskich i żeglarskich, a także kiosków z pamiątkami. W sezonie turystycznym można spotkać tu wycieczki i tłumy turystów, którzy po odwiedzeniu pobliskiej plaży, chętnie udają się na lokalny obiad. Poza sezonem ten region świeci pustkami, a większość z biznesów jest pozamykana na cztery spusty. Droga na plażę z głównej ulicy jest dość prosta, dlatego latem nie należy dziwić się osobom ubranym jedynie w strój kąpielowy, które przechadzają się po po mieście w szybkiej drodze do sklepu.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
26 lutego 1985, 12:00

Koniec zimny zbliżał się wielkimi krokami. Zmarznięty śnieg czekał jeszcze w okolicznych rynsztokach i zakamarkach, do których nie docierały słoneczne płomienie, ale temperatura zaczynała rosnąć i zdawało się, że wiosna jest tuż za pasem. Główna portowa ulica tego dnia była niemal pusta. Jakby ktoś spojrzał z góry na nadmorską wieś i zdmuchnął z jej powierzchni tłok typowy dla wakacyjnego regionu, zamieniając Maywater w samotne, zimne i bardzo ciche miejsce. Wiatr hulał ulicami wsi, wypuszczony z klatki i ochoczo zbierający rozrzucone papierki po lizakach, wysypujące się z kosza obok pobliskiej cukierni. Jej właściciel właśnie zamykał, pozwalając na krótki moment, by zapach czekolady, lukru i gumy balonowej, uleciały na zewnątrz, razem z podmuchem wpadając w Wasze nosy. Dziś w Maywater było niewielu turystów. Część z nich została w tym regionie jeszcze po Uczcie Ognia, decydując się na zwiedzenie kolebki swojej rasy, część znalazła się tu przypadkiem, nie mając pojęcia ani o magii, ani o jej naturze. 
Przechodząc główną ulicą Maywater łatwo było Wam dostrzec, że zebranych nie interesowało ani skaliste wybrzeże, ani jego piaszczyste części. Nie dbali o zadbane drewniane budki przy zejściu na plaże ani najznamienitszy w okolicy sklep rybny. Uwagę wszystkich przyciągała dzisiaj potężna ruda chmura, wisząca nisko nad tym regionem. Wyglądała niemal dokładnie tak jak wczoraj. W trakcie pięknego zimowego zachodu słońca, rozlewającego na niebie farby fioletowe, różowe i pomarańczowe, wszyscy zebrani mogli cieszyć się widokiem przemawiającym na korzyść zmarzniętej pory roku. Jakie było Wasze zdziwienie, gdy tego poranka chmura jakby niezrażona przemijającym czasem i rychłym wschodem — osiadła na niebie. Wydawała się nieco inna, jakby ktoś zakraplaczem dodał do niej czerwieni, ale o dziwo nie wzbudzała zwłaszcza wśród niemagicznej części społeczeństwa, szczególnego zdziwienia. Niektórzy szeptali, że to UFO, inni, że eksperymenty wojskowe — tak samo, jak szeptali zawsze, nieświadomi prawdy. Wy również nie mieliście powodów do obaw, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Pogodynka w porannej telewizji obwieściła, że to tylko ciekawe zjawisko meteorologiczne.

Na zegarze wybiła godzina 12. Wiatr ustępował, w końcu kładąc się spać po porannych wojażach w tych stronach. Kto raz był w Maywater ten wie, że sztormy bywają tu zdradliwe, a zawiewające od oceanu prądy mogą mrozić krew w żyłach. Dzisiaj było inaczej. Wicher pochodził ze wschodu, od oceanu, ale tworzył małe trąby powietrzne, zdolne porwać kilka papierków po cukierkach, ale nic więcej. Gałęzie pobliskich wysuszonych drzew na skwerku kołysały się razem z nim, ale żadna nie złamała się pod naporem. Jego siła mogła jednak porywać szaliki albo apaszki.
Och nie! — zdążyła pisnąć wysokim głosem, jedna z elegancko ubranych pań w płaszczu i modnym kapeluszu, gdy jej apaszka postanowiła odlecieć do nieba. Chociaż wiatr słabnął, apaszka już do niej nie wróciła.

A pośrodku tego wszystkie znaleźliście się wy. 
Mieliście tu do załatwienia swoje sprawy, czy to związane z zarobkiem, czy prywatną potrzebą. Być może minęliście się wcześniej na ulicy w centrum pobliskiego miasta, a może pierwszy raz widzieliście siebie na oczy. O ile nie znaliście się wcześniej albo nie pamiętaliście z kościoła, nie musieliście wiedzieć o sobie nic.
Przechodziliście właśnie skwerkiem graniczącym z  ulicą portową. Gdybyście szli na wschód, dotarlibyście w końcu do oceanu i promenady, prowadzącej do skrótu na przystanek autobusowy i sklepu rybnego. Kręta droga na zachód doprowadziłaby Was w końcu do Saint Fall. Po obu stronach ulicy niewzruszone niczym stały budynki mieszkalne, sklepy i restauracje, zazwyczaj w sezonie tętniące życiem — dzisiaj zamknięte lub kompletnie puste. Wszystkie ogródki normalnie pozwalające spożywać posiłek na świeżym powietrzu były schowane, tak samo zresztą, jak parasole — zapewne w obawie, że w końcu porwie je ten zimowy wiatr. Na jednej z gałęzi na pobliskim drzewie mogliście dostrzec wiewiórkę, pospiesznie przemykającą do dziupli. Skwerek był dość obszerny, a po jego środku stała fontanna, obecnie wyłączona. Były na niej trzy ryby, w sezonie pluskające z wygiętych w dziubek ust wodą. Kilka ławek dookoła było doskonałym miejscem, żeby spocząć, spojrzeć na przedzierający się zza ulicy ocean, a także na wznoszącą się ponad Waszymi głowami chmurę. Oprócz Was w parczku miejsca postanowili zagrzać inni. Jedna starsza pani, robiąca właśnie na drutach, pod nosem przebąkiwała coś o paskudnym błocie, jakie zrobi się po deszczu (chociaż z nieba nie padał nawet śnieg), kilkoro zgładzonych turystów, przeglądających mapę Hellridge, jakby próbowali znaleźć na niej coś ciekawego i w końcu trójka niewinnie wyglądających nastolatków, otwierająca właśnie jedną butelkę piwa, aby podzielić się nią. Zwykły dzień w zwykłej turystycznej małej miejscowości.

Czas przesunął się o minutę. 
12:01.

Trzask.
Nad Wami usłyszeliście krótki głośny dźwięk, przypominający wystrzał albo łamanie gałęzi. Jedna z nastolatek nawet osłoniła odruchowo głowę rękoma, ale nic się nie stało — drzewo nie spadło na nią. Dźwięk niósł się jeszcze echem po okolicy, wkrótce załamując w taki sposób, że jeśli nie bylibyście czujni, nie znalibyście jego początkowego źródła. Huk był ostry i zostawał w głowie, jakby wkręcił się w nią, męczył Was i nie dawał spokoju, chociaż rozwiązanie zagadki zdawało się przyjść po krótkiej chwili. 
W nieregularnych odstępach niespodziewanie, wirując wokół własnej osi, z nieba zaczęły spadać białe piórka. Opadały powoli i nie było ich przesadnie dużo. Jakby samolot wleciał w chmurę mew albo ktoś rozerwał poduszkę z gęsim pierzem. Jedyne co mogło Was w nich zadziwić to kolor. Były krystalicznie wręcz białe. 
Wokół nikt nie krzyczał.
Rozległ się kolejny huk.

Witam Was na wydarzeniu Na całej połaci krew. Od tej pory Wasze postacie znajdują się w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia, a to oznacza, że nie powinniście rozgrywać wątków mających miejsce po 26 lutego 1985. 
Do momentu publikacji pierwszego posta w wydarzeniu możecie jeszcze kupować ekwipunek lub zgłaszać ewentualny rozwój postaci. Następnie taka opcja zostanie wstrzymana aż do zakończenia I części wydarzenia.

W pierwszym poście powinniście wypisać swój ekwipunek. Zasady i limity w ekwipunku znajdziecie w temacie mechaniki fabularnej. Opiszcie też swój ubiór. Im dokładniejszy będzie opis, tym lepiej będę mogła się do niego odnosić (można pominąć bieliznę...). Zaznaczcie też rzeczy nieznajdujące się w sklepiku mistrza gry, które macie ze sobą (np. papierosy, albo łyżka do butów). 
W poście możecie odnieść się do tego, co zostało w nim opisane, a także (co najważniejsze) do tego, co zrobiliście po usłyszeniu ostatniego huku.

Powody, dla których znaleźliście się w Maywater wybierzcie sami. Mogą być związane z wykonywanym zawodem, z prywatnymi sprawami, albo nawet wolą przypadku. Nie będzie to miało znaczenia w dalszej części wydarzenia.

Parę zasad:
- Mistrz Gry bierze pod uwagę tylko akcje opisane w poście, nie będzie uznawać domysłów albo informacji przekazywanych prywatnie. W każdym poście możecie zawrzeć 2 akcje. Pierwszego rzutu kością możecie dokonać w kostnicy, a następnie zamieścić link do owego rzutu. Drugi rzut powinien być wykonany w poście.
- Przemieszczanie się nie jest akcją (w granicach zdrowego rozsądku).
- Nie należy rzucać kością na perswazję, kłamstwo, aktorstwo, dowodzenie, lub inne czynności z zakresu charyzmy. Będę brać pod uwagę odegranie danej zdolności oraz statystykę postaci. 
- Jeśli chcecie przyjrzeć się czemuś bliżej, należy wskazać w poście obiekt, a następnie rzucić kością na statystykę talentu dodając odpowiedni bonus za percepcje.
- Na ten moment nie możecie przyprowadzić ze sobą postaci NPC, które będą od Was zależne. Wasze akcje muszą być samodzielne i jesteście zdani na siebie. Jedyni NPC w grze to Ci prowadzeni przez Mistrza Gry. 
- Czas na odpis będzie wynosić mniej więcej 72 godziny. Mistrz Gry uznaje nieobecności graczy, ale akcja na czas nieobecności nie zostanie wstrzymana. W przypadku nagminnych spóźnień z odpisami albo całkowitego zniknięcia postać mogą spotkać konsekwencje. Mistrz Gry uznaje tylko nieobecności zgłoszone wcześniej w temacie aktualizacji.
- Przypominam, że post z rzutem nie może być edytowany. W najlepszym przypadku akcja zostanie uznana za nieważną. W razie potrzeby edycji (literówki, drobne błędy i inne takie), proszę o kontakt ze mną. 
- Dla wspólnej dobrej zabawy proszę by wszystkie postaci biorące udział w wydarzeniu uzupełniły pole triggerów oraz informacji dla mistrza gry. 
- Aby (nieco ślepy) Mistrz Gry nic nie pominął, proszę Was o używanie znacznika [ b ] przy dialogu oraz znacznika [ u ] przy oznaczaniu wykonywanej akcji. Warto też będzie wypisać w adnotacji dokonywane akcje, dzięki czemu (ten sam ślepawy) Mistrz Gry nie popełni błędu.

Laurie, jeśli jest przy Tobie chowaniec, zaznacz to w ekwipunku. Będziesz mieć też możliwość przywołać go później.

W razie jakichkolwiek pytań albo wątpliwości zapraszam na discorda, albo na pw na konto Franka. 

Punkty życia:
Jiahao Yimu 161/161
Judith Carter 174/174
Johan van der Decken 184/184
Laurie Padmore 162/162
Tilly Bloodoworth 156/156

Czas na odpis macie do poniedziałku (27.02) do 20:00.
Powodzenia i dobrej zabawy!
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Laurie Padmore
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Było przedpołudnie, pod jego paznokciami nadal widniały cieniutkie obręcze wiśniowego soku — cały ranek spędził na drylowaniu owoców i śpiewaniu do przyglądającego się jego poczynaniom indyka Izydora wyjątkowo rozwiniętej wersji Laurie Padmore farmę miał, ia—ia—o — a późnolutowa wilgoć zakradała się pod materiał parki i próbowała rozgościć w kościach. Pociąganie nosem, jeszcze dwa tygodnie temu balansujące na cienkiej granicy bezradnego i bolesnego, nareszcie ustało — Laurie nie zamierzał ryzykować ponownym przeziębieniem i w Maywater pojawił się jako chodząca szafa. Na jasnych włosach tkwiła wełniana, jaskrawozielona czapka z fioletowym pomponem, który podrygiwał w rytmie raźnych kroków, pod parką w czerwono—czarną kratkę tkwił gruby, wełniany i bielutki jak śnieg sweter, a trochę—zbyt—szerokie i trochę—brudne jeansy nie przepuszczały zimna tylko dlatego, że Laurie wcisnął ich nogawki w bardzo—ubłocone trapery.
Mama śmiała się, że wygląda jak drwal specjalizujący w ścinaniu brzózek; ojciec dodał, że tylko półmetrowych, bo z wyższym drzewem przegrałby walkę; Nico nie powiedział nic, bo na widok młodszego brata zakrztusił się jabłkiem i wciąż próbował złapać powietrze, kiedy Laurie — odrobinkę urażony, z podrygującym na głowie pomponem — wymaszerował z kuchni.
To nie tak, że wyjątkowo się starał wyglądać na miastowego; po prostu chciał oszczędzić Tilly poczucia skrępowania, gdyby na portowej ulicy Maywater zjawił się w potarganych ogrodniczkach i przeciwdeszczowym płaszczu o bezwstydnej barwie żółtka jajka. Panna Bloodworth doskonale znała te ogrodniczki i ten płaszcz — odwiedzając Wallow, miała okazję dokładnie poznać ewolucję szafy Lauriego — co nie znaczyło, że Padmore miał dokładać jej kłopotu niewyjściowym zestawem.
Mimo usilnych starań, nie uniknął wdepnięcia w trzy kałuże, jedną zaspę śniegu i pół czegoś, co wyglądało na zgniłego ziemniaka. Tilly na szczęście nie skomentowała, a Laurie nie zamierzał podejmować dodatkowego ryzyka — dlatego od pięciu minut z jego ust padała niestrudzona salwa słów.
Maywater w niczym nie przypomina Wallow — pewne oczywistości należało wypowiedzieć na głos: dlatego ich spotkanie zaczął od “Tilly, wyglądasz przepięknie!” Zaraz po tym nadeszła wezbrana fala ekscytacji; Laurie wsunął rękę pod ramię panny Bloodworth, wolną dłoń wykorzystując do jedynego słusznego celu — wskazywania na mijane sklepy palcem.  
Jakie dorodne homary! — mowa o tych na szyldach pobliskich, zamkniętych na trzy spusty restauracji. — Jaka cudaczna fontanna! — ta z trzema rybami i bez wody, ale to wcale nie umniejszało jej urodzie. Później nadszedł moment na “jakie ładne deptaki! Jakie śliczne rabatki! Jaka dziwna wędka!”, aż zabrakło mu tchu i na dwie minuty przed dwunastą zatrzymali się przy jednej z ławek przy fontannie, które zapewniały doskonały widok na ocean.  
Żałuję, że w lato mam dużo pracy — spojrzenie Lauriego w kierunku nieba powędrowało tylko raz; chmura nad ich głowami pożerała niebo. —Mógłbym spędzić tu cały dzień! Tam zjadłbym lody, tam omułki, a tu — podbródek raźno wskazywał na zamknięte na trzy spusty restauracje, wreszcie zatrzymując się na sklepie, w którego witrynie nieruchomo trwały manekiny dumnie prezentujące stroje kąpielowe. — Tu nie wiem, co bym zrobił, przedziwna bielizna.
Słowa wciąż wisiały w powietrzu, gdy nad ich głowami trzasnął pierwszy huk — potężne echo rozdarło w pół leniwy dzień, skłaniając wszystkich obecnych na ulicy do mimowolnego rozejrzenia się. Laurie zareagował odruchowo — zadarta do góry głowa odsłoniła dotychczas ukrywaną w kołnierzu szyję, a błękitne spojrzenie odbijało powoli opadające z nieba piórka jak tafla leśnego jeziora.
Tilly, czy ich kolo—
Nie zdążył dokończyć — kolejny huk przeciął powietrze, a ciekawość zwyciężyła z zaskoczeniem. Laurie spokojnie obserwował, jak kilka piór niespiesznie opadło na ławę obok nich; wnikliwe spojrzenie kogoś, kto o ptakach wie więcej niż tabliczce mnożenia, poza czujnym wpatrywaniem się w tajemnicę piórka, próbowało odgadnąć, do jakiego zwierzęcia należeć mogła zguba.
I jakim cudem w takiej ilości?

ekwipunek: pentakl, athame, kilka dolarów w kieszeni
rzut#1: percepcja rzut#2: przyroda (wiedza)
Laurie Padmore
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : twój lokalny farmer
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Laurie Padmore' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 26

--------------------------------

#2 'k100' : 22
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Tilly Bloodworth
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Ale…ale…ale przecież nie ma nic lepszego niż przeciwdeszczowy płaszcz o barwie żółtka!
Nie tylko Laurie szykował się dzisiaj z należytą starannością. W końcu - spacer po promenadzie to nie jest jakieś tam wyjście po sprawunki. A na dodatek jego wizyta w mieście to nieomal święto, musiała, no wręcz musiała się należycie przygotować.
W słuchawkach Stevie Nicks śpiewa o wolności i sama tańczy równie beztrosko niczym cyganka z piosenki. Tego dnia sukienka musi być w kwiatki, w końcu czuć wiosnę w powietrzu. Nieśmiało, więc i tak musi naciągnąć na siebie wełniany sweter w odcieniu złowieszczej limonki, ale najważniejsze, że można już nosić kwiaty.
Dobiera właśnie plastikowe kolczyki do jaskrawej frotki kiedy zerknie na zegarek i aż złapie się za głowę.
Prawie się spóźniła!
Przynajmniej nie musi specjalnie tapirować włosów, przy tej wilgoci same z siebie poskręcały się we wszystkie stony.
I z tego wszystkiego nie zdążyła zdecydować który kolczyk wybrać. Czy wielkie, plastikowe kółko w kolorze dzikiego różu czy wielki, plastikowy neonowo-pomarańczowy romb.
Więc w jednym uchu ma taki, w drugim taki.
I - a jakżeby inaczej - żółty, przeciwdeszczowy płaszcz.
Ubrudzone spodnie (o to przecież nietrudno w czasie roztopów) przeszły niezauważone, za to musi pochwalić z zachwytem jego parkę. No i t a c z a p k a! - To najpiękniejsza czapka na świecie - powie z przekonaniem. Te kolory. Ten pompon!
Wszystkie czapki powinny mieć pompony, inaczej po co w ogóle je nosić?
- A latem ta fontanna jest peeeeeeeeeeeełna wody - aż zamachnie swoją wolną ręką by pokazać jak pełna - A te homary, tam sprzedają prawdziwe homary, wiesz, polane masłem i posypane pietruszką, co potrzeba specjalnego widelca i chyba też noża, żeby je otworzyć. Nigdy ich nie jadłam, kiedyś bardzo chciałam ale potem wyczytałam w kulinarnym periodyku, że wrzuca się je żywe do wrzątku. To strasznie okrutne - wydmie usta w podkówkę, ale szybko odwróci jej uwagę. W szczególności śliczną rabatką.
Będzie wymieniać potencjalne kwiaty, w końcu muszą, wręcz muszą zasiać tu wiosną żonkile. I irysy! I tulipany! A jesienią wrzosy, pełno wrzosów!
Wrzosy to podstawa. Żadna rabatka nie może nosić mienia rabatki bez porządnej sadzonki wrzosów.
- Może udałoby się, chociaż jeden dzień? Z pomocą Nico? - uśmiechnie się zachęcająco, opierając brodę o jego ramię - Lody są tutaj naprawdę dobre, a i woda przyjemnie orzeźwiająca w upalny dzień. Najpierw jesz loda, potem wygrzewasz się na plaży a potem-oooo - podąży wzrokiem za podbródkiem Lauriego - Oooch, w tym się pływa. Tak jest wygodnie - chociaż niektóre z nich są naprawdę… mocno wycięte.
Nie zdążą się jednak zagłębić się w temat wycięć, kiedy naprawdę Huknie. Zaskoczona i przerażona piśnie, zasłoni uszy i skuli się za jego plecami, przymykając oczy.
Dopiero słysząc jego głos się wyprostuje - i wtedy huknie po raz drugi. Na całe szczęście wciąż ma zasłonięte uszy, tylko lekko się wzdrygnie - Pióra? - podniesie zaskoczony wzrok na Lauriego.
Początkowo sama przyjrzy się im z zaciekawieniem, przygryzając dolną wargę. Wie jednak, że młody Padmore zna się znacznie lepiej, nie tylko na piórach. Sama podniesie głowę próbując zlokalizować źródło hałasu bądź dostrzec skąd mogą spadać pióra - a co jeśli w biednego ptaka wleciała awionetka?

ekwipunek: pentakl, athame, kilka dolarów w kieszeni żółtego płaszcza i magiczny walkman w drugiej.
rzut#1: percepcja rzut#2: percepcja
Tilly Bloodworth
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Tilly Bloodworth' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 35

--------------------------------

#2 'k100' : 91
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Jiahao Yimu
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t214-jiahao-yimu#890
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t309-jiahao-yimu#898
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t308-ive-got-a-gift-for-you-poison-in-the-well-jiahao#897
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t310-poczta-jiahao-yimu#900
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f116-dom-jiahao-yimu
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t214-jiahao-yimu#890
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t309-jiahao-yimu#898
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t308-ive-got-a-gift-for-you-poison-in-the-well-jiahao#897
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t310-poczta-jiahao-yimu#900
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f116-dom-jiahao-yimu
Kiedy robiło się cieplej, a śnieg powolnie nikł w otworach studzienek kanalizacyjnych wszystko wydawało się piękniejsze. Wkrótce na ulicach miało pojawiać się znacznie więcej ludzi, coraz chętniej zrzucających z siebie wierzchnie ubrania, by nacieszyć się pierwszymi promieniami wiosennego słońca. Jiahao nie należał do tego grona ludzi – był zmarzlakiem, który dbał o swoje własne ciepło nawet, gdy zima zbliżała się ku końcowi. Nic dziwnego, że miał na sobie swój ulubiony, czarny płaszcz, który gruby był jak zbroja płytowa, a na nogi opancerzone były prostymi czarnymi jeansami i traperami z grubą podeszwą. Szczelne obuwie było bardzo ważne, kiedy nie chciało się zamoczyć stóp – a w taką pogodę nie było o to trudno, w końcu cały zebrany w miasteczku zimowy puch zmieniał się w brudną ciecz, która rozlewała się po chodnikach i ulicach. Na dłoniach oczywiście miał czarne, skórzane rękawice – były nieodłącznym elementem jego stroju od zawsze
    Ten dzień, nie różniłby się od pozostałych zupełnie niczym, gdyby nie fakt, że nad głowami mieszkańców miasta zawisła ogromna, rdzawa chmura. Nienaturalny widok łatwo mógł zaniepokoić, chociaż niektórzy ludzie zebrani na ulicy portowej wydawali się być niewzruszeni, jakby w pełni akceptowali te niespotykane zjawisko albo celowo je ignorowali. Tutaj miał na myśli prawdopodobnie staruszkę, siedzącą na jednej z ławek, bo ona pierwsze rzuciła mu się w oczy.
    Naprzykrzanie się nieznajomym nie leżało w jego naturze – raczej uznawano go za węża, który zgrabnie omija kłopoty i nie rzuca się w oczy. Nie miał też w zwyczaju zagadywania do starszych pań. Chciał po prostu przejść obok i zająć się własnymi sprawami, skrywając dłonie w głębokich kieszeniach płaszcza. A ten dzień zapowiadał jako jeden z tych typowych, nie wyróżniających się na tle innych.
    Zamarł w miejscu jak słup soli, gdy do jego uszu trafił pierwszy niepokojący dźwięk.
    Rozejrzał się wokół siebie, jakby w poszukiwaniu źródła hałasu. Musiał być trochę zdezorientowany, z perspektywy osoby obserwującej mógł wyglądać jak zagubione dziecko szukające swojego rodzica. Wzrokiem szybko powędrował do góry, niejako obwiniając o wszystko niespotykane zjawisko pogodowe. Dosłownie chwilę przyglądał się obłokom, jakby w obawie, że niebo wkrótce może runąć na ulice, wylewając z siebie cały swój koloryt.
    Zmarszczył brwi, kiedy pierwsze pióro przeleciało obok jego twarzy. Nie próbował go nawet złapać. Znowu zadarł łeb. Było ich więcej, spadały leniwie, tańcząc jak malutkie baleriny, obracające się na wyćwiczonej nodze.
    Kolejny huk przeciął powietrze.
    Od razu zwrócił się w stronę starszej pani, schylając się przy okazji po jedno z piór. Było czystsze niż śnieg, który kiedykolwiek widział.
    — Przepraszam, nie boi się pani, że wkrótce może lunąć? — mówiąc te słowa, wskazał palcem ku górze. — Dziwne czasy, zamiast grzmotów mamy jakieś niosące się echem trzaśnięcia, a zamiast opadów atmosferycznych deszcz piór... — dopowiedział nieco ciszej, ale na tyle słyszalnie, że kobieta bez problemu mogła go usłyszeć i zrozumieć. Zaczął się głębiej zastanawiać nad tymi cholernymi piórami i rudym niebem. Do głowy przyszła mu pewna myśl – co jeśli chmury przybierały taką barwę od nadmiaru ptasiej krwi? Czy niegdyś szarawe kłęby miały stać się wkrótce czerwone jak wino?
    Rozejrzał się wkoło, próbując namierzyć jakiekolwiek ptactwo – zastanawiał się czy wszyscy przedstawiciele piórkowatych zniknęli. Postanowił również bardziej przyjrzeć się piórom, w końcu jedno z nich wciąż trzymał w dłoni. Zastanawiała go ta nieskazitelnie czysta barwa, bo nigdy nie uważał żeby ptaki należały do najczystszych zwierząt... Próbował ustalić czy zostały wyrwane siłą (może były jakieś ślady zbrodni). W przeciwnym razie uznałby to za jedno z wymyślnych zaklęć – takie rzeczy nie są dla świata normalne.

ekwipunek: pentakl, athame, paczka miętówek.
rzut pierwszy: percepcja, rzut drugi: przyroda (wiedza)
Jiahao Yimu
Wiek : 29
Odmienność : Rozszczepieniec
Miejsce zamieszkania : cripple rock
Zawód : ratownik; alchemik
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Jiahao Yimu' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 73, 18
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Wiosna. Widzieli oni wszyscy wiosnę, psia jego mać. Trochę powyżej zera termometr podskoczył i już wszyscy zachowują się, jakby mieli latać po łące i kwiatki zbierać. Skończeni idioci.
Grunt, że moje dzieciaki przynajmniej nie były tak durne, aby rozbierać się jak do rosołu na zimny wiatr, który zaraz zawiałby gardło i choroba gotowa. Młoda może coś pokwękała, że to nie modne, ale jak jej moda dupę przymrozi, to potem będzie kwękać, płakać i smarkać. Pewnie tak samo jak te dzieciaki, które właśnie mijam po drodze. Kojarzę tę parkę idącą pod rękę, jeden z nich to dzieciak od Padmore’ów, druga to córka Bloodworthów. Oboje byli tylko odrobinę starsi od syna.
O, jakiejś paniusi właśnie apaszkę zerwało. Było się jeszcze złotem obwiesić. Apaszka przeleciała gdzieś nad moją głową, ale ani mi się śniło za nią ganiać. Niech sama leci sobie do aniołków, skoro jest tak głupia.
Ja mam na sobie stare, sprawdzone trapery i bojówki. Okrywa mnie docieplana, czarna kurtka z kapturem, zapinana aż pod sam nos. Kaptur obszyty jest ciepłym futerkiem. Na moich rękach są rękawiczki, chociaż mam mieszane uczucia co do nich. Z jednej strony mogą mnie ograniczyć, z drugiej… zesztywniałe od zimnego wiatru palce są jeszcze gorsze. Głowę okrywa mi kaptur i w ten sposób widać głównie moje oczy. Ale i tak ciężko mnie nie rozpoznać – przewieszona przez moje ramię strzelba zbyt jawnie kojarzy się jedynie z Carterami. Kieszenie mojej kurtki wypełnia zapasowa amunicja, a nóż w kaburze spoczywa w jednej z kieszeni bojówek na udzie. Ten pozostaje niewidoczny.
I tak przyszłam uzbrojona dość lekko, ale nie wiedziałam, co mogę zastać na miejscu. Idiotycznym byłoby przychodzenie uzbrojonym po zęby przeciwko dziwnej, czerwonej chmurze.
Przyciągała uwagę. Moją również. Nie spotkałam takiej przez półwiecze mojego życia na tym łez padole, a teraz ściągała moje zainteresowanie również ze względu na ewentualne informacje dla Czarnej Gwardii. Może to nie mój interes, ale wolałam wiedzieć, pójść i sprawdzić niż polegać na innych laikach, których być może bym nie znała. Tak więc tak – jestem jednym z tych gapiów, tylko zamiast rozważania o UFO zastanawiałam się, o co z nią naprawdę chodzi. Nie podobało mi się to. Kolor miała ładny, szkarłatny, ale to nie mogło zwiastować niczego dobrego.
Jak na zawołanie coś strzeliło. Drgnęłam, a moją nerwowość zdradziło automatyczne odskoczenie dłoni do strzelby, lecz nie chwyciłam jej. Jeszcze. Huk rozlegał się po całym niebie, niemal odbijał echem, gdyby nie fakt, że naturalne echo tak nie brzmiało. Znałam echo zbyt dobrze z lasów, jeszcze z wypraw z moim ojcem lub potem bratem. To było coś innego, nawet jeśli nie potrafiłam jeszcze tego rozpoznać.
A potem z nieba zaczęły spadać pióra. Marszcząc brwi, wyciągnęłam dłoń, aby pochwycić jedno z nich. Spadło na czarną rękawiczkę, kontrastując idealną bielą. Było zbyt białe jak na ptaka, nawet jak na najbielszą synogarlicę. Wyglądały jakby ktoś zaplutego Gabriela z piór oskubał i zrzucił jego kosz z tej krwawej chmury.
A może…
To było nieco absurdalne, ale czy najpierw nie należy rozważyć również tego, co wydaje się niemożliwe?

ekwipunek: pentakl, strzelba, zapasowa amunicja do strzelby, nóż, papierosy, zapalniczka
pierwszy rzut: przyroda (II), drugi rzut: religioznawstwo (I)
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 13

--------------------------------

#2 'k100' : 62
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Johan van der Decken
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t220-johan-van-der-decken#516
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t501-johan-van-der-decken#2217
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t500-poczta-johana-van-der-deckena#2215
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1051-rachunek-johana#9063
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t220-johan-van-der-decken#516
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t501-johan-van-der-decken#2217
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t500-poczta-johana-van-der-deckena#2215
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1051-rachunek-johana#9063
Choć powodów do narzekania miał mało, Johan van der Decken nie znosił takiej pogody. Tej niepwenej mieszanki poprzedzającej wiosnę sprawiającej, że nie było wiadomo jak się ubrać. Jedni mówili, że nadchodzi ciepło- inni, że zima jeszcze zdąży uderzyć. Jedni i drudzy go irytowali.
Wyrwał się z pracy wcześniej; dużo, dużo wcześniej niż powinien. Zmęczyło go przeglądanie statystyk i słupków sprzedaży, kawa wystygła a przez to że Janice, sekretarka, miała dziś wolne musiał ją zaparzyć sam, przez co nie smakowała tak dobrze. Zarzucając na granatowy garnitur flauszowy, czarny płaszcz sięgający kolan i cienki szalik wymówił się więc niedoborem korelujących ze sobą zadań i przygotowaniem do spotkania służbowego. Na odchodne kazał pracownikom wysłać kilka faksów, którymi miał zająć się już wczoraj, ale zabrakło mu na nie czasu.
Przed powrotem do domu zaparkował swojego Lincolna w porcie z zamiarem wstąpienia do cukierni. Karton donutów w polewie czekoladowej zamierzał wsadzić do lodówki i poczekać aż żona wymięknie i zacznie je wyjadać. Plan był dziecinnie złośliwy - w przyszłym tygodniu wybierali się na przyjęcie a możliwość zobaczenia jak nie będzie mogła dopiąć sukienki była zbyt kusząca. Skręcił w skwerek graniczący z portową ulicą i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów oraz benzynową, grawerowaną zapalniczkę. Zaraz potem uniósł się za nim kłąb dymu. Niestety, cukiernia była zamknięta. Opustoszała ulica portowa zdawała się wypraszać wszystkich, którzy postanowili się na niej dziś pokazać. Pustkami świecił również sklep rybny, na widok którego van der Decken zmarszczył nieco brwi. Zwykle widywało się tu kolejkę turystów, przejezdnych i mieszkańców, którzy nie mogli się doczekać by spróbować tuńczyka z najświeższej dostawy.
Ci, którzy pomimo nieciekawej pogody postanowili pojawić się w okolicy portu pochłonięci byli zgoła czym innym, niż zakupami bądź stołowainem się w restauracjach i kawiarniach. Odgarnął skrawek szalika, który poderwany przez podmuch wiatru uderzył go lekko w nos i zaklął cicho by zaraz zerknąć na wiszącą na niebie rdzawą chmurę. Nie wzbudziła w Johanie bynajmniej zachwytu - jako marynarz wiedział, że takie zjawiska rzadko zapowiadają coś dobrego. Spodziewał się jednak sztormu na oceanie, a nie...
Gdy rozległ się huk, odruchowo ugiął się nieco na nogach ażeby zaraz spojrzeć w górę, za siebie. i wypatrzyć coś, co mogło przyczynić się do zamieszania. Nie spowodowało go żadne pęknięcie grubej gałęzi, żaden wybuch w którymś z lokali. Nigdzie nie widział dymu - jedyny wydobywał się z papierosa, którego zacisnął pomiędzy zębami. Choć ucichł, Johan miał wrażenie, że wciąż go słyszy, jak powracające echo. A potem tuż przed jego nosem pojawiło się powoli opadające, białe pióro. Jedno, drugie, trzecie... cała masa pierza - bynajmniej nie był to puch, którego mógłby się ktokolwiek spodziewać o tej porze roku.
- Co co chuja...? - wymamrotał do siebie zakładając, że coś musiało wlecieć w stado gęsi, co było mało prawdopodobne.

ekwipunek: pentakl, athame, portfel, książeczka czekowa, papierosy, zapalniczka, kluczyki do samochodu
pierwszy rzut: percepcja
Johan van der Decken
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : członek zarządu Flying Dutchman
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Johan van der Decken' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 50
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Drugi huk, który rozniósł się po okolicy, nie sprawił, że coś drastycznie się zmieniło. Pióra dalej wirowały, opadając łagodnie w dół na ulice i skwerek, na którym się znaleźliście, a świat dalej się kręcił. Tylko ludzie wydawali Wam się bardziej przerażeni, jakby spodziewali się potężnej burzy, niebezpiecznej i nieprzychylnej nawet największym wilkom morskim. Pozornie nie stało się jednak nic, co mogłoby świadczyć o nadciągających wydarzeniach. Niedługo po tym, gdy głuchy hałas ustał, jeśli tylko spojrzeliście w górę na niebo, mogliście dostrzec, jak kawałek czerwonej chmury nad wami oderwał się i niesiony wiatrem szybował teraz po skosie w dół, prosto na pobliską plażę. Trajektoria jego lotu zdawała się was ominąć, ale mogliście bez problemu obserwować to zjawisko, dopóki nie zniknęło za budynkami, a nad waszymi głowami pozostała około kilometrowa wyrwa w chmurze.

Laurie, jako doświadczony farmer, doskonale znałeś się na zwierzętach gospodarczych, w końcu na twoim stole nie raz gościła kaczka albo gęś, a ogródku kury. Mewy podróżujące czasem do Wallow, puchacze śnieżne (czasem zapuszczające się w tę okolicę w zimie), białe gołębie, śnieguły czy białozory — żadne z tych zwierząt nie miało piór w podobnej jakości bieli. Ich długość odpowiadała mniej więcej długości dłoni. Chociaż pozornie nie wyróżniały się niczym, tak po głębszym przyjrzeniu się i przeanalizowaniu ich wyglądu, mogłeś z całą pewnością stwierdzić, że te pióra nie należą do żadnego znanego Ci zwierzęcia niemagicznego ani magicznego.

Tilly, od dzieciństwa dostrzegałaś w otoczeniu rzeczy, których nie widzieli inni, miałaś swoje ścieżki i obserwacje. Dzisiaj też w całym tym niespodziewanym zjawisku udało Ci się zobaczyć coś więcej. Gdy obserwowałaś, jak na ziemię opadały pióra, zaczęłaś zauważać nieznaczne różnice pomiędzy nimi. Chociaż większość wyglądała właściwie dokładnie tak samo, kilka z nich, spadających nieopodal Ciebie, było przeciętych w pół, jakby ktoś bawił się przy nich nożyczkami. Nie zauważyłaś żadnego wzoru względem tego, jak spadały te pocięte, a jak te zwykłe. Wydawało się to zupełnie losowe. Gdy spojrzałaś w górę na miejsce, z którego leciały, mogłaś mieć wrażenie, że spadają gdzieś z wysokości chmury, tak samo, jak te poprzednie. Najciekawsza wydała Ci się jednak wyrwa w chmurze, która powstała po drugim huku. Oderwany kawałek, który poszybował już w stronę plaży, był nierównomierny i nie zostawił chmury przebitej na wylot, ale mogłaś, spoglądając w górę dostrzec, że w miejscu, w którym go ubyło, kolor stał się jeszcze intensywniejszy i bardziej czerwony.

Jiahao, w tej okolicy już po pierwszym huku zabrakło ptactwa. Mewy i gołębie, zwykle przesiadujące na skwerku i portowej ulicy, odleciały jak najdalej od źródła potencjalnego zagrożenia i więcej ich tam nie zobaczyłeś. Wcześniej, gdy odlatywały, nie zauważyłeś u żadnego ptaka znaczących braków w upierzeniu. Gdy odezwałeś się do starszej pani, ta odpowiedziała ci prędko.
Oj tak, złociutki. Pora do domu — nie była w stanie wstać samodzielnie z ławki, widziałeś w każdym jej ruchu, o ile pomogłeś kobiecie się podnieść, że wyprostowanie się sprawia jej ogromną trudność. — Pióra? Co ty mówisz? — roześmiała się niedowierzająco twoim słowom. Wyjaśnienie było proste: być może starsza pani z wiekiem oprócz mobilności traciła też wzrok albo... piór wcale nie było.
Drugą teorię mogleś od razu skreślić. Jedno z nich trzymałeś przecież w dłoni. Białe i nieskazitelnie czyste.

Judith, bycie gwardzistką od lat uczyło cię, że gdy odrzuci się wszystko, co możliwe, to co zostało, nawet jeśli wydaje się absurdalne, musi być prawdziwe. Pióro, które wylądowało na twojej rękawiczce, nie przypominało pióra żadnego zwierzęcia, jakie było Ci znane. Nigdy nie polowałaś na podobne. Było długości mniej więcej twojej dłoni, ale jego kolor wydawał ci się niemożliwy do uzyskania w ziemskiej przyrodzie. Teoria, która pojawiła się w twojej głowie, mogła zostać tam na dłużej. Słyszałaś kiedyś o aniołach, w Kościele, w kuluarach, wśród gwardzistów, wspominano czasem o nich, ale nigdy nie określano ich żadnym przymiotnikiem. Nie pracowałaś nad podobną sprawą, ale wiedziałaś, że jeśli te w istocie należą do anioła, to samo zbadanie ich mogło wiele dać twojej komórce. Ze wszystkiego, co wiedziałaś o Gabrielu, wydawało się jednak, że nie mogą one pochodzić z jego skrzydeł. Słyszałaś, że jako archanioł, był on wielki na kilka metrów wysokości, więc pióra wydały ci się nieproporcjonalne.

Johan, gdy spojrzałeś w górę, z łatwością dostrzegłeś, że w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdował się kawałek chmury, zmierzający teraz daleko na plażę, kolor stał się znacznie intensywniejszy i jaskrawszy, chociaż chmura nie przebiła się na wylot. Im dłużej patrzyłeś, tym bardziej czerwony się stawał, jakby z każdą sekundą chmura czymś nasiąkała, albo drobinki odpowiadające za jej barwę zbierały się w tym miejscu. Grupa nastolatków niedaleko ciebie spojrzała wprost na ciebie z nieukrywanym przerażeniem. Kojarzyli cię dobrze, mogłeś dostrzec to w ich oczach. Jeśli jest się van der Deckenem to w Maywater nie można być anonimowym.

Minęła krótka chwila, w której trakcie mogliście swobodnie dojść do swoich wniosków, ale nawet wtedy nie byliście w stanie przewidzieć tego, co miało się stać. Nie było słychać już żadnego huku, gdy nagle z nieba, prosto z wyrwy w chmurze nad Wami, zaczęły spadać szkarłatne ciężkie krople. Było ich ledwie kilka, nie mogliście dostrzec ich aż do momentu, kiedy znalazły się tuż obok. Gdyby nie ich kolor — byłyby niczym zwykły deszcz. Pierwsza z kropli spadła wprost na skroń Judith, a następne dwie na nos Laurie i czoło Jiahao. Mogliście poczuć natychmiastowy ból, jakby kropla rozgrzanego na patelni oleju wystrzeliła wprost na was, ale było to wrażenie znacznie silniejsze. Szybko w okolicy zaczął unosić się swąd przepalonej skóry. Kolejne dwie krople spadły na pobliski krzew, widzieliście przez chwilę, jak lśnią tam, lecz minęło kilka sekund, a krzew zaczął obumierać, jego liście schnąć, a gałęzie stały się czarne.

Druga tura.
Witam Was jeszcze raz. Bardzo się cieszę, że wszyscy dotarliście na ulicę Portową.

Przypominam o zasadzie maksymalnie dwóch akcji na turę (jeśli macie wątpliwości, co jest akcją, dajcie znać — pomogę).

Jiahao, Judith, Laurie, spadły na Was szkarłatne krople gorącej substancji, która przepaliła Wam skórę, zabierając Wam po 5 pż powierzchniowych za każdą. Krople spadały losowo - rzut.

Johanie, nie zakupiłeś samochodu w sklepie mistrza gry, dlatego z Twojego ekwipunku usunęłam kluczyki do niego.

Punkty życia:
Jiahao Yimu 156/161 (-5 P)
Judith Carter 169/174 (-5 P)
Johan van der Decken 184/184
Laurie Padmore 157/162 (-5 P)
Tilly Bloodoworth 156/156

Ekwipunek:

Czas na odpis macie do niedzieli (5.03) do 22:00.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Laurie Padmore
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Żadne z nich nie musiało być meteoro—astro—pogodo—wszystkologiem, żeby wyczuć w powietrzu ten niepowtarzalny zapach. Słone powietrze znad oceanu dominowało zmysły, ale ponad tym wszystkim wzbijało się coś jeszcze — podświadomy odorek, coś, co zwierzęta wyczuwały bez trudu, a co całe wieki temu wymknęło się ludziom; bez względu na to, ile magii płynęło w ich krwi.
Zignorowanie atawistyczne obawy — chmura nad ich głowami była ospała, burze zawsze budziły strach, na dodatek brak przeciwdeszczowego płaszcza o barwie żółtka doskwierał mu coraz bardziej — było banalnie proste. Laurie postrzegał świat wybiórczo; obecnie bardziej interesowały go rozwarte w niemej próbie schwytania powietrza usta fontannowych ryb niż zgromadzeni wokół ludzie — nie liczyć Tilly, która zawsze była w centrum jego uwagi, niedostrzeganie jej to fizyczna niemożebność; poza tym kto nie chciałby patrzeć na nią całymi dniami, zwłaszcza kiedy nosi tak cudownie limonkowy sweter? Gdyby Padmore znał zazdrość (nie znał; każdy zasługuje na każdą otrzymaną od Lucyfera cudowność, a nawet troszkę więcej), pewnie właśnie ona dominowałaby jasne spojrzenie, które pięć razy — właściwie pięć i pół; raz zerknął z ukosa — powracało do kolczyków Tilly.
Oczywiście tylko wtedy, kiedy nie patrzyło z podziwem na przeciwdeszczowy, żółty płaszcz; brata bliźniaka tego, który został w szafie w Wallow.
Głupiś, Laurie, pomyślał Laurie.
Głupiś, Laurie — wymamrotał pod nosem Laurie, z dumą poprawiając pompon na czapce. Nico się nie znał — to naprawdę ładne nakrycie głowy, cóż z tego, że było mu właśnie trochę za gorąco; ciepło i tak rozchodziło się od policzków, których pieczenie Padmore próbował ukryć w kołnierzu parki z raczej marnym skutkiem. Podjął inną taktykę: teraz z powagą kiwał głową na każde słowo panienki Bloodworth, bo żadnej, ale to żadnej wątpliwości nie podlegało, że doskonale wie o czym mówi, na całkowitą rację, oczywiście, że zapyta Nico, a poza tym tak, on też pływa w bieliźnie.
Czasami.
Rozchylił usta, żeby podzielić się tą myślą, ale — na szczęście — nie zdążył. Po hukach nadszedł deszcz piór; po deszczu piór nastąpiły wnioski.
Och, Tillyoch, Tilly brzmiało, jakby Laurie odkrył najsmutniejszą rzecz świata i poniekąd odkrył; cała jego wiedza na temat pierza okazała się zbędna. — To nie są pióra, przynajmniej ni—
Nie takie zwyczajne.
Powiedziałby, gdyby zdążył.
Powiedziałby, gdyby nie syknięcie — najpierw to skóry, później to bólu — które wypełniło nienaturalnie ciche powietrze. Coś czerwonego i gęstego skapnęło z wysokości nieba; jak leniwa łezka, tyle, że łzy nie miały w zwyczaju siać zniszczenia — a to właśnie ono siało spustoszenie na jego nosie. Laurie poderwał dłoń do twarzy odruchowo i na tyle gwałtownie, że do bólu przypalonej skóry dołączył ból uderzenia — pacnięcie w nos wyrwało spomiędzy ust zdławione “o rany”, do którego dołączyło znacznie głośniejsze “o nie”.
Uniesione do góry spojrzenie odsłoniło przed nim sekret; wyrwa w chmurze posyłała w kierunku ziemi kolejne rubinowe krople. Głęboko zakorzeniony odruch wziął górę nad rozsianymi bólem myślami — Laurie najpierw złapał dłoń Tilly, jakby dotykiem próbował upewnić się, że szczelina w chmurze nie wessie jej do środka — niedorzeczny pomysł, gdyby nie to, że teraz wszystko było niedorzeczne — a druga, wolna ręka wykonała lekki gest; jakby przecierał wilgotny talerz szmatką.  
Tela.
Zaczekał; sekundę, potem drugą.
Nie stało się nic — pentakl ukryty pod grubymi warstwami ubrań przylegał do skóry, ale czar obumarł zanim było mu dane rozkwitnąć.  
Tilly, musimy znaleźć schronienie, ja—
Nie umiem, może za bardzo się boję, nigdy nie byłem najodważniejszy, próbowałem — nie dokończył; jego głowa poruszyła się na prawo, na lewo, zgromadzeni wokół ludzie zamarli w pierwszym przejawie niepewności, a spośród nieznajomych sylwetek tylko jedna, nieco oddalona, odwrócona tyłem, mogła być obietnicą ratunku.
Judith?
Gorąco — goręcej niż krople z nieba przypalające nosy — prosił, żeby tak; żeby to naprawdę była ona.

rzut: zaklęte Tela (10 [k100] + 20 [magia natury]), próg nieosiągnięty
Laurie Padmore
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : twój lokalny farmer
Johan van der Decken
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t220-johan-van-der-decken#516
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t501-johan-van-der-decken#2217
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t500-poczta-johana-van-der-deckena#2215
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1051-rachunek-johana#9063
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t220-johan-van-der-decken#516
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t501-johan-van-der-decken#2217
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t500-poczta-johana-van-der-deckena#2215
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1051-rachunek-johana#9063
Hałas ucichł, pozostawiając za sobą nieprzyjemne uczucie i niesmak taki, jaki pozostawić potrafi niezadowolona teściowa na rodzinnym obiedzie. Bądź sama rodzina w analogicznych okolicznościach - Johan doświadczył jednego i drugiego.
Przez chwilę obserwował rozdarcie cumulusa; część chmury odpływała swobodnie w stronę plaży, co jednak wcale nie napawało spokojem. Wyrwa natomiast zaczęła nabierać koloru. Rdzawy odcień ciemniał, aż nabrał szkarłatną barwę - jak bandaż, nasiąkający krwią; widok van der Deckenowi nieobcy, po polowaniach zawsze musieli kogoś składać, czy za pomocą magii, czy też klasycznie.
Pióra wciąż opadały lekko na ziemię kiedy rozejrzał się powoli wokoło. Większość ludzi zachowywała się, jakby niczego nie dostrzegła co tylko upewniło go w przekonaniu, że zjawisko bynajmniej nie należy do tych zwykłych. Wreszcie jego wzrok padł na grupkę nastolatków. Przyglądali mu się ze strachem, wybałuszając oczy jakby właśnie rozpłatał przed nimi morświna. Chude palce dryblasa zaciskały się na butelce z piwem, którą pewnie chwilę wcześniej otworzył.
- No i na co się gapicie? - machnął ręką, chcąc ich przegonić niczym niewygodne muchy. - Wypad stąd, widzę co robicie! - wskazał palcem na butelkę. Jedną z rzeczy, których nie znosił było gówniarstwo, jak nazywał młodzież. Tym razem jednak poza zwyczajną niechęcią, chodziło Johanowi o coś więcej. Lepiej było, żeby się tu teraz nie pałętali. Wyrwa w chmurze była już niemal bordowa. Van der Decken wyrzucał właśnie niedopalony papieros, kiedy z nieba zaczęły spadać pierwsze krople. Początkowo ich nie zauważył, nie zwrócił uwagi na detal, który ominął zarówno jego nos jak i czoło. Wreszcie jednak dostrzegł. Niemal krwawe plamki na deptaku, mniejsze i większe. Ja pierdolę. Rozejrzał się raz jeszcze, by dostrzec znajomą sylwetkę. Judith Jebana Carter. Gdyby nie to, że należała do Gwardii, byłaby ostatnią osobą, w kierunku której by ruszył. Na samą myśl o kobiecie zaczęło Johana kręcić w nosie, jakby miał zaraz kichnąć. Alergię na Carterów ojciec wpajał mu od najmłodszych lat i tak już zostało.
- Oi! Carter! - przyglądała się piórom, chmurze, całej reszcie, musiała więc widzieć to samo co on. Gdy spojrzał jej w twarz zobaczył, że jest poparzona. Mała, ale czerwona, zaogniona plamka sama wykrzykiwała wniosek - to deszcz. Ja pierdolę, pomyślał znowu. - Tela - mruknął unosząc nieco dłoń. Jeśli miała mu jakoś pomóc, to należało spróbować ją ochronić. I siebie też, przede wszystkim.
Na krzak nie zwrócił uwagi.

rzut: zaklęcie Tela, K100 = 59 + 9 (magia natury) = 68
Johan van der Decken
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : członek zarządu Flying Dutchman