Witaj,
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
First topic message reminder :

Ulica portowa
Na wylanej asfaltem głównej ulicy Maywater roi się od małych restauracyjek zwłaszcza serwujących owoce morza i ryby, od sklepów wędkarskich i żeglarskich, a także kiosków z pamiątkami. W sezonie turystycznym można spotkać tu wycieczki i tłumy turystów, którzy po odwiedzeniu pobliskiej plaży, chętnie udają się na lokalny obiad. Poza sezonem ten region świeci pustkami, a większość z biznesów jest pozamykana na cztery spusty. Droga na plażę z głównej ulicy jest dość prosta, dlatego latem nie należy dziwić się osobom ubranym jedynie w strój kąpielowy, które przechadzają się po po mieście w szybkiej drodze do sklepu.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Nasiąknięte krwią drzewo w chwili, w której tąpnęło w ziemię, wywołało trzęsienie, do jakiego nie przywykliście w tej okolicy. Pękający asfalt i ulatniająca się spod konaru strużka świeżej chłopięcej krwi, były niczym dwie szramy, znacznie różne, ale metaforycznie wręcz zbliżone do siebie. Ciche kaszlnięcie wypluło z ust nastolatka kolejną strugę krwi, obserwował zagubionymi i przerażonymi oczami wciąż zbliżające się do niego sylwetki, gdy przeskakiwaliście na lewą stronę, na której leżał. Palce jego dłoni drżały, był zdezorientowany. Nie wiedzieliście, czy uda się go uratować, Czasu było niewiele, a pokruszona ulica pękająca głęboko wzdłuż miała zostawić na mapie wsi nieocenione zniszczenia. Kapiący szkarłatny deszcz ustawał, ale mogliście być pewni, że chociaż niebo wydawało się bezpieczne, prawdziwe piekło miało rozegrać się na ziemi.

Johan, doskonale znałeś Maywater. Nie dość, że tutaj właśnie wychowywałeś się i mieszkałeś, to mogłeś liczyć na nieoceniony szacunek mieszkańców, którzy dobrze kojarzyli twoją rodzinę, zapewniającą miejsca pracy wielu z okolicy. Czym jednak była twoja reputacja wobec kataklizmów nawiedzających to miejsce? Towarzystwo Judith, która wprawnie posługiwała się magią odpychania, mogło być cenne, nawet jeśli wasze rodziny niespecjalnie za sobą przepadały, Krąg był jednak silny. Silny i celny czar poleciał w stronę pobliskiego sklepu z pamiątkami, w zimowej porze zamkniętego, który mógł być dobrym schronieniem. Dzieła was od niego już bliska odległość, chociaż teraz wasze głowy zaprzątało zupełnie co innego. Chłopak, którego ostatnie minuty mogliście obserwować z bliska, bladł z każdą sekundą. Chociaż staraliście się mu pomóc, kolejne czary Tilly nie działały. Częściej obcowałaś z trupami, chociaż nauka magii anatomicznej przychodziła ci z łatwością, widziałaś, że jeszcze wiele musisz się nauczyć. Chociaż magiczna mgiełka ulatniała się, była zbyt słaba, żeby pomóc chłopakowi. Chwycenie go za dłoń i w ten sposób dodawanie otuchy, było pięknym gestem, który — jeśli tylko miałby na to sposobność — na pewno by docenił. Poczułaś, jak jego drżąca dłoń pulsuje pod twoją, jak zaciska się mocniej, jak niewiele młodszy od ciebie dzieciak, patrzy ci w oczy, jakby dostrzegał w nich swoją szansę. Nie był martwy - jeszcze nie. Rzucony przez Lauriego czar podziałał nieco lepiej. Byłeś zdolnym chłopakiem, wyraźnie widziałeś jak rana powoli zasklepia się, rozerwana skóra złącza na powrót ze sobą, jednak tkwiącą w niej gałąź stopowała całkowity efekt zaklęcia. Podejrzewałeś, że skoro przebiła mu ona płuca, co najwyżej twój czar mógł powstrzymać dalszy krwotok na zimną ulicę, ciało chłopaka należało powoli spisywać na straty. Dzieciak nie puścił ręki Tilly, ale spojrzał na wyczarowany przed jego oczami kwiatek, z każdą sekundą jego powieki opadały coraz niżej i niżej. I chociaż w pobliżu był lekarz, Jiahao, zdecydował się uciekać, wiedziony zdrowym rozsądkiem, pragnął ratować siebie. Nie można było ci się dziwić, Yimu, w każdym człowieku potrzeba przeżycia była silna, a w szpitalu zawsze powtarzano — najpierw pomóż sobie, potem pomagaj innym. Wyraźnie widziałeś sklep, który wcześniej otworzyła Judith, widziałeś też spożywczak, do którego zmierzała teraz starsza pani, gdy nagle huknęło. Trzask łamiącej się gałęzi kolejnego drzewa wyraźnie wbił się w wasze uszy. Było daleko, jednak ono też spadło na drogę, niedaleko za starszą kobietą, która wciąż niewzruszona i zdezorientowana, wędrowała w obraną sobie stronę. Miała albo wielkie szczęście, albo czuwał nad nią Bóg. Ale wy wiedzieliście przecież... Boga już dawno nie ma. Uderzenie kolejnego konaru, nabrzmiałego od kropli szkarłatu, od których poczerniał, wywołało kolejne zatrzęsienie asfaltu, który od razu zaczął tylko bardziej się kruszyć, tworzyć w sobie jeszcze większą wyrwę i w końcu załamywać.
Wszystko działo się zbyt szybko, niczym wybuchający wulkan, niczym huragan, albo pożoga — załamujące się pod swoim ciężarem Maywater wkrótce miało porwać swoje ofiary. Najpierw załamał się kawał drogi po prawej stronie, na którą, gdyby nie wasze dobre decyzje, wskoczylibyście i wkrótce upadli wgłąb starych kanałów deszczowych, zapewne grzęznąc nieprzytomnie pod gruzem. Lewa strona drogi zdawała się wciąż trzymać, ale opadająca infrastruktura zbliżała się do wyrwy, przy której leżał chłopiec. Nie minęła sekunda, gdy jego ciało gwałtownie zsunęło się w dół, opadło ciężko w tworzącą się tam teraz dziurę. Dzieciak już nic nie czuł, był martwy. Jego zaciśnięta na Tilly dłoń nie otworzyła się, jakby zaciśnięte silnie stawy nie chciały puścić swojej ostatniej nadziei. Panna Bloodworth miała sekundy, w których trup ciągnął ją za sobą pod ziemię.

Czwarta tura.
Ponownie przepraszam Was za spóźnienie i ponownie w ramach zadość uczynienia jedno z Was otrzyma ode mnie jednorazowy bonus wynoszący +15 do przyszłego rzutu kością. Kości zdecydowały, że będzie to Jiahao.

Ze względu na tempo zdarzeń, w kolejnej turze możecie wykonać tylko jedną akcję. Czas odpowiedzi tym razem wyniesie 48h.

Tilly, zaciśnięta na Twoim nadgarstku ręka trupa ciągnie Cię ze sobą w dół. Możesz w dowolny sposób bronić się przed tym, pomóc mogą Ci również Twoi towarzysze. Ewentualne fizyczne uwolnienie się z jego uścisku będzie wymagać rzutu na sprawność na udźwig, próg do pokonania wynosi: 100 (zadecydowały kości).

Jiahao, możesz bez problemu podążać do sklepu, w którego stronę idzie staruszka, jeśli pozostaniesz po lewej stronie drogi. Aby pokonać leżący tam konar, musisz go przeskoczyć, obejść, lub zrobić cokolwiek innego, co pozwoli ci się przemieszczać. Dalsze poruszanie się może zapewnić ci bezpieczeństwo i ucieczkę z miejsca zdarzeń. Możesz też zawrócić i pomóc reszcie.

Johan, znasz te tereny i zdajesz sobie sprawę, w jaki sposób były budowane. Możesz z pełną swobodą i pewnością określić, że strona drogi, po której stoicie, jest znacznie stabilniejsza niż druga.

Punkty życia:
Jiahao Yimu 161/161
Judith Carter 169/174 (-5 P)
Johan van der Decken 184/184
Laurie Padmore 157/162 (-5 P)
Tilly Bloodoworth 156/156

Ekwipunek:

Czas na odpis macie do poniedziałku (20.03) do 22:00.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Mów do słupa, a słup jak dupa.
Ani jedno, ani drugie, ani trzecie, ani nawet czwarte mnie, kurwa, nie słuchało, i co? Owszem, dzieciak Padmore’ów prawie pomógł chłopakowi, ale co z tego, skoro cała cholerna gałąź przebijała go na pół? Umierał na naszych oczach i żadne zaklęcia ani polne kwiatki temu nie pomogą. Gasnące w oczach życie widziałam już nieraz i umiałam rozpoznać nieubłagalną śmierć, kiedy nadchodziła.
Chłopak tuż przy nas wyzionął ducha, bo nikt mnie nie posłuchał, a na domiar złego zaczęło się dziać coś, co wprawiło mnie w szczery niepokój.
Jeśli kiedykolwiek wyobrażałam sobie Armagedon, to jego początek wyglądał właśnie w ten sposób.
Moim oczom ukazały się kolejne pęknięcia – strona, której nie wybraliśmy, rozsypywała się na gruz i popiół, wpadając w stare kanały. To tylko kwestia czasu, aż domy zaczną pękać i kruszyć się pod swoim ciężarem, osuwając tragicznie pod ziemię. Grunt trząsł się pod nogami, a wyrwa się poszerzała. Instynktownie odskoczyłam w tył, nie mając świadomości, że nie wszyscy podzielają instynkt przetrwania. Martwe już ciało chłopaka osunęło się, dla przykładu, w wyrwę, ciągnąc za sobą dziewczynę od Bloodworthów. Może w innych okolicznościach ten uścisk dłoni uznałabym za szlachetny – teraz był skrajną głupotą i wiedziałam, że dziewczyna nie będzie w stanie się utrzymać na powierzchni.
A pod gruzami zginie albo pod ciężarem miażdżącym żebra i resztę wnętrzności, albo przez brak tlenu. Albo oba.
Kurwa – syknęłam pod nosem. Nie było czasu na cackanie się i inne ceregiele. Może właśnie załatwiam dzieciakom traumę do końca życia, ale w porównaniu z wepchnięciem ich w ramiona śmierci wciąż była to lepsza decyzja.
Trzymaj ją – rzuciłam do Padmore’a, który wydawał się dziewczynie bliski. Skoro tak, złapie ją jakby zależało od tego jego własne życie, albo i więcej.
Zdjęłam z ramienia strzelbę, przeładowałam, krótko wycelowałam w staw łokciowy, i z pewną postawą oddałam jeden strzał. W normalnych warunkach ręka powinna urwać się w tamtym miejscu. Być może rozbryzg krwi trafi na twarz dziewczyny. Nadal, lepsze to niż bezczynność.
Wynosić mi się stąd – rzuciłam, o ile udało mi się uwolnić Tilly od ciężaru, po czym odwróciłam się do Johana. – Decken, znasz ten teren, gdzie się możemy schować, żeby nas nie wciągnęło, kurwa, pod ziemię?

Nie wiem czy powinnam na to rzucać, więc rzucam prewencyjnie:
1 akcja: strzelectwo (II)
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 27
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Laurie Padmore
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Niedobrze, niedobrze, niedobrze.
Huk rozłamywanego w pół świata prawie zagłuszył jedyną spójną — jeśli nie liczyć o cholibka — myśl pod przechyloną pod dziwnym kątem czapką. Mężczyzna, którego Padmore nie znał — i chyba nie zdąży już poznać — rzucił coś na temat ratowania trupa; miał rację, ale przecież to nieistotne.
Teraz niewiele jest istotne.
Niedobrze, niedobrze.
Gasnące w spojrzeniu chłopca życie było odbiciem nadziei; ona też zaczęła blaknąć, migotać chybotliwie i poddawać się grozie, która zapanowała wokół nich.
Niedobrze.
Rzężący oddech ucichł i Laurie usłyszałby to bez trudu — będzie słyszeć w koszmarach — gdyby nie kolejny trzask, następna salwa huku i widok, który wyparł spod czupryny ostatnią, sensowną myśl.  
Nie.
Już nawet bez dobrze.
Zanim Padmore przyznał rację starszym — i zdecydowanie mądrzejszym — od siebie, było za późno. Wielkie katastrofy dzieją się szybko. W jednej chwili wciąż trzymał dłonie na ciele chłopca, obserwując, jak w jego oczach pojawia się szklisty pobłysk niezrozumienia, aż nawet on zniknął zupełnie; w momentach takich jak ten, nawet chaotyczna myśl, że przynajmniej nie zmarł samotnie, jak Daisy nie niosła pocieszenia.
W jednej chwili było nieruchome ciało i bezbrzeżny smutek, w drugiej — ryk pękającej ziemi, która połykała wszystko, co na jej drodze. Włącznie z nastoletnimi trupami oraz — nie, nie, niedobrze — pannami Bloodworth doczepionymi do ich rąk.  
Tilly!
Ten głos chyba należał do niego, chociaż nie miał całkowitej pewności; teraz nic nie było pewne, nawet ból w jego własnym ciele, które zdobyło się na jedyną słuszną reakcję. Kiedy pęknięcie pochłonęło chłopca, a bezwładny nieboszczyk zaczął ciągnąć za sobą Tilly, Laurie bez namysłu złapał za jej drugą dłoń. Dwie sekundy i całe lata świetlne możliwości; szarpnięcie w kierunku rozrastającej się przepaści pociągnęło ich za sobą, aż kucający do tej pory Padmore nagle wylądował na kolanach, ale nawet ból zdartej przez pękający asfalt skóry nie był w stanie utorować sobie drogi do myśli skupionych na wyłącznie jednym.
Nie wypuść jej.
Tilly, trzymam cię, dobrze? Trzymam cię — ściśnięte z przerażenia gardło z trudem wypuszczało słowa, a potrzeba spojrzenia przez ramię — zostawili ich? Widzą, co się dzieje? — przegrała z utkwionym w przyjaciółce wzrokiem. — Musisz—
Mdłości na samą myśl; powinien wydusić to, co konieczne do przetrwania.
Musisz spróbować podeprzeć się o brzeg — pobielałe w uścisku knykcie pobladły jeszcze bardziej; teraz Laurie zapierał się całym ciałem, ciągnąc na powierzchnię nie tylko Tilly, ale bezwładny balast chłopaka. Śliskie z wysiłku palce, teraz skupione wyłącznie na jednym — ratowaniu panienki Bloodworth — gotowe były wytrzymać do końca świata.
Tyle, że koniec świata dział się właśnie teraz.
Pani Carter, pomo— — nie zdążył wezwać Judith — bo Judith pojawiła się tuż obok, ze strzelbą wycelowaną w kierunku Tilly i warkliwym poleceniem na ustach. W pierwszej sekundzie Laurie był pewien, że Carter zamierza strzelić do panny Bloodworth.
W drugiej, że do niego — to byłoby chyba jeszcze skuteczniejsze.
W trzeciej rozległ się huk wystrzały, wycelowany w rękę trupa; powietrze wypełnił smród dymu i ciche, pełne podziwu:
O cholibka.

rzut #1: udźwig: 85 (k100) + 2 (sprawność)
Laurie Padmore
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : twój lokalny farmer
Tilly Bloodworth
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Ta mała bańka trwa zapewne ułamek sekundy.
Ale dla niej czas znacznie zwolnił. Zaciska ciepłą dłoń na tej zimnej, drugą pogładzi włosy chłopaka, kiedy młody Padmore zasklepia jego rany. Stara się przy tym uśmiechać, szczerze. Dodając otuchy.
Laurie jest dzielny. I obiecał, że z tego wyjdą. A kiedy Laurie coś obiecuje, to zawsze tak jest.
Spojrzy na przyjaciela z wielką wdzięcznością gdy pojawią się kwiaty. W czule-dziękczynnym geście muśnie nosem jego ramie, zanim ich spojrzenia skrzyżują się w smutnej realizacji. Ledwie zauważalnie kiwnie głową, potwierdzając - odsunięcie gałęzi nasili krwawienie.
I go zabije.
Huk rozpadającego się na połowę świata tylko dopełnia ich porażki.
A mimo to, głucha na krzyki mądrzejszych od nich (przecież on jeszcze ż y ł, przecież może coś dało się zrobić!) obserwuje jak gaśnie spojrzenie młodego chłopca. Jeszcze gładzi jego włosy, jeszcze powtarza cichą modlitwę prosząc Lucyfera o jakiś znak, pomoc, cud… Rżący oddech staje się coraz cichszy aż milknie zupełnie.
Oczy zajdą jej łzami w akompaniamencie trzeszczącego asfaltu.
I, bez uprzedzenia, bez chwili wytchnienia, tej minuty ciszy, która podobno przysługuje wszystkim zmarłym, zaczną zapadać się pod ziemię.
- Laurie! - krzyknie głośno, próbując odskoczyć, sama puszcza dłoń chłopaka, ale ten trzyma ciasno. Ułamek sekundy niezrozumienia przemienia się w przerażoną realizację - Rigor mortis! To rigor mortis! - piszczy.
Stężenie pośmiertne to jej codzienność, jeden z pierwszych kroków wędrówki na drugą stronę. Mięśnie napięte tak mocno, że bez zastrzyków z soli fizjologicznej, rozluźni je dopiero gnicie.
Tam, na dole, w swojej małej kostnicy, nie jest groźne. Potrafi sobie poradzić z nawet najsztywniejszym nieboszczykiem, czasem przy przebieraniu rzucając nieśmieszne żarty o wrzuceniu na luz.
Ale nigdy nie poczuła na sobie tego mocnego uścisku śmierci. Przecież, przecież, przychodzi ono dopiero z czasem, dwie godziny… O ile śmierć nie jest gwałtowna.
O ile martwy nie traci dużych ilości krwi…
O ile… Tak właśnie. Straumatyzowane ciało wyrzuca z siebie wszystko, gwałtowna utrata krwi tylko przyśpieszyła proces wapnienia komórek i sztywnienia mięśni.
Wie, że nie ma szans wyswobodzić się z uścisku zaciśniętej dłoni. Panika narasta, gotowa jest wierzgać nogami bez ładu i składu.
Ale Laurie mocno łapie jej dłoń i ciągnie z całych sił. Jego ciepło uspokaja. Kiwa głową, gotowa zrobić tak jak mówi…
Oszałamia głośny huk.
I czuje na sobie rozbryzg krwi. Wcale nie tak gorącej.
O cholibka za jej plecami to znak by podeprzeć się o brzeg, z całych sił, mocno, mocno, mocno walcząc o wydostanie się z uścisku śmierci i tej wielkiej dziury. Wraz z rytmem pociągnięć przyjaciela, z dzwoniącymi uszami (czy to był wystrzał b r o n i?), nawet nogą odpychając od siebie zesztywniałe ciało.
Gdzieś w tym wszystkim dochodzi do niej głos pani Carter, trzeba się stąd wynosić!

rzut #1 - udźwig by (z pomocą przyjaciół) wyrwać się z uścisku śmierci.
Tilly Bloodworth
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Tilly Bloodworth' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 51
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Johan van der Decken
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t220-johan-van-der-decken#516
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t501-johan-van-der-decken#2217
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t500-poczta-johana-van-der-deckena#2215
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1051-rachunek-johana#9063
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t220-johan-van-der-decken#516
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t501-johan-van-der-decken#2217
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t500-poczta-johana-van-der-deckena#2215
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1051-rachunek-johana#9063
Zdecydowanie bardziej nie chcąc niż chcąc, Johan udał się za Carter, która to jak na złość postawiła sobie za punkt honoru by wskoczyć w samo epicentrum. A powinni trzymać się jak najdalej. Wcale nie zamierzał nawet próbować pomóc przygniecionemu dzieciakowi; z daleka widział, że to nie ma najmniejszego sensu. Podczas jednego z polowań przygnietli w podobny sposób kotwicą syrenę. A jednak, kląc pod nosem szedł dalej z nadzieją, że zapadlisko się nie powiększy. Liczył na to, że Padmore i Bloodworth nie pójdą w ich ślady - jak bardzo się mylił! Młodzieńcza pycha, buta i zwykła głupota sprawiły, że i ta dwójka ruszyła z próbą niesienia pomocy. Szlachetnie, ale niepotrzebnie i niebezpiecznie. Narażać siebie to jedno, narażać innych - to coś zupełnie przeciwny kierunek.
- Zostawcie go... - rzucił zerkając przez ramię na Carter próbującą dostać się do najbliższego sklepu. Jeśli ziemia będzie dalej pękac, w niczym im takie schronienie nie pomoże. Zacisnął zęby, pod wpływem adrenaliny dzieciaki nie słuchały. Mężczyzna, który dołączył do nich na chwilę miał rację. Choć krwawy deszcz ustawał, nie byli bezpieczni.
- Idziemy do sklepu - miał na myśli ten, do którego włamała się Judith - i do tylnego wyjścia. Tamtędy nie przejdziemy - kiwnął głową by się zbierali. Strona, po której się znajdowali wydawała mu się stabilniejsza. Z drugiej pod ulicą znajdował się kanał, co osłabiało grunt.
Wystarczył moment, by sytuacja ze złej stała się jeszcze gorsza.
Kolejna duża, ciężka gałąź odłamała się od drzewa by z hukiem spaść na ziemię, a ta znów zadrżała, co spowodowało powiększenie zapadliska. Dziewczyna była zbyt blisko. Widział, że trzymała rękę denata ale nie spodziewał się, że ta zastygnie na jej dłoni w śmiertelnym, ostatnim uścisku. Stężenie pośmiertne następowało po kilku godzinach, a nie od razu. Trup jaki był każdy widział - był martwy. Ten jednak nie był normalny. Osunął się wraz z konarem i asfaltem w zapadlisko, ciągnąc za sobą małą, słodką Tilly.
Denat ściskał Bloodworth, Bloodworth złapał Padmore. Chwycił więc szybko Padmore'a za wszarz i pociągnął do siebie licząc na to, że uda się zapobiec dodatkowemu nieszczęściu. Kilka sekund później rozlega się strzał i van der Decken nie musi nawet się domyślać, co zrobiła Carter. Dobry wybór.

rzut 1: udźwig + 13 sprawność
Johan van der Decken
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : członek zarządu Flying Dutchman
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Johan van der Decken' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 60
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Wszystko działo się z przerażającą szybkością, jakby natura zawzięła się na małą społeczność Maywater i zebrała w sobie siły, by zadać im ostateczny cios. Wieś drżała. Najpierw skraplający się z nieba szkarłat, przepalający ziemię, osiadający na drzewie, jakby zamieniał je w ołowiany posąg, a potem uderzenie. Jedno krótkie i zatrważające, łamiące drogę z donośnym trzaskiem. Chaos był cichy, słyszeliście tylko załamywanie się asfaltu, gdy prawa strona drogi słaniała się pod ciężarem konaru — w żadnych normalnych warunkach ten nie wywołałby aż takiego efektu. Pytaniem pozostawało — co takiego miał w sobie ten parzący nieprzyjemny deszcz, że wywołał aż taką szkodę? Lub — co ważniejsze — jakim cudem znalazł się w tym miejscu?
Wpadnięcie w rowy powstałe w potrzaskanej ulicy, było tylko kwestią czasu. Osunął się w nie konar, na który nadziany był martwy chłopiec. Byliście przy nim, gdy ginął, przygnieciony i przebity na wylot gałęzią skażonego deszczem drzewa. Był bezradny, martwy, nie dawał żadnych oznak życia. Jego zaciśnięta na Tilly dłoń była silna, zostawiała tam czerwone intensywne ślady palców, które wkrótce miały zamienić się w siniaki. Chociaż trwało to sekundy — czas wydawał się przeciągać w nieskończoność. Chłopiec ciągnął pannę Bloodworth ze sobą w dół.

Johan, Judith, Laurie, Tilly
Zareagowaliście szybko. Znacznie szybciej niż zrobilibyście to bez buzującej w żyłach adrenaliny. Laurie, gdy chwyciłeś Tilly, wyrzuciłeś z siebie jedyne logiczne rozwiązania, jakie podpowiadał ci umysł — mogłeś być pewien, że opóźniłeś jej upadek o dobre kilka sekund. Tarcie o asfalt spowolniło ruch ciała, nawet jeśli ledwie nieznacznie. Wiedzieliście, że nie powstrzymacie opadającego w dół drzewa, ale mogliście powstrzymać trupa przed zabraniem ze sobą młodego dziewczęcia. Gdyby nie reakcja Lauriego, Johanie nie miałbyś czasu, żeby doskoczyć do tej dwójki. Udało się, a ostatecznie mogłeś być pewien, że tylko twoja siła doprowadziła do przedłużenia tego krótkiego czasu o kolejne sekundy. Byłeś znacznie silniejszy i większy niż ta dwójka. Lata spędzone na morzu oddały ci swoją siłę, twoje mięśnie napięły się i powstrzymały dalsze przesuwanie się w przepaść. To jednak miało nie wystarczyć. Wszyscy staraliście się ciągnąć Tilly ze sobą, ale dopiero Judith, zachowując spokój i orientując się w sytuacji, sięgnęła po ostateczne rozwiązanie. Perfekcyjnie wymierzony strzał z porządnej strzelby trafił prosto w łokieć chłopca. Usłyszeliście głośny huk, który jeszcze chwilę niósł się echem w akompaniamencie trzasków betonu. Ręka młodzieńca rozpadła się pod uderzeniem, rozbryzgnęła na dziesiątki kawałków. Część mięsa i krwi trafiła wprost na ramię i ubranie panny Bloodworth, jednak był to niski koszt za ocalenie życia. Martwy dzieciak przebity przez gałąź w końcu zsunął się w dziurę, razem z drzewem, a to zatrzymało się w oparciu o fragment zbrojenia wystający z drugiej strony ulicy, dawno już zapadniętej. O dziwo, to zdawało się zadziałać niczym podpora dla reszty infrastruktury, powstrzymując budynek naprzeciwko przed zawaleniem i tworząc swego rodzaju most. Nie mieliście jednak czasu, żeby spojrzeć szczegółowo na to wszystko, panna Bloodworth wciąż wisiała na dłoni Lauriego, już w dole, gdy ten zapierał się całymi siłami o resztki ulicy. Zaparty butami Johan, pociągając do siebie Padmore'a, ostatecznie dołożył ostatnią znaczącą siłę potrzebną do wciągnięcia dziewczęcia na ziemie. Staliście teraz u brzegu tego katastrofalnego urwiska, mogąc złapać chociaż jeden krótki oddech. Tilly — cała obryzgana krwią, Laurie — ledwo sapiąc i Johan — któremu od użytej siły mogło na krótki moment zrobić się ciemniej przed oczami. W całym tym szoku — poradziliście sobie doskonale. Judith oddając strzał, uwolniła młodą przedstawicielkę Kręgu ze śmiertelnej dla niej otchłani.
Gdy odetchnęliście i spojrzeliście w stronę powstałych właśnie zniszczeń, dostrzegliście tego samego martwego chłopca co wcześniej, zawieszonego na ostrej i ciężkiej gałęzi drzewa, która przebiła jego klatkę piersiową na wylot. Krew wyciekała z miejsca, gdzie jeszcze przed minutą znajdywała się ręka, a ten — niczym zaczepiona o drzewo foliówka — dyndał nad przepaścią. Wciąż byliście w potrzasku, budynek, który wskazał Johan, był najbezpieczniejszym miejscem ucieczki, ale droga do niego prowadziła, była niebezpieczna. Nie mieliście jednak wiele czasu, żeby rozmyślać nad planem. Kątem oka dostrzegliście kolejne krople spadające z nieba — znów nieregularne, znów jakby w strumieniu, a nie prawidłowym deszczu. Nie były już czerwone, a... błękitne. Ich perłowa delikatna barwa odbijała wyraźnie światło, gdy potok spłynął prosto z nieba w stworzoną przed wami wyrwę, zahaczając o ramię i ściętą rękę chłopca. Minęła sekunda. Jedna długa sekunda. Chłopiec nabrał powietrza w przebite na wylot płuca, otworzył szybko oczy i spojrzał na miejsce, w którym się znajduje, wpadając w... zwykłą panikę.
Ratunku! POMOCY!!!! — krzyczał. Pamiętaliście jeszcze jak przed chwilą, zanim osunął się razem z konarem w dół, ledwo dyszał — teraz jego głos był donośny i prawdziwy. — BŁAGAM! — zaczął wierzgać, chwytając się kurczowo czarnej gałęzi, gdy spostrzegł, że jego dłoni już nie ma, co wywołało w nim kolejny okrzyk strachu. Nie słyszeliście w jego głosie jednak bólu... Jego ramie pokryte jasną błękitną substancją zaczęło lśnić przyjemnie, jakby pokryte balsamem, a ten wkrótce spływając w dół, dotarł do jego kikuta. Poszarpane mięso i odstające kości zaczęły... się zrastać. Na waszych oczach postępował proces leczenia. Trwało to kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund, w których trakcie ten dalej panikował, ale w końcu w miejscu, w które strzeliła Judith powstała zdeformowana i zabliźniona, ale działająca dłoń.
Strumień z nieba popłynął dalej, w nieregularnym odstępie uderzając w zawalone drzewo, tworząc na jego powierzchni jasnobłękitne plamy.

Jiahao
W tym też momencie za sobą usłyszałeś wystrzał strzelby. Donośny i głośny, niemożliwy do pomylenia z niczym innym. Nie byłeś nawet pewien, do czego ktoś strzela, pamiętałeś tylko, że ewentualną broń widziałeś wcześniej przy ramieniu ciemnowłosej kobiety. Odsunąłeś się od grupy, zdecydowałeś nie próbować nawet pomóc ani innym czarownikom, ani młodzieńcowi. Mknąłeś do przodu po niezawalonej stronie drogi, unikając podchodzenia do niebezpiecznej części drogi. Wszystkich innych zostawiłeś w tyle, a przed tobą była tylko staruszka, która dotarła do innego zawalonego drzewa, spoglądając na nie ze zwątpieniem. Nie zauważyła twojej osoby, gdy znalazłeś się tuż przy niej. Mogłeś wykonać swobodny skok, nawet jeśli ten miał delikatnie porysować ci dłonie i kolana — brakowało już tak niewiele, byś okazał się bezpieczny.
Znów rozległ się potężny hałas — ale tym razem nie wywołał go wystrzał. Teraz ktoś wołał o pomoc. Donośnie i przerażająco — głosem pełnym strachu. Miałeś ostatnią szansę, żeby zawrócić i pomóc grupie, ale mogłeś też biec przed siebie dalej — dostrzegając sklep, o którym wcześniej wspominała staruszka. Był tak niedaleko.

Piąta tura.
Ponownie macie dwie akcje.
Wasze połączenie sił i niezwykle kreatywne rozwiązania pozwoliły uratować Tilly, która teraz jest pokryta krwią rozbryźnięta z ręki chłopca, wyraźnie kontrastującej z żółtym płaszczem. Możecie dostrzec drzewo, które działa niczym położony poziomo słup wzmacniający dla kawałków ulicy. Zadziwiającym wydaje się fakt, że teraz z nieba spłynął nieregularny strumień błękitnej substancji, która spadła najpierw na chłopca, a potem na poczerniałe drzewo. Ta wydaje się przywrócić go do życia, chociaż dzieciak dalej jest zawieszony na gałęzi, która przebiła mu klatkę piersiową, jednak oprócz ataków paniki — zdaje się, jakby nic go nie bolało.

Tilly, na twoim nadgarstku znajdują się ślady zaciśniętych tam wcześniej palców, które wkrótce zamienią się w siniaki. Odczuwasz jego ból i otrzymujesz -5 pż P. To, w jaki sposób psychicznie działa na ciebie stres - wybierz sama. Od tej pory, ze względu na goryczkę, na którą chorujesz, przy każdym użyciu czaru skorzystaj z kości k3. W przypadku wyniku k1 - zaklęcie nie będzie udane, a także może przynieść dodatkowy skutek opisany przeze mnie w kolejnym poście.

Laurie, ze względu na zdarte kolana otrzymujesz -5 pż P. W następnej turze z twoich kolan popłyną drobne strużki krwi, ale nie będą one niebezpieczne dla twojego zdrowia.

Judith, następnym razem proszę o skorzystanie ze zdolności celności w statystyce talentu. Strzelectwo odpowiada za sport. Twoją kość dopasowałam do odpowiedniej statystyki — a strzał był bezbłędny.

Jiahao, zgodnie z twoją prośbą związaną ze zgłoszoną wcześniej nieobecnością, poprowadziłam twoją postać dalej. Masz ostatnią szansę, żeby zawrócić do grupy i pomóc. Możesz też iść dalej. Jeśli zdecydujesz się podążać do sklepu samodzielnie — w następnej turze będziesz już bezpieczny, a tym samym będziesz mógł ze swobodą opuścić event.

Punkty życia:
Jiahao Yimu 161/161
Judith Carter 169/174 (-5 P)
Johan van der Decken 184/184
Laurie Padmore 152/162 (-10 P, zdarta skóra na kolanach)
Tilly Bloodoworth 151/156  (-5 P, ślady po palcach na nadgarstku)

Ekwipunek:

Czas na odpis macie do soboty (25.03) do 23:59.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej
Johan van der Decken
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t220-johan-van-der-decken#516
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t501-johan-van-der-decken#2217
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t500-poczta-johana-van-der-deckena#2215
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1051-rachunek-johana#9063
ANATOMICZNA : 1
ILUZJI : 3
NATURY : 8
ODPYCHANIA : 12
SIŁA WOLI : 9
PŻ : 189
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 15
WIEDZA : 13
TALENTY : 2
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t220-johan-van-der-decken#516
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t501-johan-van-der-decken#2217
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t500-poczta-johana-van-der-deckena#2215
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f121-mainstay-mansion
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1051-rachunek-johana#9063
Tilly zsuwała się w przepaść; uczepione jej ręki zwłoki i wbita w nie gałąź zwiększały ciężar, jaki musieli podtrzymać i gdyby nie szybka reakcja Carter, byłoby krucho. Rozprysk krwi na szczęście ominął van der Deckena, który zatoczył się o pół kroku, żeby odetchnąć. Zamroczyło go na moment i potrzebował kilku sekund, żeby wziąć głęboki wdech. Dopiero wtedy spojrzał w dół.
Wyrwa pochłonęła kolejny fragment ulicy a sam konar, z wciąż wiszącym ciałem utknął gdzieś pomiędzy prętami wystającymi z podziemnej zabudowy kanałów.
Wyprostował się i Uderzył pięścią w czubek głowy klęczącego Lauriego. Nie mocno ale wystarczająco, by zahuczało mu czerepie.
- Zwariowaliście?! - krzyknął na niego by zaraz wyciągnąć rękę w strone Tilly. Jej jednak nie uderzył; zatrzymał wyciągnięty wskazujący palec tuż pod nosem dziewczyny. - Czy wyście doszczętnie ochujeli?! Mogliście zginąć! I my też - machnął ręką w stronę Judith. Na jego skroni pulsowała żyła - ze złości, od adrenaliny i wysiłku. Kto by się spodziewał, że Johan van der Decken będzie mówił o odpowiedzialności? Na własnym wieczorze kawalersikm, kiedy ktoś zapytał go o BHP odpowiedział, że nie słyszał o czymś takim.
Wykrzyczał by młodym zapewne więcej wyzwisk i pretensji, kiedy zauważył, że znów zaczyna padać; tym razem jednak zgoła inaczej, niż jeszcze kilka minut temu. Krople - błękitne i mieniące się światłem, równie nienaturalne jak te będące kwasem spadały na ziemię strumieniem niemal punktowym. Chciał już znowu rzucić zaklęcie by osłonić się przed opadem, ale ten ich wyminął. Z nieukrywanym zdziwieniem spoglądał jak struga deszczu spada na martwe ciało wiszącego chłopaka. Chwila, aby ożył. Wciąż nabity na gałąź, ale wołał głośno, jakby przebite płuca nie stanowiły problemu przy nabraniu powietrza. Jakby nic, poza zwisaniem z konara mu się nie stało. Obszarpany kikut po dłoni zaczął się składać w całość i zrastać; dłoń powstawała na nowo.
Wyjątkowo szybkie wskrzeszenie Łazarza.
Johan van der Decken
Wiek : 35
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Maywater
Zawód : członek zarządu Flying Dutchman
Laurie Padmore
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t414-laurie-padmore#1333
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t459-laurie-padmore
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t458-poczta-lauriego-padmore#1761
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Szczypiące kolana i maleńkie strużki krwi to niewielka cena. Odrętwiałe od uchwytu palce — teraz bardzo zimne, jakby zgromadzone przez ubiegłe lato ciepło wyparowało z ciała i wpadło w pęknięcie na ulicy — poruszyły się niepewnie, próbując uchwycić powietrze.
Żyli.
To bardzo abstrakcyjna myśl; jedna z takich, które nie zaprzątnęły jego głowy o poranku, kiedy cierpliwie rozsypywał ziarno dla przemarzniętych sikorek w zbudowanym przez Perseusa karmniku.  
Żyli.
Takich myśli nie miewa się w lutowe dni, których jedynym celem był spokojny spacer portową uliczką i wypicie gorącej czekolady w pierwszej, otwartej kawiarni napotkanej na drodze.
Oni żyli, chłopiec nie.
Dźgnięcie smutku przypomina wbijaną w serce szpileczkę. Jest ostra i bardzo boli — znacznie mocniej od zdartych kolan prześwitujących spod materiału spodni (jak wyjaśnisz to mamie, Laurie?) — i zatrzymuje się dopiero, kiedy rozszerzone ze strachu spojrzenie Padmora zamiera na twarzy Tilly.
Ona też żyła. To było najważniejsze, kluczowe. Niezbędne. To było powodem, dla którego pozwoliłby sobie zedrzeć skórę nie tylko z kolan i nosa, ale z łokci, czoła, a nawet — nawet! — z kciuka, gdzie zadziorki dokuczały najbardziej. Tilly nie musiała nic mówić, Laurie też nie mówił wiele; kiedy impet pociągnięcia wyrwał ją z objęć śmierci, a chwyt pana van der Decken zelżał, oboje runęli sobie w objęcia jakby oddzielała ich nie granica życia i śmierci, lecz pięć dekad rozłąki. Laurie boleśnie zderzył się z obojczykiem panny Bloodworth, ale nawet tego nie poczuł — wszystkie kości w jego ciele drżały z ulgi i musiało minąć dziesięć wypełnionych przerażonym łopotem serca sekund, żeby wreszcie odnalazł w gardle głos.
Tilly, jesteś cała?
Natychmiast zaczął pospieszne oględziny, głowa? Jest. Ręce? Są. Nogi? Obie. Kropelki krwi?
Obecne.
Rozchylone z zaskoczenia usta nie uformowały kolejnego pytania; Tilly, dobrze się czujesz? Tilly, co mogę zrobić? Nie zdołały; Johan lekko łupnął wciąż zdyszanego z wysiłku Lauriego w sam czubek głowy, aż rozeszło się głuche echo.
Auć! — cios był w pełni zasłużony, ale nie powstrzymał Padmora przed przywołaniem wyjątkowo smutnego, wybitnie przygnębionego, arcygłęboko wypełnionego skruchą spojrzenia, które sugerowało, że pan van der Decken równie dobrze mógłby poczęstować pięścią labradora. — Przepraszam, ja—
Po prostu próbowałem pomóc.
Pierwsza, błękitna kropla rozbryznęła się całkiem niedaleko. Po niej nadeszła kolejna i jeszcze jedna.
Aż nagle perłowy blask skąpał wszystko, co zniszczone — w pęknięcie w ziemi oraz na okaleczonego chłopaka, którego zwłoki przestały być zwłokami.
Tak po prostu.
Co się dzieje?
To zbyt wiele; przerażenie w głowie Lauriego właśnie osiągnęło nową skalę. Nie było już zgniłym owocem strachu i bezradności — teraz napędzało je zdumienie. Chłopak ożył; jego ręka odrosła; głos i wołanie o pomoc odbijały się echem po wymarłej okolicy, która — podobnie jak pęknięcie w ziemi — nagle wydała się spokojniejsza, wyleczona. Laurie potrzebował trzech sekund, żeby podjąć decyzję, poderwać się na równe nogi, zignorować szczypanie w kolanach i przeprosić Lucyfera.
Wynośmy się stąd.
Nawet ich jedyny, słuszny Pan powinien to zrozumieć, że w tym momencie Laurie myślał tylko o jednym; dostaniu się do sklepu, w którego kierunku wykonał trzy pospieszne kroki, wyciągając jednocześnie rękę w kierunku Tilly. Musiała minąć kolejna sekunda zanim zatrzymał się na krótki moment, żeby dodać najważniejsze: może właśnie otarli się o śmierć i obserwowali skalę zniszczeń, która nagle zaczęła powracać do życia za sprawą perlistego blasku — ale nawet w obliczu zagłady oraz naocznych cudów trzeba pamiętać o najważniejszym.
Proszę?
Uprzejmości.
Laurie Padmore
Wiek : 24
Odmienność : Czarownik
Miejsce zamieszkania : Wallow
Zawód : twój lokalny farmer
Tilly Bloodworth
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t258-tilly-bloodworth#819
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t293-tilly-bloodworth#839
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t302-ciasteczka-od-tilly#854
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t295-poczta-tilly-bloodworth#843
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
Wszystko dzieje się tak szybko i chaotycznie, że przeciążone bodźcami zmysły nie nadążają z odbieraniem sytuacji. Czuje sztywne palce uwieszone na swoim nadgarstku, rozbryzg krwi, pociągnięcie do góry. Karuzela dźwięków, obrazów, nawet zapachów, za dużo, o wiele za dużo - mocno zaciska powieki, nie mogąc okryć uszu.
Wreszcie ląduje prosto w bezpiecznych ramionach Lauriego i przez chwilę (krótką, jak wszystkie, a i tak zdającą się trwać niesamowicie długo) trzęsie się jak osika. Oddechy są szybkie i urywane. Serce bije jak oszalałe. Dobrze, że nie puszcza.
Skupia się na tym, co zna. Na silnych ramionach przyjaciela. Otwiera wreszcie oczy i znajduje jego równie przerażone spojrzenie. Koncentruje się na jego głosie, układając kolejne słowa w zdanie.
Pytanie.
Jesteś cała?
Otwiera usta by coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Kiwa tylko głową, niepewnie, ufając bardziej jego czułej inspekcji niż swojemu osądowi. Głowa, jest, nogi, całe, czuje zapach krwi. Tylko na rękę boi się spojrzeć, wciąż czując ślady palców.
A co jeśli dalej wisi na niej uczepiona, trupia dłoń? Niczym makabryczna bransoletka?
Myśl nie zdoła się w pełni uformować, kiedy głuche łupnięcie w sam czubek głowy młodego Padmora wyrywa z niej pisk oburzenia.
Aż robi krok do przodu, gotowa bronić jego honoru i zasłonić własnym, wątłym ciałem. Z groźnie zmarszczonymi brwiami, wydętymi policzkami, prostując się jak struna - ale cała fasada kozaka szybko ucieka, kiedy karcący palec pana Van Deckena wyląduje przed jej nosem - Ale… ale… - zająknie się. W oczach zalśnią łzy, broda zadrży niebezpiecznie - Ale… ale… nikt nie powinien umierać s…sam - powie cicho.
Choć. Gdyby umiała więcej... Gdyby się nie przestraszyła.... Może chłopca udałoby się uratować?
Pierwsza, błękitna kropla spada na ziemię kiedy wreszcie spojrzy na panią Carter. I łzy, wodospad łez poleci po brudnych policzkach, kiedy rzuci się jej na szyję z gorącym - Dziękuję, dziękuję, dziękuję - w końcu. Ten strzał uratował jej życie.
Oni wszyscy uratowali jej życie. Niestety, nie zdąży rozwiązać się worek kolejnych podziękowań i uścisków. Krzyk chłopca wstrząśnie nią do samych kości. Myślała, że o umarłych wie już wszystko, że nie ma się czego bać - teraz jest przerażona. Skuli się u boku Judith, osłaniając uszy dłońmi. Z przestrachem wpatruje się w odrastającą dłoń…
Aż śniadanie podejdzie jej pod gardło - T-to… to… to nie jest już moja wina - wyduka, ocierając łzy. I spojrzy to po pani Carter, to po panie Van Deckenie, to po Lauriem. Nie ma na co czekać, złapie swoją wybawicielkę za rękę, ruszy za przyjacielem w stronę sklepu. Bez słowa sprzeciwu.
Z tego nie będzie nic dobrego!
Tilly Bloodworth
Wiek : 24
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Broken Alley
Zawód : tanatopraktor
Judith Carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
ANATOMICZNA : 1
NATURY : 5
ODPYCHANIA : 24
WARIACYJNA : 1
SIŁA WOLI : 20
PŻ : 190
CHARYZMA : 9
SPRAWNOŚĆ : 10
WIEDZA : 13
TALENTY : 24
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t381-judith-carter
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/t424-judith-carter#1425
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/t785-hey-jude
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t423-skrzynka-judith#1424
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/f118-red-bear-stronghold
BANK : https://www.dieacnocte.com/t1056-rachunek-bankowy-judith-carter
Udało się. Kurwa, udało się.
Ręka chłopaka rozpadła się na kawałki, a strzał wyrzucił szczątki mięsa i pewnie odłamki kości. Twarz dziewczyny była poplamiona, ale to niska cena w zamian za życie. Kiedy tylko młody Padmore z pomocą van der Deckena wyciągnęli ją z przepaści, odetchnęłam w duchu. Dziewczę padło w ramiona chłopaka, a ja przynajmniej miałam świadomość, że będzie żyła.
Ty masz serce, Judith. Tylko bardzo nie chcesz się do niego przyznać.
Przeklęty Joab. On tak do mnie mówił. Za wszelką cenę starał się widzieć we mnie dobro, dobrą stronę i uważać, że wcale nie jestem taka zła jak się wydaje.
Właśnie dlatego on teraz gryzie piach, a ja stoję tu, ze strzelbą w rękach, ratując bezinteresownie dziewczynę Bloodworthów.
Żeby Cię…
Jebać to.
W przypływie sentymentu miałam zamiar pochwalić van der Deckena za pomoc, rzucić mu jakieś dobra robota, ale postanowił mnie wyręczyć i opierdolić z góry na dół głupotę gówniaków. Nie, żebym się z nim nie zgadzała, więc nie wchodziłam mu w paradę. Pozwoliłam mu cieszyć się chwilą i zostawić ich naganie, w tym czasie rozglądając się po okolicy. Dostrzegłam drzewo dziwnie łączące się z drugą stroną ulicy, a raczej z budynkami, mogło być dobrą opcją przejścia, gdybyśmy tylko mieli powód, żeby tam iść. Dostrzegłam również mężczyznę ślepo podążającego za jakąś staruszką w kierunku nieznanym. Być może przechodził obok nas i coś skomentował, ale najwidoczniej miałam to w dupie, a więc niewiele straciłam.
Z otoczenia starałam się wyłapać jak najwięcej, przy tym przewieszając z powrotem strzelbę przez ramię, kiedy nagle zaatakował mnie dziki entuzjazm dziewczyny. Warknęłam coś pod nosem, usiłując wyplątać się z uścisku.
Zasada numer jeden – jeśli jest Ci życie miłe, nigdy nie ściskaj Judith Carter.
Opanuj się, dziewczyno – rzuciłam chłodno na jej wybuch wdzięczności i zalewania się łzami. Co za miękka cizia. Nikt już nie umie wychowywać normalnych, zdrowych i silnych dziewcząt. Co za porażka. – Przytulaj się do swojego chłopaka.
Czy Padmore był jej chłopakiem, czy nie był, nie interesowało mnie to za bardzo.
Bardziej zainteresował mnie dziki wrzask ze strony, z której żadnego wrzasku być nie powinno. Podeszłam bliżej wydrążonej dziury w ziemi, żeby dostrzec, że chłopak, któremu przed chwilą odrąbałam rękę i który był martwy, darł się w niebogłosy, jak gdyby konar tkwiący w jego płucach w niczym mu nie przeszkadzał.
Co więcej – z nieba spłynęło na niego coś niebieskiego, co, płynąc po jego ramieniu, zaczęło zasklepiać rany po dość brutalnej amputacji i sprawiło, że…
Co, kurwa?
Otworzyłam szerzej oczy. Czegoś takiego nigdy nie widziałam. Przy tym, co zobaczyłam, wypalający deszcz wydawał się zupełnie zwyczajnym zjawiskiem. Ale deszcz przywracający do życia? Deszcz przywracający kończyny?
Gdzie są medycy ze szklankami – ba, wiadrami? Przecież to przełom w leczeniu, coś takiego. Cud w zasadzie.
Niech ten cud więc naprawi mu płuca. Nie zamierzam się już w to pchać, szczególnie, gdy przed momentem przyniesienie pomocy prawie przypłaciliśmy czyjąś śmiercią. Za drugim razem strzelba może nie pomóc.
Wynosimy się stąd – potwierdziłam ogólną inicjatywę, czując na dłoni czyjeś palce. Zabrałam swoją rękę, jakbym odgarniała upierdliwą muchę i rzuciłam dość wymowne spojrzenie dziewczynie. Co ona myślała, że teraz będę ją niańczyć jak matka? Niech się trzyma chłoptasia. – Gdzie leziecie! – rzuciłam jeszcze, zatrzymując ich ramieniem, bo znowu się pchali bezmyślnie ku śmiertelnej przygodzie. – Idziecie za nami. Decken, znasz w miarę ten teren, przeprowadź nas tam.
Nie wiedząc, czy to coś da, rzuciłam jeszcze Uberrimafides. Na pewno nie zaszkodzi, a może i się przyda.

rzut 1: percepcja | rzut 2: Uberrimafides (magia odpychania)
Judith Carter
Wiek : 48
Odmienność : Czarownica
Miejsce zamieszkania : Cripple Rock
Zawód : Sumienna - Czarna Gwardia
Stwórca
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/
KALENDARZ : https://www.dieacnocte.com/
RELACJE : https://www.dieacnocte.com/
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/
MIESZKANIE : https://www.dieacnocte.com/
The member 'Judith Carter' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 16
Stwórca
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru satanistycznej sekty
Mistrz Gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
KARTA POSTACI : https://www.dieacnocte.com/t58-budowanie-postaci
POCZTA : https://www.dieacnocte.com/t179-listy-do-mistrza-gry
Wiedzieliście dobrze, że istniały rytuały tajemne, rytuały mroczne i niechętnie akceptowane przez społeczeństwo. Wskrzeszeńcy, czy tego chcieliście, czy też nie, żyli pośród was. Ich dusze — niegdyś w drodze do Piekła — wracały na ziemię, wkradając się do swojego lub nawet obcego ciała. Judith, miałaś z tym pełne ręce roboty — powrót z Piekła był nie tylko niesumienny, ale i, przynajmniej w opinii Kościoła, zwyczajnie obrzydliwy. Takie jednostki nie miały prawa do istnienia, a jednak — jednak gdy zobaczyliście sposób, w jaki młody chłopiec wracał do życia — mogliście być pewni, że nie jest to efekt wspomnianego rytuału.
Cała wasza wiedza z zakresu anatomii, natury i każdej innej dziedziny magicznej, nie obejmowała tego zjawiska. Perliste krople, nierównomiernie niczym wcześniej szkarłatny deszcz, spadły na martwe ciało chłopca natychmiast przywracając mu życie. Kikut odrósł, zabliźniony i koślawy, ale sprawny. Wciąż wisiał na konarze, ten przebił mu płuca, a jednak dzieciak (oprócz jawnej paniki), zdawał się właściwie tego nie odczuwać.

Laurie, zaszumiało ci w głowie. Cios z pięści pana van der Deckena zapewne ci się należał, jego słowa stawiały cię teraz niemal na baczność, a uderzenie miało być upomnieniem. Na krótki moment poczułeś ból, ten rozchodził się po czaszce, ale nie wertował jej przesadnie. Oj, będzie z tego guz — ale guz był niską ceną za życie Tilly Bloodworth. Johanie, pięść niemal cię zabolała. Byłeś sprawnym fizycznie czarownikiem, pokazałeś to już dzisiaj, ale cios, który wymierzyłeś chłopakowi i tak wywołał na twoich knykciach krótki prąd. Nie było casu nad tym rozmyślać. Byliście w zbyt niepewnym położeniu.
Judith, gdy rzuciłaś czar, na początku niewiele się stało, tak jakby uśpiona magia nie chciała wcale poinformować cię o swoich zamiarach. Po krótkiej chwili mogłaś poczuć przyjemne ciepło bijące od pentakla, nie parzył on, był niczym muśnięcie ust na obojczyku. Mogłaś z całą pewnością uznać, że niebezpieczeństwo nie zbliża się do was, a opad, który zlatywał właśnie z nieba, nie zagrażał wam. Jeśli było tu coś niebezpiecznego — było albo dobrze ukryte, albo znajdywało się daleko stąd.
Droga do sklepu wskazana przez Johana wydawała się bezpieczna, mogliście bez problemu nią podążyć, mijając zniszczenia na ulicy Portowej wywołane przez niemalże kataklizm. Musieliście tylko przejść paręnaście długich kroków, minąć wystającą z ziemi rurę, a potem wykonać tylko jeden mały skok przez wyrwę w ziemi, zbyt prosty, by cokolwiek mogło pójść nie tak. Jeden mały skok i bylibyście po drugiej stronie ulicy, znacznie bezpieczniejszej, daleko od zawalonego drzewa, od tej masakry, która spotkała młodzieńca. Wystarczyło podążyć tą ścieżką, ścieżką, w którą wyrwali się Tilly i Laurie.
Błagam, ratunku! Proszę, pomóżcie mi! — chłopiec wciąż krzyczał, ale w jego oczach wydawaliście się niewzruszeni na wołanie. Jakby ratowanie go straciło nagle sens. Mogliście tak myśleć — w końcu jak wielu znaliście ludzi, którzy przeżyli z dziurą w płucach? — Proszę!!! Zdejmijcie mnie stąd! — skomlał. — Ja chyba... Byłem w... — szarpał się, próbując uwolnić z konaru, który przebił mu płuca.
Coś wydawało się nie grać. Cała wasza wiedza z zakresu rytuałów, medycyny, przyrody, dziwnych zjawisk, a dla Judith nawet tajemnic Gwardii w jednym momencie wydawała się niepełna. Świat skrywał przed wami swoje sekrety, a teraz jeden z nich zdawał się niemal świecić wam w oczy. Cieknący z nieba błękitnoperlisty strumień najpierw ożywił krzyczącego teraz wniebogłosy dzieciaka, a następnie spadł na zawalone drzewo. Jasne plamy rozlewały się po czarnej korze, a wy mogliście obserwować, jak na jego powierzchni stopniowo zaczyna się tworzyć życie...
Johanie i Judith, wy byliście najbliżej tego miejsca. Wy pierwsi widzieliście, jak spod błękitnej plamy powoli wychodzą liście. Zielone pąki w niebotycznie szybkim czasie, rozwijające się w gałęzie. Drobne gąsienice, pojawiające się znikąd, w sekundy niemal obrośnięte kokonami, w których już po chwili rozwijały się motyle. Obrazek iście piękny, przywołujący na myśl kwiecistą wiosnę — na którą w lutym było zdecydowanie za wcześnie. Wokół czuliście zapach trawy, po pyle i brudzie poszarpanej ulicy nie zostało już niemal nic, tylko woń bzu, róż i fiołków, niczym w kwiaciarni. Kolejne krople leciały dalej, na wielką wyrwę, z której to niczym niestrudzone zaczęły wyrastać młode drzewa. Gdy obserwowaliście tę scenerię, wokół rozlegał się skrzek pisklaków, a wszystko niczym na przyspieszonej taśmie filmowej budziło się do życia.
Judith usłyszałaś w swojej głowie znajomy głos.
*Ten fragment posta został wysłany do ciebie w wiadomości prywatnej.*

Kolejna gałąź rozkwitła, oplątując się wokół innej, z każdą chwilą zieleni i natury było coraz więcej, a tuż za nią — na waszych oczach — wszelkie zniszczenia w przyrodzie, jakich tu dziś dokonano, zaczęły wracać do swojego pierwotnego stanu. Trawa znów lśniła, złamane czarne drzewo miało świeżą i pachnącą korę. Tylko w tym całym obrazku na konarze wisiał chłopiec. Za jego plecami zaczęły rozrastać się gałęzie, było zbyt późno, by tak po prostu go stamtąd ściągnąć — ostry konar stawał się drzewem. Chłopiec wciąż nie umierał, wciąż ruszał się — widzieliście, że nie jest obolały, jest przerażony. Błękitna maź dalej skapywała z nieba, ale nie dosięgała was. Wydawała się lekiem na każdą ranę Maywater. Mogła zaszczepić w waszych głowach myśl o tym, jak potężna i magiczna była to substancja.
Błagam, ja tu umrę... Nie chcę jeszcze iść do Nieba, tam jest tyle krwi — chłopiec zaczął łkać, a tuż po ostatniej wypowiedzianej przez niego sylabie, usłyszeliście nad głowami świst. Gdy tylko spojrzeliście w górę, mogliście zobaczyć, jak na ulice spada wielka masa, przybliżała się i nie zwalniała, z każdym metrem nabierała coraz wyraźniejszych kształtów... człowieka, aż w końcu opadła z hukiem na skwer, kilkanaście metrów od was, przysłonięta z waszej perspektywy przez złamany konar. Wraz ze spadkiem tego ciała, błękitny deszcz ustał, jakby to ono było powodem pojawienia się takowego.

Szósta tura.
Mistrz Gry kaja się i kolejny już raz przeprasza za spóźnienie wynikające z jego prywatnych spraw. W ramach zadośćuczynienia tym razem wszyscy dostajecie dodatkową akcję magiczną do wykonania w tej turze.

Judith, na twoją skrzynkę został wysłany usunięty z treści fragment posta. Pamiętaj, że podzielić się nim możesz jedynie fabularnie lub zachować go jedynie dla siebie. W tej turze otrzymujesz także dodatkowe +5 do rzutu kością k100.

Możecie podejść do chłopca (będzie to wymagało wspięcie się po konarze i utrzymanie równowagi na nim), a także odejść w stronę spadającego ciała lub ruszyć w kompletnie odwrotną część Maywater — do bezpiecznego sklepu. Możecie też oczywiście stać w miejscu lub co wam tam wyobraźnia podpowie.
W tym wypadku ruszenie się na którąś z podanych przeze mnie odległości będzie akcją. 
W przypadku, w którym udacie się do ciała w swojej pierwszej akcji, opisanie go będzie wymagało posta uzupełniającego. Czas i zasady dotyczące otrzymania tego posta opisałam na dole adnotacji.

Laurie, w wyniku ciosu otrzymanego przez Johana i braku uniku z Twojej strony, otrzymujesz 13 obrażeń powierzchownych i 16 obrażeń wewnętrznych. Możesz odczuwać krótkie kręcenie się w głowie, na twojej głowie zaczyna rosnąć guz.

Od tej pory wszyscy w wątku rzucacie kością k100 na siłę woli. Jeśli macie do niej dodatkowe modyfikatory, proszę o zalinkowanie ich w poście. Taki rzut nie jest akcją.

Jiahao, ze względu na Twoją nieobecność, a także informacje, że nie będziesz w stanie pisać już na evencie, Twoja postać opuściła go, udając się do sklepu niedaleko miejsca głównych zdarzeń. Mistrz Gry dziękuje za Twój udział w zabawie!

Punkty życia:
Jiahao Yimu 161/161
Judith Carter 169/174 (-5 P)
Johan van der Decken 184/184
Laurie Padmore 123/162 (-23 P, -16 W, zdarta skóra na kolanach, zawroty głowy, rosnący na głowie guz)
Tilly Bloodoworth 151/156  (-5 P, ślady po palcach na nadgarstku)

Ekwipunek:

Czas na odpis macie do piątku (7.04) do 20:00. W przypadku potrzeby posta uzupełniającego - post z pierwszą akcją powinien pojawić się do środy (5.04) do 20:00.
Mistrz Gry
Wiek :
Miejsce zamieszkania : Piekło
Zawód : Guru sekty satanistycznej